Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2010, 20:46   #53
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Magini nie była jednak aż tak lekkomyślna. Zrezygnowała ostatecznie z zaatakowania drowa, jednak nadal skalpowała go zimnym wzrokiem. Kula błyskawic zniknęła z jej ręki. Nie, to nie ma sensu. Bynajmniej nie tym razem. Niemniej jednak odczuła na własnej skórze, dlaczego ostatnio Barbak tak reagował na tygrysołaka.
- Najlepiej... nie wchodźmy sobie w drogę. Tak będzie zdecydowanie najlepiej - odrzekła zdecydowanie, ratując przy okazji skórę braciszkowi.
Zlekceważyła obecność tygrysa i pomogła wstać braciszkowi.
- I zostaw innych w spokoju, tak gwoli ścisłości - rzekła lodowato na koniec do tygrysa. - jeśli masz coś do porachowania do mnie. Koniec dyskusji.
Rzekła do braciszka:
- Idziesz czy zamierzasz tutaj z nim zostawać? - odwróciła się od niego, po czym ruszyła w kierunku wioski. Włosy powoli wracały do swego poprzedniego stanu, chociaż ubiór... zdecydowanie będzie musiała sobie skombinować nowy.
Ten, który miała na sobie spalił się na ramionach, osmolił na plecach, zaś na nogach spodnie zmieniły się w niebieskie rzeszoto.

Głos braciszka Michała przedarł się przez to zamieszanie:
- Dobra, dobra! Po co te nerwy! Pani R. uspokójcie się jak i wy Szajma. Tak jak mówisz, przyżegam jako kapłan jedynego boga na niebiosach jestem i jako jego sługa wierny i gorliwy, że twe polecenie, rozkaz czy też prośbę skrupulatnie niczym dżin w butelce wypełnię. - rzekł mnich wcale, a wcale nie mający zamiaru stracić głowę w takiej sytuacji. Póki miał ją na karku.
- Srajma, nie Szajma - pogardliwie odpowiedziała, nie zdążyła się wtrącić wtedy, gdy zakonnik wspomniał o Szajmie. - Ta Szajba - skinęła głową na tygrysa. - ma na imię Dirith. A teraz chodź, bo jeszcze pan Wszechwystarczająca Armia dostanie biegunki - miała gdzieś tego tygrysa. Wywróciła oczami tak, że widać było prawie same białka.
Dirith ponoć zamordował dwóch magów. Własnego twórcę i jednego pana X.
Magini takich tygrysków jak on wypolowała już nie dwóch, ale przynajmniej dwadzieścia. Nie liczyła już pomniejszych bandytów, robactw, przerośniętych psów, skorpionów, roków (ale do nich nic nie miała, nawet lubiła te stworzenia, tylko ciężkie były w oswojeniu. Jako transport sprawdzały się znakomicie), gryfów, meduz, orków (ale wkrótce przestała do nich pałać nienawiścią, odkąd poznała Barbaka), trolli, ogrów... Ba, nawet na koncie miała jednego smoka (małego co prawda [bo chciała mieć własnego], jednak dla przyszłych pokoleń... nono, niezłe osiągnięcie!) i paru naprawdę potężnych demonów - to było coś. Magini mogła być z siebie naprawdę dumna.
W końcu... takie rzeczy tylko w R.-ze.

Jeśli chodziło zaś o braciszka, Magini rzekła do niego głośniej:
- Skoro masz zachowywać się jak dżin to zaprawdę powiadam Ci: powstań i krocz w kierunku wioski.

Po tym jak kula zniknęła z ręki Magini srebrne ostrze Diritha wiszące nad gardłem braciszka powoli schowało się do łapy.
- To nie ja zacząłem wchodzić komuś w paradę zamierzając się na chyba jedynego człowieka z którym można się tu jako tako dogadać i jest mi potrzebny... -odrzekł zdejmując już zupełnie łapę z szyi Michała jednak nadal nie spuszczał z kobiety wzroku. - Ale przynajmniej wiem kto tak na prawdę za tym stał, bo jakbyś zapomniała zaatakowałem Jego - Dirith wskazał skinieniem łba na leżącego człowieka. - a nie Ciebie. - rzucił mimowolnie odwracając się i ruszając już bardziej spokojnie, jednak nadal czujnie, w stronę tygrysich szczęk.

Kobieta zignorowała jego tłumaczenia. Tylko wymowne spojrzenie w pełni odpowiadało na jego obecną kwestię - jakby Magini nie chciała już wdawać się z drowem w potyczki słowne i niewerbalne dodała: "Szkoda gadać".
- No brawo - zaszydziła i gdyby jeszcze bardziej się rozkręciła z przedrzeźnianiem tygrysa, to pewnie poklaskałaby mu jak małemu dziecku, które właśnie dokonało największej rzeczy w swoim życiu. Póki co jednak tylko uniosła z rozbawieniem jedną brew. - Dirith, odkryłeś hAmerykę. Niemniej jednak pamiętam, jak to dziesięć lat temu dałeś się namówić na daktylówkę - mściwie się uśmiechnęła. - Tego nigdy nie zapomnę.
Zachichotała srebrzyście, następnie wybuchła śmiechem na dobre.
Tygrys warknął niezbyt zadowolony.
- Znowu zaczynasz z tą daktylówką? - rzucił krzywiąc pysk w niesmaku i spoglądając jeszcze na R. choć w tym spojrzeniu było widać, że jeszcze Dirith do końca się nie uspokoił. - To było już kompletne przegięcie.

Ruszyła w kierunku krzewów, które nie posiadały żadnych ogromnych, brzydkich pajęczaków, żeby się przebrać. Takiego typu krzaczki rosły niedaleko ich trio. Magini schowała się za nimi ze swoją torbą. Wróciła stamtąd po kilku minutach. Miała na sobie krwistoczerwoną koszulkę, nowy biały płaszcz i czarne spodnie. Botki miała na nogach podobne do poprzednich, tyle że bardziej przystosowane do chodzenia po nierównym terenie.
Bezpalczaste, czarne rękawiczki właśnie zakładała szybko na własne dłonie.
- Chodź, braciszku - machnęła ręką do kleryka na znak, żeby za nią ruszył do wioski, kiedy tylko dostatecznie poprawiła włosy i ubiór.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 02-11-2010 o 20:52.
Ryo jest offline