Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2010, 22:26   #91
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Na zamku:

- Mój Panie, te kuropatwy są wyśmienite. Mogły by bić się o laur najsmakowitszej potrawy na książęcym dworze! – komplement w ustach Lady Yolande zabrzmiał szczerze. Inną sprawą było, że dworki i szlachetne panny w Bretonii łgać uczyły się już w latach młodzieńczych. Im były starsze, tym łatwiej im ta sztuka przychodziła. Yolande de La Rocque była już w najlepszym wieku do zamążpójścia, więc sztukę ową musiała mieć w małym palcu. Mimo to komplement przypadł Malcolmowi do gustu, bo skinął na Otta, który stał na uboczu nadzorując służby podającej do stołu.

- Przekaż kucharzowi by zgłosił się do mnie wieczorem po nagrodę! – Malcolm wypowiedział te słowa wyraźnie głośniej. Jakby chciał pokazać wszystkim, że to on sprawuje pełnię władzy w D’Arvill. Tupik, który przysłuchiwał się temu i przyglądał w milczeniu nie miał wątpliwości, że oto powoli obnaża się przed nim mały potwór, który krył się gdzieś w jakiejś jaskini pod D’Arvill. Potwór, któremu on poprzysiągł pomóc osiągnąć dojrzałość, tak by mógł zarzynać jagnięta. Aż się wzdrygnął na tę myśl.

- De Leve? Czyż to nie obce nazwisko? Musicie panie pochodzić z Imperium? – Nicolas Richelieu obtarł rękawem wąsy po śladach, jakie zostawiło na nich wino. Jego chytre oczka obserwowały wszystko. Zdawały się chłonąć każdy gest, ruch i słowo.

- Tak mój panie. – zgodził się Zygfryd, który spoglądając na piękną Yolande nie mógł myśleć o niczym innym niż o jej niezwykłym uśmiechu. Jakby rzuciła nań jaki urok.

- Czyli to prawda, że tchórzliwi rycerze z Imperium przyjeżdżają w nasze strony uczyć się rycerskich obyczajów i powinności? – pytanie Nicolasa pytaniem było tylko z pozoru. Tupik zamarł na chwilę rozumiejąc w lot afront, jaki spotkał Zygfryda. Rozumiejąc go nim on sam go pojął zajęty podziwianiem perlistego uśmiechu młódki siedzącej odeń ledwie o kilka krzeseł.

- Cóż chcesz przez to Panie powiedzieć? – wyrwało się Tupikowi. Mało kto prócz Malcolma zwracał dotychczas na majordomusa uwagę. Jednak w tej chwili spojrzał równocześnie Nicolas, Malcolm i Zygfryd. Ten ostatni zdawał się rozumieć w końcu co rzekł namiestnik La Rocque.

- To chyba oczywiste. Jesteś Panie żywym tego dowodem. – Nicolas spoglądał poważnym wzrokiem na Tupika, choć słowa kierował wyraźnie do Zygfryda. – Przybyłeś Panie korzystać z gościny Jaśnie Wielmożnego Berengera D’Arvill. Jednak w chwili kiedy spotkało go nieszczęście, kiedy jak wiesć niesie został zabity, ty miast szukać morderców i na nich pomsty siedzisz w zamku, bezpieczny, ogrzany i najedzony do syta. – słowa Nicolasa cięły jak bat a Zygfryd purpurowiał. – Zaiste skarłowaciało rycerstwo w Imperium. Nie dziwota, że u nas szukacie nauki. Jeno że u nas rycerze po mieczu, nie kądzieli chowani. Nie przy garach i na zapiecku im żywota zbywać. Musicie się Panie jeszcze sporo nauczyć.

Tupik aż się zachłysnął słysząc ową prowokację a Yolande zaśmiała się kpiąco obrzucając rycerza de Leve przekornym, wesołym spojrzeniem. Zygfryd płonął. Nie dane mu jednak było wybuchnąć. Nie dane, bo wrota biesiadne rozwarły się z hukiem …


***


Wyprawa:


Dopłynęli do brzegu w mozole. Spiesznie. Obserwując łódź, na której dosyć szybko ugaszono wzniecony przez elfa pożar. Jednak nocni marynarze uznali widać, że nie dadzą rady ich dopaść przed tym, jak oni dopłyną do brzegu. Albo też mieli inne plany. Tak czy siak jedynie wzmógł się pośpiech a z wieży to raz wybiegał ktoś, to znów się w niej krył. W końcu gramolący się na brzegu ludzie Yavandira i on sam, ujrzeli w blasku księżyca, jak wiosłowa łódź odbija od skalistej wysepki na której wznosiła się Wieża Diabła. Odbija i bierze kurs na cypel.

- Płyną do Du Ponte… - powiedział głośno Kosma. Nie musiał tego mówić. Wiedzieli to wszyscy.

Podobnie jak wszyscy mieli świadomość, że zawiedli. Bo że łódź przypłynęła nie z dostawą pożywienia do wieży też się domyślali. Jeśli Berenger był w tej wieży, pewnie właśnie został zabrany. A oni, mając go na wyciągnięcie ręki, zwlekali zbyt długo. Mogli go ocalić. Mogli…

Nie starczyło im śmiałości…

- Trza chyba wracać… - mruknął z cicha któryś z kmieci. Pewnie podobnie myśleli wszyscy…

Mogli mieć rację…


***


Na zamku:

- Panie! Tego hultaja znaleźli w komnatach służby! – strażnik, który wszedł z hukiem na biesiadę poprzedzał dwóch innych, którzy wlekli Waldemara de Watta pod ramiona. Szczurołap zaś jedynie majtał nogami, nie mogąc oswobodzić się z uścisku zbrojnych.

- Puśćcie go! Sam kazałem mu zbadać zamek! – Tupikowi się wyrwało. Nie potrafił jeszcze wrócić do roli sługi. Teraz zrozumiał, że być może popełnił błąd, ale póki co nikt nie zwrócił uwagi na to, że wyszedł przed szereg. Majordomus szybko uderzył w odpowiednią nutę. – Panie, kazałem zbadać sekretne tunele w zamku a któż by to lepiej uczynić był zdolne niż człek z wszelkimi kanałami i tunelami obyty?

- Dobrze uczyniłeś! Cóżeś znalazł?
– Malcolm widać miewał dwa oblicza. Teraz ukazywał się łaskawy pan, dobry gospodarz i troskliwy strażnik w jednym. Szczurołap solidnie zmotywowany kuksańcem aż się zachłysnął, po czym wydyszał.

- Znalazłem ciało niewiasty zasztyletowane! W sekretnym wejściu! I do was żem bieżył!

- Jakiej niewiasty? – Malcolm nie zrozumiał. Zrozumiał Tupik i Otto. I Zygfryd. Lady Lucienne nie miała już nigdy uraczyć go swoim wdziękiem. Każdy z nich poczuł coś na kształt niepokoju. W końcu oto Bractwo uszczupliło się o jednego członka.

- Lady Lucienne Panie! – odparł strażnik wyraźnie poruszony znaleziskiem szczurołapa. – Ten huncwot nam owo miejsce pokazał. Wyjście z tunelu było w komnatach służby. Dokładnie w komnacie Otta Panie! Tam za ścianą leżała zamordowana Lucienne. Sztyletem w serce ugodzona! Na śmierć zabita!

Strażnik mówił co widział. De Watt potakiwał. Jednak tak po prawdzie wszyscy i tak spoglądali na Otta. Otta, pod którym w tej jednej chwili ugięły się nogi…




[Proszę Sythriel o niepostowanie]
.
[Reszcie nie odpisałem, bo nie pisała. Było święto. Wracamy do rytmu stałego z postowaniem]
.
 
Bielon jest offline