Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2010, 22:26   #91
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Na zamku:

- Mój Panie, te kuropatwy są wyśmienite. Mogły by bić się o laur najsmakowitszej potrawy na książęcym dworze! – komplement w ustach Lady Yolande zabrzmiał szczerze. Inną sprawą było, że dworki i szlachetne panny w Bretonii łgać uczyły się już w latach młodzieńczych. Im były starsze, tym łatwiej im ta sztuka przychodziła. Yolande de La Rocque była już w najlepszym wieku do zamążpójścia, więc sztukę ową musiała mieć w małym palcu. Mimo to komplement przypadł Malcolmowi do gustu, bo skinął na Otta, który stał na uboczu nadzorując służby podającej do stołu.

- Przekaż kucharzowi by zgłosił się do mnie wieczorem po nagrodę! – Malcolm wypowiedział te słowa wyraźnie głośniej. Jakby chciał pokazać wszystkim, że to on sprawuje pełnię władzy w D’Arvill. Tupik, który przysłuchiwał się temu i przyglądał w milczeniu nie miał wątpliwości, że oto powoli obnaża się przed nim mały potwór, który krył się gdzieś w jakiejś jaskini pod D’Arvill. Potwór, któremu on poprzysiągł pomóc osiągnąć dojrzałość, tak by mógł zarzynać jagnięta. Aż się wzdrygnął na tę myśl.

- De Leve? Czyż to nie obce nazwisko? Musicie panie pochodzić z Imperium? – Nicolas Richelieu obtarł rękawem wąsy po śladach, jakie zostawiło na nich wino. Jego chytre oczka obserwowały wszystko. Zdawały się chłonąć każdy gest, ruch i słowo.

- Tak mój panie. – zgodził się Zygfryd, który spoglądając na piękną Yolande nie mógł myśleć o niczym innym niż o jej niezwykłym uśmiechu. Jakby rzuciła nań jaki urok.

- Czyli to prawda, że tchórzliwi rycerze z Imperium przyjeżdżają w nasze strony uczyć się rycerskich obyczajów i powinności? – pytanie Nicolasa pytaniem było tylko z pozoru. Tupik zamarł na chwilę rozumiejąc w lot afront, jaki spotkał Zygfryda. Rozumiejąc go nim on sam go pojął zajęty podziwianiem perlistego uśmiechu młódki siedzącej odeń ledwie o kilka krzeseł.

- Cóż chcesz przez to Panie powiedzieć? – wyrwało się Tupikowi. Mało kto prócz Malcolma zwracał dotychczas na majordomusa uwagę. Jednak w tej chwili spojrzał równocześnie Nicolas, Malcolm i Zygfryd. Ten ostatni zdawał się rozumieć w końcu co rzekł namiestnik La Rocque.

- To chyba oczywiste. Jesteś Panie żywym tego dowodem. – Nicolas spoglądał poważnym wzrokiem na Tupika, choć słowa kierował wyraźnie do Zygfryda. – Przybyłeś Panie korzystać z gościny Jaśnie Wielmożnego Berengera D’Arvill. Jednak w chwili kiedy spotkało go nieszczęście, kiedy jak wiesć niesie został zabity, ty miast szukać morderców i na nich pomsty siedzisz w zamku, bezpieczny, ogrzany i najedzony do syta. – słowa Nicolasa cięły jak bat a Zygfryd purpurowiał. – Zaiste skarłowaciało rycerstwo w Imperium. Nie dziwota, że u nas szukacie nauki. Jeno że u nas rycerze po mieczu, nie kądzieli chowani. Nie przy garach i na zapiecku im żywota zbywać. Musicie się Panie jeszcze sporo nauczyć.

Tupik aż się zachłysnął słysząc ową prowokację a Yolande zaśmiała się kpiąco obrzucając rycerza de Leve przekornym, wesołym spojrzeniem. Zygfryd płonął. Nie dane mu jednak było wybuchnąć. Nie dane, bo wrota biesiadne rozwarły się z hukiem …


***


Wyprawa:


Dopłynęli do brzegu w mozole. Spiesznie. Obserwując łódź, na której dosyć szybko ugaszono wzniecony przez elfa pożar. Jednak nocni marynarze uznali widać, że nie dadzą rady ich dopaść przed tym, jak oni dopłyną do brzegu. Albo też mieli inne plany. Tak czy siak jedynie wzmógł się pośpiech a z wieży to raz wybiegał ktoś, to znów się w niej krył. W końcu gramolący się na brzegu ludzie Yavandira i on sam, ujrzeli w blasku księżyca, jak wiosłowa łódź odbija od skalistej wysepki na której wznosiła się Wieża Diabła. Odbija i bierze kurs na cypel.

- Płyną do Du Ponte… - powiedział głośno Kosma. Nie musiał tego mówić. Wiedzieli to wszyscy.

Podobnie jak wszyscy mieli świadomość, że zawiedli. Bo że łódź przypłynęła nie z dostawą pożywienia do wieży też się domyślali. Jeśli Berenger był w tej wieży, pewnie właśnie został zabrany. A oni, mając go na wyciągnięcie ręki, zwlekali zbyt długo. Mogli go ocalić. Mogli…

Nie starczyło im śmiałości…

- Trza chyba wracać… - mruknął z cicha któryś z kmieci. Pewnie podobnie myśleli wszyscy…

Mogli mieć rację…


***


Na zamku:

- Panie! Tego hultaja znaleźli w komnatach służby! – strażnik, który wszedł z hukiem na biesiadę poprzedzał dwóch innych, którzy wlekli Waldemara de Watta pod ramiona. Szczurołap zaś jedynie majtał nogami, nie mogąc oswobodzić się z uścisku zbrojnych.

- Puśćcie go! Sam kazałem mu zbadać zamek! – Tupikowi się wyrwało. Nie potrafił jeszcze wrócić do roli sługi. Teraz zrozumiał, że być może popełnił błąd, ale póki co nikt nie zwrócił uwagi na to, że wyszedł przed szereg. Majordomus szybko uderzył w odpowiednią nutę. – Panie, kazałem zbadać sekretne tunele w zamku a któż by to lepiej uczynić był zdolne niż człek z wszelkimi kanałami i tunelami obyty?

- Dobrze uczyniłeś! Cóżeś znalazł?
– Malcolm widać miewał dwa oblicza. Teraz ukazywał się łaskawy pan, dobry gospodarz i troskliwy strażnik w jednym. Szczurołap solidnie zmotywowany kuksańcem aż się zachłysnął, po czym wydyszał.

- Znalazłem ciało niewiasty zasztyletowane! W sekretnym wejściu! I do was żem bieżył!

- Jakiej niewiasty? – Malcolm nie zrozumiał. Zrozumiał Tupik i Otto. I Zygfryd. Lady Lucienne nie miała już nigdy uraczyć go swoim wdziękiem. Każdy z nich poczuł coś na kształt niepokoju. W końcu oto Bractwo uszczupliło się o jednego członka.

- Lady Lucienne Panie! – odparł strażnik wyraźnie poruszony znaleziskiem szczurołapa. – Ten huncwot nam owo miejsce pokazał. Wyjście z tunelu było w komnatach służby. Dokładnie w komnacie Otta Panie! Tam za ścianą leżała zamordowana Lucienne. Sztyletem w serce ugodzona! Na śmierć zabita!

Strażnik mówił co widział. De Watt potakiwał. Jednak tak po prawdzie wszyscy i tak spoglądali na Otta. Otta, pod którym w tej jednej chwili ugięły się nogi…




[Proszę Sythriel o niepostowanie]
.
[Reszcie nie odpisałem, bo nie pisała. Było święto. Wracamy do rytmu stałego z postowaniem]
.
 
Bielon jest offline  
Stary 03-11-2010, 00:56   #92
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Mój Panie, te kuropatwy są wyśmienite. Mogły by bić się o laur najsmakowitszej potrawy na książęcym dworze!

Halfling rozpamiętywał te słowa przez resztę uczty, smakując się nimi i delektując jak ową kuropatwą, której nie miał czasu spożywać zajęty popędzaniem sług i nadzorowaniem bankietu. Po części myślał jak skazaniec, któremu przed ścięciem ktoś ważny powiedział, iż wykonał dobra robotę. Może niewiele już to mu dawało, ale przynajmniej czuł , że nie odejdzie niezauważenie - nawet gdyby owo zauważenie miało przyjść podczas następnej wieczerzy, nie szykowanej już przez halflinga, lecz przez jakiegoś podrzędnego kucharzynę.

Reszta wieczerzy nie przebiegła już jednak tak uroczo jak się zaczęła.
Rozbiegane oczka Richelieu nie wróżyły dobrze losowi zamku, zdawał się po prostu szukać okazji i informacji... Właściwie to cała ta wizyta była doskonałą okazją, a wpatrzony w Lady Yolande potencjalny konkurent do zaręczyn, poczuł smak ostrego jak brzytwa języczka Nicolasa jako pierwszy.

Zygfryd nie zauważył afrontu a przynajmniej nie od razu, zaś halfling nauczony przez Lorda dbania o interesy zamku i jego mieszkańców zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Zwrócił więc uwagę Richelieu , by po chwili zdać sobie sprawę, że potencjalną drogę ucieczki ma właśnie zamkniętą. Nie przejmował się tym jednak zbytnio - atak na członka bractwa - i to jednego z najsilniejszych był zbyt dosadny, zbyt oczywisty by nie wiązać go z próbami osłabienia bractwa. " Czyżby to do niego miał trafić list? Czy brak odpowiedzi nie przyśpieszył tylko całego tego spotkania?? " - Tupik zastanawiał się nad ta możliwością a im dłużej o niej myślał, tym bardziej stawała się ona realna... szczególnie jeśliby dorzucić spisek Du'Pontów - lub choćby samego Mistrza Cecila - który wszak mógł grac na kilka frontów jednocześnie. "Szlak by to, na pewno wiedział, a teraz pozbywa się konkurencji do władzy... lub przynajmniej próbuje. Oj niedoczekanie gadzino.
Trzeba go będzie mieć pod obserwacją, może zdrajca spróbuje skontaktować się z nim bezpośrednio, skoro posłaniec nie dotarł"

Tego typu myślenie doprowadziło Tupika do kolejnej nieprzemyślanej do końca wypowiedzi, a właściwie - doprowadziłoby... gdyby nie trzask otwieranych wrót i nadejście strażników. " Całe szczęście" - pomyślał hamując swój własny ostry języczek, może i wypadałoby czekać na to co odpowie Zygfryd, ale w całym zamku w sztuce erystyki ufał tylko sobie. Reszta była albo zbyt młoda - jak Malcolm, albo zbyt oszołomiona - jak Zygfryd by zdobyć się na adekwatną ripostę. Po prawdzie halfling nie wiedziałby czy zdołałby ją przeżyć - i nawet świadomość ostatniej woli Lorda mogła być niewystarczająca obroną. Z drugiej strony doskonale wiedział, że bez Zygfryda, bez Laydy Lucienne, nie mówiąc już o nieobecnych na zamku, bractwo długo nie pożyje.

Strażnicy - a właściwie najęty do poszukiwania komnat Waldemar de Watt wykazał się talentem, choć Tupik nie wiedział obecnie czy cieszyć się czy płakać z powodu odkrytego przed wszystkimi przejścia. Tego typu tajemnice wolał mieć do własnej dyspozycji, dzięki czemu w jakimś stopniu wciąż pozostawał cenny. "Przynajmniej problem zaginionej Laydy mamy z głowy, ale jej zabójstwo oznacza, że zdradził kto inny"

Wskazywana komnata która niejako oskarżała Otta o zabójstwo była zbyt oczywista jak dla halflinga. Poza tym wciąż pamiętał, że to Otto pierwszy zaalarmował o intruzie. Zwyczajnie nie mógł spiskować, zabijać Laydy i jednocześnie wydawać posłańca który niósł ważne wieści.

Przed wzięciem Otta w obronę powstrzymywała go tylko jedna, jedyna rzecz - świadkowie.
"Będzie dobrze, jeśli pomyślą, że znaleźliśmy winowajcę, wtedy zdrajca poczuje się bezpieczny a i ja łatwiej go odnajdę..." - pomyślał a chwilę później po raz kolejny tego wieczory wyparował:

- Do celi z nim, jutro zostanie dokładnie przesłuchany i skazany za morderstwo - Tupik zagrzmiał po raz drugi by po chwili szepnąć Malcolmowi do ucha, przysłaniając jednocześnie usta, richelieu mógł próbować czytać z ruchu warg.

- Panie uwięzienie Otta w lochu jest dla zmylenia prawdziwego zdrajcy, to nie mógł być Otto gdyż to on poinformował o zamachowcu. Ten co zdradził najwyraźniej doskonale zna zamek i jego tajemnice i chce chyba zniszczyć bractwo. Osobiście zajmę się poszukiwaniem zdrajcy, ale niech myśli, że go już nie szukamy. - szeptał skrycie halfling, choć doskonale wiedział, że nie umyka to Nicolasowi.

"No i dobrze, niech wie że halflingów nie należy lekceważyć, poza tym to całkiem dobra okazja by wszystkie moje przewiny , a przynajmniej większość, przerzucić na zdrajcę, który posuwa się aż do podstawiania zwłok członkom bractwa." Tupik wiedział, że wybór komnaty Otta nie był przypadkowy, ale wypuszczenie służącego... wywołałoby większe komplikacje niż ktokolwiek mógł przewidywać, przed człowiekiem typu Richelieu byłby to niewybaczalny błąd, skoro ten był w stanie i odwadze zrugać rycerza, to co dopiero musiałby uczynić w związku z podejrzeniami dotyczącymi sługi. Wypuszczenie go przy tym starym lisie zwyczajnie nie wchodziło w rachubę, z drugiej strony Tupik miał nadzieję, że Otta nie spotkają tortury, które niechybnie należałyby się prawdziwemu winowajcy. Kwestia ukarania niewinnego mogła przesądzić o charakterze malca którego oddano mu pod opiekę. W końcu to poziom okrucieństwa - czy potencjał przemocy jaki spoczywał w Malcolmie miał ostatecznie zadecydować o dalszej służbie Tupika.

Była jeszcze jedna korzyść z oficjalnego uśmiercenia Otta, mógł być asem w rękawie dla dalszych poczynań a przy odrobinie szczęścia wrogowie nie będą go zaliczać do grona żyjących, co może obrócić się przeciwko spiskowcom.

- A teraz proszę wybaczyć , to nieszczęście wymaga mojej interwencji... - Nie możemy pozwolić by ciało Laydy leżało samo sobie - mówiąc to obrzucił śmiałym spojrzeniem zarówno kandydatkę na żonę Malcolma jak i Richelieu a coś w jego zimnym głosie - jakże innym niż dotychczas, wskazywało , że równie zimno mógłby rozważać losy gości. Przesłanie było dość proste... i odważne jak na halflinga, ale po wieczornej rozmowie z Malcolmem pozostało mu zagrywać wszystkimi kartami jakie dawał mu los. "Może zmieni przekonanie o mojej zastępowalności..." - pomyślał z nadzieją, miał w końcu okazję wykazać się tam gdzie inni po prostu zawodzili.

- Doskonała robota Walterze, - Jakby dla dodania własnej przydatności , pogratulował szczurołapowi, raz jeszcze zwracając pośrednio uwagę na fakt, iż to on go znalazł i sprowadził na zamek. Fakt doceniony już przez Malcolma. Szurołap nie był jednak odpowiednią personą na tym przyjęciu, szczególnie nie przy lisie Richelieu, Tupik zamierzał przywrócić przyjęcie do pierwotnego stanu, choć wątpił aby atmosfera
mogła by być choć zbliżona.
Trzykrotnie zaklasnął uruchamiając niejako na nowo służbę, która poczęła uwijać się na nowo wśród gości. Wiedział że może być potrzebny na przyjęciu... z drugiej strony zbadanie stanu Laydy i wszelkich śladów stawało się priorytetem wobec którego osobiste nadzorowanie przyjęcia, musiało ustąpić.
- Chodźmy zająć się ciałem Laydy, nim to nieszczęsne wydarzenie, przesłoni świetność uroczystości - powiedział do szczurołapa i pilnujących go reszty strażników.

"Ciało Laydy, jej komnata, przesłuchanie jej służki, przeszukanie przejścia , tak wiele do zrobienia a tak mało czasu, pewnie przyjęcie się zakończy zanim wykonam to wszystko... ale przynajmniej nikt nie zdoła zatrzeć śladów, a służba pociągnie resztę sama. " Co prawda obawiał się o to co może stać się podczas jego nieobecności... no ale przecież pozostawiał dwoje dorosłych ludzi - nawet jeśli jednemu z nich wydawało się, że jest dorosły, a drugiemu, że mimo maślanych oczu skierowanych na Laydy jest przytomny. " Może obaj docenią moją obecność, podczas mojej nieobecności..." - wiedział bowiem dobrze, że z halflingami jest jak ze zdrowiem, którego ceny ten tylko się dowie, kto je stracił. Po części też nie chciał pozostawać w towarzystwie żmij , wolał dać im więcej do myślenia niż obserwacji był już i tak pewny , że zwrócił swą osobą uwagę Richelieu i przypuszczał, że tym samym stał się kolejnym potencjalnym celem. " No i trudno, ale przynajmniej na moim terenie" - pomyślał gdy wychodząc raz jeszcze obrzucił przybysza lodowatym spojrzeniem, " Chmmm równie dobrze, można się postarać o kolejny zamach... ginie świta zamku, więc kto będzie podejrzewał Malcolma o zamach na przybyszy, skoro sam zmaga się z zabójcami." - halflingowi przebiegło to jako ewentualna możliwość i właśnie wtedy przyjrzał się po raz kolejny Richelieu, stary list czuł się zbyt bezpiecznie, zbyt pewnie a to pozwalało mu zagrywać jak tylko chciał, była szansa, że po odpowiedniej reakcji odpuści - zadając kłam listowi który do niego nie dotarł. " Członkowie bractwa nie stanowią zagrożenia... też mi coś, już choćby ja sam je stanowię i niechaj o tym wiedzą"
 
Eliasz jest offline  
Stary 03-11-2010, 10:04   #93
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Yavandir
Patrzył jak łódź wypływa powoli poza zasięg strzału. Nie umiał pogodzić się z klęską. Nie uznawał przegranej. W myślach przerabiał różne scenariusze i dopiero po chwili zorientował się, że wokoło wierzy robi się strasznie mlecznie. Mgła podnosiła się strasznie szybko. Białe kłęby toczyły się po wodzie niczym stado owiec. Owiec, które obiegły dookoła uciekającą łódź. Kilka chwil później utonęła ona w mlecznym oparze.
- Nie podoba mi się ta mgła. Wejdźmy wyżej. – mruknął elf wycofując się na skarpę. Rozejrzał się z góry. – Hmm, jeszcze mamy szansę, jeśli im popieprzą kierunki we mgle mogą, wjebać się na skały. O tam.
Jakiś kilometr dalej z wody wystawały kamienne zęby na odsłoniętej przez odpływ płyciźnie.
- Szykuj konie Kosma, a my przebiegniemy się ten kawałek. Może będziemy mieli szczęście.
 
Mike jest offline  
Stary 03-11-2010, 11:54   #94
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mieli pecha, to fakt. Ale mieli i szczęście równocześnie.
Starczyłyby dwie małe klepsydry różnicy i ludzie du Ponta skoczyliby im na plecy akurat w chwili, gdy oni zmagaliby się z osiłkami, co pilnowali wieży. Żołdacy, jakich na swoich usługach miał du Ponte, z pewnością by się z nikim nie cackali i szczęście by mieli ci, co by zginęli w walce. Pozostali z pewnością umieraliby bardzo długo...

Pomógł w wyciągnięciu łodzi na brzeg, a potem wraz z innymi, pospiesznie podążył w górę, po stromym zboczu nadmorskiej skarpy.
Mgła, która nagle pojawiła się dokoła wieży, a potem w błyskawicznym tempie zaczęła się rozprzestrzeniać, nie wydała mu się czymś całkiem zwyczajnym. Wprost przeciwnie - mógłby się założyć, że ktoś przyłożył rękę do tego zjawiska przyrodniczego.
Tajemnicze 'coś', co kryło się w podziemiach wieży? Właściciel zwierciadła, czy może samo zwierciadło?

- Całkiem jakby Wieża Diabła nie chciała wypuścić z łap tego, co w nie wpadło - szepnął do Yavandira.

Jeśli się mylił i to była zwykła mgła, to mogli sobie darować wyścig w stronę wskazanych przez elfa skał, zwanych przez miejscowych Zębami Diabła. Zęby były niebezpieczne tylko dla obcych, zaś ci, co byli na pokładzie barki z pewnością znali każdy metr wybrzeża i wiedzieli, gdzie są skały, chociaż te już zniknęły we mgle.
Ale jeżeli z mgłą miała coś wspólnego Wieża, wtedy znajomość morza nie przydałaby się nikomu do niczego.

Peter ruszył za Yavandirem i pozostałymi wojakami.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-11-2010, 16:31   #95
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Pełne usta i wyzywający dekolt lady Yolande sprawiły że Zygfryd w pierwszym momencie nie pojął słów Richelieu, ale gdy wreszcie dotarł do niego sens słów bretońskiego szlachcica, pierwszą jego reakcją było zaskoczenie. Nikt przedtem nie zwracał się do niego w ten sposób. Nikt tak otwarcie go nie obraził. Potem przyszła wściekłość, ogromna wręcz, podsycona jeszcze do czerwoności na wpół drwiącym śmiechem młodej kobiety. Pięści Zygfryda zacisnęły się tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. Szczęściem wybuch gniewu, który niewątpliwie by teraz nastąpił, został przerwany nagłym pojawieniem się strażników.

Wściekłość zeszła z niego, gdy do wiedział się o śmierci lady Lucienne, ale nadal nie był wstanie sensownie myśleć. Dobrze że Tupik zadbał o organizację działań, gdyż jedyne co teraz zajmowało jego umysł to pragnienie zemsty. I jak czasem ślepa kura znajdzie ziarno tak na Zygfryda spadło olśnienie.

- Wybaczcie mi szlachetni państwo, ale obowiązki sługi bożego wzywają. Obiecuję jednak, że wrócimy jeszcze do naszej rozmowy. - ostatnie słowa skierował do Richelieu, następnie ukłonił się i wyszedł z sali.

Zygfryd z duszą przepełnioną nienawiścią, ruszył w ślad za Tupikiem, gdyż jego celem oprócz modłów nad zmarłą, była chęć rozmowy z niziołkiem.

Znalazł go przy zwłokach lady Lucienne, która nawet martwa była wciąż urodziwa.
- Tupik musimy pogadać. - spojrzał na strażników i szczurołapa - W cztery oczy. - dodał dobitnie.
Gdy wszyscy się ulotnili rzekł - Nasi wrogowie nie przebierają w środkach i my też nie możemy. Znasz się na ziołach co? - zignorował zdziwione spojrzenie niziołka i dodał -Skurwiel Richelieu ewidentnie mnie prowokował i teraz nie mam wyboru muszę go wyzwać na pojedynek. Moje zbrojne ramię potrzebne jest paniczowi, więc muszę wygrać ten pojedynek w miarę bez uszczerbku na zdrowiu. Wyzwę tego gównozjada rankiem podczas śniadania, a ty zadbasz o to by jego śniadanie było odpowiednio przygotowane. Rozumiesz co mam na myśli, nieprawdaż?
 
Komtur jest offline  
Stary 03-11-2010, 17:55   #96
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Halfling gdy tylko zorientował się, że podąża za nim Zygfryd zaczął się bać o Malcolma... mimo, że jeszcze chwilę wcześniej gotów był brać udział w spisku na życie małego okrutnika. Teraz zrozumiał, że malec został sam i tylko jedna myśl dawała mu satysfakcję - fakt, że Malcolm wreszcie zobaczy jak to jest być sam, bez wsparcia bractwa i zaufanych osób. Na szczęście zabójstwo Lorda nie wchodziło w rachubę ze strony Richelieu a i małżeństwa nie dało się przyklepać w klepsydrę. A nawet gdyby się dało... nie było to nic nieodwracalnego gdy narzeczona ginie , nici ze ślubu...

- Tupik musimy pogadać. -Zygfryd spojrzał na strażników i szczurołapa - W cztery oczy. - dodał dobitnie.
Gdy wszyscy się ulotnili rzekł - Nasi wrogowie nie przebierają w środkach i my też nie możemy. Znasz się na ziołach co? - zignorował zdziwione spojrzenie niziołka i dodał -Skurwiel Richelieu ewidentnie mnie prowokował i teraz nie mam wyboru muszę go wyzwać na pojedynek. Moje zbrojne ramię potrzebne jest paniczowi, więc muszę wygrać ten pojedynek w miarę bez uszczerbku na zdrowiu. Wyzwę tego gównozjada rankiem podczas śniadania, a ty zadbasz o to by jego śniadanie było odpowiednio przygotowane. Rozumiesz co mam na myśli, nieprawdaż?

"Dziwne myślenie, chce pojedynku - jak rycerz, ale jednocześnie nieuczciwego... jak nie rycerz chmmm trzeba będzie o tym pamiętać" - stwierdził w myślach Tupik, nie śmiejąc wprost czynić zarzutów rycerzowi.
- Oczywiście , że rozumiem, jest jednak pewien kłopot z truciznami, te są zbyt łatwo rozpoznawalne lub zbyt ... ostre , nawet gdyby Richelie nie padł twarzą w posiłek, to wątpliwym jest aby nie zauważył, że coś dzieje się z nim nie tak, mógłby pojedynek odwołać lub przenieść z powodu swej słabości , a i Tobie panie, nie wypadałoby naciskać , zmusić zaś nikogo do pojedynku nie zdołasz, jak to mówią do tanga trzeba dwojga.
Richelieu ma jednak inne słabe punkty, choćby komnatę do której prowadzi kolejne tajne przejście, w końcu to ja przydzielam pokoje, póki mamy mordercę na zamku - zawsze można by zwalić na niego ... i jeszcze Otta oficjalnie by się uwolniło, pod pretekstem, że nie mógł zabić będąc w celi... Jest jednak pewien problem, to rycerz, kto wie, może nawet śpi w zbroi, wątpię bym dał mu radę gdyby ten obudził się ze snu. Jakbyś chciał załatwić sprawę osobiście mógłbym wskazać ci miejsce... ale po ostatniej rozmowie z Malcolmem, nie wiem czy cokolwiek już próbować na własna rękę...
- halfling westchnął na wspomnienie wieczornej rozmowy, dopiero odczuwając chwilę spokojnej rozmowy. Przez chwile zrozumiał, że sam został zastraszony... i to przez dziecko, ale i pana na zamku na którego skinienie strażnicy rozszarpaliby halflinga.
- Malec to sadysta, rozszarpałby mnie gdyby dowiedział się , że wykończyliśmy Richelieu... bez jego zgody. Ty jeszcze mu się nie naraziłeś, mnie obwinił już o groźby a sugerowałem jedynie odejście z zamku gdyby nie zmienił postępowania... i gdybyś widział jego twarz i ton głosu... Wiesz , że Otto o mało nie zginął z jego kaprysu? Może to tylko sługa, ale i członek bractwa, powołany do niego wolą Lorda. Jeśli z nim potrafił obejść się tak frywolnie, to cóż będzie z nami? Prędzej czy później... - Halfling wydawał się być zrezygnowany wobec tego pomysłu, czym innym była groźba czy blef skierowany do Richelieu a czym innym jej zrealizowanie.

- Poza tym w nocy pewnie przed pokojem czuwać będzie jego straż, jeśli usłyszą cokolwiek... może być ciężko. Pozostaje jeszcze kwestia demaskacji zdrajcy, myślę, że posłaniec miał przybyć właśnie do Richelieu, a że ten nie doczekał się wieści to i wyruszył na zamek od razu... Jeśli znajdziemy morderce Laydy możemy mieć punkt powiązania z Richelieu. Właśnie dlatego chce zegzaminować Lady i parę innych potencjalnych śladów, jak choćby narzędzie zbrodni. Kto wie, może będę w stanie skompromitować przybysza bardziej niż mu się zdaje...

Halfling wyciągnął fajkę z zielem po czym odpalił od stojącej w pobliżu lampy, musiał się nieco zrelaksować. Po kilku buchach, czując lekkie odprężenie kontynuował:

- No cóż w każdym razie pomysł z trucizną nie jest najlepszy, choć wykonalny, trochę wilczych jagód rozrobionych w deserze powinno osłabić przeciwnika, nie na tyle żeby się miał zrazu wycofać. Ale wiesz, na kogo zrazu padną podejrzenia. Tym bardziej , że na posiłki uważam jak nikt inny, nie ma takiej potrawy której Malcolm by kosztował, bez wcześniejszego sprawdzenia jej na kuchcikach... i to na zmianę. U mnie zatrucie bez zgody Lorda byłoby niemożliwe. A pomysł z nocnym zamachem już bardziej od Ciebie zależy Panie. Proponuję jednak wrócić na biesiadę, nie wiem co ten szczwany lis robi tam podczas naszej nieobecności a po prawdzie panicz został sam. " Może dwa razy pomyśli smarkacz zanim zacznie mi grozić..." - przemknęło mu przez myśl, Tupik należał bowiem do dość upartej rasy, która jak raz sobie wbije coś do łba...

- Spotkajmy się wieczorem, po imprezie, gdy będę już pewny , że Richelieu zaśnie tam gdzie ma zasnąć i gdy nie będzie już szans na powiązanie go z morderstwem Laydy. Poza tym... może jeszcze zmienić zdanie, przeprosić cie, ulec moim oględnym groźbom albo i twoim zanim jeszcze wieczerza się skończy. Wieczorem będzie można omówić konkrety... i trzeba rozważyć rozmowę z Malcolmem. A przynajmniej zobaczyć jaki on ma stosunek do Richelieu... a może mieć coraz lepszy podczas gdy nas tam nie ma - zauważył Tupik chcąc wrócić do badań zwłok.
- Po wieczerzy będzie jeszcze czas na odprawienie modłów nad ofiarą, nie obawiaj się poczekamy z tym na ciebie z braku kapłana jesteś najodpowiedniejsza do tego osobą, pogrzebiemy ją chyba w cmentarzyku rodowym. No i zobaczymy co też wydarzy się jeszcze do nocy. Jakby co gotów jestem ci pomóc, sam nie zamierzam stawiać czoła wszystkim przeciwnościom zamku - w tym samemu Malcolmowi... ty jesteś rycerzem ciebie nie ma prawa bez powodu ruszyć a i służba Morrytom daje pewnie odrębne sadownictwo. Mnie może zaś powiesić bez zmrużenia okiem, chyba, że ktoś szlachetny wstawiłby się za mną w chwili zagrożenia... - dodał na koniec ukazując jak się sprawy mają. Wolał zapewnienie rycerza - choćby mało honorowego niż łaskę lub niełaskę niezrównoważonego malca. A przynajmniej dostrzegł okazję do wzmocnienia poczucia bezpieczeństwa na zamku, tak mocno ostatnio nadszarpanego.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-11-2010 o 17:59.
Eliasz jest offline  
Stary 04-11-2010, 12:23   #97
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Zygfryd nie przerywał monologu niziołka, ale gdy tamten skończył rycerz był wyraźnie wzburzony.
- Tupik, co ty kurwa najemnego mordercę ze mnie chcesz zrobić?! Nie dla siebie stawiam na szali swój honor tylko dla lorda Berengara, który mnie swym słowem związał. Będę chronił młodego d'Arvilla nawet gdybym miał się udać w tym celu na mroźne pustkowia chaosu! - przesadził oczywiście bo wiedział że słowa nic nie kosztują zwłaszcza wypowiedziane do nieludzia - Nie widzisz że załatwiono lady Lucienne, by nie stanowiła konkurencji dla Yolandy?Zrób tak żeby osłabł już w trakcie walki. Później i my możemy dostać słabości, na ciebie wina nie spadnie, gdy odpowiedni medyk chorobę, a nie truciznę stwierdzi. A na ucztę już nie pójdę, zakon ma swe wymagania, a poza tym ten skurwiel poczuje się pewniej wiedząc że przez całą noc czuwałem przy zwłokach.

Uznał rozmowę za zakończoną i także przystąpił do oględzin zwłok.

- Aha - dodał jeszcze, spoglądając na Lucienne jakby była pogrążona we śnie - Wyślij kogoś by zawiadomił kapitana o tym zdarzeniu.
 
Komtur jest offline  
Stary 04-11-2010, 13:25   #98
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Frank Kress
Spieszyło mu się co prawda wracać na zamek, ob informacje otrzymane od Serafina nie napawały radością, lecz Frank nie tylko tytuł miał szlachecki, ale i serce po właściwej stornie, przeto odmówić prośbą karczmarza nie potrafił tak z marszu.
- Dobrze Rene, rzucę okiem, lecz jeśli uznam, że to nie moja sprawa, to nie nalegaj, ostawię ich i niech się tutejsza straż o nich martwi.
- Do stóp padam z wdzięczności miłemu panu. Spojrzycie jeno i wiedzieć będziecie, że sprawa waszej atencji wymaga.


Do gospody daleko nie było, akurat tyle, by Frank wytłumaczył swoim ludziom co mają na miejscu robić. Instrukcje były dość proste i raczej na rękę wszystkim wojakom, którzy czując już rozluźnienie poczęli coraz głośniej rozmawiać jak bardzo będą mogli za chwilę dać upust swoim rządzą.
- To tu panie, wprowadzę was...
- Nie -
Frank przerwał karczmarzowi nie spuszczając z oczu drzwi wejściowych - wejdź przez zaplecze i udawaj, że nawet nas nie znasz.
Karczmarz skinął głową i pospiesznie ruszył na tyły budynku.
- Rene! - krzyknął za nim Kress - Przepraszam za to co będę musiał zrobić, musisz mi zaufać.
Nie był pewny, czy karczmarz dosłyszał, lecz nie chciał mówić tego zbyt głośno, bo pomimo panującego na ulicy gwaru w środku mogło jednak nie być aż tak głośno.
Spojrzał raz jeszcze po swoich ludziach, kiwnęli sobie głowami, po czym dwójka z mężczyzn energicznie rozwierając drzwi weszła do środka pewnym krokiem.
- To niby tutaj - Frank zwrócił się do stojącego za nim zbrojnego nie odwracając się do niego ani nie zwracając uwagi na gości - Rozumiem, że kompania może tu poczywać, ale liczyłem, że dla mnie znajdziesz coś lepszego. - Pokręcił z dezaprobatą głową i ściągając rękawice ruszył do centralnego stołu.
- Chamie! - rzucił do Rene gdy ten pojawił się za kontuarem - Masz pół pacierza, by podać mi coś na opłukanie gardła z kurzu drogi, oraz dwa kolejne na przygotowanie jadła dla moich ludzi, którzy staną tu jak tylko załatwią sprawy z lokalnymi strażniczkami.
Karczmarz zdziwił się, lecz gotów był na wiele aby pozbyć się niechcianych gości, nie do końca rozumiejąc gierkę kapitana począł więc wypełniać jego polecenia.
- Wołaj dziesiętników Janie -
powiedział radośnie Kress widząc dzban pienistego piwa pojawiającego się przed jego oczami. Wojak skinął tylko głową i wyszedł na zewnątrz po resztę oddziału.
Kress wzniósł dzban do góry, kłaniając się siedzącym przy ścianie cudzoziemcom pociągając długi łyk podczas którego mógł się im dokładnie przyjrzeć. Zgodnie ze słowani rene nie wyglądali na miejscowych, lecz jednocześnie kapitanowi trudno było określić skąd pochodzili. Również posiadane przez nich uzbrojenie niewiele zdradzało. Nieznajomi przyglądali mu się bacznie oceniając jego osobę i szacując czy stanowi dla nich zagrożenie.

Chwilę później do gospody weszła szóstka ludzi, którzy wyglądali bardziej na bandę rzezimieszków niż zbrojnych D`Arvillów, Frank zaklął tylko pod nosem na widok najmłodszego z nich, który zapomniał zdjąć płaszcza z rodowym symbolem. Na szczęście był on na tyle subtelnie wpleciony w całość, że na równomiernie ubrudzonej tkaninie nie rzucał się specjalnie w oczy ludziom nie obeznanym z lokalnymi herbami.
- Siadajcie bracia - krzyknął do swoich ludzi, na których twarzach od razu wykwitł uśmiech - za chwilę ta pokraka poda nam jadło. Ufam, że wasi ludzie również mają gdzie się zatrzymać i że nie spiją się tradycyjnie jak świnie?
- O ulicę stąd, wystarczy że pan Kapitan krzyknie, a staną tu trzeźwi jak dziewice i gotowi bić kogo wskażecie.

Kress skinął z aprobatą głową po czym usiadł ciężko na ławę pociągając z dzbana kolejny łyk lustrując ponownie siedzących pod ścianą. Widać było, że przybycie kolejnych ludzi było im w niesmak, acz w obliczu liczebnej przewagi, oraz wieści o odwodach w bliskiej odległości tylko szaleniec mógłby pierwszy porwać się na coraz głośniej zachowujących się na środku izby zbrojnych.
 
Akwus jest offline  
Stary 04-11-2010, 18:30   #99
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Zygfryd nie przerywał monologu niziołka, ale gdy tamten skończył rycerz był wyraźnie wzburzony.

- Tupik, co ty kurwa najemnego mordercę ze mnie chcesz zrobić?! Nie dla siebie stawiam na szali swój honor tylko dla lorda Berengara, który mnie swym słowem związał. Będę chronił młodego d'Arvilla nawet gdybym miał się udać w tym celu na mroźne pustkowia chaosu! Nie widzisz że załatwiono lady Lucienne, by nie stanowiła konkurencji dla Yolandy?Zrób tak żeby osłabł już w trakcie walki. Później i my możemy dostać słabości, na ciebie wina nie spadnie, gdy odpowiedni medyk chorobę, a nie truciznę stwierdzi. A na ucztę już nie pójdę, zakon ma swe wymagania, a poza tym ten skurwiel poczuje się pewniej wiedząc że przez całą noc czuwałem przy zwłokach.


Halfling wysłuchał ze stoickim spokojem wzburzonego rycerza. W przeciwieństwie do rozmowy którą niedawno stoczył z Lordem , uwagi rycerza nie wywołały na nim większego wrażenia "Jaki honor , jeśli proponujesz mi otrucie przeciwnika??" - nie zamierzał jednak otwarcie tego kwestionować. Miast tego chrząknął, wziął kolejny mach z fajki a wypuszczając dym odpowiedział:

- No cóż, aż tak biegły w truciznach nie jestem. Znam się na ziołach, potrafię leczyć a nie warzyć trutki. Innymi słowy nie wiem czego użyć, aby rycerz tuż przed walką poczuł osłabienie, naprawdę nie wiem. Mógłbym użyć ziół - na przykład werbeny czy innych przypraw które w nadmiarze, doprowadziły by do zgagi czy innych nieprzyjemności, ale wpierw załatw takiego lekarza , który osądzi chorobę a nie zatrucie. Ja takowych nie znam, może i znalazłbym jakąś babcię zielarkę gotową potwierdzić to kłamstwo, ale ... do rycerza babek zielarek się nie wysyła a i mi mój kark miły i nie będę ryzykował z lekarzami. Poza tym jak by wyglądała reputacja D'Arvilów gdyby wyszło, że na ich dworze kogoś otruto?

Halfling również uznał rozmowę za skończoną a uwagę o nie powracaniu na ucztę przyjął skrzywieniem " No tak wszystko kurwa muszę robić sam, dbasz o lorda a w dupie masz czy właśnie nie podpisuje jakichś zgubnych papierów... dbasz tylko o swój tyłek mój drogi i swój honor, a ja przystawką przed kolacją nie będę" - pomyślał kwaśno i przystąpił do przeglądania zwłok. Chcąc jak najszybciej móc wrócić na ucztę. Wiedząc, że Malcolm nie powinien tam pozostawać sam.

Rycerz miał jeszcze jedna uwagę:

- Aha - dodał jeszcze Zygfryd , -Wyślij kogoś by zawiadomił kapitana o tym zdarzeniu.

- Straż - zagrzmiał Tupik po czym gdy dwaj strażnicy wpadli do środka przekazał

- Poślijcie po kapitana Franka, odszukajcie go w mieście i przekażcie o znalezionym ciele Laydy i nieoczekiwanych gościach. Tylko szybko!

Nie zamierzał opuszczać zwłok Laydy, dopóki nie przyjrzał się jej dokładnie, oraz nie zbadał narzędzia zbrodni. Przesłuchanie służki, zbadanie komnat i innych śladów musiał pozostawić na czas po uczcie, co innego było zostawiać Malcolma w towarzystwie rycerza, a co innego samemu i to na dłuższa chwilę.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 04-11-2010 o 18:34.
Eliasz jest offline  
Stary 06-11-2010, 23:38   #100
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Zamek, sala biesiadna

Drwiący uśmieszek błąkał się po wąskich wargach namiestnika Lecrou, kiedy obserwował reakcję na swe słowa.
- Ostre słowa, panie – odezwał się Malcolm, obdarzając niechętnym spojrzeniem odchodzącego Zygfryda. – Ale nie mogę odmówić im pewnej dozy słuszności. Niektórzy zdają się zapominać, kto tu jest panem. Jesteśmy w Bretonii, de Leve, a tu najwyższym prawem jest słowo seniora. – zatrzymał rycerza ostrym tonem. – Zapamiętaj to. Tym razem wybaczam wam oddalenie się bez mojej zgody, ale następnym razem zacznę rozważać zwolnienie cię ze służby. Możesz odejść. Tupik, zajmij się tym syfem. Po uczcie oczekuję sprawozdania z całej sprawy.
Wracając do naszej rozmowy…
– zwrócił się do Richelieu, gdy Tupik i Zygfryd opuścili komnatę.
- Wasza lordowska mość. – pochylił głowę namiestnik.
- Zaszczycony jestem propozycją poślubienia pięknej lady Yolande, jednak nie mogę nie spytać. Nie pamiętam, by de La Rocque utrzymywali bliskie stosunki z D’Arvillami. Skąd więc ta nagła przyjaźń i oferta ożenku?
- Lady Yolande, wasza lordowska mość, choć młodziutka, zbliża się jednak do wieku, w którym panieństwo nie uchodzi. Mój pan zaczął więc poszukiwać odpowiedniego dla swej córki męża. W tej części Akwitanii liczą się, oprócz de La Rocque, trzy rody. Jednak z Rouen ostatni kontakt miał miejsce za czasów ojca mego pana, a Du’Ponte to łajdacy z herbem. Natomiast między Lecrou a D’Arvill nigdy zatargów nie było, a wasza lordowska mość, jeśli wolno mi to powiedzieć, wyrósł na wspaniałego młodzieńca, godnego następcę swego ojca. A biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej D’Arvill się znalazło, przyjaźń waszych rodów, tuszę, bardzo wam na rękę.
– pochylił się ku Malcolmowi i kontynuował szeptem, dla nikogo poza nimi niesłyszalnym. – Wybacz mi, panie, śmiałość, ale śmiem twierdzić, że wyjdziecie na tym małżeństwie lepiej niż mój pan.
Malcolm uśmiechnął się z zadowoleniem. Wszystko szło tak gładko. To całe rządzenie to nic trudnego, myślał, wystarczy umieć się ustawić.
- Zaszczycony zatem będę – odezwał się. – jeśli lady Yolande zechce przyjąć moje oświadczyny. Nie godziłoby się obrażać bowiem rodu tak szlachetnego i panny tak pięknej odmową. Służba! Więcej jadła i napitków! – rozkazał, po czym pochylił się ku pannie de La Rocque i zabawił ją rozmową.

Nicolas Richelieu rozsiadł się na krześle. Pozwolił napełnić sobie puchar, do pełna niemal. W końcu wszystko szło po jego myśli.
~ A mówili, że stary D’Arvill umiał dobierać sobie ludzi. Widać łeż to był, takiej bandy jełopów i nieudaczników dawno nie widziałem. Stajenny mógłby dyrygować tą żałosną bandą. ~

Zamek, tymczasowa kostnica

Ciało lady Lucienne zdążyło już zesztywnieć, twarz była upiornie blada, a po ściągnięciu odzienia oczom Tupika i Zygfryda ukazały się paskudne plamy, głównie na plecach, przypominające ogromne sińce. Z tym, że pokrywały całe plecy.
Na tym kończyła się jednak znajomość sztuki lekarskiej obu i nic poza tym, że została zamordowana ciosem sztyletu w serce, który nadal w nim tkwił, nie potrafili stwierdzić.
Sama broń natomiast również nie dostarczyła odpowiedzi. Sztylet był prosty i tak zwykły, jak to tylko możliwe. Mógł należeć do każdego i każdy mógł się nią posłużyć.
Biorąc pod uwagę więcej niż skromny materiał dowodowy, dobrze by było wezwać specjalistów.

Miasto, "Oberża Rene"

Dziesiątka żołdaków zajmująca dwa połączone stoły nie przejęła się specjalnie nowoprzybyłymi. Choć subtelne zmiany ich postaw i ułożenia broni sugerowały, że nie są zachwyceni. I jeśli nowoprzybyli będą się narzucać, to może zrobić się nieprzyjemnie.
Jedenasty mężczyzna, którego w pierwszej chwili Kress nie dojrzał, był bowiem znacznie niższy, szczuplejszy i nie miał żadnej widocznej broni, wyłonił się nagle zza łysego drągala o twarzy pokrytej siatką blizn, szturchnął go w ramię, pokazał na młodziaka, który zapomniał zdjąć płaszcza. Drągal pochylił się i zawarczał niezrozumiale. Niski pokręcił głową i odpowiedział coś, równie nieprzyjemnym tonem. Frank dosłyszał jego ciche słowa.
- … nie obchodzi mnie to. To ludzie D’Arvilla. Miało nie być żadnych burd i nie będzie. Nie jesteśmy tu, kurwa, dla rozrywki. Siedzimy cicho i czekamy, Werner, wbij to sobie wreszcie do tej pustej pały.
Ku zdumieniu Kressa dryblas spokorniał i wrócił do siorbania polewki i popijania jej piwem.
Tymczasem Rene rzucał mu zza baru błagalne spojrzenia, jedno żałośniejsze od drugiego.

Wyprawa

Los, przeznaczenie, bogowie, czy kto tam jeszcze, najwyraźniej mieli dla wyprawy własny plan, który nie uwzględniał planów i dążeń jej członków.
Mgła bowiem ani myślała się rozproszyć, szczelnie kryjąc statek Du’Ponte.
Yavandir, Peter i ich pomagierzy dotarli do wypatrzonego siebie miejsca, ale widać sternik miał na tyle umiejętności bądź szczęścia, by nie rozbić statku o przybrzeżne skały.
Jedak bystrooki elf zauważył, że statek wyłania się z mgły już po drugiej stronie cyplu. Płynął blisko brzegu, który był wolny od oparów. Widać ów sternik nie chciał dalej kusić losu płynąc na oślep.
 
Cohen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172