Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2010, 23:10   #30
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zaklinacz pociągnął za klamkę... I rozległ się głośny wrzask, piskliwy i spanikowany.
Romualdo był półnagi...a może nawet całkiem nagi, bo zakrywał dolną część ciała, trzymaną dłońmi suknią, przeznaczoną na jego przebranie. Miał na głowie założoną perukę i zapewne szykował suknię na jutrzejszy występ. I mógł się podobać kobietom. Pod tymi powłóczystymi szatami, kryło się ,co prawda blade, ale i harmonijnie zbudowane ciało szczupłego mężczyzny, z ładną rzeźbą brzucha. Co prawda ciężko to było docenić, gdy twarz poety wykrzywiał grymas wściekłości, wstydu i przerażenia zarazem.
Blady jak ściana Romualdo piskliwym głosem wykrzyczał.- Wwwwynnnocha mi stąd! Wyyjjśść ! Ttto jest napaaaaść!
Machał nerwowo palcami wskazując to na dzieciaka, to na niziołka.- Wyjdźcie! Wyjdźcie!! Wyjdźcie!!!
I wydawał się być na skraju histerii. A te odgłosy przyciągały uwagę osób z pobliskich pokojów.
Docierały też na dół karczmy. W dodatku piskliwy głosik spanikowanego Romualda, do złudzenie przypominał głos kobiecy.
I wśród pijanych poszukiwaczy przygód okupujących salę jadalną znaleźli się tacy, których rajcowało ratowanie dziewic w opałach.


I pozbawianie ich dziewictwa w ramach opłaty. A że był wstawiony, to i... istniała możliwość, że nie zauważy, iż Romualdo niespecjalnie mieści się w kategorii: „kobieta”.
-Nie bój... się... pani ma... Krugar Niszsz..szczyciel idzie..hep...idzie...ci na pomoc!- ryknął głośno.
Kenning rozpoznał ten piskliwy głosik i...wiedział, że nie należy on do kobiety, a Romualda.
Rozejrzał się dookoła. Koniec końców, został sam. Gaspaccio porwawszy obie kobiety znikł w mroku wieczoru. Zresztą bardziej niż planowanie wyprawy, interesowały go wdzięki obu poszukiwaczek. I dobranie się do nich.
Hibbo Ronald Armando Belbio coś tam coś tam... również tajemniczo się oddalił, w nieznanym kierunku.
A młody smokowaty z małym niziołkiem mieli pilnować poetę i wywołali chryję. Cudnie!

Gdy Hibbo wrócił po tajnej rozmowie ze szczurami, było już późno. Póki co korzystał z okazji jaką był pojedynczy pokój. Jednak wątpił by Gaspacciowi starczyło pieniędzy na takie luksusy. Prędzej czy później, będzie musiał wybrać sobie towarzysza z drużyny, z którym będzie dzielił pokój. Na razie jednak był zmęczony, wędrówkami i całym pełnym wrażeń dniem.
I zapadł w sen... Nie był to jednak sen zbyt przyjemny, choć obfitował. w atrakcje w postaci różowego dinosaura, zjadającego metalowe konstrukty i ziejącego ogniem. I goniącego Hibbo po jakiś tunelach. I gdy gnom już prawie lądował w jego pysku... przebudził się.
I patrzył ze zdziwieniem, jak mały humanoid z błoniastymi skrzydłami i ogonem zakończonym żądłem, przeszukuje jego pakunki, klnąc na czym świat stoi.


Quasit też zauważył, że gnom się przebudził i rozglądając się nerwowo rzekł.- Eeeee... ty mnie nie widzisz. Mnie tu tak naprawdę nie ma, to tylko iluzja... eee... sen. Tak! Ty śnisz! A skoro śnisz, to nie musisz się mną przejmować, prawda?

Ranek... był ciężki dla Krisnys. Ciało miała obolałe, w żołądku szalało jej tornado, głowę rozsadzał jej kac gigant. Odetchnęła ciężko i rozejrzała się oceniając sytuację.
Leżała naga... no może nie tyle naga, co rozebrana. Zarówno spódnicę, jak i majtki miała zaplątane na wysokości kostek. Koszula była rozwiązana, odsłaniając biust. A niedbale narzucona kołdra nie zasłaniała je wypiętego w górę zadka. Co gorsza, na łóżku nie leżała sama. Tuż obok chrapał nagi Gaspaccio, a na jego torsie wtulona w niego Katrina.
Cała trójka balangowiczów, jak mogła ocenić bardka, nie znajdowała się w Piwożłopie, a w wysokiej klasy burdelu. A i wspomnienia Krisnys były poszatkowane. Pamiętała męskie dłonie pieszczące jej wypięty tyłek, pamiętała jak całowała Gaspaccia namiętnie, pamiętała jak Katrina również całowała szlachcica. Pamiętała usta na swym biuście i czerwoną jak burak Katrinę w gorseciku i majteczkach. Nie pamiętała czyje to były usta... może nie Gaspaccia, a Katriny właśnie?! Albo ich obojga?! Przesunięcie dłonią po udzie, pozwoliło bardce wyczuć jej zaschniętą wilgoć... Chyba wczoraj doszła do szczytu rozkoszy. O bogowie?! Czyżby brała udział w orgii z pracodawcą i współtowarzyszką podróży?! Głowa i obolałe ciało stwierdzały, że było ostro.
Przymknęła oczy, starając się zapomnieć o kotłującej się zawartości jej żołądka. W tym stanie mogłaby doczłapać do łazienki, nie wspominając o tym, że wpierw powinna się ubrać.
Bardka potrzebowała jeszcze godziny, albo dwóch by pozbierać się do kupy.

