Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-10-2010, 22:56   #11
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Jechał dalej lekko podkasując w rytm unoszących się mięśni grzbietowych potężnego niedźwiedzia jakim był Munio. Zapewne mniejsze stworzenia uciekały by w popłochu przed dudniącymi krokami tej wielkiej bestii jednak żadnego żywego osobnika spotkać im nie przyszło. Wyludniony las niczym pustynia zalesiona jedynie drzewami, wcale, ale to wcale nie dodawał otuchy. Jedynym urozmaiceniem w tej grobowej ciszy był rytmiczny krok miśka, który jednak po pewnym czasie także się znudził. Nawet wzory żłobień faktury na jego zbroi przestały sprawiać mu rozrywkę. Począł sobie powoli nucić pewną pieśń zasłyszaną od ludzi również miłujących naturę, lecz jej aspekt wodnego bezmiaru i ogromu przestrzeni. Wkrótce ciche pogwizdywanie przemieniło się w śpiew.


Co dziwne, jak na niskie gabaryty, krasnoludzkie korzenie i małe obycie w tawernach i karczmach, wcale nie fałszował. Świadczyć o tym mógł by chociaż o tym fakt, ze Muniek nie zrzucił z siebie swego przyjaciela, co zwykł robić, jak ten tylko miast wydawać dźwięki zakwalifikowane jako śpiew, piał niczym kogut.
Pieśń się urwała, a cisza trwała nadal. Nie przerwana i miażdżąca. Przejmująca.

Jednak mimo wręcz otulającego ich bezmiaru dźwięków, ktoś, lub coś postanowił złamać nie pisane prawa i wystukiwał prosty rytm. Na pozór prosty. Miał w sobie coś co hipnotyzowało i kazało zbliżyć się by wysłuchać dokładniej tego co obcas mówił brukowi.
Krasnolud zbliżył się powoli, na własnych nogach - gdy tylko dosłyszał nietypowe odgłosy, zeskoczył z futrzaka i podkradł się do winkla by obaczyć co tam się dzieje.
Dziwny jegomość, ubrany dość w ekscentryczny ubiór, stał przed orkiestrą złożoną z trupiej kapeli i wystukiwał nerwowo rytm i takty. Szkielety trzymając instrumenty czekały cierpliwie wpatrując się w dyrygenta. dyrygenta który też już dawno nie należał do żywych.
Widok nieumarłych - tak bardzo nie naturalnych i oszukujących prawa życia - pobudził w nim krew i gniew. Chwycił już za rękojeść maczugi, a włosy naprężyły się niczym porażone prądem, gdy nagle orkiestra zaczęła grać.

Pierwsze nuty zagrane przez skrzypka, przyprawiły o dreszcze zarówno krasnoluda jak i zwierzaka. Następne totalnie go zahipnotyzowały...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=U2Aj15q8gSA[/MEDIA]

Muzycy dawali z siebie wszystko, dyrygent tracił by siódme poty gdyby tylko posiadał skórę, a śpiewak zdarł by gardło, gdyby takowe u niego występowało. Natomiast krasnolud tańczył skoczne tańce w rytm piosenki.
Graffen od dawna nie słyszał dobrych melodii zagranych przez ludzi, krasnoludy czy inne stworzenia rozumne. Dawno nie przebywał w karczmach, a już nie pamiętał gdy słyszał khazadzkich skaldów. Muzyka przypomniała mu lata młodzieńcze wśród sztolni i hut, pośród brodaczy takich jak on. Pośród rodziny. Musiał jednak ich opuścić. Czemu? Czegoś mu tam brakowało. A raczej kogoś. I nigdy nie pozbył się żalu z tego powodu.
Taj jak szybko koncert się rozpoczął, tak i szybko zniknął. Szkieletory po prostu wstały, zabierając swój dobytek i zniknęły w jednym z domów. Zniknęły, to dobre słowo, gdyż, mimo licznych gości, budynek nadal był pusty.
Zdziwiło go to bardzo, ale nie tak jak słuchowisko przed chwilą. Wiedząc, że lepiej nie mieszać się w sprawy nieboszczków puki oni nie mieszają za bardzo w życiu i pozwolić im spokojnie odpokutować w życiu po śmierci, ruszył dalej. Tam, gdzie miał nadzieję, spotkać tych którzy przyniosą ukojenie jego duszy.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 21-10-2010 o 22:59.
andramil jest offline  
Stary 22-10-2010, 22:04   #12
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
[media]http://www.youtube.com/watch?v=evvuZXSRFQI[/media]


Ciało Gabriela odbiło się od ceglanej ściany jak by był szmacianą lalką. Próbował się podnieść ale
przed oczami miał tylko mroczki a nogi i ręce wydawały się zrobione z waty. Potężny mężczyzna w brudnym fartuchu stojący tuż za nim powoli wyciągał wielką dłoń by znów go pochwycić. Podniósł go jak by ten nic nie warzył, podniósł na wysokość swojej twarzy i wysyczał.
- Myślałeś, że tym razem znów uciekniesz? Myślicie szczeniaki, że wszystko wam wolno!! - prawie krzyczał wypowiadając ostanie słowa.
-Wiem , że tu jesteście więc patrzcie dobrze co was czeka jak jeszcze raz spróbujecie mnie okraść!! - sklepikarz wziął zamach i rzucił dzieckiem o ścianę budynku. Podszedł leżącego oszołomionego chłopca i zaczął kopać gdzie popadło.
- Ścierwojady, złodzieje, smarkacze pierdolone, abyście sczeźli bydło zawszone, milczysz szczylu, nie pyskujesz już tak jak wcześniej co!?... - Mężczyzna zasapał się, splunął na nieruchome ciało chłopca i czym prędzej oddalił się obawiając czy może trochę nie przesadził, krzycząc na odchodnym.
- Jeszcze raz was dorwę a spotka was coś jeszcze gorszego!! - brudne dzieci, sparaliżowane ze strachu obserwowały całą sytuację z ukrycia i wolały nie zastanawiać się co jeszcze gorszego mogło je spotkać z rąk tego człowieka. Powoli jedno za drugim wysuwały się ze swoich kryjówek. Wszystkie wyglądały tak samo, brudne, nie dożywione w podartych ubraniach gdzie najstarsze miało może dziesięć lat. Jedna z dziewczynek zaczęła płakać gdzie druga jej opiekunka zapewne przytuliła ją i zaczęła uciszać. Najstarszy z chłopców podszedł bliżej i ukląkł przy leżącym. Z lękiem wyciągnął dłoń i zaczął go delikatnie potrząsać.
- Gab żyjesz, Gab odezwij się, Gab... - wydawało się że jeszcze chwila i chłopak sam zacznie płakać. Gabriel drgnął.
- Poszedł już? - odezwał się ledwie słyszalnie.
- Tak Gab, żyjesz stary? - w głosie pochylonego chłopca powoli dawało się wyczuć wracającą pewność siebie.
- Macie coś? - pobity dzieciak próbował się podnieść ale najwyraźniej był zbyt słaby by zrobić to bez niczyjej pomocy. Najstarszy machnął ręką na resztę bandy i ci błyskawicznie zbliżyli się by pomóc, pokazali też poszkodowanemu ich dzisiejszy łup. Siedem jabłek, sześć gruszek i garść orzechów. Dzieciaki zaczęły gratulować sobie udanego rabunku oraz powoli kierować się w stronę najbiedniejszej dzielnicy miasta, niczym duchy rozpływając się w krętym labiryncie uliczek. Za nimi został żywy i kolorowy targ pełen uśmiechniętych kupców i zadowolonej rozkrzyczanej gawiedzi...

***

Wszystko rozpłynęło się zanim zdążył cokolwiek zrobić. Dziwne uczucie napłynęło i odeszło
niczym obraz dziewczyny w oknie która ukradkiem ci się przygląda i chowa za zasłoną gdy tylko wydaje się że ją dojrzysz....
Spojrzał niepewnie na Profesora ale widząc że ten nie wykazywał większego zainteresowania.
Uśmiechnął się i z pełnym zainteresowaniem spytał.
- Chcesz to zbadać czy wolisz nie tracić czasu i ruszyć dalej? - Profesor wzruszył tylko ramionami i ruszył w kierunku kuli, dla Gabriela było to jednoznaczna odpowiedź. Powoli znów oddali się jednostannej wędrówce którą od czasu do czasu przerywał odgłos nieostrożnie postawionej stopy naukowca. Przewodnik zastanawiał się tylko czy wszystkie z niespodzianek na które się natkną będą tak samo neutralnie nastawione jak ta wizja...
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day

Ostatnio edytowane przez Uzuu : 22-10-2010 o 22:22.
Uzuu jest offline  
Stary 25-10-2010, 01:06   #13
 
SmartCheetah's Avatar
 
Reputacja: 1 SmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłość
Cisza zabijana osamotnionymi skrzypnięciami dachu bądź zeskokami drowa, spokój i...mistycyzm tego miejsca. Z jednej strony tajemniczy, a z drugiej przerażający i kryjąca niezliczoną ilość tajemnic. To były jedyne rzeczy które towarzyszyły Xunowi podczas jego samotnej wędrówki. Drow cały czas brnął ku domniemanym centrum tego miejsca. Tam, gdzie znajdował się oświetlony środek kopuły. Przeskakując zwinnie z budynku na budynek, niekiedy korzystał również z ziemi, biorąc pod uwagę niezdobywalne w normalny sposób miejsca. Spodziewał się dalszego ciągu ciszy i spokoju, którego ostatecznie nie dane było mu zaznać.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jRFSfL0MXAg[/MEDIA]

Na jednej z budowli której dach w więcej niż połowie był koroną potężnego drzewa stało się coś nieoczekiwanego. Dla drowa, pokryta bluszczem budowla była niczym dziwnym, szczególnie biorąc pod uwagę specyfikę tego...miejsca. W żadnym wypadku nie spodziewał się że otoczenie postanowi dyktować własne zasady, zabierając mu to co tak wyjątkowo sobie cenił. Nikt inny jak właśnie ono było zawsze sojusznikiem mnicha, sprzyjając mu w większości okoliczności. Nie było tak jednak tym razem.

Najpierw szmer, który chcąc nie chcąc zwrócił uwagę drowich ślepi. Serce zaczęło jakoś tak znacznie szybciej bić a dotychczas spokojny oddech pogłębił się.
Gdy tylko oczom Xuna ukazały się pełznące ku jego postaci pnącza zmarszczył brwi. Jakakolwiek magia rządziła się tym miejscem, była wyjątkowo potężna. Zbyt potężna jak na pojmowanie drowa, który z takim rodzajem ożywionej natury jeszcze nie miał do czynienia. O ile same rozwijające się pnącza wcale by go nie zdziwiły, to te które...zmierzały ku niemu - owszem. Różnice również zrobiły zaciskające się dookoła kostek i łydek pnącza, które zdawały się flankować nogi zaskoczonego i niespodziewającego się mrocznego elfa.

Otoczenie również przeciwko mnie? Najpierw niewidzialny "towarzysz" a teraz to...Zdaje się że trzeba będzie obrać konwencjonalną drogę.

Nie zastanawiał się długo. Pędy zaciskały się coraz mocniej, a w każdej chwili mogło pojawić się ich znacznie więcej. Głównie dlatego postanowił jak najszybciej zniknąć z dachu budowli, która rządziła się swoimi własnymi prawami. Czując że bluszcz zwyczajnie nie ustąpi, i posiadając świadomość tego że w każdej chwili mógłby zostać pochwycony przez inne pnącza zadziałał dynamicznie i szybko. Wywróciwszy się zwinnie na plecy - zgodnie zresztą z wolą pnączy - szarpnął nogami w swoją stronę, by zaraz - wraz ze zwinnym obrotem ciała - chwycić się dłońmi samej krawędzi dachu. Ruch nie zajął mu zbyt długo czasu, a pośledziło go jeszcze mocniejsze szarpnięcie, mające na celu zwieszenie się drowa z dachu i...wyrwanie nóg z ściskających je pnączy. Gospodarz zdawał się nie być wyjątkowo agresywnie nastawionym, uznając przepędzenie drowa jako wystarczające zwycięstwo. Przynajmniej na obecną chwilę. Mroczny elf zeskoczył czym prędzej na ziemię, puszczając się rzeczonej krawędzi dachu. Zaraz po miękkim lądowaniu skierował się ku środkowej części drogi, cały czas obserwując budynek i żyjący bluszcz.

Zaiste, ciekawe. Jednak bardziej jestem ciekaw tego co mnie czeka i co spotkało całą resztę.

Obserwował budowlę przez dłuższy moment, by ostatecznie rozejrzeć się po całej ulicy. Westchnąwszy, rzucił przelotnie jeszcze jedno, nieco przykrótkie i podejrzliwe spojrzenie na zwijające się pędy po czym ruszył przed siebie, w tą samą stronę w którą parł wcześniej. Tym razem jednak kierował się samym środkiem drogi, oglądając od czasu do czasu za siebie.

Drugi raz nie miał zamiaru dać się zaskoczyć.
 
__________________
Don’t call me your brother
’cause I ain’t your fucking brother
We fell from different cunts
And your skins an ugly color!
SmartCheetah jest offline  
Stary 25-10-2010, 19:23   #14
 
Olian's Avatar
 
Reputacja: 1 Olian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skał
Miasto dziwnie i niepokojąco się zmieniało – zmieniła się mgłą, zmieniły się budynki, zmieniło się wszystko. Zauważył to nie tylko centaur, ale też towarzysz jego, który teraz szybko biegł za swoim panem, aby tylko nie pozostać samotnie, pośrodku… miasta.

Zmieniające się otoczenie pieczętowała, trwająca tu cisza, która przerażająca bardziej niżeli jakiekolwiek monstrum z głębin tego świata. Zadziwiające jaki wpływ na zachowanie może mieć cisza, która przecież w swej naturze powinna uspokajać swoją bezdźwięcznością. Ta jednak była inna, nienaturalnie „głośna”, spowiła okolicę, zamykając ją pod niewidzialnym kloszem, przed którym nie ma ucieczki.

Ucieczki? – zaśmiał się centaur w głębi. Nie… On nie zamierza uciekać. Chociaż nie tak wyobrażał sobie miasto stworzone, silną, ludzką ręką, to miejsce to miało niewyobrażalną moc hipnotyzowania swym indywidualnym i innym pięknem, podobnie jak kula światła…

… A właśnie kula. To do niej coraz to bardziej zbliżał się Cexeriel ze swym wiernym towarzyszem. Ale czy to na pewno dobry wybór? czy tam jest inaczej ? – Centaur nie znał odpowiedzi na te pytania, miał nadzieje, że odpowie na nie tam, gdzie jest światło, promień nadziei.

Przyśpieszył więc tempo swego galopu, podpatrując swego wilka, aby ten się nie zagubił. Centaur biegł ile sił w nogach, tupocząc głośno, dźwięk ten pochłaniała jednak cisza i przeistaczała go w kolejny bezdźwięczny odgłos, który odbijał się od umarłych domostw. Bieg jednak zakończył się tak szybko, jak wartko się zaczął.

Mgła przed centaurem, rozrzedziła się i pojawiła się postać. Wilk przybliżył się do swego pana i gotów był do ataku, podobnież jak Cexeriel. Jednakże nie trzeba było się denerwować, przecież to jeden z jego towarzyszy.
Centaur jednak wielgaśnymi oczami wpatrywał się w postać, którą przecież poznał niedawno. Po chwili otrząsnął się z tego stanu i odrzekł:
- Witam - powiedział lekko zmieszany. - Me imię Cexeriel. - Przerwał na chwilę. - Co to za miejsce ? i jak się tu znaleźliśmy ? - dodał po sekundzie.

Młody człowiek zamrugał niezręcznie, jakby nie rozumiał pytania. Akcent centaura był dosyć nietypowy, ale po chwili zrozumiał, o co się pytał.
- Sam nie wiem, gdzie jesteśmy. To miejsce... jest takie dziwne. Powietrze przesycone jest jakimś niepokojem. - powiedział cicho zmartwionym głosem.- Czy ty także masz wrażenie, jakby miasto obserwowało każdy twój ruch? - dodał obracając się dookoła i przypatrując się otoczeniu.

- Tak, masz rację - odrzekł centaur. - Nawet mój wilk, zawsze cechujący się odwagą, tu zamienił się w bezbronne stworzenie opanowane strachem - Zerknął na zwierzęcego towarzysza i uśmiechnął się lekko widząc jak ten skulił się i rozgląda się nerwowo. Po momencie powrócił jednak do rozmowy. - Jak myślisz... Co to za kula światła ? - powiedział wpatrując się w świecący obiekt.

Gdy centaur wspomniał o wilku, mag podążył za nim wzrokiem. Jego spojrzenie padło na bystre, wilcze oczy. Wilk naprężył wszystkie swoje mięśnie, jakby szykował się do ataku na wątłego maga, lecz po chwili uspokoił się, skomląc rozpaczliwie.
- Światło... za pewne czar. I oczywista wskazówka. - Sephir przeniósł wzrok z powrotem na swego rozmówcę.

- Wskazówka ? - powiedział Cexeriel. - Co masz na myśli? Uważasz, że to... umarłe miasto, pokazuje nam drogę gdzie należy podążać ?

- Tak mówi mi rozsądek. - powiedział poważniejąc. – Gdziekolwiek jesteśmy, jakkolwiek się tu dostaliśmy, myślę że to tam prawda, której poszukujemy, ujrzy światło dzienne.

Centaur spojrzał jeszcze raz na światło. ~ Czy to tam kryje się odpowiedź ? ~ Zastanawiał się. Po chwili odrzekł w stronę młodzieńca. – W takim razie, chodźmy tą prawdę odkryć - uśmiechnął się nieznacznie i zaczął podążać w stronę świetlistej kuli.

Sephir rzucił na wilka przelotne spojrzenie, w którym krył się jakiś niemy przekaz, po czym obrócił się na piętach i ruszył za centaurem. – Naturalnie! - odrzekł z uroczym uśmiechem na twarzy.

Pojawiające się postaci z nikąd, nienaturalna mgła i… cisza. To wszystko razem wzięte, przypominało najgorsze koszmary, które atakują bezbronnych w śnie, aby zniewolić ich umysły. Z minuty na minutę, przerażenie osiągało coraz to wyższy poziom, aby w końcu eksplodować i opanować zmysły centaura, które nakładały się na siebie i tworzyły jedną, zwartą całość. Cexeriel zwolnił tempa i zaczął rozglądać się podenerwowany po okolicy… Ale raz za razem, spoglądał na kulę światła, która przyciągała swym magnetycznym urokiem.
 
Olian jest offline  
Stary 28-10-2010, 16:34   #15
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Odgłos kroków niósł się po cichym, martwym mieście. Mimo że z różnych stron, wszyscy zmierzaliście w jedno miejsce, a wielka kula światła niczym latarnia morska wskazywała wam drogę pośród wijących się uliczek tego nieznanego wam miejsca. Nie napotkaliście na drodze więcej przeszkód, czy dziwacznych niespodzianek, jeden po drugim zbliżaliście się do miejsca niechybnego spotkania.
Cexeriel jako pierwszy wyszedł z labiryntu krętych i cichych uliczek. Wraz ze skrybą, którego spotkał w drodze, wkroczył na duży plac. Miejsce to zapewne niegdyś było punktem wielu spotkań miejscowej ludności. Bruk był tu prawie jak nowy, a światło zalewało swym jasnym blaskiem całą powierzchnię placu. Panowało tu ciepłe uczucie bezpieczeństwa. Jednak to nie nad placem wisiała świetlista kula! Unosiła się, jak zauważyliście, nad cmentarzem. Na placu zaś znajdowała się duża kratowana brama prowadząca do niego.


Gdy Cexeriel wkroczył na plac, światło otoczyło jego skórę i zafalowało niczym ciepłe powietrze, po chwile odsunęło się jednak od niego. Skrybę spotkało to samo, on jednak syknął cicho a poza światłem z jego ciała odpłynął cienki zielony promyk. Mruknął tylko do centaura.

- To chyba jakaś bariera... Pozbawia nas ochronnych zaklęć. Nie wróży to dobrze... Zaczekajmy tu chwilę, może pojawią się inni. - powiedział z przekonaniem.

Sephir nie mylił się, gdyż po chwili z zaułków wyłonił się Xunthrae Maevir, który mrużąc swe białe oczy wszedł w oświetlony plac. Jego również oblało światło, szukające na jego ciele wszelakich śladów magii. Zdążył ledwie postawić kilka kroków na bruku, gdy echo ciężkiech kroków oznajmiły przybycie kolejnego wędrowca. To Graffen na grzbiecie swego wiernego przyjaciela wyłonił się z uliczki. Na widok drowa brodacz się skrzywił, mimo to pozostał spokojny, lecz ostrożny. Wraz z Muńkiem wszedł na plac, a światło, które go otoczyło, po chwili odpłynęło ciągnąc za sobą zieloną poświatę. Bariera przerwała telepatyczny kontakt z Profesorem, z czego obaj zdali sobie sprawę. Po kilku chwilach naukowiec jak i Gabriel wyłonił się z jednej z uliczek. Oswobodzili się z sznura, który ich łączył i Profesor jako pierwszy wkroczył w światło. Zaciekawiło go to jak światło otacza jego ciało i rozprasza wcześniej rzucone zaklęcie więzi telepatycznej.

Gabriel już miał wkroczyć w jasne promienie zalewające plac, gdy coś czarnego wypłynęło z budynku obok. Mężczyzna nie bał się tego kształtu, wszak był to jedynie jego wierny cienisty towarzysz. Lekko falująca sylwetka, złożona z czystej ciemności, zapiszczała cicho witając swego pana, po czym wraz z nim wkroczyła na plac. Cień syknął głośno gdy otoczyło o światło, lecz nie został wygnany. Jednak nie zapomniał uskarżyć się swemu właścicielowi na to dziwne zjawisko. Gabriel musiał dobrą chwilę słuchać bulgotów, pisków i syków narzekania.

W końcu Lairiel krocząc ulicami miasta dotarła na skraj placu. Ujrzała dziwaczną zbieraninę, centaur, krasnolud, niedźwiedź, kilku ludzi, jakaś cienista, zamazana postać oraz ciemny elf. Drow którego kobieta dobrze znała. Dziewczyna stała na skraju światła, zmuszona do podjęcia decyzji, czy chce wkroczyć w blask jasnej kuli, czy tez woli zawrócić.
 

Ostatnio edytowane przez Ajas : 28-10-2010 o 16:36.
Ajas jest offline  
Stary 03-11-2010, 12:23   #16
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Wreszcie do nich dotarła, a wraz z nimi przyszła nadzieja na to iż nie będzie musiała walczyć o przetrwanie sama. Część pamiętała sprzed Zimnej Puszczy, część widziała po raz pierwszy. Mężczyźni, gdyż nie było widać tam żadnej kobiety stali razem tworząc grupę. Mimo to nie przypominali zwartego oddziału, a raczej zamknięte w jednej klatce wilki. Ona nie była częścią tej grupy, ale zamierzała się nią stać nie pytając ich o zgodę. Na opiętym czarną rękawicą palcu tkwił złoty pierścień, pierścień dzięki któremu nikt z nich nie mógł jej dostrzec. Opierając się na jego mocy miała zamiar przetrwać przy ich boku podróż. Verna zasiała ziarno strachu w jej sercu już jakiś czas temu, a mroczna elfka bała się ryzykować ujawnienie swojej prawdziwej tożsamości ludziom z powierzchni. Gabriel, bo bynajmniej tak się przedstawił ów mężczyzna zaczął swą przemowę mówiąc o sobie jako dyplomacie i zwiadowcy. Wskazał także na nieco zagadkowego człowieka który przypominał badacza nazywając go Profesorem i zdradzając iż jego dziedziną jest magia. Co zaciekawiło mroczną elfkę wypowiedział się także o jej rasie zachęcając do współpracy.

„Ha, współpraca... ciekawe. Póki co będziecie ze mną współpracować czy wam się to podoba czy nie.”

Przez chwile zdawało się jej że inny, młody czarodziej który jeszcze się nie przedstawił się jej przygląda, a nawet lekko do niej uśmiecha.

„Nie... to zbieg okoliczności, ale będę miała cię na oku.”

Pewnym krokiem zbliżyła się, po cichutku mijając całą tą zgraję i zbliżając się do celu ich podróży. Solidne żelazne kraty wbite w biały murek dzieliły ją od zagadki oświetlającego to miejsce snopa światła bijącego gdzieś z głębi cmentarza. Nie wyglądało to zachęcająco, ale nie mieli i tak wyboru. Mijając mężczyzn w pewnym dystansie poczuła jak nagle opuszcza ją trochę sił, było to dziwne uczucie. Za sobą usłyszała głos centaura przedstawiającego się jako Cexeriel.

„Ładne imię.”

Pomyślała nie odwracając się, jednak nadstawiając swoje długie elfie ucho ciekawa rozmowy mężczyzn. Centaur choć nie znała ich kultury od razu wydał się jej ciekawy, skromny wilk kroczący przy jego nogach mówił tyle że zapewne umie on dbać nie tylko o siebie ale o innych. Samo zaś imię pół konia-pół mężczyzny brzmiało wyniośle, dumnie, odważnie niczym bohatera, dlatego przypadło jej do gustu.
Zaraz potem przedstawił się i krasnolud, tą rasę znała już z podmroku. Nie cierpiała ich jednak, byli w końcu całkowitym jej przeciwieństwem. Płynny elfi język, był odwrotnością twardego gardłowego krasnoludzkiego warczenia. Przy jej zgrabnej sylwetce on przypominał ciężką kulę z drobnymi wystającymi rączkami i nóżkami. W dodatku był niski, krępy, zarośnięty... obrzydliwy. Graffen Valder strażnik natury, czyli czegoś o co podziemna elfka w ogóle nie dbała, a raczej dbała tylko wtedy kiedy miała na to ochotę. Musiała się jednak z nim liczyć, ten mały skrzat udobruchał sobie niedźwiedzia rozmiarów słonia, który służył mu za środek transportu. Gdy elfka spojrzała w paszczę zwierza przeszły ją po plecach ciarki. Nigdy nie walczyła z niedźwiedziami, w podmroku nie raz sprawdzała swoje siły z podobnych rozmiarami lub większymi pająkami ale niedźwiedź? Takich zwierząt tam nie było.

Nie wiedziała jeszcze że wraz z wejściem na plac stłumiona została magia jej ekwipunku. Nie wiedziała że pierścień niewidzialności przestał działać do czasu gdy usłyszała nagle głos, znajomy głos.

- Vendui. Znalazła się i niewidzialna zguba. Zdążyłem się stęsknić.
To był Xun, mężczyzna z jej przeszłości, z jej rodzinnego podziemnego miasta. Nic nigdy ich nie łączyło do momentu gdy rok temu zamordowała jego kochankę – kapłankę podziemnego klanu Ithra, Iraeearl'diire wrabiając mężczyznę w to morderstwo i uciekając pozostawiając go na pastwę straży. Jakim cudem udało mu się uciec? Może go nie doceniała? Kiedyś gdy była młodsza podobał się jej, pragnęła wykupić go i uczynić swoim niewolnikiem. Nie była jednak kapłanką i musiała pogodzić się że najprzystojniejsi mężczyźni zawsze będą wychwytywaniu przez te suki, oddające cześć bogini Lolth. Dotąd miękkie ruchy jej ciała, dłoni przesuwających się po kratach szlag trafił. Podziemna elfka stanęła jak rażona piorunem, sprężona, z sercem przy gardle. Po chwili się opanowała, musiała przecież póki w plecach nie tkwiło zatopione ostrze. W myślach klęła na nieprzydatność magii, szybko poprawiając kaptur, upewniając się że skrywa nie osłoniętą maską resztę jej twarzy. Zdała sobie teraz sprawę że jest całkiem widzialna, a jej pomysł na dyskretne przemieszczanie się przy tym „stadzie” prysł. W końcu odwróciła się z lekkim oporem jakby nie była pewna tej decyzji i oparła plecami o kraty cmentarza. Wiedziała że on wie, kim jest ale nie mogła pozwolić by dowiedziała się reszta. Całe to kłamstwo miało być dość mocno naciągane, jednak fakt iż była cała zamaskowana stał po jej stronie. Odpowiedziała drowowi, ale nie tylko mu lecz całej reszcie, głośniej mową wysokich elfów i nieco przesłodzonym głosem.

- Kalar – co oznaczało najzwyklejsze przywitanie. – Na imię mi...

I tutaj nagle zdała sobie sprawę że nie wie czy elfy z powierzchni nie mają jakiś bardziej specyficznych, inaczej zbudowanych imion. Nie wiedząc jakie fałszywe imię sobie nadać wspomniała swoją znajomą ze wspólnoty.

- Suspualshalee, służę pomocą gdy będzie trzeba.

Jej prawdziwe imię – Lairiel być może nie zmieniłoby nic dla grupy z powierzchni, co jednak jeśli naprowadziłoby Xuna na to kim ona jest? Jej chwilowe rozmyślenia o drowie przerwał swą wypowiedzią krasnolud który najwyraźniej nie znał wysokiej mowy. Nic dziwnego w końcu był niski, dodała sobie w myślach złośliwie. Wtrącił przy okazji jednak by uważała na plecy i nie odwracała się do cmentarza. Lairiel była nieco speszona całą sytuacją i rozmową. Oderwała niepewnie tyłek z zimnego murku, stając bokiem by móc kątem oka obserwować i pola grobowe.

- Powiedziałam że na imię mi Suspualshalee. – odparła już wspólną mową by nie kłopotać się więcej. Nie znosiła wspólnego języka, był jakiś taki płytki, pozbawiony duszy.

Sephir Muron, przedstawił się znienacka młody czarodziej mówiący o sobie jako przyjacielu wysokiego elfa Sylvana, nieobecnym liderze grupy. Z Sephirem było coś nie tak. Drowka dostrzegła jak zwierzęta w jego towarzystwie stają się jakieś nieswoje, a to nie wróżyło niczego dobrego. Sama też postać nieśmiałego, przyjaznego młodego maga była jakaś taka nienaturalna. W duchu elfka zastanawiała się czy to nie demon w przebraniu. Wolała mieć go na oku.
Gabriel znów przemówił, zdania które wypowiadał miały na celu egzekwowanie jakiś działań. To właśnie zraziło nieco drowkę, bo wyglądało na to że chciał ich kontrolować. Z drugiej strony wszystko mówił wyjątkowo starannie, a spora część jego słów miała sens. Zdawało się że ich „stado” dojrzało do momentu gdy trzeba było zaznaczyć w nim swoją hierarchię. Xun zaczął się tłumaczyć przed Gabrielem, zachowując jednak swoje twarde zdanie. Zdawało się też że stracił zainteresowanie nią, Lairiel. Wątek ich rozmowy urwał się tak niespodziewanie jak się zaczął. Co miała zrobić? Wykorzystała to, gdyż było jej to na rękę. W międzyczasie zainteresowała ją książeczka z zapewne notatkami Profesora. Zawsze pożądała wiedzy, gdyż była ona jedną z najlepszych broni zapewniających przetrwanie.
Poza tym gdy ma się przed sobą perspektywę przeżycia dziesięciu wieków jak można ignorować tą nadnaturalną możliwość poznania świata?

Elfka odsunęła się od Xuna, woląc mieć go w pewnej odległości od siebie. Dawało jej to względnie lepsze poczucie bezpieczeństwa. Odezwała się w końcu do Gabriela, nie patrząc jednak bezpośrednio na jego twarz. Nie mogła zdradzić przecież własnej.

- Jeśli uważasz że będziesz robił za przywódcę i wydawał mi polecenia to się mylisz. Nie jesteś moim przełożonym, a swoje przemowy możesz sobie wsadzić. Jestem częścią tej wyprawy, wiem na co mnie stać, a na co nie. Jeśli będziesz czegoś odemnie chciał wystarczy poprosić, a ja powiem czy się na to piszę czy nie. Miejmy nadzieję że Sylvan żyje i niebawem do nas dołączy.

Wcale nie zależało jej na Sylvanie, po prostu chciała stłamsić nieco plany Gabriela do objęcia przywództwa nad grupą i pokazać mu że musi liczyć się z opozycją i jej ewentualnym buntem. Chciała by inni nim zaakceptują go w tej roli zastanowili się nad tym.

- A teraz przejdę do moich spostrzeżeń co do tego miejsca. Nie licząc faktu iż mgła rzuciła mnie na schody to idąc tutaj przez to miasteczko zwiedziłam parę domów. Jakie było moje zaskoczenie gdy w większości znajdował się tylko kurz i żadnych mebli, ba nie było nawet drzwi do kolejnych pomieszczeń poza pierwszymi od wejścia.
Co ciekawe znalazłam jeden budynek w którym było kilka mebli, jak i dalsze pomieszczenia. Były też i pokoje zupełnie pozbawione mebli lub puste, prowadzące do nikąd korytarze. Zauważyłam że w takich pomieszczeniach warstwa kurzu jest wyraźnie większa. W samym domu nie znalazłam chyba nic poza przedmiotami codziennego użytku.
Z każdym krokiem ku tej przeklętej kuli światła budynki były mniej zniszczone, ale to pewnie zauważyliście wszyscy.


- Ah, tak przy okazji, czy ten niedźwiedź nie jest groźny? - zapytała wskazując otulonym rękawicą palcem na Muńka. Zarzuciła nogę na nogę elegancko i oparła na kolanie dłonie.

To wystarczyło by między Graffenem a elfką zawrzało. Krasnolud najpierw westchnął, potem zaczął naskakiwać na nią wskazując jej by dostosowała się do ich zasad albo odeszła. Mało tego, zaczął jej grozić. Jej! Jakiś paskudny, zakuty w zbroi głąb który nosem sięgał jej na wysokość pępka! W międzyczasie sytuacje spróbował załagodzić Profesor, uspokajając krasnoluda jednak w Lairiel już zawrzała krew. Poczuła wyzwanie przed nią postawione.
Zmrużyła oczy pod kapturem i syknęła ze złością.

- Więc może chcesz zawalczyć o to czyje słowo ma większe znaczenie? To chyba naturalne w stadzie? Choć sądziłam że od praw dżungli dzieli nas “lekki” dystans w rozwoju jako istot cywilizowanych. - rzekła unosząc głos.

Wcale walczyć nie chciała, jednak wszelkie groźby pod jej adresem budziły w dziewczynie nienawiść i rozpalały ogień w duszy. Miała dość gorącą krew i jak każda elfka miała w sobie wiele dumy. Zakpiła więc z niego.

- Jeśli liczysz na współpracę to musisz się czegoś nauczyć mistrzu logiki. Nie zaczyna się od zastraszania, bo tą metodą to ty możesz sobie jeno wrogów przysporzyć. Mam takie samo prawo do życia i udziału w tej ekspedycji jak każdy inny, a jeśli chcesz mi je odebrać to wiedz że nie oddam go łatwo. Póki co przeszkodą nie jestem.

Wtedy właśnie wstała, opierając się ugiętą nogą i dłońmi o murek, odwrócona do cmentarza plecami. W tej pozycji wyglądała całkiem seksownie, choć przypięte u tułowia sztylety przypominały że nie jest tylko wiotką dziewką i może komuś skopać tyłek. Chciała być gotowa na ewentualny atak narwanego kurdupla. Bo tak nazywała w myślach rasę krasnoludzką. Nieco za nadto zadarła ku górze nos, zbyt dumnie, odważnie przez co ktoś o dobrym wzroku mógł dostrzec jej oczy. Za chwilę jednak szybko ją opuściła orientując się w swoim błędzie. Jedna cecha ich łączyła i on i ona byli uparci. Krasnolud zapytał czy wyzywa go, czekając tylko na jej słowo by bez oporów móc uderzyć, a może i zabić kobietę. A ona? Nie lubiła walczyć na takich zasadach, mroczne elfy wybierały moment gdy szanse najbardziej im sprzyjały. Zadarła nos mówiąc głośno.

- Jesteś głupcem Graffen. W moim mniemaniu twoja wybuchowa natura sprawia znacznie większe zagrożenie niż ja. Jeśli na prawdę liczysz na rozlew krwii, zapewne kiedyś go znajdziesz.

On zaś zakpił z niej, z faktu iż nie podjęła się spełnienia swych słów i nie chciała stanąć z nim do walki. Tak samo zakpił z nazywania go głupcem, majacząc coś najwidoczniej nie rozumiejąc o co chodziło dziewczynie. Postanowiła więc mu to sprostować.

- A jednak, twe metody miast zadziałać pogarszają tylko sytuację. Wątpię by można było nazwać to mądrością.

Krasnolud zamilkł, kręcąc głową co elfka odebrała triumfalnie jako jego brak argumentów.
Nieoczekiwanie głos zabrał Gabriel łagodząc napięcie i kończąc kłótnie między elfką a Graffenem.
- Dyplomata... - drowka zaśmiała się pod nosem na tyle głośno że reszta mogła ją usłyszeć mimo maski. Podeszła do Gabriela stając przy bramie cmentarza, jednak nieco z boku i nie spoglądając ani razu bezpośrednio ku jego oczom.

- My, elfy jak nic cenimy sobie własną wolność. Trzeba to zrozumieć i nauczyć się z nami postępować. Topór nic tu nie pomoże.

Przylgnęła do krat cmentarza zerkając nieco w stronę krasnoluda czy ten przypadkiem czegoś nie kombinuje.

- Tylko że elfy są wolne... - wyszeptał jakby sam do siebie Gabriel, ale ci którzy stali bardzo blisko niego nie mieli problemów by to usłyszeć. Dotknął krat i sprawdził czy wrota da się łatwo otworzyć, a te bez problemu ustąpiły.

- To bardziej skomplikowane niż Ci się wydaje - tu zrobiła lekką pauzę po czym dość nieumiejętnie, jakby z małym obyciem wypowiedziała szeptem jego imię - Gabriel.

- Oby to światło nie przyniosło nam wszystkim zguby...- dodała dalej po cichu, zerkając na wprost nich.

Wyglądało na to że wszyscy zbierają się by wkroczyć dalej w jakże „romantyczne” objęcie cmentarza.

Towarzystwem profesora najwyraźniej zainteresował się Sephir, a elfka? Lairiel nie lubiła tłumów, więc możliwość rozmowy z badaczem postanowiła odłożyć na inny moment. Tym bardziej że mimo iż Sephir ciągle się uśmiechał to był jakiś taki dziwny, nienaturalny. Wolała trzymać się od niego z daleka.
Gabriel ustalił jakiś szyk marszu, a jej nie specjalnie interesowało to by oceniać jego sens. No może poza faktem że ten wstrętny krasnolud miał iść za nią. Zaciekawiło ją bardziej to iż dyplomata wybrał ją by szli razem, a jego wzrok zaczął się skupiać na niej.

- Nie wiem czy to dobry pomysł by kurdupel osłaniał tyły... - rzekła złośliwie, nieco głośniej mową wysokich elfów wiedząc że krasnolud jej nie rozumie. Porzuciła jednak temat przechylając głowę na bok nieco i z ukosa patrząc na ciekawszy w tej chili obiekt - Gabriela.

- Zapamiętałeś je... to niezwykłe, nie spodziewałabym się tego.- powiedziała ciszej z lekką ekscytacją. I była to prawda, nic nie miało dla elfa takiego znaczenia jak te zazwyczaj długie i skomplikowane w wymowie imiona które ludzie z powierzchni zwykli łamać i krzywdzić. Opuściła jednak szybko twarz, przypominając sobie by nie dojrzał jej oczu. Wyglądało to tak jakby się zawstydziła. W końcu podeszła bliżej niego, gdy reszta przeszła i nastała ich kolej.
- Czemu akurat ze mną? Czyżbyś bał się mnie na tyłach? - zaśmiała się idąc obok, zupełnie swobodnie, nie licząc bynajmniej robiąc takie wrażenie choć twarzy nie chciała pokazać.
Przechodzący akurat przez bramę i skryba dodał cicho, niespodziewanie od siebie.

- Każdy bałby się zatrutego ostrza w plecach.

- To że noszę przy sobie sztylety nie oznacza od razu że jestem wariatką która skacze wszystkim do gardeł. Każde morderstwo wymaga motywu, a zapewniam Cię że takiego nie mam. - odparła, nieco kpiąc sobie z jego stwierdzenia, choć jej słowa brzmiały dziwnie przyjaźnie.

Krasnolud bąknął coś w swoim gardłowym języku czego nie zrozumiała, zakładając że to coś o niej co dodatkowo podgrzało krew w żyłach elficy. Nie chciała nawet oglądać się i zastanawiać jakim sposobem ten wielkości słonia niedźwiedź ma zamiar przegramolić się przez drobną bramę cmentarza. A może będzie ją taranował? Mało tego zaprosił mężczyzn na przejażdżkę na tej bestii. Aż przeszły ją ciarki, na myśl że mogłaby próbować jeździć na czymś takim i tak od czasu gdy opuściła podmrok dalej bała się koni które zobaczyła pierwszy raz w swoim życiu dopiero niedawno, a przypominały one diabelskie twory. Szczególnie z tymi wielkimi zębami na wierzchu. Odwróciła się mierząc odległość reszty od jej pleców, poprawiła pelerynkę okrywającą nieco jej ramiona i szła już przy Gabrielu ku ich wspólnemu przeznaczeniu tak boleśnie z każdym krokiem coraz bardziej rażącemu jej czerwone oczy.



.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 03-11-2010, 19:00   #17
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Podróż w kierunku kuli miała dobiec końca. Krasnolud już widział nie duży plac otaczający zapewne cmentarz, nad którym owe słońce się unosiło. Dom pochówku zmarłych nie ucieszył go zbytnio, ale mając nadzieję, że jedynymi truposzami jakich spotka w tym lesie byli muzycy i grajkowie ruszył w kierunku owego pola umarłych.
Tam czekali już na niego niedobitki z ich licznej grupy ekspedycyjnej. Ciekaw czy tak ostrą selekcję sporządziła im mgła czy też miasto kryło więcej niespodzianek, ino Graffen miał na tyle szczęścia, że na żadną nie natrafił.
Gdy już stanął na placu ich nieformalnego zgrupowania spojrzał na wszystkich obecnych. Centaur, dwóch magów, człek co jak łotrzyk wyglądał, jeden drow bez zbroi i jedna osoba, co swej tożsamości chyba nie miała zamiaru ujawniać, gdyż stała na skraju owego terenu przy cmentarzu i pod osłoną niewidzialności obserwowała ich chwilę. Krasnolud słyszał ją doskonale lecz czekał skwapliwie na jej ruch.
Jednak był gotowy na wszystko.

Jeden z ich towarzyszy przedstawił się jako Gabriel i zaproponował to samo innym. Miało im to pomóc przetrwać razem i wiedzieć na kim można polegać w krytycznych sytuacjach. Nie był to głupi pomysł, gdyż praca w grupie całkowicie różniła się od samotnej wędrówki i tu znajomość swych kamratów mogła uratować nie jedno życie.

Ich niewidzialna towarzyszka postanowiła jednak się z nimi przywitać, gdyż nie dość, ze zbliżyła się do nich powoli to i usunęła swą ochronę niedostrzegalności. Miło z jej strony, że nie zamierzała ukrywać się niczym insekt i śledzić ich nie zauważona. Jak się okazało, niewidocznym obserwatorem była nie kto inny jak drowka, widziana już wcześniej przed lasem.


Krasnolud uśmiechnął się na widok swego towarzysza. Zerwana wieź wpierw sprawiła, iż myśli o śmierci naukowca sama zjawiła mu się w głowie. Szkoda by było tak wielkiego umysłu. Jednak uśmiech zniknął mu gdy zobaczył drowa, wpierw pierwszego, potem drugiego. Mimo, że nie zrobił żadnego widocznego ruchu, spiął się niczym struna pod swoją zbroją. Zmarszczył gniewnie brwi po czym powolnym ruchem podniósł rękę do góry. Na plecach miał tarczę to i jako sięganie po niej ten ruch mógł by się zdać, jednak zatrzymał ją i trzymając w ręku pozdrowił niedobitków z wyprawy do serca lasu.
- Witom was. Jo Graffen Valder - rzekł do zgromadzonych po czym odwrócił swą głowę do Cexieriela - I donar-li la benvinguda representant de la raça dels centaures nobles. - przywitał się z koniowatym. Mniejszą uwagę zaś skupił na kuli. Wpierw lepiej poznać nowych kompanów i zabezpieczyć plecy. Cokolwiek ten człek o imieniu Gabriel powie to i tak nigdy nie zaufa drowowi.
Muniek zaś idąc leniwie wpierw usiadł na swym zadzie po czym ziewnął przeciągle. Poniuchał swym nosem gdy nagle zjeżył sierść i wydał z siebie niski, groźny pomruk. Jeden z osobników, a trza dodać, że nie był to żaden ciemnoskóry elf, ewidentnie mu się nie podobał. Graffen jednak przypuszczał, że to tylko reakcja na dość znaczna liczbę nowych ludzi i nieludzi. Zapewne zaraz mu przejdzie.
- I jo jest strażnik natury i wędrowiec po nieznanych. Szpecmistrz od przetrwania. - powiedział spokojnym tonem bez cienia dumy czy pychy - Służę jo radą jeśli chodzi o las i dzikuśne odstępy natury. I w mo mniemaniu dobrym łazirem i zwiadowcą jo jest. - dodał po krótkiej chwili.

Następnie oba mroczne elfy poczęły komunikować się ze sobą używając mrocznej odmiany śpiewnego języka elfów. I choć kobieta nadała swemu głosowi i tonowi słodki posmak, to jednak zdawało się jakby z ironią odebrała całe to przedstawienie.

Valder leniwie odwrócił głowę. Jak niby nic zmrużył oczy i rzekł we wspólnym - Ni wim jak ty, ale jo bym tyłkiem ni odwrócił se do tygo cmentarzyska. - spojrzał zza dziewczynę czy czasem jakiś nieboszczyk nie zamierza pobić ją skrzypkami lub innym instrumentem. Z tymi szkieletami nigdy nic nie wiadomo. Raz dają koncert, raz zabierają życie. Następnie zwrócił się do mężczyzny, który jako pierwszy zabrał inicjatywę. - I jak jo mom zaufać tym długouchym skoro nawet miast przywitać se pożądnie, szprechają w ichnim języku co jeno łone znajo? - nie wiedział, że Lariel zwana Suspualshalee używała języka ksieżycowych nie mrocznych elfów. No ale skąd on to mógł wiedzieć?
Gdy krasnolud wtrącił swoje, apropo cmentarza Lairiel uniosła tyłek z jego krat i stanęła nieco bokiem, tak by widzieć po części cmentarz po części całą tą grupę. Rozmowa z obcymi nie znając powierzchni okazała się sprawiać jednak sporo problemów, przede wszystkim przytłaczające uczucie niepewności.
- Powiedziałam że na imię mi Suspualshalee. - dodała już we wspólnym, nieco przygaszona obrotem sytuacji i utratą swojej dyskrecji. Khazad coś wymamrotał pod nosem co mogło by brzmieć jak “Wreszcie gadasz jak człowiek, miło mi” lub “Powieszę cię na jakiś kołek, zginiesz dziś”. Coś z tych dwóch, lecz nawet Munio nie dosłyszał dokładnie co.

Krasnal odwzajemnił spojrzenie człowiekowi z cieniem. Choć życie z naturą nakazywało mu szanować każde istnienie, nie lubił elfów. Uważał je za zbyt mało wytrwałe i delikatne. I choć często zamieszkiwały lasy, dbając o ich ekosystemy, za co je podziwiał, to jednak nie wyobrażał sobie elfiego towarzysza podczas wędrówki po graniach i szczytach. Zupełnie inaczej wyglądał pogląd na drowy.
Graffen uśmiechnął się, a zaplecione wąsy uniosły się do góry. Uśmiech ten mógł oznaczać “Spróbuj tylko narazić nas na niebezpieczeństwo, a inaczej pogadamy”. Mógłby, ale kto wie?

Gdy odezwał się jeden z magów zwący się Sephir Muniek okazał się nazbyt nerwowy, lecz po chwili zdawał się ulec wzrokowi czarodzieja. Czyżby ów skryba posiadał wrodzone zdolności podporządkowania sobie zwierząt? Puki nie okazywał agresji nie przeszkadzało to zbytnio druidowi, choć w duchu śmiał się z niedźwiedzia i jego strachu przed wątłym człowiekiem.

Gabriel, jak sam siebie określił "dyplomata" podsumował skład ich drużyny. Przy okazji skrytykował, ubierając w delikatne słowa, skrytość i brak szczerości czarnego ludu. Zapewnił tym sobie lekką nić poparcia ze strony druida który okazał to skinieniem głowy i odwzajemnienie spojrzenia człowiekowi z cieniem. Choć życie z naturą nakazywało mu szanować każde istnienie, nie lubił elfów. Uważał je za zbyt mało wytrwałe i delikatne. I choć często zamieszkiwały lasy, dbając o ich ekosystemy, za co je podziwiał, to jednak nie wyobrażał sobie elfiego towarzysza podczas wędrówki po graniach i szczytach. Zupełnie inaczej wyglądał pogląd na drowy.
Graffen uśmiechnął się, a zaplecione wąsy uniosły się do góry. Uśmiech ten mógł oznaczać “Spróbuj tylko narazić nas na niebezpieczeństwo, a inaczej pogadamy”. Mógłby, ale kto wie?

Profesor na chwile oderwał się od swych notatek by swą uwagą zaszczycić zgromadzonych tu poszukiwaczy przygód. Poinformował ich bez zbędnych emocji o zapewne kiepskim stanie zdrowotnym ich przywódcy i organizatora wyprawy, po czym znów wrócił do lektury.

Drowy za to nie przychylnie przyjęły uwagi człowieka. Widać było, że nie akceptują zwierzchności nikogo kto nie posiadał długich uszu i mizernej budowy ciała. I choć nie okazywały żadnych agresywnych postaw, nigdy nie należy im ufać. Ba! jeden z nich, kobieta, postawiła nawet w wątpliwym świetle bezpieczeństwo ekipy w obecności niedźwiedzia. Nie spodobało się to Graffenowi.

Krasnolud westchnął głęboko, acz nie teatralnie. Wiedział, że drow w pobliżu do znaczne kłopoty. Czy to w postaci bełtów szybujących w jego stronę, czy kul ognistych czy marudzenia kobiety. W sumie to wolałby już te pierwsze, gdyż wiedział by jak sobie z nimi poradzić. Co do kobiet... ech.
- Słucho sroczko. Tu nikt ce ni prosi bys ty z nomi współistniała. Albo ostajesz z wataho - nie wiedział czemu akurat to słowo przyszło mu na myśl, ale czuł, że ma to większe znaczenie niż na pozór by się zdało - i postępujo zgodnie z prawami stada. Albo i ni. A wtedy i tys masz dwie opcje. Wracasz samiuteńka przez las. Albo ostajesz i jesteś przeszkodą dla watahy. I wtedy tys sa dwie opcje. Przeszkode se omija. Lub niszczy. Wybór nalezy do ciebie, jeno pamietaj: w stadzie ni mo miejsca dla jo. Jest tylko my. Jeśli wszyscy deklarujo se do jakich robót se nadajo, to po to by podczas niebezpieczenstwa ni pytać łaskawie czy jest se wstanie rzucić czyr czy też może kto najlepio rozdupcy tamten kamycek. Gabriel jok norozie dobze gado wiec czemu by go ni słuchoć? - przerwał swe słowa, po czym poklepał miśka po karku. Wyżej nie dosięgał - A co do Muńka... ni drażniony, ni odgryzie ci dzióbka. Drażniony... wtedy nawet jo ci ni pomoge, nawet jakbym chcioł.
Profesor starał się uspokoić dwarfa, choć nie było to potrzebne. Mimo, że słowa mogły ranić dumę, były to jednak tylko słowa. Khazad nie zamierzał wykonywać żadnych agresywnych ruchów jako pierwszy.
Za drowka chyba już tak. Wyzwała go na pojedynek siłowy, porównując ich do dzikich stworzeń. Taka istota nigdy nie zrozumie, że zwierzęta mają więcej honory niż ludzie i drowy razem wzięte. Zwłaszcza te ostatnie stworzyły swa cywilizację na sieci intryg, kłamstw i zabójstw. Wielka cywilizacja...

Krasnolud patrząc się na drowkę, uśmiechnął się pod nosem. Kurdupel miał całkiem dobry wzrok i tylko potwierdził swoje wcześniejsze spostrzeżenia. Tylko czemu ta czarna elfka wciąż starała się ukryć swą jawną tożsamość? Odwrócił się w stronę maga i rzekł.
- Jo jest spokojny kumotrze. Ni widać? - rzekł flegmatycznym głosem. - Czy to je oficjalne wyzwanie? - krew przodków walczyła ze zdrowym rozsądkiem i wpajanymi naukami. Gabriel miał racje - każdy członek ekspedycji był im na wagę złota. Jednak nawet on, który dawno porzucił tradycyjną ścieżkę Khazalid, nie mógł ignorować swej dumy i honoru. Zwłaszcza jeśli to elf na niego nastawał.

Co zaskoczyło krasnoluda było wytykanie mu własnych błędów. Drzazgę w oku bliźniego widzicie, a belki we własnym nie...

- Widzisz sroczko, wybuchowość jakoś tak zawsze trzymało se w moim rodzie. Jednak jeśli nie wzywasz mnie w szranki to ni rzucoj słów na wiatr. - rzekł krasnolud przeczesujac swoją brodę. - nazywasz mnie głupcem... głupoto było by wmawio innym że jest se mędrcem. Ale niech Ci będize. W oczach two spokojnej natury, mo wybuchowość jest głupoto. Wybacz zatem mo “gorąco krew”.

I mimo prostych aluzji nadal nie dostrzegła braku logicznego rozumowania w jej argumentach. Nie pozostało mu nic innego jak westchnąć głośno i zamilknąć. Głupcowi swych racji się nie udowodni, a tylko głupiec kłóci się z głupcem...

Gabriel postanowił zażegnać spór i przejąć inicjatywę. Zarządził wymarsz i popchnął bramy cmentarza.

Oczekując powitania przez klekoczących chudzielców lub chociaż znajomej melodii skrzypek, dwarf spiął się w sobie, a dłoń położył na wiszącej u szyi butelce. Niegdyś owo naczynie owiane lekką mgłą, lub nawet dymem, teraz wydawało się być pustą fiolką. Zapewne tłumiona jest tu magia, może zaraz zacznie działać - powtarzał sobie w myślach. Gdy zrobił sobie mały szkic ich drużyny, to jedynie centaur Cexeriel i drow wołający na siebie Xun - tak, drowom nigdy nie należy ufać i zapewne nie podał swego prawdziwego imienia - zdawali się móc coś zdziałać bez użycia magii. Zarówno Profesor jak i Sephir bez czarów byli bezbronni jak niewinne dzieciątka, Gabriel też na żołnierza nie wyglądał, a drowka... może i w gębie mocna, może i skradać się potrafi czy jakie zamki rozbroić, ale na umrzyka nie zaradzi. Zaś sam Graffen... a cuż stary druid bez swych sztuk objawień zdziała, gdy ino samą drewnianą maczugą przyjdzie mu zombiaki odganiać? Oj żeby tylko żaden grobczyk nie obraził się za to wtargniecie. Albo co by chociaż magia im wróciła.
Krasnal poklepał Muńka po plecach i ruszył za resztą.
- Dupsko bedo strzegł - rzucił do przodującego dyplomaty i czarnoskórego elfa - jeśli, rzecz jasno mo ufacie - dodał z lekką ironią, jednak nie patrzył w stronę Lairiel.

Nikt nie zgłosił sprzeciwu, choć elfka sprechała coś po swojemu to jednak nic nie uczyniła w kierunku zajęcia jego miejsca. Ruszyli.

- Nun, lassen Sie's verschieben - rzekł krasnolud po czym ruszył na końcu - Panowie - zwrócił się do magów z tyłu - wsiadajto na Muńka, szybciej bycie, jak i mniej se zmyczycie.

Sephir zrezygnował z propozycji druida, to jednak profesor się skusił.
We dwóch spoglądali z wysokości na resztę ekipy i cmentarz przed nimi.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 04-11-2010, 17:15   #18
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Profesor krocząc w ślad za Gabrielem coraz bardziej zbliżał się do świetlistej kuli. I choć narastało w nim zadowolenie, związane ze zbliżaniem się do rozwiązania jej zagadki, to jednak wyraźnie odczuwał pewną dozę niepokoju. Być może i był pochłonięty swoimi badaniami, jednak nie do tego stopnia by zignorować zagrożenie. Z pozoru nie przejął się tajemniczym zjawiskiem podobnym do nałożenia na siebie dwóch planów, jednak tak naprawdę był nim zaniepokojony, a na dodatek miał pełną świadomość że w wypadku walki marne by mieli z Gabrielem szanse. Dodatkowo w pewnym momencie kontakt telepatyczny z krasnoludem urwał się, co równie dobrze mogło zwiastować że dostał się pod wpływ antymagii lub że zginął. Opcję drugą Profesor brał jako mniej prawdopodobną, gdyż śmierć musiałaby nastąpić natychmiastowo, w przeciwnym wypadku prawdopodobnie druid zaalarmowałby go jednak brak pewności irytował naukowca. Śmierć Graffena byłaby w tym momencie... niewskazana, na dodatek przywykł do towarzystwa krasnoluda i wielokrotnie korzystał w jego ponadprzeciętnych zdolności.

Na całe szczęście, gdy w chwilę później dotarli do placu przed cmentarzem Profesor zauważył całego i zdrowego krasnoluda. Gdy jednak postawił pierwszy krok na placu i został otoczony przez emitujące się z kuli światło poczuł jak jego magia zostaje zniwelowana, a przedmioty magiczne które cały czas oddziaływały na jego ciało tracą swój efekt. Bez dobroczynnego wpływu zaklęć ochronnych których zwykle miał na sobie co najmniej kilka poczuł się wręcz nagi, ale na szczęście nie był tu sam i w razie zagrożenia miał nadzieję, że będzie mógł liczyć na pomoc innych. Było dokładnie tak jak z Gabrielem przewidywali – kula była na tyle charakterystycznym punktem że wiele osób postanowiło się udać w jej kierunku. Zaraz też wywiązała się pomiędzy nimi rozmowa, w której początkowo Profesor nie uczestniczył, za ważniejsze uznając zrobienie notatek

,, Kula znajduje się nie nad centralnym placem, jak początkowo zakładałem ale nad cmentarzem. Zmienia to nieco sposób w jaki należy analizować jej przeznaczenie. Pierwszym założeniem było że magia ta wykorzystana została do oświetlenia miasta, lub do przyspieszania wzrostu okolicznych roślin. Natomiast w związku z nowymi informacjami (antymagiczne działanie kuli oraz jej lokalizacja) nasuwa się inne, dość oczywiste wykorzystanie – jako ochrona przed nekromancją. Światło tej kuli, skoro potrafi umożliwić roślinom wzrost to prawdopodobnie zawiera ten sam czynnik co światło słoneczne, tak szkodliwe dla nieumarłych, zwłaszcza wampirów. Potwierdzałoby to moją tezę o różnicy pomiędzy światłem słońca a sztucznymi źródłami oświetlenia takimi jak magia lub ogień. Dodatkowo rozpraszanie magii pozwoliłoby przełamać zaklęcie rzucone na ciała w celu ich ożywienia i uniemożliwiłoby stworzenie tutaj nieumartego. Pytanie tylko w jakim celu poczyniono te wszystkie zabiegi? Czyżby miasto miało problemy z nieumartymi czy po prostu mieszkańcy woleli zapewnić sobie godziwy odpoczynek po śmierci? Odpowiedź na to pytanie zapewne uda się odnaleźć po dokładniejszym zbadaniu cmentarza i samej kuli”

Gdy skończył pisać rozejrzał się jeszcze po pozostałych osobach znajdujących się na placu i również na temat każdej z nich napisał wszystko co wiedział. W końcu kto wie jakie sekrety mogą w sobie skrywać… a jak wiadomo jego obowiązkiem jako naukowca było zgłębić wszystkie te tajemnice na pożytek wszystkich tych, którzy będą chcieli uznać go za naukowego geniusza. Kto wie jakie informacje okażą się w przyszłości przydatne?

Gdy skończył notować odłożył swoją księgę i przedstawił się pozostałym. Jego słowa o smutnym losie jaki prawdopodobnie spotkał przywódcę drużyny nie spotkał się z większym zainteresowaniem. Dziwne, bo przywykł że większość istot żywych przykłada nieco większą uwagę do życia niż on sam, ale może to i lepiej – nikt nie wypytywał skąd ma te informacje więc nikomu nie musiał się z niczego tłumaczyć. Małe spięcie pt. ,,Graffen i drowy” na szczęście obyło się bez rozlewu krwi na co Profesor odetchnął z ulgą. Nie przepadał za bezsensownym rozlewem krwi a po tym jak druidowi puściłyby nerwy nawet ciała jego przeciwników nie nadawały się do niczego. Było to marnotrawstwo na które Profesor nie mógłby pozwolić, jednak na całe szczęście sprawa zakończyła się w miarę spokojnie. Przynajmniej na razie…

W dalszą rozmowę nie musiał się wtrącać, gdyż wszystko poszło zgonie z planem. Nie musiał nawet w żaden sposób interweniować by pozostali podjęli decyzję o udaniu się na cmentarz. Co prawda nie miał pojęcia co oni zamierzają tam znaleźć, ale przynajmniej miał w ten sposób zapewnioną zbrojną ochronę. Skorzystał również z propozycji Graffena i wsiadł na grzbiet Muńka wiedząc, że to nie tylko wygodny sposób transportu ale jednocześnie prawdziwa maszyna do zabijania która w razie zagrożenia powinna skutecznie uniemożliwić jakimkolwiek przeciwnikom zaatakowanie Profesora
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 06-11-2010, 18:01   #19
 
Olian's Avatar
 
Reputacja: 1 Olian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skał
Widząc pomału wyrastający plac przed oczyma Cexeriela, centaur przeszedł do galopu, zostawiając w tyle maga i swego zwierzęcego towarzysza, który po chwili również w biegu wleciał na placyk.

Na placu tym nie była nikogo – Es va quedar sol al desert? (Czyżby zostaliśmy sami na tym pustkowiu?) – odrzekł do swego wilka. Kochał język leśnych istot, on sam był jedna z nich, jego jedynym domem był las a przyjaciółmi jego mieszkańcy. Nie potrafił wyobrazić sobie, siebie przechadzającego się wśród zabudowań. Ale jednak miasto ciekawiło centaur jak nic innego, pragnął w końcu zobaczyć je w całej swej okazałości. Za młodu zakaz widywania ludzi, nadany przez przywódce plemienia, nie dał mu takowej szansy. Ale jak wyglądają ludzkie miejscowości, znał z opowieści swego przyjaciela... człowieka, który nijak pasował do opowiadań ojca Cexeriela. Pamiętał, że jego “tatko” –bo tak go nazywał za młodu; starał się wbić do młodego umysłu centaura, że ludzie to krwiożercze bestie szukające tylko sposobu na wzbogacenie się i poszerzenie swojego terytorium. Ale Cexeriel w tajemnicy przed “tatkiem”, poznał jedną z tych krwiożerczych bestii, które okazały się nie być krwiożercze, ale... ludzkie.

Nagle z każdej strony “miasta”, zaczęły nadchodzić kolejni towarzysze wyprawy. Pierwszy, którego zobaczył był drow, który później przedstawił sie jako Xun. “Dziwne miano” – odrzekł centaur w swej ludzkiej głowie. Ale nie zamierzał go oceniać na podstawie imienia, nie znał go przecież zresztą jak reszty, która po chwili wypełniła plac przed cmentarzem...

...Właśnie, cmentarz. To w niego zapatrzył się centaur, teraz to on (a nie jak było przedtem - kula światła) zahipnotyzował centaura swym “urokiem”. Groza wisiała w powietrzu niczym rozpylona przez światło. Nawet wilk patrząc w stronę cmentarzyska, nie czuł sie swobodnie – bo kto by się czuł... w takim miejscu.

Centaur przedstawił się tylko i znowuż zapatrzał się na cmentarz. Nie miał ochoty na rozmowę, ale starał się wychwycić wszytskie z wypowiedzianych słów. Zaskoczeniem było, że jeden z jego nowych towarzyszy znał także mowę lasu. To wyrwało koniowatego z transu. Postanowił przyjżeć się mu bliżej... krasnolud, tak wiele o nich słyszał ale nigdy nie widział, sądził, że są ciut wyżsi. Centaur zafascynował się też niedźwiedziem, który swymi rozmiarami przwyższał jego wilka o... dużo, a nawet więcej.

- En algun lloc es va trobar amb el monstre? (Gdzieś znalazł tego potwora?) – zaśmiał się lekko centaur. Po czym nachylił się do swego wilka i pogłaskał go po grzbiecie – Nie bój się, to tylko niedźwiedź – i poraz kolejny drobny uśmiech zagośicił na twarzy centaura. Podniósł się jednak wartko i zerknął na przemawiającego, przedstawiającego sie jako Gabriel. Coś się w nim nie podobało Cexerielowi, nie wiedział jeszcze co, ale postanowił to odkryć. Następnie swój wzrok przeniósł na kolejną z postaci, ale nie zatrzymał sie na długu, gdyż z nikąd pojawiła się, kolejna. Tym razem kobieta, i w sumie tyle można było się o niej dowiedzieć, oprócz imienia... elfiego imienia.

Dawno temu wypowiadał się w tym szlachetnym języku i nie jest do końca pewny czy jeszcze pamięta te mowę. Podczas gdy rozmowa przemieniała sie raz za razem w kłótnie, on przypatrywał się nowo poznanej towarzyszce.

Ale coś dziwnego działo sie z jego wilkiem, i centaur to zauważył. Nie wiedział czemu, ale wilk albo chciał zagryźć młodego skrybę albo obawiał się go tak bardzo, że lęk przerodził się w gniew. Postanowił przyjrzeć sie bliżej magowi, ale nie miał zamiaru o nic pytać, jeszcze nie teraz. Tymczasem interesowało go cmentarzysko, które przerażało go bardziej niżeli jakikolwiek stwór czy bestia z piekielnej otchłani. Co może się kryć w tej otoczonej tajemnicą czeluści... umarlaki? demony? ludzie?... wiele pytań buzowało w głowie centaura, ale nie mógł na nie odpowiedzieć.

Na pomysł Gabriela, kiwnął lekko głową i jeszcze raz, ten ostatni (tak przynajmniej postanowił) spojrzał na kulę światła. Nie wiedział czemu, ale nie mógł oderwać od niej wzroku. I znowu popadł w trans. Wtedy to wszystko co zostało wypowiedziane, przelatywało obok jego osoby i roznosiło się dalej, wśród grobów. Trans ten trwał jednak chwile, gdyż „drużyna” zaczęła się poruszać. Centaur szedł przodem… obawiał się tego co może spotkać w ogrodzie śmierci.
 
Olian jest offline  
Stary 06-11-2010, 19:23   #20
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rkwhOX0MbbU[/MEDIA]

W końcu wszyscy przeszliście przez cmentarną bramę. Za nią, to co wyglądało na zwykłe cmentarzysko, ujawniło się przed wami w zupełnie innym świetle.

Gdy tylko wkroczyliście na “świętą ziemię” cmentarz otuliła delikatna mgiełka, w żaden sposób nieograniczająca widoczności, a jednak wzbudzająca niepokój. Z miękkiej, nieznacznie porośniętej trawą ziemi wyrastały płaskie nagrobki, niektóre były proste, jakby stworzone dla zwykłych chłopów, a inne bardziej ozdobne. Mimo tego, łączyło je jedno - na żadnym z nich nie było wypisanych imion, nazwisk. Nic. Były to gładkie, zimne plyty. W oddali widać było wzniesienie, a na nim kolejny legion grobów niczyich, z pośród których wyróżniała się duża krypta, z której promieniował świetlisty słup, łączący ją z wiszącą wysoko w górze kulą.

Szliście ostrożnie i powoli w formacji zaproponowanej przez Gabriela na przeciw świetlistej kuli, której światło dalej tłumiło wszelką magię. Wasze stopy chrzęściły na drodze usypanej z drobnych kamyczków. Ci, którzy sprawdzili działanie magii, z irytacją poinformowali pozostałych o jej dalszej nieskuteczności. Mimo tego potencjalnego zagrożenia, ruszyliście drogą, która wiodła w głąb cmentarza. Mijaliście kolejne groby, i rzadko rozsiane po cmentarzu krypty. Czasami z ziemi wyrastały drzewa o bujnych, zielonych koronach. Na cmentarzu panowała błoga cisza, będąca ukojeniem dla utrapionych doczesnymi troskami umysłów. Wilgotne powietrze było nieco zimniejsze na cmentarzu, niż te poza jego granicami, a z każdym wydechem z waszych ust wydobywała się biała, półprzeźroczysta para.


Pomału, dotarliście do kamiennych schodów, łączących strome wzniesienie z niżej położoną częścią cmentarza, nie napotykając po drodze żadnych przeszkód. Gdyby nie ta niesamowita, martwa cisza nadająca temu miejscu niepokojącą atmosferę, każdy z was byłby zadowolony. W pobliżu kamiennych schodów znajdowało się kilka pomniejszych krypt i mazuleów, do których nie było wejścia, a nieopodal stało także kilka drewnianych chat, ale z żadnej ze stron nie można było się do nich przedostać.

Wspięliście się po stopniach i kolejny raz zaskoczyło was to miejsce. Ziemia na wzniesieniu upstrzona była delikatnymi, białymi kwiatkami, które rosły w bujnych kępach pomiędzy nagrobkami. Tutaj nie było już drogi, ale droga do celu podróży była już krótka. Z jeszcze większą ostrożnością manewrując pomiędzy płytami grobowymi, dotarliście do owej krypty.


Była to wspaniałe, utrzymane w dobrym stanie mauzoleum, z którego tylnej części dachu wytryskiwał snop złocistego światła, dochodzącego aż do wielkiej kuli unoszącej się swobodnie wysoko w górze. Początkowo wejście do wnętrza zapieczętowane było przez stalowe kraty, które rozpłynęły się we mgle, gdy się zbliżyliście. Przy tym też wejściu umieszczona była niewielka tabliczka, która nie była jednak czytelna z powodu pokrywającej ją rdzy. Nie było innego wyjścia, jak tylko wejść do środka...

Wkroczyliście do krypty. Wnętrze było równie wspaniałe, ale i skromne. Mimo splendoru tego miejsca, kurz był wszechobecny. Po dwumetrowym odcinku marmurowej posadzki napotkaliście kilka stopni w dół, stanowiące wejście do dużego, okrągłego pomieszczenia, na którym stał marmurowy sarkofag, będący źródłem dla wydobywającego się z niego słupa światła. Jeżeli wcześciej ktoś skupił uwagę na budowli krypty, to mógł być niemało zaskoczony, bowiem jej wnętrze w jakiś dziwny sposób wyglądało na większe, niż mogłyby na to wskazywać rozmiary na zewnątrz. Wszyscy, bez wyjątku, podeszliście do promieniującego łagodnym światłem sarkofagu, jakby uwiedzeni przez czyjąś nieodczuwalną obecność. Przy dolnej krawędzi płyty sarkofagu umieszczono złotą tabliczkę, której nie sposób było odczytać, gdyż pokrywała ją gruba warstwa kurzu. Sephir, który podczas drogi do krypty wyglądał na nieobecnego, przejechał dłonią po kawałku metalu, zgarniając z niej kurz. Wtedy to światło nagle przybrało na intensywności. Ci, których raził ten widmowy błysk, musieli osłonić swoje oczy, aby wkrótce, po uspokojeniu się światła powrócić do zwyczajnej postawy i wzmożonej ostrożności. Sephir cofnął się o krok od sarkofagu. W pomieszczeniu rozbrzmiał niski, męski głos i ze smutkiem wypowiedział tajemnicze słowa, które po wypowiedzeniu formowały się w świetlisty tekst:




Rozdział 1: Przyjaciel

Gdy tylko tajemniczy głos wypowiedział ostatnie słowa wiersza, błyszczący napis szybko zawirował w powietrzu, kłębiąc się i tworząc lewitującą, średniej wielkości kulę światła. Była ona bliźniaczo podobna do obiektu, który oświetlał całe miasto i unosił się nad ta kryptą. Obiekt zamigotał kilkukrotnie po czym rozszczepił się na dziesięć mniejszych, jaśniejących kul. Lewitujące światła zaczęły kręcić się dookoła was, pulsując światłem coraz mocniej i mocniej...
Obiekty pulsowały tak mocno, że wydawać by się mogło, iż blask zaraz rozsadzi je od środka. Jasne, niczym malutkie słońca, kule coraz szybciej krążyły dookoła was. Było w nich coś złowieszczego ale zarówno pociągającego...


Nagle zaczęło się coś dziać... Ściany krypty zafalowały, kolory zaczęły wylewać się z sufitu, a bariera stworzona jak gdyby z kolorowego szkła odcięła was od wyjścia. Pierwszy zareagował Profesor, jednak gdy tylko się poruszył, z kuli najbliżej niego wystrzeliły świetliste liny. Oplotły ciało naukowca i z niezwykłą siłą pociągnęły go w stronę kuli. Stopy maga oderwały się od ziemi, a w tym momencie inne kule wystrzeliły pnącza w stronę pozostałych osób i stworzeń przebywających w krypcie. Każda kula chwyciła jedną osobę, nawet Muniek i cienisty towarzysz Gabriela zostali przez nie pochwyceni. Nie pomagało szarpanie, czy wierzganie, nawet potężna siła niedźwiedzia nie sprostała świetlistym sznurom.
Wasze ciała dotknęły świetlistych kul, które poczęły was pochłaniać niczym magiczne portale. Po kolei znikaliście wewnątrz małych, latających obiektów, nie mając pojęcia co się dzieje i co was czeka po drugiej stronie.

Każdego z was otoczył wir kolorów, a barwy kręciły się dookoła, tworząc tęczowy tunel, który zdawał się nie mieć końca. Zawieszeni w powietrzu wisieliście nie wiadomo jak długo, mogliście jedynie obserwować te niezwykłe barwy, od których bolała głowa.


Jednak wir stopniowo zwalniał obroty, aż w końcu całkowicie się zatrzymał, a wy opadliście w dół by uderzyć w kolorową ścianę, która chlupnęła niczym woda i pochłonęła wasze ciała w swych objęciach. Wciąż spadaliście...

Profesor gruchnął tyłkiem o kamienny bruk. Naukowiec szybko się rozejrzał - nie znajdował się już w kolorowym wirze. Spadł na jakiś wybrukowany plac, identyczny do tego, który znajdował się przed cmentarzem. Jednak żadnego cmentarza tu nie było, plac otoczony był drewnianymi domostwami. Budynki wyglądały jak te, które widział w martwym mieście, jednak były nowe i nie porośnięte żadnymi roślinami, ponadto z niektórych okien wystawały głowy osób, które patrzyły się na niego. Profesor spojrzał w górę, ale nie zobaczył kopuły z liści i mgły. Niebo było bezchmurne, a słońce dopiero zaczynało swoją wędrówkę po nieboskłonie. Poza nim, na placu znajdował się grubszy mężczyzna, który wykładał jakieś owoce na blat swego straganu. Teraz jednak, człowiek ciekawie spoglądał na naukowca, który ni stąd ni zowąd pojawił się w pobliżu jego straganu.
Coś pyknęło cicho i na głowę maga opadła zgrabna pupa akrobatki, jak i pozostała część ciała drowki. Podobny dźwięk zwiastował pojawienie się pozostałych członków grupy. Po chwili na placu leżeli wszyscy, którzy tak niedawno weszli do krypty, a na samym szczycie tego stosu ciał siedział uśmiechnięty Sephir, zgrabnie opierając nogę, na nodze, mogąc swoją zgrabnością zawstydzić niejedną damę.

Na widok wielkiego niedźwiedzia, gruby mężczyzna który dotąd ciekawsko przyglądał się przybywającym znikąd osobom, uciekł z krzykiem, a kilka kobiet zatrzasnęło okiennice.
Niewiedzieliście co się stało i jak tu przybyliście, a to iż domy były bliźniaczo podobne do tych które widzieliście w martwym mieście, napawało was jeszcze większym strachem i niepokojem. Jednak była tez i dobra nowina, magia ponownie działała, a moc waszych przedmiotów wróciła w momencie gdy się tu pojawiliście.

Piramidka ciał zatrząsnęła Sephirem, co zwiastowało jej rychłe zawalenie się, i młody skryba zgrabnie zeskoczył na nogi.
- Cóż za odmiana. Muszę przyznać, że to miejsce jest całkiem urocze. - zabrzmiał jego chłopięcy, radosny głosik.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 06-11-2010 o 22:01.
Endless jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172