Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2010, 09:09   #21
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Słysząc "ten pierście..." zadziałał natychmiast. Pierwsze pogrubił swoje palce, aby wyglądały, jak u spasionego starca, a przede wszystkim, aby pierścień, został wchłonięty w grube opasłe paluchy. następnie pochylił głowę, i patrząc w stół, dodał sobie przekrwione oczy, wielki nos z równie wielką kurzajką, i wiele zmarszczek, usunął trzy zęby i wytworzył nierówny zarost. Wyprostował głowę, i zobaczył, że dwójka strażników wraca z tyłu. Teraz czas na resztę zmian, powiększył sobie brzuch, tak, że guziki kamizelki trzeszczały, lekko skrócił nogi, i także dodał im tuszy, nie pozostawił rąk bez zmian. Gdyby ktoś patrzył wprost na niego i gdyby te zmiany, nie były maskowane stołem, efekt byłby przerażający, bo z pięknego młodego człowieka, w parę sekund zmienił się w grubego pokurczonego starca.

Teraz pozostało się namyślić i czekać. Walczyć zawsze zdąży, zresztą i tego nie zamierzał robić. Czar niewidzialności jest w zupełności wystarczający aby ujść z życiem. Zastanawiał się, czy to jego szukają i jeśli tak, to na czyj rozkaz. Istniała też opcja, że szukają tego członka Ligi, który miał się z nim spotkać, jeśli tak, to musi się dowiedzieć czegoś więcej.



- Mości strażniku, - zaskrzeczał - jestem magie, jak macie coś należącego do tego zbira, to za drobną opłatą powiem wam czy tu jest. Kogo właściwie zabił, bo to dziwne, że szukacie kogoś identyfikując go po pierścieniu, przecież pewnie go już dawno wyrzucił, albo schował. Tak czy tak, nie moja sprawa. 15 sztuk złota, i powiem wam czy jest w promieniu 100 metrów. - zastanowił się - A jak bym go nie znalazł to macie tą usługę gratis. -
- Posiłkowaliśmy się taką magią starcze. Piętnaście sztuk złota - prychnął najwyraźniej wściekły i przestał zwracać uwagę na postać - Piętro! Jack wypytaj szynkarza o gości... Jeżeli jesteś pewny, że pierścień jest w tym domu. -

Kiedy strażnicy zaczęli wbiegać na piętro z góry słychać było brzęk tłuczonego szkła, jakby ktoś wybił okno.

- Nie jest mądrze kpić z mądrości jaka z latami przychodzi. - zabrał rękę pod stół, i natychmiast sięgną do sakiewki, przemieścił pierścień, poprzez palec i upuścił go w sakiewce, jednocześnie wyjmując dwie złote monety. W sakiewce pierścień, był całkowicie niewykrywalny, przynajmniej nie poprzez żaden jemu znany sposób.
- Zważywszy, że nie chce korzystać z moich usług, i że całkowicie nie pasuję do waszego opisu - skrzeczał wygramalając się niezdarnie zza stołu, - udam się do spokojniejszych lokali. - Ruszył w stronę karczmarza z monetami w dłoni.

Strażnicy nie zwracali na niego uwagi, i zajmowali się przeszukiwaniem gospody, jedynie jeden z nich stał przy barze i opisywał dokładniej karczmarzowi sygnet Ligi, i wygląd tego którego szukał. Strażnik był zapewne magiem, bo miał przy pasie tubus na różdżkę i woreczki z komponentami. Amator pomyślał w duchu Maroco, żaden z utalentowanych magów nie korzystał z różdżek, po pierwsze najbardziej przydatne czary uczył się rzucać z maksymalną skutecznością, samą siłą woli, a po drugie kryształowe kule, były o wiele bardziej skuteczne do koncentracji mocy. Komponenty to także przeżytek, ale cóż, nie ma czasu na lekcje dla amatora. Zamierzał usłyszeć dokładny opis swojego kontaktu, ale strażnik zamilkł kiedy się zbliżył, karczmarz także zwrócił na niego uwagę i okazał dużo zdziwienia, za dużo.
- To za posiłek, i wino, które mi podałeś, wcześniejsze złoto traktuj, jako napiwek - powiedział kładąc dwie złote monety na stów, i wyjął jeszcze pięć - A to za te dwie butelki, które zamówiłem u twojej kelnerki. Zakładam, że to wystarczy. Masz panie dobry gust jeśli chodzi o wina, i choć straż rujnuje ci interes, na mnie możesz liczyć. Zabawię w tym mieście pewnie jakiś czas i zajrzę czasem po wina. - Mówił, kiedy karczmarz z szeroko otwartymi ustami na widok takiej ilości złota wyjmował dwie przykurzone butelki wina, i przecierał je szybko szmatą. Maroco liczył, że ilość złota wytłumaczy zdziwienie karczmarza, a obietnica powrotu takiego klienta, zamknie mu usta. Maroco wziął wina, zerknął na etykiety i powiedział.
- Wyśmienite, naprawdę wyśmienite. Zajrzę po wino pewnie jutro popołudniu, lub przyślę posłańca, a gdyby takowy, chciał cię oszukać, powiem tak, nie spodziewaj się mniej niż trzy sztuki złota za butelkę, jak da mniej, nie sprzedawaj mu wina, tylko go odeślij, wtedy zjawię się sam. - Odwrócił się trzymając obie w dłoniach, ruszył do wyjścia, kiwając się lekko na boki, prostym czarem magicznej dłoni otworzył sobie drzwi i zamknął je za sobą. Ruszył w stronę gospody Talboota, a kiedy zniknął z oczu strażnikom, schował butelki do sakiewki, i w trakcie marszu powrócił do swojego wcześniejszego wyglądu, wszedł do karczmy i zwrócił się do gospodarza.
- Zapraszam do mnie musimy chwilę porozmawiać na osobności - kiedy dotarli do jego pokoju, Maroco zrobił dwie rzeczy, po pierwsze wyjął dwadzieścia złotych monet i położył na stole. - To jest moje podziękowanie za przysługę. Przysługa wygląda tak, pracuję teraz dla bardzo wpływowego człowieka w tym mieście, wyjaśniam dla niego pewną sprawę rodzinną, a właściwie braku pewnej członka rodziny, który zmarł bardzo tragicznie. Gwarantuję, że nie będziesz miał z tego powodu problemów, jednak aby zapewnić ci spokój ja będę musiał zmieniać swój wygląd, w taki sposób. - Zamknął oczy, użył prostego czaru, aby stworzyć wokół siebie podmuch, i zmienił się w starszego, na pewno powyżej 60-cio letniego człowieka. O siwych włosach, perfekcyjni zaczesanych do tyłu, z ostrymi rysami twarzy, wysokiego na ponad dwa metry, o mocnej budowie. - Zadaniem dla ciebie, jest udostępniać mi ten pokój, niezależnie jakbym wyglądał, czy jak się przedstawiał. Rozpoznasz mnie o po tym, że zawsze powiem tak, "chciałbym ten pokój w którym zatrzymywałem się, wcześniej, ten w którym czuć zapach morza." Czy sądzisz, że możesz to dla mnie zrobić? Czy mam szukać innej gospody? -

Karczmarz przez chwilę milczał oszołomiony, pewnie zastanawiał się, czy ryzyko jest większe czy mniejsze niż 20 sztuk złota.
- aha to złoto to tylko zaliczka, jak wykonam zadanie, dostaniesz dużo więcej - to było to co przechyliło szalę.
- Tak panie, odpowiedział karczmarz, z chciwym wzrokiem.
- W takim razie złoto jest twoje. - powiedział. - Zaraz będę wychodził, powinien wrócić na wieczór, więc przypilnuj, aby to wino było schłodzone - dodał wyjmując z małej sakiewki butelkę wina - i jak zjawię się na kolację, to zadbaj, aby łaźnia była pusta, jak skończę, ją jeść. -
Gospodarz zgarnął złoto, i lekko się kłaniając wyszedł.



Maroco wyjął z sakiewki ubranie, w które się przebrał, wyjął także swój miecz, któremu nadał kształt, brązowej okuwanej laski, z srebrną gałka na końcu, z jednej strony gałka była rzeźbiona na kształt głowy wilka, zamiast standardowego okucia laski na dole, na końcu był długi na 10 centymetrów szpikulec. Ostatecznie ten rodzaj magicznej broni, mógł przybierać dogodny dla posiadacza kształt, ale zawsze musiała to być broń, irytowało go takie ograniczenie, od początku, jak tylko zdobył tą broń, wtedy myślał jeszcze, że to zwykły magiczny rapier, uważał że można to było lepiej zorganizować. Sam nigdy nie studiował zaklinania, ale to nie mogło być dużo bardziej skomplikowane.



Kiedy był już gotowy, ruszył na miasto, poszukać swojego kontaktu. Zamierzał przejść się dookoła gospody, w której miał mieć spotkanie, zobaczyć czy straż kogoś dopadła, i poszukać śladów, pod rozbitym oknem. Być może ktoś tamtędy uciekał, a może tylko wyrzucił coś czego chciał się pozbyć.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 26-10-2010 o 23:30.
deMaus jest offline  
Stary 28-10-2010, 15:07   #22
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Pan Barrow spojrzał pytająco na Meredith, która równie była zaskoczona co on. Zabić! Wplątanie w kolejną zbrodnie, jeszcze tego jej brakowało... A może wieści już zdążyły się rozejść i jest teraz poszukiwana. Rozejrzała się dookoła zakłopotana. Nikogo jednak nie zauważyła. Może to pewna forma drwiny, którą zaplanowała sobie baronowa?
- Przepraszam, nie wiem czy dobrze zrozumiałem? Skąd taki pomysł? – przerwał milczenie pan Barrow.
- Tak najnormalniej w świecie mnie zabić. W tym już pozostawiam zupełną dowolność, jakieś propozycje? Zaraz wybierzemy coś wspólnie. Oczywiście moi drodzy wszystko będzie działo się pod wspólna naszą kontrolą, nikt nie może się o niczym dowiedzieć.– powiedziała zadowolona z siebie, widać było, że bawi się doskonale.
- Tak przyznam również pani baronowej niezwykłą oryginalność, ale mogę wiedzieć dlaczego?
- No wiesz kochana w pewnym wieku, każde urodziny są podobne do siebie, przychodzą ciągle ci sami goście, te same twarze, trochę inaczej udekorowane. Po prostu chciałam trochę zapewnić atrakcji, a taka... – szukała słowa – ...godna śmierć, myślę, że sprawdzi się doskonale. – Albo baronowa była okropnie znudzona życiem, albo była po prostu szalona. Jedno nie wyklucza drugiego pomyślała elfka.
- Chciałabym, aby pani dała nam jeszcze trochę czasu do zastanowienia... – odrapała Merry cały pomysł jej się ani trochę nie podobał.
- Tak oczywiście, macie czas do końca kolacji. Jednak pozwolę sobie podać jeszcze jeden argument, który myślę, że pozytywnie wpłynie na waszą decyzję. - Podała im po kopercie, w której była mała karteczka z dość pokaźna liczbą.
- Tyle dostaniecie jeśli się zdecydujecie – powiedziała krótko. Po minie pana Barrowa można było stwierdzić, że najchętniej zapytałby się kiedy zaczynamy przygotowania, jednak ostateczna decyzja należała do Meredith. Suma również zrobiła na niej duże wrażenie, lecz nie miała ochoty wplątywać się w kolejną zbrodnie. Upiła łyk wina.
- Nie życzyłaby sobie pani po prostu dobrze odstawionej sztuki? Ze swojej strony mogę zapewnić pełen profesjonalizm, Zastanawiałam się nad monologami Kosefa.
- Ach monologi... piękna sztuka. To właśnie będzie dobrze odstawiona sztuka, tylko tym razem wezmę w niej udział sama i to ja będę główna bohaterką, a goście aktorami. Niezwykle zresztą dobrymi, gdyż doskonale się w swoje role wczują. To pewna forma właśnie podobnego monologu. Przypuszczenie - co by było gdyby?
- Pani baronowo, nie chce być niemiła, ale godnego następcę można znaleźć stosując dużo rozmaitych innych sposobów
- Panno Meredith oczywiście zdaje sobie z tego sprawę, ale czy tak nie będzie dużo zabawniej. Zabili nam teatr, pozwólmy, aby jego duch zawitał na przyjęciu.
- Może mi pani opowiedzieć jak to pani widzi? Tak ze szczegółami
- Ależ tak. Stałoby się to po występach. Zwykle odbywają się one po obiedzie, trwają mniej więcej 3-4 godziny. Następnie wzniosłabym toast - za wszystkich aktorów. – uniosła lekko swój kieliszek - myślę, że wtedy mogłabyś wejść. Może sztylet, albo jak wolisz miecz... Tylko trzeba zrobić to szybko... niezwykle szybko, aby nikt nie zdążył cię zatrzymać. Tak samo ucieczka. Będziesz miała trasę, która będzie pusta. Skryjecie się w ukrytym pokoju. Poczekacie, aż wszystko przycichnie.
- Jak długo? – wtrącił się pan Barrow.
- Myślę, że jeden dzień
- W tak miłym towarzystwie to nie będzie żaden problem – uśmiechnął się do elfki.
- Moja służba będzie do państwa dyspozycji w tym czasie
- Rozumiem – przeciągnęła słowo i się zamyśliła. – jeśli pani pozwoli chciałabym zamienić kilka słów z panem Barrow’em na osobności, przed podjęciem decyzji.
- Jeśli to koniecznie... w takim razie dam wam chwilkę, będę na was czekać w bibliotece – baronowa chwyciła napełniony kieliszek wina, po czym udała się w stronę pięknie zdobionych drzwi. Gdzie była biblioteka tego Merry nie wiedziała, miała nadzieje, że jej towarzysz jest bardziej zorientowany.
- Słucham panno Meredith? – spytał lekko się uśmiechając.
- Zna pan dobrze baronową?
- Tak jak wszyscy
- Czy zdarzało się, że wymyślała podobne rzeczy
- Tak, jednak nigdy na taką skale. Myślę, że nie ma się niczego obawiać z jej strony, tak jak mówi - tak się stanie
- Dobrze możemy wziąć udział w tej grze. Witam pana z powrotem na scenie – powiedziała kokieteryjnie.
- Dziękuje bardzo panno Meredith, jestem pani dłużnikiem, ze zechciała mnie pani w to zaangażować – Merry uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Proszę nie przesadzać z tym długiem... ruszajmy do biblioteki nie dajmy baronowej dłużej na nas czekać.
- Ma panienka racje- podał jej kieliszek wina i razem ruszyli w stronę ozdobnych drzwi. Okazało się, że pan Barrow również nie ma zielonego pojęcia gdzie może znajdować się biblioteka. Podziwiali piękne sklepienie krzyżowe sufitów trzymane przez wąskie i drobne sieci kolumn o kapitelach ozdobionych liśćmi bluszczu. Meredith na ścianach poznała kilku dość znanych malarzy i ich niesamowite dzieła. Przedstawiał głównie piękne krajobrazy, dzikie i dziewicze tereny, nie skazane cywilizacją. Poczuła się tutaj niezwykle dobrze, może przez jej eladrinską krew?
Krótko mówiąc pokręcili się po pięknie udekorowanym pałacu dopóki nie trafili na jakąś służkę, która zaprowadziła ich w umówione miejsce.
Zastali baronową przeglądającą książkę.
- O już jesteście. To jak mogę na was liczyć?
- Tak zgadamy się – odparła Merry – ma pani jakiś sentyment to którejś z broni?
- Myślałam o sztylecie... – powiedziała z uśmiechem i zuchwale pokazała książkę, gdzie widniał bardzo dobry rysunek piękne ozdobnego oręża. – nie jestem pewna czy taki może gdzieś tu dostać, ale poszukam.
- Co do ubioru, będzie to bal przebierańców. Specjalnie na tą okazje, alby nikt nie poznał waszej tożsamości. Stroje oczywiście dostaniecie ode mnie, tylko pozwólcie mojej krawcowej się wami zająć.