Katrina tymczasem otworzyła oczy, po tym jak śniło się, że znów jest w domu. Koszmar który sprawił, że po jej ciele przeszła gęsia skórka. Otworzyła oczy odruchowo tuląc się mocniej do ciała mężczyzny, z którym spędziła noc...
A przecież nie miało tak być. Miała być kolacja w towarzystwie bawidamka. Ale od wejścia do lokalu sprawy powoli zaczęły się wymykać spod kontroli. Kolejne, coraz bardziej odważne pieszczoty, jego usta na jej całym ciele. Po prostu ją zdobył...
Mimo, że wiedziała kim jest Gaspaccio, mimo że znała takich typków, mimo że nie piła alkoholu. Mimo to, on ją zdobył, Pozwalała mu się całować. Pozwalała mu się coraz śmielej pieścić. Wreszcie, pozwoliła mu się posiąść. Ciekawość i chęć przyjemności zagłuszyły rozsądek.
Przespała się ze swym pracodawcą i... wspomnienia tej nocy przyprawiały jej ciało, o przyjemny dreszczyk.
Wędrowała palcami po klatce piersiowej Gaspaccio, w dół po jego brzuchu. W zamyśleniu przygryzała wargę rozważając swą sytuację.
Kolejny gniewny okrzyk... Rozpoznała ten głos. Reginald Tijou! Jej ojciec.
Głos dobiegał zza okna podbiegła do niego, dopiero przy oknie orientując się, że jet „ubrana” jedynie w rękawiczki koronkowe bez palców i białe pończoszki na nogach. Reszta jej garderoby walała się po pokoju, zmieszana ze ubraniami Gaccia.
Otworzyła okno, i wychyliła się odrobinę tylko, mając na względzie swą nagość. I rzeczywiście...

Tuż przed zamtuzem w którym nocowali, stała kareta z herbem rodu Tijou.


Z jej herbem...
Drogę tej karocy, zatarasował inny pojazd. Wóz z beczkami z winem, ciągniętym przez dwa muły. I to na dłużej, bo przy wozie z winem pękło koło. Co oczywiście irytowało, siwowłosego pasażera owego wozu. Jej ojca.
-Co się stało?- usłyszała za sobą szept, męskiej dłonie objęły ją w pasie. Po chwili jedna z nich objęła pierś Katriny, masując ją w czułej pieszczocie. Były to dłonie Gaccia, tak samo jak i ocierający się o jej pupę... „mieczyk” szlachcica. Widać ciało Gaspaccia, już się wyspało, a jej widok dodał jemu wigoru. Lekko ziewając szlachcic wędrował ustami po szyi Katriny. A ona patrzyła w dół, na karetę swego ojca. Co by powiedział, gdyby wiedział, że jego córka wczoraj figlowała rozpustnie w zamtuzie? I to nie tylko z mężczyzną, ale i w towarzystwie innej kobiety? Co by powiedział, gdyby wiedział, że gdy on tam się piekli na woźnicę i sługi, ona stoi w otwartym oknie, naga i obściskiwana przez gołego mężczyznę, przynosząc wstyd jego nazwisku?... Co on tu właściwie robił, z dala od domu?

Dość długo trójka zaginionych balangowiczów wracała do „Piwożłopa”. Dopiero późnym rankiem następnego dnia zawitali do karczmy. Z całej trójki, to Krisnys wyglądała najgorzej, podkrążone oczy i bladość cery świadczyły, że nie żałowała sobie ni wina i innych przyjemności. I najwyraźniej mocno z nimi przesadziła. Wyglądała jak siedem nieszczęść razem wziętych.
Wczoraj debata drużyny, przyniosła kilka planów, ale który z nich zostanie zrealizowany i jak?
Przy stole usiadła cała grupka, zarówno dwóch pracodawców, jak i ich pracownicy.
Czas planowania się kończył, nadchodził czas działania.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-10-2010 o 14:57.
abishai jest offline