Wątek: [D&D +18] Limbo
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2010, 12:23   #16
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Wreszcie do nich dotarła, a wraz z nimi przyszła nadzieja na to iż nie będzie musiała walczyć o przetrwanie sama. Część pamiętała sprzed Zimnej Puszczy, część widziała po raz pierwszy. Mężczyźni, gdyż nie było widać tam żadnej kobiety stali razem tworząc grupę. Mimo to nie przypominali zwartego oddziału, a raczej zamknięte w jednej klatce wilki. Ona nie była częścią tej grupy, ale zamierzała się nią stać nie pytając ich o zgodę. Na opiętym czarną rękawicą palcu tkwił złoty pierścień, pierścień dzięki któremu nikt z nich nie mógł jej dostrzec. Opierając się na jego mocy miała zamiar przetrwać przy ich boku podróż. Verna zasiała ziarno strachu w jej sercu już jakiś czas temu, a mroczna elfka bała się ryzykować ujawnienie swojej prawdziwej tożsamości ludziom z powierzchni. Gabriel, bo bynajmniej tak się przedstawił ów mężczyzna zaczął swą przemowę mówiąc o sobie jako dyplomacie i zwiadowcy. Wskazał także na nieco zagadkowego człowieka który przypominał badacza nazywając go Profesorem i zdradzając iż jego dziedziną jest magia. Co zaciekawiło mroczną elfkę wypowiedział się także o jej rasie zachęcając do współpracy.

„Ha, współpraca... ciekawe. Póki co będziecie ze mną współpracować czy wam się to podoba czy nie.”

Przez chwile zdawało się jej że inny, młody czarodziej który jeszcze się nie przedstawił się jej przygląda, a nawet lekko do niej uśmiecha.

„Nie... to zbieg okoliczności, ale będę miała cię na oku.”

Pewnym krokiem zbliżyła się, po cichutku mijając całą tą zgraję i zbliżając się do celu ich podróży. Solidne żelazne kraty wbite w biały murek dzieliły ją od zagadki oświetlającego to miejsce snopa światła bijącego gdzieś z głębi cmentarza. Nie wyglądało to zachęcająco, ale nie mieli i tak wyboru. Mijając mężczyzn w pewnym dystansie poczuła jak nagle opuszcza ją trochę sił, było to dziwne uczucie. Za sobą usłyszała głos centaura przedstawiającego się jako Cexeriel.

„Ładne imię.”

Pomyślała nie odwracając się, jednak nadstawiając swoje długie elfie ucho ciekawa rozmowy mężczyzn. Centaur choć nie znała ich kultury od razu wydał się jej ciekawy, skromny wilk kroczący przy jego nogach mówił tyle że zapewne umie on dbać nie tylko o siebie ale o innych. Samo zaś imię pół konia-pół mężczyzny brzmiało wyniośle, dumnie, odważnie niczym bohatera, dlatego przypadło jej do gustu.
Zaraz potem przedstawił się i krasnolud, tą rasę znała już z podmroku. Nie cierpiała ich jednak, byli w końcu całkowitym jej przeciwieństwem. Płynny elfi język, był odwrotnością twardego gardłowego krasnoludzkiego warczenia. Przy jej zgrabnej sylwetce on przypominał ciężką kulę z drobnymi wystającymi rączkami i nóżkami. W dodatku był niski, krępy, zarośnięty... obrzydliwy. Graffen Valder strażnik natury, czyli czegoś o co podziemna elfka w ogóle nie dbała, a raczej dbała tylko wtedy kiedy miała na to ochotę. Musiała się jednak z nim liczyć, ten mały skrzat udobruchał sobie niedźwiedzia rozmiarów słonia, który służył mu za środek transportu. Gdy elfka spojrzała w paszczę zwierza przeszły ją po plecach ciarki. Nigdy nie walczyła z niedźwiedziami, w podmroku nie raz sprawdzała swoje siły z podobnych rozmiarami lub większymi pająkami ale niedźwiedź? Takich zwierząt tam nie było.

Nie wiedziała jeszcze że wraz z wejściem na plac stłumiona została magia jej ekwipunku. Nie wiedziała że pierścień niewidzialności przestał działać do czasu gdy usłyszała nagle głos, znajomy głos.

- Vendui. Znalazła się i niewidzialna zguba. Zdążyłem się stęsknić.
To był Xun, mężczyzna z jej przeszłości, z jej rodzinnego podziemnego miasta. Nic nigdy ich nie łączyło do momentu gdy rok temu zamordowała jego kochankę – kapłankę podziemnego klanu Ithra, Iraeearl'diire wrabiając mężczyznę w to morderstwo i uciekając pozostawiając go na pastwę straży. Jakim cudem udało mu się uciec? Może go nie doceniała? Kiedyś gdy była młodsza podobał się jej, pragnęła wykupić go i uczynić swoim niewolnikiem. Nie była jednak kapłanką i musiała pogodzić się że najprzystojniejsi mężczyźni zawsze będą wychwytywaniu przez te suki, oddające cześć bogini Lolth. Dotąd miękkie ruchy jej ciała, dłoni przesuwających się po kratach szlag trafił. Podziemna elfka stanęła jak rażona piorunem, sprężona, z sercem przy gardle. Po chwili się opanowała, musiała przecież póki w plecach nie tkwiło zatopione ostrze. W myślach klęła na nieprzydatność magii, szybko poprawiając kaptur, upewniając się że skrywa nie osłoniętą maską resztę jej twarzy. Zdała sobie teraz sprawę że jest całkiem widzialna, a jej pomysł na dyskretne przemieszczanie się przy tym „stadzie” prysł. W końcu odwróciła się z lekkim oporem jakby nie była pewna tej decyzji i oparła plecami o kraty cmentarza. Wiedziała że on wie, kim jest ale nie mogła pozwolić by dowiedziała się reszta. Całe to kłamstwo miało być dość mocno naciągane, jednak fakt iż była cała zamaskowana stał po jej stronie. Odpowiedziała drowowi, ale nie tylko mu lecz całej reszcie, głośniej mową wysokich elfów i nieco przesłodzonym głosem.

- Kalar – co oznaczało najzwyklejsze przywitanie. – Na imię mi...

I tutaj nagle zdała sobie sprawę że nie wie czy elfy z powierzchni nie mają jakiś bardziej specyficznych, inaczej zbudowanych imion. Nie wiedząc jakie fałszywe imię sobie nadać wspomniała swoją znajomą ze wspólnoty.

- Suspualshalee, służę pomocą gdy będzie trzeba.

Jej prawdziwe imię – Lairiel być może nie zmieniłoby nic dla grupy z powierzchni, co jednak jeśli naprowadziłoby Xuna na to kim ona jest? Jej chwilowe rozmyślenia o drowie przerwał swą wypowiedzią krasnolud który najwyraźniej nie znał wysokiej mowy. Nic dziwnego w końcu był niski, dodała sobie w myślach złośliwie. Wtrącił przy okazji jednak by uważała na plecy i nie odwracała się do cmentarza. Lairiel była nieco speszona całą sytuacją i rozmową. Oderwała niepewnie tyłek z zimnego murku, stając bokiem by móc kątem oka obserwować i pola grobowe.

- Powiedziałam że na imię mi Suspualshalee. – odparła już wspólną mową by nie kłopotać się więcej. Nie znosiła wspólnego języka, był jakiś taki płytki, pozbawiony duszy.

Sephir Muron, przedstawił się znienacka młody czarodziej mówiący o sobie jako przyjacielu wysokiego elfa Sylvana, nieobecnym liderze grupy. Z Sephirem było coś nie tak. Drowka dostrzegła jak zwierzęta w jego towarzystwie stają się jakieś nieswoje, a to nie wróżyło niczego dobrego. Sama też postać nieśmiałego, przyjaznego młodego maga była jakaś taka nienaturalna. W duchu elfka zastanawiała się czy to nie demon w przebraniu. Wolała mieć go na oku.
Gabriel znów przemówił, zdania które wypowiadał miały na celu egzekwowanie jakiś działań. To właśnie zraziło nieco drowkę, bo wyglądało na to że chciał ich kontrolować. Z drugiej strony wszystko mówił wyjątkowo starannie, a spora część jego słów miała sens. Zdawało się że ich „stado” dojrzało do momentu gdy trzeba było zaznaczyć w nim swoją hierarchię. Xun zaczął się tłumaczyć przed Gabrielem, zachowując jednak swoje twarde zdanie. Zdawało się też że stracił zainteresowanie nią, Lairiel. Wątek ich rozmowy urwał się tak niespodziewanie jak się zaczął. Co miała zrobić? Wykorzystała to, gdyż było jej to na rękę. W międzyczasie zainteresowała ją książeczka z zapewne notatkami Profesora. Zawsze pożądała wiedzy, gdyż była ona jedną z najlepszych broni zapewniających przetrwanie.
Poza tym gdy ma się przed sobą perspektywę przeżycia dziesięciu wieków jak można ignorować tą nadnaturalną możliwość poznania świata?

Elfka odsunęła się od Xuna, woląc mieć go w pewnej odległości od siebie. Dawało jej to względnie lepsze poczucie bezpieczeństwa. Odezwała się w końcu do Gabriela, nie patrząc jednak bezpośrednio na jego twarz. Nie mogła zdradzić przecież własnej.

- Jeśli uważasz że będziesz robił za przywódcę i wydawał mi polecenia to się mylisz. Nie jesteś moim przełożonym, a swoje przemowy możesz sobie wsadzić. Jestem częścią tej wyprawy, wiem na co mnie stać, a na co nie. Jeśli będziesz czegoś odemnie chciał wystarczy poprosić, a ja powiem czy się na to piszę czy nie. Miejmy nadzieję że Sylvan żyje i niebawem do nas dołączy.

Wcale nie zależało jej na Sylvanie, po prostu chciała stłamsić nieco plany Gabriela do objęcia przywództwa nad grupą i pokazać mu że musi liczyć się z opozycją i jej ewentualnym buntem. Chciała by inni nim zaakceptują go w tej roli zastanowili się nad tym.

- A teraz przejdę do moich spostrzeżeń co do tego miejsca. Nie licząc faktu iż mgła rzuciła mnie na schody to idąc tutaj przez to miasteczko zwiedziłam parę domów. Jakie było moje zaskoczenie gdy w większości znajdował się tylko kurz i żadnych mebli, ba nie było nawet drzwi do kolejnych pomieszczeń poza pierwszymi od wejścia.
Co ciekawe znalazłam jeden budynek w którym było kilka mebli, jak i dalsze pomieszczenia. Były też i pokoje zupełnie pozbawione mebli lub puste, prowadzące do nikąd korytarze. Zauważyłam że w takich pomieszczeniach warstwa kurzu jest wyraźnie większa. W samym domu nie znalazłam chyba nic poza przedmiotami codziennego użytku.
Z każdym krokiem ku tej przeklętej kuli światła budynki były mniej zniszczone, ale to pewnie zauważyliście wszyscy.


- Ah, tak przy okazji, czy ten niedźwiedź nie jest groźny? - zapytała wskazując otulonym rękawicą palcem na Muńka. Zarzuciła nogę na nogę elegancko i oparła na kolanie dłonie.

To wystarczyło by między Graffenem a elfką zawrzało. Krasnolud najpierw westchnął, potem zaczął naskakiwać na nią wskazując jej by dostosowała się do ich zasad albo odeszła. Mało tego, zaczął jej grozić. Jej! Jakiś paskudny, zakuty w zbroi głąb który nosem sięgał jej na wysokość pępka! W międzyczasie sytuacje spróbował załagodzić Profesor, uspokajając krasnoluda jednak w Lairiel już zawrzała krew. Poczuła wyzwanie przed nią postawione.
Zmrużyła oczy pod kapturem i syknęła ze złością.

