Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2010, 22:59   #28
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Peter przeklinał w duchu z całych sił. Najpierw swoją niemoc wobec płomieni. Jak to w ogóle możliwe, że aż tak spanikował? Może za życia nie był uosobieniem odwagi, ale tchórzliwym bubkiem też nie. Dlaczego więc teraz aż tak się dygał? Później przeklinał pomysł Vala, żeby siłą zaciągnąć go do płonącego budynku i na dodatek wrzucić do piwnicy. Czy on oszalał? Przecież z piwnicy nie da rady wyskoczyć przez okno. Cały plan jak działać szybko i nie zginąć (bardziej) właśnie wziął w łeb. Na całe szczęście ogień zapruszono gdzieś wyżej, a piwnica była dość solidna, więc tu jeszcze nie było aż tak gorąco. Mimo to wolał się streszczać.

Widok dwóch ciał zwisających z sufitu był szokujący. Dekoracja na ścianie za nimi też budziła niepokój. Peter nie znał łaciny, więc nie mógł wiedzieć co znaczy "apage", ale czuł, że nie jest to rodzaj grzecznościowego pozdrowienia. Val, który przyszedł zupełnie niewzywany najwidoczniej był podobnego zdania. A w każdym razie jego komentarz świetnie oddawał to co czuł Peter. Szczególnie pierwsza część tego komentarza.

Wkrótce przed dom zajechała limuzyna, a z niej wysiadł Wasyl. Boylesowi bardzo nie podobał się pomysł wzywania go tutaj. Po tym co słyszał o starym wampirze nie mógł się spodziewać niczego dobrego. A jeśli miał jakieś wątpliwości co do humoru przełożonego, to jego wrzask przez telefon rozwiał je bardzo skutecznie. Niestety raczej nie miał wiele w tym temacie do powiedzenia. Z resztą wiedział, że jeśli nie powiedzą mu teraz, później będzie jeszcze gorzej. Z resztą może lepiej, że przekazują tę wiadomość przez telefon, dając mu choć chwilę na ochłonięcie.

Najwidoczniej rzeczywiście ochłonął, bo rozmawiał z nimi praktycznie bez emocji i wydawał rozkazy bardzo konkretne. Peter na wszelki wypadek stał nieco za Valem i nie podnosił zbyt wysoko oczu, ale rozkaz wykonał bez chwili wahania. Dobrze pamiętał swoje postanowienie nie narażania się Wasylowi. Wszedł jeszcze raz do budynku, który już na szczęście bardziej dymił niż płonął (aż dziw, że jeszcze straż nie przyjechała). Zeszli w trójkę do piwnicy. Wasyl kazał zabrać ciała i nie rozglądając się długo wyszedł z budynku. Drugi chłopak, który przyjechał z Wasylem zdjął ciało księżnej, wziął jej głowę pod pachę i wyszedł. Nie mając wielkiego wyboru Peter delikatnie zdjął drugie zwłoki. Jedną ręką chwycił pod kolanami, drugą włożył pod pachę, głowę położył na brzuchu tak, żeby potylicą opierała się mu o klatkę piersiową. W ten sposób niósł zwłoki istoty, o której nie wiedział zupełnie nic, ale które na wszelki wypadek wolał okazać pewien szacunek. Nie wiedział, czy czyni to wyłącznie ze strachu przed gniewem Wasyla. Bez większego trudu dogonił tego drugiego. Początkowo myślał, że to Jeff, o którym wspominał wcześniej Val. Teraz jednak widział, że dziwnie się ślamazarzy i cyka ognia. Skoro Peter już drugiej nocy poruszał się z taką szybkością, to tamten był najwidoczniej świeżo przemieniony. Czyżby dziecko Wasyla? W takim razie na niego też trzeba będzie uważać. I póki co nie zawierać bliższej znajomości.

Gdy wyszli na zewnątrz Peter złożył nieboszczyka na pace pickupa, a głowę odłożył na jej właściwe miejsce (choć szyją na dół, żeby się nie turlała w czasie jazdy). Później na szczęście mogli się rozstać ze swoim szefem i jego pupilkiem i pojechali do domu. A w każdym razie do budynku, który od kilku dni stawał się nowym domem Boylesa. Jak się okazało, dopiero tam zaczęła się jatka.

- Ty niewdzięczna suko - wrzeszczał Wasyl, poniewierając Rebecę (a przynajmniej tak zgadywał Boyles). Widać, że lubował się w zadawaniu bólu. Peter skupiał się głównie na udawaniu, że go nie ma. Nie współczuł jej. Nie wiadomo skąd, czy z tonu jakim mówił o niej Val, czy z jej wyglądu czuł, że zasłużyła sobie nie raz na taki los. Coś w nim jednak sprzeciwiało się traktowaniu kobiety w ten sposób. Jednak zdecydowanie nie miał ochoty wtrącić się, żeby wytłumaczyć jak jego zdaniem trzeba obchodzić się z płcią piękną.

Później niestety było jeszcze gorzej. Wasyl wziął do pomocy swojego podopiecznego, Kurta jak się okazało, i z rosyjskiego mafioza i dwójki zmarłych wyrzeźbił prawdziwe monstrum. Co ciekawe chłopak, który jeszcze chwilę wcześniej ze strachem i odrazą patrzył na los Rebeci teraz zdawał się podziwiać swoje dzieło. Czyżby aż tak łatwo było go doszczętnie zniszczyć? Peterowi tak naprawdę nie przeszkadzał los Rosjanina. Na pewno zasłużył na niego swoim życiem. Dodatkowo jego zachowanie przed willą wskazywało, że nie żałuje tego, do kogo się przyłączył. Więc może był czas, żeby zaczął żałować. To co było odrażające to użycie do producji monstrum dwóch ciał. I to ciał osób, na których najwidoczniej Wasylowi w jakiś sposób zależało. Nie miał żadnego szacunku dla zmarłych, a swoich podwładnych traktował przedmiotowo i był gotów wykorzystać ich w każdy sposób, jaki okaże się dla niego przydatny. Peter był pewien, że tę dwójkę należy pochować z należnym szacunkiem. Wasyl tego nie zrobił. Nie wiedział jeszcze jak poważny błąd popełnia zadzierając z Peterem Boylesem. Peter sam jeszcze tego nie wiedział, bo bał się tego psychopaty jak mało czego w swoim życiu, ale w głębi serca wiedział, że jeżeli nadarzy się okazja, żeby przyłożyć rękę do unieszkodliwienia Wasyla - zrobi to.

Następna noc to kolejna wyprawa. Związali spidermana łańcuchami wywleczonymi z garażu, wrzucili na pickupa, przykryli jakąś plandeką i ruszyli jeszcze raz w drogę. Przez chwilę jechali w milczeniu, ale w końcu Peter nie wytrzymał:
- To byli ludzie, czy wampiry? Kto ich zabił i dlaczego? Znasz ten symbol krzyża, który narysowali? Czy Wasyl zawsze jest takim cholerykiem? Co to za babka, której zdeformował facjatę? Naprawdę taka zdradziecka suka? No i jak on to zrobił? Magią? Czy Ignatowicz w tej postaci nie jest przypadkiem jeszcze potężniejszy niż wcześniej? Dlaczego wczoraj się tak bałem ognia, skoro nigdy wcześniej nie miałem czegoś takiego? I przy okazji, czy naprawdę muszę w dzień spać? Wampiry zdają się tak potężne, trochę głupio, że marnujemy połowę doby jak ludzie, zamiast na przykład trenować w piwnicy. I kiedy następny obiad? Nie czuję się głodny, czy to normalne? - nie trajkotał jak przekupka na targu, ale między kolejnymi pytaniami zostawiał tylko krótką chwilę, po czym zadawał kolejne, które przyszło mu do głowy. Po wypluciu wszystkich spojrzał na Vala i jego zaciętą twarz, zdradzającą chyba chęć mordu.
- Dobra, rozumiem. Jedno pytanie na raz. Więc jeszcze raz: Ci goście, cośmy ich wczoraj wieźli, to byli ludzie, czy wampiry?
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline