| Brat nie był najszczęśliwszy, gdy zadzwoniła do niego w środku nocy. Wydawało się jednak, że nie spał, bo od razu ją bardzo przytomnie opierdzielił. Wzruszona wylewnym powitaniem, bez ceregieli przeszła do rzeczy – i wkrótce zmierzali z Jackym do kryjówki. Ziomek Jake'a, Russel, rozczochrany i z czerwonymi, zaspanymi oczami, bez słowa wskazał im pokój. Wydawał się poirytowany pytaniami dziewczyny o łazienkę, czysty ręcznik i jakąś koszulę, w której mogłaby się przespać. A gdzie gościnność i serdeczność, chciałoby się zapytać.
Spało jej się bosko. Żadnych snów, przyjemna odmiana. Może to kwestia tej kanapy. Przeciągnęła się, wybudzona porannym telefonem, i spojrzała na Walkera, opartego na łokciu. W zasadzie, może mogła mu zaproponować skrawek kanapy. Z drugiej strony, deser zwykle lepiej smakuje po głównym daniu. Najpierw wydostać się z tego gówna, potem się pomyśli.
Uśmiała się szczerze, widząc Jacka w dresie.
- Szkoda, że nie mam aparatu, wyglądasz jak marny raper z aspiracjami.
Korzystając z faktu, że po drodze do banku wpadli do sklepu, zaopatrzyła się w blond perukę. Sztuczne włosy sięgały opadały na ramiona, plecy i dekolt. Musiała pomanewrować wsuwkami, żeby peruka trzymała się mocno. Do tego tanie, plastikowe okulary przeciwsłoneczne z czarnymi szkłami. Ciemną koszulę, którą pożyczyła od Russela, związała pod biustem, odsłaniając brzuch. Grunt to odciągnąć uwagę od twarzy, uznała, odpinając niepotrzebny guzik. Niestety, Russel nie posiadał dżinsów, w których nie wyglądałaby jak Tomcio Paluch. Musiała zostać mini, w której tu przyjechała.
Wszystko szło gładko. Może nawet zbyt gładko. Ocierając dłonią pot z czoła – w cholernej peruce było gorąco jak diabli – szturchnęła Jacka, który zdecydowanie zbyt długo żegnał się z pracownicą banku. I wtedy wszystko się spieprzyło.
- To jest, kurwa, napad! Wszyscy mordami na ziemię i się nie ruszać, jak chcecie przeżyć!
Obróciła się na pięcie, by ujrzeć, jak pięciu gości w kominiarkach (trzy MP5, dwa kałasze) opanowuje salę. Dwóch z nich z wrzaskiem i bronią wycelowaną i gotową do strzału brutalnymi szarpnięciami kładło klientów na podłodze. Kolejnych dwóch rozbrajało ochroniarzy. Ostatni nagabywał jakiegoś faceta, chyba managera.
Iskra i Walker bez słowa wymienili porozumiewawcze spojrzenia. No, w każdym razie należało założyć, że były porozumiewawcze i że ich spojrzenia w ogóle się spotkały, przesłoniętej okularami w przypadku dziewczyny i obszernym kapturem w wypadku mężczyzny. W każdym razie w tej samej chwili Irma wciągnęła ogromny haust powietrza, aż jej biust intrygująco zafalował, po czym wydobyła z siebie wrzask tak piskliwy, przenikliwy i zatrważający, że mogłaby z powodzeniem przy jego użyciu ciąć diamenty. W tym samym momencie Jack złapał paczkę z dragami pod jedną pachę, Iskrę pod drugą. Gdy uwaga skupiła się całkowicie na nich, krzyknął złowrogo i nieco obłąkańczo.
- Stać, albo wysadzę tę budę! Nie żartuję, mam tu bombę! – Wskazał torbę z prochami. - Dość, by wysadzić ten budynek i jeszcze dwa następne w razie czego! Nikt nie będzie okradał mnie z mojego napadu!
Na wszelki wypadek Iskra chlipnęła dodatkowo, pokazując, jaka jest strasznie przerażona.
__________________ "Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]
Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 02-11-2010 o 10:02.
Powód: Literówki.
|