Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2010, 16:50   #14
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czarna krew... Jiang Shi miał czarną gęstą posokę. W konsystencji i zapachu przypominającą smołę.
I to właśnie kropelki tej krwi znaczyły drogę Leiko. Zawieszona na warkoczu owiniętym wokół głowa oni krwawiła tą smolistą breją. Jednak nie psuło to humoru kobiety, tak bardzo, jak wyraźne rozdarcie, ślad po pazurze oni, które odsłaniało więcej niż potrzeba. A choć Leiko nie była pruderyjna i pokazywanie mężczyznom więcej niż się powinno, nie przeszkadzało dziewczynie (zwłaszcza, gdy dzięki temu mogła wypełnić swoje cele), to jednak... szkoda było pięknego kimona.
Oznajmiając stukotem geta swoją obecność Leiko minęła patrol łuczników Hachisuka. I choć jej uroda robiła na nich wrażenie, to bladło ono z efektem jaki na bushi wywoływało jej trofeum, ciągnięte przez nią niczym dziecięca zabawka.
Dlatego jedynie uśmiechnęli się blado, kłaniając się lekko w powitaniu. A Leiko ruszyła dalej cichymi uliczkami zmierzając w kierunku, gdzie po raz ostatni widziała swego „partnera”.
I jak się okazało, nie próżnował on.
Spotkali się na wąskim moście, pośrodku drogi... Kirisu nabił swoje trofeum na ostrze jednej z halabard, nonszalancko opartej o jego ramię.
-Oi oi... jak mam dbać o twoje bezpieczeństwo Leiko-chan, gdy ty mi ciągle umykasz przy pierwszej okazji.- westchnął na jej widok Kirisu. Zerknął na jej trofeum, dodając bez zdziwienia.- Jak widzę, nie narzekałaś na brak towarzystwa.
Po czym spojrzenie „kogucika” przesunęło się po zgrabnej nodze Leiko, na udo obnażone ciosem szponów Jiang Shi. Uśmiechnął się zawadiacko.- Chyba to mój szczęśliwy dzień Leiko-chan.
A po krótkiej wymianie zdań, zaproponował.- Dwa oni, to całkiem niezły połów jak na jedną noc. Co powiesz na powrót do karczmy...i może... świętowanie tego sukcesu. Możemy pójść okrężną trasą. A nuż się napatoczy kolejny oni i zdobędę kolejną głowę, którą pokażę Kohen-san?
W sumie ...plan był całkiem dobry, zwłaszcza że to Leiko prowadziła ich wędrówkę. I to od niej zależało, jak szybko dotrą do Szczęśliwej Brzoskwinki.

I gdy tak szli drogą, podczas której Kirisu relacjonował swój bój z oni, podkreślając przy swą odwagę i umiejętności, do uszu obojga dobiegły odgłosy walki. Ruszyli w tamtym kierunku i widok który zastali, był wielce ciekawy. To nie bushi Hachisuka toczyli walkę z Jiang Shi, ani Genba Hario... ani nawet Kohen bądź Kazama.
Ktoś inny wkroczył na ich scenę i odgrywał ich rolę walcząc oni.
Młodzieniec o ciemnych włosach, którym księżycowa noc nadawała niebieskawy odcień. W dłoni trzymał katanę pozbawioną tsuby. Oczy miał lekko przymknięte.


I unikał pazurów atakującego go Jiang Shi, lekko się odchylając do tyłu i na boki, minimalnie schodząc z drogi atakującemu go oni. I ani razu nie kontratakował. Trzymana w prawej dłoni katana przesuwała się leniwie, gdy zmieniał pozycję szermierczą z jednej w drugą. Był jak wąż, kiwający się na boki tuż przed atakiem, jedynym atakiem, za to zabójczym. Czekał na otwarcie, na moment kiedy oni odsłoni się na tyle, by mógł mu zadać zabójczy cios. Przyczaił się.
Nagle jego oczy otwarły się całkiem, katana dotąd leniwie się poruszająca, zatoczyła błyskawiczny łuk. W powietrze trysnęła krew...


... czarna krew.
Oni zatrzymał się i opadł bezwładnie na ziemię, a odcięta głowa potoczyła się w kierunku Leiko i Kirisu.
-Ładnie, ładnie... ale my tu mamy papierki na zabijanie.- krzyknął do samuraja towarzysz Leiko. A samuraj jednym ruchem strzepał posokę z ostrza swej katany, schował ją energicznym ruchem do saya. Pokłonił się obojgu i... rzucił do ucieczki, nie odezwawszy ani słowem.

Także i Kazama z Kohenem, napotkali kogoś. Gdy zmierzali wąskimi uliczkami Nagoi, drogę zaszedł im Genba Hario. Olbrzymi łowca oni poruszał się pewnie i władczo nie rozglądając się na boki, zupełnie nie przejmując się niebezpieczeństwem jakim były Jiang Shi. Z drugiej strony i Sogetsu i youjutsusha nie wątpili, że Hario potrafiłby o siebie zadbać.
Olbrzym oparł dłoń o rękojeść swojego no-dachi i obrzucił spojrzeniem obu łowców. A następnie zerknął na nieprzytomnego Jinzo. Uśmiechał się. Ale obaj łowcy wyczuwali, że nie jest zadowolony z tego co widzi.
- Żyje?- spytał Hario wskazując na kupca palcem, nie bardzo jednak interesując się odpowiedzią na to pytanie.
Po czym przeszedł do rzeczy.- Znalazłem kryjówkę owych oni. Powinniśmy się tam szybko udać, by je wybić.
Znalazł... tak po prostu. Trudno było w to uwierzyć. Jeszcze trudno było uwierzyć samemu Hario, który wzbudzał nieufność, swym wyglądem, postawą i zachowaniem. Ale... nie można było zlekceważyć.
A Genba Hario nalegał, by wyruszyć już... w tej chwili. Jego niecierpliwość, zdawała się budzić nieufność zarówno u Sogestu jak i u Kohena. Niemniej...

Kryjówka oni.
Jeśli ją odnalazł, to była to szansa, której nie mogli zmarnować. Więc obaj postanowili wyruszyć, choć bez entuzjazmu... i z bagażem w postaci nieprzytomnego Jinzo.
Hario nie zgadzał się bowiem, by podejść do domu kupca i zostawić go tam. Twierdził, że to marnowanie czasu. A obaj łowcy nie chcieli się rozdzielać. Iść tylko z Hario. Każdy z nich wolałby zmierzyć się z Jiang Shi sam na sam, niż wędrować po pustych uliczkach Nagoi jedynie z Hario za plecami. Udali się więc we trójkę, a Kazama dźwigał nieprzytomnego kupca. Genba bowiem odmówił dźwigania Jinzo.

Kryjówką oni, wedle Hario, miałaby zdewastowana podczas ostatniej wojny, a obecnie opuszczona posiadłość... zapewne kiedyś należąca do bogatego kupca.


I Kohen z Sogetsu musieli przyznać olbrzymowi rację. Ta posiadłość idealnie się nadawała do tego celu. Stała na uboczu, dachy miała całe. Dobre miejsce na schronienie się przed palącymi promieniami słońca i wścibskimi spojrzeniami. Sogetsu złożył nieprzytomnego kupca koło uszkodzonej bramy, Hario rzekł.- Proponuję taki plan. Jeden z nas pilnuje Jinzo, dwa pozostali wchodzą do posiadłości i... zabijają potwory. Co wy na to?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 03-11-2010 o 18:51.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem