Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2010, 18:57   #27
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Jazda limuzyną była bardzo przyjemna. Mimo dużych prędkości, jakie rozwijali, jechali płynnie i gładko, co w dużej mierze było zasługą wprawnego kierowcy, a nie tylko wysokiej klasy pojazdu. Taka podróż działała na Kurta wręcz kojąco i uspokajająco, nie mógł jednak porządnie przemyśleć tego, czego się dowiedział. W ciągu ostatnich dwóch dni natłok informacji był zbyt duży, a emocje sprzeczne, nie mógł jeszcze podejść do tego z dystansem. Wiedział, że jego życie nie będzie takie, jak kiedyś, że będzie musiał się dostosować do nowego środowiska, zdawał sobie też sprawę, że jeśli teraz postąpi pochopnie, to może żałować tego do końca swoich dni, co w przypadku wampira może trwać wieki. Póki co, musiał słuchać się Wasyla, musiał przy nim zostać. Sporo się dowiedział na temat kainitów, jednak na pewno kilkakrotnie więcej może się jeszcze nauczyć od starego Tzimisce. Poza tym, nie mógłby od tak odejść, a ucieczka również nie miała prawa się powieść. Zostanie, będzie się uczył od Wasyla, oraz będzie udawał członka rodu Visconti, niezależnie od celu jego stwórcy. Postanowione.

W pewnym momencie cichy, ledwo słyszalny warkot silnika zagłuszył dzwonek komórki Wasyla. Wieści, jakie obaj usłyszeli wstrząsnęły nimi, chociaż każdym z nieco innego powodu. Kurt po prostu darzył sympatią parę wampirów, byli obecni przy jego przemianie i wydawali się być znacznie bardziej normalni, niż Constantyn, a jak na razie tylko z tą trójką wampirów miał do czynienia. Siwowłosy kainita był na pewno bardziej do nich przywiązany, jednak jego dodatkowo musiała rozzłościć wiadomość, którą rzekomi zostawili napastnicy. Ktoś był mu nieprzychylny, ktoś albo zdołał dowiedzieć się o położeniu willi księżnej Worońskiej, albo dopiero teraz odważył się zaatakować. Tak czy siak, to mogło skomplikować plany Tzimisce, nic więc dziwnego, że wściekłość była wokół niego prawie że namacalna.

Gdy zajechali na miejsce, Przed tym, co zostało z domu, stał znajomy pick-up, a przy nim dwóch mężczyzn, jeden większy od drugiego. Chłopak poznał łysego, Vala, to on rozmawiał z Wasylem. Drugi trzymał się nieco z tyłu, pewnie był pomagierem, a może i Synem łysego.
Krótkie sprawozdanie, i Petrescu poprowadził obu młodzieńców do piwnic budynku. Gdy tylko jednak MacArthur zbliżył się do płonących jeszcze zgliszczy, przeszły go ciarki, a każdy następny krok okupywał cierpieniem. Nigdy nie przepadał za ogniem, nie widział w nim nic poza przyczyną wielu nieszczęść, źródłem ciepła oraz czymś, czym podpalał papierosy. Teraz jednak ogarnął go niepisany i nierozumiany przez niego strach przed płomieniami, a na samą myśl zbliżenia zapalniczki do ust wzdrygał się nieprzyjemnie. Wasyl nie przejmował się ogniem w ogóle, a drugi chłopak, mimo iż nie tak pewnie, szedł do przodu bez przystanków, więc i on musiał jakoś poradzić sobie z lękiem. Widząc swojego Stwórcę, uznał, że jest to prymitywny odruch, możliwy do opanowania. Potem przypomniał sobie jego słowa odnośnie poskromienia Bestią, która jest wewnątrz każdego kainity, i zrozumiał, że jest to namiastka tej kontroli. Pierwotny strach tej Bestii przed ogniem został przez Wasyla właściwie całkowicie zniszczony, zachowywał się teraz pewniej, niż najodważniejszy śmiertelnik. Ciekawe, czy wampiry z Camarilli też są tak opanowane, czy może faktycznie jest to domena Tzimisce, którzy kontrolują swoje Bestie...

Szedł na końcu, drżąc i pocąc się obficie, kuląc się gdy tylko ogień nachylił się delikatnie w jego stronę. Na szczęście, Wasyl tego nie widział, kto wie, jak zareagowałby na taką słabość swojego ucznia.
To, co zobaczył w piwnicy nie ruszyło go tak, jak się tego spodziewał. Owszem, widok nie był przyjemny, a świadomość, że są to ciała osób, z którymi jeszcze niedawno się rozmawiało, dodatkowo przygnębia, jednak to chyba wcześniejsza świadomość ich śmierci i tego, że nie umarli w spokoju pozwoliła mu się przygotować na podobny widok. Oprawcy zajęli miejsce zwierzyny, zawieszeni na hakach pod sufitem, zaś ich głowy leżały obok ciał, z zastygłym wyrazem złości na nieruchomych twarzach.
Wasyl kazał obu mężczyznom wynieść ciała na dwór, po czym opuścił ich. Kurt jednaj nie odezwał się do towarzysza, nie wiedział kim jest i jakoś go to nie interesowało. Zdjął z haka ciało księżnej, tamten wydawał się być od niego silniejszy, może więc wziąć Michaiła. Gdyby miała głowę na miejscu, chwyciłby jej ciało pod kolanami i pod szyją, i niczym pannę młodą wyniósł za próg budynku, jednak w obecnej sytuacji uznał, że lepiej będzie po prostu przerzucić ja przez ramię, a głowę nieść pod pachą drugiej ręki. Zdawał sobie sprawę, że może to wyglądać nieco karykaturalnie, oraz że księżna nie zasługuje na takie traktowanie, nawet po ostatecznej śmierci, jednak nie widział innego sposobu. Wyszedł z piwnicy nieco przed Peterem, jednak w płonącym ciągle holu zwolnił. Nadal bał się ognia, nadal miał problemy z przejściem obok, a dodatkowy balast niczego nie ułatwiał, mimo to drogę powrotną pokonał sprawniej, niż poprzednio, chociaż tempem spowalniał nieco idącego za nim Petera. Załadowali ciała do pick-upa i rozeszli się, każdy do swojego auta.

Gdy tylko przyjechali na miejsce, wszyscy kainici zebrali się w salonie, na rozkaz Wasyla. Po dzisiejszym "wypadku", nie trudno było odgadnąć, że Wasyl jest wściekły i nie będzie to miła pogawędka.
W pomieszczeniu byli zarówno obaj jego porywacze, Jeff i Val, Rebeca, która miała nad sobą tylko starego Tzimisce, oraz trójka innych wampirów: znany już chłopak, młoda Azjatka, oraz kobieta, na której, jako fascynat rudowłosych dziewcząt, zatrzymał wzrok na dłuższą chwilę. Różnili się od pozostałej trójki, toteż nie trudno było zauważyć, że niedługo współpracują z Wasylem, i prawdopodobnie ich stwórcami byli właśnie starsi kainici, którzy teraz ze zwieszonymi głowami czekali na wybuch złości Petrescu.

Ten zaś wpatrywał się od początku tylko w jedną osobę: w Rebecę. Po teatralnym wstrzymaniu akcji, gdy napięcie niemal doprowadzało do szału, podszedł do kobiety i jednym uderzeniem zwalił ją z krzesła. Była to kara za zdradę, a raczej, początek kary, niegroźne preludium do dramatu, którego światkiem mięli być wszyscy kainici.
Gdy tylko dało się słyszeć pierwsze chrzęstnięcia kości, Kurt wiedział, jaka będzie kara. Słysząc na zmianę krzyki kobiety oraz dźwięk przemieszczających się i tworzących na nowo kości i chrzęści, zacisnął zęby i zmrużył oczy. Zupełnie jak dzieci podczas oglądania horrorów, boją się, nie chcą jednak oderwać wzroku. Obserwował, jak kobieta zmienia się w monstrum, jak Wasyl z uśmiechem poddaje ją torturom, jak mści się za niesubordynację, jak dwaj barczyści mężczyźni modlą się w duchu, żeby i ich nie spotkała podobna kara, jak młode wampiry walczą ze sobą, żeby tylko nie okazać strachu, nie uciec, nie rzucić się na Wasyla w histerycznym ataku. A przynajmniej, tak to odbierał.

Gdy już Petrescu skończył, Kurt odetchnął, mylnie uznając, że to już koniec. Ale zostawał jeszcze nieprzytomny Rosjanin...
Wasyl napoił go swoją krwią i przywrócił mu świadomość. Po co? Żeby w pełni odczuwał ból, jaki miał mu być zadany? Miała być to kara za umożliwienie innym wampirom, pewnie z Camarilli, przemienienia go w jednego z nich? Nie ważne, powody zostały całkowicie przyćmione przez efekty pracy, zarówno Wasyla, jak i Kurta.

Starszy przywołał swoje dziecię i pokazał mu, jak kontrolować jego nadzwyczajną umiejętność. Początkowo nie wiedział, jaki jest cel Wasyla, szybko jednak okazało się, że ten potrafi nie tylko zmieniać ciało swoje i innych, ale i potrafi łączyć kilka, nawet martwych, ze sobą, mógł tworzyć monstra rodem z filmów czy gier komputerowych. Chłopak najpierw tylko przytrzymywał odpowiednie kończyny, a Wasyl dołączał je do całości, lecz gdy już "pająk" został ukształtowany, zaczął uczyć MacArthura. Tłumaczył mu, nad czym musi się skupić, kierował jego ręką i pouczał niemal przy każdym ruchu, co robić, żeby zabiegi kosmetyczne, którym teraz poddawali twór, przyniosły jak najlepsze efekty.

Chłopak był wystraszony tym, co Wasyl robił z Ignatowiczem, w końcu co innego zniekształcić twarz komuś, kto kompletnie odciął się od ludzi, a co innego zrobić potwora z kogoś, kto bierze czynny udział w życiu politycznym... Starał się jednak nie myśleć o tym w ten sposób i nie patrzeć na twarz Rosjanina. Mimo krzyków, zdołał odciąć się od społecznego aspektu jego pracy i skupił się na rzeźbieniu Wasyla. Gdy zaś sam miał spróbować dopieścić fragmenty dzieła, zająć się polerką, jeszcze bardziej zagłębił się w tym zajęciu. Miewał chwile słabości, podczas których zastanawiał się, "Czy Ignatowicz musi tak bardzo cierpieć", albo "czemu ja muszę w tym uczestniczyć", jednak szybko zadowalał się odpowiedziami w stylu "Tak" lub "Muszę się nauczyć wykorzystywać posiadane umiejętności" i z powrotem koncentrował się na pracy.

Efekt był tak bardzo groteskowy i przerażający, jak i piękny, jeśli patrzyło się na niego jak na dzieło sztuki. A tak właśnie patrzył Kurt, dzięki temu łatwiej mu było znieść to, co zrobił Ignatowiczowi, na spółkę z Wasylem, oczywiście. Pomagała również świadomość, że był on wampirem, a za życia żądnym potęgi i władzy politykiem, który dobrowolnie dał się przemienić. Przynajmniej taki obraz Rosjanina posklejał z cząstek informacji o nim, i od razu poczuł do niego niechęć.

Na koniec, młode wampiry zostały sobie przedstawione, i choć inni mało obchodzili Kurta, postarał się zapamiętać ich imiona. Możliwe, że będzie musiał z nimi współpracować, dobrze więc byłoby chociaż wiedzieć, jak się do nich zwracać.
Wszyscy rozeszli się w swoją stronę, i gdy obaj Tzimisce znaleźli się sami w pokoju chłopaka, postanowił on zalać Stwórcę kolejną falą pytań.

- Ta Rebeca, to ona nasłała kogoś na dom... książąt? To przez nią zginęli?
- Nie bezpośrednio. - mruknął Wasyl - Ona skontaktowała się z kimś kto ma znajomości w bractwie świętego Jakuba. To właśnie oni zabili parę książęcą. A jest tylko jedna osoba, która ma takie znajomości i mogła by namówić tych ludzi do tak szaleńczego czynu. Thomas Weemer, nasz wspólny znajomy. Były ksiądz, współpracowaliśmy kiedyś razem - Wasyl zamyślił się - Dawne dzieje. Przypuszczam, że Rebeca albo go przemieniła albo zrobiła z niego ghula. Dowiem się kto to odpowiada za ich śmierć i zapłaci on za to bardzo wysoką cenę. Rebeca na razie jest użyteczna, ale jeżeli dalej będzie knuła przeciw mnie to będę się jej musiał pozbyć. Słuchaj mnie teraz uważnie. Rebeca albo któraś z młodych wampirzyc będzie chciała cię namówić, byś im pomógł w walce ze mną. Wierzę, że pozostaniesz przy mnie i nie dopuścisz się zdrady. Wiesz już czym to grozi. I zapewniam cię, że nawet cała wasza siódemka nie da mi rady. Wybierz właściwą stronę Kurt. Możesz być albo wilkiem albo owcą. Mam wobec ciebie wielkie plany, nie zawiedź mnie.
- Jasne, nie zdradzę Cię, Wasylu. Zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji, chociaż nie wiem dokładnie, jaki jest cel Twojego planu. Po co mamy manipulować tym... No, tym wampirem od tej księgi? Co da nam w zamian?
- Chodzi o władzę, drogi Kurcie. O władzę nad miastem. Książe Visconti będzie chodził na naszym sznurku, a ci idioci z Camarilli nawet nie będą mieli o tym pojęcia. Zniszczymy ich od wewnątrz i przejmiemy kontrolę nad miastem.
- Hm, konkretny plan, oby wszystko poszło tak gładko, jak w mowie... Aha, póki pamiętam: kim są ghule? Wspomniałeś o nich, a Constantyn miał swoich... chyba ludzi, służące, poił je krwią. To są ghule? Ci, którzy piją naszą krew?
- Tak, ludzie bardzo łatwo uzależniają się od naszej krwi. Są gorsi od narkomanów. Dla paru kropel zrobią wszystko. Umiejętne kierowanie nimi daje wiele korzyści. Ho jest użyteczny, ale nie zasługuje na nic więcej niż właśnie to kim jest teraz. Moja krew daje mu siłę i poczucie wyższości, którego tak bardzo potrzebuje. Przedłuża jego życie, ale i czyni kompletnie pozbawionym własnej woli. Dzięki niemu w ciągu dnia także mogę w pełni wykorzystać. Już nie długo sam będziesz miał swojego sługę, to bardzo pomaga w życiu.
- To może w przyszłości, póki co nie mam wielkich potrzeb... Chociaż... Może dałoby się załatwić mojego laptopa? Lubiłem surfować po sieci, wiesz, po internecie. W wolnym czasie... I tak pomyślałem, że skoro wzięliście moje ubrania, to i laptopa dałoby radę- spojrzał na Wasyla pytającym, lecz nie błagalnym wzrokiem.
- Dobrze, nie widzę problemu w tym byś miał dostęp do informacji o świecie. A i może twoje umiejętności się nam przydadzą. Podobno jesteś w tym dobry? - Wasyl nie powiedział co dokładnie ma na myśli, ale Kurt już się domyślał że chodzi o hackerstwo.
- No, tak, chociaż ostatnio więcej czasu spędzałem na ochronie danych, niż na włamaniach, pracowałem w banku. Ale to właściwie to samo, tyle że w drugą stronę- uśmiechnął się lekko. Kolejna cząstka jego samego, która pozostanie nienaruszona, i to bez konieczności ukrywania się przed starszym Tzimisce.- To może ja zacznę uczyć się tej księgi. Sporo tego.
- Dobrze, księga w tej chwili jest najważniejsza. A komputer będziesz miał jak najszybciej, wtedy zobaczymy co potrafisz. - Wasyl uśmiechnął się prowokacyjnie, a gdy młodzieniec pokiwał głową w podzięce i usiadł na łóżku, odwrócił się i żegnając go, wyszedł.

Opasły tom nie wyglądał przyjaźnie, i choć historia mogła być ciekawa, to, jak się okazało, nie była. Przynajmniej na początku. Chłopak szybko się zniechęcił i zrobił sobie przerwę, w której oczami wyobraźni już przeglądał rodzinne zdjęcia umieszczone na laptopie. Może Wasyl kupi nowy sprzęt, albo sformatuje dysk? Może nie będzie już dane Kurtowi zobaczyć ani rodziców, ani przyjaciół, ani narzeczonej?
A może jednak się uda?

Po jakimś, trudnym do określenia, czasie wrócił do księgi z nowym zapasem sił i determinacją, i mimo iż nie zwiększyło to tempa nauki, to zmniejszyło szanse na kolejną przerwę.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline