Orszak zbliżał się do wioski. Czuć było w powietrzu woń ogniska. Dzieciarnia bawiła się, rzucając kamieniami i zaschniętym krowim łajnem w dwa nabite na włócznie truchła zielonoskórych goblinów. Ursuson podszedł do Magini i Ryi, wskazując brodą na kotołaka. Ten szedł wyprostowany i dumny. Uniesiony wysoko ogon powiewał jak sztandar. Na kocim pysku widać było ogromne zadowolenie. Ursuson parsknął śmiechem. Pomyślał przez chwilę, aby wzorem dzieciaków podnieść zaschniętą grudę z ziemi i cisnąć w kierunku Drowa, lecz dewocyjne uwielbiający go Czarnoludzie mogliby wziąć to za obrazę i obrócić się przeciwko pozostałym członkom grupy.
Miejscowi cieszyli się, wyrażając to przez nieskładne krzyki i dziki taniec, pozbawiony jakiegokolwiek sensu. Do wojownika doskoczył staruszek, i nie przerywając tańca krzyczał coś w swoim narzeczu, zupełnie niezrozumiałym dla Ursusona. Groteskowo szczerzył pozbawione zębów dziąsła. - Miałem być teraz na zamku i dobierać się do dziewek służebnych, a nie siedzieć tu z wami, małpie ryje. Mam nadzieję że wichura zwieje wam te szałasy…
Ursuson mówiąc to, wyszczerzył zęby w uśmiechu i lekko podskakiwał, naśladując pozbawiony rytmu pląs starca. Staruszek, nie rozumiejąc go, sugerował się uśmiechem.
Zgrzał się nieco. Poczuł jak kiszki zwijają mu się w kolejny supeł a przeciągłe burczenie przebijało się nawet przez odgłosy plemiennych bębnów.
„Kiedy ja ostatnio jadłem?"
Odszedł na bok, rozglądając się po rachitycznych drzewach. Znalazł w końcu takie, które obrodziło brunatnymi owocami uwięzionymi w twardej lecz cienkiej skorupce. Zerwał jeden i szybko skruszył. Już miał wkładać do ust podejrzany owoc, gdy na jego ręce zawisł jeden z dzieciaków. Wojownik spojrzał na ramię, szukając przyczyny niestandardowego balastu. Chłopak, uniesiony w górę odskoczył, po czym pokazał na owoc, i teatralnie udając że je, wywraca nagle oczami, wystawia język i trzymając się za gardło pada na ziemię. „Cholerstwo jest zatrute. Dzięki, młody”
Ursuson odrzucił owoc i wytarł dłoń w trawę. Młody pobiegł gdzieś. Wrócił po kilku minutach niosąc na dużym liściu kilka pieczonych pędraków. Chwycił jednego i szybko zjadł, jakby prezentując. Ursuson był tak głodny, że niewiele myśląc chwycił garść robactwa i wpakował sobie do ust. Smakowały jak drób.
Wojownik uśmiechnął się, myśląc gorączkowo jak mógłby się odwdzięczyć. Nagle za linią krzaków zauważył spadek. Piaszczyste zbocze łagodnie opadało w koryto starej rzeki, po której zostało teraz niewielkie pasemko błota. Popatrzył na trzymaną w ręce prymitywną tarczę i wpadł na pomysł.
- Teraz pokaże wam, jaką to zabawę wymyślił kiedyś pewien głupek, Tony Jaszczomb.
Położył tarczę na skraju piaszczystego stoku, po czym stanął na niej, stopy wkładając w uchwyty na rękę. Balansując ciałem przechylił się. Deska sunęła po czerwonawym piachu. Zsunął się kilka metrów, starając się zachować równowagę, W końcu wyhamował.
Dzieciarnia wiwatowała. Wojownik chwycił tarczę i z trudem wracając pod górę, wiwatował razem z dzieciarnią. Tarcza powędrowała w ręce chłopaczka, który odwiódł go od zjedzenia trującego owocu. Ten od razu zabrał się do dzieła, zręcznie powtarzając wszystkie czynności. Zsunął się kilka metrów, po czym stracił równowagę i runął na ziemię. Wstał, podniósł tarczę i zarechotał – odpowiedziały mu pozostałe dziecięce głosy. Ursuson spokojnie oddalił się, nie chcąc przeszkadzać w zabawie. „Zobaczymy co u Koteczka...czyżbym słyszał coś o żarciu?”
__________________ Bar pod Martwym Mutkiem - blog Neuroshima RPG. Link w profilu. Serdecznie zapraszam! |