Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2010, 14:41   #32
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Poranek cz.2

- Jeśśśśśśśśśśśćććććććć - udało jej się wyszeptać - kąpiel... i...
-Iiiii....co?- dopytywał się Gaspaccio.
- Iiiiiiiii... zmienić swoją sytuacje, bo podłoga ziębi mnie w pupę ... - odparła dziewczyna ze śmiechem układając się na Gacciu.
-To może wstańmy, zaproponowałbym ci wspólną kąpiel. Ale wiesz jakby się to skończyło.- mruknął szlachcic, bawiąc się kosmykiem jej włosów.
- Jak? Jak? - spytała trzepocząc niewinnie rzęsami - Umyłbyś mi plecki?
-Figlowałbym z tobą w kąpieli.- zaśmiał się Gaccio i dodał.- W takiej wannie zabawiałem się już z trzema panienkami.

- To ja podziękuję... umyję się sama, a Ty w tym czasie poszukaj sobie tych trzech panienek - powiedziała podnosząc się i ruszyła po pokoju w poszukiwaniu swojej sukni.

-O nie...nie dam ci powodów do zazdrości.- zażartował Gaspaccio wstając.- Tych panienek ze sobą nie zabiorę, a ciebie tak.
- Gacciu... wyjaśnijmy sobie coś od razu... Ty mnie nigdzie nie zabierasz. Ja jadę z Tobą sama, a raczej nie z Tobą tylko z nią - machnęła ręką w stronę łóżka na którym spała bardka - i z resztą uczestników tej wyprawy. Jak sam cały czas to podkreślasz... jestem tu najemniczką.
-Tak, tak... wspominałaś o tym.- odparł szlachcic zakładając bieliznę, a potem spodnie i zerkając spojrzeniem na Katrinę. Uśmiechnął się dodając.- Niemniej, droga najemniczko... Coś mi mówi, że to będzie ciekawa wyprawa.
- Zobaczymy Gacciu... zobaczymy- odparła dziewczyna wsuwając suknie na gole ciało,nie chciało jej się bowiem walczyć z gorsetem - co robimy z Krisnys?
-Zajmę się nią. Mam wprawę z opieką nad tak skacowanymi pannicami.- rzekł Gaspaccio i podszedł do Katriny, uśmiechnął się i delikatnie pocałował jej usta.- Słodycz z której nie tak łatwo zrezygnować.- podsumował pocałunek.
- Uważaj Gacciu bo od słodyczy nie raz można się pochorować - odparła dziewczyna odsuwając się od młodzieńca - Poza tym... sam najlepiej wiesz, że nie ta to inna... prawda?

- Ty się wykąp, a ja załatwię ci posiłek. Kąpiel i śniadanie będziesz miała samotne, ale cóż... Potem możesz nieco rozejrzeć po mieście, albo... cokolwiek masz ochotę. Ja natomiast poniańczę Krisnys. Nie sądziłem, że tak się ubzdryngoli, ale... domyślam się, czemu.-kontynuował wypowiedź Gaspaccio.
- Czemu? -spytała zerkając na niego z uwagą.
-Narkotyki.- rzekł Gaccio klepiąc bardkę w goły zadek, po czym sięgnął po woreczek przy podwiązce. Powąchał je i rzekł.- I to z tych lepszych. Droższych.
Nagle spytał spoglądając na nią.- Ty też zmieniasz mężczyzn jak rękawiczki? Jesteś bardzo gorącokrwistą kobietą. Nie wyobrażam sobie ciebie w celibacie.
- Przekonaj się sam czy zmieniam - odparła dziewczyna zadziornie. - Tą kąpieli posiłek zamówisz nam tu do pokoju? Czy przenieść się mam gdzieś?- Zaczęła zastanawiać się jak opuścić budynek tak aby nie spotkać się z ojcem.
-W sali jadalnej, a kąpiel jest na końcu korytarza.- odparł w odpowiedzi Gaspaccio, spoglądając na dziewczynę ze spojrzeniem wyrażającym zachwyt.- Wyglądasz naprawdę ślicznie z tą burzą włosów, Katrino.
Słysząc komplement z ust młodzieńca dziewczyna podeszła do niego i stając na palcach przytuliła usta do jego ust w czułym pocałunku. Odrywając się od niego wyszeptała - Dziękuję... - i odwróciwszy na pięcie wymaszerowała z pokoju otwierając drzwi kluczem który wczorajszego wieczoru Gaccio zostawił na stoliku.

Łaźnia był na końcu korytarza i składała się z szeregu marmurowych wanien oddzielonych, do których służki wlewały gorącą wodę. Albo słudzy.. półnadzy i przystojni. Obecnie niewielu było chętnych na kąpiel, choć z paru otulonych kotarą wanien dochodziły chichoty i pluskania, a także jęki świadczące o tym, że nie tylko Gaspaccio lubił figlowanie podczas kąpieli. Katrina podeszła do jednej z przygotowanych do kąpieli wanien i zasłoniła kotarę. Wsunęła dłoń do wody aby sprawdzić czy jest ciepła. Chwilę później spowrotem ściągała ze swojego ciała suknię, zaraz po niej na podłogę poleciała jedna pończocha a po niej druga. Zanurzyła się w ciepłej wodzie na wierzchu której pływały płatki róż i oparła głowę o brzeg wanny, przymknęła oczy delektując się dotykiem wody na swojej skórze.


Leżała tak chwilę pozwalając ciepłej wodzie obmywać swoje ciało. Po czym przy pomocy jednej ze służek namydliła swoją skórę i włosy i zanurzywszy się w wodzie spłukała z siebie zarówno zmęczenie jak wszelkie ślady jakie pozostawił na niej Gaccio. Wyszła z wanny i pozwoliła aby służka wytarła ją do sucha. Usiadła na ławie i zajęła się osuszaniem włosów.
Gaspaccio zjawił się znienacka, bezceremonialnie pakując się za kotarę, za którą Katrina skrywała swą nagość. Spojrzał na kobietę, potem wannę pełną róż.- Widzę, że dogadzasz sobie.
Wkrótce dotąd niechlujnie ubrana koszula dołączyła do reszty garderoby. Poza tym, szlachcic miał jeszcze założone spodnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie - Zgodnie z twoją wolą Gacciu... wszak to ty cały czas mi powtarzasz... korzystaj... więc... korzystam - rozejrzała się wokół - jeszcze by mi się przydała...
-Co takiego?- szlachcic bez wstydu wędrował wzrokiem po nagim ciele dziewczyny, delektując się jej urodą.
- Świeża bielizna...- westchnęła Katrina zerkając na porzuconą przez siebie bieliznę częściowo przykrytą koszulą Gaccia.
-Z tego co pamiętam... nie miałaś jej zbyt długo na sobie. Szybko ją z ciebie ściągnąłem.-mruknął Gaccio nachylając twarz, do twarzy Katriny.

- Ech... mężczyzna zawsze pozostanie mężczyzną... - nie tłumaczyła mu już nic więcej tylko założyła suknię na gołe ciało. - resztę zostawiam Ci na pamiątkę - dodała i wyszła z łaźni.
Szlachcic dopadł ją na korytarzu i objąwszy w pasie szepnął jej do ucha.- No już, już.. moja pani. Nie dąsaj się. Coś się załatwi.
Usta Gaspaccia zaczepiły o uszko Katriny. -Poczekaj chwilkę w łaźni.
- Poczekam - odparła ze śmiechem dziewczyna i wróciła do łaźni.
Gaspaccio wrócił po dłuższej chwili z dość, wyzywającą bielizną. Bardzo kusym gorsecikiem i majteczkami ledwo co zakrywającymi w dodatku z półprzeźroczystych materiałów. Katrina skojarzyła tą bieliznę ze służkami, które od czasu do czasu prezentowały ją w prowokacyjnych pozach, na dole karczmy jak i na pięterku. Szlachcic westchnął mówiąc.- Wiem, wiem...ale świeża, nie zakładana dziś. To najlepsze co mogę załatwić tak szybko.
- No niech Ci będzie... - powiedziała dziewczyna i powoli zaczęła ubierać przyniesioną przez niego bieliznę. “W sumie i tak będzie pod suknią, nikt o niej nie będzie wiedział” pomyślała i nachyliła się aby założyć pończoszkę na nóżkę, po czym oparła ją o stołek i powoli zaczęła odziewać dalej.
Całemu temu ceremoniałowi ubierania bielizny, przyglądał się Gaccio zsuwający ubranie i zanurzający się w wannie. Katrina czuła na sobie jego wzrok, wygłodniały i pełen pożądania. Nie musiała domyślać się jego opinii, wystarczyło spojrzeć na widoczną reakcję jego ciała.
Widząc reakcję Guccia na jej ubieranie Katrina z przekornym błyskiem w oczach uniosła ręce do góry i zanim założyła na siebie suknię zaczęła się przeciągać niczym kotka. Po czym nie spiesząc się podeszła do swojej sukni i nałożyła ją na siebie.
- Dołączysz do mnie Gacciu przy śniadaniu - spytała go patrząc na niego zalotnie przez ramię.
-Dołączę do ciebie w nocy...w twoim łóżku.- zażartował Gaccio, spoglądając pełnym pożądania spojrzeniem na dziewczynę. Oblizał wargi i rzekł.- Nie...w sumie to...ktoś się musi zaopiekować Krisnys. Obmyję się i sprawdzę co z nią.
- Dobrze... - odparła i dodała z przekorą - a co do nocy... nie przypominam sobie bym cię do swego łóżka zapraszała.... - i ruszyła w stronę wyjścia z łaźni.


