Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2010, 18:18   #55
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację


Władca zamku był bardzo strapiony. Siedział w fotelu, z rezygnacją spoglądając przez okno na pusty dziedziniec.
- Wypadki chodzą po ludziach – pocieszył mężczyzna w płaszczu.
Evil Mage by *Astaviech on deviantART

Władca spojrzał na swego przyjaciela. Piękne, błękitne oczy zimno wpatrywały się w twarz władcy.
- Nikt nie przeżył? – spytał smętnie władca.
- Obawiam się, że nie – odparł równie smętnie mag. – Nadal szukają rozbitków, ale szanse są niewielkie.
Władca westchnął.
- Klątwa jakaś ciąży nad tą ziemią...
- Ależ! – zaśmiał się błękitnooki mag. – To absurd, panie! Zbieg kilku nieszczęśliwych wypadków... Wypłynie kolejny statek. Przybędzie tu, przywiezie ludzi i zapasy – pocieszył. – Zaczną pracować, szybko nadrobimy zaległości, zamek będzie tętnił życiem.
Władca westchnął znów.
- Wysłałem gołębia z wiadomością, ponagliłem ich, aby kolejny statek wypłynął możliwie jak najszybciej – zapewnił troskliwie mag. – Lada moment wszyscy zapomną o tym wypadku, panie.
- Zapewne masz rację, przyjacielu.
- Nikt nie mówił, że początki są łatwe! Pójdę teraz sprawdzić, jak miewa się sprawa w okolicznych wioskach.
- Dziękuję, że się tym zajmujesz.
- Nowy kapitan straży bardzo się nam przyda, póki co, nie obciąża mnie to jakoś szczególnie... – pokłonił się i wyszedł.

Ruszył korytarzami zamku. Po dłuższej przechadzce powrócił do swej wieży, wspiął się po schodach i otworzył drzwi. Gruby mężczyzna zdziwił się szybkim powrotem maga.
- Jestem pewien, że niedługo skończę tresurę nowego zamachowcy... – powiedział mag, bardziej do siebie. – Hmmm... przydałaby mi się może jakaś... jakiś...? Przyspieszacz akcji... – z pochmurną miną podniósł z biurka małą muszelkę i oglądał ją, rozmyślając.
- Przyspieszacz...?
- Tu, w wioskach. Jakaś... bestia...? Hmmm, krwiożercza bestia biegająca luzem, jakaś chimera, coś w tym stylu...? Pożeracz bydła, porywacz kobiet, morderca dzielnych mężczyzn...
- Nie za... ekhym nie za wiele tych klątw na raz, panie? – zauważył nieśmiało otyły. – Jedna na morzu, druga tu...?
- Może masz rację – nadąsał się mag. – Póki co starczy jedna... – podrzucił muszelkę i pochwycił ją znów. – Zachowam ciała na szczytniejszy eksperyment...
* * *

Grunt to zachować spokój. Tak jak na przykład te zimnokrwiste elfy. Przychodzi elf do domu i widzi 10 litrowy worek ziemi kwiatowej na podłodze, sama ziemia usypana kopczykiem leży wszędzie wokół na nowym dywanie, w worku jest dziura, a w dziurze siedzi żółw. Elf rzuca się, podnosi żółwia, ogląda, i stojąc nad kopczykiem ziemi na nowym dywanie, z żółwiem w ręku, stwierdza z ulgą: „całe szczęście, że nie zjadł kawałka worka foliowego!”. Spytacie pewnie dlaczego 10 litrowy worek z ziemią potrzebny do przesadzania kwiatów, pozostawiony na krześle, spada na podłogę akurat w momencie kiedy elf wychodzi na 10 minut wyrzucić śmieci. A, to już całkiem inna bajka. Chodziło o puentę... [oczywiście co wolno Flafiemu to nie tobie, smrodzie, więc jeśli przyjdziesz na parapetówę, zostaniesz przez narąbanego elfa powitany groźnym nakazem: „tylko nie podepcz dywanu!!!”...(chodziło o zdjęcie butów...)]
Albo kiedy do elfa przychodzą znajomi i koleżanka komplementuje panią domu: „ale macie ładne okna, u nas ciągle się woda skraplała na szybie i wyszła pleśń...[smutek]” Elf; „u nas też tak się zaczęło dziać, ale polałam okna Domestosem i przeszło zupełnie! ^^ ” Ale to inna przypowieść... Khym, nie, na serio, Domestos pomógł lepiej niż pochłaniacz wilgoci... ekhekhem... Podobnie, niektórzy nie wierzą w drowią klątwę... ekhekhym...

Tak więc Dirith świetnie wpasował się w swoją rolę. Tutejsze plemię najwyraźniej czciło bóstwo-tygrysa, a czarno-biały, gadający tygrys był ucieleśnieniem obiektu ich modłów.

Zaczęto znosić jedzenie na ucztę.

Znoszono żarcie na misach, na liściach... Góry jedzenia zaczęły rosnąć na misach ustawionych na placu przed tronem wodza. Były tam owoce, ryby, ptaki, sałatki, mięso sporych zwierząt, kóz, krów, antylop...? Ciężko powiedzieć. Homary, krewetki, ślimaki, coś bezkształtnego, ale ładnie pachnącego, no i gwóźdź programu... Czy to jest.... kawałek macki Krakena...?! Najwyraźniej! Trzech mężczyzn przytachało znaleziony najwyraźniej na plaży kawał macki krakena! Przyprawiony i ładnie udekorowany zieleninką wygląda już nie tak groźnie...

Dirith; Rozejrzałeś się, ale wyspa wygląda na dziką i nieucywilizowaną. Słowem widzisz głównie korony drzew.

Ursuson;
Zostałeś miejscowym autorytetem od zabaw. Wioskowi obserwowali z lekkim zdumieniem twoje wyczyny na desce i popisy naśladującej cię dzieciarni. Jeden z chłopców podziwiający i próbujący naśladować twoje wyczyny na desce przyprowadził po chwili kozę i wesoło coś wykrzykując wskazywał na twoją „deskę”.
http://www.fotoplatforma.pl/foto_gal...__DSCN6206.jpg
Chyba chłopiec chciałby się wymienić... Zmieszany rozejrzałeś się wokół i ku twemu zdumieniu, jakbyś ujrzał w oku kogoś z drużyny [bez pokazywania palcem] błysk „bierz kozę!”. Do tego tajemniczy osiołek, który przyszedł za wami z plaży, merda ogonkiem i szczerzy się do przyprowadzonej kozy.

http://www.aceshowbiz.com/images/sti...er_after01.jpg

Dzieciarnia wokół ma wielką radochę z całego przedstawienia, a koza przeżywając trawę zerka na ciebie obojętnie. Jej mały właściciel uparcie wskazuje twoją „deskę”.

Ryi; Obserwujesz. O, żarcie nadchodzi...
Miejscowe kobiety bacznie ci się przyglądają. Chyba zastanawiają się jakiego podkładu używasz...

Wszyscy; Gwałtownie wybuchła drobna sprzeczka Braciszek-Dirith-Pani R., pt. „ja chcę czekoladę!”. Po raz kolejny okazało się, że próba wystrychnięcia na dudka drowiego zabójcy i przewyższenie go w jego własnym fachu to kiepski pomysł... Drowia klątwa odezwała się znienacka. Szybkość z jaką Dirith skoczył ku niedoszłemu napastnikowi zatkała wszystkich wokół, a niektórych wręcz zwaliła z nóg. Drażnienie tygrysa było jak zasiadanie gołym tyłkiem wysmarowanym miodem na mrowisku pełnym naprawdę wielkich, naprawdę głodnych, krwistoczerwonych mrówek. Czujecie ten ból...?
Braciszek poczuł. Szczęśliwie jednak dla niego i Magini, tygrys poczuł zapach znoszonego jedzenia i opanował się jakimś cudem. Obeszło się zatem bez wyprutych flaków, ale szaman zapamiętał sobie zło i występek dziwnie zachowujących się obcych.

Było żarcie. Były tańce. Wszystko było fajnie, do momentu, kiedy naraz rozległ się w wiosce krzyk:
- AJAJAJA!!!
Rozejrzeliście się, ogłupieni. Jeden z mężczyzn wykrzykiwał coś w panice i wskazywał ręką w niebo. Wszyscy zadrli Glowy i po chwili pół wioski darło się w przestrachu.
- AJAJA!!!
- Oj KARAMBA!!!
- Usuka! Usuka!!!
Hm...?
Spojrzeliście w niebo. Daleko, ponad lasem, krążyło po niebie sporych rozmiarów coś. Coś było czarne i z kształtu przypominało jaszczura ze skrzydłami. Tubylcy wyraźnie tego czegoś nie lubili, gdyż ścięła ich trwoga, kobiety pochowały dzieci po chatach i same wyściubiały tylko koniuszki nosów.

Browsing deviantART

Był to smok. Smok, czy wywerna, ciężko określić z tej odległości. Duża wywerna albo mały smok. Kołowało hen ponad lasem, niczym drapieżny ptak wypatrujący myszy w polu w dole.
I... było coś nie tak z tym czymś. Zatoczyło cztery kola nad lasem i pikowało, zniknęło w koronach drzew. Tubylcy odetchnęli chwilowo.
Hm...
To fruwało było jakieś nie teges... Po pierwsze dziwnym się wam wydał sposób lotu tego czegoś. Tak po chwili zastanowienia to to coś nie machało skrzydłami. Całe jakieś takie sztywne było... Co prawda raz kłęby ognia buchnęły z paszczy... ale coś było nie do końca w porządku w tym fruwałem...
- Szaima przyjść zabić bestia!!! – wasze rozważania przerwał radosny wrzask szamana, który doznał olśnienia. – Szaima wysłuchać moja modły i przyjść nas uwolnić!!!
Zanim ktokolwiek się odezwał, otoczył was znów tłum wiwatujących i tańczących tubylców. Wódz wioski wstał o powoli podszedł do Diritha, kłaniając mu się z nadzieją.
- Nasza najlepsza wojownik my słać na bestia! – tłumaczył dla Diritha szaman. – My bestia zrobić w jajo i zasadzka, my bić włóczniami i strzały, tak, dużo! Zły duch władać zły ogień! Wojownicy pobić i podziurawić, tak, zły duch spaść na drzewa i spłonąć, ale następny wschód słońce, my patrzeć, on znowu na niebie! – wyjaśnił z rozpaczą. – On zły duch z piekła, on ciągle wracać! My składać ofiara i karmić go owoce, ale on nie chcieć, on ciągle palić las i my nie móc tam polować! My się modlić i Szaima przyjść! – powiedział już bardziej do tłumu niż do Diritha.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline