Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2010, 14:09   #9
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kiepski nastrój, jaki zapanował w momencie kiedy odkryli, że po przejściu fali na drzewach pozostało ich mniej, niż było na początku, nie uległ zmianie, gdy brnęli przez coś, co jeszcze wczoraj było suchą jak pieprz równiną. Teraz były tu liczne kałuże i zwały błota, przypominające bardziej tereny zalewowe niż miejsce, po którym można spokojnie wędrować, bez obawy zamoczenia nóg.


- Cholerna woda... - Walter z trudem wyciągnął z błota but. - Skąd się to wszystko wzięło?
Aucassin wzruszył ramionami.
- Masz na myśli wodę czy błoto? Błoto to mieszanina piasku i wody, a woda? Ja się cieszę, że nie było jej więcej - powiedział. - Woda przyszła, woda poszła...
- I dzięki temu my też możemy iść - stwierdził Moloss. - Kolejna porcja deszczówki raczej nam nie grozi - dodał, obrzuciwszy krytycznym spojrzeniem okrojony szczytami horyzont. Czarne chmury, okazawszy swą niechęć do świata, zniknęły jak zdmuchnięte.
- Nikt mi nie wmówi, że to trochę deszczu tak się nagle rozmnożyło - Walter nie miał zamiaru zmieniać tematu. - Kolejnej takiej kąpieli możemy nie przetrzymać.
- Gdybym miał zgadywać, to powiedziałbym, że to woda z jakiegoś jeziora - powiedział Mark. - Jakiś wstrząs, albo sam czas sprawiły, że pękła jakaś naturalna zapora. Jak tylko znajdziemy Thyone i Kallida, to pójdziemy sprawdzić.
- A co z tymi mitycznymi porywaczami dzieci? - spytała Fradia.
- Jeśli przeżyli, to ich spotkamy - odparł Mark. - Jeśli nie... to też się o tym dowiemy.
- Biedny mały... - powiedziała Egeria.
- Teraz ta zaczyna - Tilney pokręcił głową. - Nawet nie mamy pewności, czy idzie z nimi jakieś dziecko, a nawet jeśli, to czy to nie jest czasem dziewczynka. Nie tylko chłopcy bawią się rycerzykami - uprzedził protest Egerii. - A niektórym zamiłowanie do zbroi pozostaje na dłużej. - Spojrzał na Fradię.
- Poza tym może iść z nimi z własnej i nieprzymuszonej woli, a wy tak od razu, z marszu, zrobiłyście z niego, czy też z niej, ofiarę porywaczy - dorzucił Moloss.
- Skończcie już te rozważania - Mark przerwał jałową dyskusję. - Skupcie się teraz na naszych zaginionych. Nie wiadomo, jak daleko poniosła ich ta woda.
- Mam nadzieję, że nie stało się im nic złego - powiedziała Egeria.
Jej niepokój był nieco uzasadniony - po raz kolejny mijali ciało jakiegoś zwierzaka, który uległ naporowi żywiołu lub padł pod kopytami pobratymców.
- Złego demony nie wezmą - stwierdził Tilney, który za swą odzywkę dorobił się nieprzyjaznego spojrzenia w wykonaniu Egerii i kuksańca pod żebro - ‘podarunku’ od Fradii.
- No dobra, dobra... - mruknął Tilney. - Dobrze wiecie, że ja też się o nich martwię.

Przyspieszyli nieco kroku. Mnóstwo czasu stracili czekając, aż woda opadnie do poziomu umożliwiającego wędrówkę i teraz wypadało to troszkę odrobić. Troszkę, bowiem bieganie po nieznanym terenie prosiło się o kłopoty.

~* ~

- Jak widać, co ma wisieć, nie utonie... - kobiecy głos pełen był ironii.
Kallid otworzył jedno oko, a potem zamknął je natychmiast.
- Zgiń, przepadnij - powiedział. - Miałem taki piękny sen, a ty mnie budzisz...
- Wstawaj, i to już. - Thyone, pozbawiona najwyraźniej serca, szarpnęła mężczyznę za ramię. - Spać sobie możesz kiedy indziej. Teraz łaskawie podnieś swoje szlachetne, acz leniwe cztery litery. Musimy znaleźć resztę.
- A nie lepiej poczekać, aż oni nas znajdą? - Kallid, z wyraźną niechęcią, usiadł. - Niech to szlag. Cały jestem mokry...
Ściągnął but, z którego wylało się na ziemię troszkę wody.
- Mokry, ale żywy - skomentowała bardka. - Wolałbyś być mokry i martwy? Poza tym, jakoś nie słyszałam, żebyś mi podziękował za uratowanie twojego marnego żywota.
- Uratowanie? - Kallid rzucił na nią kose spojrzenie. - Posłuchaj niewiasto... Gdy Mark krzyknął “Trzymać się”, to miał na myśli pień drzewa, a nie moje ramię. Gdyby nie ty, to by mnie fala nie ściągnęła.
- Typowe męskie marudzenie. - Thyone wzruszyła ramionami. - Zamiast się cieszyć, że znalazłeś się na łonie natury w towarzystwie pięknej kobiety, tylko narzekasz i narzekasz.
- Lepiej, ty piękna kobieto, pomóż mi znaleźć jakieś drewno na ognisko. Musimy się przebrać, wysuszyć, a ja nie mam pojęcia, co z moich zapasów ocalało przed żarłoczną wilgocią - odparł Kallid. - Jeśli zaś o łona chodzi, to zdecydowanie preferuję inne, niż wspomniane.
- Jedno drugiego nie wyklucza - stwierdziła bardka z dwuznacznym uśmieszkiem. - Za to nie bardzo wiem, jak sobie poradzisz z tym drewnem, co to niby mam ci, leniu, przynieść. Już sprawdziłam - moja hubka się rozpuściła, chociaż była w niby wodoodpornym opakowaniu.
- Nie trzeba było tak długo siedzieć w wodzie - uśmiechnął się. - Chociaż tobie kąpiel służy, to ekwipunkowi mniej.
- Służy? - Thyone odruchowo dotknęła włosów, które wyglądały niczym spadek po topielicy. Wyciągnęła z nich zaplątany tam kawałek jakiegoś zmokniętego badylka. - I co się głupio uśmiechasz, co? - Spode łba spojrzała na Kallida, który nawet nie starał się ukryć uśmiechu.
- Bo tak ciekawie wyglądasz z tymi kwiatkami we włosach. Jeszcze tylko brak ci motylka i baranka, a idealnie byś pasowała do postaci z popularnej piosenki.
- A chciałbyś może i ty stać się bohaterem piosenki? - Thyone wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu. - Satyrycznej? - sprecyzowała pomysł. - Wystarczy mi zwykłe ‘tak’ i masz sprawę jak w banku.
- Nie wierzę w banki. - Kallid pokręcił głową. - Nie przemawia do mnie ani Naczelny Bank Imperialny, ani banki Białej Wieży czy Smoka.
Thyone zerknęła podejrzliwie na swego rozmówcę... zastanawiając się przez moment, czy przypadkiem nie uderzył się w głowę mocniej, niż dotąd przypuszczała.
- Wracając do tego drewna - Kallid szybko zmienił temat. - Możesz mi pomóc?
- Ty chyba naprawdę uderzyłeś się w głowę - zaniepokoiła się Thyone. - W promieniu mili nie znajdziesz kawałka suchego drewna. Kawałka czegokolwiek suchego nie znajdziesz, chyba że masz lepszy plecak.
- Nie bój nic. - Kallid był nad wyraz pewny siebie. - Daj mi kawałek drewna, a ja ci zrobię ognisko, że aż hej.
- Jakie obrazowe określenie - skrzywiła się bardka. - Jestem pewna, że po prostu kantujesz. Jak zawsze, zresztą. Pamiętam aż za dobrze, jak ci zawsze szło rozpalanie ogniska.
- Mały zakładzik? - zaproponował Kallid. - Skoro tak jesteś pewna, że mi się nie uda...
- Zakład, powiadasz? - Thyone zawahała się na moment, zastanawiając się nad dziwną pewnością swego rozmówcy. - Blefujesz, draniu! - syknęła rozzłoszczona. - Myślisz, że się przestraszę, a ty potem będziesz się śmiać ze mnie? Zgadzam się! Zakład! O co?
- A masz jakąś propozycję? - ciemność ukryła uśmiech Kallida.
- O kolację! - wypaliła Thyone.
- Wystawna kolacja w najlepszym lokalu w Illaverdis - spytał Kallid - czy też zorganizowanie kolacji przy świecach tu, na Pustkowiach?
- Masz mnie za głupią? - odparła Thyone. - Co byś mi mógł tu i teraz zorganizować? Najwyżej przypalonego królika. Osobna sala w “Złotym Pucharze” i orkiestra, czterech grajków, przygrywająca przez cały wieczór. Dla wygrywającej wraz z osobą towarzyszącą.
- Zgoda! - Kallid wyciągnął rękę. - Kto wygra, bawi się przez całą noc przy wtórze orkiestry - uściślił. Wersja Thyone, jednoznacznie określająca płeć zwycięzcy, mogła zostać wykorzystana do unieważnienia zakładu. Z bardami trzeba było uważać, jako że potrafili się czepiać każdego słowa. - Z torbami pójdziesz, moja droga - dodał, gdy zakład został zatwierdzony.
- Powiedz mi jeszcze, mój drogi, czemu to ja niby mam zbierać drewno? - spytała bardka. - Wszak to typowo męska praca. Nie wymagająca myślenia, tylko trochę siły.
- A bo ty, skarbie mój, jesteś kobietą postępową i podział ‘dla pań’ oraz ‘dla panów’ stosujesz jedynie w łaźniach - odparł niezmieszany Kallid. - Poza tym, to się nazywa podział obowiązków. Ty zbierasz drewno, a ja rozpalam ognisko.

Po przejściu wody, różnych kawałków drewna było pod dostatkiem. Thyone, nie zwracając zbytnio uwagi na jakość składników przyszłego ogniska, zniosła w pobliże swego towarzysza niedoli parę naręczy mniej czy bardziej połamanych gałęzi.
Kallid w tym czasie nie próżnował. Zamiast jednak szykować się do uroczystego rozpalenia ogniska w stylu ‘jednym uderzeniem krzemienia’ majstrował przy kuszy, sprawdzając jej gotowość do działania.
- I co da ta zabawka, jak się pojawi taki monocerrus? - zapytała nieco złośliwie Thyone. - Dasz mu to do zjedzenia licząc, że się udławi?
- Co ty wiesz o zabijaniu - odparł niezrażony docinkiem Kallid. - Mam tu coś specjalnego. - Z kołczanu wyciągnął bełt, który nawet w mroku lśnił jadowitą zielenią. - W dwie sekundy powali byka.
- W dwie sekundy... - powiedziała Thyone tonem, jakim kobiety zazwyczaj wyrażały swoje opinie o mężczyznach i ich zabawkach.
- Znów jestem niedoceniony... - powiedział pełnym żałości głosem.
Równocześnie obojętnym na pozór spojrzeniem omiótł okolicę. Instynkt podpowiadał mu, że okolica może nie być tak bezpieczna, jak by się na pozór wydawało.
- A jak tam twoja broń? - spytał równie obojętnym tonem.
- Wszak jako mężczyzna powinieneś bronić słabej niewiasty. - Głos bardki wprost ociekał żrącą ironią.
Posłuchała jednak. Przekonała się już parę razy, że instynktu Kallida, wychowanka doków Wavefall, nie warto lekceważyć.
Kallid ustawił niezbyt zgrabny stosik z kawałków gałęzi. Jakość tej konstrukcji dobitnie świadczyła o tym, że brak wiary Thyone w umiejętności jej towarzysza była zdecydowanie uzasadniona.
- A teraz, złotko moje, zamknij oczęta - powiedział Kallid, najwyraźniej uznawszy, że przygotowania zostały zakończone. - Zamknij - powiedział cicho ale z naciskiem.
Wbrew sobie posłuchała.
Błysk był tak silny, że mimo zamkniętych powiek zobaczyła przed oczami kolorowe kręgi, a bijący od strony stosu drewna żar sprawił, że dotknęła twarzy pewna, że straciła brwi i rzęsy.
- Ty draniu - wysyczała, gdy wreszcie odzyskała mowę.
Ogień w najlepsze tańczył po gałęziach, nie przejmując się tym, że są one w znacznym stopniu nasycone wodą.
- A mówiłem, że będziesz miała ognisko - oznajmił triumfalnie Kallid.

~* ~

- Niech to szlag... - Gdyby nie pomocna dłoń Waltera Fradia rozłożyłaby się jak długa. - Bardziej śliskie, niż posadzki w sali audiencyjnej Najjaśniejszego Pana.
Aucassin parsknął śmiechem, słysząc to porównanie.
- Słyszałem - powiedział - że można się w nich przeglądać.
- Gdybyś nie opiewał w swych poemach złotej wolności i nie krytykował ogólnie pojętej tyranii, to sam byś się mógł przekonać - odparł Walter. - A tak, to musisz się opierać na opiniach osób trzecich.
- Bywalec imperialnych salonów przemówił - skrzywił się Aucassin.
- A żebyś wiedział - uśmiechnął się Walter. - Byłem tam. Raz, ale byłem.
Mark potwierdził słowa Waltera skinieniem głowy.
- Zabrałeś Waltera, a mnie nie? - w głosie barda zabrzmiało święte oburzenie.
- Nie marudź, Aucassinie - wtrąciła się Fradia. - Nie zachowuj się tak, jakbyś nie wiedział, że nawet nie zdążyłbyś wejść na schody pałacu, a już byś miał Lwy imperatora na karku. Nawet Mark by ci nie pomógł, jakbyś do lochu trafił.
- Każdy ma taką sławę, na jaką sobie zapracował - uśmiechnęła się Egeria.

- Popatrzcie... - Moloss, który wysforował się nieco przed grupę, wskazał widniejący w sporej odległości niewielki, jasny, migocący punkt. - Na moje oko, ktoś rozpalił ognisko...
 
Kerm jest offline