Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2010, 13:17   #13
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Sorg odetchnęła pełną piersią widząc że Tua podjęła walkę ze stworami. Sięgnęła do plecaka i wyciągnęła z niego wieczną pochodnię. Pamiętając jak zareagował na ogień potwór postanowiła użyć jej jako broni. Zapaliła ją i zaczęła powoli skradać się ku polanie obserwując czy gdzieś nie pojawi się kolejny. Ruszyła w stronę klatki z pseudosmokami czując za plecami obecność czarodziejki. Przez chwilę czuła dziwne łaskotanie gdzieś na obrzeżach umysłu, po chwili jednak minęło. Za klatką czaił się ostatni z potworów, który na widok zbliżającej się bardki uniósł się w powietrze i zaczął szybko uciekać.
Tua zignorowała uciekającego stwora i podbiegła do klatki. W pierwszej chwili Sorg zerwała się do biegu za uciekającym potworem, ale zatrzymała ją myśl "I co mu zrobisz? I czym? Poza tym nie dogonię go". Podeszła do Tui i razem zabrały się za oglądanie klatki aby uwolnić pseudosmoki. Raz po raz unosiła głowę i rozglądała się z uwagą dookoła.
- Zaraz cię uwolnimy. Trzymaj się - powiedziała czarodziejka do smoka. Miała nadzieję, że nie mija się za bardzo z prawdą. Stworzenie nie zareagowało, a dziewczynie zrobiło się ciężko na sercu. Zamrugała szybko powiekami nie chcąc pozwolić łzom na ucieczkę.
- Tua potrzymaj tą pochodnię - powiedziała Sorg do czarodziejki wciskając ją w jej dłonie. Po czym ujęła swój miecz i spróbowała nim wyłamać zamek. Jednak szło jej opornie i choć coś drgnęło nie dawało nadziei na szybkie otworzenie.
- W ten sposób nic nie zdziałamy. Masz jakiś pomysł jak ją otworzyć? - spytała zwracając się do klęczącej koło niej dziewczyny.

Czarodziejka wpatrzyła się w stworzenia w klatce szukając w nich jakichś oznak życia. Jeden zdawał się martwy, ale drugi... Lekkie drgania jego poranionego ciałka dawały nadzieję, że może jeszcze żyje.
- Masz - Tua podała bardce pochodnię drżącą ręką - poszukaj klucza, a ja spróbuje choć trochę mu pomóc.
Dziewczyna zaczęła szperać w swoich rzeczach w poszukiwaniu różdżki. "Proszę, proszę, proszę" myślała wskazując różdżką na jeszcze żywego pseudosmoka. Różdżka zalśniła lekko - znaczy: zadziałała - jednak stan pseudosmoka nie zmienił się widocznie.
Bardka zaś wetknęła końcówkę pochodni w ziemię koło klatki i sama zaczęła grzebać w rozrzuconych rzeczach wokół klatki w nadziei, że uda jej się coś znaleźć co pomoże im na jej otwarcie.
- Znalazłaś coś? - zawołała Tua do Sorg.
- Szuuuuukam... - sarknęła pod nosem bardka zła na siebie, że tyle czasu zajmuje jej przeszukiwanie rozrzuconych rzeczy. Jednak obawa, że może coś przeoczyć sprawiała, iż metodycznie przeszukiwała wszystko dokładnie tracąc przez to dużo czasu. Tua w tym czasie podeszła do porozrzucanych bagaży i wymamrotała słowa zaklęcia poszukując w bagażach magicznych przedmiotów. Czar zadziałał i z kilku miejsc zaczęła dochodzić słabe, niebieskawe światło. Dziewczyna odnalazła świecące przedmioty: dość duży, na pierwszy rzut oka spory kamień, wisior w kształcie pióra, kołczan na strzały i tubę. Wszystkie przedmioty wrzuciła do magicznego plecaka Kalela pozostawiając przyglądanie się im na później. Potem dołączyła do bardki. Poszukiwania choć długie okazały się owocne - nie dość, że Sorg znalazła jakiś mały klucz (miała nadzieję, że to klucz do klatki, z pseudosmokami) to jeszcze znalazło się i trochę pieniędzy, wódka, jakieś drobiazgi i ubrania. Schowała pieniądze, ujęła klucz w dłonie i podbiegła do klatki, po czym drżącą ręką wsadziła klucz do dziurki. Ucieszyła się gdy okazało się że pasuje, a jeszcze bardziej, gdy udało się go przekręcić otwierając zamek. Z jej ust wydobył się okrzyk radości - Udało się! - i uśmiechnęła się promiennie do czarodziejki.
Tua oderwała się od przeszukiwania bagaży i z uśmiechem odpowiedziała bardce:
- No to otwieramy! - i razem podbiegły do klatki.

Powoli otworzyła drzwiczki klatki, z niepokojem zerkając na znajdujące się w środku pseudosmoki. Czarodziejka delikatnie uchwyciła pierwszego pseudosmoka, starając się nie dotykać jego ran. Wyjęła go z klatki i położyła na trawie przed nią. Poranione stworzenie nie dawało już jednak oznak życia; najwyraźniej rany zadane przez dziewczęta - mimo że drobne - były ponad siły zwierzątka. Bardka wyjęła ciało drugiego pseudosmoka i dopiero wtedy obie zobaczyły czego tak zaciekle broniły oba smoki - na dnie klatki, zwinięty w kłębek, leżał maciupci pseudosmok, nie większy od dekadniowego kocięcia. Drżał cały, wbijając zamglone, pełne przerażenie spojrzenie w dziewczęta.

W tej samej chwili Tua poczuła potężne uderzenie w plecy, które rzuciło ją na bardkę. Po całym jej ciele rozlał się palący ból, po kręgosłupie ciekło jej coś ciepłego i mokrego... Sorg odwróciła głowę tylko po to żeby zobaczyć fioletowego potwora szykującego się do następnego ataku i nadlatujące dwa pozostałe, które ciskały lodowymi strzałami - na szczęście niecelnie. Najwyraźniej wróciły zwabione echem kamienia grzmotu, który słyszało przecież pół lasu. Stwór, któremu Sorg pozwoliła uciec, siedział na pobliskim drzewie i z nienawiścią wpatrywał się w swoich wrogów. Bardka chwyciła pospiesznie maleństwo i wsunęła je za koszulę. Podtrzymała Tuę i zaczęła ją kierować się w stronę drzew.
- Tua musimy się schować za te drzewa! Tu jesteśmy niczym na patelni, do odstrzału - wystękała podpierając młodą czarodziejkę jedną ręką a w drugiej trzymała płonącą pochodnię. Czarodziejka bez oporu dała się prowadzić Sorg. Nigdy nie czuła tak silnego bólu jak teraz. Ogarniał całe jej ciało, nie pozwalał skupić się na obecnej sytuacji. Biegła niepewnie, trochę sztywno przez bolące plecy. Dotoczyły się za drzewa - co z tego jednak, skoro poczwary leciały za nimi... i najwyraźniej zaczęły je także okrążać!

Sorg pochyliła się nad bagażem i jej dłoń natrafiła na butelkę z wódką, którą znalazła wśród rozrzuconych rzeczy. "Może się uda..."pomyślała. Wyjęła butelkę, oderwała kawałek materiału i wepchnęła do jej środka zostawiając na wierzchu jego końcówkę. Podpaliła wzięła zamach i celując z uwagą cisnęła płonącą butelkę w największego stwora. - Bogini błagam... pomóż nam... Niech go dosięgnie.. niech go dosięgnie - szeptała modlitwę patrząc jak płonąca butelka leci w stronę stwora i przyciskając dłoń do małego stworka pod jej koszulą. Tak jakby w nim szukała pocieszenia i nadziei. Czarodziejka zmrużyła oczy i zmarszczyła czoło próbując maksymalnie się skoncentrować, mimo pulsującego wciąż w plecach bólu. Widząc, że bardka atakuje największego z potworów obrała za swój cel jednego z mniejszych. Dotknęła zawieszonej na szyi perły i rzuciła zaklęcie. Pocisk trafił w stworzenie. Raniony potwór odleciał w tył, uderzył o ziemię i już się nie poruszył.
Z ust Sorg wydobyło się westchnienie ulgi, dłoń przytuliła stworzonko mocniej do bijącego niespokojnie serca, kiedy ujrzała jak jej płonąca butelka trafia w największego potwora i ten pada na ziemię. Radość jej nie trwała długo, jej ciało przeszyła kolejna fala bólu kiedy trafiły ją kolejne ukąszenia lodu. Czuła się coraz słabsza, coraz bardziej obolała, choć jeszcze tliła w niej nadzieja, ze mimo wszystko im się uda. Zostały już tylko dwa... dwa potwory chowające się gdzieś w konarach drzew...

Jej przyjaciółka też została zaatakowana. Czuła, po raz kolejny tego wieczoru, osobliwe mrowienie na obrzeżach umysłu. Stwory pomknęły między gałęzie drzew, a ona nie jest w stanie już ich bezpośrednio zaatakować zaklęciami. Zdesperowana postanowiła spróbować je zahipnotyzować. Wątpiła czy będzie w stanie zaczarować w ten sposób te stworzenia, ale w tej chwili wydało jej się to jedynym rozsądnym pomysłem. Zaczęła wykonywać wyuczone gesty i monotonnym głosem wymówiła słowa zaklęcia, ale nie przyniosło to żadnych efektów. Wycofała się za drzewo.
Bardka widziała jak ruszają się gałęzie drzew. "Tam musisz być poczwarko jedna", pomyślała wściekła. Chwyciła łuk w dłonie i celując pomiędzy ruszające się gałęzie wypuściła w tamtym kierunku strzałę. "Może bogowie i tym razem będą dla nas łaskawi i chociaż go draśnie. "Może wreszcie stąd się wyniosą", przeleciało jej przez głowę. Niestety żaden z potworów nie był łaskaw spaść na ziemię jak dojrzała śliwka - ani po tym strzale, ani po kolejnych. Sytuacja zdawała się patowa - obie strony ukryte między gałęziami, obie ranne i czyhające na pomyłkę drugiej strony. Walka zdawała ciągnąć się w nieskończoność, dziewczęta wiedziały jednak, że nie minęło wiele czasu i nie ma co liczyć na samoistne zakończenie "próby".

Podczas czekania na reakcje potworów Tua wyciągnęła różdżkę.
- Pilnuj ich - mruknęła do bardki i wskazała na nią drewnianym, niepozornym kijkiem. Większość ran Sorg zabliźniła się. Czarodziejka jeszcze raz użyła różdżki, tym razem wskazując na samą siebie. Nic się nie stało, spróbowała ponownie. Tym razem patyk rozświetlił się, a Tua z przyjemnością odczuła jak niewielka część bólu ustępuje.

Odwróciła się w stronę, gdzie jak sądziła czaiły się potwory i szepnęła do Sorg:
- To będzie ostatnia próba. Postaram się je wypłoszyć. Przygotuj łuk.
Skoncentrowała się na efekcie jaki chce osiągnąć, wypowiedziała cicho zaklęcie, wykonała odpowiednie gesty. Bardka przygotowała łuk i czekała w napięci obserwując drzewa.
Na początku nie dało się zauważyć efektów zaklęcia. Dopiero po krótkiej chwili zaczęło się coś dziać. W gałęziach nieco oddalonych od kryjówki potworów dało się słyszeć krótki szmer poruszanego listowia, choć nie widać było ich ruchu. Zaraz potem znowu dźwięk się ponowił, ale jakby z innego miejsca, i znowu! Tua chwyciła pochodnię i położyła rękę na swoim sztylecie. "Zaraz się zacznie, niech się uda, proszę!" przemknęło jej jeszcze przez myśl nim nagle, bez żadnego ostrzeżenia dał się słyszeć dziwny, dobiegający z góry, znad potworów dźwięk. Przypominał gwizd, albo świst jak po nieudanym eksperymencie w alchemicznym. Nie był on zbyt straszny, jednak wystarczająco sugestywny by przekonać potwory, że oto leci w ich stronę kolejny płonący pocisk autorstwa Sorg. Obydwa koszmarki wyleciały spomiędzy gałęzi w panicznej ucieczce... i jeden z nich natychmiast spadł na ziemię, na wylot przeszyty strzałą bardki, która tym razem przygotowała się na atakowanie ruchomego celu. Ostatni z potworów pomknął zakosami w las i zniknął dziewczętom z oczu. Na polanie pozostało tylko ścierwo potworów, płonące gdzieniegdzie drwa i liście, oraz ciała ludzi, muła i pseudosmoków. Oszołomiony wcześniej magią człowiek dawno już uciekł, korzystając z zamieszania.

Patrząc za odlatującym potworem bardka wydała okrzyk:
- Tuaaaaaaaaaaaaaa udało nam się! Udało! - i usiadła na ziemię opierając się o drzewo. Czarodziejka była zaskoczona i ciągle jeszcze w szoku. "Udało się... udało..." Nie dochodziło do niej, że właśnie stoczyła zwycięską walkę, że wypełniła swoją próbę i jest teraz... czarodziejką. Prawdziwą. Ruch pod koszulą Sorg i ostre pazurki wbijające się jej w skórę przypomniały, że mają jeszcze coś do zrobienia. Wsunęła dłoń za pazuchę i wyciągnęła maleństwo. Popatrzyła na niego i po chwili odwróciła się do młodej czarodziejki wsuwając jej stworka w dłonie.
- Jest twój... musimy mu znaleźć coś do jedzenia aby nam nie zmarł. Pewnie na Ciebie tu czekał - dodała z uśmiechem. - Jak myślisz co on je? Chyba jest głodny... Może poszukajmy czegoś czym by zapełnił swój mały brzuszek - dodała rozglądając się wokoło.
Gdy bardka wcisnęła jej w dłonie smoczka, nie mogła wypowiedzieć słowa. Był taki drobny, tak mały i taki piękny... I był sierotą. Oczywiście zamierzała go zabrać ze sobą z tego lasu. Nie zostawi go na pewną śmierć!



- Nie wiem, nie wiem co one jedzą - odpowiedziała nieprzytomnie bardce wciąż wpatrując się zachwycona w małe stworzonko. Sorg wyjęła nóż i zaczęła grzebać między korzeniami drzewa. Z głośnym okrzykiem - MAM! - pokazała Tui swą wijącą się miedzy palcami zdobycz i nachyliła się nad jej rękoma aby nakarmić głodomora.
- Robaki?! Sądzisz, ze one jedzą... robale?! - zawołała Tua z oburzeniem, jednak pozwalając przyjaciółce podetknąć małemu pod nos wciąż żywą glizdę, by zobaczyć jak on zareaguje.
Dziewczyny przyglądały się z uśmiechem jak mały zabrał się za pałaszowanie.

Bardka w tym czasie zwróciła się do Tui:
- Rozejrzyjmy się po pobojowisku, może coś nam się przyda, abyśmy zabrały. Wiesz... i tak sobie myślę, nie zostawiajmy tak tu tych pseudosmoków, pochowajmy je dobrze?
- Oczywiście, tylko najpierw może nakarmmy go do końca i napójmy. - zaproponowała czarodziejka wciąż jak urzeczona wpatrując się w stworzonko. Gdy dziewczęta skończyły zajmować się pseudosmokiem. Tua wstała i zawahała się trochę. Mały prawdopodobnie chciałby ostatni raz przytulic się do swoich rodziców, ale to chyba jednak nie był dobry pomysł. Ich ciała były poważnie poranione, nie wiedziała jak on może zareagować. Położyła więc go na trawie nieopodal, w widocznym miejscu, by mieć go ciągle na oku.
- Zostaniesz tu chwilę, poczekaj - powiedziała do smoczka i oddaliła się by wraz Sorg zakopać ciała. Smoczek momentalnie rozpiszczał się żałośnie, kręcąc łebkiem i trzęsąc się ze strachu... a może i z zimna. Tua od razu wróciła do maleństwa. Chwyciła go w ręce i podniosła.
- Dobrze, nie zostawię cię, nie bój się. - rozejrzała się bezradnie nie wiedząc co zrobić. Najlepsze byłoby jakieś nosidełko... Ale na szybko żadnego nie zrobi. Ostrożnie wsadziła zwierzątko za pazuchę uważając, by było mu wygodnie i sprawdzając jego reakcję. Najwyraźniej był jednak zadowolony, więc Tua poprawiła ubranie i poszła pomóc Sorg.

Zajęły się kopaniem dołów, aby pochować ofiary ataku potworów. Szło powoli, ale uparły się i minuta po minucie efekt ich wysiłku zaczynał być widoczny. Stanęły potem nad kopczykiem świeżo usypanym i zaczęły się zastanawiać co dalej.
- To spakujmy wszystkie rzeczy nim czar nas wróci do Sioła i pochowajmy jeszcze tych... - czarodziejka szukała słowa na ludzi, przez których malutki smoczek był teraz sierotą. Nie żałowała ich. - ...handlarzy zwierząt.

Bardka zgodziła się z dziewczyną i zaczęły pakować porozrzucane rzeczy martwych kupców. Zabrały jedzenie, przyprawy, koce, namiot, ładny, szylkretowy komplet z grzebieniem, szczotką i lusterkiem, kilka dzbanów wina, oliwę, latarnię, futro z wilka, jakieś wyprawione skóry, sztućce, garnki i kapciuch z tytoniem, a także kilka metrów ładnego, niebieskiego jedwabiu, który zaraz obudził w Tui wyobraźnię. Już widziała tą piękną suknię jaką można by z niego uszyć...
Zapewne właściciel zakupił jedwab i przybory toaletowe jako prezent dla żony lub córki. Dziewczyny zabrały praktycznie wszystko co mogło się przydać lub miało jakąś wartość. Zapakowały też część ubrań, które były w bardzo dobrym stanie. Co prawda kurtki i płaszcze były męskie, ale przecież mogły je na siebie przerobić. Nadchodziła zima i każda odzież się przyda, zarówno im jak i Kalelowi, a te rzeczy pozostawione tu po prostu by się zmarnowały. Załadowały to do plecaka Kalela i swoich toreb, a gdy były gotowe zabrały się do wykopywania dołu na ciała ludzi. Nawet z pomocą znalezionej łopaty, siekierki i sporego miecza praca szła opornie. Poranione ciała rwały dziewczęta jak diabli, a wszechobecne korzenie drzew utrudniały kopanie; rąbanie ich zajmowało tyle samo czasu co odrzucanie ziemi. Nieprzyzwyczajona do takiego wysiłku Sorg musiała często przerywać pracę, a rannej Tui nie szło wiele lepiej.

Wykopanie dołu wystarczającego na pomieszczenie dwóch męskich ciał i na tyle głębokiego by nie zajęły się nimi dzikie zwierzęta, zajęło im kilka godzin. Na szczęście przez ten czas nie powrócił ani ostatni z potworów wraz z posiłkami, ani zbiegły mężczyzna - z pewnością nie spodobałoby mu się szabrowanie bagaży przez dziewczęta. Gdy wreszcie skończyły pracę i usiadły na wozie by odpocząć... znalazły się spowrotem w swojej sypialni w Sielskim Siole.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline