Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2010, 09:44   #28
Kawairashii
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Un travel routs before us

***

Henry Bevoushi
Chmury leniwie sunęły po bezkresnym niebie. Od ostatnich uderzeń dział minęło sporo czasu. W mieście na powrót było słychać świergot ptaków. Gdzieniegdzie odbijały się echem huki upadających przedmiotów poruszanych przez nowych mieszkańców. Henrego nie odstręczała myśl o samotności, szybko wyposażył się w broń i przekąskę, jakkolwiek by to nie nazwać, na to właśnie wyglądało.

Skrót H. B. … co chwila wzbudzały na twarzy Henrego Bevousha nostalgię. Wzniecając kilka niepożądanych westchnięć i uśmieszków. Dwa magazynki oraz broń, jak by się wydawało, w nienagannym stanie, to bardzo dobry łup. Chociaż faktycznie, pozostawienie takiego skarbu przez mieszkańców, bądź nowo przybyłych było podejrzane, czyżby alejka była tak dobrze ogrodzona, iż nikt nie wchodził do niej od czasu wypadku samochodowego? Czy może ‘Mort’ wywołał wypadek, wraz ze śmiercią mieszkańców? Tak nagle? Henry wiedział, że wybuch wystarczająco silnego ładunku mógłby położyć solidne budowle niczym domki z kart, a ludzi niczym zapałki, paląc ich nim upadną na ziemię. Ludzie faktycznie wyglądali jakby niespodziewali się nagłej śmierci. Były tu kępki ciał dzieci, wyglądających jakby za chwile miały wstać i nadal ganiać za jednym z martwych psów. Kobiety z siatkami, starszy mężczyzna przywarty do jednej z ławek, wraz ze szczątkami czegoś, co z pewnością kilka lat temu musiało być papierem, a obecnie stanowi bielawą pleśń pokrywającą części ciała denata, w których kiedyś spoczywała gazeta.
*Bzdura* rzucił prędko w myślach, odruchowo chwytając się za nos.
Tak nie działa tego rodzaju broń. Ślady zrujnowanych budynków, wskazywały, że to z pewnością nie wybuchu. Ludzie nie umierają tak po prostu od fali uderzeniowej, a nawet, jeśli powinna być zauważalna na przedmiotach martwych. Mimo iż wiele budynków nie miało już szyb, zaskakująca większość z nich nie była ich w zupełności pozbawiona.
*Wojna biologiczna?* żeby położyć wszystkich mieszkańców w tej samej chwili, zaraza musiała być niesamowicie silna i wymyślna. Każdy człowiek ma bardziej lub mniej odporny system immunologiczny, nie możliwe, aby w tym samym czasie wszyscy ulegli paskudztwu.
Tak czy inaczej, obecny stan miasta wskazywał na to.
*Chemia* Wojna chemiczna, mogła być przyczyną, a dopiero później wszystko zostało obrośnięte przez ‘Mort’a’. Kto tak głupi bawił się w użycie broni chemicznej będącej niebezpieczną dla ludzi, nieopodal terenów zamieszkałych? No fakt, nie każda ewakuacja może udać się pomyślnie. Chociaż… nie, to niedorzeczne. Lecz co gdyby?
Czy Henry przypadkiem i teraz nie był przyszłą ofiarą mającą zasilić florę ruin? Czy przypadkiem nie dystrybuuje ją otaczająca go roślinność?

Tak czy inaczej było już za późno. Nie powinien opuszczać Piotra, także wyczyny Jamesa i Maksa nie były na jego miarę.

Kolejny kamyk wylądował w ustach Henrego. Kilka pierwszych nie specjalnie mu smakowało, ale najwyraźniej musiał do nich dojrzeć. Czy to możliwe, aby mógł zaspokoić swój głód jedząc ziemię? ‘Grunt’ to zdrowie, powiadają.

Kocioł (-/-/-/-/-/-)

Jego zęby prędko nabrały solidności, przestając kołysać się na powoli czerstwiejących dziąsłach. Mimo iż nie brakowało mu śliny, ani nie czuł się bardziej spragniony, jego podniebienie nie wydawało się już tak nawodnione jak kiedyś. Podczas gdy jego język nabrał niesamowitej zwinności, obracając grudki skał i krusząc je bez ocierania o zęby. Tak jakby jego usta żyły własnym życiem. Henry czuł jak wytwarzane w głębi jego trzonowców klekotanie, czy impulsy rozłamywały wkładany do ust materiał, niczym małe młoty pneumatyczne.
Czuł się niczym Jaś w domku z czekolady. Mężczyzna parsknął z aprobatą na nowo dokonane odkrycie.

Wkrótce mężczyzna w fioletowym szalu zamachał do Mężczyzny w czarno białym szalu, wskazując swój kierunek marszu. Ponoć na końcu korytarza znajdował się wbity w ziemię słup ogłoszeniowy z powierzchni. Światło wpadające przez wyrwę w jezdni kusiło Robin, z którą nikt nie nawiązał jeszcze dialogu. Piotr nie powinien spuszczać małej z oczu, równie dobrze mógłby także poszukać alternatywnej ścieżki ewakuacyjnej. Henry pokiwał ku niemu głową, po czym skierował swoje kroki ku kilkumetrowemu murowi z cegieł na końcu ulicy. Mur owy był niewykończony z jednej strony, bądź jego solidność była naruszona przez jakiegoś rodzaju działo. Z tej odległości nie mógł ocenić. Jednak nawet będąc już w podeszłym wieku nie wątpił w swoje zdolności wdrapania się na tą że niewielką przeszkodę. Może faktycznie, po drugiej stronie znajdowało się o wiele łatwiejsze wyjście.



Kierując się w stronę muru i sprawdzając stan swojego nowego pistoletu, Henry podziwiał kunszt szlachetnie układającego się w jego dłoni Sauer’a. Postęp technologiczny u człowieka zawsze oznaczał jedno; nowe sposoby zabijania. Oczywiście nie tylko w tym, człowiek doszedł do perfekcji, chociaż mając go przystawionego do skroni, wątpliwym było, aby ktokolwiek stwierdził inaczej. To wyłącznie ładna obudowa, zestaw zapadek i sprężynek, trochę prochu, i włala! Mamy oto broń ostrą, zabawkę zdolną zabić wszystko w zasięgu wzroku. Człowiek to doprawdy niesamowite stworzenie.



Gdy od muru dzieliło go zaledwie kilka metrów, z nad jego zniszczonej części powstała postać. Słońce padające zza niej, kładło długi złowrogi cień, na mężczyznę. Był to żołnierz w pełnym rynsztunku, modernistycznie opatulony czymś, co znajdowało się pomiędzy Rycerską zbroją, sportowym ubiorem gracza Rugby, a kombinezonem Astronauty. W jego gigantycznych niczym bochny chleba, rycerskich paluchach znajdowała się największa broń, jaką Henry w życiu widział. Giwera swoją rzeźbą przypominała obszerne radio naramienne z lat 80-tych, XX wieku. Był niesamowity; pokryty siatką kamuflującą, śmierdzący prochem i krwią, wysmarowany farbą, w niektórych miejscach pozostawiającą znaki jedności w kompanii „Run’n’Gun” bądź „Born to Kill”; całość zapierała dech w piersiach, nie tylko amatorom militariów.

Henry zamarł w bezruchu. Jego nowa broń była niczym wesz na sierści metalowej bestii dzierżonej przez żołdaka. Sam podmuch dymu sączącego się z lufy tego smoka mógł wywołać raka. Coś obruszyło się wśród ruin.
Słyszałem ruch. Tak, w tym kierunku” odezwał się Golem. Starszy mężczyzna wyglądał tak mizernie, że aż niepozornie, przez co przybysz przy pierwszym omieceniu ulicy za murem, swym wzrokiem, pominął ubraną w niebieskawy kombinezon postać. W alejce dookoła niego znajdowało się dość sporo gratów, użytych jako barykady, stąd mdławy strój nadawał mu dość śmieciowy wyglądu, upodabniając do szmat, poszewek, znaków drogowych, wepchanych na siłę w ramy okien, oraz drzwi klatek schodowych.
On miał szczęście, póki pozostał w bezruchu, jednak co z resztą? Gdzie Maks i James? Czy są bezpieczni?

Mimowolnie skierował swój wzrok w stronę, w która wpatrywał się żołnierz. Kantem oka dostrzegł pomarańcz. Czy to oni? Wtem ktoś zaczął krzyczeć, a postać wykierowała swój karabin za siebie.
-Harmian! Mam tu jednego!- Coś działo się za murem, tylko co? Czy przypadkiem Piotr wraz z Robin dotarli do wyjścia?



W przeciwieństwie do żołnierza, Henry nadal kierował swój wzrok na budynki, co pozwoliło mu na zaobserwowanie nagłego ruchu otaczającej ich zieleni. Z budynków zaczęły wysuwać się kształty… wielkich odnóży.

Piotr Sowiński
Robin, co raz bardziej narzekała na panujące w kanałach duszności. Kilka własnych kaszlnięć Piotra mogło być rezultatem jej sugestywnego odgrywania tego wrażenia. Nie bacząc na ciężkości wdychanego powietrza, mężczyzna nadal siedział przy czarnej kuli. Faktycznie, tekst wydawał się czytelny, chociaż trudno było jednogłośnie uznać, w jakim języku był mu przedstawiony. Mózg jednakże rozróżniał poszczególne znaki, łącząc je w słowa, a dalej w zdania. W tej sytuacji kłopotliwym stał się również fakt czy Piotr nie był przypadkiem pod wpływem halucynacji. Skróty, na które przed chwilą zerkał już nie podlegały animacji, także sam wygląd ikon raz przyprawiał go o migrenę, a raz przedstawiał sobą całkiem rozpoznawalne znaki alfabetu. Po krótkich oględzinach doszedł do wniosku, że tabele wyświetlane w zakładce SYC, wywoływały nieprzyjemne mruganie, a długa lektura w zakładce CC nie była na jego siły.

Nagłe przypływy i odpływy świadomości Piotra wprawiały jego umysł w konsternacje. Ziewanie, co chwila dawało mu znaki o przemęczeniu umysłu. Jednak w ostatkach sił pozostawania na jawie, zdołał wymusić od siebie przeczytanie sekcji z SDP.

[Opis umieszczę po Polsku dla nieznających angielskiego, resztę łatwo sobie przetłumaczycie. Ze względu na niski poziom jednego z kluczowych talentów, Piotr nie dostrzeże większości informacji. EDIT; błędnie określiłam poziom Stróża na II, teks został już poddany poprawce, na poziom I.]
Kod:
God Seed: “Guard” v2.14.200 
Absorption Date: 01.XII.2019
Actual level: I
Description: Umiejętność Stróża ma w sobie coś z Zaburzenia Dysocjacji Tożsamości, czyli tak zwanego Rozdwojenia Osobowości. Jednak część kontroli sprawowanej przez Stróża nie podlega świadomej interwencji umysłu użytkownika, a wyłącznie jego ciała. Zatem nawet w stanie szoku bądź depresji samobójczej, ciało użytkownika nie pozwoli mu na dokonanie auto destrukcji, bądź zezwolenie na to innej sile z zewnątrz. Stróż w razie napaści kontroluje ciało użytkownika w akcie silnych tików nerwowych, kurcząc i rozciągając wybrane części ciała wykonując tym samym; Skok z palącego się budynku, unik przed niespodziewaną kraksą samochodową bądź silnym uderzeniem, albo skurcz mięśni danej kończyny aby zapobiec wykrwawieniu. Moc ta będzie permanentnie włączona nawet na czas snu.

Guard lvl I:
Upside;
+ @#$^jd92$%(x
+ Stróż stanowi pieczę dla użytkownikiem również we śnie
+ !!DC^$%(*%%@
+ Podświadome wsparcie oceny zagrożeń użytkownika podczas ochrony najważniejszych organów wewnętrznych sprawującymi kontrolę nad kluczowymi funkcjami życiowymi

Downside;
- Jawne zaburzenie dysocjacji tożsamości, sprawowania władzy nad ciałem podczas aktywacji Stróża
- vsi^B083##
- &%C(*9
- $%@#@F
Pojękiwanie Robin przebudziło Piotra. Była już przy świetle, coś jej się działo. Piotr natychmiast zerwał się z miejsca, biegnąc w jej kierunku, przedtem wskazując jednak dłonią kierunek swojego marszu, Henrem z powierzchni.
-Gdzie jesteś? Co się dzieje?
Znajdował się na wielkim skrzyżowaniu tuneli, w samym jego centrum wisiał oparty o Mamlas, wiszący spalony autobus. Jeden jego koniec był zanurzony w wodzie, podczas gdy drugi wystawał ponad jezdnię nad nimi. Odgłosy jęczącego dziecka dobywały się z jego wnętrza. Piotr minął obwieszony ogłoszeniami słup informacyjny, oraz drogowskaz. Jego dłoń oparła się o doń, dostarczający odpowiedni napór, aby powalić metalowy słupek, wraz z zawieszonymi na nim tabliczkami.
Szybkim rzutem oka dostrzegł znajomy wzór ‘metra’ na jednej ze strzałek. Zatem będzie musiał w niedalekiej przyszłości skupić się nad ustawieniem go w poprzedniej pozycji, aby dowiedzieć się o ich kierunku marszu. Jednak teraz najważniejsze by króliczek, okolica w której pogrążył się Mamlas wraz ze spalonym autobusem wyglądała podobnie co dziura do której wpadł Piotr. Dookoła było pełno groźnych pąków kwiatowych oraz powbijanych lub zespawanych ze zbrojeniem w jezdni, prętów i ostrzy. Wnętrze spalonego autobusu nie wyglądało inaczej. Jednak wszystko wydawało się takie świeże, jakby zabrane z powierzchnie nie dalej niż godzinę temu. Nawet wielkie wypalone wgniecenie nieopodal Mamlasu świadczyło o związku z odbytym niedawno ostrzału na okolicę.

Był to autobus dwupiętrowy, czyżby Robin była na drugim piętrze?

W drodze do niego Piotr ujrzał kilka ludzkich ciał, przy ścianach tuneli, powypalanych przez złocisty pyłek. Oczywiście były to martwe ciała, ich kierunek… um.. czołgania wskazywał na dostanie się do kanałów podobny sposób, co Piotr, tyle że on nie połamał sobie nóg podczas upadku. Co dziwne, oparzenia były tak potężne, że Piotr mógł z łatwością dostrzec wierzchnią stronę brzucha jednej z ofiar, poprzez gigantyczną dziurę wypaloną w jego plecach. Twarz tego samego nieszczęśnika była widoczna z wnętrza dziury, którą wypalił pyłek po tylniej stronie jego głowy. Wszystkie te ciała leżały z dala od wody, która jak dowiedział się Piotr, stanowiła ich jedyne wybawienie. Czemu zatem nie obmyli…um… chociaż, im dłużej Piotr nad tym myślał tym bardziej użyteczne stawały się pręty i ostrza powbijane w ściany. Ktokolwiek wpadł do kanałów będzie tak poraniony, że nie byłby w stanie myśleć o kąpieli w nieczystościach, nawet jeśli te wcale nie wydawały się tak nieczyste jakimi Piotr je sobie wyobrażał. Zatamowanie krwawienia odwracało uwagę od oparzeń, chociaż teraz, po obejrzeniu zwłok byłoby to błędnym krokiem. Zanim Piotr natrafił na Robin, szybko upewnił się czy sam nie miał na swym ciele żadnych pozostałości złotego pyłku.

Trucizna działała szybko i bezboleśnie, paraliżując część jego zżeranego ciała. Piotr natrafił na małą dziurkę w jego plecach. Była już na tyle duża by mógł w nią wsadzić czubek swojego palca. W jego głosie rozbrzmiała panika.
-Dziecko, gdzie jesteś? Wychodź szybko
Poszukiwania trwały.

Po kilku chwilach prześliznął się przez schodki. Pręty niegdyś tam powbijane były od spawane, bądź raczej stopione podczas jakiegoś niespotykanego procesu. Na drugim piętrze dostrzegł Robin próbującą niczym głupi psiak przedostać się na drugą stronę autobusu, aż na powierzchnię, pośród prętów, kilku trupów, pajęczyn i o dziwo braku złocistych kwiatów. Dziecko utknęło zaczepiając jedną ze swych stóp w zapadniętej klatce piersiowej jednego z umarlaków, a drugą trzymając w powietrzu nad kilkoma ostrzami. Widać że dziecko nie było przyzwyczajone do ciasnoty, jej stopy nie mogły się wystarczająco rozpędzić, by przełamać pręty. Mogła jedynie wrócić się do dusznych kanałów, na co szczerze nie miała chęci. Chociaż może to nie była wcale jej wina? Pośród prętów Piotr dostrzegł wielką metaliczną rękawicę osoby ciągnącej dziecko za pas.
-Harmian! Mam tu jednego!- wykrzyczał właściciel dłoni. Dopiero teraz Piotr dostrzegł grupę metalicznych postaci spośród szpar w dachu autobusu, i powybijanych okien, ledwo co wdrapujących się na wysokość jezdni. Dłoń dostała się do wewnątrz poprzez jedno z nich i wydawała się szarpać, co raz mocniej.

James Hightower
Szabelka husarska przypadła Jamesowi do gustu, niestety była to jedyna broń wystawowa, jaką dostrzegł. Same rękawice mogły jednak przydać się do walki. Wszystko to jednak traciło swoją moc w obliczu wspomnień o kanibalach i tej biedaczce, którą musiał pochować. Nie wolno się jednak tak łatwo poddawać, a zwłaszcza pozwalać sobie na wybrzydzanie w obecnej sytuacji. Obsuwająca się ściana, do której przywiązany był jeden z końców liny przebudziła Jamesa.
*Czy wszystko w porządku?*
Maks wyruszył za nim, był na tyle świadom by usłyszeć jego obecność. Czego jednak nie zdołał usłyszeć to grupę siedmiu zbrojnych, w trzech molochów, zbliżających się do skrzyżowania z zapadniętym słupem informacyjnym.
Natychmiast po sugestywnej mimice, czyli niedosłyszalnym szepcie, Maksa, James ukucną przy jedynej osłony jaką miał w zasięgu skoku. Okazałą się to być gigantyczna zwieszona reklama na budynku, szyld jakiejś firmy nadal się trzymał, jednak jedno z miejsc, do których był przytwierdzony, puściło. Przez co James mógł ześliznąć się natychmiast na gruzowisko, u podnóża drugiej strony wybudowanej, ceglanej ściany, za którą powinna znajdować się ulica wraz z Henrym. Dokładnie tej strony ściany, po której zdecydowanie nie chciał się znaleźć.

Z całej czwórki mężczyzn on jeden najlepiej widział skrzyżowanie. Zapewniało mu to ekscytujący zastrzyk adrenaliny. Ileż to zleceń nie wykonał w podobnych okolicznościach, pod okiem strażników i uzbrojonych ochroniarzy. Jeden z masywnych zbrojnych żołdaków z bronią wielkością całego Jamesa, której spust pewnie wymaga nacisku całej ręki, wszedł na gruzowisko przy ścianie, wdrapując się na nią bez trudu. Czy to ci sami których widział na moście godzinę (bądź pół), temu? Zaryzykował zerknięcie. Tak to ci sami. Byli już blisko, a hałas spadającej ściany zwrócił ich uwagę, na nieszczęście Jamesa, zerkali dokładnie na zniszczony lokal, w którym się znajdował. Przynajmniej znajdował się kilka sekund temu, obecnie siedział na małej kładce ciągnącej się wzdłuż tylniej części wielkiej reklamy. Mógł zaryzykować przeskok w stronę Maksa, zjazd w dół… bądź; jego oczy pomknęły ku jednej z wielkich kroczących bestii.

Czy tam, wcześniej na moście, to były tylko przywidzenia?
-Harmian! Mam tu jednego!- wrzasnął jeden z nich. James ponownie rzucił okiem na skrzyżowanie. Tuż przy słupie informacyjnym leżał wbity w ziemię autobus dwupiętrowy, a okrążający go żołnierze zastanawiali się co trzymał jeden z nich, zanurzając w jego wnętrzu swoją dłoń.

Czy to nie była Robin? Ręce Jamesa zacisnęły się na szabelce.

Maksymilian Kowalski
To był cios poniżej pasa, lina mało, co nie wyśliznęła mu się z dłoni, gdy ściana, do której był przymocowany jej koniec, runęła. Teraz muszą poszukać innego sposobu zejścia. To nie było jednak ich jedyne zmartwienie, w kilka chwil po tym, oboje z mężczyzn przywarło do najbliższych osłon, kryjąc się przed wzrokiem żołnierzy kierujących się na skrzyżowanie. Dłonie Maksa nadal odczuwały pewne nieprzyjemne wrażenie niebezpieczeństwa, to było jednak stałe niezależnie od tego jak blisko byli zbrojni. W głębi mieszkania mężczyzna nie mógł dostrzec, co działo się na ulicach tuż przy budynku, pęknięcia w podłodze oraz ścianach apartamentu pod nimi pozwalał mu jednie na dostrzeżenie Henrego zbliżającego się do ceglanego murku wybudowanego na końcu ulicy, z której dostali się do budynku.

W chwilach takich jak ta, gdy Maks myślał jedynie o cichszym łapaniem tchu, a nastręczające mrowienie dłoni zmuszało do ciągłych ich masowania. W takich właśnie chwilach, gdy nie pozostaje nic do roboty niż czekać, w głownie roją się różne myśli. Myśli o tym, co by było gdyby pozostawili Piotra? Gdyby nie zbaczali z drogi, gdyby Maks nie chciał być taki cholernie uczynny.

Maks nie uznawał się za zbytnio bojowego, było mu o wiele za daleko do tego terminu. Nawet gdyby miał broń w dłoni, nie wiedziałby, co z nią zrobić. Mężczyzna rozejrzał się dookoła, w jednej z witryn spoczywała kolekcja sztyletów i noży z czasów gdy te nie dość że stanowiły legalną broń, a bardziej ozdobę dla szat ich właściciela. Głownie niektórych z nich miały w sobie piękne rubiny, szlachetne perły i srebrzyste ornamenty, ozdobione restaurowanymi materiałami. Obserwując ostrza Maks nie potrafił wyobrazić siebie z jednym z nich w swojej dłoni. Nawet jeśli, to co mógłby z nimi zrobić?

[Dodatkowy Opis
Do najbliższych drzwi miał zaledwie kilka metrów, a okno po przeciwnej stronie wyrwy w budynku, wyglądało na dość zagracone podwórko pomiędzy blokami. Coś kapało z piętra nad nimi, pewnie nieopodal znajdował się jakiś zbiornik z wodą. Długa luka przy ścianie, pomiędzy komodą, a oknem świadczyła o zastawionym wyjściu na balkon, który bardziej wyglądał na spiżarnię. Słoje ustawione na pułkach przy jednej ze ścianek balkonu były porozbijane i osłonięte jakimś pyłem. Jakakolwiek ucieczka w stronę owego balkonu mogła się równać z chodzeniem po szkle, oraz przemierzanie nie do końca bezpiecznego podwórza. Wracając jednak do drzwi, te były uchylone. Zza nich nie dochodziło żadne światło, klatka schodowa była zatem kolejnym niepewnym wyborem. Mogło to być niewystarczające uzasadnienie, ale jeśli na piętrze pod nimi znajdowało się jakieś stworzenie które czmychnęło w głąb budynku; czy przypadkiem klatka schodowa, na którą zerkał nie prowadziła do jakiegoś odsłoniętego wyjścia? W końcu po wyrwie w budynku widać było iż apartamenty pod nimi były połączone, drzwi do klatki schodowej po której dostali się do apartamentów powyżej były zamknięte, z pewnością drugie były otwarte, tak?]

Tkwiąc tak za jedną ze ścian, spoglądał na wystraszonego Jamesa, ściskającego w dłoniach husarską szabelkę. Wyglądał jakby miał jakiś plan, chociaż może to brak własnego planu skłonił go do takiego myślenia.

-Harmian! Mam tu jednego!- z dołu dobiegł wrzask. *Co mieli?* Maks nie zrozumiał natychmiast, ale Joseph wspominał tą nazwę,… wspominał? Maks spoglądał ponad głową Jamesa, oglądając stare budynki dookoła skrzyżowania. Zboczyli z drogi, jeśli dobrze pamiętał, to ten rejon był obficie oznakowany krzyżykami. Co to mogło oznaczać?

Mężczyzna starał się uspokoić, masując swoje pulsujące dłonie. Skierował je do przodu, roz człapając je (nie wiem jak to napisać, ale jest takie słowo) aby wpuścić trochę chłodnego powietrza między zmęczone palce. Wtedy właśnie zorientował się o przyczynie dziwnego ich zachowania.

Dokładnie w miejscu gdzie wymierzył swe dłonie, wprost na ścianie po prawej stronie Jamesa, nad husarską zbroją, dostrzegł ruch. Obrośnięta pleśnią i grzybami część ściany zaczęła podrywać się ku górze, wyrywając swoje korzenie z cegieł i tapety. Masa unosząca się nad Jamesem była już wystarczających rozmiarów, aby go zgnieść, nie dość to, była częścią czegoś i wiele większego, przycupniętego na ruinach. Las na co drugim z budynków rozrastała się, bądź powstawał? Kreując sobą coś sprawiającego wrażenie pokrewieństwa ze skorupiakami. Jedno z krabich odnóży powoli zaczęło mknąć ku skrzyżowaniu. Maks w ciszy wyczekiwał strzałów i wrzasków zaskoczenia. Przyglądając się jak kolejny z gigantów, cichaczem powstaje ze swojego łoża.
 

Ostatnio edytowane przez Kawairashii : 07-11-2010 o 15:51. Powód: Dodaktowy opis dla Maksa + Redukcja obecnego poziomu Stóża dla Piotra w Bankomacie do właściwego poziomu
Kawairashii jest offline