Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2010, 19:57   #29
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację

Horst Keller

Horst, jak zwykle ostatnio, obudził się z bólem głowy i kacem. Głównie molarnym, ale zawsze. Zdążył się już do tego przyzwyczaić. Autorką jego raczej gwałtowne przebudzenia, była urocza niewiasta, która spoczywała obok niego na sianie. Była zdecydowanie zbyt piękna, zdecydowanie zbyt naga i zdecydowanie zbyt młoda.

- Witaj kochasiu. Jak się spało? –
- Witaj, eeee... kotku. Dobrze, ale nie sposób porównać tego z przebudzeniem. Taki widok...Mógłbym się budzić po tysiąckroć każdego dnia, żeby móc go znowu zobaczyć. –

Jak zwykle to samo. Generalnie wszystkiego potrafił się nauczyć a przynajmniej tak uważał, ale to... To było zwyczajnie ponad jego siły. Jak ona miała do kroćset na imię? Znowu mam zgadywać? Po pierwszej błędnej odpowiedzi, gotowa wziąć go na widły!

- On, nie pamiętają jak masz zna imię siostrzyczko. Czyż to nie takie typowe dla samców? –

Horst odwrócił się gwałtownie i zamarł. Szczeka zdecydowanie odmówiła mu współpracy i poleciał ostro w dół. Druga piękność siedziała oparta plecami o deski, na wyciągnięcie ręki od niego. Była równie piękna, równie młoda i równie naga... Chociaż nie, „równie” to nie odpowiednie słowo. Była IDENTYCZNIE piękna, młoda i naga. Horst dla pewności kilka razy spojrzał to na jedną, to na drugą niewiastę, żeby się upewnić, że nie ma omamów. Nie miał. Były identyczne. Bliźniaczki. To dawało jakieś szanse.

- Ekhem... Piękne Panie... Same rozumiecie, że w tych okolicznościach mogło mi się co nieco pomylić. –
- Och do prawdy? A Ja z czym ci się pomyliłam? –

Łowca znowu został zmuszony do nagłego manewrowania głową i zmiany punktu widzenia, jednak nie żałował ani sekundy spowodowanego tym bólu. Trzecia była widocznie starsza, ale czas obszedł się z nią wyjątkowo łaskawie. Z oczywistych przyczyn nie była to trzecia siostra, chociaż w jakiś sposób, na razie nie odkryty przez wciąż na wpół śpiącego jeszcze Horsta, była do nich podobna.

- Ależ mamo, naprawdę nie wiesz jacy oni są. –
Horstowi zaschło w ustach jeszcze bardziej. Słowa jednej z sióstr sporo wyjaśniały w kwestii tych podobieństw...
- Och przestańcie już! –
Keller zbladł wyraźnie, kiedy spod stogu siana wygrzebała się kolejna naga piękność. Była bardziej podobna do matki dwóch pozostałych i Horst nie był pewien czy w tych okolicznościach to dobrze.
- Mamy święto, więc świętowałyśmy. A sami orzynacie, że ten tutaj świętować potrafi jak mało który... –
Kobieta przeciągnęła się lubieżnie co u Horsta wywołało wzmożoną reakcję w obudzonych do reszty dolnych partiach ciała.
- Ekhmmmm, może to w tyych okolicznościach niegrzeczne, ale czy mogę spytać kim w takim razi Ty jesteś? –
Zanim Keller otrzymał swoją odpowiedz od strony wejścia do stodoły rozległ się niski, tubalny głos.
- Ciebie powinno najbardziej interesować kim JA jestem chłopcze. –
W drzwiach stał potężny mężczyzna. Wysoki, szeroki w barach i z bicepsem grubości sporego deblowego konaru. Był bez wątpienia chłopem, co można było łatwo stwierdzić, po ubraniu, ale był też chłopem z gatunku takich, co w dłoniach wygniją podkowy.
- Eeee.. tak? –
- Tak. –
- Kim więc jesteś?> -
- Jestem jej szwagrem, jej mężem a jej i jej ojcem. Ty zaś... Ty zaś masz poważny problem chłopcze. –

*****

W sumie to nie skończyło się tak źle. Choć mimo wszystkich razów i kuksańców, Horst nadal nie potrafił sobie przypomnieć jak one miały na imię. Nie narzekał jednak. Pozwolili mu zabrać ubranie i sprzęt, zanim „polecili” go w opiekę komendanta straży. Nie było źle. Przynajmniej miał robotę i co ciekawe, całkowicie legalną. Gdyby kilka tygodnie temu, ktoś powiedział mu, ze zostanie stróżem prawa... Cóż, niezbadane są wyroki Sigmara.

Horst był wysokim czarnowłosym mężczyzną, powoli zbliżającym się do trzydziestki. Nadal jednak nie akceptował tego faktu i walczył z upływającym czasem, jak tylko się dało. Z jego ruchów i postury, od razu widać było, że zajmują się wojaczką. Nosił się na czarno i dbał o stan i czystość swego ubioru, podobnie jak uzębienia. Za ochronę służył mu skórzany kaftan, również w czarnym kolorze, na który teraz narzucił płachtę z jakimś wilkołkem czy czymś takim. W dłoni z reguły miał długi łuk. Z nad jednego ramienia wystawał kołczan pełen strzał, z nad drugiego rękojeść zakrzywionego miecza. Całość uzupełniał plecak i gruby podszyty futrem, podróżny płaszcz z kapturem.

Swoją służbę szybko zakończył wspólnie z nowymi kompanami w koszarach, przy darmowym piwie i posiłku. Wrodzona podejrzliwość, podpowiadała mu, ze ten parę łyków cienkusza raczej nie wynagrodzi mu tego, co szykowano dla nich następnego dnia, dlatego pił oszczędnie, skupując się bardziej na rozmowie z reszta towarzystwa.

Cytat:

Thomel podniósł kufel do góry i zakrzyknął radnośnie
- No to panowie za wspaniałe miasto Talabheim i cudowną ofertę jaką nam złożyło! Zdrowie! - przechylił kufel prawie do połowy po czym westchnął głęboko i głośno bekając zaczął śmiać się zaraźliwie.
- No mówcie kto i skąd się tu znalazł, sam nie jestem stąd i może któryś z was ma wieści z frontu. - Dolał sobie piwa z dzbana i zaczął je powoli siąpić.

- Horst Keller, do usług - odrzekł Horst, odpowiadając na toast, choć sam upił tylko oszczędnego łyka.
- Pochodzę z...południa i nie mam wieści z frontu niestety. Ostatnio byłem w gościnie u okolicznych wieśniaków. Bardzo mili ludzie, mowie wam. I gościnni, ze ho, ho! Wszystkim się z człowiekiem gotowi podzielić. Naprawdę wszystkim... –
Horst znów upił łyka, uśmiechając się pod wąsem do swych wspomnień. Zaraz jednak wrócił do rozmowy.
- Miasto rzeczywiście piękne. Tylko z mieszkańcami jest gorzej. Atmosfera jakby ciężkawa taka. Ja tu jestem... jakby to ująć...Powiedzmy, że z polecenia. Oferta zaś nad wyraz korzysta, trzeba to przyznać. Żeby nie powiedzieć zastanawiająco korzystna... –

- Cóż miasto nie zmieniło się za bardzo od kiedy tu ostatni raz byłem. Zawsze były tu dobrze płatne posady nie wymagające nawet ogromnych umiejętności. Sam jednak ganiałem za przestępcami za diabelsko niską cenę jak na takie zagrożenie. Jestem Gerhard. - rzekł łowca spogladając w stronę nowo poznanych towarzyszy.
- Co do informacji z frontu nie wiem o tym zbyt wiele. Wydaje mi się, że żołnierzom imperialnym nie idzie najlepiej w walce z istotami chaosu. Widziałem jedną z takich bitew i jak o niej pomyślę do dzisiaj przechodzą mnie silne ciarki. Co tu dużo mówić czasy nie są najlepsze... - dodał po chwili zastanowienia wojownik pohłaniając spory łyk piwa.

- Ja natomiast, mości towarzysze nazywam się Edgard Baade - powiedział młody mężczyzna, z długimi brązowymi włosami, po czym wyszedł przed stół i lekko chwiejąc się ukłonił się w sposób nieco błazeński. - Z pewnością słyszeliście już o mnie wiele rzeczy, nie martwcie się, nie wszystkie z nich to prawda - uśmiechnął się lekko. - Powiem wam szczerze - usiadł na swoje miejsce - podoba mi się to miasto, ludzie są, że tak powiem, bardzo mili i dają ludziom takim jak ja, czyli najbardziej uczciwym jakim chodzą po tej ziemi, zarobic pare groszy.

Zrobił krótką pauzę i pociągnął kilka głębokich łyków piwa. Robił to dosyc szybko, pomijając etap delektowania się trunkiem. Po wypiciu pół kufla piwa, głęboko westchnął i dalej kontynuował swe wywody.
- Kompletnie nie wiem co dzieje się na froncie. Miałem dużo różnych innych, ważniejszych rzeczy do robienia. Mam nadzieje, że nasi wygrywają, kimkolwiek są. Mam nadzieję, że nie karzą nam zbyt szybko opuszczac tego przytulnego miejsca. Wygodnie tu, a do walki, szczerze powiedziawszy, nie ciągnie mnie wcale, a tak z czystej ciekawości, czy chce się wam walczyc w imie kogolwiek?? Zapewne za kilka dni zostaniemy wysłani, niewiadomo gdzie i nie wiadomo po co. Jak na razie będe robił wszystko byle nie zginąc w imię wyższych idei - po chwili zauważył, że lekko się rozgadał i postanowił, że przez kilka minut, najlepiej będzie, jeżeli nie będzie się odzywac.

- Wyższe idee?! - powtarzając za kompanem Gerhard wybuchł gromkim śmiechem. - W życiu nie uwierzę, że coś takiego istnieje. Nie w takim świecie jak dzisiejszy. Nie w świecie, gdy człowiek za zabicie pobratymca płaci złotem a potwory pustoszą leśne tereny Imperium. Wydaje się, że takie istoty jak wampiry czy zwierzoludzie nas nie dotyczą... - chwilę wyczekawszy łowca postanowił dokończyć - A to bardzo wyraźne i realne zagrożenie. No, ale póki co cieszmy się chwilą, bo znając życie przetrwają Ci co mają największe szczęście! - rzekł wojownik opróżniając całkowicie kufel.

Edgard delikatnie uśmiechnął się, gdy usłyszał słowo “szczęście”. Zwrócił się Gerharda. - Dobrze wiedziec, że nie tylko ja mam takie poglądy na życie - powiedział i wzniósł kufel z piwem nad stół. - Na pohybel wszystkim! - krzyknął głośno.

Horst przysłuchiwał się rozmowie jednych uchem, wodząc wzrokiem za służka donoszącą posiłki i piwo do baraków.
- Panowie, Panowie. Naprawdę! Zwierzoludzie? Wampiry? Wyższe idee? Umieranie?! Umieranie, jakiekolwiek, jest mocno przereklamowane i ja nie ma go planach. W żadnej formie. Po co umierać, skoro w życiu jest tyle... –
Horst wstał od stołu, widząc jak kobieta niknie za budynkiem
- ...piękna. Są rzeczy ważniejsze niż wyższe idee. Ot, na przykład zimne łoże i odwieczna kwestia, kto może nam je ogrzać. Tym razem... I bynajmniej nie jest to kwestia szczęścia, jeśli rozumiecie co mam na myśli. –
Keller uśmiechał się do kompanów, skłonił na pożegnanie i ruszył w ślad za dziewczyną.

Edgard głośno przyklasnął swojemu kompanowi, który bardzo szybko zniknął za budynkiem. - I oto właśnie w życiu chodzi! - powiedział podniesionym głosem mężczyzna. - Nie zapominajmy, że powinnismy sobie życie umilac jak tylko możemy, a często o tym zapominamy, skupiając sie na jakiś bzdurach. A jeżeli chodzi o przyjemności - odstawił pusty kufel i powoli wstał od stołu - to mysle, że będzie lepiej jeżeli pójdę sie połozyc.
- No tośmy panie Gerhard sami zostali, ujjj szkoda że Otto nie ma głowy do picia - Thomel obrócił się w stronę pochrapującego chłopaka.
- Nie przedłużajmy tego i my się kładźmy jutro zapewne czeka nas długi dzień znając sierżanta - wstał od stołu, skończył kufel po czym odstawił go dnem do góry. Podszedł do swojej pryczy i zdjąwszy jedynie koszulę zwalił się jak kłoda na posłanie zasypiając niemal w następnej minucie.
Zostawiając kompanów ich rozrywką Keller z uśmiechem ruszył za dziewczyną. Ganił sam siebie w myślach, że po raz kolejny łamie daną samemu sobie obietnice, ale cóż... Z naturą nie wygrasz. Musiał oderwać myśli od całej tej zarazy, stosów, trupów i wszechobecnego odoru śmierci. Coś mu mówiło, że jutro będzie musiał zabijać i to bynajmniej nie tych, którym w jakikolwiek sposób życzył śmierci. O tym też nie chciał myśleć a skoro upicie się do nieprzytomności odrzucił od razu, zostawało tylko...

Dziewczyna zatrzymała się po kilku minutach napotkawszy dwójkę mężczyzn, Horst zaś skrył się w cieniu budynku, nie chcąc zdradzać swej obecności. Po chwili jeden z nich uderzył ją w twarz tak mocno, że wylądowała w błocie. Horst zareagował instynktownie sięgając po miecz i ruszając w ich kierunku. W myślach już uznał dziewczynę za ”swoją” a i bez tego nie pozwalał na takie traktowanie. Zatrzymał się jednak równie szybko jak ruszył. Niewiasta podniosła się szybko i jęła przepraszać swego oprawce obdarzając go przy tym namiętnym pocałunkiem i to pomimo tego, że tamten najwyraźniej nie złagodniał. Po chwili odeszli wszyscy, nawet go nie uważając.

Horst pokręcił tylko głową. Miasto i miastowi. Nigdy ich tak do końca nie zrozumie. Nie mitrężąc dłużej udał się na spoczynek, spodziewając się jutro wczesnej pobudki.
 
__________________
naturalne jak telekineza.
malahaj jest offline