Przedstawienie czas zacząć pomyślała elfka.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 31-10-2010, 14:30   #23
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
C'evilla ciekawiło jak wielki syf się w mieście zrobi z okazji śmierci strażnika... o ile umarł. Kto wie, może gdzieś pod ręką faktycznie znalazł się kapłan pałający chęcią niesienia pomocy? Ale straż i tak będzie węszyć, taka jej parszywa robota. Abe w tym momencie cieszył się, że sam nie wpadł po uszy w jakieś gówno. Zbyt istotne sprawy miał tu do załatwienia, by pozwolić sobie na wciągnięcie na miejską czarną listę. Nawet w tej chwili miał na głowie ważniejsze sprawy niż wydarzenia sprzed tawerny Talboota. Musiał wziąć kąpiel!
Mimo dość niskiej temperatury na zewnątrz, Threepwood czuł na sobie pot. Przeszedł w ten dzień wiele mil i choć magia potrafiła zakryć pył z traktu, to nie mogła oszukać zmysłów mężczyzny. Zszedł więc na chwilę na dół i nie przejmując się zupełnie tym, że gospodarz miał na głowie posprzątanie całej sali po burdzie sprzed paru godzin kazał wtaszczyć do swojego pokoju balię z wodą. Oczywiście za ten „luksus” kazano mu dodatkowo zapłacić, ale trudno- wszak czystość to zdrowie, jak mówi przysłowie.

Zamówiona balia pojawiła się w pokoju nad wyraz szybko, ani chybi z powodu dorzuconego do ceny usługi napiwku. Mając wszystkie niezbędne po temu komponenta Zoth'illam rozpoczął swoisty rytuał. Jego ubiór spełniał bardzo wiele funkcji, lecz miał jedną zasadniczą wadę- potwornie długo się go zdejmowało. Najpierw Zoth zdjął z dłoni aksamitne, czarne rękawiczki i położył je u wezgłowia łóżka. Następnie rozwiązał apaszkę, zwinął ją ostrożnie i odłożył obok rękawiczek. Kolejne były buty- z wysoką cholewą i na niskim obcasie, lecz wykonane z bardzo delikatnej skóry i na pozór nienadające się do żadnych długich podróży. Wsunął je pod łóżko. Potem odpiął pas, a gdy ten tylko został przewieszony przez krawędź łoża, z Zoth'illama uszły resztki sił. Całe zmęczenie zalało go nagłą, silną falą. Uda kuły jakby poprzebijane rozpalonymi igłami, stopy pulsowały tępym bólem. Lecz nie miało to żadnego znaczenia, sen ukoi ból i zmyje zmęczenie.
Usiadł ciężko na łóżku i zaczął rozpinać pasy, głównie z których składało się jego odzienie. Było ich dokładnie dwadzieścia osiem: cztery na lewej i cztery na prawej ręce, tyle samo chroniło jego brzuch, jeden spinał w tali spodnie z białego sukna, dwanaście owiniętych było wokół prawej nogi, trzy umiejscowione były na kostce, łydce i udzie nogi lewej. Jedna sprzączka po drugiej uwalniały skrępowane, twarde mięśnie. Wszystkie te pasy nie były jednak zrzucane w nieładzie, byłoby to bowiem niemożliwe. Każdy segment pasów, z każdej kończyny i tułowia, był bowiem połączony wytrzymałymi, grubymi rzemieniami, trzymającymi poszczególne komplety w całości. Wreszcie Zoth'illam wstał, pozwalając swym spodniom opaść do kostek. Mężczyzna niedbale wyszedł z ostatniej części swego odzienia i wszedł do balii. Woda zaczęła już stygnąć, lecz jemu zupełnie to nie przeszkadzało. Lubił zimno. To ciepło sprawiało mu dyskomfort.

Powoli namydlając swe ciało C'eville oddał się rozmyślaniom. Trochę za dużo spotkało go przypadków jak na jeden dzień. Ten dziwny mężczyzna w karczmie, który pomylił go z kimś innym... Właśnie, pomylił. Abe był dumny ze swojego wyglądu, wszystko było w nim charakterystyczne- oczy błękitne jak lodowiec, ostre przystojne rysy twarzy, nastroszone włosy, idealna sylwetka, egzotyczny ubiór. Może nikt go z nikim nie pomylił? Lecz kto mógłby go znać w Cruar's Cove? Kto mógłby w ogóle wiedzieć, że przybędzie do miasta? Wiele pytań, żadnych odpowiedzi.
Po zakończeniu ablucji mężczyzna owinął się ręcznikiem i wystawił balię za drzwi. Obsługa zniesie go na dół, a Abe nie chciał by ktokolwiek mu już dzisiaj przeszkadzał.
Na tym jednak wieczorny rytuał się nie skończył. Po dokładnym wytarciu swego ciała i włosów z wody, Abe rzucił niedbale ręcznik na jedyne w pokoju krzesło i przestawił je pod drzwi, zapierając mocno o podłogę. Okiennice w pokojowym oknie zamykane były jedynie na mały skobel, który nie gwarantował żadnego bezpieczeństwa, a ponieważ otwierały się na zewnątrz, nie było jak ich zablokować. Prewencyjnie C'eville postawił więc pod oknem plecak, aby hipotetyczny a nieuważny włamywacz przynajmniej narobił hałasu.

Po zapewnieniu sobie minimum bezpieczeństwa odłożył jeszcze swoje ubranie na mały stolik, każdy element garderoby równo układając, po czym położył się nagi na łóżku. Nie przykrywał się kocem, zamknął oczy i po krótkiej chwili poczuł na skórze delikatny, chłodny przeciąg. Okiennice były nieszczelne, a może same ściany? Nie miało to żadnego znaczenia. Powiew go odprężał, pozwalał zasnąć.


Poranne śniadanie, chociaż w zaistniałych okolicznościach zupełnie normalne, jawiło się dla Threepwood'a jako kolejna okazja do zarobku. No, może nie do końca śniadanie, a raczej elementy okołośniadaniowe. Strażnicy leniwie przesłuchiwali klientów, wyraźnie pozbawieni entuzjazmu i wolący raczej odespać brakujące godziny wypoczynku, niż zajmować się swoją robotą. Siłą rzeczy i Abe'a czekało takie przesłuchanie, ale po prawdzie czekał na nie. A konkretnie czekał na nie od kiedy przeczytał dwa ogłoszenia: jedno o poszukiwaniu świadków wypadków pod tawerną Talboota, a drugie... Tak, drugie było szczególnie ciekawe.

Cytat:
Poszukuje się drużyny lub wyszkolonych najemników do pracy na rzecz Straży. Warunki do ustalenia. Informacje i zgłoszenia - Kapitan Stratof
"Praca na rzecz straży. Toż to jak kogiel-mogiel dla dziecka. Przyzwoita stawka, odgórna zgodność z prawem i częściowy immunitet. Jakżeby dobry podróżny miał nie pomóc?"
W trakcie przemyśleń do C'evilla dotarły dwie rzeczy: zamówiona jajecznica i niezamówieni strażnicy. Na tym jednak różnice między jednym a drugim się nie kończyły. Jajecznica była apetyczna i nie gadała, kiedy strażnicy byli nieapetyczni i gadali głośniej niż kazałaby odległość.
-Kiedy się tu zatrzymałeś?- ach tak, Zoth'illam ze swoim wyglądem nie został zaliczony do kategorii "pan", tylko do "ej ty". Nic nowego.
-Wczoraj po południu panie władzo. I muszę, jako przyjezdny, wyrazić pewne zaniepokojenie...
-Wyrażać się będziesz jak na to pozwolę- strażnik wepchnął się Zoth'illamowi w pół słowa, lecz ten z zasady nie dawał się przekrzykiwać.
-Pewne zaniepokojenie- kontynuował głośniej- poziomem bezpieczeństwa w miejscowych karczmach. W tej doszło do bójki, a przed inną którą mijałem byłem świadkiem napaści na strażników- tak jak można było przewidzieć zeznanie wywołało zainteresowanie obu przedstawicieli miejskich sił bezpieczeństwa.
-I w obu przypadkach był pan świadkiem?- pytanie w jakże typowy sposób sugerowało, że Zoth'illam na pewno był czynnym uczestnikiem, a straż potrzebuje jedynie śladu dowodu by go przymknąć.
-Dokładnie tak, panie władzo- zgodził się grzecznie Abe Threepwood C'eville, zastanawiając się po co strażnicy chadzali dwójkami, skoro zawsze tylko jeden z nich zajmował się przesłuchaniami. Jeden miał gadane, a drugi miał pamięć?-Z tego, co tutaj zaobserwowałem cała bójka rozpoczęła się od jakiejś sprzeczki przy szynku. Od słowa do słowa, potem do rękoczynów. Źle wymierzone ciśnięcie kuflem trafiło w przypadkową osobę, która zdecydowała za to oddać innej przypadkowej osobie... no i jakoś tak ziarnko do ziarnka i rozpętała się bijatyka. Ja jak najszybciej umknąłem na piętro, gdzie wynajmuję pokój, i przeczekałem burdę.
Przedstawiciele władz byli wyraźnie sceptyczni, bo jak to możliwe, że mężczyzna umięśniony jak barbarzyńca z północy mógłby unikać bójek?
-Czyli nie uczestniczył pan w bijatyce?
-Nie, panie władzo. A ponieważ umknąłem dość szybko, to i niewiele widziałem. Obawiam się, że nie byłbym w stanie zidentyfikować delikwentów, którzy dopuścili się do niszczenia karczemnego mienia.
-A zajście przed tawerną Talboota? Stamtąd też zwiałeś i niczego nie widziałeś?- ach ten cudowny sceptycyzm i brak zaufania.
-Szczerze mówiąc: tak. A to, co widziałem z chęcią przekażę na posterunku, najlepiej kapitanowi Stratofowi. Szukam pracy. Na pewno tacy wzorowi przedstawiciele miejskich służb wskazaliby mi drogę do właściwego budynku?- Zoth'illama wymiana zdań ze strażnikiem zaczynała już nudzić. Klepane regułki i udawane doszukiwanie się win wszelakich było nużące.
-Ty? Pracy? Jako kto?- strażnik ledwie opanował śmiech.
Jako twój sędzia, kat i grabarz.”- Jako najemnik- wytłumaczył z grzecznym uśmiechem.
-Chciałbym to zobaczyć- „jeszcze jedna taka uwaga, a już niczego w życiu nie zobaczysz.”- Proszę bardzo. Kapitan Stratof rezyduje w głównej strażnicy przy bramie do Starego Miasta. Dojdziesz tam tak...


Chęć na pracę dla straży miejskiej jakoś dziwnie w C'evillu zmalała, ale nie na tyle by pomysł ten miał porzucić. Takie zlecenia niemal zawsze wychodziły najemnikom na zdrowie, a robota pewna niejednokrotnie bywa lepsza od lukratywnej.
Strażnica faktycznie znajdowała się przy bramie, która mimo jak najbardziej porannej pory była zamknięta. Abe nie znał miasta, więc szczerze mówiąc nie miał pojęcia co się za nią znajduje- dzielnica arystokracji, ratusz miejski, a może lochy? Diabli wiedzą, a Threepwooda w obecnej chwili to nie interesowało.
Sympatyczny wartownik wpuścił C'evilla do strażnicy w kilku burknięciach, po tym jak został mu wytłumaczony cel wizyty dziwacznie ubranego mężczyzny. Naturalnie wcześniej kazał złożyć wszelką posiadaną przez Threepwooda broń, a ten jakoś nie był specjalnie przywiązany do swojego sztyletu. Jak można się było spodziewać, wnętrze było niemal wyludnione- pewnie każdy, kogo dało się wysłać w miasto szukał śladów, a papierkowa robota i wysłuchiwanie petentów którym zniknął pies mogło poczekać.

Kapitan urzędował na piętrze, za wielkim biurkiem, na którym walały się różne papierzyska- zapewne raporty. Stratof młodość miał już za sobą i wyglądał jak weteran kilku wojen: szrama szpeciła mu twarz, a sylwetka w jakiś sposób sugerowała, że w swoim życiu kilka razy oberwał za mocno. Przez to wszystko był nieomal antytezą Zoth'illama: młodego, przystojnego, z ciałem jak u najgorliwszego wyznawcy Sune.
Kapitan, stosownie do swojej rangi, miał manierę kazać na siebie czekać. Abe nie słynął ze swojej cierpliwości, lecz akurat teraz, w Cruar's Cove, nigdzie mu się nie spieszyło.
-Czego pan chce? I proszę się streszczać, jestem zajęty- Stratof w końcu obdarzył przybysza odrobiną swej uwagi.
-Ja chcę pracy- Abe mówił wprost- a wy kapitanie, chcecie najemnika. Możemy więc sobie nawzajem pomóc. A ponieważ widzę kapitanie, że jesteście człowiekiem zajętym, zapytam otwarcie: ile płacicie i za co?
C'evillowi trudno było ocenić, czy jego bezpośrednie podejście przypadło Stratofowi do gustu, czy wprost przeciwnie. Nie wyleciał jednak za drzwi, a to zawsze dobry znak.
-Straż miejska- zaczął powoli kapitan- ma na głowie wiele spraw. Niektóre z nich są bardziej kontrowersyjne, inne mniej. Niektóre można rozwiązywać oficjalnymi torami, inne należy zakończyć naginając trochę prawo...
-Tak, tak, tak...- Threepwood wszedł rozmówcy w słowo- ma kapitan przed sobą robotę, która albo wiąże się ze zbyt dużym niebezpieczeństwem, by posyłać na nią rekrutów, albo śmierdzi za bardzo, by umoczyć w niej oficerów. Najemnikom nie płaci się za pielenie grządek, tylko za brudną robotę. Czego więc dotyczy zlecenie?
-W mieście funkcjonuje grupa, która eliminuje strażników miejskich. Niby wszystko wygląda jak typowa napaść czy bójka z udziałem straży jakich wiele jest w mieście, zwłaszcza w tych gorszych dzielnicach. To jeden z tematów. Po drugiej stronie szali leży zwykłe zabójstwo, no nie do końca zwykłe, ale... o czym mam mówić więcej? - pyta spoglądając gdzieś za plecy rozmówcy.
„Na rany Ilmatera, czy oni nigdy nie mogą powiedzieć wprost, że chcą kogoś sprzątnąć?”
-Namierzyć grupę, zidentyfikować szefów, posprzątać. Jasna sprawa- ocenił Abe.-Kapitan chce stworzyć zwartą grupę najemników, czy każdy ma pracować na własne konto i nie rzucać się w oczy?- tak jakby Zoth'illam kiedykolwiek nie rzucał się w oczy.
-To już mnie nie obchodzi. Chcę jedynie rezultatów.
-Doskonale. Niech więc kapitan wykłada zaliczkę i przygotuje się na rychłe zamknięcie sprawy.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 09-11-2010, 11:00   #24
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Zapach i smak chrupiącego, świeżego chleba zawsze przypominał jej matkę. Sama nie wiedziała dlaczego. Po prostu tak było.
Podobnie działo się kiedy nocą spoglądała w gwiazdy, a one same układały się w wizerunek twarzy, którą czas zatarł przecież w jej pamięci... A jednak nie do końca...


Zamyślona, z szacunkiem łamała więc bochenek kawałek po kawałku wkładając go z lubością do ust i przeżuwała powoli.

Ten chleb był zresztą jedyną jadalną częścią zamówionego posiłku. Już sam widok pieczonego „kurczaka” zniechęcał do spróbowania go, a wino czy raczej sikacza także nie dało się przełknąć. Nie było jednak powodów do narzekań. Bywała już w takich miejscach i nie dziwiły ani nie przerażały jej one.
Barwny tłumek, który powoli ściągał do portowego przybytku dostarczał jej innego rodzaju przyjemności.
Sroka uwielbiała przyglądać się ludziom, ich zachowaniu, wyglądzie, sposobie mówienia. A tutaj natrafiła na wyjątkowo ciekawe okazy.
Weźmy na przykład dwóch niziołków ubranych w cudaczne zbroje.



Wparowali do tawerny niczym legion najemników patrząc groźnie dookoła małymi oczkami. Tymczasem okazało się, że są wędrownymi bardami, a ich „groźna” postawa była jedynie wstępem do małego spektaklu. Starszy z niziołków chwycił za lutnię a młodszy, cienkim dyszkantem zaśpiewał:

Całe wiadro czasu temu,
Wędrowcowi spragnionemu,
Zamarzyła się wyżerka,
Kufel piwa, kaczka wielka!
Gdy tak szedł sam przez pustynię,
Wnet zobaczył wielką skrzynię.
Podszedł bliżej myśląc - "Zwidy...
Płata figle mózg złośliwy..."
Lecz gdy tylko dotknął skrzyni,
Trzask usłyszał i po chwili
Samo wieko odskoczyło,
Co jest w skrzyni ujawniło...
Gość popatrzył, lampa złota.
Z rezygnacją szmatą otarł...
Wnet wyskoczył dżin potężny,
"Chcesz coś w zamian? Stos pieniędzy?".
Lecz człekowi w gaciach sztywno...
Stąd i prośbą swą wyrywną
Przyzwał wielką pannę w chuście,
Ładna, lecz o małym biuście...
Któż to taki? Pielgrzym pyta
Patrzy - a tu transwestyta.


Ellandriel śmiała się podobnie jak reszta gości i nagrodziła śpiewaków kilkoma miedziakami.
To był dowcip w stylu Amara. Nieco grubiański, ale przypominał jej stare, dobre czasy.
Westchnęła.

Tymczasem wyszynk przeżywał prawdziwe oblężenie. Ellandriel rozglądała się zatem uważnie, wypatrując ewentualnego przybysza, który zainteresowałby się jej sygnetem.
Nic takiego jednak się nie działo. Powoli zaczęła tracić nadzieję.

I wtedy właśnie do „Czerwonej Kotwicy” wszedł młody chłopak, który bacznym wzrokiem rozejrzał się po tawernie. Jego wzrok zatrzymał się ze zdziwieniem przez chwilę na Sroce, jednak mężczyzna skierował się nie do niej, a do kontuaru i podjął cicha rozmowę z barmanem.
Szeptali o niej. Tego była pewna. Karczmarz kilkakrotnie wskazał na nią, ale widać nie przekonał chłopaka, ponieważ ten po chwili zaczął ewidentnie kierować się z powrotem ku wyjściu.
Dziwne…
Sroka nie czekała dłużej. Rzuciła karczmarzowi kilka monet i ruszyła za tajemniczym nieznajomym.

Dogoniła go zaraz po tym jak zdążył opuścić tawernę.


- Zaczekaj młody panie – rzuciła dość głośno
Chłopak obrócił się zaskoczony, ale szybko ponownie przybrał maskę pewności siebie.
- Słucham, do mnie panienka mówi? – spytał przyglądając się jej uważnie
- Owszem. Czy moglibyśmy zamienić kilka słów? – spytała uśmiechając się.
Młody mężczyzna dojrzał wreszcie sygnet na jej palcu i jego oczy stały się czujniejsze
- Nie jest bezpiecznie pokazywać się z tym pierścieniem w mieście panienko. Na pani miejscu ukryłbym go głęboko w kieszeni
Sroka spojrzała na niego i bez słowa zdjęła pierścień. Niemal czuła jak chłopak odetchnął.
- Czy szukał pan może kogoś w tawernie? – a kiedy chłopak milczał pytała dalej – Może był to pewien mężczyzna? – tutaj podała opis zabitego w dokach.
- Szukałem osoby posiadającej ten pierścień, a zwykle jest to mężczyzna panienko. Chciałem tego kogoś po prostu ostrzec…

Ellandriel czuła, że chłopak kłamie i nie chce wyjawić całej prawdy. Dziwiło ją tylko, że w ogóle nie zainteresował się tym w jaki sposób weszła w posiadanie owego pierścienia.
Zaintrygowało ją to do tego stopnia, że postanowiła zagrać z chłopakiem w małą grę.

- Achhhh… Rozumiem – uśmiechnęła się – Nie szukam kłopotów. Pierścień znalazł się w moich rękach przypadkowo. Ktoś pokierował mnie na to spotkanie w Kotwicy, ale skoro to nic ważnego… - schowała sygnet do sakwy – to ja się w takim razie pożegnam. I dziękuję za to ostrzeżenie – dodała uśmiechając się miło.

Chłopak również pożegnał się i skierował swe kroki w stronę centrum. Sroka zarzuciła kaptur na głowę i podążyła za nim ostrożnie, swoim sposobem, kryjąc się w cieniach i zakamarkach, w odstępie, tak aby nikt jej nie widział.

 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 11-11-2010, 18:10   #25
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 005 - Ribera

Zamieszanie jakie powstało w karczmie pozwoliło skutecznie i niezauważalnie zmienić postać, wtopić się w tłum, a nawet - a może przede wszystkim - wyjść z karczmy. Pytanie - co właściwie zaszło i kogo tak naprawdę szukano zostało przesłonięte przez jeszcze ważniejsze. Dlaczego szukano? Liga starała się nie wchodzić nikomu w drogę...

Właściciel Tawerny Talboota okazał się człowiekiem interesu. Odpowiednia ilość złota wystarczyła aby dobić targu... Choć przez chwilę Maroco miał wrażenie, że po twarzy mężczyzny przemknęło, prócz chciwości, coś jeszcze... Zdziwienie? Rozbawienie? Pogarda?



*****


Na ulicach życie toczyło się jakby nic nie zaszło. Strażnicy jeszcze przetrząsali okolice jednak najwyraźniej bardziej dla udowodnienia, że coś robią i do czegoś są przydatni, niż dla faktycznego znalezienia właściciela pierścienia... Który zapewne już dawno był daleko stąd...

Zdarzeniom przyglądało się sporo osób. Kobiety wracające z zakupami głośno komentowały działania straży.



Z ich rozmowy wynikało, że z bliżej nieokreślonego powodu coraz częściej Straż Książęca pojawia się poza Starym Miastem. Jak jakiś czas temu w ogóle niewiele osób wiedziało, że Książe utrzymuje własną straż; teraz widywało się ich codziennie - przeważnie jak kogoś szukali, kogoś aresztowali czy komuś coś zabierali. Trochę ciszej, ale równie wyraźnie kobiety mówiły o tym, że Księciu już całkiem "odbiło"... jeżeli w ogóle był jeszcze jakiś pan na zamku. Przecież, podobno, nie pojawił się nawet na corocznym święcie...

Strażnicy książęcy w końcu zostawili karczmę w spokoju i zgromadzenie również szybko stopniało.



*****


Ulice miasta sprawiały dziwne wrażenie. Niektóre bardzo gwarne, pełne ludzi, za zakrętem zmieniały się w puste przejścia. Domy zamieszkane sąsiadowały z takimi, po których wyraźnie widać było, że od miesięcy, może lat nikt w nich nie mieszka...

*****

To uczucie było zaskoczeniem... Magia; uporządkowana; misternie, mocno, a jednocześnie lekko utkana przywodziła na myśl zaklęcia arcymaga - potężne i piękne jednocześnie... wydające się igraszką, zabawą, której nie trzeba poświęcać energii i czasu... Taki ślad magiczny w takim miejscu był co najmniej zaskakujący...

Marocco szybkim krokiem przeszedł jedną przecznicę, zdając sobie sprawę z faktu, że aura nie będzie trwała wiecznie. Ta ulica również była pusta, tylko środkiem ktoś szedł. Prawdopodobnie mężczyzna, co można było wnosić po butach - tylko to wystawało spod czarnego płaszcza z kapturem, w który był odziany... Było coś jeszcze - gdzieś w pobliżu, za nim, znajdował się pierścień Ligi...
 
Aschaar jest offline  
Stary 11-11-2010, 18:12   #26
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 005 - Ellandriel

Posiłek w karczmie "Czerwona Kotwica" okazał się prawie całkowitą porażką. Prawie, gdyż występ niziołków - jakkolwiek nie był zaplanowanym elementem dnia - dostarczył kobiecie wiele przyjemności i przywołał tyle wspomnień...



Kiedy tylko nadarzyła się rozsądna sposobność opuściła przybytek podążając za nieznajomym. Rozmowa była dziwna - tak chyba należałoby ją określić. Z jednej strony chłopak przekazał jej jakieś ostrzeżenie, z drugiej - nie wyjaśnił dlaczego pokazywanie się w mieście z pierścieniem jest niebezpieczne.

Chłopak pożegnał się szybko, jakby nie chcąc kontynuować rozmowy, aby nie powiedzieć za dużo i podążył w swoją stronę.



*****


Przemierzając - w większości puste - ulice miasta, Sroka myślała o tym wszystkim co zaszło w ciągu ostatnich godzin. Jeżeli za dobrą monetę wziąć słowa chłopaka o niebezpieczeństwie płynącym z pokazywania się z pierścieniem w Cruar's Cove - może napaść, której była świadkiem w dokach również nie była zwykłą napaścią?

Jednak... Jaki ktoś mógł mieć cel w ostrzeganiu jej jeżeli - najwidoczniej - nie był zainteresowany poszukiwaniem właściciela pierścienia. Chłopak nie zadał przecież żadnego pytania, które mogłoby naprowadzić go na ślad tego co stało się poprzedniego wieczoru w porcie.


*****





Mężczyzna, który wyszedł, a właściwie wybiegł zza rogu prawie ją zaskoczył. Pojawił się tak nagle, jakby biegnąc za kimś i równie gwałtownie zatrzymał. Ellandriel była na szczęście przyzwyczajona do takich sytuacji. Zatrzymała się również - niby przy wystawie jakiegoś niewielkiego sklepiku i obserwowała rozwój wydarzeń...
 
Aschaar jest offline  
Stary 15-11-2010, 10:52   #27
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Zwiedzanie okolic karczmy, w której był umówiony nie dało żadnego efektu. No może poza tym iż dowiedział się co nieco o dziwnym zachowaniu jaśnie panującego, o tym, że straż pałęta się i bawi w tajną policję. Cóż, to tylko potwierdza, że działania Kolekcjonerów są w tym mieście są potrzebne. Z tego czego udało mu się już dowiedzieć to Liga Kolekcjonerów zajmowała się szeroko rozumianym handlem dobrami wątpliwej jawności. Innymi słowy była zorganizowaną tajną organizacją szpiegów, zabójców i złodziei, zajmowali się wszystkim co było odpowiednio opłacone, czy to szpiegostwo zwaśnionych rodów, czy też eliminacje politycznego przeciwnika, czasem podrzucenie dowodu, a czasem sprawienie by zniknął.

Liga była tak tajna, że dołączenie do niej było niemal niemożliwe, rozpoznawali się po specjalnych sygnetach, a dowiedzenie się o nich czegokolwiek graniczyło z cudem, z tego co wiedział, to oni przychodzili do klienta i proponowali rozwiązanie problemu, za odpowiednią opłatą. Z to, że potrafili pojawić się z zamkniętej i strzeżonej sypialni zazwyczaj przekonywało wszystkich o ich kompetencjach. Zresztą klientela była wybierana bardzo starannie, i nie było wśród nikogo kto mógłby sypać, lub zdradzić jakieś tajemnice o nich, większość miała za dużo do stracenia, a reszta po prostu bała się o zemstę.

Co najdziwniejsze to Maroco dowiedział się o Lidze kilku faktów, tylko dzięki wysoko postawionym przyjaciołom, a właściwie to dowiedział się między innymi, że mimo nie złożenia zlecenia, Liga wykonała kilka wyroków i upubliczniła kilka faktów. Wszystkie te zdarzenia miały duże reperkusje polityczne. Ribiera zaczął podejrzewać, że te wszystkie zlecenia szpiegowskie to tylko przykrywka i sposób na zbieranie funduszy.

Teraz jednak, kiedy poczuł tak specyficzny rodzaj magii, zaklęcie potężne powiązane i z szkołą iluzji i transmutacji, a jednocześnie, miał wrażenie, że rzucone dla zabawy, Maroco nie odgadł co to była za magia, ale być może miała na celu tylko zwrócenie uwagi.

Kiedy wbiegł na skrzyżowanie zobaczył w prawej odnodze mężczyznę, który oddalał się od niego, a przynajmniej miał wrażanie, że to mężczyzna, bo cały był pod płaszczem, dodatkowo głowę chował pod kapturem, jednak buty i postura ciała sugerowały na to iż jest to mężczyzna. W końcu Maroco jako, że co chwila zmieniał postać i swoją anatomię, wiedział doskonale jaki kształt przyjmują barki i jaki rodzaj chodu wskazuje na mężczyznę. Już miał za nim ruszyć, kiedy nagle poczuł obecność pierścienia, takiego samego jaki teraz spoczywał w jego sakiewce. Był jakieś 15m za nim, ciekawe, czy to ktoś kto na niego czekał, a może śledził tego maga. Cóż nie chciał mu przeszkodzić, więc tylko używając prostego zaklęcia, wyrysował na kurzu i błocie w ziemi znak Ligi otwarte oko, i ruszył za magiem. Zastanawiał się czy członek Ligi za nim pójdzie.

Teraz pomyślał, że wbiegając na skrzyżowanie zapomniał o utykaniu, teraz do tego wrócił, prawa noga poruszała się sztywniej, a laska stukała o grunt.
- Przepraszam dobry człowieku - zawołał do mężczyzny przed sobą - czy mógłbyś mi wskazać drogę, zapłacę - to swoisty sprawdzian, większość mieszkańców miasta natychmiast by się zatrzymała, zarobić srebrnika za pokazaniem ręką i powiedzenie to niedaleko, to najlepszy interes dnia. Ale zobaczymy co zrobi nasz skryty mag.
 
deMaus jest offline  
Stary 15-11-2010, 17:09   #28
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Baronowa wyglądała na bardzo kontentą. Zamieniła jeszcze kilka uwag dotyczących strojów i wizyty krawcowej, która miała zaraz zdjąć miarę, a następnego dnia przynieść gotowe stroje. Baronowa zadzwoniła i ktoś ze służby po chwili pojawił się w bibliotece.

- Nie mamy zbyt wiele czasu - powiedziała Baronowa i poprosiła Meredith oraz Barrowa o udanie się ze służącą do pokoju krawcowej.

*****



Służąca prowadziła artystów częściowo korytarzami, a częściowo gustownymi i bogato wyposażonymi pokojami. Po kilku minutach byli już u krawcowej, która okazała się starszą uroczą kobietą, która bez przerwy trajkotała o wszystkim co dotyczyło strojów, ich szycia i wykonania. Sprawnie dokonała pomiarów i zniknęła za drzwiami do potężnej garderoby. Takiej, której nie powstydziłyby się największe teatry. Po chwili pojawiła się z powrotem z naręczem strojów.

- Proszę wybierzcie coś odpowiedniego, co się podoba i przymierzcie. Pewnie będziemy musieli dokonać jakichś poprawek...

Stroje były bardzo dobrej jakości, nawet były dobrze dopasowane - krawcowa musiała po prostu "mieć oko" lub bardzo dobrze orientować się w posiadanej garderobie. Suknia, którą wybrała Meredith wymagała tylko zebrania kilku centymetrów w talii i poprawienia drobnego naderwania przy mankiecie. Ubiór Barrowa wymagał skrócenia rękawów. Ustalono, że stroje zostaną dostarczone do do pokoju Meredith jutro około południa i służąca odprowadziła artystów do drzwi.

*****

Gdy wychodzili na zewnątrz stojący w półcieniu strażnik prawie podskoczył.

- Cholera - zaklął cicho, a na jego czole pojawiły się kropelki potu - Jeżeli zakończyli państwo wizytę to odprowadzę państwa do bramy wewnętrznego miasta. - dodał po krótkiej chwili, wyraźnie starając się opanować i nie dać po sobie niczego poznać. Już w znacznej odległości od domu baronowej mruknął pod nosem: "Cholerna, stara czarownica... Ona i te jej uroki". Słów zapewne nie dosłyszała by osoba o normalnym słuchu, ale aktorka współpracująca często z dublerem... Meredith zauważyła, że jej towarzysz również usłyszał słowa strażnika i skwitował je znaczącym uniesieniem brwi. Można było spokojnie założyć, że słowa odnosiły się do baronowej, ale zanim ktokolwiek zaczął drążyć temat doszli do bramy wewnętrznego miasta.

Kilkanaście minut później Meredith była już w swoim pokoju. Było późno, a wieczór obfitował w wydarzenia - kobieta położyła się zasypiając bardzo szybko.

*****


Był blady świt, kiedy na korytarzu rozległy się jakieś wrzaski. Jakaś kobieta krzyczała jakby ją ze skóry obdzierano. Przez chwilę było cicho po czym rumor wzniósł się na nowo i spać już się nie dało. Na korytarzu podniesionymi głosami zaczęto dyskutować o morderstwie kobiety, która zamieszkiwała sąsiedni pokój...
 
Aschaar jest offline  
Stary 16-11-2010, 14:07   #29
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Wrażenie tego, że wdepnęła w coś bardzo dziwnego nie chciało jej opuścić kiedy kroczyła ulicami Cruar’s Cove. Zachowanie chłopaka było zaskakujące. Z jednej strony ukrywał coś przed nią, a z drugiej wydawał się nie być zupełnie zainteresowany losem poprzedniego właściciela pierścienia. A może chłopak po prostu niewiele wiedział i tylko zgrywał mądralę?
Ale wtedy jaki cel miałby w ostrzeganiu jej?? Pytania kłębiły się w jej głowie. Do tego słabiutko znała miasto, no i z kontaktami, z którymi mogłaby porozmawiać było ciężko.
Tak czy inaczej musiała w jakiś sposób rozwiązać tą zagadkę. Inaczej nie znajdzie spokoju.
Młody twierdził, ze pokazywanie się z pierścieniem w mieście jest niebezpieczne. Musiała więc go gdzieś ukryć. Tylko gdzie? Tawerna nie była odpowiednim miejscem do tego.
Na razie sygnet spoczywał bezpiecznie w sakwie, ale wolała nie ryzykować.

Zastanawiała ją także sama napaść na nieszczęśnika w porcie. Możliwe, że w związku z pierścieniem nie był to zwykły napad rabunkowy. Jeśli ten sygnet miał jakieś znaczenie w mieście to komuś musiało zależeć na śmierci tego człowieka. Kolejna zagadka, którą trzeba wyjaśnić.

Pogrążona w myślach, idąc ulicą wzdłuż budynków o mało nie wpadła na człowieka, który niespodziewanie wybiegł zza rogu. Wiedziona instynktem natychmiast zatrzymała się markując zaskoczenie fałszywym zainteresowaniem wystawą sklepową.
Starzec, który tak ją przestraszył okazał się jednak podążać za jakąś postacią ubraną w długi płaszcz. Odetchnęła. Straciła na chwilę czujność, a to mogło ja drogo kosztować.

Srokę zadziwił jednak jeden fakt. Kiedy starzec wybiegł z zaułka wydawał się być bardzo sprawny i szybki. Teraz zaś zaczął mistrzowsko utykać na prawą nogę i podpierać się laską.
- Co do diaska? – pomyślała Ellandriel
Tych dziwnych okoliczności było stanowczo za dużo jak na taki krótki pobyt w niby zapadłej dziurze.
Niewiele myśląc podążyła ostrożnie za dziwnym człowiekiem z laską i obserwowała rozwój sytuacji.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 16-11-2010, 18:59   #30
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Wydawało się, że kapitan tylko czekał na taki rozwój sprawy.

- Uwielbiam przechwałki - powiedział rzucając na stół sakiewkę - Kwarta teraz, reszta po robocie. Tutaj jest spisane wszystko co wiemy. - wyciągnął również jakiś pergaminy i położył je obok na sakiewki.




Chwilę później spotkanie było zakończone. Abe szybko znalazł jakieś spokojne miejsce, w którym mógł zapoznać się z zawartością dokumentów. Jednym zwojem był plan miasta z naniesionymi punktami, w których dokonano ataków oraz zaznaczone zwykłe trasy patrolowe. Nie było wielkim zaskoczeniem, że ataków dokonywano w miejscach znajdujących się na trasach patroli, a jednocześnie - wydawało się, dość ustronnych. Na drugiej karcie spisano informacje dotyczące sprawy. Nie było tego wiele, być może straż nie szukała za dobrze, a być może po prostu nie było się czego uczepić. Napady miały zawsze taki sam przebieg - na patrolujących strażników napadało kilku przeciwników i w wyniku walki któryś ze strażników ginął, a pozostali nie odnosili jakichś szczególnych obrażeń. Nigdy nie udało się ująć żadnego ze sprawców, choć kilku ich zginęło... Najprostsze podejrzenie, ze jest to robota kogoś ze straży zostało w końcu odrzucone. Trasy patroli przydzielane są w ostatniej chwili, na piśmie. Przygotowują je różne osoby. Wszystkich zabitych strażników łączy natomiast fakt, że pracowali kiedyś w porcie lub byli z portem związani. Podano również nazwisko strażnika, którego straż - oczywiście nieoficjalnie - wyznaczyła do przeprowadzenia śledztwa.

Mężczyzna spojrzał ponownie na plan - zauważył jedną cechę, która mogła mieć znaczenie. Z grubsza miejsca napadów dawało się podzielić na dwa większe skupiska w kwadracie dziesięciu przecznic i kilka osobnych - pojedynczych.
 
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172