Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-11-2010, 23:45   #51
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Zabawa z dużą rybą stała się naprawdę nudna. Stworzenie odpływało i przypływało, ale wyjątkowo nie chciało chyba atakować. Może dlatego, że Ryi stała zbyt płytko. Skoro tak, to trzeba byłoby zrobić wreszcie pierwszy krok. Uderzenia buławą między oczy jeszcze nikt nie przeżył, a taka ryb dałaby im trochę materiału do żarcia. Tylko wtedy... no sytuacja potoczyła się trochę inaczej.

Istniało takie powiedzenie u nich w klasztorze; "Poluj szybko, bo wkrótce nie będziesz mieć czym polować". Ryi najwidoczniej zapomniała o tym tekście, bo nim rekin napotkał swoje przeznaczenie, czarni ludzie dość miłymi gestami zaprosili ich do siebie. Orczyca bynajmniej nie czuła się zaszczycona. Pojedyncze warknięcia, które wydarły się z gardeł tubylców, gdy sięgała po Demotywator zawieszony na plecach, wyraźnie wskazywał, że jakakolwiek próba ukazania wyższości, zostanie brutalnie przerwana. W sumie bardzo jasne reguły. Szła obok Magini w milczeniu.

Najwidoczniej ich tygrysi towarzysz był uznawany tutaj za bożka. A może za kogoś innego? Ryi łapała pojedyncze słowa padające z ust dzikich i próbowała je wymawiać. Te wszystkie głoski zwarto-wybuchowe, mlaski i przeróżne inne fonemy brzmiały fascynująco, ale tylko w ich wykonaniu. Nic straconego - gdyby mieszkali tutaj jeszcze z tydzień, z pewnością nauczyłaby się ich mowy. Niestety czuła, że skończą z nimi wcześniej. Na przykład na końcu łańcucha pokarmowego.

Była na tyle zafascynowana ich zachowaniem, że nawet nie usłyszała co mówiła do niej Magini. Gdyby tylko miała ze sobą rysik! Już dawno przypływ weny nie był tak silny. Musiała stworzyć nowy poemat o białej elfce, która trafia w sam środek takiego plemienia. Albo brutalna opowieść o ekspedycji w głąb lądu zamieszkiwanego przez takich kanibali. Z drugiej strony... czy to nie jest dość rasistowskie? To tak jakby elfy nazwać anemicznymi wymoczkami, a orków dzikimi, nieumytymi oportunistami. Znowu się zagmatwała w przemyśleniach. Rozejrzała się. Magini poszła gdzieś z tym ich chyba wodzem.
Poszła tuż za nimi, ale zachowała dystans. Zatrzymała się przy jednej z roślin, której owoce zaczęła rozgniatać palcami. (Chyba nie powinna tego robić. Może są trujące?)

W następnej chwili, gdy obejrzała się za szefem tego plemienia, ujrzała jak braciszek Michał "pokojowo" negocjuje. Ten typ negocjacji wyraźnie należał do tych jednorazowych.

- Zgaduję, że tak wygląda nowa sztuka dyplomacji - szepnęła orczyca z lekkim uśmiechem.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 02-11-2010, 19:31   #52
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Tygrys leżąc spokojnie na posągu i z braku lepszych zajęć obserwował dzikie tańce miejscowej ludności i wypatrywał kiedy w końcu przyniosą coś konkretniejszego do jedzenia. Miał całkiem niezły widok na wioskę, toteż dość dokładnie widział wszystkich. Toteż w pewnym momencie zachowanie Zakonnika zaczęło mu się wydawać nad wyraz podejrzane. Podniósł się więc i zaczął go bardziej wnikliwie obserwować. Kilka następnych jego ruchów powiedziało drowowi, iż człowiek zakrada się za plecy Szamana. Nie czekał więc dalej i skoczył szybko z posągu po czym ruszył w jego stroną najszybciej jak było to możliwe. Pewne przeczucie oraz doświadczenie zawodowe mówiło mu, że zaraz coś się wydarzy. Dirith jako zabójca zadawał śmierć już nie raz, tak samo jak nie jeden raz widział jak inni podchodzili do ofiar i je atakowali. Był po prostu za dobry żeby zignorować posunięcia człowieka.. bo gdyby nie był, nie byłoby go tutaj gdyż najpewniej już dawno temu zostałby zabity. Złe przeczucia potwierdził spokojnie wznoszący się krucyfiks przygotowywany do zadania ciosu.

Tak więc likantrop nie zamierzał pozwolić, aby Zakonnik dopiął swego i zadał cios. Dlatego nie zamierzał w jakikolwiek sposób być delikatny, a wręcz przeciwnie. Biegł w kierunku Michała na tyle szybko na ile mógł wymijając innych tubylców. Kiedy już był w zasięgu skoku uniósł się i warcząc wściekle wyprowadził prawą łapą cios celując w szczękę tuż przy szyi. Dodatkowo kiedy uderzał zaparł się tylnymi łapami, aby dzięki temu wyprowadzić jeszcze silniejszy cios, tak dla pewności gdyby miało się okazać, że masa rozpędzonego tygrysa to za mało.
Ułamek sekundy potem kocia łapa wylądowała na wyznaczonym celu gdy Michał miał już uniesiony krucyfiks, tuż przed tym jak zaczął opadać na szamana. Siła tego ciosu była na tyle druzgocąca, że Zakonnik został scięty z nóg. Potem został ciśnięty w ziemie przez tą samą łapę uderzającą go z boku i przytrzymany przez nią już po wylądowaniu. Tygrys przygniatając do ziemi niedoszłego zamachowca wystawił z łapy pazury, które wbiły się lekko w szyję. Dodatkowo pojawiło się jeszcze coś, co na owej szyi się zacisnęło oplatając ją dokładnie i formując jakby w ostrze zapowiadając szybką dekapitację w razie jakiś gwałtownych ruchów. Postronni obserwatorzy mogli zauważyć tylko jak jakaś srebrna rzecz wyłaniająca się spod łapy kota oplata szyję człowieka jak obroża.
- Nie masz przypadkiem do przypilnowania ludzi przygotowujących żarcie? - Tygrys rzucił do szamana, ten jednak trochę się ociągał z opuszczeniem miejsca zdarzenia - Idź ich przypilnować! - Dirith warknął stanowczo i dopiero wtedy szaman się ruszył.
Wtedy Dirith nadal warcząc spojrzał wściekłym spojrzeniem wprost w oczy człowieka.
- Chyba nie sądzisz, że pozwolę zabić jedynego człowieka z tej wioski z którym da się porozumieć, co?! - warknął szarpiąc prawą łapą przez co ostrze oplatające szyję nacięło lekko skórę.
- Nie obchodzi mnie co chciałeś uzyskać zabijając go ale jeśli nie dasz mi choć połowy dobrego powodu żeby cie nie wypatroszyć zanim dolicze do trzech, to będziesz zdychać godzinami.. - powiedział nadal warcząc i wiercąc Michała bardzo agresywnym spojrzeniem.

- Yyy... kobieta niczym wąż Ewelinę mnie skusiła. A że głodny jestem, a on jak czekolada wygląda... - rzekł bardziej zaskoczony, zszokowany i zdziwiony całym tym wydarzeniem mnich. Albo jeszcze nie miał czasu się bać, albo nie wiedział co to strach - Ale masz rację. Głupim, że kobietę słucham -[/i] dodał i dopiero po chwili doszedł do wniosku, że ma ostrze wokół szyi. Z drugiej strony kot wydawał się taki smaczny...

- RAZ! - warknął tygrys przez zaciśnięte kły szarpiąc nim ponownie.

- Dobra, dobra. Jeśli napotkamy Święte Ofukcjum to mogę cię wybronić. Z nimi nie ma żartów i za pewne hycla też mają. A nie lubią nikogo inszego od nich. - rzekł lekko już poddenerwowany. Czyżby strach zajrzał mu w oczy? - Ja ci mogę zapewnić wśród nich bezpieczeństwo i azyl. Tak! Azyl! Jakby kto dybał ta twe futro to ja ziomków w Klasztorze mam... Tam jest bezpiecznie.

- Dwa, trzy! - Dirith został... popieszczony prądem!
Rozległ się zimny głos... Magini. Jak lada chwila później się okazało - to ona stała za wyładowaniami elektrycznymi.
Ona, albo raczej...
http://fc06.deviantart.net/fs25/f/20...by_TeNosce.jpg
ktoś ją do złudzenia przypominający.
Włosy owej istoty tliły się błękitnawo-białym ogniem i były zaczesane w podobny sposób, co u ekscentrycznej czarodziejki. Ogień w oczach demonicy zapłonął.

- Dziś na obiad idziesz ty.
Uśmiechnęła się bezczelnie, prezentując nieco dłuższe i ostrzejsze kły.
- Jak powiada stare, drowie przysłowie: Nie bij kobiet parających się magią, bo inaczej gromem dostaniesz po głowie.

Tygrys warknął tylko w złości, gdyż nie przewidział takiego obroty sprawy. Nie mniej jednak nie zamierzał tego tak łatwo odpuścić i zmienił trochę pozycję, aby w razie czego móc lepiej obronić się przed atakiem R. oraz samemu mieć lepszą pozycję do ataku.

- Jak zwykle porywczy i lekkomyślny - zaszczebiotała jak do małego dziecka, które nie wie, że igranie z ogniem jest wysoce niebezpiecznie. Odrzuciła płonące pasmo włosów do tyłu i zaśmiała się zimno. - Nic więc dziwnego, że tak często wpadałeś w kłopoty, z których musieliśmy cię nieraz wyciągać.
W dłoni demonicy pojawiło się oślepiająca kula światła, wycelowana w Diritha. Zasyczała jak rozjuszona kobra:
- Odstąp od niego, bo inaczej ty za ten błąd srogo zapłacisz, drowie! I daj mi dobry powód, żebym ci wtenczas życie oszczędziła bądź... pomogła w szukaniu Tej księgi.

Lewe oko Magini rozbłysnęło.
- Szukasz Jej, prawda?

Przez warkot tygrysa dało się usłyszeć lekceważące "pfff" jakby nic sobie z gróźb nie robił i tak też zawsze było.
- Ta, jasne, przynajmniej jak wpadałem w kłopoty to w większości miałem je pod kontrolą... Czego nie można powiedzieć o szambach w jakie wpadaliśmy przez Ciebie. Sam się do tej pory dziwie czemu pomagałem Ci sie z nich wydostać.. - warknął oschle.
- I daruj sobie takie pogróżki, bo nic dobrego Ci z nich nie przyjdzie. Chcesz walczyć? No to dalej, atakuj. Gwarantuje Ci, że on zdechnie zanim ta kula mnie trafi, a niedługo potem skończysz dokładnie tak samo. No, dalej! - tygrys zmrużył oczy, jednak bardziej w gniewie niż oślepiony kulą Magini. Było widać wyraźniej, że przygotowuje się do walki, która zaraz mogła się rozpocząć.
- A co do księgi, to teraz najpierw daj mi powód dla którego w ogóle chciałbym pomocy od kogoś, kto co chwilę będzie mi pakował sztylet w plecy? Czy może to Twoja sprawka, że Ta księga zniknęła z mojego plecaka?
- Dwa. - kontynuował zimno nie przejmując się zupełnie groźbami Magini. - Żaden azyl mi nie potrzebny, wymyśl coś lepszego. - Dokończył równie zimnym tonem nie odrywając wzroku od R. - Bardziej potrzebne jest mi teraz co innego. Albo przysięgniesz na wszystko w co wierzysz. że w zamian za oszczędzenie życia zrobisz dokładnie to co powiem i kiedy tego zażądam, albo wymyśl coś lepszego i się módl żeby to wystarczyło bo inaczej już niczego w życiu nie zjesz.

Magini zwęziła oczy:
- Jesteś głupi i zanadto bezczelny! - prychnęła pogardliwie, pełna wściekłości. Gdyby był w swojej poprzedniej postaci, na pewno dostałby od niej siarczystego policzka. - Nie boję się Ciebie i nie z takimi jak ty przyszło mi walczyć! Rozumiesz?! Nie muszę odpowiadać na żadne twoje pytanie, bo wiem, że i tak nikomu z nas, a tym bardziej mi nie uwierzysz. Puszczaj go i przestań się wydurniać, parszywy mieszańcu!! - jej dłoń przeszła mnóstwem błyskawic. - To ty prosisz się tutaj o śmierć, a ja Ci mogę z chęcią ją zagwarantować!! - WIĘC GO PUSZCZAJ ALBO SIĘ POLICZYMY TU I TERAZ!

- Yyyy no to co mam zrobić? - rzekł Michał i nagle jedna myśl mu zaświtała w głowie. Jednak musiała poczekać. Choć chwilkę.

- To co Ci rozkaże! Jak powiem, że masz skoczyć w przepaść to masz bez szemrania skoczyć, jak powiem, że uciąć swoją rękę i ją zjeść, to masz to zrobić, rozumiesz!? - warknął Dirith ponownie szarpiąc lekko człowiekiem. - Teraz jeszcze nie wiem co to będzie, ale jak coś wymyśle to na pewno się dowiesz co masz zrobić.
- A Ty R., nie będziesz mi rozkazywać i uważaj bo zaraz się doprosisz o policzenie kości.. -
warknął oschle odwijając "obrożę" z szyi Michała i formując w jedno krótkie ostrze, jednak nadal grożące poderżnięciem gardła. - Myślisz, że nie wiem do czego zdolni są magowie? Tak się składa, że już paru mam na sumieniu, w tym tego który mnie stworzył. - stwierdził po czym zaśmiał się szyderczo.
- Dlatego powiem to tylko jeden raz: Albo w końcu zaatakujesz, albo przestaniesz mi bezpodstawnie grozić machając przed oczami festynowymi sztuczkami. - zakończył zimno wlepiając tygrysie ślepia w oczy Magini. Następnie czekał na to co się stanie gotów w każdej chwili zaatakować. Dało się wyraźnie odczuć, że najmniejszy niewłaściwy ruch może spowodować atak.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who

Ostatnio edytowane przez eTo : 02-11-2010 o 20:52.
eTo jest offline  
Stary 02-11-2010, 20:46   #53
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Magini nie była jednak aż tak lekkomyślna. Zrezygnowała ostatecznie z zaatakowania drowa, jednak nadal skalpowała go zimnym wzrokiem. Kula błyskawic zniknęła z jej ręki. Nie, to nie ma sensu. Bynajmniej nie tym razem. Niemniej jednak odczuła na własnej skórze, dlaczego ostatnio Barbak tak reagował na tygrysołaka.
- Najlepiej... nie wchodźmy sobie w drogę. Tak będzie zdecydowanie najlepiej - odrzekła zdecydowanie, ratując przy okazji skórę braciszkowi.
Zlekceważyła obecność tygrysa i pomogła wstać braciszkowi.
- I zostaw innych w spokoju, tak gwoli ścisłości - rzekła lodowato na koniec do tygrysa. - jeśli masz coś do porachowania do mnie. Koniec dyskusji.
Rzekła do braciszka:
- Idziesz czy zamierzasz tutaj z nim zostawać? - odwróciła się od niego, po czym ruszyła w kierunku wioski. Włosy powoli wracały do swego poprzedniego stanu, chociaż ubiór... zdecydowanie będzie musiała sobie skombinować nowy.
Ten, który miała na sobie spalił się na ramionach, osmolił na plecach, zaś na nogach spodnie zmieniły się w niebieskie rzeszoto.

Głos braciszka Michała przedarł się przez to zamieszanie:
- Dobra, dobra! Po co te nerwy! Pani R. uspokójcie się jak i wy Szajma. Tak jak mówisz, przyżegam jako kapłan jedynego boga na niebiosach jestem i jako jego sługa wierny i gorliwy, że twe polecenie, rozkaz czy też prośbę skrupulatnie niczym dżin w butelce wypełnię. - rzekł mnich wcale, a wcale nie mający zamiaru stracić głowę w takiej sytuacji. Póki miał ją na karku.
- Srajma, nie Szajma - pogardliwie odpowiedziała, nie zdążyła się wtrącić wtedy, gdy zakonnik wspomniał o Szajmie. - Ta Szajba - skinęła głową na tygrysa. - ma na imię Dirith. A teraz chodź, bo jeszcze pan Wszechwystarczająca Armia dostanie biegunki - miała gdzieś tego tygrysa. Wywróciła oczami tak, że widać było prawie same białka.
Dirith ponoć zamordował dwóch magów. Własnego twórcę i jednego pana X.
Magini takich tygrysków jak on wypolowała już nie dwóch, ale przynajmniej dwadzieścia. Nie liczyła już pomniejszych bandytów, robactw, przerośniętych psów, skorpionów, roków (ale do nich nic nie miała, nawet lubiła te stworzenia, tylko ciężkie były w oswojeniu. Jako transport sprawdzały się znakomicie), gryfów, meduz, orków (ale wkrótce przestała do nich pałać nienawiścią, odkąd poznała Barbaka), trolli, ogrów... Ba, nawet na koncie miała jednego smoka (małego co prawda [bo chciała mieć własnego], jednak dla przyszłych pokoleń... nono, niezłe osiągnięcie!) i paru naprawdę potężnych demonów - to było coś. Magini mogła być z siebie naprawdę dumna.
W końcu... takie rzeczy tylko w R.-ze.

Jeśli chodziło zaś o braciszka, Magini rzekła do niego głośniej:
- Skoro masz zachowywać się jak dżin to zaprawdę powiadam Ci: powstań i krocz w kierunku wioski.

Po tym jak kula zniknęła z ręki Magini srebrne ostrze Diritha wiszące nad gardłem braciszka powoli schowało się do łapy.
- To nie ja zacząłem wchodzić komuś w paradę zamierzając się na chyba jedynego człowieka z którym można się tu jako tako dogadać i jest mi potrzebny... -odrzekł zdejmując już zupełnie łapę z szyi Michała jednak nadal nie spuszczał z kobiety wzroku. - Ale przynajmniej wiem kto tak na prawdę za tym stał, bo jakbyś zapomniała zaatakowałem Jego - Dirith wskazał skinieniem łba na leżącego człowieka. - a nie Ciebie. - rzucił mimowolnie odwracając się i ruszając już bardziej spokojnie, jednak nadal czujnie, w stronę tygrysich szczęk.

Kobieta zignorowała jego tłumaczenia. Tylko wymowne spojrzenie w pełni odpowiadało na jego obecną kwestię - jakby Magini nie chciała już wdawać się z drowem w potyczki słowne i niewerbalne dodała: "Szkoda gadać".
- No brawo - zaszydziła i gdyby jeszcze bardziej się rozkręciła z przedrzeźnianiem tygrysa, to pewnie poklaskałaby mu jak małemu dziecku, które właśnie dokonało największej rzeczy w swoim życiu. Póki co jednak tylko uniosła z rozbawieniem jedną brew. - Dirith, odkryłeś hAmerykę. Niemniej jednak pamiętam, jak to dziesięć lat temu dałeś się namówić na daktylówkę - mściwie się uśmiechnęła. - Tego nigdy nie zapomnę.
Zachichotała srebrzyście, następnie wybuchła śmiechem na dobre.
Tygrys warknął niezbyt zadowolony.
- Znowu zaczynasz z tą daktylówką? - rzucił krzywiąc pysk w niesmaku i spoglądając jeszcze na R. choć w tym spojrzeniu było widać, że jeszcze Dirith do końca się nie uspokoił. - To było już kompletne przegięcie.

Ruszyła w kierunku krzewów, które nie posiadały żadnych ogromnych, brzydkich pajęczaków, żeby się przebrać. Takiego typu krzaczki rosły niedaleko ich trio. Magini schowała się za nimi ze swoją torbą. Wróciła stamtąd po kilku minutach. Miała na sobie krwistoczerwoną koszulkę, nowy biały płaszcz i czarne spodnie. Botki miała na nogach podobne do poprzednich, tyle że bardziej przystosowane do chodzenia po nierównym terenie.
Bezpalczaste, czarne rękawiczki właśnie zakładała szybko na własne dłonie.
- Chodź, braciszku - machnęła ręką do kleryka na znak, żeby za nią ruszył do wioski, kiedy tylko dostatecznie poprawiła włosy i ubiór.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 02-11-2010 o 20:52.
Ryo jest offline  
Stary 02-11-2010, 21:24   #54
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
- Czy ty to wszystko przewidziałeś?
- No, może nie wszystko. W mych planach miał zabić tamtego szamana, by drow go ukatrupił nim Michał wykona swój wyczyn. Powiedz, dolałeś trochę bromu do ostatniego napoju kota? Coś spokojny dzisiaj.
- Wybacz, nie mogłem się powstrzymać.
- Ech, a niby z ciebie taki świętoszek. No dobra, mamy jeszcze wiele czasu.


Michał leżał. Leżał, a wszystkie zwały tłuszczu starały się wchłonąć przechodzące opodal i niczego nie spodziewające się insekty. Biedactwa pochłonięte przez niby nóżki tłuszczu znikały w odmętach szat zakonnika. Tak to przynajmniej wyglądało. Co się z nimi stało... nikogo nie obchodziło.

Srebrna ni to garota, ni gilotyna albo zakrzywiona brzytwa dziadka Heńka oplatała zbyt ciasno gardło świętego męża...

Khe, khe, khe. Przepraszam, napiję się wody i dalej biorę się za narrację. Wiem, że doświadczonemu bajkopisarzowi nie powinny zdarzać się takie rzeczy ale nie mogłem wytrzymać. No, na czym to ja skończyłem? A tak...

Na tyle ciasno, że cienka linia czerwonej krwi niczym z rozkazu pana pojawiła się na czymś co szyję przypominało. A przynajmniej szyją bym to nazwał po porządnym odsysaniu tłuszczu. Sytuacja wydawała się krytyczna.

Nie bardzo. Mężczyźni tak naprawdę zawsze potrafią się dogadać miedzy sobą. I choć nie wypili litrów piwa, nie przepalili paczki ziela, ani nie obgadali najfajniejszych tyłków na dzielni to jednak kompromis udało im się zawrzeć.
Życie za przysięgę kapłańską. Przysługa za życie. Tylko czy Dirith miał pewność, że księciunio słowa nie złamie? Musiał mieć, gdyż cokolwiek można by powiedzieć o Michale to jednak kapłani byli honorowi. Tak, kapłanom nic zarzucić nie można było.

Ugadali się, łap sobie nie podali, gdyż mnich wolał nie denerwować już i tak wnerwionego kota i rozeźli się w miarę w swoją stronę. Drow do wioski, ludź za kobietą.
- Już idę - odrzekł strzepując z piachu i poszedł za nią, też do wioski.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 03-11-2010, 18:18   #55
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację


Władca zamku był bardzo strapiony. Siedział w fotelu, z rezygnacją spoglądając przez okno na pusty dziedziniec.
- Wypadki chodzą po ludziach – pocieszył mężczyzna w płaszczu.
Evil Mage by *Astaviech on deviantART

Władca spojrzał na swego przyjaciela. Piękne, błękitne oczy zimno wpatrywały się w twarz władcy.
- Nikt nie przeżył? – spytał smętnie władca.
- Obawiam się, że nie – odparł równie smętnie mag. – Nadal szukają rozbitków, ale szanse są niewielkie.
Władca westchnął.
- Klątwa jakaś ciąży nad tą ziemią...
- Ależ! – zaśmiał się błękitnooki mag. – To absurd, panie! Zbieg kilku nieszczęśliwych wypadków... Wypłynie kolejny statek. Przybędzie tu, przywiezie ludzi i zapasy – pocieszył. – Zaczną pracować, szybko nadrobimy zaległości, zamek będzie tętnił życiem.
Władca westchnął znów.
- Wysłałem gołębia z wiadomością, ponagliłem ich, aby kolejny statek wypłynął możliwie jak najszybciej – zapewnił troskliwie mag. – Lada moment wszyscy zapomną o tym wypadku, panie.
- Zapewne masz rację, przyjacielu.
- Nikt nie mówił, że początki są łatwe! Pójdę teraz sprawdzić, jak miewa się sprawa w okolicznych wioskach.
- Dziękuję, że się tym zajmujesz.
- Nowy kapitan straży bardzo się nam przyda, póki co, nie obciąża mnie to jakoś szczególnie... – pokłonił się i wyszedł.

Ruszył korytarzami zamku. Po dłuższej przechadzce powrócił do swej wieży, wspiął się po schodach i otworzył drzwi. Gruby mężczyzna zdziwił się szybkim powrotem maga.
- Jestem pewien, że niedługo skończę tresurę nowego zamachowcy... – powiedział mag, bardziej do siebie. – Hmmm... przydałaby mi się może jakaś... jakiś...? Przyspieszacz akcji... – z pochmurną miną podniósł z biurka małą muszelkę i oglądał ją, rozmyślając.
- Przyspieszacz...?
- Tu, w wioskach. Jakaś... bestia...? Hmmm, krwiożercza bestia biegająca luzem, jakaś chimera, coś w tym stylu...? Pożeracz bydła, porywacz kobiet, morderca dzielnych mężczyzn...
- Nie za... ekhym nie za wiele tych klątw na raz, panie? – zauważył nieśmiało otyły. – Jedna na morzu, druga tu...?
- Może masz rację – nadąsał się mag. – Póki co starczy jedna... – podrzucił muszelkę i pochwycił ją znów. – Zachowam ciała na szczytniejszy eksperyment...
* * *

Grunt to zachować spokój. Tak jak na przykład te zimnokrwiste elfy. Przychodzi elf do domu i widzi 10 litrowy worek ziemi kwiatowej na podłodze, sama ziemia usypana kopczykiem leży wszędzie wokół na nowym dywanie, w worku jest dziura, a w dziurze siedzi żółw. Elf rzuca się, podnosi żółwia, ogląda, i stojąc nad kopczykiem ziemi na nowym dywanie, z żółwiem w ręku, stwierdza z ulgą: „całe szczęście, że nie zjadł kawałka worka foliowego!”. Spytacie pewnie dlaczego 10 litrowy worek z ziemią potrzebny do przesadzania kwiatów, pozostawiony na krześle, spada na podłogę akurat w momencie kiedy elf wychodzi na 10 minut wyrzucić śmieci. A, to już całkiem inna bajka. Chodziło o puentę... [oczywiście co wolno Flafiemu to nie tobie, smrodzie, więc jeśli przyjdziesz na parapetówę, zostaniesz przez narąbanego elfa powitany groźnym nakazem: „tylko nie podepcz dywanu!!!”...(chodziło o zdjęcie butów...)]
Albo kiedy do elfa przychodzą znajomi i koleżanka komplementuje panią domu: „ale macie ładne okna, u nas ciągle się woda skraplała na szybie i wyszła pleśń...[smutek]” Elf; „u nas też tak się zaczęło dziać, ale polałam okna Domestosem i przeszło zupełnie! ^^ ” Ale to inna przypowieść... Khym, nie, na serio, Domestos pomógł lepiej niż pochłaniacz wilgoci... ekhekhem... Podobnie, niektórzy nie wierzą w drowią klątwę... ekhekhym...

Tak więc Dirith świetnie wpasował się w swoją rolę. Tutejsze plemię najwyraźniej czciło bóstwo-tygrysa, a czarno-biały, gadający tygrys był ucieleśnieniem obiektu ich modłów.

Zaczęto znosić jedzenie na ucztę.

Znoszono żarcie na misach, na liściach... Góry jedzenia zaczęły rosnąć na misach ustawionych na placu przed tronem wodza. Były tam owoce, ryby, ptaki, sałatki, mięso sporych zwierząt, kóz, krów, antylop...? Ciężko powiedzieć. Homary, krewetki, ślimaki, coś bezkształtnego, ale ładnie pachnącego, no i gwóźdź programu... Czy to jest.... kawałek macki Krakena...?! Najwyraźniej! Trzech mężczyzn przytachało znaleziony najwyraźniej na plaży kawał macki krakena! Przyprawiony i ładnie udekorowany zieleninką wygląda już nie tak groźnie...

Dirith; Rozejrzałeś się, ale wyspa wygląda na dziką i nieucywilizowaną. Słowem widzisz głównie korony drzew.

Ursuson;
Zostałeś miejscowym autorytetem od zabaw. Wioskowi obserwowali z lekkim zdumieniem twoje wyczyny na desce i popisy naśladującej cię dzieciarni. Jeden z chłopców podziwiający i próbujący naśladować twoje wyczyny na desce przyprowadził po chwili kozę i wesoło coś wykrzykując wskazywał na twoją „deskę”.
http://www.fotoplatforma.pl/foto_gal...__DSCN6206.jpg
Chyba chłopiec chciałby się wymienić... Zmieszany rozejrzałeś się wokół i ku twemu zdumieniu, jakbyś ujrzał w oku kogoś z drużyny [bez pokazywania palcem] błysk „bierz kozę!”. Do tego tajemniczy osiołek, który przyszedł za wami z plaży, merda ogonkiem i szczerzy się do przyprowadzonej kozy.

http://www.aceshowbiz.com/images/sti...er_after01.jpg

Dzieciarnia wokół ma wielką radochę z całego przedstawienia, a koza przeżywając trawę zerka na ciebie obojętnie. Jej mały właściciel uparcie wskazuje twoją „deskę”.

Ryi; Obserwujesz. O, żarcie nadchodzi...
Miejscowe kobiety bacznie ci się przyglądają. Chyba zastanawiają się jakiego podkładu używasz...

Wszyscy; Gwałtownie wybuchła drobna sprzeczka Braciszek-Dirith-Pani R., pt. „ja chcę czekoladę!”. Po raz kolejny okazało się, że próba wystrychnięcia na dudka drowiego zabójcy i przewyższenie go w jego własnym fachu to kiepski pomysł... Drowia klątwa odezwała się znienacka. Szybkość z jaką Dirith skoczył ku niedoszłemu napastnikowi zatkała wszystkich wokół, a niektórych wręcz zwaliła z nóg. Drażnienie tygrysa było jak zasiadanie gołym tyłkiem wysmarowanym miodem na mrowisku pełnym naprawdę wielkich, naprawdę głodnych, krwistoczerwonych mrówek. Czujecie ten ból...?
Braciszek poczuł. Szczęśliwie jednak dla niego i Magini, tygrys poczuł zapach znoszonego jedzenia i opanował się jakimś cudem. Obeszło się zatem bez wyprutych flaków, ale szaman zapamiętał sobie zło i występek dziwnie zachowujących się obcych.

Było żarcie. Były tańce. Wszystko było fajnie, do momentu, kiedy naraz rozległ się w wiosce krzyk:
- AJAJAJA!!!
Rozejrzeliście się, ogłupieni. Jeden z mężczyzn wykrzykiwał coś w panice i wskazywał ręką w niebo. Wszyscy zadrli Glowy i po chwili pół wioski darło się w przestrachu.
- AJAJA!!!
- Oj KARAMBA!!!
- Usuka! Usuka!!!
Hm...?
Spojrzeliście w niebo. Daleko, ponad lasem, krążyło po niebie sporych rozmiarów coś. Coś było czarne i z kształtu przypominało jaszczura ze skrzydłami. Tubylcy wyraźnie tego czegoś nie lubili, gdyż ścięła ich trwoga, kobiety pochowały dzieci po chatach i same wyściubiały tylko koniuszki nosów.

Browsing deviantART

Był to smok. Smok, czy wywerna, ciężko określić z tej odległości. Duża wywerna albo mały smok. Kołowało hen ponad lasem, niczym drapieżny ptak wypatrujący myszy w polu w dole.
I... było coś nie tak z tym czymś. Zatoczyło cztery kola nad lasem i pikowało, zniknęło w koronach drzew. Tubylcy odetchnęli chwilowo.
Hm...
To fruwało było jakieś nie teges... Po pierwsze dziwnym się wam wydał sposób lotu tego czegoś. Tak po chwili zastanowienia to to coś nie machało skrzydłami. Całe jakieś takie sztywne było... Co prawda raz kłęby ognia buchnęły z paszczy... ale coś było nie do końca w porządku w tym fruwałem...
- Szaima przyjść zabić bestia!!! – wasze rozważania przerwał radosny wrzask szamana, który doznał olśnienia. – Szaima wysłuchać moja modły i przyjść nas uwolnić!!!
Zanim ktokolwiek się odezwał, otoczył was znów tłum wiwatujących i tańczących tubylców. Wódz wioski wstał o powoli podszedł do Diritha, kłaniając mu się z nadzieją.
- Nasza najlepsza wojownik my słać na bestia! – tłumaczył dla Diritha szaman. – My bestia zrobić w jajo i zasadzka, my bić włóczniami i strzały, tak, dużo! Zły duch władać zły ogień! Wojownicy pobić i podziurawić, tak, zły duch spaść na drzewa i spłonąć, ale następny wschód słońce, my patrzeć, on znowu na niebie! – wyjaśnił z rozpaczą. – On zły duch z piekła, on ciągle wracać! My składać ofiara i karmić go owoce, ale on nie chcieć, on ciągle palić las i my nie móc tam polować! My się modlić i Szaima przyjść! – powiedział już bardziej do tłumu niż do Diritha.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 06-11-2010, 02:46   #56
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Całe szczęście po małym konflikcie interesów nie trzeba było długo czekać na pojawienie się jedzenia. Najwyraźniej szaman pogoniony dość stanowczym głosem do sprawdzenia co z tą zamówioną ucztą odwalił kawał dobrej roboty. Dlatego też Dirith tylko uśmiechnął się widząc pokaźne ilości mięsa w przynoszonych przez tubylców potrawach.
Burczenie w żołądka ponagliło tylko tygrysa do rozpoczęcia konsumpcji. A głodny był bardzo, gdyż porażka z Krakenem kosztowała go dość dużo sił, dodatkowo kolejna przemiana niedługo po odzyskaniu przytomności i uganianie się za goblinami. Nie wiedział co prawda jakim cudem znalazł się na plaży a nie utopił się po tym jak został złapany pod wodą przez piekliszcze, jednak nie miało to teraz najmniejszego znaczenie. Dużo ważniejsze było branie kolejnych kęsów przyniesionego mięsa aby w końcu nasycić głód. Mroczny elf jedząc starał się wybierać przede wszystkim mięsa. Bynajmniej nie dlatego, że nie chciał wzbudzać podejrzeń typu "Czy to aby na pewno tygrys? Bo żre owoce jaby to był jakiś elf w przebraniu" wśród czarnoskórych ludzi, tylko po prostu mając wybór między mięsem a owocami, dużo bardziej preferował mięso. Nawet jeśli owoców było wokół pełno i żeby zdobyć mięso musiał się przemieniać w którąś ze swych postaci aby je dogonić i zjeść.
Spożywane potrawy o dziwo okazały się całkiem dobre. Fakt, że ja jest się bardzo głodnym, to prawie wszystko smakuje doskonale, jednak trzeba było przyznać, że nawet to bezkształtne coś wyglądające na jakieś mięso smakowało całkiem nieźle.
Kiedy któryś z mieszkańców wioski zaczął krzyczeć Dirith zupełnie się tym nie przejął sądząc, że to jakiś z tutejszych zwyczajów. Gdy kobiety razem z dziećmi uciekły do swoich domów także się nie przejął i jadł dalej. Dopiero gdy zauważył jak wszyscy ludzie wskazują coś na niebie postanowił przerwać jedzenie i sprawdzić o co wszyscy robią tyle szumu. A powodem tym okazał się smok lub też inny gad krążący na niebie i ziejący ogniem. Po paru kółkach w powietrzu wylądował gdzieś daleko w lesie i tyle było go widać.
Dirith nie zamierzał się tym jednak przejmować, dopóki gadzina nie przyleci do wioski, lub nie zaspokoi głodu i wyśle w końcu swoich wyznawców do czegoś przydatnego np. do przeszukiwania wybrzeża. Wrócił więc do jedzenia, gdyż mimo iż zaspokoił większą część nękającego go głodu zamierzał się dobrze najeść. Wszak tubylcom mogłoby nie spodobać się zadanie, które zamierza im powierzyć Dirith i trzeba będzie użyć bardziej doraźnych środków perswazji, a do tego trzeba mieć oczywiście energię.
Nawet nie kęs później szaman zaczął wyjaśniać drowowi całą sytuację z dziwnym gadem latającym po niebie. Oczywiście było bardziej niż pewne, że w końcu cwaniaczek stwierdzi, że to on przywołał do wioski tego całego Szaimę i ma dla niego zadanie a nie, że Szaima wybrał tą wioskę aby zaszczycić ją swoja obecnością i poddać próbie. Tuz potem do uszu tygrysa dotarło właśnie takie stwierdzenie. ~ Świetnie, no juz normalnie pędzę zabić tego smoka w zamian za parę paciorków w nieznanym języku. No uważaj bo już się rozpędziłem.. ~ pomyślał zimno.

Odczekał chwilę spokojnie przełykając przy okazji ostatni kęs jaki jadł.
- Zabiję tą bestię, jednak jest jeden warunek. Wyślesz teraz ludzi aby przeszukali dokładnie każdy skrawek wybrzeża w poszukiwaniu pewnej księgi. Wiesz jak wyglądają księgi? Ta której szuka jest takiej grubości, - pokazał spokojnie o jaką grubość chodzi unosząc się lekko na tylne łapy a przednimi pokazał o jaką grubość chodzi. - w porządnej skórzanej oprawie zdobionej różnymi wzorami, może w niej brakować paru spalonych stron, kilka jest częściowo spalonych. - mówił wpatrując się w oczy szamana noszącego maskę, aby z nich wyczytać czy człowiek rozumie o co mu chodzi.
- A jeśli nie wiesz o co mi chodzi, to niech szukają wszystkich dziwnych przedmiotów, podobnej wielkości co ten rysunek. - rzekł wyrównując piasek przed szamanem i stosując tą samą sztuczkę co na plaży narysował prostokąt wielkości okładki zaginionej księgi.
Następnie dał szamanowi czas do namysłu w międzyczasie mówiąc coś do R. w niezrozumiałym dla niego języku. Nie sądził, że Magini przez jakiś czas będzie chciała z nim gadać, jednak nie zamierzał zostawiać pytania bez odpowiedzi. Co prawda najprawdopodobniej było ono spowodowane dziwnie latającym gadem, jednak mniejsza o to, ważniejsza była teraz nadchodząca odpowiedź szamana.

Szaman słuchał, trochę zagubiony. Zrozumiał jednak, że mają szukać przedmiotu, jaki narysowałeś. Wpatrywał się chwilę w rysunku, obszedł go wokoło, pobiegł skonsultować się z wodzem. Wódz przywołał ziomków i po chwili pół plemienia stało nad rysunkiem, przyglądając się mu z fascynacją.
- My iść szukać! - powiadomił uczynnie szaman i ponaglił do wymarszu.
Ciemnoskórzy mężczyźni zebrali się w kilka grupek i wymaszerowali biegiem z wioski wydając przy tym bojowe okrzyki.

~ Nooo.. i to mi się podoba. ~ pomyślał uśmiechając się szeroko. Drow dobrze wiedział, że znalezienie księgi może zająć trochę czasu, jednak szybciej to zrobi większa ilość ludzi, która zapewne na wybrzeżu rozdzieli się i pójdzie w dwie strony, niż jakby on miał przeszukać najpierw jedną część wybrzeża, a potem wracać się i przeszukać drugą. Tym bardziej, że zupełnie nie wiedział gdzie się znajduje, poza tym, że na jakimś lądzie o bliżej nieokreślonych rozmiarach z dostępem do morza.
- Zatem gdzie ma leże ten diabeł, można go znaleźć tam gdzie wylądował? - spytał wyraźnie zadowolony. Po czym po uzyskaniu odpowiedzi ruszył spokojnie w stronę miejsca lądowania gada lub we wskazanym kierunku, gdyby okazało się, że legowisko ma gdzieś indziej. Zatrzymał się i odwrócił w stronę reszty ludzi z którymi płynął na stakku.
- Nie wiem czy ktos ma cos lepszego do roboty czy nie, ale jeśli ktoś chce zostać w tej wiosce to warunek jest jeden: nawet nie próbujcie zabić żadnego z tubylców, a tym bardziej szamana. - powiedział nie będąc zbyt ufnym po tym jak Zakonnik próbował zabić jedynego z miejscowych mieszkańców, który zdawał się chociaż w części rozumieć co się do niego mówi.
Następnie samemu nie mając nic lepszego do roboty niż siedzenie i czekanie na rezultat poszukiwań ruszył dalej. Dirith nie zamierzał siedzieć od tak bezczynnie a z braku innych możliwości zbadanie o co chodzi z tym złym duchem wydaje się całkiem sensowną możliwością. Dodatkowo dzięki temu można trochę poznać ląd na którym Dirith został wyrzucony razem z innymi. A nuż trawi się na jakąś drogę prowadzącą do jakiejś cywilizacji? Gdziekolwiek by ona nie była, gdyż widok jaki ujrzał rozglądając się ze szczęk tygrysa nie był nad wyraz optymistyczny.
Nie mniej jednak likantrop ruszył w poszukiwaniu dziwnego smoka nie zważając zbytnio na poczynania reszty. Mieli wszak swoje sprawy, które niekoniecznie mogły być związane z jego poszukiwaniami. Chyba, że ktoś także miałby powoli tańców wykonywanych przez tubylców, wtedy mroczny elf nie miał zamiaru się nimi przejmować, w sumie to ich sprawa co zrobią. Byleby nie przeszkadzali w odnalezieniu i ubiciu gada.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 06-11-2010, 19:08   #57
 
Bartosh's Avatar
 
Reputacja: 1 Bartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znany
Koza przeżuwała wyschnięte źdźbła, gdy wojownika ze wszystkich stron otoczyły miejscowe dzieciaki, wpatrzone nabożnie w jego tarczę, jak w święty obrazek Królowej Matki.

„Na cholerę mi ta koza, gdy chciałem im oddać ten kawał drewna za darmo. No, ale o ile pamiętam, odmowa takiej wymiany mogła by zostać źle odebrana”

Ursuson udał, że waha się w kwestii wymiany, po czym spojrzał na kozę, uśmiechnął się ( Choć ten uśmiech był trochę krzywy) i ceremonialnie wręczył dzieciakowi tarczę, kłoniąc się nisko nowemu królowi sandskate’u.

- Obyś sobie tych chudych szkit nie połamał, mały bambusie. Niech fałszywi bogowie twoich rodziców nabawią się czyraków i kokluszu. – Recytował wyniośle, uśmiechając się szeroko. Dzieciaki myślały, że wychwala nowego właściciela tarczy, który zyskał właśnie kilka punktów reputacji.

Dzieciarnia poleciała celem doszkalania umiejętności. Ursuson gibajac się jak rezus wpadł w tłum tańczących dzikusów.

„Mały młynek nigdy nikomu nie zawadził”


To mówiąc zaczął rozpychać się pod sceną z bambusa, w rytm słyszanej w swoim umyśle piosenki ludowego zespołu Słotwinów o wdzięcznej nazwie „Beholder”
Tańczący szybko podłapali nowy styl a plemienny zespół pieśni i tańca wyraźnie przyspieszył, jakby od dawna czając się na taka okazję.. Grający na bębnie w porywie fantazji wybijał właśnie podwójną „dłońkę”. Ursuson wyleciał z tłumu i ruszył w kierunku suto zastawionego stołu. Po szybkim skontrolowaniu potrzeb energetycznych, wybrał sobie solidny półmisek różności, i trzymając go wysoko nad głową, wolną ręką rozdzielał kuksańce, ponownie przedzierając się przez pogujący tłum.

- Gdzie ta bestia…kozo, kozo, kozo!


Stała wciąż w tym samym miejscu, obojętna na zło współczesnego świata i przeludnienia na kontynencie zajmowanym przez wiecznie mrużących oczy ludzi. Ursuson podszedł do zwierza i usiadł na trawie.

Przenieśmy się na chwilę do niewielkiego, umagicznionego skarabeusza, który niedaleko rzeczonej kozy, ukryty w trawie, przypatrywał się cudzoziemcom bawiącym się podczas uczty. Gigantyczny cień, który ktoś rzucił na jego stanowisko obserwacyjne, odwrócił jego uwagę. Spojrzał w górę, aby w porę zauważyć gigantyczne pośladki zbliżające się w jego stronę. Oddalony wiele mil dalej mag, wpatrujący się w szklaną kulę, za pomocą której odbierał obraz od posłanego chowańca, zdołał wyczuć strach owada, po czym połączenie zostało przerwane. Kula wskazywała szary, śnieżący obraz.

Ursuson usiadł ciężko, słysząc chrzęst.

„Pewnie patyk”

Popatrzył na kozę, jednocześnie wchłaniając zawartość półmiska.

- Więc jestem Twoim właścicielem… Trzeba Ci nadać imię. Co powiesz na… Koza Nostra?

Obojętność kozy została potraktowana jak niema zgoda. Ursuson chwycił kawałek wędzonego krakena i podsunął swojemu nowemu chowańcowi. Ten popatrzył na przysmak, po czym łyknął wszystko jak młody pelikan, z cierpliwością szachisty przeżuwając gumowate mięso.

Wojownik wyjął z sakwy butelkę przedniego miodu, który miał być podarkiem dla Gospodarza Zamku. Nadziakiem wbił zalakowany korek do środka, po czym ulał kilka kropel na ziemię, na cześć Królowej Matki i poległych podczas morskiej podróży. Chciwie przywarł ustami do butelki, pociągając kilka łyków. Uświadomił sobie jednak, że nie jest sam, więc podał butelkę kozie, przechylając ją, aby mogła spijać wylatujący bursztynowy płyn. Nowa przyjaźń została scementowana.

Po kilkunastu minutach, w akompaniamencie krzyków, pisków i gróźb skierowanych w stronę wiszącego na niebie smoka, Ursuson zbliżał się do reszty ekipy, niczym podążający tropem węża łowca. Koza Nostra, również zataczając się, szła obok nowego pana, jak zwykle wyrażając swym beznamiętnym, pustym wzrokiem pogardę wobec doczesnego materializmu oraz wszelkich systemów normatywnych, jakie tylko przyszły jej na myśl.
 
__________________
Bar pod Martwym Mutkiem - blog Neuroshima RPG. Link w profilu. Serdecznie zapraszam!
Bartosh jest offline  
Stary 07-11-2010, 13:23   #58
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Nie kwapiła się zbytnio przyjść z pomocą Dirith'owi.
To był jego kult i jego wyznawcy. To on był tu bogiem, a zadarcie z bogami można było spokojnie porównać do wpakowania do gniazda termitów rzyci posmarowanej miodem, karmelem i w dodatku posypanej do tego cukrem pudrem. Sam Dirith to pokazał i... no właśnie - na tym polu Wasza Wysokość pogryzła się z tygrysołakiem. Bo pani R. i braciszek Michał szczerze byli głodni; "bóg" zaś perfidnie nasycony chwałą chciał obronić swego wyznawcę, by posłużył mu dalej w swoich "niecnych" planach.

Zła na Szaimę granatowowłosa w swym nowym ubiorze (gdyż stary poniszczył się w pewnych, tajemniczych okoliczościach) wymaszerowała w kierunku wioski, prowadząc ze sobą kleryka - na wypadek, gdyby "Szajbie" odbiła doprawdy niezła szajba i śmiał ich dwóch zaatakować znienacka. Biały tygrys miał do tego doprawdy nieźle naostrzony pazur, Michał doświadczył to na własnej skórze - bo o szyi przy jego posturze doprawdy ciężko było mówić. Jeszcze przez dłuższy czas ślad po pazurze widniał, nawet puścił nieco krwi człowieka. Od czasu do czasu żółtooka wiedźma oglądała się za siebie i przyspieszyła kroku. Tajemnicą Poliszynela było to, że Dirith mógł przelecieć tą odległość paroma susami i dopaść ową dwójkę głodomorrów. Haczyk natomiast tkwił w tym, że pani R. zamierzała trzymać się jak najbardziej z dala od przemienionego elfa.

Kiedy trójka milusińskich doszła na miejsce, w najlepsze rozpoczęła się uczta - mnóstwo smakołyków; uczta godna takiej śmietanki towarzyskiej. Zarówno kleryk, jak i Magini mogli wtenczas pocieszyć swoje kiszki marsza grające. Wygłodniała pani skosztowała zarówno mięsa, jak i owoców - pierwszego składnika diety w większej ilości. Co prawda Krakena nie zdołali do końca pokonać, acz czarodziejka (znaczy się Magini, przepraszam) czuła w swych ustach smak wygranej - ośmiornica może przebijała statki, Nostradamusa, Majów, Wernyhorę oraz Pytię, ale chyba gwiazdy uśmiechnęły się do niej nieco perfidnie, bo macki głowonoga skończyły swój żywot jako obiad.

Smak wygranej był po prostu bezcenny. Nareszcie żołądek mógł doznać swoich uciech, bowiem tutejsze specyjały do najgorszych nie można było zaliczyć.
Wtem wśród ludu nastąpiło poruszenie. To nie był ani ptak ani samolot, nie był to nawet superbohater, który mógłby zagrażać pozycji Diritha w wiosce.
Magini, kiedy zauważyła przylot gadziny (no cóż, ciężko było powiedzieć tu o dobrych skrzydłach), zaszyła się gdzieś w roślinności i wystawiła swoje oblicze dopiero wtedy, kiedy gad zniknął z oczu. Sama pani R. miała się na baczności.

W wiosce tymczasem zrobiło się niezłe zamieszanie. Smok czy też inny gad latający (R. przypuszczała, że chodzi tu bardziej o wywerna, gdyż smok nie przegapiłby tak wielkiego stada czarnych owieczek bożych) przeleciał nad wioską, gdzie około pięćdziesięciu ludzi (kobiet i mężczyzn) świętowało przybycie swojego tygrysiego boga, po czym zniknął z oczu i odleciał w głąb lasu. Wyglądało na to, że potwór patrolował tą okolicę.

- Dir... - ugryzła się w porę w język. Wspomniała sobie przysłowie o czarnych... - Szaima, Unaweza kuwaokoa watu hawa kutoka kijiji? [Szaima, umiesz wybawić tych ludzi z wioska?]
Pytanie tylko - czy o ...ludziach, czy o elfach?
- Weil du dehr groesste seist! [Because now you're the great one!] - dodała zanadto po krasnoludzkiemu, jak to owy język określił Siewca Chaosu, bardzo gadatliwy gnom.

- Erdil en unawaza, - odpowiedział jegomość Szaima. - oidreon kladif sag arnil nozi rekarra ga ni wa ka merrotir asanrend.. ernis im, ga burildun tawanaru ne sarjiron karahi ka go koronujin arandu zarekum. [może i umiem, wszystko zależy od tego czy zrobią to o co ich ładnie poproszę.. jeśli nie, to zamiast walczyć ze smokiem zmusze ich do posłuszeństwa i samemu przypilnuje] - zakończył uśmiechając się znacząco.
- Errya! [Dobra!] - odkrzyknęła. - Sai'yn Boombachuckalacka virssintre ka husquarna. [Albo zróbcie sieczkę z Szamanem.]

Na taki wyjątek odnośnie trzymania nowego króla wioski na dystans mogła sobie pozwolić. Pora wymienić kilka zdań z klerykiem.
- Jeżeli Szajba nie pokona tej gadziny, to zmienię sobie dietę na taką bogatszą w białko - szepnęła do braciszka Michałka, kiedy ten znajdował się odpowiednio blisko. - Zjem sobie drowa po pekińsku i przegryzę go Krakenem, a do tego dodam sos czekoladowy i poleję champagne'm.

...I tak oto powoli powstawał jeden odcinek programu "Oto słowa czarne" z udziałem kleryka, który dotychczas nie ujrzał światła dziennego, którego też dotąd nie wyemitowała ani telewizja alternatywna, i który to nie pojawił się na łamach gazetek działających w podziemiach.

- Umiem wyśmienicie przyrządzać ryby i ślimaki, to i chyba krakena umiem zrobić. Kota co prawda nigdy nie jadłem, ale chyba nie różni się zbytnio od szczurzyzny... Ja bym dodał trochę grzybków i słodką paprykę. - rzekł zamyślony i rozmarzony. Jedzenie przed oczami wystawiło mu taniec łabędzi.

- Jadłeś [kiedyś] kota? - padło owo kontrowersyjne pytanie do grubszego smakosza.
- No przecież mówię, ze jeszcze nie, gdzie stawiam duży nacisk na słowo jeszcze.

Jeszcze nie - co oznaczało w tym przypadku: "Ale niedługo skosztujemy. Zaraz Państwu pokażemy, jak przyrządzić tygrysa w sosie własnym".
- Wybacz za tamte kwiatki - pani Magini zerkała z niepokojem na nieboskłon. - On taki po prostu jest. Ale nawet mnie zgięło, że on stanął w obronie tamtego dzikusa. Chociaż... sądzę, że inne czynniki go do tego... hm, przymusiły.
- Oj całkowicie nie ma za co. Widocznie Pan tak chciał. Ukazał mi przy tym cel mych poszukiwań które od pamiętnego spotkania z krakenem podjąłem. - rzekł i również spojrzał na niebo - a to będzie prawdopodobnie ostatni test jaki potwierdzi me przypuszczenia.

- Jaki test? - dopytywała się R. Chyba musiało chodzić o zaliczenie prawa jazdy po klasztornych trunkach. Ci klerycy są doprawdy zdumiewający.

- No ten bazyliszek po niebiosach latający. Albo zeżre spalonego lembasa albo lembas godzien próby mego Pana jest.
- Cóż... Byleby nas ta gadzina nie zjadła.
- Niech Pan ma nas w swojej opiece, ale i tak lepiej czuwaj w gotowości co by przez łeb bestyji przyfasolić.
- Albo i przyśliwić - jeżeli chodziło o przyfasolenie bestyji, to jak można było zapomnieć o śliwkach?

Każdy szanujący się wojownik, jeśli liczył na przyfasolenie, to musiał też liczyć na przyśliwienie. Ze śliwek robi się niezły alkohol, a ten alkohol też ma właściwości odkażające. Dezynfekuje ci wybujałe ego i sprowadza skutecznie do parteru. Siła zaś tego procesu zależy, w jakie miejsce i z jaką mocą owy zabieg dostałeś.

Ursuson tymczasem zaprzyjaźniał się z kozą. Zwierzę zdążyło zostać ochrzczone jako Cossa Nostra. Ona i jej nowy pan trunkiem zapieczętowali nowy sojusz człowieka z naturą. R. jednak zastanawiała się, czy wojownik nie zrobiłby większego pożytku, z nią dzieląc się miodem pitnym. No cóż - prawo karmy: ona nie poczęstowała go swoim sake, to on nie poczęstował jej swoją ambrozją. Proste jak konstrukcja cepa, a jakież to okazało się życiowe.

- Dziwne to było stworzenie. Ta gadzina powinna była nas zaatakować, a przeleciała się tak, jak by była tutaj na wczasach. Swoją drogą - nie uważacie za dziwne, że ostatnio takie wypadki chodzą akurat po nas? Najpierw Kraken o mało co nas nie posłał nas od rybek, a teraz co - kolejny atak?! - podzieliła się swymi obawami z klerykiem.

Przygotowywała się na kolejną wędrówkę, tym razem tylko psychicznie, w kierunku, gdzie odleciał dziwny potwór. A może takie zachowanie zwierzęcia też było wynikiem zapieczętowania przyjaźni? Tylko z kim? Z... czarownikiem?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 07-11-2010 o 13:31.
Ryo jest offline  
Stary 08-11-2010, 22:04   #59
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Biała wilczyca obserwowała wszystko z ukrycia. Ku jej zdumieniu i zdegustowaniu kleryk i magini... zaatakowali miejscowego!? To było nie do wiary. To było jakby Chuck Norris pośliznął się wykonując obrotowy kop. Oto w wiosce pełnej czekolady wizytował gigantyczny tygrys-drow-zabójca-głodny, a burdę wszczyna... zakonnik i kobieta!? Ten świat schodzi na psy, pomyślała wilczyca, otrzepując się. Zjeżyła się. Nie popierała napastowania ludzi, nawet jeżeli byli ciemnoskórzy na pewno na swój sposób spokrewnieni z drowami. I to atak od tyłu! Być może kleryk przywykł do zachodzenia mężczyzn od tyłu, w końcu krążą plotki jak to bywa w męskich zakonach u ludzi, dyżury we wtorek w szafie i te sprawy, ale żeby krzyżem...!? Tego było już za wiele, chyba nawet Mroczne Siły skrzywiły się w tym momencie i zasłoniły oczy. I najpewniej tak właśnie było, bowiem w Diritha wstąpiły nagle szatańskie siły. Kiti przypadła znów do ziemi, ponownie widziała tego drowa-tygrysa w szale, w pełni sił, pałającego agresją i promieniującego mocą. Jak wcześniej i tym razem okazało się, że czy przeciwników jest dwóch, czy jest jeden, zmienia to niewiele, jedynie szczegóły na płaszczyźnie bardziej-mniej najedzony tygrys. Kiti była pewna że kleryk i magini nie dadzą Diritihowi rady, nie podjęła żadnej akcji tylko po to, by zobaczyć jak drow daje tym dwóch nauczkę. No i dał. Dirith obrońca miejscowych! Kiti mrugała ślepiami w zadziwieniu, ale ulżyło jej, że nikomu nic się nie stało. Poczuła jednak że Dirith ma wśród towarzyszy przeciwników albo potencjalnych przeciwników. Poczuła znów więzy z cząstka swojej Watahy i poczuła gdzieś w głębi serca, że musi stanąć po jego stronie. Przeraził ją taki pomysł. Zaczęła się czołgać i tyłem wycofała się ze skraju wioski. Zawróciła w las i pobiegła nad brzeg morza. Tubylcy dotarli tu już i przeszukiwali plażę. Dirithowi coś zaginęło. Tylko co...? Co mogło być cenne dla tego drowa? Jego broń? Nie widziała przy nim broni, może zgubił ją kiedy statek tonął i teraz jej szuka? Usunęła się tak by tubylcy jej nie widzieli. Skupiła się i spróbowała wezwać swojego Białego towarzysza.
- Miałeś racje, rację, rację! Dirith żyje, widziałam go!!!
- Tak? – odpowiedział jej w myślach.
- Tak! Tak jak mówiłeś! Ale podróżuje z kimś! Ma nowych towarzyszów! To chyba ci rozbitkowie!
- A więc ktoś przeżył?
- Tak! To także się spełniło! Nie wiem, co robić! Dirith podróżuje z nimi, ale oni są jacyś dziwni... Diritih ma nową Watahę, nie czuję się przy nich dobrze!
- Koty nie mają watah. Zawsze trzymają się duszą na uboczu i kroczą własnymi ścieżkami.
- Nie wiem co robić! Teraz kiedy wiem że on żyje nie daje mi to spokoju!!! Jakim cudem przeżył!? Co tu robi!? Szuka tu czegoś!? Mówiłeś że naszym przeznaczeniem jest znów się spotkać, ale teraz nie wiem co robić!
- Nie wszystkie drogi są oczywiste.
- Podążanie za nim jest jak picie trucizny, ale ten smak daje mi coś... co czułam z moją Watahą! Muszę wiedzieć, co on tu robi!
- Możliwe, że tak jak inni podążał do zamku, dlatego znalazł się na tym statku.
- Nie, nie, nie! Ten drow nie szuka pieniędzy ani dachu nad głową! – powiedziała stanowczo. – On szuka czegoś innego i to nie daje mi spokoju! Widziałeś, jaki jest i co potrafi! Może być niebezpieczny! Powinnam odkryć co on tu robi!
- Idź więc.
- Ale z drugiej strony... Stare wspomnienia mnie przerażają. On przecież pamięta! Na pewno pamięta!
- Jeśli moje wizje się sprawdzają, będziemy musieli stawić czoła wielkiemu złu. Kto wie, czy mroczne siły nie zsyłają nam ognia, którym mamy walczyć z ogniem.
- Sama nie wiem...
- Gdzie jest teraz?
- Chyba będą polować na to tego dziwnego złego ducha!
- Idź z nimi. Będzie im potrzebny drugi kleryk.
Otrzepała się.
- Kleryk? Dla Diritha? Chyba jako przystawka!...
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 10-11-2010, 13:58   #60
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Tutejsze kobiety wpatrywało się w nią, co Ryi bardzo pochlebiało. Podparła się pod boki, wyprostowała się, spojrzała na nie z dumą i powiedziała;
- Można dotykać.
I faktycznie zachęcone gestem zaczęły się zbliżać, by przyjrzeć orczycy z bliska. Ryi zastanawiała się, czy często miewali kontakt z ich rasą. Wyglądało na to, że nie bardzo. Pewnie też pojawiłby się tutaj pomnik jakiegoś orka, na wzór tego tygrysa. Orczyca nie przypominała sobie jednak, aby jej pobratymcy wiele podróżowali za morza. Chyba ląd był lepszy.
No ale to niczemu nie szkodzi! Wreszcie poznali orka i to najlepszego pod niebem! Ale! Jedzenie nadchodziło.

Jadła, zaspokajając spasiony głód. Czuła, że wkrótce i tak spali te wszystkie kalorie w jakimś bezsensownym celu. Kobiety wciąż się jej przypatrywały. To zaczynało być bardzo krępujące, bo Ryi nie mogła sobie pozwolić na jej ulubiony styl jedzenia - dzikie pożeranie wielkich kęsów, wysysanie szpiku z kości i czucie spływającego tłuszczu po pysku. Motyla noga! Kacze pióro! A żołądek ssał.

Wtedy właśnie jak na zawołanie przyleciał ten skrzydlaty stwór. Ryi nawet nie obejrzała się w jego kierunku, jedynie kątem oka oceniając jego potencjał bojowy. Korzystając z zamieszania, zaczęła łapać w dłonie duże garści żarcia i wpychać do ust. Nie wiedziała dlaczego te potwory zawsze tak się zachowywały. Krzyczały, albo jak w tym przypadku jedynie przelatywały. Odstawiały pokazówkę, to było aż nazbyt pewne. Tylko żeby połechtać własną dumę.

Ten ich cały "wybraniec" zapewne szedł samotnie na spotkanie z tym smoko-podobnym stworzeniem. Jeśli istotnie jest to smok - to Ryi widziałaby go po raz ostatni. Nikt nie ma takiej mocy, żeby samemu poradzić sobie z gadem. Niestety - wyżej tyłka nie podskoczysz. Niestety zobaczyła, że reszta ekipy myśli innymi drogami. No cóż... Kości po spotkaniu z krakenem jeszcze bolały, chociaż rany od morskiej soli zdawały się zasklepiać. Wstała, otarła usta z żarcia i z milczeniem podeszła do reszty, zrównując się z wojownikiem i jego kozą (jakkolwiek to brzmi).

Po chwili poczuła jak jak coś ciągnie jej skórzaną część garderoby. Kozie najwyraźniej posmakowało.
 
Terrapodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172