Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2010, 22:35   #30
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
- Wspaniałe jadło jak zawsze w twym domostwie Hilgrem. Widzę, że Karmen gotuje równie wybornie jak niegdyś. - powiedział Gerhard przeżuwając smakowity kęs pieczeni skąpanej w sosie grzybowym.
- Cieszę się, że ci smakuje. Nie przechwalaj jej nad zbyt, bo jeszcze mi się dziewusze rozleniwi. - rzekł chłop skręcając kark upieczonego kurczaka.
- Nie masz tu żadnych problemów ostatnimi czasy? - z niemałym zakłopotaniem odparł łowca.
- Nie. Problemów żadnych, ale wydaje mi się, że moja córa coś przede mną ukrywa. Za każdym razem gdy wyrusza do miasta zostaje tam na długi czas wyjaśniając to złą pogodą czy czymś jeszcze bardziej błahym. - cicho powiedział Hilgrem po tym jak jego córka wyszła z izby po kosz z pieczywem.
Widząc, że Karmen wraca łowca powiedział:
- Oczywiście pomogę Ci załatwić ten problem. Niebawem dowiesz się czy masz się czego obawiać. - mówiąc to łowca sięgnął do przyniesionego kosza po pajdę świeżego pieczywa.

***

Doskonale, że Thomel uzgodnił z uczonym, że można czuwać na parterze jego domostwa. Będzie tam nie tylko wygodniej, ale i łatwiej czatować na ewentualnych zamachowców. Nie tylko to wywoływało uśmiech na obliczu łowcy.
- Cóż my tu mamy... - wyszeptał łowca przyglądając się z ukrycia Karmen i jakiemuś młodzieńcowi.
Wydawałoby się, że przybywa nie tylko, aby zakupić trochę rzeczy dla ojca. Wyglądają na takich szczęśliwych...


Czy jej ojciec domyśla się czegokolwiek? Jak większość nie uwierzy aż ona nie przyniesie mu dzieciaka. Gerhard później zastanowi się co i czy wcale coś z tym zrobić. Kończąc przyglądać się parze ruszył w kierunku domu aptekarza.

***

Cała noc spędzona w domu doktora była istną sielanką, do której jedynym przygotowaniem ze strony awanturników było ciepłe, słodkie, śliwkowe ciasto i kompot z jabłek podawane przez halfińską gospodynię. Większość czasu łowca spędził na wysokim fotelu, z którego miał idealny widok na okno wychodzące na główną ulicę obok domu lekarza. Po godzinie obserwacji wojownik chwilę porozmawiał z Ottem przedstawiając pesymistyczną wizję dotyczącą badań Daublera. Ciekawe jak okropne będą męczarnie jak się uczonemu nie uda? Skoro ostatnio było na tyle źle, że każdy kaszel zostawiał na jego dłoni plamy posoki to będzie musiało być coś w stylu użycia niszczyciela płuc - bardzo drogiej i zaawansowanej trucizny fundującej niektórym delikwentom rozpruwające płuca ataki siarczystego kaszlu. Odrzucając na bok mroczne wizję dotyczące swojej przyszłości wojownik skupił się na zadaniu znowu wyglądając przez okno.

***

Iście desperacka potrzeba przyjęcia sprawnych mężczyzn do ugrupowania Buldogów nie wydawała się Gerhardowi mądrym pomysłem. Widząc jak spora część obywateli była naprawdę zakłopotana łowca postanowił sprawdzić tę sprawę od środka. Pewnie teraz sporo mieszkańców załatwi sobie podrobione dokumenty, aby tylko uniknąć obowiązku. Tacy są już ludzie - kombinują. Jednak nie mógł się zastanawiać nad wyraz długo słysząc pocieszające go słowa Hilgrema:
- Znam ja jednak jednego sierżanta, Klaus Ulgralf się zwie, porządny chłopina z sercem na miejscu. Z tego co mi wiadomo pilnuje uliczek w Dzielnicy Kupieckiej, nieopodal tego całego waszego Daublera. Jak już macie iść do straży to lepiej do niego.
- Dzięki Ci za pomoc Hilgrem. Na pewno udamy się do wymienionego sierżanta. Mam nadzieję, że Dzielnica Kupiecka jest bezpieczna. - powiedział Gerhard z szelmowskim uśmiechem wiedząc, że najlepsze dzielnice bywają bardzo zaskakujące.
Łowca był ciekaw jaki naprawdę jest strażnik. Wiadomo dla chłopstwa straż może być porządna gdyż często pomogą w przepędzeniu bandytów czy usunięciu innych problemów. Ale z punktu widzenia jednego z strażników może to być potop dyscypliny objawiającej się poranną musztrą i innymi głupotami. Tym razem zda się na słowach przyjaciela i uda się bezpośrednio do Klausa Ulgralfa.

***

Opuścili ich Will i Konrad. Został praktycznie tylko z nowopoznanymi ludźmi mając nadzieję, że idzie z nimi normalnie wypić i pogadać. Wiadomo co strażnicy lubią najbardziej - opróżnić beczułkę piwa po spełnionej służbie. Nie było czasu na zastanawianie. Stali właśnie przed prawie dwumetrowym sierżantem Buldogów mającym dłonie jak bochny chleba i iście beczkowaty tors. Jego serce - jak przekazał im Hilgrem - musiało być faktycznie olbrzymie. Po tym co łowca usłyszał z jego ust utrzymał się w przekonaniu, że chłop mógł nieco minąć się z prawdą. Do tego wojownik wątpił, aby nawet jego potężny Pan Ulryk przekonał go do jedzenia odchodów lub tarzania się w ścieku. Miał nadzieję, że nie jest to normalne w Dzielnicy Kupieckiej.
- No to mamy przesrane. Czy nie tylko mnie się tak wydaje? - powiedział z cicha łowca do towarzyszy gdy ich przełożony oddalił się nieco, aby pogadać z innym strażnikiem.

***

Już niebawem okazało się, że stróżowanie na jednej z bogatszych dzielnic Talabheim nie jest wcale złe. Tym razem fortuna im sprzyjała co nieco odciągało uwagę łowcy od tego, że jak za parę dni nie otrzyma leku przestanie istnieć podobnie jak reszta starej drużyny, która nie zdradza po sobie aż tak dużego przejęcia sprawą jak on - przynajmniej Will robiła to co lubi występując na mieście. Nie może niestety w żaden sposób pomóc uczonemu więc pozostaje mu zaufać jego zdolnościom. Podczas patrolowania okolic domu Daublera łowca nakłonił już spokojniejszego o zadki mieszkańców sierżanta do zaglądania tuż pod dom aptekarza. Daubler pewnie nadal pracuje. Ekipa strażnicza Klausa Ulgralfa często napotykała inne grupy Buldogów przechodzące z jednej dzielnicy do drugiej. Nie tylko ich widzieli nowi rekruci straży, niejednokrotnie mijając Hilgrema, na którego widok łowcy przypomniała się sytuacja związana z Karmen. Tak drastyczne powiększenie liczby straży rzucało się w oczy niemal na każdym zaułku miasta. Coś musiało zagrażać mieścinie nie tylko od zewnątrz skoro władze sądu postanowiły dokonać takiego przedsięwzięcia. Wszystko zapowiadało się dobrze gdyby nie to, że każdy podejrzany o chorobę miał być pojmany... Gerhard miał nikłą nadzieję na to, że nie dostanie ataku kaszlu przy przełożonym.

***

Na koniec wypracowanego dnia wojownik był zaskoczony postawionym przez sierżanta trunkiem oraz zagryską, jak można nazwać zupkę ufundowaną przez rosłego strażnika. W dzisiejszych czasach co najmniej dziwnym było, że pomimo niezłych warunków oraz licznych przywilejów brakło straży w takim mieście jak Talabheim. Sierżant po jakimś czasie zamaszyście wstał od stołu w baraku, gdzie pili i ruszył w kierunku swego miejsca spoczynku nie zapominając wspomnieć co się z nimi stanie jak o świcie nie będą w stanie pracować. Łowcy to nie groziło. Wypił jeszcze cztery piwa rozmawiając z nowymi towarzyszami, którzy całkiem niespodziewanie znaleźli się w wirze teraźniejszych wydarzeń. Po przedstawieniu się i krótkiej rozmowie o wydarzeniach na froncie drużyna poczęła powoli się zbierać. Pierwszym wychodzącym po kapitanie był Horst podążający za dziewką jaka doniosła nieco piwa i już nie tak pożywnego żarcia. Po tym jak z izby wyszedł Edgar wraz z Ottem łowca postanowił, że również uda się na spoczynek. Musiał być wypoczętym i gotowym do służby. Kładąc się spać miał nadzieję, że aptekarz znajdzie antidotum na jego przypadłość...
 
Lechu jest offline