- Więc może chcesz zawalczyć o to czyje słowo ma większe znaczenie? To chyba naturalne w stadzie? Choć sądziłam że od praw dżungli dzieli nas “lekki” dystans w rozwoju jako istot cywilizowanych. - rzekła unosząc głos.

Wcale walczyć nie chciała, jednak wszelkie groźby pod jej adresem budziły w dziewczynie nienawiść i rozpalały ogień w duszy. Miała dość gorącą krew i jak każda elfka miała w sobie wiele dumy. Zakpiła więc z niego.

- Jeśli liczysz na współpracę to musisz się czegoś nauczyć mistrzu logiki. Nie zaczyna się od zastraszania, bo tą metodą to ty możesz sobie jeno wrogów przysporzyć. Mam takie samo prawo do życia i udziału w tej ekspedycji jak każdy inny, a jeśli chcesz mi je odebrać to wiedz że nie oddam go łatwo. Póki co przeszkodą nie jestem.

Wtedy właśnie wstała, opierając się ugiętą nogą i dłońmi o murek, odwrócona do cmentarza plecami. W tej pozycji wyglądała całkiem seksownie, choć przypięte u tułowia sztylety przypominały że nie jest tylko wiotką dziewką i może komuś skopać tyłek. Chciała być gotowa na ewentualny atak narwanego kurdupla. Bo tak nazywała w myślach rasę krasnoludzką. Nieco za nadto zadarła ku górze nos, zbyt dumnie, odważnie przez co ktoś o dobrym wzroku mógł dostrzec jej oczy. Za chwilę jednak szybko ją opuściła orientując się w swoim błędzie. Jedna cecha ich łączyła i on i ona byli uparci. Krasnolud zapytał czy wyzywa go, czekając tylko na jej słowo by bez oporów móc uderzyć, a może i zabić kobietę. A ona? Nie lubiła walczyć na takich zasadach, mroczne elfy wybierały moment gdy szanse najbardziej im sprzyjały. Zadarła nos mówiąc głośno.

- Jesteś głupcem Graffen. W moim mniemaniu twoja wybuchowa natura sprawia znacznie większe zagrożenie niż ja. Jeśli na prawdę liczysz na rozlew krwii, zapewne kiedyś go znajdziesz.

On zaś zakpił z niej, z faktu iż nie podjęła się spełnienia swych słów i nie chciała stanąć z nim do walki. Tak samo zakpił z nazywania go głupcem, majacząc coś najwidoczniej nie rozumiejąc o co chodziło dziewczynie. Postanowiła więc mu to sprostować.

- A jednak, twe metody miast zadziałać pogarszają tylko sytuację. Wątpię by można było nazwać to mądrością.

Krasnolud zamilkł, kręcąc głową co elfka odebrała triumfalnie jako jego brak argumentów.
Nieoczekiwanie głos zabrał Gabriel łagodząc napięcie i kończąc kłótnie między elfką a Graffenem.
- Dyplomata... - drowka zaśmiała się pod nosem na tyle głośno że reszta mogła ją usłyszeć mimo maski. Podeszła do Gabriela stając przy bramie cmentarza, jednak nieco z boku i nie spoglądając ani razu bezpośrednio ku jego oczom.

- My, elfy jak nic cenimy sobie własną wolność. Trzeba to zrozumieć i nauczyć się z nami postępować. Topór nic tu nie pomoże.

Przylgnęła do krat cmentarza zerkając nieco w stronę krasnoluda czy ten przypadkiem czegoś nie kombinuje.

- Tylko że elfy są wolne... - wyszeptał jakby sam do siebie Gabriel, ale ci którzy stali bardzo blisko niego nie mieli problemów by to usłyszeć. Dotknął krat i sprawdził czy wrota da się łatwo otworzyć, a te bez problemu ustąpiły.

- To bardziej skomplikowane niż Ci się wydaje - tu zrobiła lekką pauzę po czym dość nieumiejętnie, jakby z małym obyciem wypowiedziała szeptem jego imię - Gabriel.

- Oby to światło nie przyniosło nam wszystkim zguby...- dodała dalej po cichu, zerkając na wprost nich.

Wyglądało na to że wszyscy zbierają się by wkroczyć dalej w jakże „romantyczne” objęcie cmentarza.

Towarzystwem profesora najwyraźniej zainteresował się Sephir, a elfka? Lairiel nie lubiła tłumów, więc możliwość rozmowy z badaczem postanowiła odłożyć na inny moment. Tym bardziej że mimo iż Sephir ciągle się uśmiechał to był jakiś taki dziwny, nienaturalny. Wolała trzymać się od niego z daleka.
Gabriel ustalił jakiś szyk marszu, a jej nie specjalnie interesowało to by oceniać jego sens. No może poza faktem że ten wstrętny krasnolud miał iść za nią. Zaciekawiło ją bardziej to iż dyplomata wybrał ją by szli razem, a jego wzrok zaczął się skupiać na niej.

- Nie wiem czy to dobry pomysł by kurdupel osłaniał tyły... - rzekła złośliwie, nieco głośniej mową wysokich elfów wiedząc że krasnolud jej nie rozumie. Porzuciła jednak temat przechylając głowę na bok nieco i z ukosa patrząc na ciekawszy w tej chili obiekt - Gabriela.

- Zapamiętałeś je... to niezwykłe, nie spodziewałabym się tego.- powiedziała ciszej z lekką ekscytacją. I była to prawda, nic nie miało dla elfa takiego znaczenia jak te zazwyczaj długie i skomplikowane w wymowie imiona które ludzie z powierzchni zwykli łamać i krzywdzić. Opuściła jednak szybko twarz, przypominając sobie by nie dojrzał jej oczu. Wyglądało to tak jakby się zawstydziła. W końcu podeszła bliżej niego, gdy reszta przeszła i nastała ich kolej.
- Czemu akurat ze mną? Czyżbyś bał się mnie na tyłach? - zaśmiała się idąc obok, zupełnie swobodnie, nie licząc bynajmniej robiąc takie wrażenie choć twarzy nie chciała pokazać.
Przechodzący akurat przez bramę i skryba dodał cicho, niespodziewanie od siebie.

- Każdy bałby się zatrutego ostrza w plecach.

- To że noszę przy sobie sztylety nie oznacza od razu że jestem wariatką która skacze wszystkim do gardeł. Każde morderstwo wymaga motywu, a zapewniam Cię że takiego nie mam. - odparła, nieco kpiąc sobie z jego stwierdzenia, choć jej słowa brzmiały dziwnie przyjaźnie.

Krasnolud bąknął coś w swoim gardłowym języku czego nie zrozumiała, zakładając że to coś o niej co dodatkowo podgrzało krew w żyłach elficy. Nie chciała nawet oglądać się i zastanawiać jakim sposobem ten wielkości słonia niedźwiedź ma zamiar przegramolić się przez drobną bramę cmentarza. A może będzie ją taranował? Mało tego zaprosił mężczyzn na przejażdżkę na tej bestii. Aż przeszły ją ciarki, na myśl że mogłaby próbować jeździć na czymś takim i tak od czasu gdy opuściła podmrok dalej bała się koni które zobaczyła pierwszy raz w swoim życiu dopiero niedawno, a przypominały one diabelskie twory. Szczególnie z tymi wielkimi zębami na wierzchu. Odwróciła się mierząc odległość reszty od jej pleców, poprawiła pelerynkę okrywającą nieco jej ramiona i szła już przy Gabrielu ku ich wspólnemu przeznaczeniu tak boleśnie z każdym krokiem coraz bardziej rażącemu jej czerwone oczy.



.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline