Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2010, 16:21   #11
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Wszyscy pochłonięci byli planem urządzenia Tui przyjęcia. W trakcie podróży stała się ona już prawdziwą czarodziejką i wszyscy byli zdania, że należy to uczcić. Toteż rozeszli się po mieście, każde szukając czegoś, co nie nadwyręży nazbyt sakiewki, a pozwoli uczcić to ważne wydarzenie we właściwy sposób. Gdyby to zależało od Maeve wyprawiłaby ona huczną imprezę dla Tui, co tam, włożyłaby nawet sukienkę, żeby ładnie wyglądać. Ta mała na to zasługiwała. Tyle razem przeszli, że aż zakręciła jej się łza w oku, gdy o tym pomyślała. Gdy zaczynali wszyscy byli zagubieni i tak naprawdę to poszukiwali siebie, a nie przygód.

W trakcie tego wszystkiego chyba coś odnaleźli. Tua odnalazła się jako czarodziejka, Kalel i Sorg odnaleźli się w przyjaźni (a może już czymś więcej? Maeve nie była tego pewna), tylko ona odstawała od grupy. Niby odłożyła pewne sprawy za sobą, ale za chwilę stare rany znowu zostały otwarte, znowu zaczęły się jątrzyć. Serce ją bolało, oczywiście w sensie metaforycznym. Jej cel był tak daleko, że wydawał się nierealny, niczym marzenie. Niczym innym spotkanie Houruna nie było, jak właśnie marzeniem. Rudowłosa starała się mieć nadzieję, jednak coś w niej mówiło, że nie powinna.

Nie. Powinna się otrząsnąć. Tego dnia nie miało chodzić o nią a o Tuę. Tą młodą, nieco jeszcze naiwną dziewuszkę. Maeve zastanawiała się, czy kiedykolwiek była taka jak ona, ale nie potrafiła sobie przypomnieć. Zupełnie jakby zawsze była dorosła, co teoretycznie było niemożliwe. Ale z drugiej strony.. Ona chyba w wieku Tui już pływała po morzu, przeżywając swoje pierwsze przygody i rozczarowania związane z czymś, co zdawało się jej być wolnością. Nie było nią jednak. Nie w takim sensie jak oczekiwała. Czasami zastanawiała się czemu młoda Tua przyłączyła się do karawany Hallusa? Czy tak jak ona w jej wieku chciała przeżyć przygodę? Jeśli tak, to chyba to przekroczyło jej najśmielsze oczekiwania – śmierć kupca, oskarżenie o morderstwo, Bastor.... Ehhh, jakie to życie potrafiło być pokopane.

Jednak nie o to chodziło. Nie tego dnia. Mieli się dobrze bawić, świętować z Tuą, świętować jej pozostanie czarodziejką. Okazja ta była niezwykła toteż Maeve kupiła najlepszy trunek na jaki było ją stać. Na taką okazję nie miała zamiaru szczędzić pieniędzy, skąpa nie była. W międzyczasie Madrag dekorował sypialnię iluzjami (choć jej zdaniem nieco przegiął z tymi półnagimi nimfami, ale niech ma staruszek....). Szykując się do tego małego przyjęcia, Maeve zrezygnowała ze swojego znaku charakterystycznego w postaci chusty na głowie i spięła włosy na tyle ile umiała. Nigdy nie była najlepsza w zajmowaniu się nimi, zwykle po prostu związywała je za pomocą chusty lub rzemieni, a gdy były za długie ścinała bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Właściwie to już nadszedł czas by je skrócić, najlepiej jak najkrócej, aby nie przeszkadzały. I co z tego, że będzie wyglądała jak chłopak, w długich włosach również nie wyglądała specjalnie kobieco. No, może poza dzisiejszym dniem, bo jak na siebie się wystroiła. Nawet zwykle niewidoczne piegi zrobiły W końcu okazja czyni złodzieja, czyż nie? Spoglądając na Kalela uśmiechnęła się lekko „on zapewne coś o tym wie” pomyślała do siebie, przyglądając się Madragowi, który też wyglądał jakoś porządniej. Wszyscy wysłuchali jego przemowy, prawdopodobnie równie wzruszeni jak on. Potem przyszedł czas na prezenty. Maeve wręczyła Tui wybraną przez siebie butelkę trunku, ściskając dziewczynę mocno. Niestety, atmosfera prysła dość szybko, gdy mag oznajmił, że Tua musi przejść próbę. Oczywiście, Maeve wiedziała, że na spółkę z Sorg dadzą sobie radę, ale pewna niepewność jednak została zasiana.
 
Callisto jest offline  
Stary 02-11-2010, 19:07   #12
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
W lesie Tua czuła jak raz po raz przechodzą ją dreszcze spowodowane chłodem i dziwną atmosferą tego miejsca. Cisza ją otaczająca była nieznośna i jakaś... złowroga. Z żalem pożegnała się ze wspomnieniem ciepłego i przyjemnie jasnego pokoju, w którym jeszcze przed chwilą świętowała. Spojrzała na stojącą obok Sorg. Jak dobrze, że tu była...
Bardka szło koło młodej czarodziejki i czuła przez skórę, że coś jest nie tak. Czuła ja wszystkie włoski na jej skórze stają"dęba". Zwalczyła w sobie odruch by co chwila łapać Tuę za rękę. Rozglądała się w skupieniu w około ściskając w ręku głownie miecza gotowa w każdej chwili do jego użycia. "Szkoda, że tu Kalela nie ma... posłużyłby nam za tarcze. Pewnie siedzą w naszej izbie i opychają się ciastem." Pomyślała uśmiechając się pod nosem. Jednak z każdym kolejnym krokiem, coraz mniej jej się chciało dowcipkować. Czuła brak Meave i Kalela, wspólne przebywanie, wspólne przeżywanie niebezpieczeństw sprawiło, że teraz jak nie było ich obok... czuła się taka bezbronna, nieporadna.

Gdy po długiej, a mimo to pełnej napięcia wędrówce, powietrze jakby się zmieniło, Tua poczuła ciężką gulę podchodzącą jej do gardła. Dźwięki, które wkrótce dały się słyszeć tylko spotęgowały to uczucie. Żołądek dziewczyny sprawiał wrażenie nagle skurczonego. "Nic dziwnego, że Madrag nie mógł jeść jak wiedział o swojej próbie. Dobrze, że mi nie powiedział o tym wcześniej..." pomyślała.
Myśli te jednak zaraz umknęły, kiedy nagle blisko nich przebiegły dwa wierzchowce, a zaraz potem ujrzała miejsce, gdzie całkiem niedawno musiały się zdarzyć straszne rzeczy i dziwaczne stwory, które były najwyraźniej autorami niedawnych okropieństw. Przez chwile stała jak wryta obserwując zachowanie potworów i zastanawiając się jak silne one mogą być. "Czy damy sobie z nimi radę?". Otrząsnęła się dopiero, gdy zauważyła jak dwoje z sześciu tych przerażających stworzeń miota w bezbronne pseudosmoki magicznymi pociskami. Jeden z nich zdawał się już być ledwo żywy. Tua dłużej już nie mogła czekać. Wyciągnęła ręce w przód, wykonała kilka gestów i wypowiedziała słowa zaklęcia wskazując palcem na stwora najbliżej klatki.

Gdy minęły ich dwa wierzchowce Sorg wiedział, że przed czymkolwiek one uciekają, To ona i Tua muszą się z tym zmierzyć. "To zapewne jej próba. Bogowie w co ja się znów wpakowałam. Przecież nie jestem czarodziejką, co ja tu robię? Jestem zwykłą niepozorną bardką, a bardka śpiewa... a nie bierze udział w próbach..." Jednak kiedy spojrzała na Tuę wiedziała, że cokolwiek na nie czeka obie razem będą się wspierały i starały się by Tua wyszła ze swej próby zwycięsko.
Jej strach przerodził się we wściekłość gdy zobaczyła jak te paskudne stwory atakują bezbronne zamknięte w klatce i nie mogące się bronić pseudosmoki. Nie czekając ani chwili puściła głownię miecza i złapała za łuk i strzały.

Lodowy pocisk świsnął w powietrzu, bezbłędnie trafiając w cel, odcinając kilka macek. Oczostwór spadł na ziemię z nieprzyjemnym mlaśnięciem i drgając konwulsyjnie próbował schować się za klatkę. Niestety Sorg nie miała tyle szczęścia - jej cel był dużo bardziej ruchliwy; strzała minęła go o szerokość dłoni i poleciała w krzaki, a poczwara błyskawicznie namierzyła wroga. Jedna z macek wyprodukowała lodową strzałę, która wbiła się w ciało bardki. Sorg poczuła jak mróz wpija się w jej skórę powodując bolesną ranę. Grzebiąca w bagażach poczwara zasyczała i wbiła wzrok w Tuę. Dziewczyna poczuła dziwne mrowienie, jednak nic jej się nie stało. Było jednak jasne, że czeka ją bitwa na magię.

Gdy bardka została raniona czarodziejka jęknęła cicho. Jej przyjaciółka od razu z raną i to przez nią i przez jej próbę... "Będę musiała jej się odwdzięczyć, kiedy już wrócimy" Poczuła się winna i zła na samą siebie, jednak chwilę potem jej uwagę odwróciło ogarniające ją dziwne uczucie. Zlokalizowała stwora za to odpowiedzialnego, znów wypowiedziała kilka słów i wykonała parę gestów. Miała nadzieję, że Sorg będzie mogła nadal strzelać z łuku i atakować. Kwasowy pocisk zmaterializował się, pomknął w stronę potwora... i chybił, trafiając w ziemię. Kilka kropel kwasu opryskało pseudosmoka, który zakwilił boleśnie.

Sorg zacisnęła zęby z bólu i uniosła łuk ponownie starając się tym razem wycelować lepiej. Czuła jak kropelki potu spływają jej po skroni. Przymierzyła się do strzału i wypuściła strzałę patrząc czy tym razem udało jej się trafić czy znów zawiodła. A tym razem strzelać nie było łatwo - potwory nie dały się już zaskoczyć i poruszały się chaotycznie, utrudniając celowanie. Kolejna strzała poszła w krzaki, po czym nastąpił kontratak.
Zarówno Tua jak i Sorg poczuły jak ogarnia je dziwne uczucie, jak gdyby ktoś grzebał w ich umysłach, otaczał je lepkim kokonem... Sorg potrząsnęła głową raz i drugi, i uczucie minęło, jednak Tua coraz głębiej zapadała się w lepką sieć. To jej wina, że Sorg jest ranna. To jej wina, że ciało pseudosmoka zżera kwas. Te potwory, mimo że małe, wcale nie są słabe i niegroźne. Pokonały ochronę karawany, nie możemy dać rady nawet tym trzem, a zaraz wrócą tu kolejne trzy! Jakby na potwierdzenie tego gdzieś z głębi lasu rozległ się nieludzki wrzask konającego człowieka. Czarodziejka cofnęła się o krok i upadła czując, jak drży w przejmującym lęku. Na pewno im się nie uda! Te potwory są magiczne, są magami takimi jak ona, jest za dużo i są zbyt silne!!

Bardka przeklęła pod nosem widząc że kolejna strzała chybiła celu. "Jestem do niczego! Mag miał rację robię tu za tragarza... tylko co będę targać?" Zerknęła nerwowo w kierunku Tui i widząc, że ta cofa się do tyłu i upada podbiegła do niej. Chwyciła ramie dziewczyny i wyszeptała. -Tua to Twoja PRÓBA. Musisz ją przejść... musimy ją przejść. Uczyłaś się... tyle się uczyłaś... potrafisz im dać radę. Ja.. ja Ci pomogę, jeżeli tylko będę w stanie. Proszę Tua.
Czarodziejka skuliła się jeszcze bardziej, a słowa przyjaciółki tylko powiększyły jej strach. Sorg miała rację. To jej próba, a ona zawiodła, zaraz umrą... Tyle się uczyła, fakt, a jednak wciąż jest za słaba, nie może sobie dać z nimi rady... obie umrą...
Widząc, że dziewczyna nie reaguje na jej prośby bardka wyciągnęła kamień o idealnie gładkiej powierzchni i wziąwszy zamach cisnęła nim między potwory. Zasłaniając Tui jej rękami uszy szybko zasłoniła i swoje. Huknęło aż miło, a echo rozniosło się po lesie. Tua krzyknęła z przerażenia i przytuliła się do bardki trzęsąc się ze strachu. "Zaczęło się, zaczęło... zgiiinieeemyyy" mamrotała czarodziejka. Stanowczo nie zachowywała się normalnie. Dwa widoczne wynaturzenia zachwiały się w locie, ale nie spadły. Ich "twarze" wykrzywił grymas wściekłości, a Sorg poczuła kolejne ukąszenia lodu. Po twarzy spłynęła jej stróżka krwi. Rany były nad wyraz nieprzyjemne, choć niezbyt groźne - na razie. Z tego jednak co zauważyła Tua używała podobnych zaklęć i bardkę ogarnął niepokój, że ich efekt jest równie mizerny. Pseudosmok w klatce nie dawał już oznak życia, natomiast ostatniego z potworów nigdzie nie było widać ani słychać.
Bardka zerknęła na czarodziejkę z narastającym niepokojem. "Bez niej nic nie zaradzę, strzały chybiły, kamień podrażnił potworki. Jak na razie jestem... żywą tarczą dla nich, w którą celują niby dla zabawy, ale to może się źle dla nas skończyć. Bardzo źle... myśl dziewczyno, myśl!" Mimowolnie potrząsała za ramię młodej czarodziejki próbując dotrzeć do niej, aby coś zaczęła działać. "Bogowie co mam robić... co robić!" Palcami natrafiła na fiolkę. "Ogień alchemiczny, ogień... czy on mi pomoże, nie mam wyjścia muszę spróbować. Może ogień je zatrzyma, choć do czasu aż Tua dojdzie do siebie i zacznie czarować". Wyciągnęła alchemiczny ogień i starając się zignorować ból z uwagą skupiła się na celu. Użyła go modląc się do swej bogini o ochronę. Zasłoniła sobą Tuę i patrzyła co będzie dalej, czy tym razem choć trochę uda jej się zaradzić niebezpiecznej dla nich sytuacji. Nie wiedziała nawet, że wstrzymała oddech czekając na to co nastąpi.

Rzut był celny - fiolka roztrzaskała się na czole potwora, ten zaś stanął w płomieniach i spadł na ziemię, drgając konwulsyjnie. Smród palonego mięsa wypełnił powietrze. Krople płonącej cieczy rozprysnęły się wokół - drugi stwór zasyczał, gdy opatrzyły mu mackę, a pseudosmok szarpnął się nagle i przetoczył się na bok, gasząc płonące skrzydło. Zza klatki dobiegł kolejny syk, a w stronę dziewcząt poleciały kolejne lodowe pociski. Na szczęście tylko jeden z nich był celny. Podpalony stwór znieruchomiał, wytrzeszczając martwe oko.
Czując jak kolejny pocisk ją trafia z ust Sorg wydobył się jęk bólu. "Jak tak dalej pójdzie będę najbardziej oziębłą bardką w tej krainie" przeleciało jej przez myśl. Odwróciła się w stronę Tui i wyjęczała błagalnie: Tua proszę... bez Ciebie nie dam sobie rady.

Tua nie była do końca świadoma co się dzieje. Myśli tłukące się jej w głowie paraliżowały ją i zaciemniały wszystkie bodźce do niej dochodzące. Zobaczyła bradkę, która nagle przed nią stanęła, potem błysk światła, smród spalenizny, syki. Jej wyobraźnia omamiona czarem podsunęła jej wizję umierającej Sorg, trawionej przez płomienie... Nie mogła tego znieść. Tak się bała, że to może stać się prawdą. Nie, nie mogła na to pozwolić, nie mogła tak pozwolić jej umrzeć! Strach powoli ustępował determinacji, aż w końcu czarodziejka usłyszała wołanie Sorg i już całkowicie się otrzęsła. Czuła jeszcze, ze jej mięśnie nie są pewne, drżą odrobinę. Ale ten potwór już nie siedział w jej głowie. Myślała jasno. Spojrzała z bólem serca na poranioną bardkę i na biednego pseudosmoka. "To przeze mnie... To przez nich!" pomyślała i gniewnym głosem rzuciła zaklęcie w stronę unoszącego się nad klatką stwora. Z palca Tui wystrzelił promień pędzący szybko ku potworowi. Wszystkie jego oczy zacisnęły się na ułamek sekundy przed trafieniem, poczym siła czaru odrzuciła go w tył.
 
Lynka jest offline  
Stary 03-11-2010, 13:17   #13
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Sorg odetchnęła pełną piersią widząc że Tua podjęła walkę ze stworami. Sięgnęła do plecaka i wyciągnęła z niego wieczną pochodnię. Pamiętając jak zareagował na ogień potwór postanowiła użyć jej jako broni. Zapaliła ją i zaczęła powoli skradać się ku polanie obserwując czy gdzieś nie pojawi się kolejny. Ruszyła w stronę klatki z pseudosmokami czując za plecami obecność czarodziejki. Przez chwilę czuła dziwne łaskotanie gdzieś na obrzeżach umysłu, po chwili jednak minęło. Za klatką czaił się ostatni z potworów, który na widok zbliżającej się bardki uniósł się w powietrze i zaczął szybko uciekać.
Tua zignorowała uciekającego stwora i podbiegła do klatki. W pierwszej chwili Sorg zerwała się do biegu za uciekającym potworem, ale zatrzymała ją myśl "I co mu zrobisz? I czym? Poza tym nie dogonię go". Podeszła do Tui i razem zabrały się za oglądanie klatki aby uwolnić pseudosmoki. Raz po raz unosiła głowę i rozglądała się z uwagą dookoła.
- Zaraz cię uwolnimy. Trzymaj się - powiedziała czarodziejka do smoka. Miała nadzieję, że nie mija się za bardzo z prawdą. Stworzenie nie zareagowało, a dziewczynie zrobiło się ciężko na sercu. Zamrugała szybko powiekami nie chcąc pozwolić łzom na ucieczkę.
- Tua potrzymaj tą pochodnię - powiedziała Sorg do czarodziejki wciskając ją w jej dłonie. Po czym ujęła swój miecz i spróbowała nim wyłamać zamek. Jednak szło jej opornie i choć coś drgnęło nie dawało nadziei na szybkie otworzenie.
- W ten sposób nic nie zdziałamy. Masz jakiś pomysł jak ją otworzyć? - spytała zwracając się do klęczącej koło niej dziewczyny.

Czarodziejka wpatrzyła się w stworzenia w klatce szukając w nich jakichś oznak życia. Jeden zdawał się martwy, ale drugi... Lekkie drgania jego poranionego ciałka dawały nadzieję, że może jeszcze żyje.
- Masz - Tua podała bardce pochodnię drżącą ręką - poszukaj klucza, a ja spróbuje choć trochę mu pomóc.
Dziewczyna zaczęła szperać w swoich rzeczach w poszukiwaniu różdżki. "Proszę, proszę, proszę" myślała wskazując różdżką na jeszcze żywego pseudosmoka. Różdżka zalśniła lekko - znaczy: zadziałała - jednak stan pseudosmoka nie zmienił się widocznie.
Bardka zaś wetknęła końcówkę pochodni w ziemię koło klatki i sama zaczęła grzebać w rozrzuconych rzeczach wokół klatki w nadziei, że uda jej się coś znaleźć co pomoże im na jej otwarcie.
- Znalazłaś coś? - zawołała Tua do Sorg.
- Szuuuuukam... - sarknęła pod nosem bardka zła na siebie, że tyle czasu zajmuje jej przeszukiwanie rozrzuconych rzeczy. Jednak obawa, że może coś przeoczyć sprawiała, iż metodycznie przeszukiwała wszystko dokładnie tracąc przez to dużo czasu. Tua w tym czasie podeszła do porozrzucanych bagaży i wymamrotała słowa zaklęcia poszukując w bagażach magicznych przedmiotów. Czar zadziałał i z kilku miejsc zaczęła dochodzić słabe, niebieskawe światło. Dziewczyna odnalazła świecące przedmioty: dość duży, na pierwszy rzut oka spory kamień, wisior w kształcie pióra, kołczan na strzały i tubę. Wszystkie przedmioty wrzuciła do magicznego plecaka Kalela pozostawiając przyglądanie się im na później. Potem dołączyła do bardki. Poszukiwania choć długie okazały się owocne - nie dość, że Sorg znalazła jakiś mały klucz (miała nadzieję, że to klucz do klatki, z pseudosmokami) to jeszcze znalazło się i trochę pieniędzy, wódka, jakieś drobiazgi i ubrania. Schowała pieniądze, ujęła klucz w dłonie i podbiegła do klatki, po czym drżącą ręką wsadziła klucz do dziurki. Ucieszyła się gdy okazało się że pasuje, a jeszcze bardziej, gdy udało się go przekręcić otwierając zamek. Z jej ust wydobył się okrzyk radości - Udało się! - i uśmiechnęła się promiennie do czarodziejki.
Tua oderwała się od przeszukiwania bagaży i z uśmiechem odpowiedziała bardce:
- No to otwieramy! - i razem podbiegły do klatki.

Powoli otworzyła drzwiczki klatki, z niepokojem zerkając na znajdujące się w środku pseudosmoki. Czarodziejka delikatnie uchwyciła pierwszego pseudosmoka, starając się nie dotykać jego ran. Wyjęła go z klatki i położyła na trawie przed nią. Poranione stworzenie nie dawało już jednak oznak życia; najwyraźniej rany zadane przez dziewczęta - mimo że drobne - były ponad siły zwierzątka. Bardka wyjęła ciało drugiego pseudosmoka i dopiero wtedy obie zobaczyły czego tak zaciekle broniły oba smoki - na dnie klatki, zwinięty w kłębek, leżał maciupci pseudosmok, nie większy od dekadniowego kocięcia. Drżał cały, wbijając zamglone, pełne przerażenie spojrzenie w dziewczęta.

W tej samej chwili Tua poczuła potężne uderzenie w plecy, które rzuciło ją na bardkę. Po całym jej ciele rozlał się palący ból, po kręgosłupie ciekło jej coś ciepłego i mokrego... Sorg odwróciła głowę tylko po to żeby zobaczyć fioletowego potwora szykującego się do następnego ataku i nadlatujące dwa pozostałe, które ciskały lodowymi strzałami - na szczęście niecelnie. Najwyraźniej wróciły zwabione echem kamienia grzmotu, który słyszało przecież pół lasu. Stwór, któremu Sorg pozwoliła uciec, siedział na pobliskim drzewie i z nienawiścią wpatrywał się w swoich wrogów. Bardka chwyciła pospiesznie maleństwo i wsunęła je za koszulę. Podtrzymała Tuę i zaczęła ją kierować się w stronę drzew.
- Tua musimy się schować za te drzewa! Tu jesteśmy niczym na patelni, do odstrzału - wystękała podpierając młodą czarodziejkę jedną ręką a w drugiej trzymała płonącą pochodnię. Czarodziejka bez oporu dała się prowadzić Sorg. Nigdy nie czuła tak silnego bólu jak teraz. Ogarniał całe jej ciało, nie pozwalał skupić się na obecnej sytuacji. Biegła niepewnie, trochę sztywno przez bolące plecy. Dotoczyły się za drzewa - co z tego jednak, skoro poczwary leciały za nimi... i najwyraźniej zaczęły je także okrążać!

Sorg pochyliła się nad bagażem i jej dłoń natrafiła na butelkę z wódką, którą znalazła wśród rozrzuconych rzeczy. "Może się uda..."pomyślała. Wyjęła butelkę, oderwała kawałek materiału i wepchnęła do jej środka zostawiając na wierzchu jego końcówkę. Podpaliła wzięła zamach i celując z uwagą cisnęła płonącą butelkę w największego stwora. - Bogini błagam... pomóż nam... Niech go dosięgnie.. niech go dosięgnie - szeptała modlitwę patrząc jak płonąca butelka leci w stronę stwora i przyciskając dłoń do małego stworka pod jej koszulą. Tak jakby w nim szukała pocieszenia i nadziei. Czarodziejka zmrużyła oczy i zmarszczyła czoło próbując maksymalnie się skoncentrować, mimo pulsującego wciąż w plecach bólu. Widząc, że bardka atakuje największego z potworów obrała za swój cel jednego z mniejszych. Dotknęła zawieszonej na szyi perły i rzuciła zaklęcie. Pocisk trafił w stworzenie. Raniony potwór odleciał w tył, uderzył o ziemię i już się nie poruszył.
Z ust Sorg wydobyło się westchnienie ulgi, dłoń przytuliła stworzonko mocniej do bijącego niespokojnie serca, kiedy ujrzała jak jej płonąca butelka trafia w największego potwora i ten pada na ziemię. Radość jej nie trwała długo, jej ciało przeszyła kolejna fala bólu kiedy trafiły ją kolejne ukąszenia lodu. Czuła się coraz słabsza, coraz bardziej obolała, choć jeszcze tliła w niej nadzieja, ze mimo wszystko im się uda. Zostały już tylko dwa... dwa potwory chowające się gdzieś w konarach drzew...

Jej przyjaciółka też została zaatakowana. Czuła, po raz kolejny tego wieczoru, osobliwe mrowienie na obrzeżach umysłu. Stwory pomknęły między gałęzie drzew, a ona nie jest w stanie już ich bezpośrednio zaatakować zaklęciami. Zdesperowana postanowiła spróbować je zahipnotyzować. Wątpiła czy będzie w stanie zaczarować w ten sposób te stworzenia, ale w tej chwili wydało jej się to jedynym rozsądnym pomysłem. Zaczęła wykonywać wyuczone gesty i monotonnym głosem wymówiła słowa zaklęcia, ale nie przyniosło to żadnych efektów. Wycofała się za drzewo.
Bardka widziała jak ruszają się gałęzie drzew. "Tam musisz być poczwarko jedna", pomyślała wściekła. Chwyciła łuk w dłonie i celując pomiędzy ruszające się gałęzie wypuściła w tamtym kierunku strzałę. "Może bogowie i tym razem będą dla nas łaskawi i chociaż go draśnie. "Może wreszcie stąd się wyniosą", przeleciało jej przez głowę. Niestety żaden z potworów nie był łaskaw spaść na ziemię jak dojrzała śliwka - ani po tym strzale, ani po kolejnych. Sytuacja zdawała się patowa - obie strony ukryte między gałęziami, obie ranne i czyhające na pomyłkę drugiej strony. Walka zdawała ciągnąć się w nieskończoność, dziewczęta wiedziały jednak, że nie minęło wiele czasu i nie ma co liczyć na samoistne zakończenie "próby".

Podczas czekania na reakcje potworów Tua wyciągnęła różdżkę.
- Pilnuj ich - mruknęła do bardki i wskazała na nią drewnianym, niepozornym kijkiem. Większość ran Sorg zabliźniła się. Czarodziejka jeszcze raz użyła różdżki, tym razem wskazując na samą siebie. Nic się nie stało, spróbowała ponownie. Tym razem patyk rozświetlił się, a Tua z przyjemnością odczuła jak niewielka część bólu ustępuje.

Odwróciła się w stronę, gdzie jak sądziła czaiły się potwory i szepnęła do Sorg:
- To będzie ostatnia próba. Postaram się je wypłoszyć. Przygotuj łuk.
Skoncentrowała się na efekcie jaki chce osiągnąć, wypowiedziała cicho zaklęcie, wykonała odpowiednie gesty. Bardka przygotowała łuk i czekała w napięci obserwując drzewa.
Na początku nie dało się zauważyć efektów zaklęcia. Dopiero po krótkiej chwili zaczęło się coś dziać. W gałęziach nieco oddalonych od kryjówki potworów dało się słyszeć krótki szmer poruszanego listowia, choć nie widać było ich ruchu. Zaraz potem znowu dźwięk się ponowił, ale jakby z innego miejsca, i znowu! Tua chwyciła pochodnię i położyła rękę na swoim sztylecie. "Zaraz się zacznie, niech się uda, proszę!" przemknęło jej jeszcze przez myśl nim nagle, bez żadnego ostrzeżenia dał się słyszeć dziwny, dobiegający z góry, znad potworów dźwięk. Przypominał gwizd, albo świst jak po nieudanym eksperymencie w alchemicznym. Nie był on zbyt straszny, jednak wystarczająco sugestywny by przekonać potwory, że oto leci w ich stronę kolejny płonący pocisk autorstwa Sorg. Obydwa koszmarki wyleciały spomiędzy gałęzi w panicznej ucieczce... i jeden z nich natychmiast spadł na ziemię, na wylot przeszyty strzałą bardki, która tym razem przygotowała się na atakowanie ruchomego celu. Ostatni z potworów pomknął zakosami w las i zniknął dziewczętom z oczu. Na polanie pozostało tylko ścierwo potworów, płonące gdzieniegdzie drwa i liście, oraz ciała ludzi, muła i pseudosmoków. Oszołomiony wcześniej magią człowiek dawno już uciekł, korzystając z zamieszania.

Patrząc za odlatującym potworem bardka wydała okrzyk:
- Tuaaaaaaaaaaaaaa udało nam się! Udało! - i usiadła na ziemię opierając się o drzewo. Czarodziejka była zaskoczona i ciągle jeszcze w szoku. "Udało się... udało..." Nie dochodziło do niej, że właśnie stoczyła zwycięską walkę, że wypełniła swoją próbę i jest teraz... czarodziejką. Prawdziwą. Ruch pod koszulą Sorg i ostre pazurki wbijające się jej w skórę przypomniały, że mają jeszcze coś do zrobienia. Wsunęła dłoń za pazuchę i wyciągnęła maleństwo. Popatrzyła na niego i po chwili odwróciła się do młodej czarodziejki wsuwając jej stworka w dłonie.
- Jest twój... musimy mu znaleźć coś do jedzenia aby nam nie zmarł. Pewnie na Ciebie tu czekał - dodała z uśmiechem. - Jak myślisz co on je? Chyba jest głodny... Może poszukajmy czegoś czym by zapełnił swój mały brzuszek - dodała rozglądając się wokoło.
Gdy bardka wcisnęła jej w dłonie smoczka, nie mogła wypowiedzieć słowa. Był taki drobny, tak mały i taki piękny... I był sierotą. Oczywiście zamierzała go zabrać ze sobą z tego lasu. Nie zostawi go na pewną śmierć!



- Nie wiem, nie wiem co one jedzą - odpowiedziała nieprzytomnie bardce wciąż wpatrując się zachwycona w małe stworzonko. Sorg wyjęła nóż i zaczęła grzebać między korzeniami drzewa. Z głośnym okrzykiem - MAM! - pokazała Tui swą wijącą się miedzy palcami zdobycz i nachyliła się nad jej rękoma aby nakarmić głodomora.
- Robaki?! Sądzisz, ze one jedzą... robale?! - zawołała Tua z oburzeniem, jednak pozwalając przyjaciółce podetknąć małemu pod nos wciąż żywą glizdę, by zobaczyć jak on zareaguje.
Dziewczyny przyglądały się z uśmiechem jak mały zabrał się za pałaszowanie.

Bardka w tym czasie zwróciła się do Tui:
- Rozejrzyjmy się po pobojowisku, może coś nam się przyda, abyśmy zabrały. Wiesz... i tak sobie myślę, nie zostawiajmy tak tu tych pseudosmoków, pochowajmy je dobrze?
- Oczywiście, tylko najpierw może nakarmmy go do końca i napójmy. - zaproponowała czarodziejka wciąż jak urzeczona wpatrując się w stworzonko. Gdy dziewczęta skończyły zajmować się pseudosmokiem. Tua wstała i zawahała się trochę. Mały prawdopodobnie chciałby ostatni raz przytulic się do swoich rodziców, ale to chyba jednak nie był dobry pomysł. Ich ciała były poważnie poranione, nie wiedziała jak on może zareagować. Położyła więc go na trawie nieopodal, w widocznym miejscu, by mieć go ciągle na oku.
- Zostaniesz tu chwilę, poczekaj - powiedziała do smoczka i oddaliła się by wraz Sorg zakopać ciała. Smoczek momentalnie rozpiszczał się żałośnie, kręcąc łebkiem i trzęsąc się ze strachu... a może i z zimna. Tua od razu wróciła do maleństwa. Chwyciła go w ręce i podniosła.
- Dobrze, nie zostawię cię, nie bój się. - rozejrzała się bezradnie nie wiedząc co zrobić. Najlepsze byłoby jakieś nosidełko... Ale na szybko żadnego nie zrobi. Ostrożnie wsadziła zwierzątko za pazuchę uważając, by było mu wygodnie i sprawdzając jego reakcję. Najwyraźniej był jednak zadowolony, więc Tua poprawiła ubranie i poszła pomóc Sorg.

Zajęły się kopaniem dołów, aby pochować ofiary ataku potworów. Szło powoli, ale uparły się i minuta po minucie efekt ich wysiłku zaczynał być widoczny. Stanęły potem nad kopczykiem świeżo usypanym i zaczęły się zastanawiać co dalej.
- To spakujmy wszystkie rzeczy nim czar nas wróci do Sioła i pochowajmy jeszcze tych... - czarodziejka szukała słowa na ludzi, przez których malutki smoczek był teraz sierotą. Nie żałowała ich. - ...handlarzy zwierząt.

Bardka zgodziła się z dziewczyną i zaczęły pakować porozrzucane rzeczy martwych kupców. Zabrały jedzenie, przyprawy, koce, namiot, ładny, szylkretowy komplet z grzebieniem, szczotką i lusterkiem, kilka dzbanów wina, oliwę, latarnię, futro z wilka, jakieś wyprawione skóry, sztućce, garnki i kapciuch z tytoniem, a także kilka metrów ładnego, niebieskiego jedwabiu, który zaraz obudził w Tui wyobraźnię. Już widziała tą piękną suknię jaką można by z niego uszyć...
Zapewne właściciel zakupił jedwab i przybory toaletowe jako prezent dla żony lub córki. Dziewczyny zabrały praktycznie wszystko co mogło się przydać lub miało jakąś wartość. Zapakowały też część ubrań, które były w bardzo dobrym stanie. Co prawda kurtki i płaszcze były męskie, ale przecież mogły je na siebie przerobić. Nadchodziła zima i każda odzież się przyda, zarówno im jak i Kalelowi, a te rzeczy pozostawione tu po prostu by się zmarnowały. Załadowały to do plecaka Kalela i swoich toreb, a gdy były gotowe zabrały się do wykopywania dołu na ciała ludzi. Nawet z pomocą znalezionej łopaty, siekierki i sporego miecza praca szła opornie. Poranione ciała rwały dziewczęta jak diabli, a wszechobecne korzenie drzew utrudniały kopanie; rąbanie ich zajmowało tyle samo czasu co odrzucanie ziemi. Nieprzyzwyczajona do takiego wysiłku Sorg musiała często przerywać pracę, a rannej Tui nie szło wiele lepiej.

Wykopanie dołu wystarczającego na pomieszczenie dwóch męskich ciał i na tyle głębokiego by nie zajęły się nimi dzikie zwierzęta, zajęło im kilka godzin. Na szczęście przez ten czas nie powrócił ani ostatni z potworów wraz z posiłkami, ani zbiegły mężczyzna - z pewnością nie spodobałoby mu się szabrowanie bagaży przez dziewczęta. Gdy wreszcie skończyły pracę i usiadły na wozie by odpocząć... znalazły się spowrotem w swojej sypialni w Sielskim Siole.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 05-11-2010, 09:02   #14
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Dziewczyny padły na łóżko jak podcięte i znieruchomiały. Kalel popatrzył niepewnie najpierw na nie, później na Madraga. Gdy mag jednak nie reagował, to pomyślał że tak własnie ma być i z zaciekawieniem zaczął przyglądać się Tuai i Sorg. “Ciekawe co teraz się z nimi dzieje, jak wygląda świat snów do którego trafiły”. Fascynowała go myśl, że mogły śnić, a nawet według tego co mówił mag, to i przeżywać wspólnie coś tak prawdziwego, ze mogło być niebezpieczne. Baaaardzo go kusiło poznać smak tak niezwykłej przygody, lecz niestety, choćby nawet wyskoczył ze skóry, to nie miał szans dołączyć się do przyjaciółek.
Minęła godzina. Tua i Sorg jak leżały bez ruchu tak leżały, na dodatek Maeve widząc, że wszytko zdaje się w najlepszym porządku też przysnęła. Kalel w końcu nie wytrzymał tego i wyszedł z karczmy by rozładować jakoś kotłującą się w nim energię. Zatrzymał się zaraz za drzwiami i pozwolił by chłodne, nocne powietrze ostudziło uspokoiło go. “Zaraz... gdzie ja to widziałem” wytężył pamięć próbując odnaleźć w niej okazję jaką wypatrzył wcześniej. Pierwotnie nie miał zamiaru z niej skorzystać, lecz teraz czuł, że jeśli tego nie zrobi, to eksploduje. Potrzebował czegoś co by zaabsorbowało go w całości. Po chwili blady uśmiech rozświetlił mu twarz - przypomniał sobie i bez wahania ruszył w drogę cichutko sobie podgwizdując.
Nie robił rozpoznania wcześniej, gdyż nie miał przecież zamiaru włamywać się do tego domu. Teraz jednak, gdy znalazł się już na miejscu przyglądał się uważnie. To była duża kamienica, z bogatymi sztukateriami przedstawiającymi głównie półnagie nimfy, malowniczo umieszczone tak, że ich obfite biusty niczym dojrzałe owoce pochylały się nad przechodzącymi poniżej mieszczanami. Nie to jednak przyciągnęło uwagę Kalela. Na pewno nie tak jak oczywista zamożność właścicieli, którzy nie żałowali wydatków by ich siedziba wyglądała okazale i by przyciągała oko, no i tym bardziej nie tak, jak fakt, że z jakiegoś trudnego do wytłumaczenia powodu nieduże okienko, do którego łatwo było się dostać z sąsiedniego dachu, nie było zabezpieczone kratą.
Łotrzyk nie zatrzymał się nawet na chwilkę, lecz szedł równym, spokojnym krokiem tak by nie zwrócić na siebie uwagi, jakiejś przypadkowo wyglądającej na ulicę pary oczu. W żadnym z okien nie paliło się światło, wszyscy musieli spać. Zastanawiał się czy w środku jest jakiś pies, gdzie należy szukać cennych kosztowności i pieniędzy. W końcu powziął ostateczną decyzję. Przecież wiedział, że sobie poradzi.

Niełatwo było odnaleźć miejsce, z którego udałoby się przedostać na interesujący go dach, jednak dla chcącego nic trudnego. Nie bez wysiłku wdrapał się na dach po ścianie, która była na tyle bogato ozdobiona ornamentami, że udało mu się wypatrzyć pomiędzy nimi ścieżkę wiodącą na górę. Musiał przez chwilę położyć się by odsapnąć - “Powinienem częściej to robić zamiast obijać sobie tyłek w siodle” pomyślał uspokajając oddech. Po chwili, ostrożnie przesuwał się po dachu mocno przytrzymując się kalenicy. W końcu dotarł do okienka, które przyciągnęło jego uwagę, lecz zanim spróbował je otworzyć spojrzał najpierw w dół, a później za siebie. Zdał sobie sprawę, że popełnił błąd nie zabierając ze sobą liny, ot tak na wszelki wypadek, by móc się po niej spuścić na dół, gdyby musiał szybko się ewakuować.Echhhh cichutko westchnął sam do siebie “Naprawdę muszę to częściej robić, bo wychodzę z wprawy” Przez chwilę rozważał myśl o porzuceniu swojego zadania, lecz był zbyt blisko, by się wycofać. “Na pewno wszystko będzie dobrze” pomyślał i sięgnął dłońmi do interesującego go okna, które otwarło się zadziwiająco łatwo. Kalel zrobił krok do przodu... gdy nagle zarówno dach jak i framuga zrobiły się niesamowicie śliskie, jakby ktoś polał je roztopioną słoniną. Złodziejaszek zjechał po gontach w dół, przeleciał przez krawędź i rymnął o bruk, na moment tracąc przytomność. Do świadomości szybko przywrócił go jednak dojmujący ból. Prawa ręka była wykrzywiona pod dziwnym kątem; trudności w oddychaniu wskazywało również na złamane co najmniej jedno żebro. Na piętrze domu zapaliło się światło.

Kalel widząc, że dom który chciał okraść ożywa, przezwyciężył ból, podniósł się i na tyle szybko na ile było to możliwe zaczął kuśtykać w stronę karczmy. Bolało go niemiłosiernie, lecz nie aż tak jak wściekłość na samego siebie, zwłaszcza że ścigały go okrzyki Alarm!, Złodziej!, Straż!, a miasto budziło się do życia. Zachował się jak totalny amator - nie przygotował się, nie rozpoznał terenu, zaniedbał podstawowe środki ostrożności. “Ty głupku, co ty wyprawiasz! Mogłeś zginąć w taki beznadziejny sposób!” - obrzucał siebie samego obelgami w myślach. “Echhh... Jak nie będę tego robił częściej to zginę następnym razem!”. Żałował teraz w sumie wszystkiego. Że się wybrał tak bez sensu, że nie wziął ze sobą liny, że nie był uważniejszy i nie sprawdził czy czar nie zabezpiecza okna, no i co teraz najważniejsze, że nie wziął ze sobą mikstury uzdrawiającej. Całe szczęście że miał taką w bagażu. Syknął przez zęby gdy szczególnie mocno zakłuła go złamana ręka. “Głupek...” tylko tak teraz potrafił myśleć o sobie. W końcu dotarł do swojego pokoju i cichutko wsunął się do środka mając nadzieję, że nikt nie zauważy w jakim stanie powrócił. Niestety, tego dnia, a raczej tej nocy, nic mu się nie udawało i ledwie wszedł od razu musiał się zmierzyć ze spojrzeniami oczekujących na niego dziewczyn i Madraga.
- To... to już? I jak wam się udało? - zagadał chcąc od razu przenieść rozmowę na tematy nie dotyczące jego samego.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline  
Stary 07-11-2010, 17:11   #15
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Pokój tonął w mroku. Madrag nerwowo chodził z kąta w kąt, popatrując na krwawiące ciała dziewcząt. Nie pojmował tego! One tu walczą nie tylko o tytuł Tui ale i o życie, a ci... przyjaciele od siedmiu boleści w ogóle się tym nie przejmują! Maeve spała zmożona zmęczeniem i winem, i nijak nie mógł jej dobudzić, a ten urwipołeć Kalel zwyczajnie sobie poszedł! Myślał, że bardziej się zainteresują i przejmą... Zresztą miał też własne problemy i miał cichą nadzieję, że nadarzyła się okazja do rozmowy o nich - a tu kupa. Mijała godzina za godziną a gdy w końcu obie dziewczyny otworzyły oczy duch głośno odetchnął z ulgą.

Tua
zaraz po przebudzeniu, mimo że była obolała, uśmiechnęła się szeroko ciesząc się z powrotu. Od razu usiadła i wyjęła zza koszuli małego pseudosmoczka chcąc pokazać go wszystkim, gdy wtem drzwi uchyliły się i do pokoju wsunął się Kalel. Chłopak był cały brudny; poruszał się z trudem, niezdarnie podtrzymując wsuniętą pod kurtę połamaną prawą rękę.
- To... to już? I jak wam się udało? - zagadał, chcąc od razu przenieść rozmowę na tematy nie dotyczące jego samego.

Sorg zaabsorbowana tym co przeżyły z Tuą nawet nie zauważyła, że chłopaka nie ma w pokoju. Już chciała wszystkim opowiadać jak było, co im się zdarzyło, kiedy dotarło do niej jego pytanie. Zerknęła w jego stronę i wydarła się na całe gardło:
- Ooooooooooooo Matko! Kalel ty też walczyłeś? Z kim? Z kim? To była banda bandziorów czy potworów? - dopytywała się widząc w jakim jest stanie. - Aleeeeeeeeeeeeś oberwał... bardziej niż my!

- Ciiszej, Sorg! - wtrąciła się ostro Tua - Małego przerazisz - przygarnęła smoczka do piersi. Najwyraźniej reszta jej przyjaciół nie pałała tak dużym entuzjazmem na widok pisklęcia, ale nie przeszkadzało jej to. Gładziła delikatnie stworzonko będąc ciekawą wyjaśnień Kalela.

Kalel nie od razu zareagował na słowa Sorg. Najpierw ruszył do swoich sakw i odszukał w nich eliksir zdrowia. Odkorkował buteleczkę i jednym zdecydowanym ruchem wypił aż do dna. Ufff - odsapnął głośno i dopiero poniewczasie uświadomił sobie, że najpierw trzeba ją było nastawić... Eliksir zadziałał - kość zrosła się... ale w takiej formie, w jakiej była w chwili obecnej, z malowniczo wystającą przez zsiniałą skórę kością. Kalel osłupiały patrzył na to co się stało z jego ręką, po chwili nabrał powietrza jakby chciał coś powiedzieć, pokręcił głową i w końcu wydukał: Czy... czy ktoś wie z tym właściwie trzeba zrobić? Maeve przewróciła oczami słysząc Kalela. Co za nieodpowiedzialny dzieciak. Nie pierwszy raz ją to z resztą zirytowało. Czasami miała ochotę przełożyć go przez kolano, jak dziecko. O nic nie można go było prosić, by zrobił porządnie.
- Złamać ponownie, durniu
- warknął Madrag, który stracił właśnie cierpliwość. - Masz za głupotę! Ha! Należy ci się! - wrzasnął znienacka. - One tu o życie walczyły, ledwo wyżyły a ten zamiast je pilnować i opatrywać to se na miasto poszedł! A drugie spało jak zabite, że dobudzić nie szło. Patrz! - machnął ręką w stronę dziewcząt. Dopiero teraz wszyscy zwrócili uwagę na fakt, że ubrania Tui i Sorg są brudne, podarte i - przede wszystkim - bardzo zakrwawione. Krwią przesiąkły również prześcieradła, a na twarzy bardki widać było czerwony ślad po świeżo zagojonej ranie. Pseudosmok w ramionach czarodziejki zapiszczał w przestrachu i spróbował wcisnąć się jej pod pachę, a Madrag nagle umilkł, po czym odchrząknął i rzekł już normalnym tonem. - Wcale nie znaczy, że się martwiłem. Po prostu... ten... wolę żywe towarzystwo... Khem... No! To opowiadajcie jak było! - usiadł na krawędzi stołu i ze skrywaną zazdrością spojrzał na smocze pisklątko.

Kalel by się z pewnością zawstydził słowami Madraga, gdyby nie to że wciąż osłupiały wpatrywał się w swoje ramię. Paskudnie to wyglądało. Na dodatek czekało go ponowne łamanie ręki... "To jak? ponownie mam z dachu zlecieć? Ale to nie gwarantuje że złamię sobię tą samą rękę." Nie mógł oderwać się od natrętnych myśli o różnych wariantach ponownego łamania ręki. No i ta wystająca kość tak obrzydliwie wyglądała. Przełknął ślinę próbując pozbyć się z ust gorzkiego posmaku i z trudem oderwał oczy od paskudnego widoku. Teraz dopiero spojrzał na Tua'ę i Sorg, a słowa Madraga zaczęły z opóźnieniem docierać do niego. - To trzeba było powiedzieć żebym został. Wyglądały jakby spały. Tak jakby to był normalny sen. Skąd miałem wiedzieć, że tak będzie? Kalel zdenerwowany jak rzadko kiedy wymachiwał przed sobą połamaną ręką, lecz w końcu się opanował. - Tak, mówcie co się stało. I co to za paskudztwo jest razem z wami?
- Wyraźnie mówiłem, że mogą zginąć! - zapienił się ponownie czarodziej, ale potem machnął ręką. - No nic. Ważne, że przeżyły i wróciły w naturalny sposób. No, opowiadajcie wreszcie.

Czarodziejka wysłuchując słów ducha, zdała sobie sprawę, że Madrag musiał się do nich przywiązać tak samo mocno jak oni, a przynajmniej Tua, do niego. Trochę przykro jej się zrobiło, że tylko on najwyraźniej doceniał zagrożenie jakie nad nimi wisiało, ale nie miała pretensji do reszty. Oni nie widzieli jak tam było, nie byli świadomi tego, że dziewczęta znajdowały się w realnym niebezpieczeństwie. Zezłościła się tylko na Kalela. Najpierw, że tak głupio zmarnował eliksir, a gdy potem wspomniał o paskudztwie z początku nie wiedziała nawet o czym mówi, ale jak już się zorientowała to prychnęła tylko ze złością przygarniając pseudosmoka jeszcze bardziej do siebie.
Ich przygody pozwoliła opowiedzieć bardce, w końcu ona była w tym lepsze. Czasem tylko uściślała jakich zaklęć użyła, bo wiedziała, że Madraga to zainteresuje. Z przyjemnością wsłuchała się w słowa Sorg, widząc teraz ich sytuację w nieco innym świetle. Napięcie z niej powoli odchodziło, tylko złość na Kalela została.

- No... obudziłyśmy, czy też znalazłyśmy się w takim lesie... Straszny był od pierwszego kroku. Niby nic w nim dziwnego nie było, ale nawet włoski na karku stawały dęba, był taki... taki.. no taki inny. Szłyśmy przez niego i wiedziałyśmy, że zaraz gdy postawimy kolejny krok coś się stanie. I nagle te krzyki,ale jakie... włosy nam się zjeżyły. A tu nagle huk tupot i obok nas przelatują dwa konie, a nad nimi coś... Nim się zdążyłyśmy obejrzeć już ich nie było, więc poszłyśmy do przodu i... -
Sorg z zapałem zaczęła opowiadać co im się przytrafiło. Snuła swą opowieść jak każda bardka, dodając szczegółowy opis sytucji, zawieszając głos w dramatycznych momentach, gestykulując dłonmi aby słuchający widzieli pełen obraz ich zmagań. Na koniec zawiesiła głos i powiedziała patrząc na Kalela:
- Sam jesteś paskudztwo z tą dziwaczną łapą teraz. To jest smoczek, mały pseudosmoczek. Będziemy go karmić, opiekować się nim, pilnować aby przeżył, to...
- zawiesiła głos i poczekała aż napięcie urośnie - chowaniec Tui. Taki jak widzieliśmy u Rudej Wiedźmy, ale ten będzie chowany od maleńkiego z Tuą i musimy postarać się go zrozumieć, co mówi. Możemy jego dużo nauczyć a on może nauczyć nas. Prawda Madragu?

Ale Madrag nie słuchał już ostatnich słów bardki, z niedowierzaniem wpatrując się to w Sorg, to w zagadaną przez wszystkich Tuę.
- Miłosierna Mystro - jęknął w końcu, łapiąc się za głowę. - Czy w waszym słowniku istnieje w ogóle takie słowo jak taktyka? Podstęp? Strategia może? Rany boskie! Gdybyście spotkałyście beholdery a nie te małe mutacje to przecież nie zostałby po was nawet popiół! Ile razy tłukłem ci do głowy, że najpierw używasz czarów, które ZADZIAŁAJĄ, a nie tych, które lubisz? I czarów obronnych używa się PRZED atakiem, a nie po! I nie używa się broni obszarowej gdy kogoś ratujesz! I... - tyrada ducha zdawała się nie mieć końca. Wreszcie wyczerpały mu się tematy do narzekania, rzekł więc tylko: Mam wrażenie, że stwierdziłaś iż skoro jest wróg, to trzeba go atakować i tyle. Mag myśli GŁOWĄ, nie mięśniami; tym różnimy się właśnie od tępych osiłków, których pełno na gościńcach. Zapamiętaj to sobie bo następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia...
Maeve chcąc nie chcąc w duchu przyznała magowi rację. Tua jednak nie była znana wśród nich z tego, że najlepiej wymyśla podstępy. Myślała jednak Maeve, że Sorg jest chociaż odrobinę rozsądniejsza.
- Masz rację, Mistrzu - mimo że Tua to wiedziała, nie mogła się powstrzymać od skomentowania - Gdyby nie dopisywało nam szczęście mogłoby być dużo gorzej. I byłaby to moja wina - zawiesiła głos. Gdy wypowiedziała na głos nękające ją poczucie winy zrobiło jej się trochę lżej, ale jednocześnie... stało się to jakby bardziej rzeczywiste - Powinnam była inaczej rozpocząć walkę, ale trudno o trzeźwy umysł, gdy wiszą nad tobą ciskające czarami, obrzydliwe, okrutne potwory. Do tego zimnej krwi potrzeba, ale mam nadzieję, ze i tego się wkrótce nauczę.
"Taki cwaniak, bo wszystkie rozumy pozjadał", myślała Sorg słuchając jego tyrady. "Jako bardka mam w słowniku... muzykę, ballady, opowieści, ale może tego mu nie powiem bo jeszcze się na mnie zacznie wydzierać. Każe nam myśleć głową a sam se tyle wymyślił, że teraz zamiast żyć pałęta się po świecie strasząc ludzi jako zjawa", uśmiechnęła się lekko złośliwie pod nosem patrząc na ducha.
- No mogłam im w sumie coś zagrać na lutni... myślisz, że by nam coś to pomogło? A ten chowaniec to...? - wcięła się Sorg w tyradę maga.

- Gdybyś użyła magii to byście natychmiast wróciły tutaj - burknął mag. - Aczkolwiek na przyszłość to niezły pomysł. A co do chowańca to ten pisklak jest za mały. Zwierze, zwłaszcza rozumne, musi być świadome swojej więzi z magiem, a ten to jeszcze długo tylko jeść i spać będzie chciał i przywiąże się do każdego, kto o niego zadba. Jak kurczak za kwoką. Ale potem... - smutek przemknął po twarzy ducha - ...potem może być wspaniałym towarzyszem...
- Ojjjjjjjj no, ale przecież urośnie co nie? I zwiążę się z Tuą jak my nie będziemy się między nich wcinać co nie ? - męczyła dalej bardka, po czym podeszła do maga i głośno go cmoknęła w miejsce gdzie powinien znajdować się jego polik - To za to, że się tak o nas martwiłeś - dodała z uśmiechem. Zerknęła na Kalela i spytała:
- A z nim to chyba musimy gdzieś iść, coby go na nowo połamali co? Może spytajmy karczmiarkę gdzie tu taki specjalista od łamania kości mieszka?

- Yyy... ja ten... wcale się nie martwiłem! - zająknął się duch, przybierając kolor... no, zbliżony do żywego, co było chyba odpowiednikiem dusznego rumieńca; i skubiąc nerwowo brodę. - O czym to ja... a tak... smok... ze smokiem to nie jest tak łatwo. To nie byle szczur, nie wystarczy że będzie cię lubił, musi jeszcze CHCIEĆ zostać chowańcem...

Reakcja Madraga na gest Sorg rozśmieszył Tuę. Rozbawiło ją, że duch nie chce przyznac się do tak przeciez ludzkich uczuc jak strach o życie swoich towarzyszy.
- Ja też ci dziękuję mistrzu. Jesteś najwspanialszym nauczycielem! Tylko dzięki tobie udało mi się tamto przeżyć. - Mimo, iż była prawdziwie wdzięczna nie pocałowała ducha, jak Sorg. Niestosowne wydało jej się to wobec własnego nauczyciela, więc uśmiechnęła się tylko szeroko.
- Hmpf! - mruknął lekceważąco Madrag, ale
oczywiście pęczniał z dumy.

- I wcale nie musicie się od smoka odsuwać! - zaprotestowała czarodziejka - nawet nie możecie. Przecież on nie może mieć kontaktu tylko ze mną! Jak dorośnie to sam zdecyduje, czy zechce związać się ze mną magią czy nie. A na razie po prostu będziemy musieli go wspólnie wychować - zakończyła z uśmiechem i z czułością wpatrując
się w małego smoka.

Kalel uśmiechnął się słabo do Sorg - w końcu ktoś zwrócił uwagę na stan w jakim się znajdował. - Właśnie Sorg, masz rację, skoro z wami wszystko w porzadku, to idę poszukać kogoś kto mi rękę złamie. - Krzywo się uśmiechnął na myśl o tym co go czeka i ponownie przeklął w duchu swoją głupotę. - No to ja pójdę, a wy wypoczywajcie... - Powiedział i wstał zbierając się do wyjścia.
- Ejjjjjjjjjjj gdzie? W środku nocy? Jak będziesz się po ulicy o tej porze szlajał to Ci ktoś złamie, złamie ale nie rękę tylko kark - odpowiedziała bardka chłopakowi, który właśnie zaczął się kierować w stronę drzwi.
Kalel stanął jak wryty, powoli obrócił się i z powrotem wrócił do swojego łóżka. Wyglądał przy tym na bardzo zmęczonego i osowiałego, całkowicie zniknęła jego zwykła żywiołowość. Na koniec machnął ręką - tą zdrową - i ułożył się ostrożnie na łóżku tak, by wystająca z ramienia kość o nic nie zaczepiała.- To ja się teraz chyba zdrzemnę - powiedział zamykając oczy.

Czarodziejka spojrzała na niego spod podniesionych powiek. Nie dość, że wpadł tu poraniony nie fatygując się, by opowiedzieć co mu się stało, zmarnował eliksir, obraził pseudosmoka, to teraz, w środku rozmowy, jak jakiś jaśnie pan odwraca się do nich tyłkiem i oświadcza, że idzie spać!
- Skoroś taki śpiący to śpij, dobranoc! - odpowiedziała mu, jednak słychać było irytację i złość w jej głosie, a potem zwróciła się do reszty - Ja będę musiała jeszcze dokupić parę rzeczy, a przydałoby się jeszcze sprzedać to, co niepotrzebne z tego, co udało nam się z Sorg zabrać z lasu. Więc kiedy dalej wyruszymy?
- Ech... najpierw chyba trzeba tamtego połamać i poskładać na nowo- zaczęła się zastanawiać bardka machając ręką w stronę leżącego na łóżku Kalela. - Bo może się okazać, że będziemy musieli tu trochę zostać. Nie wiadomo jak będzie z tą jego łapą. Ciekwe gdzie się tak dorobił?
- My też powinnyśmy opatrzyć sobie rany. Z resztą nie tylko. Kąpiel, pranie i reperacja koszul też by się przydały - odpowiedziała Tua - Czyli wyruszamy jutro po załatwieniu wszystkich spraw, a jak nie to pojutrze? - dopytała jeszcze by wszystko było jasno ustalone.
- Zobaczymy rano jak nam to wszystko pójdzie. - powiedziała Sorg zerkając pytająco na resztę.

- I dobrze by było jeszcze dziś porozdzielać te rzeczy, żebym rano mogła sprzedać pozostałe - powiedziała do wszystkich czarodziejka. Następnie wyciągając kilka przedmiotów zwróciła się do Madraga - Mistrzu, czy mógłbyś sprawdzić jakie magiczne moce mają te przedmioty?


- Małe sroczki-złodziejki, co? - mruknął duch, pochylając się nad znaleziskami. - Hm... To to na pewno kamień alarmowy jest, dobry na złodziei. Ten wisior wygląda na jakiś talizman Quaala... - wymruczał kilka słów i pokiwał głową. - Zmienia się w ptaszka, który dostarczy wiadomość do każdego adresata. Ale jest jednorazowy. - Pomruczał znowu. - To kołczan Elhonny, elfi wynalazek. Działa trochę jak tamten plecak, tyle że mieści mniej przedmiotów i muszą być podłużne. A ten tubus to co? - zdziwił się mag, oglądając ostatni z przedmiotów, po czym pokiwał z politowaniem głową. - Kwiatuszku, a otworzyć go to nie łaska?
- Aa tak... - mruknęła Tua i otworzyła tubę znajdując w niej dwa zwoje.
- Jak działa ten kamień alarmowy?
- Hm... - zamyślił się mag. - Jakoś tak się przylepia do strzeżonego przedmiotu, a ty mu nadajesz hasło. Jak ktoś zabierze przedmiot nie podając hasła to dzwoni. Coś w tym guście o ile mnie pamięć nie myli.
- Dziękuję Mistrzu. To teraz tylko podzielmy się tymi rzeczami i można iść spać - powiedziała zmęczonym głosem czarodziejka. Tyle się dziś działo... Nakarmiła i napoiła jeszcze smoczątko i położyła się do snu.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 08-11-2010, 08:45   #16
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Noc była zdecydowanie za krótka; zwłaszcza dla Tui, którą smoczek obudził bladym świtem, domagając się karmienia. Wychowana na gospodarce czarodziejka wiedziała jakie wymagania mają młode zwierzęta i nie wróżyły one dobrze nadchodzącym nocom. Z drugiej strony jednak - czyż to słodkie stworzonko nie było warte kilkutygodniowego niewyspania? Miała ochotę poczytać trochę o smokach, jednak zmęczenie wzięło górę. Gdy obudziła się po raz wtóry było już dobrze po dziesiątej.

Rankiem - a raczej wczesnym przedpołudniem - wszyscy po raz ostatni wybrali się na miasto. Maeve z Tuą sprzedały i kupiły co trzeba, oraz przygotowały konie do drogi; natomiast Sorg powędrowała z Kalelem w stronę lazaretu Eniala. Łotrzyk na samo wspomnienie bólu złamanej ręki był już blady ze strachu, toteż "wsparcie moralne" bardzo mu się przydało. Im bliżej byli jednak szpitalnego budynku, tym bardziej zdawało mu się, że w oku bardki widzi dziwny, sadystyczny błysk, a owo "wsparcie" jest w rzeczywistości zemstą za to, że zostawił je w nocy same. Zresztą gojące się rany obu dziewcząt stanowiły dla pozostałej dwójki niemy wyrzut sumienia.

Gdy dotarli w końcu do lazaretu Kalel był tak przerażony, że już na wejściu poprosił o jakiś usypiający czar, lub cokolwiek co uwolniłoby go od patrzenia na ten bolesny zabieg. Starszy półelf, który ich przyjął, rzucił tylko okiem na rękę i zgodził się bez wahania... za dodatkowe 6 sztuk złota. Słysząc tą cenę zbladła z kolei Sorg... po czym bez namysłu huknęła Kalela lutnią w łeb. Zamroczony chłopak zwalił się na najbliższe łóżko, gmerając nieporadnie, a Enial popatrzył z lekkim przerażeniem na bardkę. Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się promiennie i zatrzepotała niewinnie rzęsami.
- Nie stać nas - rzekła krótko.
- To mam nadzieję, że choć na łamanie was stać - mruknął lekarz, po czym zawołał dwóch pomocników i sprawnie przełamał kość w odpowiednim miejscu. Jako że zrosła się zaledwie kilka godizn wcześniej nie było to zbyt trudne. Kalel wrzasnął, ocknąwszy się z bólu, po czym znów zemdlał gdy Enial bezceremonialnie wepchnął kość na właściwe miejsce. Sorg z zaciekawieniem przypatrywała się zabiegom, chcąc się czegoś nauczyć. Ręka została usztywniona, zabandażowana i wsadzona na temblak. Enial podleczył ją jeszcze prostym czarem, kazał nie nadwyrężać i skasował 18 sztuk złota, które bardka wysupłała z ciężkim sercem i poprowadziła chwiejącego się na nogach łotrzyka z powrotem do karczmy.

Gdy czarodziejki wróciły do "Puchatego Niedźwiedzia" okazało się, że na Maeve czeka tam list od Belvena. Zaklinaczka westchnęła z ulgą - o mały włos się nie minęli! Brat informował ją, że wszyscy zatrudnili sie u Tulipa, ale brat narzeka ze robota nudna, atmosfera we włościach nerwowa, a w obejściu prawie w cale dziewek nie ma. Mimo że przebywali tam zaledwie od kilku dni, byli bardzo niezadowoleni. Tulip faktycznie posiadał sporą menażerie bestii, lecz gdy się nudził rozkazywał swoim ludziom z nimi walczyć - a do tego jeszcze nie zabijać! Na koniec stwierdzał, że jeśli sytuacja się nie poprawi to będą wracać do domu, nawet przez największe śniegi. "Jeśli się, siostra, jednak zdecydujesz na powrót, to zostaw nam wiadomość w 'Starej Kawce' w Darrow, to poczekamy na ciebie", zakończył.

Wczesnym popołudniem ruszyliście w drogę. Co prawda po porannych przejściach Kalel nie wyglądał zbyt dobrze, jednak uparł się że przywiążę się do siodła a konia do konia Sorg i pojedzie... Co nie przeszkadzało mu, rzecz jasna, żebrać u Tui o kolejny leczniczy czar. Mimo to podróż mijała szybko, gdy zaś dotarliście do Twierdzy Złamanego Topora zaczął prószyć śnieg...

***

Okryta białym puchem Twierdza wyglądała majestatycznie i nie mniej imponująco niż jesienią. Może nawet bardziej - gdy zniknęła otaczająca ją zieleń forteca przypominała olbrzymią skałę na środku pustkowia; domy na podgrodziu były jak małe mrówki w obliczu potęgi mrowiska, mikre i nieistotne. Wyszukawszy jakąś tanią gospodę Tua zakupiła w niej prowiant i obrok potrzebne na podróż oraz niewielki wóz z doczepianymi płozami. Sorg wytargowała z pobliskiej stajni porządnego muła, worki i sporą plandekę. Gdy wieczorem wszyscy zasiedli do kolacji doszli do wniosku, że są już w pełni gotowi do drogi. Mimo bliskości zakonnych kwater jakoś nikt nie miał ochoty odwiedzać Lususa i Lidii. Mimo że od rozstania minął niespełna miesiąc, podróż z nimi zdawała się być tak odległa... Była już zamkniętym rozdziałem, jakby należąc do poprzedniego życia. Teraz czwórka przyjaciół miała nowy cel i nie oglądała się za siebie.
Następnego ranka malutka karawana ruszyła w drogę.

Przez pierwsze kilka dni sypało intensywnie; potem jednak zza chmur wyszło słońce i pogoda - mimo że mroźna - dopisywała. Wtedy też odkryliście, że jedziecie tropem innej, dużo większej karawany, a żadna - wedle waszej wiedzy - nie powinna poruszać się tą drogą. Bez Lidii nie byliście w stanie określić liczby ani rodzaju jeźdźców; jechało się Wam jednak dobrze i powoli, acz nieubłaganie, doganialiście obcych.



Wreszcie któregoś dnia poczuliście zapach dymu. Szare obłoczki wzbijały się w niebo za zakrętem, a między nagimi pniami drzew poruszały się wysokie, męskie sylwetki. Nad obozem krążyły dwa jastrzębie. Kilkanaście spętanych wierzchowców grzebało w śniegu w poszukiwaniu zamarzniętej darni, a podróżnicy kończyli właśnie stawiać namioty. Na jednym z nich wymalowany był symbol wagi i młota, jednak żadnemu z Was nic on nie mówił. Póki co wyglądało na to, że nikt Was jeszcze nie zauważył.
 
Sayane jest offline  
Stary 09-11-2010, 14:15   #17
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Sorg zastanawiała się czy się umyć, ale kiedy próbowała podnieść się z łóżka na nowo na nie opadła. “Nie mam siły. Nic mi się nie stanie jak prześpię się tak. I tak nie dam rady podejść do miski z wodą. Reszta już śpi, zresztą Tua jest tak samo zapewne zmęczona jak ja. Kalel połamany, więc też mi nie pomoże.” Położyła się na łóżku i zaczęła wpatrywać w sufit. Sen przyszedł szybko, jeszcze raz w nim przeżywała to co jej się przytrafiło. Znowu czuła ból, znowu czuła strach i wyrzuty sumienia. One były najbardziej wyczuwalne. Gdyby nie rzuciła tym ogniem może dałoby radę uratować pseudosmoka. To ona go dobiła, ona swoją niewiedzą, swoją ignorancją, swoim strachem o siebie i Tuę. A on taki mały pseudosmok walczył w obronie swojego maleństwa, walczył dzielnie a ona go dobiła. Czuła żal do siebie, żal, że nie potrafiła mu pomóc. Pochylała się nad martwym ciałem pseudosmoka trzymając go na rękach i nie mogąc złożyć jego pokaleczonego ciała do dołu, który dla niego wykopały. Obudziła się zlana potem i niespokojnie potoczyła wzrokiem po pokoju.

Tua już nie spała karmiąc maleństwo. Uśmiechnęła się na ten widok. “Wygląda jak matka opiekująca się swoim maleństwem. Mam nadzieję, że mimo nadchodzącej zimy uda nam się go utrzymać przy życiu, że nie będzie kolejną stratą, która nas spotka.” Chciała wstać z łóżka jednak zmęczenie sprawiło, że ponownie zapadła w drzemkę. Obudziwszy się ponownie bez zwłoki wygramoliła się niechętnie z pościeli i poszła się umyć. Korzystając z tego, że Kalel chrapał jeszcze w najlepsze po cichu się przebrała i podeszła do Tui. - Ja, chyba obudzę Kalela i pójdziemy połamać tą rękę. Czrodziejka przyznała jej rację i powiedziała, że w takim razie ona z Maevę pójdą uzupełnić zapasy na drogę i sprzedać to co jest im niepotrzebne. Sorg podeszła do chłopaka i stuknęła go w ramię. Otworzył oczy i poderwał się od razu z posłania. Widząc jednak swoją rękę usiadł na nim z powrotem zrezygnowany. Patrząc na jego minę bardka domyśliła się, że miał nadzieję iż to złamanie mu się przyśniło.

- Chodź Kalel miejmy to już za sobą. Jednak zanim pójdziemy wybierz sobie coś z tych ubrań i co zdobyłyśmy z Tuą. Są to w sumie ubrania męskie, portki, koszule, jakieś płaszcze i kurtki. Zima idzie nie ma co kasy wydawać jak można z tego coś wybrać, zwłaszcza że są one w dobrym stanie.
Widać było po nim, że ostatnie na co ma chęć to grzebanie w ciuchach. Jednak nie wiadomo czy dla świętego spokoju aby ona mu nie trajkotała nad głową, czy też z rozsądku podszedł do sterty ubrań, aby coś sobie z niej wybrać. Podeszła również zabierając dla siebie koszulę, która jej się spodobała i nieduży płaszcz. “Mam nadzieję, że będzie pasował i dużo przy nim przeróbek nie będzie potrzeba”, pomyślała zakładając go na siebie. Płaszcz okazał się luźny, ale gdy założy się pod niego coś cieplejszego będzie akurat dobrą ochroną przed zimnem. Popatrzyła na rzeczy , wygrzebawszy z nich jeszcze kilka sztuk położyła je na swoim łóżku i spytała chłopaka: - To co gotowy do zmierzenia się z... - chciała coś dodać złośliwie, ale widząc jaki jest blady dała sobie spokój - Idziemy?

Chłopak bez słowa skinął głową i ruszyli do wyjścia z pokoju. Bardkę bardzo kusiło aby wypytać go w co się wpakował, ale wiedziała, że nie jest teraz pora ani czas na to. Kalel nie był zbyt chętny do konwersacji, widać było, że chce to mieć jak najszybciej za sobą. Wypytali się karczmiarki o drogę do lazaretu i ruszyli bez chwili zwłoki. Sorg raz po raz zerkała na idącego koło niej Kalela. “Ciekawe czy zemdleje? Będzie się głośno darł? A może nic nie będzie czuł?” Gdy tylko przeszli próg lazaretu chłopak zanim wyjaśnił o co chodzi od razu zaczął od prośby o usypiający czar. Bardka pokiwała głową dla poparcia jego słów jednak słysząc kwotę jaką wymienił na głos półefl zanim się zastanowiła huknęła Kalela lutnią w łeb. - Już nie potrzeba... - rzekła. Po czym widząc minę Eniala uśmiechnęła się do niego robiąc niewinną minę dodała już mniej pewnie - Sam się znieczulił... Nie stać nas na dodatkowe koszta. Nie ma na co czekać łamcie zanim się odnieczuli...
Widząc jak dwóch osiłków łapie Kalela i przytrzymuje przełknęła nerwowo ślinę. “Mam nadzieję, że sprawnie się z tym uporają i że on to wytrzyma.” Słysząc trzask łamanej kości i wrzask chłopaka, który odzyskał przytomność poczuła wyrzuty sumienia. “Mogliśmy kupić ten czar. Przecież stać nas na to, całkiem zapomniałam o kasie, którą on trzyma. Ech... zrezygnowalibyśmy z innych wydatków. Zawsze coś nawywijam. Ciekawe jak mu wytłumaczę guza na głowie?” Coraz bardziej czuła jak się rumieni, zwłaszcza jak przypomniała sobie, że jeszcze dzień wcześniej chciała od niego tylko 1000 sz na płaszcz pożyczyć. Jednak chłopak pod wpływem bólu ponownie stracił przytomność. Przyglądała się poczynaniom Eniala z zainteresowaniem “Może się nauczę jak się to robi i następnym razem sama go poskładam? Choć łamać nie będę! Sam niech się połamię ja go już tylko ponastawiam i obandażuję.”

Odetchnęła z ulgą jak kapłan ogłosi, że to już koniec. Bez żadnych utyskiwań wyłuskała z sakiewki żądaną przez niego sumę za zabieg i ująwszy Kalela pod zdrowe ramie ruszyła z nim w kierunku karczmy. - Aleeeeeeeeeeeeś był dzielny... Wcale ale to wcale się nie darłeś... - próbowała zagadać, ale słysząc tylko jak chłopak coś syczy przez zaciśnięte zęby i widząc na sobie jego wściekły wzrok zamknęła się i szła już w ciszy. “Pamięta, że go huknęłam czy nie pamięta? Może pomyśli, że to to znieczulenie? Ech...” Szla zastanawiając się kiedy Kalel ją zapyta czemu to zrobiła. Gdy wrócili do pokoju chłopak położył się na łóżku i odwrócił do niej plecami. Usiadł na swoim i smętnym wzrokiem wpatrywała się w jego plecy zastanawiając czy zagadać. - Przepraszam... - jednak widząc, że chłopak nie reaguje zrezygnowana zaczęła oglądać swoją lutnię. “Kuuuuuurcze, chyba ją uszkodziłam. Pewnie trzeba będzie ją naprawić. Mam nadzieję, że nie będzie to kosztowało 6sz, bo chyba się zabiję.” Po czym spojrzała na plecy Kalela i przemkło jej jeszcze. “Albo on mnie zabije... Po co się wcinałam? Mógł sobie płacić za co chciał i ile chciał, a tak to on jest zły a ja mam lekko bo lekko ale uszkodzoną lutnię. Więcej nie idę na żadne łamania! Ech.. na razie i tak ona mi nie potrzebna, zajmę się tym jak z Pyłów wrócimy.” Odłożyła lutnię na bok i znów zerknęła w kierunku Kalela. “Śpi... czy udaje, aby ze mną nie gadać?”

Gdy wróciły dziewczęta, zaczęli się szykować do drogi. Zerknęła na chłopaka i zaczęła coś przebąkiwać do dziewcząt, że może ze względu na niego powinni odłożyć podróż choć na jeden dzień, Kalel jednak spojrzał na nią zły. Po czym warknął przez zaciśnięte zęby, że przywiąże się do konia i pojedzie. Ruszyli więc przed siebie. Jadąc przed chłopakiem czuła jakby jego oskarżycielski wzrok wypalał jej dziurę w plecach. Walczyła z coraz bardziej ogarniającą ją chęcią odwrócenia się i przeproszenia go jeszcze raz. Powstrzymała ją przed tym obawa, że przeprosiny pogorszą sprawę zamiast ją polepszyć. Słysząc jak chłopak prosi Tuę o leczniczy czar przygarbiła ramiona jeszcze bardziej. “Ech... boli go pewnie bardzo. Ciekawe czy ręka czy głowa? Pamięta czy nie pamięta? Może jednak nie pamięta... wszak szybko tą lutnią załatwiłam sprawę” Zerknęła przez ramię na chłopaka. Podróż choć mijała szybko jej przez wyrzuty sumienia ciągnęła się w nie skończoność. Chętnie pognała by Skat przed siebie, ale Kalel przywiązał swojego konia do jej konia tak więc nie miała szansy na ucieczkę przed nim. Zresztą nawet jakby uciekła to przed poczuciem winy i tak uciec nie da rady. Jechała więc smętnie przed siebie. Uniosła głowę widząc jak z nieba zaczynają spadać płatki śniegu. “Zima...wreszcie nas dogoniła. A może to my ją? Muszę się upewnić czy wszystko mam przed tą podróżą. Nie dość że daleko zmierzamy, to jeszcze zimową porą. Ech... nie jest ciekawie, ale co nam pozostaje?” Dojechawszy do Twierdzy, zostawiła Skat w stajni i krzyknęła do reszty, że idzie na zakupy nawiała aby być jak najdalej od Kalela. Wracała zadowolona z nabytku, zwłaszcza z muła, którego udało jej się wytargować za przystępną cenę. Widząc zakupiony przez Tuę wóz z doczepianymi płozami jeszcze bardziej się ucieszyła, że skusiła się na zakup zwierzęcia. “Będzie miał co ciągnąc zamiast dźwigać”. Kiedy wieczorem ustalili, że mają już wszystko pożyczyła reszcie dobrej nocy i poszła do łóżka. Czuła niepokój lecz sama już nie wiedziała dlaczego.

Rano wstała jako pierwsza, poszła do stajni, wyczesała Skat zgrzebłem, zwierzając się jej ze swojego niepokoju. Koń strzygł uszami jakby słuchał z uwagą. - Wiem, wiem Skat sama sobie jestem winna... Ech... nieważne...
Kolejne dni podróży były takie same, jeden za drugim, różniły się tylko tym, że padał śnieg albo nie. Jednak było coraz mroźniej. Kiedy kolejnego dnia zobaczyła wraz z towarzyszami ślady innej karawany poczuła znów niepokój. “Ile jest w niej osób? Dokąd zmierzają w taką porę? Chyba ich doganiamy? Mam nadzieję, że nie wpakujemy się w kłopoty jak z tymi od mantikory.” Mijały kolejne dni a ślady na śniegu były coraz bardziej wyraźne. Wyjeżdżając z za kolejnego zakrętu zobaczyli ich. Grupę wysokich mężczyzn i ich obóz. Sorg jednak zerkała w niebo na unoszące się w powietrzu jastrzębie. Przypomniał jej się Kull i jego “właściciel”. A zaraz potem przez jej myśl przeleciało pytanie: “Ciekawe co się z nimi teraz dzieje? Czy zatrzymali się w jakimś ciepłym, wygodnym miejscu aby przetrzymać zimę?” Z zamyślenia wyrwały ją głosy współtowarzyszy zastanawiających się co robić dalej.Mężczyźni z obozu jeszcze ich nie zauważyli, jeszcze mogli się wycofać, albo do nich dołączyć. Zerknęła na Tuę i spytała:
- A może by tak Madraga wysłać na zwiady?
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 10-11-2010, 19:04   #18
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
W drodze do Twierdzy, gdy już na nowo zanurzyli się w monotonię podróży, nie musząc na razie niczym sie poważnie martwic, Tua zapytała Madraga:
- Mistrzu... Mówiłeś, że tamta próba miała wskazać do jakich czarów mam talent, czy też w ogóle go nie mam. I... i co wyszło?
- A jak Ci się wydaje? - uśmiechnął się duch. - Miałaś jakieś problemy z czarami, które wybrałaś?
- Noo tak. Nie mogłam odczytać magii zapisanej na zwoju, ale myślałam, że może coś pomyliłam... - odpowiedziała nieco zawstydzona dziewczyna. Była przecież czarodziejką, a nie mogła użyć tak prostego zaklęcia.
- Na próbie, pytam! - fuknął mag.
- Aaaa - Tua się zarumieniła - Tylko hipnozy nie mogłam rzucić na te potwory.
- No więc sama sobie odpowiedziałaś - odparł Madrag. - A hipnoza w czasie walki... ciężko przekonać do siebie kogoś, kto cię chce zabić, nie uważasz? Zresztą magiczne stwory często są odporne na różne rodzaje magii, nigdy nie wiesz co ci się trafi.
- Czyli, że do wszystkiego tak samo się nadaje? - spytała chcąc się jeszcze upewnić.
- Że w ogóle się do magii nadajesz - burknął na odczepnego Madrag, po czym westchnął. - Słuchaj, Kwiatuszku. Samo to, jakie czary wybierasz i jakie ci lepiej, a jakie gorzej do głowy wchodzą jest wyznacznikiem tego, do czego masz talent. Mi na przykład ni w ząb iluzje nie idą. Z tych czarów co mam w księdze to z trudem rzucam najprostsze, a i to nie zawsze... e... to sumie mogą być w nich błędy, więc uważaj. A skoro w największej potrzebie sięgasz po takie a nie inne zaklęcia - i do tego bezbłędnie wyplatasz je ze Splotu - to znaczy, że one są twoim powołaniem i tyle.
Tua się zamyśliła. A co jest jej powołaniem? Tak trudno jest się zdecydować na coś konkretnego. Magia jest tak wspaniała, daje tylko możliwości... W którą stronę powinna się bardziej zwrócić? Z czego zrezygnować? Dziewczynę to nękało. Nigdy nie miała podobnych problemów. Wiedziała tylko, że chce zostać czarodziejką i żeby to osiągnąć powinna opuścić rodzinny dom. Tego była pewna i tak zrobiła. Ale dalszych planów nie miała. Wydawały jej się tak odległe, że się nad tym nie zastanawiała. Z resztą nawet nie wiedziała jak działa magia i czym się różnią jedne zaklęcia od drugich. No a teraz... teraz jest już prawdziwą czarodziejką, ma swój medalion, własną księgę... Jej marzenie się spełniło. Teraz tylko trzeba iść dalej. Tylko w którą stronę?

- A jak wyglądała twoja próba mistrzu?
- Eee... to było tak dawno... - zmieszał się mag. - Nawet nie do końca pamiętam...
- Na pewno pamiętasz! Nie wyobrażam sobie by ktokolwiek zapomniał o czymś takim! Mistrzu, opowiedz, proszę...
- Khem... No tak... - duch przysiadł na jakimś pniaku i przygarbił się nieco. Najwyraźniej wspomnienie nie było zbyt przyjemne. - Moja próba była w zimie... W jedną z tych ciężkich zim, gdy mróz trzaska mury, a z gór schodzi wszelkie tałatajstwo. Było nas wtedy kilkunastu - chodziły plotki, że niektórym przyśpieszono próby, ale ja na szczęście byłem już gotów... Tak mi się wtedy przynajmniej zdawało. Kazano nam przygotować czary bojowe, stanęliśmy w kręgu i wysłano nas do jednej z północnych wiosek... Tam... potem w zasadzie już niewiele z niej pozostało. Orki szły falą, która tam się zatrzymała, rycerstwo nie dawało już rady, a my wylądowaliśmy w samym środku - piętnastu nieopierzonych czaromiotów przeciw hordzie potworów i ich doświadczonych szamanów - potrząsnął głową. - Szczerze mówiąc niewiele z tego pamiętam. W panice ciskałem pewnie czar za czarem... pierwsze moje wspomnienie to to, że wokół leżało pełno porozrywanych i spalonych magią ciał, a ja rzygałem jak kot. Nieliczni mieszkańcy, którzy jeszcze żyli, latali z wiadrami gasząc płonące strzechy, rycerze ścigali niedobitków... Przeżyło nas chyba z sześciu, a ja poprzysiągłem sobie, że nigdy nie zostanę wojennym magiem. Podczas nauki zdawało nam się, że możemy wszystko... a jedyne co mogliśmy to zabijać lub być zabitym. Tylko tyle...

Tua byłą wstrząśnięta. Jej wyobraźnia działała i doskonale widziała całą sytuację.
- Ale jak oni tak mogli?! - wybuchnęła żywiołowo - Przecież... przecież... musieli być świadomi, że część z was na pewno nie wróci! - potrząsnęła głową będąc pod wrażeniem złów ducha - Miałam szczęście, że mnie spotkały tylko te potwory. I że dobrze mnie przygotowałeś.
- To nie była... Nie rozumiesz - mag potrząsnął głową i spojrzał na Tuę. - Wraz z dużą mocą idzie duża odpowiedzialność. Nie można... - chwilę szukał słowa - zaszyć się w domu i cieszyć się z tego jakim się jest. Wbrew pozorom czarodziej nie uczy się jedynie dla własnej satysfakcji i właśnie po to są gildie - by nam o tym przypominać; by wysyłać nas tam, gdzie jesteśmy potrzebni. By przypominać nam, że musimy odpracować to, czym obdarowali nas bogowie. A wtedy... nie było już kogo posłać.
- No ale przecież sam mówiłeś, że wielu z was jeszcze nie było na to gotowych! Czemu nie poszli ratować tej wioski wasi nauczyciele? Czemu pozwolili umrzeć tym, którzy, gdyby dano im tylko szansę na naukę, mogli uratować o wiele więcej ludzi?! - czarodziejka nie mogła się pogodzić z tym, że ktoś świadomie wysłał młodych uczniów na śmierć. A do tego duch starał się ich usprawiedliwiać!
- A kto wtedy wyuczyłby wtedy nowe pokolenia magów, które broniłyby takich wiosek jak ta? - odpowiedział pytaniem na pytanie duch. - Wiem, że brzmi to okrutnie, ale taka jest cena władzy: wybieranie mniejszego zła w imię lepszej przyszłości. Czasami w imię przyszłości w ogóle.
"Tacy magowie by pewnie przeżyli" pomyślała Tua, ale nie odpowiedziała nic duchowi. i tak do niczego nie prowadziła ta rozmowa.

***

Następnego dnia podróży - i podczas kolejnych - Tua przyuważyła, że gdy tylko się oddali, Madrag zaczyna kręcić się wokół smoczka i coś do niego mruczy. Za każdym razem jednak znikał nim wróciła, a gdy w końcu przyłapała go na gorącym uczynku zaczął się mętnie wykręcać. W końcu jednak wydukał, że uczy pseudosmoka... smoczego!
- No bo jak to tak! Potem biedak spotka swoich krewniaków i ani me, ani be. Telepatia telepatią, ale po ichniemu też musi się umieć dogadać - burczał duch. Smoczątko patrzyło na niego błędnym wzrokiem, najwyraźniej odporne na starania swojego nowego Mistrza.
- No oczywiście! Tylko czemu się tak z tym chowałeś? I jak mu idzie? - Tua była zadowolona z tego, że Madrag wreszcie przejął się smokiem. Zauważyła, że wcześniej raczej od niego stronił
- Nijak. Chyba jest jeszcze za mały - skrzywił się mag. - Ale przynajmniej osłucha się z językiem... a sio! - machnął ręką, bo mały podskoczył mu do brody.
Dziewczyna ze śmiechem odsunęła rozrabiającego smoczka od ducha - To czemu mi o tym nie powiedziałeś? Jednocześnie możesz uczyć i mnie, a jak ja też czasem będę mówić do niego w smoczym to może szybciej się nauczy.
- Nie pytałaś - wzruszył ramionami duch. - Ale to niezły pomysł, choć wymowa mi pewnie trochę już zaśniedziała.

***

Podczas zabawy ze smoczątkiem Tuę nagle coś tknęło i... po prostu zajrzała mu pod ogon. Malec zajęty nawet nie zauważył tego. Chwilę potem czarodziejka zaczepiła bardkę:
- Sorg, jeszcze ci się nie odwdzięczyłam za pomoc w czasie próby... Ale za to, że gdyby nie ty, to by pewnie nie przeżył - wskazała na smoczka - może chciałabyś mu nadać imię? To chłopiec.
Sorg uśmiechnęła się promiennie do młodej czarodziejki i spytała:
- Naprawdę... ja? To może... może Sherin. Jak Ci się podoba?

- Wspaniale! Dziękuję ci - Tui bardzo spodobało się to imię, miała rację czując, że bardka nada smoku odpowiednie imię.

***

Każdego dnia Tua z troską opiekowała się małym smoczątkiem. Dzięki nosidełku miała go cały czas przy sobie co najwyraźniej przypadło mu do gustu, bo na zewnątrz było dla niego za zimno. Co parę godzin dziewczyna podsuwała mu trochę pożywienia i wody. Zafascynowana obserwowała jak Sherin zajada i coraz bardziej przywiązuje się do swojej karmicielki. Czuła się za niego odpowiedzialna. W końcu był sierotą i to po części przez nią. Gdyby inaczej rozpoczęła walkę pewnie byłaby w stanie uratować jego rodziców...

W Twierdzy czarodziejka kupowała zapasy dla wszystkich na całą podróż do Pyłów. Nim mogła zamówić w karczmie odpowiednią ilośc prowiantu musiała wszystko wyliczyć. Jak długo będą w drodze, ile każdy z nich zje, ile zjedzą konie, ile to wszystko waży, jak to transportować... Nigdy wcześniej nie przygotowywała się na taką wyprawę, ale o dziwo poszło jej całkiem nieźle i nawet wspólnych pieniędzy im starczyło!

Z miasta Tua wyjechała z ciężkim sercem. Przed nimi nieznane. Najwcześniej wrócą tam na wiosnę, a i to nie jest w ogóle pewne. Czeka ich trudna podróż i ciężkie zmagania z... niewiadomo dokładnie czym.

Wieczorem, znaleźli się już na tyle daleko, ze nie spodziewali się spotkac żadnego człowieka. Gdy znaleźli miejsce odpowiednie na rozbicie obozu, Tua powstrzymała przed tym swoich przyjaciół. Sięgnęła ręką do swojego medalionu, zawieszonego na szyi. Otworzyła go i dotknęła umieszczonego w środku rubinu. Przez chwilę nie wiedziała co zrobic dalej, ale zdała się na swoją intuicję. Potarła palcem delikatnie kamień jednocześnie ręką wskazując przestrzeń, w której chciała by znalazł się domek. Po chwili czar zadziałał i znikąd, nagle przed grupą przyjaciół pojawiła się chatka. Z zewnątrz widzieli jej drzwi, dwa okna i komin. W środku stały cztery piętrowe prycze, stół z ośmioma stołkami. W jednym koncie było biurko, a w drugim pusty kominek. Tua z uśmiechem rozglądała się po pomieszczeniu:
- Będzie nam tu wygodnie, prawda? Trzeba tylko przynieść trochę drewna i napalić w kominku.
Nagle otworzyły się drzwi do domku i zaraz zamknęły. Nie było widac niczego co mogłoby to spowodować. Przestraszeni towarzysze sięgnęli o broń i po krótkiej chwili, w której nic się nie działo, ostrożnie uchylili drzwi wypatrując agresorów. Zaraz potem Sorg wydała z siebie zduszony okrzyk wskazując ręką na... unoszącą się i sunącą ku nim kupkę chrustu! Dziewczęta i Kalel odsunęli się ustępując jej. Drewno wleciało do domku, jego część poukładała się w kominku i po chwili... buchnął z nich płomień.
Przyjaciele patrzyli na to z rozdziawionymi ustami. Najwyraźniej w domku znajdowało się coś w rodzaju służącego, o którym duch zapomniał im wspomnieć.
 

Ostatnio edytowane przez Lynka : 10-11-2010 o 19:07.
Lynka jest offline  
Stary 11-11-2010, 11:46   #19
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Między drzewami widać było obóz, a w powietrzu unosił się zapach dymu i oddalone męskie głosy. Młodzi przyjaciele wstrzymali konie. Obcy mężczyźni jeszcze ich nie zauważyli. Meave miała złe przeczucie, w końcu jedno z nich ciągle było poszukiwane... A jeśli ci mężczyźni okażą się wrogami? Sorg zerknęła na Tuę i spytała:
- A może by tak Madraga wysłać na zwiady?
Czarodziejka w odpowiedzi wzruszyła ramionami. Duch zawsze miał swoje widzimisie, chadzał własnymi drogami i nigdy nie było wiadomo czy jest w pobliżu i wykona jakąś prośbę - a zwłaszcza w środku dnia. Jednak widok kolejnych podróżników na tym trakcie przypomniały dziewczynie słowa Lidii z karczmy w Siole, o których wcześniej, pod wpływem wrażeń z próby, zapomniała.
- Nie pamiętacie co mówiła Lidia z "Puchatego Niedźwiedzia"? Jak zbierała naczynia po naszej kolacji zaraz po naszym przyjeździe do Sioła?! Mówiła, że tormita, jakiś drugi zakonny - Tua podekscytowana wyliczała na palcach - półelf i elfi bard, a do tego jakaś nietutejsza kobieta, mówili o wyprawie do wieży Urgula, a potem w stronę Pyłów... - zakończyła spoglądając na towarzyszy wokoło, ciekawa ich reakcji.
- Elfi bard... elfi bard powiadasz. Znałam jednego elfiego barda - wymamrotała pod nosem Sorg ponownie kierując wzrok na jastrzębie - miał jastrzębia... chowańca... Kull go zwał. Tua!!! Jeżeli to on to jest z tymi co podążają za mną. A jeżeli to oni?! - Poczuła jak włosy na karku jeżą jej się ze strachu. Przypomniało jej się co Laure wspominał w swoim liście do niej. - Co robimy? Może uda nam się zawrócić? Jeszcze nas nie widzieli co? Jak myślicie? Zadawała kolejne pytania nerwowo rozglądając się za możliwymi drogami ucieczki. "Konie mają spętane, zanim je przygotują do pościgu, możemy być już daleko. Tylko ten śnieg... pozostawimy na nim ślady. Co robić? Może tylko ja powinnam uciekać, może dziewczyn i Kalela nie poznają, może nie wiedzą, że oni podążają ze mną?"

Maeve słuchała uważnie bardki. Czyli nie tylko ona miała złe przeczucie. Jednak z drugiej strony... Czy warto było panikować z tego powodu? Jeszcze nic się nie stało. Jeszcze.
- Spokojnie, Sorg, uspokój się, nie tak szybko! - próbowała uspokoić dziewczynę Tua. Bardka sprawiała wrażenie jakby już teraz chciała wziąć konia i nie zważając na nic pogalopować w stronę Twierdzy - Może faktycznie wycofajmy się trochę póki jeszcze nas nie zauważyli, porozmawiajmy spokojnie i ustalmy coś.
- Tak Sorg, nie panikuj. Póki co jeszcze nas nie zauważyli, choć w sumie... - Kalel pomyślał o więzi jaka podobno łączyła ptaszysko z jego panem - W sumie to zgadzam się z Tua'ą, nie musimy od razu do nich dołączać, choć wydaje mi się, że Maeve i Tua spokojnie mogą do nich podjechać by zorientować się kto zacz. Dobrze, że pomyślałaś Sorg o tym, że to mogą być ludzie nas poszukujący. Lepiej być przygotowanym na takie spotkania. - Spokojny do tej pory Kalel poczuł lekkie zdenerwowanie. Nie spodziewał się już zadnych kłopotów, poza tymi, jakie czekały ich w pyłach. Chyba za bardzo go rozleniwiła wcześniejsza droga, podczas której nic się nie działo. Nic nie licząc upadku z dachu i późniejszej rekonwalescencji, ale to już była wyłącznie jego zasługa. Nagle wpadłą mu myśl do głowy. - Sorg, ale jeśli to oni, to może lepiej ponownie ukryć Twój tatuaż? I zmienić imię... na jakieś.... inne niż Sorg?
"Nie panikuj! Nie panikuj! A jak nas zobaczą i okaże się że to Ci co mnie ścigają... to się odwrócę i powiem pewnie... 'przepraszam pomyliłam dróżki'... Ech... łatwo im mówić 'nie panikuj'. Co robić?" Bardka próbowała się uspokoić, ale strach brał górę nad jej emocjami. - I co, jak zorientują się kto zacz? Jak okaże się że to Ci co nas ścigają? Porozmawiają i odejdą jakby nigdy nic? Dwie samotnie podróżujące dziewczyny? Zaczęła przyglądać się Kalelowi czekajac co jej na to odpowie.
To w takim razie tylko Ty byś została w lesie, albo... Kalel się roześmiał - Albo na odwrót, pojedź sama, a my zobaczymy co się stanie.
Słysząc śmiech chłopaka Sorg się zaperzyła. - A żebyś wiedział, że pojadę. Mam dość uciekania! Niech mnie wreszcie dopadną i dadzą spokój! NIC NIE WIEM! Po czym skierowała Skat w stronę obozowiska mając zamiar naprawdę wparować w jego środek.
Kalel szybko nachylił się i chwycił lejce konia Sorg. - Poczekaj. Dopóki mamy czas zastanówmy się co dalej. A może spróbujemy ich ominąć? Przejdziemy przez las i popędzimy dalej? Może uda się gdzieś przepchnąć sanie.
- Daj spokój, to niemożliwe. Zauważą nas. A nawet jeśli jakimś cudem nie to albo nas dogonią, albo spotkamy się z nimi w Pyłach lub wracając z nich. Trzeba coś zrobić już teraz - odpowiedziała dobitnie Tua.
- No oki, w takim razie sam pójdę - Nagle zdecydował się Kalel i nie czekając na rekcję towarzyszek pogonił konie w stronę obozu nieznajomych. Na chwilę się tylko obejrzał, by powiedzieć jeszcze - Zaczekajcie na mnie. Nie ujechał jednak daleko gdy sprawy znowu przybrały nieoczekiwany obrót.
- Czekaj, Kalel! - warknęła za chłopakiem czarodziejka, ale ten nie zwracał na nią nawet uwagi; Tua szybko przekazała pseudosmoczka dziewczętom, jednocześnie mówiąc - Wycofajcie się tak, żeby nie mogli was zbyt łatwo zauważyć. Jeśli zobaczycie, że coś się dzieje to od razu uciekajcie - ledwo dokończyła zdanie pognała zaraz za przyjacielem chcąc jak najszybciej go dogonic.
- Powinieneś był zaczekać. To niby jaki masz plan?
- Plan? Jaki plan? - Zdziwił się Kalel. - Będziemy wiedzieć co robić, gdy zobaczymy już kto to jest.
Maeve przewróciła oczami. Cały Kalel. Zero planu. No bo po, co plan! Po co komu plan! Przecież lepiej działać spontanicznie!

Bardka postanowiła że ma już dość czekania, ukrywania się, w sumie i tak ich zobaczą czy pojedzie dwoje czy czworo. Krzyknęła więc za nimi: - Jadę z Wami! i spięła skat zmuszając do biegu.
- No to świetnie. Zwłaszcza jak ją rozpoznają i okaże się, że nie mają wcale zbyt pokojowych zamiarów - mruknęła Tua do nikogo konkretnego i wstrzymała konia, by poczekać na resztę.
Sorg podjechała do dwójki przyjaciół i rzekła: - I tak się zorientują, że nie jesteście sami. Środek lasu, daleka droga bez żadnej wioski a wy bez żadnych zapasów. Nie mamy nic na sumieniu. Musimy zaryzykować, może zyskamy towarzyszy na bezpieczną drogę. - mówiła czując jak panika powoli ją opuszcza."Co ma być to będzie" pomyślała jeszcze lekko zaniepokojona.
Kalel zatrzymał się i westchnął. Cały jego plan, by wziąć na siebie ciężar spotkania z obcymi spalił na panewce. W pojedynkę nie wzbudzałby podejrzeń, a jeśli nawet, to dziewczyny byłyby bezpieczniejsze i miały trochę czasu na reakcję. Znowu się zatrzymał, zwrócił w stronę Tui i Sorg i powiedział - Nie sądzicie, że jeśli sam do nich pojadę, to najmniejsze szanse że będą o coś podejrzewać? Nawet jeśli już nas zauważyli, to chyba naturalne, że jedna osoba pojedzie sprawdzić o co chodzi. A jakby mnie napadli, to wiecie co robić. Wiaaaać - Mówiąc ostatnie słowa wyszczerzył zęby śmiejąc się do przyjaciółek.
- Nie pozwolę Wam się narażać przeze mnie! - odparła stanowczo bardka i tym razem miała zamiar trwać w swoim uporze. - Równie dobrze ja mogę jechać sama. Jeżeli mnie szukają, Wam uda się uciec. Macie jeszcze szanse się wycofać... ja jadę czy z Wami czy bez Was. - i dodała żałośnie - Mam dość uciekania, gdzie ucieknę?
- Sorg... - Kalel zrezygnowany popatrzył na bardkę - O to właśnie chodzi, że to Ciebie szukają. Dlatego nie pchaj się przed szereg. Stwarzasz tym zagrożenie dla wszystkich. Jesteśmy przecież drużyną, nie zostawimy Cię samej.
- Kalel ma rację - powiedziała Tua - ale sam nie pójdzie, by znowu nie nawywijał czegoś jak wtedy w Podkosach. Sorg, po prostu poczekaj i posmaruj w tym czasie jeszcze raz swój tatuaż, żeby go na pewno nie zauważyli. I choć raz nas posłuchaj. Proszę...

Łotrzyk widząc nieprzejednaną postawę Sorg, która święcie przekonana o swojej racji nie zamierzała zmienić zdania i uparcie kierowała się na konfrontację z nieznajomymi, nie zdzierżył. W chwili gdy bardka skierowała się w stronę mówiącej do niej Tui niepostrzeżenie odwiązał ciężką sakiewkę od pasa i uderzył Sorg nią w głowę, po czym przytrzymał ją by nieprzytomna nie spadła z konia. - Do czego to trzeba się posuwać by pomóc bliźniemu. - Mruknął niewyraźni pod nosem i przepraszająco spojrzał w oczy Tui.
Czarodziejka zdusiła w gardle krzyk i ze zgrozą spojrzała na chłopaka. Nie uważała to za najszczęśliwszy pomysł, ale nie skomentowała. Przykazała tylko Meave opiekować się Sorg i czekać na nich.
- No to chodźmy - mruknęła do Kalela.

- Chwilka - Kalel szepnął do Tui - Umieścimy Sorg na saniach, opatulimy i będziemy mówić że ciężko chora jest i wieziemy do medyka. I nikomu nie damy jej dotknąć, bo... bo... - chłopak próbował wymyślić jakiś sensowny powód - Bo nam religia nie pozwala. - Palną głupio na koniec.
Dziewczyna spoglądała na chłopaka spod podniesionych brwi.
- Taaa... do medyka po drugiej stronie gór... Czy może w Pyłach? Daj spokój. Powiemy, ze zemdlała po prostu. A na razie i tak zobaczą tylko nas. A później... zobaczymy co będzie.
-
Masz rację, to najbardziej wiarygodne, że zasłabła po drodze. Ułożyli Sorg na saniach starając się by było jej w miarę wygodnie i przykryli tak że ledwie spod koca wystawał jej czubek nosa. - To jak? Jesteś pewna, że idziesz ze mną? - Kalel ponownie spojrzał się pytająco na Tuaę. - Mów śmiało, obiecuję, że ty w łeb nie oberwiesz - mrugnął łobuzersko przy tych słowach i dał chwilę do namysłu czarodziejce.
Tua spojrzała na chłopaka ponuro. Powoli miała dość tej sytuacji, a to dopiero początek. Zwróciła konia w stronę widzących ich już obcych i mruknęła do Kalela:
- Tylko lepiej nie wspominać im, że ja i Meave potrafimy czarować. Przynajmniej dopóki nie będziemy pewni ich zamiarów.
- Zgadzam się z Tuą. Tak będzie najbezpieczniej. W końcu nie chcemy niepotrzebnego ryzyka, czyż nie? - Dodała Maeve, wzdychając ciężko. Cała ta sytuacja coraz bardziej się jej nie podobała. Ciągle miała złe przeczucie.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 11-11-2010, 12:53   #20
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
_____________________________________
__________


Święto Księżyca, Nightal
.
Królestwo Pięciu Miast

Gdzieś na trakcie do Pyłów



Podróż przez zimowy krajobraz była żmudna i monotonna; zwłaszcza w pierwsze dni, gdy ciągle sypało. Jeszcze przez wyjazdem z Twierdzy
Iulus uparł się, by zakupić duże sanie, do których zaprzągł pozostałe po zmarłych najemnikach konie - objuczone do granic możliwości zwierzęta z trudem brnęły w zaspach, więc ujęcie części bagażu znacznie przyśpieszyło ich krok. Mimo to im dłużej jechaliście tym częściej byliście zmuszeni robić postoje by odwalić leżące na trakcie drzewa czy przeczekać zawieję. Helfdan często wyjeżdżał na przód sprawdzając drogę i równie często zbaczał ze szlaku w pogoni za świeżym mięsem, słusznie uważając iż należy korzystać z okazji. W końcu czas przejazdu do Pyłów był tylko orientacyjny i to mierzony jeszcze za czasu gdy trakt był w pełni przejezdny.

Im dłużej jechaliście tym atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. W leśnej głuszy miejskie zbiry czuły się bardziej niż niepewnie. Pokryty śniegiem gęsty las przyprawiał ich o dreszcze, a głucha cisza działała na nerwy. Po dekadniu jazdy zachowywali się tak, jakby Pyły były tuż-tuż, a za każdym krzakiem czaił się potwór, więc ani w głowie były im spiski czy zdrada. Wirujące wokół pni płatki śniegu i zrywające się znienacka ptaki czy zające jeszcze potęgowały ich lęk. Na szczęście dla pracodawcy - nie mieli dokąd uciekać, a jadło i obrok przezornie zapakowano na osobne konie.





Jadący pośrodku szyku
Laure spędzał większość czasu na nauce i rozmyślaniach. Gdy w końcu przestało sypać i pogoda się poprawiła mógł nawet - choć ze sporym ryzykiem - czytać w siodle. Najlepiej jednak pożytkował postoje, studiując posiadane mapy. Na mapie Królestwa naniósł okoliczne siedziby elfów, o których położeniu dowiedział się w Siole i Twierdzy. Wszystkie jednak znajdowały się minimum 2-3 dni drogi od traktu i nie prowadziły do nich żadne przesieki. Widać elfy radziły sobie na własne sposoby. O wiele ciekawsza była jednak mapa Levelionu, która szybko rozwiała obawy Laurego co do swojej autentyczności. Levelion przypominał Aesdilowi legendarne Evermeet - zamknięte z jednej strony górami i pustkowiem, a z drugiej Północnym Lasem składało się z pojedynczych posiadłości, otoczonych rozległymi ogrodami, parkami i jeziorami. Każda z posiadłości oznaczony była na mapie herbem rodu - w jednym z nich bard rozpoznał symbol widniejący na skradzionym mieczu. Nic dziwnego, że elfy miały problem z obroną tak rozległego terenu.
Centrum tego niby-miasta stanowił kompleks bibliotek, sklepów, teatrów i magicznych wież, otaczających rozległy plac. Główny budynek oznaczony był jako pałac, pełnił jednak zapewne i funkcję świątyni Corellona, gdyż widniał na nim znak elfiego boga. Po mapie rozrzucone były również symbole świątyń pomniejszych bóstw. Trakt, którym jechaliście prowadził prosto do centrum Levelionu.

Użytkowanie zdobycznych butów szło Lauremu z różnym skutkiem, czasem jednak się udawało. Póki co zdobyte informacje nie należały do interesujących. Wokół Was był zwykły las, o nieco kamienistym podłożu, zaś najgroźniejszymi przeciwnikami na dzień dzisiejszy były żmije - o tej porze roku śpiące w swych norkach. Ku uldze elfa pod stopami nie mieli podziemnych korytarzy - przynajmniej na tej głębokości, na którą sięgał czar. Niebezpieczeństwo spotkania drowów zdawało się odległe.


***

Od kilku dni Helfdana coś dręczyło. “Coś” miało zarówno bardzo konkretny kierunek świata, jak i miejsce w ciele półelfa. Magiczna pałeczka przeczucia bezbłędnie wskazywała kierunek powrotny, gdy tymczasem jej właściciel uparcie przemierzał odludną dzicz. Ona swoje - on swoje. Doszło do tego, że tropiciel zaczął mieć omamy - słyszał słodki świergot apetycznych sikoreczek, podczas gdy wokół same chłopy! Mimo to nie dawał wiary przeczuciom i przed kolejnym popasem jak zwykle wybrał się na objazd terenu i polowanie. Dlatego też przegapił chwilę, gdy obiekty jego przyszłych karesów pojawiły się w polu widzenia oddziału. Nie przegapił ich jednak zupełnie, toteż następne minuty spędził na sprawdzaniu okolicy i... czajeniu się w krzakach.

Tymczasem po lesie rozniosło się echo podniesionych kobiecych głosów. Ku swemu zdumieniu reszta drużyny ujrzała na szlaku kilkoro obcych, którzy zbili się w krąg debatując żywo. Paladyn machnął na jednego z najemników, pozostali również skoczyli do koni i dopiero stanowcze rozkazy Raydgasta usadziły ich na miejscu.
Aesdil też zaczął siodłać swojego wierzchowca i tylko pomny przeszłych doświadczeń Iulus zdecydował się zostać w obozie.

W końcu opanowaliście zamieszanie i komitet powitalny ruszył w stronę nieznajomych. Z tamtej strony stępa wyjechały dwie postacie; trzecia została przy koniach i saniach. O obecności czwartej świadczył tylko samotny, osiodłany koń.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 13-11-2010 o 21:33.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172