O poranku, sala jadalna była pustawa, nikogo nie było. Tak więc Katrina mogła w spokoju zjeść nie niepokojona przez nikogo. Na rachunek Gaspaccia, zresztą.Tak jak i brała kąpiel. Przez okna widać było ojcowski powóz, przy którym czuwał znudzony pachołek. Ale tylko powóz. Ojciec zapewne się już oddalił, by załatwić sobie kwaterę. Pewnie udał się na piechotę, zostawiając jednego pachołka do pilnowania karocy i znajdujących się na nim bagaży.
Jedząc posiłek zastanawiała się co robić dalej. Ta noc ją zaskoczyła... a nawet bardzo zaskoczyła. Ale tym co czuła i tym co myślała nie miała zamiaru dzielić się z nikim. “Jeżeli nie ruszymy dziś z tego miasta. Sama je opuszczę... nie mam zamiaru ryzykować spotkania z ojcem. Jeszcze tego mi do szczęścia brakuje.” Myślała obserwując powóz rodzica i siedzącego obok niego pachołka. Zjadła śniadanie i korzystając z tego gdzie się znajduje z uwagą przesuwała wzrok po wnętrzu oglądając wszystko i wszystkich. “Drugi raz może mi się szybko taka okazja nie trafić. Ciekawe miejsce.” Raz po raz wracała jednak wzrokiem do okna i sytuacji za nim. Postanowiła poczekać albo aż zniknie powóz wraz z pachołkiem, albo aż zjawi się Gaccio i bardka. Siedziała z założoną nóżką na nóżkę i kiwała sobie stopą tak jakby odliczała minuty mijającego czasu.

Zaskoczył ją... zamyślona nie zauważyła jak się zjawił. Dopiero dłonie na ramionach i dotyk ust na szyi sprawił, że zauważyła obecność, Gaspaccia. Delikatnie pocałował ją tuż, przy uchu, szepcząc.- Ten powóz cię martwi, czemu?
- Powóz? Czemu tak sądzisz? - odpowiedziała pytaniem na jego pytanie.
-Spoglądasz na niego nerwowym spojrzeniem.- odparł Gaspaccio, zamawiając śniadanie.- Co cię martwi? Herb? Wiem, że nietutejszy, tak jak i ty.
- Wydaje ci się, że nerwowo. Tak sobie zerkam na herb i zastanawiam się do kogo należy. I co tutaj robi. I tak się zastanawiam czy nam by się nie przydał taki powóz do naszych planów. Może byś podpytał właściciela jak długo zamierza tu być i dokąd zmierza?
-Nie uśmiechasz się. - Gaspaccio spojrzał jej prosto w oczy.- Coś cię...dręczy.
- Wydaje ci się Gacciu - odparła dziewczyna z uśmiechem, delikatnie muskając opuszkiem palca jego dłoń.

Nie był do końca przekonany, ale uśmiechnął się mówiąc.- Po co pytać. Po prostu podwędźmy karocę. W przeciągu dwóch, trzech godzin. Nikt się nie połapie.
“To by było cuuuuuuuuudowne. Już wyobrażam sobie ojca jak ciska się od ściany do ściany i przeklina złodziei na czym świat stoi” - To zróbmy to - odparła i roześmiała się perliście.
W dłoni Gaspaccia pojawił się woreczek bardki. Szlachcic uśmiechnął się mówiąc.- Krisnys na razie pływa w łaźni, pilnowana przez służkę. Nie będzie potrzebowała swoich proszków.
Wziął kielich wina i wsypał odrobinkę mówiąc.- Taka ilość powinna załatwić kolorowe sny pachołkowi, a piękna kobieta..któż się oprze takiemu posłańcowi z winem.
Katrina spojrzała w kierunku pilnującego karocy mężczyzny. Nie znała go... Był młody, pewnie został później zatrudniony. A więc i on nie znał jej.

Uniosła się z krzesła i zanim wzięła kielich w dłonie spojrzała po sobie w dół. Podniosła dłonie i z zapałem zaczęła opuszczać dekolt sukni niżej aby bardziej uwidocznić piersi. Uzyskawszy zamierzony efekt dzięki gorsetowi, który wcześniej dostarczył jej Gaccio. Ujęła kielich w dłonie i kołysząc kusząco biodrami, wypinając pierś do przodu ruszyła w kierunku parobka.
Oczywiście mężczyzna od razu zwrócił na nią uwagę, zwłaszcza na jej piersi. Spoglądał nieco zdziwiony, miętosząc w dłoniach czapkę, gdy zbliżała się do niego z kielichem wina.
-Tak sobie patrzę przez okno na ciebie biedaku i patrzę... pewnie spragniony jesteś pomyślałam. Przyniosłam ci więc coś dopicia... proszę - rzekła wypinając jeszcze bardziej pierś do przodu tuż przed nosem chłopaka.
-Eeee...nie wiem czy powinienem dobrodziejko.- odparł chłopak niepewnym tonem głosu. I wino i trzymająca je ślicznotka, kusiły go. Ale próbował oponować.-Eeee.. Pan byłby wściekły, że piję na służbie.

Dziewczyna zrobiła smutną minkę i odparła: - A ja ci tu pić niosę... szkoda mi że tyle czasu bez picia pilnujesz tego powozu. Ale jak nie chcesz cóż... Przecież pan nie musi wiedzieć żeś się napił co to jest jeden taki maleńki kielich.Ja mu nie powiem... ty mu nie powiesz... Mężczyzna z ciebie na schwał nawet go nie poczujesz...
-Po prawdzie go tu nie ma.- odparł chłopak chichocząc, po czym wziął kielich z rąk Katriny i wypił jednym haustem. Trzymając zaś kielich mruknął spoglądając na niego.- Dobre... mocne.
- To może ja ci przyniosę jeszcze - odparła dziewczyna i odwracając się na pięcie szybko zwiała do budynku.
-Ej...trzeba było poczekać..Narkotyk nie zadziała w sekundę.- rzekł Gaspaccio spoglądając przez okno na pojazd i pachołka. Uśmiechnął się.- Już się zaczyna chwiać.

Rzeczywiście.. chłopak z coraz większym trudem trzymał pion. Opierał się o wóz z wyraźnym trudem, stojąc na nogach.
- Czekać... czekać... a po co miałam czekać? Narkotyk zadziała czy będę przy nim sterczeć czy nie. - nie chciała wyjaśniać, że bała się aby jej czasami ojciec nie nakrył, albo ktoś kto może skojarzyć kim jest.
Gaspaccio spoglądał na Katrinę z pewnym zdziwieniem. Podszedł do niej, objął ją i przytulił...tak po prostu. I trzymał przytuloną przez dłuższą chwilę. Tymczasem pachołek osunął się nieprzytomny na ziemię.
- Gacciu bierzemy Krisnys i w nogi tym powozem, zanim się zorientują żeśmy pachołka znokautowali -powiedział dziewczyna do szlachcica przytulając się do niego mocniej.
-Nie martw się... nie zorientują za szybko. Nikt się powozem i pachołkiem nie przejmie, bo właściciela wozu nie ma w pobliżu. Już nie raz kradłem powozy na nocne wyścigi ulicami miasta.- rzekł Gaspaccio tuląc dziewczynę, po czym szepnął jej do ucha.- Mam wrażenie, że drżącą sikoreczkę trzymam w ramionach.

- Gacciu ty teraz mi poezją uszu nie zatykaj tylko powiedz co dalej z tym powozem. Toć to nie szpilka, nie ukryjemy go nigdzie. Musimy jeszcze resztę towarzystwa zgarnąć - odparła dziewczyna.
-Właściciel wpierw pachołka będzie cucić chciał. A że zatruty narkotykiem to mu łatwo mu nie będzie. Herb zakryjemy kapami z wnętrza powozu. I możemy go zabrać. Powozić umiem, całkiem nieźle.- mruknął Gaspaccio.
- Oj umiesz ty umiesz - mruknęła pod nosem dziewczyna - to pokaż jak umiesz... nooooooo nie daj się prosić... - pocałowała go namiętnie na zachętę.
Gaspaccio puścił Katrinę i ruszył do wozu. Odciągnął na bok nieprzytomnego pachołka. I wdrapał się na kozła karocy. Chwycił za lejce i zaczął ostrożnie wycofywać karocę z zablokowanej trasy. Spojrzał na Katrinę i spytał żartobliwie.- Panienka wsiada?
- Wsiada.. wsiada! - podkasała suknię i już miała wskoczyć do środka jak nagle dopadła ją myśl - A Krisnys?
-Zrobimy rundkę dookoła karczmy. Konie sprawdzimy. No i na zaplecze zajedziemy.-odparł Gaspaccio
- A więc... pan powozi mości woźnico, byle szybko! - roześmiała się i wskoczyła do środka powozu.
-Nie wiesz o co prosisz.- odparł żartobliwie szlachcic. Zawrócił wóz w miejscu, gwizdnął i...konie ruszyły z kopyta. A Katrina z impetem pacnęła pupą, na wygodne siedzenie. Karoca gnała szybko, sprawnie kontrolowana przez Gaspaccia, który poganiał konie uderzeniami bata.

Kopyta stukały o bruk, karocą trzęsło, a domy migały z szaleńczą prędkością.Katrinie przez moment się zdawało że jest księżniczką, porwaną przez bandytę...Przez moment tylko.
Wystawiła głowę przez okno powozu i pozwoliła by wiatr rozwiewał jej włosy. Śmiała się przy tym perliście jak dziecko które pierwszy raz otrzymało najwspanialszy prezent na świecie. A Gaccio poganiał konie i pędził przez miasto jak... wiatr.
Szlachcic radził sobie z powozem, całkiem nieźle. Widać te jego przechwałki o wyścigach, nie były wyssane z palca. Wreszcie zatrzymał się w bocznej uliczce, przed tyłem karczmy, w której się stołowali i spali.Zszedł z kozła, otworzywszy drzwiczki wszedł do karocy mówiąc.- Teraz moja nagroda.
Katrina domyślała się, że ową nagrodą jest ona sama...ale jakież to niecne pomysły mu przychodziły do głowy?
Przełknęła ślinę z nagle zaciśniętego gardła. - Nic o nagrodzie nie prawiliśmy... -zaczęła zerkając na jego lisią minę .
Gaccio nic nie odpowiedział, tylko klęknął przed nią, objął ją rękami w pasie i zaczął całować dekolt, który odsłoniła dla pachołka. Delektował się tą pieszczotą jej biustu, powoli sunąc po nim im wargami i językiem. Spojrzał w jej oczy i westchnął.- Ty wiesz, że chciałbym... że mam ochotę, na więcej. Ale czasu, brak.
- Wieeeeeem -wydyszała mu wprost do ucha dziewczyna. -Idź po Krisnys i zabierajmy się stąd.
-Dobrze..ale jeszcze sobie pogadamy.-mruknął całując ją w policzek. Po czym opuścił jej karocę, by zabrać bardkę z karczmy.

Katrina siedziała w powozie i próbowała uspokoić przyspieszony oddech. Nie była już pewna czy jest on spowodowany szybką jazdą czy słowami Gaccia. Czekała na niego i bardkę w powozie wyglądając przez okno.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline