Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2010, 23:36   #30
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Biegli po schodach, na górę. W głowie, praktycznie nie zdając sobie z tego sprawy młody Amberyta odliczał kolejne stopnie. Każda sekunda przybliżała ich do celu. Syn Benedykta uważnie obserwował strażników. Jego ręka zaciskała się na rękojeści szabli. Był gotowy, gdyby któryś z nich zrobił jakiś agresywny ruch, gdyby którykolwiek z nich okazał się zagrożeniem ... był gotowy działać. Był żołnierzem i w tym momencie nie myślał, że może być zmuszony zabić te istoty. Miał zadanie i musiał je wykonać. Niestety, ale dobrze zostało to określone w Księciu "cel uświęca środki". Mieli uratować królewicza i jeżeli w czasie tego zadania ktoś zginie ... cóż takie już było życie.

Wbiegając po kolejnych schodach młody żołnierz miał coraz większą nadzieję, że uda się uniknąć rozlewu krwi. Jak do tej pory wszyscy ich przeciwnicy stali nieruchomo. Wejście do świątyni zbliżało się w coraz większym tempie. "Jeszcze chwila, jeszcze chwila i będzie po wszystkim" cały czas powtarzał sobie w głowie.

Nagle na szczycie schodów pojawiła się jakaś postać. Aleksander nie zastanawiał się długo, przyspieszył. Znajdowali się na odsłoniętej pozycji. Otoczeni przez niezbyt przyjaźnie do nich nastawionych strażników i chociaż nie wątpił, że poradziłby sobie z nimi, to nie wiedział, czy w czasie walki z innymi strażnikami, ktoś z ich drużyny nie zostanie ranny. Nie wszyscy tutaj byli żołnierzami. A tamci mieli przewagę liczebną, zakładając nawet, że mógłby walczyć z sześcioma na raz, nadal zostaje kilku, którzy mogliby zaatakować pozostałych. Dotarcie do szczytu, znacznie by jednak ułatwiło sprawę. Teraz pozostawało jednak czekać, czy nastąpi jakiś atak. W pewnym momencie biegu zauważył jednak, że atmosfera trochę się rozluźniła. Nie słyszał już tego "głosiku" w głowie, który natrętnie powtarzał "niebezpieczeństwo". Jego instynkt, mówił mu, że przynajmniej w tym momencie nic im nie grozi. Mimo wszystko nie zwolnił, wolał zejść z tych schodów, nie podobał mu się tłum zgromadzony przed świątynią, amatorzy byli nieprzewidywalni.

Gdy dotarli do wejścia do świątyni, wyraźnie się rozluźnił. Przekraczając jego próg szybko omiótł pomieszczenie wzrokiem. Nie zauważył jednak żadnego zagrożenia. Schował swoją broń do pochwy, nadal był jednak ostrożny. Zastanawiał się czy nie odpowiedzieć coś kapłanowi, jednakże Morgainne odezwała się pierwsza. Do rozmowy szybko dołączyli pozostali członkowie wyprawy. Aleksander zdecydował, że nie ma sensu włączać się w tym momencie do rozmowy. Obserwował tylko wszystkich zebranych, przysłuchiwał się rozmowie i rozmyślał nad pewnym aspektem tej sprawy.

Przez cały czas jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Nie wyglądało jednak na to, że będzie mógł w tym momencie zaspokoić swoją ciekawość. Trudno, znajdzie się jeszcze okazja. Będzie ją tylko trzeba uważnie wypatrywać. Niepokoiło go jeszcze imię Branda ... szaleniec, który niemalże nie zniszczył wszechświata. Wydawało się, że po śmierci nadal mógł namieszać. "Cóż za ironia losu, zemsta za grobu".

Syn Benedykta przerwał rozmyślania, gdyż w końcu rozmawiający doszli do pewnego konsensusu. Księżna Lilavati miała zejść w dół świątyni, a reszta grupy miała ją opuścić. Aleksander wrócił do obserwacji, czekając co zrobią inni jego towarzysze ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline