Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2010, 14:30   #23
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
C'evilla ciekawiło jak wielki syf się w mieście zrobi z okazji śmierci strażnika... o ile umarł. Kto wie, może gdzieś pod ręką faktycznie znalazł się kapłan pałający chęcią niesienia pomocy? Ale straż i tak będzie węszyć, taka jej parszywa robota. Abe w tym momencie cieszył się, że sam nie wpadł po uszy w jakieś gówno. Zbyt istotne sprawy miał tu do załatwienia, by pozwolić sobie na wciągnięcie na miejską czarną listę. Nawet w tej chwili miał na głowie ważniejsze sprawy niż wydarzenia sprzed tawerny Talboota. Musiał wziąć kąpiel!
Mimo dość niskiej temperatury na zewnątrz, Threepwood czuł na sobie pot. Przeszedł w ten dzień wiele mil i choć magia potrafiła zakryć pył z traktu, to nie mogła oszukać zmysłów mężczyzny. Zszedł więc na chwilę na dół i nie przejmując się zupełnie tym, że gospodarz miał na głowie posprzątanie całej sali po burdzie sprzed paru godzin kazał wtaszczyć do swojego pokoju balię z wodą. Oczywiście za ten „luksus” kazano mu dodatkowo zapłacić, ale trudno- wszak czystość to zdrowie, jak mówi przysłowie.

Zamówiona balia pojawiła się w pokoju nad wyraz szybko, ani chybi z powodu dorzuconego do ceny usługi napiwku. Mając wszystkie niezbędne po temu komponenta Zoth'illam rozpoczął swoisty rytuał. Jego ubiór spełniał bardzo wiele funkcji, lecz miał jedną zasadniczą wadę- potwornie długo się go zdejmowało. Najpierw Zoth zdjął z dłoni aksamitne, czarne rękawiczki i położył je u wezgłowia łóżka. Następnie rozwiązał apaszkę, zwinął ją ostrożnie i odłożył obok rękawiczek. Kolejne były buty- z wysoką cholewą i na niskim obcasie, lecz wykonane z bardzo delikatnej skóry i na pozór nienadające się do żadnych długich podróży. Wsunął je pod łóżko. Potem odpiął pas, a gdy ten tylko został przewieszony przez krawędź łoża, z Zoth'illama uszły resztki sił. Całe zmęczenie zalało go nagłą, silną falą. Uda kuły jakby poprzebijane rozpalonymi igłami, stopy pulsowały tępym bólem. Lecz nie miało to żadnego znaczenia, sen ukoi ból i zmyje zmęczenie.
Usiadł ciężko na łóżku i zaczął rozpinać pasy, głównie z których składało się jego odzienie. Było ich dokładnie dwadzieścia osiem: cztery na lewej i cztery na prawej ręce, tyle samo chroniło jego brzuch, jeden spinał w tali spodnie z białego sukna, dwanaście owiniętych było wokół prawej nogi, trzy umiejscowione były na kostce, łydce i udzie nogi lewej. Jedna sprzączka po drugiej uwalniały skrępowane, twarde mięśnie. Wszystkie te pasy nie były jednak zrzucane w nieładzie, byłoby to bowiem niemożliwe. Każdy segment pasów, z każdej kończyny i tułowia, był bowiem połączony wytrzymałymi, grubymi rzemieniami, trzymającymi poszczególne komplety w całości. Wreszcie Zoth'illam wstał, pozwalając swym spodniom opaść do kostek. Mężczyzna niedbale wyszedł z ostatniej części swego odzienia i wszedł do balii. Woda zaczęła już stygnąć, lecz jemu zupełnie to nie przeszkadzało. Lubił zimno. To ciepło sprawiało mu dyskomfort.

Powoli namydlając swe ciało C'eville oddał się rozmyślaniom. Trochę za dużo spotkało go przypadków jak na jeden dzień. Ten dziwny mężczyzna w karczmie, który pomylił go z kimś innym... Właśnie, pomylił. Abe był dumny ze swojego wyglądu, wszystko było w nim charakterystyczne- oczy błękitne jak lodowiec, ostre przystojne rysy twarzy, nastroszone włosy, idealna sylwetka, egzotyczny ubiór. Może nikt go z nikim nie pomylił? Lecz kto mógłby go znać w Cruar's Cove? Kto mógłby w ogóle wiedzieć, że przybędzie do miasta? Wiele pytań, żadnych odpowiedzi.
Po zakończeniu ablucji mężczyzna owinął się ręcznikiem i wystawił balię za drzwi. Obsługa zniesie go na dół, a Abe nie chciał by ktokolwiek mu już dzisiaj przeszkadzał.
Na tym jednak wieczorny rytuał się nie skończył. Po dokładnym wytarciu swego ciała i włosów z wody, Abe rzucił niedbale ręcznik na jedyne w pokoju krzesło i przestawił je pod drzwi, zapierając mocno o podłogę. Okiennice w pokojowym oknie zamykane były jedynie na mały skobel, który nie gwarantował żadnego bezpieczeństwa, a ponieważ otwierały się na zewnątrz, nie było jak ich zablokować. Prewencyjnie C'eville postawił więc pod oknem plecak, aby hipotetyczny a nieuważny włamywacz przynajmniej narobił hałasu.

Po zapewnieniu sobie minimum bezpieczeństwa odłożył jeszcze swoje ubranie na mały stolik, każdy element garderoby równo układając, po czym położył się nagi na łóżku. Nie przykrywał się kocem, zamknął oczy i po krótkiej chwili poczuł na skórze delikatny, chłodny przeciąg. Okiennice były nieszczelne, a może same ściany? Nie miało to żadnego znaczenia. Powiew go odprężał, pozwalał zasnąć.


Poranne śniadanie, chociaż w zaistniałych okolicznościach zupełnie normalne, jawiło się dla Threepwood'a jako kolejna okazja do zarobku. No, może nie do końca śniadanie, a raczej elementy okołośniadaniowe. Strażnicy leniwie przesłuchiwali klientów, wyraźnie pozbawieni entuzjazmu i wolący raczej odespać brakujące godziny wypoczynku, niż zajmować się swoją robotą. Siłą rzeczy i Abe'a czekało takie przesłuchanie, ale po prawdzie czekał na nie. A konkretnie czekał na nie od kiedy przeczytał dwa ogłoszenia: jedno o poszukiwaniu świadków wypadków pod tawerną Talboota, a drugie... Tak, drugie było szczególnie ciekawe.

Cytat:
Poszukuje się drużyny lub wyszkolonych najemników do pracy na rzecz Straży. Warunki do ustalenia. Informacje i zgłoszenia - Kapitan Stratof
"Praca na rzecz straży. Toż to jak kogiel-mogiel dla dziecka. Przyzwoita stawka, odgórna zgodność z prawem i częściowy immunitet. Jakżeby dobry podróżny miał nie pomóc?"
W trakcie przemyśleń do C'evilla dotarły dwie rzeczy: zamówiona jajecznica i niezamówieni strażnicy. Na tym jednak różnice między jednym a drugim się nie kończyły. Jajecznica była apetyczna i nie gadała, kiedy strażnicy byli nieapetyczni i gadali głośniej niż kazałaby odległość.
-Kiedy się tu zatrzymałeś?- ach tak, Zoth'illam ze swoim wyglądem nie został zaliczony do kategorii "pan", tylko do "ej ty". Nic nowego.
-Wczoraj po południu panie władzo. I muszę, jako przyjezdny, wyrazić pewne zaniepokojenie...
-Wyrażać się będziesz jak na to pozwolę- strażnik wepchnął się Zoth'illamowi w pół słowa, lecz ten z zasady nie dawał się przekrzykiwać.
-Pewne zaniepokojenie- kontynuował głośniej- poziomem bezpieczeństwa w miejscowych karczmach. W tej doszło do bójki, a przed inną którą mijałem byłem świadkiem napaści na strażników- tak jak można było przewidzieć zeznanie wywołało zainteresowanie obu przedstawicieli miejskich sił bezpieczeństwa.
-I w obu przypadkach był pan świadkiem?- pytanie w jakże typowy sposób sugerowało, że Zoth'illam na pewno był czynnym uczestnikiem, a straż potrzebuje jedynie śladu dowodu by go przymknąć.
-Dokładnie tak, panie władzo- zgodził się grzecznie Abe Threepwood C'eville, zastanawiając się po co strażnicy chadzali dwójkami, skoro zawsze tylko jeden z nich zajmował się przesłuchaniami. Jeden miał gadane, a drugi miał pamięć?-Z tego, co tutaj zaobserwowałem cała bójka rozpoczęła się od jakiejś sprzeczki przy szynku. Od słowa do słowa, potem do rękoczynów. Źle wymierzone ciśnięcie kuflem trafiło w przypadkową osobę, która zdecydowała za to oddać innej przypadkowej osobie... no i jakoś tak ziarnko do ziarnka i rozpętała się bijatyka. Ja jak najszybciej umknąłem na piętro, gdzie wynajmuję pokój, i przeczekałem burdę.
Przedstawiciele władz byli wyraźnie sceptyczni, bo jak to możliwe, że mężczyzna umięśniony jak barbarzyńca z północy mógłby unikać bójek?
-Czyli nie uczestniczył pan w bijatyce?
-Nie, panie władzo. A ponieważ umknąłem dość szybko, to i niewiele widziałem. Obawiam się, że nie byłbym w stanie zidentyfikować delikwentów, którzy dopuścili się do niszczenia karczemnego mienia.
-A zajście przed tawerną Talboota? Stamtąd też zwiałeś i niczego nie widziałeś?- ach ten cudowny sceptycyzm i brak zaufania.
-Szczerze mówiąc: tak. A to, co widziałem z chęcią przekażę na posterunku, najlepiej kapitanowi Stratofowi. Szukam pracy. Na pewno tacy wzorowi przedstawiciele miejskich służb wskazaliby mi drogę do właściwego budynku?- Zoth'illama wymiana zdań ze strażnikiem zaczynała już nudzić. Klepane regułki i udawane doszukiwanie się win wszelakich było nużące.
-Ty? Pracy? Jako kto?- strażnik ledwie opanował śmiech.
Jako twój sędzia, kat i grabarz.”- Jako najemnik- wytłumaczył z grzecznym uśmiechem.
-Chciałbym to zobaczyć- „jeszcze jedna taka uwaga, a już niczego w życiu nie zobaczysz.”- Proszę bardzo. Kapitan Stratof rezyduje w głównej strażnicy przy bramie do Starego Miasta. Dojdziesz tam tak...


Chęć na pracę dla straży miejskiej jakoś dziwnie w C'evillu zmalała, ale nie na tyle by pomysł ten miał porzucić. Takie zlecenia niemal zawsze wychodziły najemnikom na zdrowie, a robota pewna niejednokrotnie bywa lepsza od lukratywnej.
Strażnica faktycznie znajdowała się przy bramie, która mimo jak najbardziej porannej pory była zamknięta. Abe nie znał miasta, więc szczerze mówiąc nie miał pojęcia co się za nią znajduje- dzielnica arystokracji, ratusz miejski, a może lochy? Diabli wiedzą, a Threepwooda w obecnej chwili to nie interesowało.
Sympatyczny wartownik wpuścił C'evilla do strażnicy w kilku burknięciach, po tym jak został mu wytłumaczony cel wizyty dziwacznie ubranego mężczyzny. Naturalnie wcześniej kazał złożyć wszelką posiadaną przez Threepwooda broń, a ten jakoś nie był specjalnie przywiązany do swojego sztyletu. Jak można się było spodziewać, wnętrze było niemal wyludnione- pewnie każdy, kogo dało się wysłać w miasto szukał śladów, a papierkowa robota i wysłuchiwanie petentów którym zniknął pies mogło poczekać.

Kapitan urzędował na piętrze, za wielkim biurkiem, na którym walały się różne papierzyska- zapewne raporty. Stratof młodość miał już za sobą i wyglądał jak weteran kilku wojen: szrama szpeciła mu twarz, a sylwetka w jakiś sposób sugerowała, że w swoim życiu kilka razy oberwał za mocno. Przez to wszystko był nieomal antytezą Zoth'illama: młodego, przystojnego, z ciałem jak u najgorliwszego wyznawcy Sune.
Kapitan, stosownie do swojej rangi, miał manierę kazać na siebie czekać. Abe nie słynął ze swojej cierpliwości, lecz akurat teraz, w Cruar's Cove, nigdzie mu się nie spieszyło.
-Czego pan chce? I proszę się streszczać, jestem zajęty- Stratof w końcu obdarzył przybysza odrobiną swej uwagi.
-Ja chcę pracy- Abe mówił wprost- a wy kapitanie, chcecie najemnika. Możemy więc sobie nawzajem pomóc. A ponieważ widzę kapitanie, że jesteście człowiekiem zajętym, zapytam otwarcie: ile płacicie i za co?
C'evillowi trudno było ocenić, czy jego bezpośrednie podejście przypadło Stratofowi do gustu, czy wprost przeciwnie. Nie wyleciał jednak za drzwi, a to zawsze dobry znak.
-Straż miejska- zaczął powoli kapitan- ma na głowie wiele spraw. Niektóre z nich są bardziej kontrowersyjne, inne mniej. Niektóre można rozwiązywać oficjalnymi torami, inne należy zakończyć naginając trochę prawo...
-Tak, tak, tak...- Threepwood wszedł rozmówcy w słowo- ma kapitan przed sobą robotę, która albo wiąże się ze zbyt dużym niebezpieczeństwem, by posyłać na nią rekrutów, albo śmierdzi za bardzo, by umoczyć w niej oficerów. Najemnikom nie płaci się za pielenie grządek, tylko za brudną robotę. Czego więc dotyczy zlecenie?
-W mieście funkcjonuje grupa, która eliminuje strażników miejskich. Niby wszystko wygląda jak typowa napaść czy bójka z udziałem straży jakich wiele jest w mieście, zwłaszcza w tych gorszych dzielnicach. To jeden z tematów. Po drugiej stronie szali leży zwykłe zabójstwo, no nie do końca zwykłe, ale... o czym mam mówić więcej? - pyta spoglądając gdzieś za plecy rozmówcy.
„Na rany Ilmatera, czy oni nigdy nie mogą powiedzieć wprost, że chcą kogoś sprzątnąć?”
-Namierzyć grupę, zidentyfikować szefów, posprzątać. Jasna sprawa- ocenił Abe.-Kapitan chce stworzyć zwartą grupę najemników, czy każdy ma pracować na własne konto i nie rzucać się w oczy?- tak jakby Zoth'illam kiedykolwiek nie rzucał się w oczy.
-To już mnie nie obchodzi. Chcę jedynie rezultatów.
-Doskonale. Niech więc kapitan wykłada zaliczkę i przygotuje się na rychłe zamknięcie sprawy.
 
Zapatashura jest offline