Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2010, 23:04   #21
 
Cluster's Avatar
 
Reputacja: 1 Cluster nie jest za bardzo znany
Myśli Brytyjczyka krążyły wokół niedawnego przewidzenia. Od kiedy został zapadł w „sen zimowy” minęło kilkanaście lat i wiele rzeczy się zmieniło, zaskakując właściciela granatowego swetra. Pośród wielu ostatnio odkrytych dziwactw, ujrzał kolejne – machiny bojowe, posiadające z grubsza humanoidalne kształty. Nigdzie nie widział luf, dział dużego kalibru, ani nawet tych mniejszego, a braki zostały zastąpione potężnymi wysięgnikami, zwieńczonymi masywnymi pięściami. Przypominało to co najmniej widok rodem z gier komputerowych, brakowało jedynie statków kosmicznych, bo nawet inne rasy, obcy jak niektórzy by to nazwali, chodzili po powierzchni Ziemi niczym się nie krępując.
- „Jak tragiczne wydarzenia musiały mieć miejsce, by do tego doprowadzić?” – Pierwszą odpowiedzią wydawało się być powstanie Geas’u oraz Morta, ale czy na pewno nie są one skutkami brudnej gry między mocarstwami?

Ujrzenie egzoszkieletów wytrąciłoby Jamesa z równowagi bez cienia wątpliwości, gdyby nie próba całkowitego skoncentrowania się na ucieczce z terenu podlegającemu ostrzałowi. Sapiąc z wysiłku jak lokomotywa pokonywał kolejne metry, wlepiając oczy drogę przed sobą. Po długiej prostej musiał ominąć ubytek w podłożu i po jego wyminięciu zaryzykował szybkie spojrzenie w stronę zakamuflowanego oddziału.
Jego dłoń zaczęła świerzbieć, jakby chciała ruszać się bez udziału woli właściciela, więc James ją rozmasował. Przeszło. Zbiegając już prawie z wiszącej konstrukcji, znów obrócił głowę w stronę maszyn stojących w iście stoickim spokoju. Wtedy się zaczęło...

Jaskrawe detale konsoli sterującej potężnym, człapiącym żelastwem, ciepło bijące z ekranu, uczucie bycia dotykanym w wielu miejscach przez niezidentyfikowaną „aparaturę” było takie bliskie, takie realne. Płynne ruchy wykonywane przez pilota, uczucie, jakby kończyna sama chciała tańczyć w powietrzu…
… łups. Wpadł na Henrego, który patrzył na mężczyznę z dziwnym błyskiem w oku, jakby chcąc powiedzieć że jeszcze przyjdzie czas na przedyskutowanie tego zachowania.
- ”Może osobnik siedzący za sterami egzoszkieletu próbował mnie opanować?”

Gdziekolwiek by nie spojrzał, tam wszelkie najróżniejsze i najrzadziej spotykane okazy flory, dawały się byłemu królestwu we znaki, epoka betonu w tym miejscu odchodziła powoli w zapomnienie. Kształty, ilość i odcienie zieleni wzbudzały podziw w Jamesie na każdym kroku.

Głośny krzyk przysporzył mężczyznę prawie o zawał, bez żadnego ostrzeżenia zmuszając do brutalnego powrotu do nie mniej brutalnej rzeczywistości. Tyle co opuścili bezpieczną kryjówkę u Josepha, a już próbowano ich zmasakrować przy pomocy artylerii! Żeby tego było mało, Piotra nigdzie nie było widać, a Henry i Maks z troską oraz cieniem strachu w oczach śpieszyli ku nieopodal występującemu ubytkowi w drodze. James podbiegł w stronę otworu w asfaltowej powierzchni razem z resztą, oczywiście dobiegł ostatni. Po raz wtóry został za plecami od niedawna poznanego biegacza, co tylko pogarszało jego i tak już zszargany nastrój. „Jeśli tylko jakiejś istocie zachce się świeżego mięsa, a przy tym ujrzy naszą ekipę… No cóż trzech ucieknie, a ja nie jestem pewien kto zostanie z tyłu.”
Malutki ubytek okazał się być całkiem sporą czeluścią najeżoną wystającymi rdzawymi prętami, wokół których swą ekologiczną niszę znalazły dziwne rodzaje roślin. Spadając, Piotr i (dopiero teraz ją zauważył) Robin wzbili w wątpliwej czystości powietrze, obłoczki żółciutkiego pyłku. Kompozycja składająca się ze żrącej substancji, pozostawiającej nieprzyjemne zaczerwienienia na skórze przypomniała Jamesowi o nieopodal położonych, rozkładających się ciałach, czego jego organizm nie mógł wytrzymać i mężczyzna odwróciwszy się zwrócił resztki porannego posiłku.
- Przepraszam, panowie. – wyszeptał.

Gdy już poczuł się lepiej, Maks podawał porady osobom znajdującym się w wilczym dole. James patrząc nieprzytomnie na otaczający go krajobraz, starając przezwyciężyć swą słabość, zawiesił na chwilę wzrok na prymitywnych mostkach składających się z lin podtrzymujących sporej ilości kładki. Pomysł na pomoc pechowcom sam przebił się na wyżyny podświadomości i leciał dalej, by zostać z dumą wykrzyczanym: - Maks! Możemy przecież zdemontować tamte liny – Tu wskazał Palcem – Przekaż Piotrowi, że damy radę ich wyciągnąć, jeśli tylko chwilę poczekają. Henry, myślisz że damy radę? – Zapytał rozglądając się za najbliższym podejściem do budynków.
 
Cluster jest offline  
Stary 15-10-2010, 21:11   #22
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
-Możecie spróbować. -mruknął nie odrywając wzroku od jamy-pułapki- Poczekam tu na was, nie zostawimy ich przecież samych, tam na dole. Chociaż lepiej gdyby ta mała zechciała wyfrunąć z tej dziury z Piotrem na plecach.. Ale to pewnie się nie stanie. Idźcie. -ton głosu zdradzał poirytowanie, choć starał się być możliwie uprzejmy.

Z przewieszonej przez ramie torby wydobył, ważący dobre pięć kilo, francuski klucz. Długie na pół metra narzędzie zawisło nad dziurą w jego dłoni.

-Uwaga, tam na dole! -wrzasnął.

Metaliczny trzask i głuchy łoskot zdradziły dostarczenie przesyłki. Gdy w kręgu światła znalazł postać Piotra dodał jeszcze:

-Nie oddalajcie się, rzucimy wam linę. Te tunele też mogą być pułapkami.

W chwilach takich jak ta czujność wzrastała o sto procent. Jeśli ktoś zastawia pułapkę to z reguły zagląda do niej...

~Oby nie zbyt często.

Rozdzieleni, uziemieni przy towarzyszach w dole -stanowili łatwy cel dla każdego kto miałby interes ich zaatakować. Olbrzymów, mutantów, telepatów i całego szeregu post-geas'owych drapieżców zamieszkujących okolice.
 
majk jest offline  
Stary 17-10-2010, 17:38   #23
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Un travel routs before us

***

Piotr Sowiński
Robin nie miotała się podczas kąpieli. Piotr delikatnie usuwał pyłek z jej ciała, obmywając jej sierść na kolanach, pośladkach i plecach oraz długich blond włosach, starając się nie sprawić jej tym samym bólu. W końcu do tej chwili dziecko nie odezwało się ani nie nawiązało żadnego sposobu komunikacji z grupą. Była niczym pies przybłęda. Mimo to, po zabiegu, małe dziecko obejrzało swoje na wpół nagie ciałko i odwdzięczyła się Piotrowi. Obdarzając go najpierw nieśmiałym, jednak szybko rosnącym w siłę, szczerym uśmiechem i uroczym skinieniem akcentowanym wypuszczonym powietrzem na kształt parsknięcia radości. Piotr nie wiedząc jak zareagować ta ten ludzki gest w wykonaniu króliko-podobnej istotki, również pozwolił sobie na chwilę ekscytacji.

Po chwili przystąpił do własnej higieny i uwolnienia dziwacznego machinarium porzuconego w jednym z korytarzy w formie barykady. Klucz francuski okazał się wielce przydatny, gdyż po kilku próbach podważenia pokrywy, ta puściła uwalniając z wewnątrz dość wielkich rozmiarów oko wprost z filmu „Odysei kosmicznej 2001”. Wielka czarna kula z czarnymi źrenicami, utrzymywane na mechanicznym ramieniu wystrzeliło w stronę nic niespodziewającej się Robin, porządnie ją przy tym wzdrygając. Piotr stał po lewicy wielkiego oka, które obecnie wpatrywało się w zdziwioną twarz dziecka.

Robin nie wiedziała, na co ma zwrócić uwagę, obserwując całą powierzchnię kuli, TO natomiast, po dłuższym stanie nieużywalności również miało problemy z lokalizacją ‘twarzy’ Robin. Spotkanie obu istot wyglądała nader dziwacznie, gdyż wyglądało na to, że jedynie Piotr zdawał sobie niejakie wrażenia na temat pochodzenia obu ze stworzeń. Czegoś, co kiedyś było, bądź może ewoluować w człowieka, oraz czegoś, co mogło pochodzić, bądź zmierzało do zastąpienia bankomatu. Maszyna zdołała w ten czas wysunąć małą lufkę i wystrzelić coś w kierunku dziecka, denerwując je do stanu, w którym na połyskującej powierzchni kuli ukazało się odbicie szczerzonych zębów Robin. Wkrótce włączyła się kolejna funkcja, najwyraźniej skanująca twarz króliczka. Robin nie wiedziała skąd pochodzi światło, które wydawało się wydobywać wprost z czarnej kuli, a nie z jakichś czujników zamontowanych na niej. Dziecko bardziej było zainteresowanie kichnięciem, które to pozostawiło na lśniącej kuli, chmarę kropelek, skutecznie je tym samym odstraszając. Maszyna cofnęła się do wewnątrz pudła, z którego został wydostane.
-Em…
Chwila zwątpienia Piotra, zainteresowała ponownie dziwną maszynę, która obróciła się wewnątrz pudła, tak jakby wcześniej nie dostrzegła drugiej osoby. Wysuwając się również do niego, tym razem o wiele wolniej. Świetlana kurtyna obmyła kule przed przystąpieniem do następnych badań, kropelki zniknęły wyparowując w mgnieniu oka. W brodę Piotra wystrzelił mały pocisk z kotwiczką, który wyrwał pojedynczego włosa z jego brody, dokładnie z tej samej lufki, którą ten widział wymierzoną w Robin. Pewnie wcześniej jej nie dostrzegł. Wyrywanie włosów nie było wcale przyjemne. Następnie rozpoczął się skan. Piotr pozostał w miejscu, oczekując rezultatów badań.
-Witam. Dziękuje za skorzy… skorzy.. –odtwarzanie nagranej wiadomości musiało ulec zniszczeniu w przeciągu lat- GeaS Typu „Stróż” Serii Beta. Gratuluje! Niedługo nastąpi kolejny etap na ptzzzz… ‘Pana’ ewolucji. Wraz z rozwojem otrzymuje Pan łączną sumę 1300 c (kredytów) jako klient V.I.P. Dziękuje w imieniu C.C. za dalsze korzystanie z naszych usług. Ptzzzz…. W ‘Pana’ rejestr danych wdarł się błąd podczas ostatniej aktualizacji, proszę o ponowne uzupełnienie wymaganych danych.
Na wielkiej czarnej kuli wyświetliło się menu.

Kod:
Accaunt/Login: „Fist”
Name: 
Surname: 
Age: 
Sex: male
-Proszę słownie wybrać pole, po czym dwukrotnie powtórzyć wpis.
Na tym samym monitorze jednak było o wiele opcji. U góry ekranu widniały zakładki takie jak; Self Development Progress / Core Corporation / Spend Your Credits
Każde z nich stanowiły jedynie skróty; SDP / CC / SYC, które to rozwijały się, gdy tylko Piotr kierował ku nich swój wzrok.

Parskanie Robin nasilało się wyrywając częściowo Piotra spod uroku ‘bankomatu’. Dziecko nie było w najmniejszym stopniu zainteresowane maszyną, kierując swe kroki ku oświetlonemu Mamlasowi.



Maksymilian Kowalski & James Hightower
(poniższy tekst jest kierowany do całej trójki, jednak pozostawiam wolną przestrzeń dla Majka, czy zechce porządniej odpisać na poprzedni update, czy skupić się wyłącznie na tym)
Alejka, w której się znaleźli była dość wąska, salon C.C. był wspólnie z wyburzonym lokalem restauracji nieopodal, jedynymi wyróżniającymi się punktami w zasięgu wzroku. Dookoła jedynie ciasne, w większości przypadków zabarykadowane, przejścia do ogrodów, placów zabaw bądź targowisk. Dużo zamkniętych drzwi, a w zasięgu wzroku, rzucający się w oczy mur z cegieł. W jednym miejscu był dość surowo naruszony pociskami. Przed czymkolwiek miejscowi chcieli się odgrodzić, raczej im się to nie udało. Świadczyła o tym cisza, oraz widok obrośniętych wzgórków padliny człeko-podobnej na ulicy. Droga przy wyschniętej rzece była obsunięta, zatem jedynym wyjściem z Alejki stanowiły kanalizacje, same budynki, oraz naruszony, trzymetrowy mur.

James zaczął przekopywać się przez prowizoryczną barykadę utworzoną z metalowych prycz oraz mebli, zastawiających wyłamane drzwi w jednym z budynków. Nie dało to większych rezultatów, prócz groźnego dla ich bezpieczeństwa, hałasu.

Maks zasugerował dostanie się przez jedno z okien, większość z nich była również zastawiona meblami, gównie na parterze. Jednak pojedyncze okno, gdzieś z dwa i pół metra nad ziemią, tuż koło schodów prowadzących do drzwi frontowych budynku, było lekko uchylone. Nie zastanawiając się wiele, oboje mężczyzn spróbowało swych sił.

O ile poprzednio, James nie wykazywał się dobrą wytrwałością, jego zwinność w dostawianiu się do czyichś mieszkań wprawiała w podziw. James wspiął się na parapet, uchylając delikatnie okno i bez naruszania starej framugi i poszarpanych żaluzji, zajrzał do środka. Wewnątrz było w miarę jasno, budynek nie był specjalnie szeroki, już z miejsca, którym się znalazł mógł dostrzec światło dobiegające z okna w pomieszczeniach po drugiej stronie mieszkania. Oczywiście mieszkanie było złupione i wywrócone do góry nogami. Chociaż może ‘złupione’ nie było najlepszym określeniem. Wszelkie cenne rzeczy jak panoramiczny telewizor, i szafka na trofea, były nietknięte. Jednak jakieś stworzenie z pewnością zagarnęło część wykładziny oraz miękkie wnętrze skórzanej kanapy.

Maks poczekał chwilę aż James rozejrzy się po wnętrzu. Po chwili znów go ujrzał, tym razem wystawiając ku niemu rękę. Obaj już znajdowali się wewnątrz. Drzwi na klatkę schodową były otwarte. Mogli, zatem skierować swe kroki na trzecie piętro, mając nadzieje że drzwi do mieszkania które widzieli z ulicy pozostaną otworem. Lina łącząca pewne zrujnowane sekcje tego budynku wydawała się wystarczająco długa by mogli użyć jej do wyciągnięcia Piotra i Robin.

Maks dostrzegł chwile słabości, Jamesa gdy mijali obrócone twarzą do nich zwłoki lokatorów porzucone na schodach klatki. Samemu również nie było mu przyjemnie oglądać szczątki po obiedzie, które kiedyś były dla ‘czegoś’ ludzkim daniem. Mijając pierwsze piętro, z dużymi solidnymi drzwiami, Maks poczuł mrowienie w palcach. Było o wiele delikatniejsze, gdy tylko usłyszał dziwne mlaskanie oraz ucieczkę, ‘czegoś’ co mogło znajdować się za drzwiami.

Obojgu przeszły ciarki po plecach. Strasznym nie było to, co słyszeli, jednak to, czego nie mogli zobaczyć. Wydłużyli krok, skacząc po dwa stopnie na raz. Henry dotrzymywał Piotrowi towarzystwa, będąc na otwartej przestrzeni, zatem powinni się śpieszyć, co jeśli i jemu coś się stanie?
(Majk może wybrać, co w ten czas robił, czy szedł wraz z Jamesem i Maksem, czy nie)

Mieli szczęście. Może i nie widzieli tego z ulicy, ale drzwi do domniemanego mieszkania były otwarte, a dokładniej uchylone. Wewnątrz znajdowało się połowę mieszkania, oraz wywarzona ściana, z widokiem na połowę mieszkania sąsiada za ową ścianą. Musiał to być jakiś zwolennik historii oręża, gdyż już stąd oboje widzieli, ustawioną za szklaną witryną, zbroje husarską. Z przepięknym pióropuszem z czarnych pór, rozłożonym w kształt skrzydeł, zaraz na łopatkach metalowego jeźdźca. Wraz z położoną o szklaną witrynę, nagą szabelką o pięknym, zakręconym uchwycie. Może właściciel domostwa wynajął je jako tymczasowe muzeum? To nie było ważne, lina stanowiła priorytet.

Po krótszej wymianie zdań, oboje mężczyzn uzgodniło, że najlepszym sposobem byłoby przejście jednego z nich i odczepienia liny po drugiej stronie, tak by osoba mogła spuścić się do mieszkania poniżej, niczym tarzan na lianie. W ten sposób obaj będą po właściwej stronie budynku, wraz z liną. Maks wydawał się o wiele bardziej wysportowany do takich rzeczy, jednak w demokratyczny sposób obaj postanowili ciągnąć słomki. Nawet najlepszy sportowiec, w obawie przed kontuzją zwątpi w swoje możliwości. Tym razem ponownie padło na Jamesa, ten jednak nie sprzeciwiał się, pewnie po drugiej stronie musiało być coś ciekawego skoro ten zacierał już dłonie do liny.

Minęło już dobre pół godziny, od kiedy widzieli się ze staruszkiem. Oby Alicji nic się nie stało. James spojrzał w kierunku jezdni, Henry nadal dotrzymywał towarzystwa Piotrowi. Niczego groźnego w zasięgu wzroku. Most, po którym przeszli był już ruiną, trzymaną jedynie wiarą i dobrymi intencjami. Nim zabrał się za rozwiązywanie liny, skupił swa uwagę na zbroi. Takie coś z pewnością miało swoją sumę, a szkoda by było ją zostawić w takim miejscu.

Maks obserwował zwlekanie Jamesa, z oddali. Z miejsca w którym się znajdował miał wyraźny widok na zawalony Mamlas (słup informacyjny) w centrum skrzyżowania po drugiej stronie muru. W tą samą dziurę zapadł się również i autobus. Wszystko wydawało się w porządku, ani jednej żywej duszy w zasięgu wzroku. Żadnego strzelca na dachach budynków, zero mięsożernych stworzeń zdolnych zjeść ich oboje. Mur stracił już swoją funkcjonalność, część dzielnicy, po której się znajdowali nie różniła się wcale od tej po drugiej stronie.

Iskra (+/+/-/-/-/-)

Jednak, czym było to piekące mrowienie w jego palcach? Nie zawracając sobie głowy informowaniem Jamesa. Maks podążył za nim po linie. Byli obecnie w dwóch osobnych pomieszczeniach. Maks zajmował się odwiązywaniem liny po ich stronie, a James stał przy już otwartej witrynie zbroi Husarskiej. Mrowienie nadal rozgrzewało dłonie Maksa, najwidoczniej strona liny, po której się znajdował, nie miała z tym nic do czynienia.

Gdy nagle kantem oka dostrzegł grupkę ludzi przechodzących koło autobusu, przy Mamlasie, z towarzyszącymi im dwoma kroczącymi bestiami z metalu.
Mówię wam, że coś poczułem… dochodziło stąd. Był we mnie przez chwile, i zatrzymał mój V.S. To już niedaleko
Jeden z nich przemówił przez radio.

W tej dokładnie chwili, część ściany, do której była przywiązana druga strona liny puściła, pozostawiając jedną drugi koniec w dłoniach przerażonego Maksa. Grupa na skrzyżowaniu skierowała swe karabiny w jego kierunku. Maks zdołał uchylić się, za ścianę. Jednak James, nadal będąc w najbardziej odkrytej części pomieszczenia z husarską zbroją, był świadom jedynie hałasu towarzyszącemu zawalającej się ściany. Jedynie Maks wiedział o grupie strzelców przy Mamlasie, czy powinien coś mówić Jamesowi? Czy powinien ryzykować odezwanie się? Któryś z nich zbliżał się do muru, ciekaw strony, po której znajdował się nieuświadomiony James.
-
James otworzył usta, niepewny drogi powrotnej.
 

Ostatnio edytowane przez Kawairashii : 17-10-2010 o 17:43.
Kawairashii jest offline  
Stary 21-10-2010, 19:50   #24
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Uśmiech, który pojawił się na twarzy Robin był chyba najwspanialszą rzeczą, która mogła przytrafić się Piotrowi w obecnej sytuacji. Szczere podziękowanie, takie proste, ale jakże ważne dla niego w tej trudnej chwili.
Po usunięciu ze skóry pyłków poczuł ogromną ulgę, uspokoił się od razu i poczuł bezpieczniej, mimo iż nadal byli w niebezpieczeństwie.

Podniósł z ziemi ciężki klucz zrzucony przed chwilą przez starego wojskowego. Cały czas rozmyślał o tym, czego dowiedział się głównie od niego na temat tych całych God Seedów oraz Core Corp. Czy to możliwe, żeby zgłosił się do tych testów dobrowolnie? Był w złej sytuacji, to prawda. Zapewne wynagrodzenie było na wysokim poziomie, w końcu to jak testowanie leku na ludziach, ryzyko jest spore. Jednak nadal nie dawał mu spokoju sen, a raczej instrukcje w nim zawarte. Jak mógł się na nie zgodzić?

Podszedł do maszyny, nadal zadając sobie tym podobne pytania. Gdy jednak otwarcie wygiętej klapy okazało się trudniejsze niż przypuszczał, musiał skupić na niej większą część uwagi. Po kolejnej minucie, żelastwo ustąpiło i uwolniło dziwaczny system identyfikacji, znacznie bardziej zaawansowany od tego, który Piotr znał ze swoich czasów. Było to coś w rodzaju oka samoczynnie znajdującego twarz użytkownika i identyfikującego go po rysach twarzy.

Ten egzemplarz jednak wydawał się bardziej zainteresowany osobą Robin, niż mężczyzny. Zderzenie dwóch typów ewolucji, elektronicznej oraz biologicznej, i ich wzajemne poznawanie się było nawet zabawne, z perspektywy trzeciej osoby. Do momentu, aż dziewczynka pokazała "oku" swoje kły, w wyrazie niezadowolenia, a może i czegoś mocniejszego. Piotr stał obok, w pogotowiu, nie chciał, żeby któreś z tej dwójki ucierpiało w jakikolwiek sposób. Okazało się jednak, że dziecko było znacznie bardziej zaradne i "przegnało" urządzenie... kichając na nie.

Następny zeskanowany został Piotr. Wyglądało to nieco inaczej, najwyraźniej maszyna od razu wyczuła, że ma do czynienia z człowiekiem, bo przeszła od razu do procesów identyfikacyjnych, włączając w to pobranie próbki DNA w postaci włosa z długiej brody. Mała kotwiczka, która wszczepiła się w zarost mężczyzny narobiła mu strachu, okazała się jednak niegroźna, chociaż wyrywanie zarostu do najprzyjemniejszych doznań nie należy.

Po chwili maszyna przemówiła, podając mu kilka interesujących, aczkolwiek mało ważnych, informacji, między innymi nazwę jego GeaS'a ("Stróż", brzmiało dość fajnie, nie to co "Gąbka"...) oraz fakt, że jest klientem VIP. Potem poproszono go o podanie danych, które zostały utracone, zanim jednak to zrobił, rozejrzał się po całym ekranie, uaktywniając wzrokiem skróty z menu. Były po angielsku, jednak nie miał problemu z ich zrozumieniem, chociaż zdawał sobie sprawę z pochodzenia języka, nie to co u Joshepa. Najbardziej zainteresowała go opcja SYC, postanowił jednak zacząć od pierwszego, czyli SDP. Zignorował prośbę o wprowadzeni danych, w razie czego znał swój login, który, swoją drogą, również go zadziwił. Dlaczego miałby nazwać swoje konto "Fist"?

Robin swoim chrząkaniem oderwała go od automatu. Była zniecierpliwiona, a może nawet zła na Piotra, że traci czas na coś tak błahego, jak ta metalowa skrzynia. Dla niego jednak było to coś więcej, była to szansa zdobycia nowych informacji odnośnie CC, jak i jego samego, a przynajmniej tej jego "GeaSowej" części.

- Poczekaj chwilę, tam na górze próbują coś wymyślić, żeby nas wyciągnąć- powiedział łagodnie do odwracającej się dziewczynki, ta jednak zdawała się już go nie słuchać, ruszyła niespiesznie w tunelem, w stronę światła.

Mężczyzna uznał, że musi się pospieszyć i pobiec za nią, niemniej jednak, nie może zrezygnować z porzucenia informacji, jakie może posiadać maszyna. Postanowił najpierw przejrzeć dokładnie zawartość wszystkich trzech zakładek a dopiero potem ruszyć za Robin, nie zapominając oczywiście o kluczu francuskim.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 21-10-2010, 20:58   #25
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Stojący po środku pustkowia, sam jak palec, starzec chodził w tę i z powrotem po kilkumetrowym odcinku. Zawracał energicznie i zamaszyście, co jakiś czas mrużył oczy wypatrując wyimaginowanego zagrożenia. Gdy takowego nie widział- wracał spojrzeniem do asfaltowego krateru. Wilczego dołu w który wpadli jego towarzysze.

~Co robić..?- retoryczny klin nie pozwalał ustać.

Nagle zboczył z toru i biegiem ruszył w stronę wraku auta. Pasażer siedział tak jak go zostawiłi kwadrans temu, kurczowo zaciskając palce na broni i magazynku. Henry z niewielkim trudem wydarł zdrętwiałym dłoniom Sauer'a, coś gruchnęło, ze skórzanej kurtki denata posypały się kawałki szkła. Trupia ręka dalej zaciśnięta na kolbie spoczywała w dłoniach stojącego koło auta Bavoushe. Prawie zwymiotował, ale powstrzymał odruch i z obrzydzeniem zabrał się za rozciąganie paluchów.
Ruszył z powrotem do krateru.

~Może być pomocny później, ale na teraz nic nie zmienia. -spojrzał na zabójczą stal, załadowaną, zabezpieczoną i wsadził pistolet do torby.

-Co znalazłeś?!- krzyknął w dół, gdy dotarł do pułapki.

Nie słysząc odpowiedzi rozdrażniony znowu siłował się z myślami. Przypomniał sobie słowa Josepha, zdesperowana twarz skierowała się na walające się dookoła kawałki asfaltu. Nie wierząc w samego siebie uklękł i podniósł gruz wielkości pięści do ust. Zacisnął mocno powieki i gryzł. Ku jego zaskoczeniu ani to, ani połykanie asfaltu nie wiązało się z żadnym dyskomfortem, ot jakby to były chrupiące ciasteczka. Jeden za drugim kawałki asfaltu i inne przedmioty lądowały w ustach Henrego. Ten z niepokojem czekał na efekty.

-Gdzie oni do cholery są...?!- klął pod nosem żując żwir i smołę.
 
majk jest offline  
Stary 22-10-2010, 22:55   #26
 
Gnomer's Avatar
 
Reputacja: 1 Gnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie cośGnomer ma w sobie coś
"Znów jestem kurwa nieasertywny".
Maks przypomniał sobie cytat ze starego filmu i na jego nadąsanej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Poszedł w końcu za Jamesem, mimo, że jego początkowy plan przewidywał inaczej. W gruncie rzeczy, nie było w tym nic dziwnego skoro Piotr nie kwapił się do szybkiej ewakuacji "w stronę światła", należało go wyciągnąć tą samą drogą, którą tam "wleciał". Maksa zastanawiało jednak, na ile będzie to możliwe a przed oczami stanął mu obraz niebezpiecznie wyglądających krawędzi otworu.

No ale niech to, James ma plan. Maks rozejrzawszy się poczuł się nieco klaustrofobiczne, wyglądało mu na to, że jeszcze całkiem niedawno ta alejka stanowiłaby rodzaj pułapki, a możliwe wyjścia nie wyglądały zachęcająco. Gdy jego towarzysz zabrał się za rozbieranie barykady przy jednym z wejść do budynku, chłopak już miał pośpieszyć mu z pomocą, jednak po solidności - zdawałoby się śmieciowej konstrukcji - szybko zorientował się, że do środka można (i trzeba) dostać się szybciej (i ciszej). Wskazał na okno, niezabarykadowane, jednak w pewnym stopniu niedostępne ze względu na swoją lokalizację - kilka metrów nad ziemią.

Ku zaskoczeniu Maksa, James niczym ninja wdrapał się po zmurszałym budynku, sprawdził czy nie pakuje się w pułapkę i jeszcze pomógł wejść na górę wystawiając rękę. Kowalski, dzięki pomocy szybko wszedł na górę i ze słabo ukrywanym podziwem rzucił kilka spojrzeń na towarzysza. W środku zastali totalny bałagan, jednak widok telewizora i innych precjozów na tle przewróconego do góry nogami mieszkania był co najmniej groteskowy. Widocznie ktoś uznał, że aktualnie najcenniejszymi rzeczami tutaj są materiały mogące dać trochę izolacji od zimna.

Dla Maksa jednak istotne było co innego. Gdy tylko zobaczył telewizor, nogi same zrobiły te kilka kroków potrzebnych do tego, by mógł położyć na nim swoją dłoń i ujrzeć największą z tajemnic - ścieżki jakimi podążały elektrony by na ekranie ukazał się obraz. Niestety, czasu było mało, więc niemal ze łzami w oczach, musiał podążyć za Jamesem zostawiając tyle przeróżnych podzespołów elektronicznych na pastwę losu.

Podróż na górę nie była miła. Szczątki dawnych i odgłosy nowych mieszkańców skutecznie odstręczały od dalszej eksploracji budynku. Maks chyba wreszcie zaczynał widzieć korelację pomiędzy mrowieniem w dłoniach a obecnością jakiegoś zagrożenia w otoczeniu, dzięki temu, że czasem o tym zagrożeniu informowały także inne jego zmysły. Starał się nie odzywać, być może podświadomie czuł, że zakłócił by w ten sposób spokój tego miejsca i od razu przeróżne nieprzyjemności zwaliłyby im się na głowy.

Gdy już ustalili plan odczepienia liny nastąpiła chwila konsternacji. Maks generalnie chciał przejść na drugą stronę i pobawić się w Tarzana, jednak James również wydawał się dosyć uzdolniony jeśli chodzi o tego typu akrobacje. Co innego, jeśli jest się jedyną osobą zdolną do danej rzeczy - wtedy wiadomo, że powinno się to zrobić, jednak jeśli ktoś jeszcze to potrafi, a nie robi ze względu na ryzyko... Wtedy sprawy wyglądają zupełnie inaczej. Ciągnęli słomki. James wygrał, gdyż ucieszył się z wyniku. Maks się nie przejął, ale bezczynne czekanie nie należało do jego ulubionych czynności. Żeby przynajmniej te palce tak nie piekły.

James, zamiast zgodnie z umową zająć się odczepianiem sznura, podziwiał jakieś starocie, co naprawdę rozdrażniło Maksa. Mamrocząc coś pod nosem zręcznie przeszedł po linie na drugą stronę. Nie odzywając się więcej, zaczął odwiązywać supeł. Ze złości, że musi robić wszystko sam, najwyraźniej zapomniał, że lina przyczepiona jest jeszcze po drugiej stronie.

Nagle, kątem oka zobaczył grupkę żołnierzy i dwa uzbrojone roboty. Pierwszą niedorzeczną, choć nachalną myślą była chęć obejrzenia takiego cudeńka techniki z bliska. Dopiero po chwili Maks zdał sobie sprawę, że powinien jak najszybciej ostrzec Jamesa, który zdawał się być zahipnotyzowany swoim 'zabytkiem wystawowym'. Niestety plany pokrzyżowało mu nagłe zawalenie się przeciwległej ściany. Plus był taki, że nie musiał już martwić się odzyskaniem liny, bo miał ją luźną w rękach. Niestety, zbrojni zaczęli spoglądać w jego kierunku. Ukrył się jak najszybciej mógł, nie był jednak pewien czy go zauważono.

Maks rozejrzał się dookoła chwytając w dłoń pierwszą lepszą małą i ciężką rzecz - kawałek gruzu czy element zastawy stołowej i rzucił ją daleko w ruiny naprzeciw, odwracając się jednocześnie w stronę, gdzie powinien być James.
- Pssst, James... Schowaj się - żołnierze. - syknął do towarzysza, mając nadzieję, że mała dywersja zadziała i tamci nie zaczną zaraz do nich strzelać.

Plan był następujący: Zwrócić na siebie uwagę towarzysza, a następnie pod osłoną gruzów i ruin, możliwie z użyciem liny, niezauważenie (lub w razie ostrzału - bez podziurawienia) dostać się na drugą stronę budynku (tak by budynek oddzielał ich od żołnierzy). A potem na około, zobaczyć miejsce, gdzie byli Piotr, Robin i Henry.
 
__________________
Errare humanum est. - Ludzką rzeczą jest się mylić

Ostatnio edytowane przez Gnomer : 22-10-2010 o 23:04.
Gnomer jest offline  
Stary 25-10-2010, 00:30   #27
 
Cluster's Avatar
 
Reputacja: 1 Cluster nie jest za bardzo znany
Apokaliptyczny obraz betonowej pułapki, urozmaicony zalatującymi pełną gamą zapachów ciał ciągle nie dawał Jamesowi spokoju. Plugastwo zalegające najbliższą przestrzeń zwracało na siebie uwagę, powodując nieustanne nudności, dręcząc wygłodniałego mężczyznę.
Kierując się w stronę ruin, niejako płochliwie omiatał je wzrokiem wzdrygając się przed ujrzeniem kolejnych wysuszonych trupów. Najbardziej dostępnym wejściem do kompleksu budynków, a zarazem najmniej oddalonym od „Dziury” wydała się zabarykadowana ogromną ilością chłamu brama. Przebierając nogami, zbliżył się do gruzowiska i zaczął przerzucanie gratów na bok, jakby nie zwracając uwagi na hałas przez siebie produkowany.

Z gmatwania się we wnętrzu myśli o swej słabości wyrwał go Maks, wskazując/oferując wdarcie się do środka przez okno, znajdujące się powyżej. Troszkę się opamiętując, James skinął głową z wdzięcznością i pozwolił się podnieść do wysokości ościeży . Sprawdził opuszkami palców czy delikatnie, cichutko chodzą okiennice; szybko rzucił okiem na stan pomieszczenia, zza zasłony; drugi, kilkusekundowy okres przyglądania się w poszukiwaniu pułapek dał zadowalający efekt, więc przerzucił się prawie bezszelestnie na drugą stronę framugi. Upewniając się jeszcze że nic w pobliżu nie jest agresywne, wychylił się z okna i podał Maksowi rękę, pomagając mu się wspiąć. Nie żeby wątpił w to, że nie dałby rady, ale chciał okazać troszkę życzliwości w zamian za oszczędzenie żmudnej pracy przy rupieciach.

Na sam widok pokoju, aż pchało się na usta ironiczne „splądrowany”, wszystkie tak zwanie wartościowe rzeczy leżały w bezładzie, podniszczone na posadzce. Nie było tylko, albo i aż surowców mogących zaspokoić podstawowe potrzeby organizmu.
Udał, że nie widzi znaczących spojrzeń towarzysza, skupiając się na ruchu w stronę klatki schodowej.
Hightower już miał się rozluźnić nie mając nic obrzydliwego w zasięgu widzenia, gdy usłyszał skrobanie, szuranie i inne cichutkie odgłosy, dobywające się z okolicy. Z duszą na ramieniu krocząc z Maksem w stronę domniemanego położenia mostu utworzonego z liny.

Gdy dotarli na miejsce, zdecydowali że najlepiej będzie pociągnąć losy o to, kto ma skoczyć z liną. Każdy z nich byłby w stanie to robić, ale po co się samemu niepotrzebnie narażać, kusić los? Stanęło na tym , że James pójdzie na drugi koniec konstrukcji i będzie wywijał w powietrzu, skacząc z odwiązaną częścią liny.
Oglądając pomieszczenie z pięknym panoramicznym widoczkiem na zdewastowane miasto, natknął się na coś niebywałego. Ktoś chyba miał zbyt wiele pieniędzy, zbyt wysokie mniemanie o sobie, lub był bardzo kapryśny, skoro przed mężczyzną, schowana za porysowanym przeszkleniem stała piękniuteńka zbroja husarska. Podziwiając najmniejsze detale, tego zachowanego w całkiem dobrym stanie oryginału nie usłyszał marudzącego Maksa, rozwiązującego węzeł za Jamesa. Nawet była szabelka! Kto wie, może i jaki pistolet się zachował… Łups.

Prawdopodobnie część ściany się zawaliła, taki dźwięk mógłby skierować tutaj padlinożerców i drapieżców z całkiem niezłej okolicy. Już otwierał usta, by zawołać Kowalskiego, chcąc sprawdzić czy u niego wszystko w porządku, lecz przerwał mu jego ostrzegawczy szept.
- Pssst, James... Schowaj się - żołnierze.
Cichutko położył się na podłodze i nie wiedząc skąd dokładnie przybędą żołdacy odczołgał za najbliższy mur, gorączkowo myśląc jak uciec z potrzasku.
 

Ostatnio edytowane przez Cluster : 25-10-2010 o 19:17.
Cluster jest offline  
Stary 04-11-2010, 09:44   #28
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Un travel routs before us

***

Henry Bevoushi
Chmury leniwie sunęły po bezkresnym niebie. Od ostatnich uderzeń dział minęło sporo czasu. W mieście na powrót było słychać świergot ptaków. Gdzieniegdzie odbijały się echem huki upadających przedmiotów poruszanych przez nowych mieszkańców. Henrego nie odstręczała myśl o samotności, szybko wyposażył się w broń i przekąskę, jakkolwiek by to nie nazwać, na to właśnie wyglądało.

Skrót H. B. … co chwila wzbudzały na twarzy Henrego Bevousha nostalgię. Wzniecając kilka niepożądanych westchnięć i uśmieszków. Dwa magazynki oraz broń, jak by się wydawało, w nienagannym stanie, to bardzo dobry łup. Chociaż faktycznie, pozostawienie takiego skarbu przez mieszkańców, bądź nowo przybyłych było podejrzane, czyżby alejka była tak dobrze ogrodzona, iż nikt nie wchodził do niej od czasu wypadku samochodowego? Czy może ‘Mort’ wywołał wypadek, wraz ze śmiercią mieszkańców? Tak nagle? Henry wiedział, że wybuch wystarczająco silnego ładunku mógłby położyć solidne budowle niczym domki z kart, a ludzi niczym zapałki, paląc ich nim upadną na ziemię. Ludzie faktycznie wyglądali jakby niespodziewali się nagłej śmierci. Były tu kępki ciał dzieci, wyglądających jakby za chwile miały wstać i nadal ganiać za jednym z martwych psów. Kobiety z siatkami, starszy mężczyzna przywarty do jednej z ławek, wraz ze szczątkami czegoś, co z pewnością kilka lat temu musiało być papierem, a obecnie stanowi bielawą pleśń pokrywającą części ciała denata, w których kiedyś spoczywała gazeta.
*Bzdura* rzucił prędko w myślach, odruchowo chwytając się za nos.
Tak nie działa tego rodzaju broń. Ślady zrujnowanych budynków, wskazywały, że to z pewnością nie wybuchu. Ludzie nie umierają tak po prostu od fali uderzeniowej, a nawet, jeśli powinna być zauważalna na przedmiotach martwych. Mimo iż wiele budynków nie miało już szyb, zaskakująca większość z nich nie była ich w zupełności pozbawiona.
*Wojna biologiczna?* żeby położyć wszystkich mieszkańców w tej samej chwili, zaraza musiała być niesamowicie silna i wymyślna. Każdy człowiek ma bardziej lub mniej odporny system immunologiczny, nie możliwe, aby w tym samym czasie wszyscy ulegli paskudztwu.
Tak czy inaczej, obecny stan miasta wskazywał na to.
*Chemia* Wojna chemiczna, mogła być przyczyną, a dopiero później wszystko zostało obrośnięte przez ‘Mort’a’. Kto tak głupi bawił się w użycie broni chemicznej będącej niebezpieczną dla ludzi, nieopodal terenów zamieszkałych? No fakt, nie każda ewakuacja może udać się pomyślnie. Chociaż… nie, to niedorzeczne. Lecz co gdyby?
Czy Henry przypadkiem i teraz nie był przyszłą ofiarą mającą zasilić florę ruin? Czy przypadkiem nie dystrybuuje ją otaczająca go roślinność?

Tak czy inaczej było już za późno. Nie powinien opuszczać Piotra, także wyczyny Jamesa i Maksa nie były na jego miarę.

Kolejny kamyk wylądował w ustach Henrego. Kilka pierwszych nie specjalnie mu smakowało, ale najwyraźniej musiał do nich dojrzeć. Czy to możliwe, aby mógł zaspokoić swój głód jedząc ziemię? ‘Grunt’ to zdrowie, powiadają.

Kocioł (-/-/-/-/-/-)

Jego zęby prędko nabrały solidności, przestając kołysać się na powoli czerstwiejących dziąsłach. Mimo iż nie brakowało mu śliny, ani nie czuł się bardziej spragniony, jego podniebienie nie wydawało się już tak nawodnione jak kiedyś. Podczas gdy jego język nabrał niesamowitej zwinności, obracając grudki skał i krusząc je bez ocierania o zęby. Tak jakby jego usta żyły własnym życiem. Henry czuł jak wytwarzane w głębi jego trzonowców klekotanie, czy impulsy rozłamywały wkładany do ust materiał, niczym małe młoty pneumatyczne.
Czuł się niczym Jaś w domku z czekolady. Mężczyzna parsknął z aprobatą na nowo dokonane odkrycie.

Wkrótce mężczyzna w fioletowym szalu zamachał do Mężczyzny w czarno białym szalu, wskazując swój kierunek marszu. Ponoć na końcu korytarza znajdował się wbity w ziemię słup ogłoszeniowy z powierzchni. Światło wpadające przez wyrwę w jezdni kusiło Robin, z którą nikt nie nawiązał jeszcze dialogu. Piotr nie powinien spuszczać małej z oczu, równie dobrze mógłby także poszukać alternatywnej ścieżki ewakuacyjnej. Henry pokiwał ku niemu głową, po czym skierował swoje kroki ku kilkumetrowemu murowi z cegieł na końcu ulicy. Mur owy był niewykończony z jednej strony, bądź jego solidność była naruszona przez jakiegoś rodzaju działo. Z tej odległości nie mógł ocenić. Jednak nawet będąc już w podeszłym wieku nie wątpił w swoje zdolności wdrapania się na tą że niewielką przeszkodę. Może faktycznie, po drugiej stronie znajdowało się o wiele łatwiejsze wyjście.



Kierując się w stronę muru i sprawdzając stan swojego nowego pistoletu, Henry podziwiał kunszt szlachetnie układającego się w jego dłoni Sauer’a. Postęp technologiczny u człowieka zawsze oznaczał jedno; nowe sposoby zabijania. Oczywiście nie tylko w tym, człowiek doszedł do perfekcji, chociaż mając go przystawionego do skroni, wątpliwym było, aby ktokolwiek stwierdził inaczej. To wyłącznie ładna obudowa, zestaw zapadek i sprężynek, trochę prochu, i włala! Mamy oto broń ostrą, zabawkę zdolną zabić wszystko w zasięgu wzroku. Człowiek to doprawdy niesamowite stworzenie.



Gdy od muru dzieliło go zaledwie kilka metrów, z nad jego zniszczonej części powstała postać. Słońce padające zza niej, kładło długi złowrogi cień, na mężczyznę. Był to żołnierz w pełnym rynsztunku, modernistycznie opatulony czymś, co znajdowało się pomiędzy Rycerską zbroją, sportowym ubiorem gracza Rugby, a kombinezonem Astronauty. W jego gigantycznych niczym bochny chleba, rycerskich paluchach znajdowała się największa broń, jaką Henry w życiu widział. Giwera swoją rzeźbą przypominała obszerne radio naramienne z lat 80-tych, XX wieku. Był niesamowity; pokryty siatką kamuflującą, śmierdzący prochem i krwią, wysmarowany farbą, w niektórych miejscach pozostawiającą znaki jedności w kompanii „Run’n’Gun” bądź „Born to Kill”; całość zapierała dech w piersiach, nie tylko amatorom militariów.

Henry zamarł w bezruchu. Jego nowa broń była niczym wesz na sierści metalowej bestii dzierżonej przez żołdaka. Sam podmuch dymu sączącego się z lufy tego smoka mógł wywołać raka. Coś obruszyło się wśród ruin.
Słyszałem ruch. Tak, w tym kierunku” odezwał się Golem. Starszy mężczyzna wyglądał tak mizernie, że aż niepozornie, przez co przybysz przy pierwszym omieceniu ulicy za murem, swym wzrokiem, pominął ubraną w niebieskawy kombinezon postać. W alejce dookoła niego znajdowało się dość sporo gratów, użytych jako barykady, stąd mdławy strój nadawał mu dość śmieciowy wyglądu, upodabniając do szmat, poszewek, znaków drogowych, wepchanych na siłę w ramy okien, oraz drzwi klatek schodowych.
On miał szczęście, póki pozostał w bezruchu, jednak co z resztą? Gdzie Maks i James? Czy są bezpieczni?

Mimowolnie skierował swój wzrok w stronę, w która wpatrywał się żołnierz. Kantem oka dostrzegł pomarańcz. Czy to oni? Wtem ktoś zaczął krzyczeć, a postać wykierowała swój karabin za siebie.
-Harmian! Mam tu jednego!- Coś działo się za murem, tylko co? Czy przypadkiem Piotr wraz z Robin dotarli do wyjścia?



W przeciwieństwie do żołnierza, Henry nadal kierował swój wzrok na budynki, co pozwoliło mu na zaobserwowanie nagłego ruchu otaczającej ich zieleni. Z budynków zaczęły wysuwać się kształty… wielkich odnóży.

Piotr Sowiński
Robin, co raz bardziej narzekała na panujące w kanałach duszności. Kilka własnych kaszlnięć Piotra mogło być rezultatem jej sugestywnego odgrywania tego wrażenia. Nie bacząc na ciężkości wdychanego powietrza, mężczyzna nadal siedział przy czarnej kuli. Faktycznie, tekst wydawał się czytelny, chociaż trudno było jednogłośnie uznać, w jakim języku był mu przedstawiony. Mózg jednakże rozróżniał poszczególne znaki, łącząc je w słowa, a dalej w zdania. W tej sytuacji kłopotliwym stał się również fakt czy Piotr nie był przypadkiem pod wpływem halucynacji. Skróty, na które przed chwilą zerkał już nie podlegały animacji, także sam wygląd ikon raz przyprawiał go o migrenę, a raz przedstawiał sobą całkiem rozpoznawalne znaki alfabetu. Po krótkich oględzinach doszedł do wniosku, że tabele wyświetlane w zakładce SYC, wywoływały nieprzyjemne mruganie, a długa lektura w zakładce CC nie była na jego siły.

Nagłe przypływy i odpływy świadomości Piotra wprawiały jego umysł w konsternacje. Ziewanie, co chwila dawało mu znaki o przemęczeniu umysłu. Jednak w ostatkach sił pozostawania na jawie, zdołał wymusić od siebie przeczytanie sekcji z SDP.

[Opis umieszczę po Polsku dla nieznających angielskiego, resztę łatwo sobie przetłumaczycie. Ze względu na niski poziom jednego z kluczowych talentów, Piotr nie dostrzeże większości informacji. EDIT; błędnie określiłam poziom Stróża na II, teks został już poddany poprawce, na poziom I.]
Kod:
God Seed: “Guard” v2.14.200 
Absorption Date: 01.XII.2019
Actual level: I
Description: Umiejętność Stróża ma w sobie coś z Zaburzenia Dysocjacji Tożsamości, czyli tak zwanego Rozdwojenia Osobowości. Jednak część kontroli sprawowanej przez Stróża nie podlega świadomej interwencji umysłu użytkownika, a wyłącznie jego ciała. Zatem nawet w stanie szoku bądź depresji samobójczej, ciało użytkownika nie pozwoli mu na dokonanie auto destrukcji, bądź zezwolenie na to innej sile z zewnątrz. Stróż w razie napaści kontroluje ciało użytkownika w akcie silnych tików nerwowych, kurcząc i rozciągając wybrane części ciała wykonując tym samym; Skok z palącego się budynku, unik przed niespodziewaną kraksą samochodową bądź silnym uderzeniem, albo skurcz mięśni danej kończyny aby zapobiec wykrwawieniu. Moc ta będzie permanentnie włączona nawet na czas snu.

Guard lvl I:
Upside;
+ @#$^jd92$%(x
+ Stróż stanowi pieczę dla użytkownikiem również we śnie
+ !!DC^$%(*%%@
+ Podświadome wsparcie oceny zagrożeń użytkownika podczas ochrony najważniejszych organów wewnętrznych sprawującymi kontrolę nad kluczowymi funkcjami życiowymi

Downside;
- Jawne zaburzenie dysocjacji tożsamości, sprawowania władzy nad ciałem podczas aktywacji Stróża
- vsi^B083##
- &%C(*9
- $%@#@F
Pojękiwanie Robin przebudziło Piotra. Była już przy świetle, coś jej się działo. Piotr natychmiast zerwał się z miejsca, biegnąc w jej kierunku, przedtem wskazując jednak dłonią kierunek swojego marszu, Henrem z powierzchni.
-Gdzie jesteś? Co się dzieje?
Znajdował się na wielkim skrzyżowaniu tuneli, w samym jego centrum wisiał oparty o Mamlas, wiszący spalony autobus. Jeden jego koniec był zanurzony w wodzie, podczas gdy drugi wystawał ponad jezdnię nad nimi. Odgłosy jęczącego dziecka dobywały się z jego wnętrza. Piotr minął obwieszony ogłoszeniami słup informacyjny, oraz drogowskaz. Jego dłoń oparła się o doń, dostarczający odpowiedni napór, aby powalić metalowy słupek, wraz z zawieszonymi na nim tabliczkami.
Szybkim rzutem oka dostrzegł znajomy wzór ‘metra’ na jednej ze strzałek. Zatem będzie musiał w niedalekiej przyszłości skupić się nad ustawieniem go w poprzedniej pozycji, aby dowiedzieć się o ich kierunku marszu. Jednak teraz najważniejsze by króliczek, okolica w której pogrążył się Mamlas wraz ze spalonym autobusem wyglądała podobnie co dziura do której wpadł Piotr. Dookoła było pełno groźnych pąków kwiatowych oraz powbijanych lub zespawanych ze zbrojeniem w jezdni, prętów i ostrzy. Wnętrze spalonego autobusu nie wyglądało inaczej. Jednak wszystko wydawało się takie świeże, jakby zabrane z powierzchnie nie dalej niż godzinę temu. Nawet wielkie wypalone wgniecenie nieopodal Mamlasu świadczyło o związku z odbytym niedawno ostrzału na okolicę.

Był to autobus dwupiętrowy, czyżby Robin była na drugim piętrze?

W drodze do niego Piotr ujrzał kilka ludzkich ciał, przy ścianach tuneli, powypalanych przez złocisty pyłek. Oczywiście były to martwe ciała, ich kierunek… um.. czołgania wskazywał na dostanie się do kanałów podobny sposób, co Piotr, tyle że on nie połamał sobie nóg podczas upadku. Co dziwne, oparzenia były tak potężne, że Piotr mógł z łatwością dostrzec wierzchnią stronę brzucha jednej z ofiar, poprzez gigantyczną dziurę wypaloną w jego plecach. Twarz tego samego nieszczęśnika była widoczna z wnętrza dziury, którą wypalił pyłek po tylniej stronie jego głowy. Wszystkie te ciała leżały z dala od wody, która jak dowiedział się Piotr, stanowiła ich jedyne wybawienie. Czemu zatem nie obmyli…um… chociaż, im dłużej Piotr nad tym myślał tym bardziej użyteczne stawały się pręty i ostrza powbijane w ściany. Ktokolwiek wpadł do kanałów będzie tak poraniony, że nie byłby w stanie myśleć o kąpieli w nieczystościach, nawet jeśli te wcale nie wydawały się tak nieczyste jakimi Piotr je sobie wyobrażał. Zatamowanie krwawienia odwracało uwagę od oparzeń, chociaż teraz, po obejrzeniu zwłok byłoby to błędnym krokiem. Zanim Piotr natrafił na Robin, szybko upewnił się czy sam nie miał na swym ciele żadnych pozostałości złotego pyłku.

Trucizna działała szybko i bezboleśnie, paraliżując część jego zżeranego ciała. Piotr natrafił na małą dziurkę w jego plecach. Była już na tyle duża by mógł w nią wsadzić czubek swojego palca. W jego głosie rozbrzmiała panika.
-Dziecko, gdzie jesteś? Wychodź szybko
Poszukiwania trwały.

Po kilku chwilach prześliznął się przez schodki. Pręty niegdyś tam powbijane były od spawane, bądź raczej stopione podczas jakiegoś niespotykanego procesu. Na drugim piętrze dostrzegł Robin próbującą niczym głupi psiak przedostać się na drugą stronę autobusu, aż na powierzchnię, pośród prętów, kilku trupów, pajęczyn i o dziwo braku złocistych kwiatów. Dziecko utknęło zaczepiając jedną ze swych stóp w zapadniętej klatce piersiowej jednego z umarlaków, a drugą trzymając w powietrzu nad kilkoma ostrzami. Widać że dziecko nie było przyzwyczajone do ciasnoty, jej stopy nie mogły się wystarczająco rozpędzić, by przełamać pręty. Mogła jedynie wrócić się do dusznych kanałów, na co szczerze nie miała chęci. Chociaż może to nie była wcale jej wina? Pośród prętów Piotr dostrzegł wielką metaliczną rękawicę osoby ciągnącej dziecko za pas.
-Harmian! Mam tu jednego!- wykrzyczał właściciel dłoni. Dopiero teraz Piotr dostrzegł grupę metalicznych postaci spośród szpar w dachu autobusu, i powybijanych okien, ledwo co wdrapujących się na wysokość jezdni. Dłoń dostała się do wewnątrz poprzez jedno z nich i wydawała się szarpać, co raz mocniej.

James Hightower
Szabelka husarska przypadła Jamesowi do gustu, niestety była to jedyna broń wystawowa, jaką dostrzegł. Same rękawice mogły jednak przydać się do walki. Wszystko to jednak traciło swoją moc w obliczu wspomnień o kanibalach i tej biedaczce, którą musiał pochować. Nie wolno się jednak tak łatwo poddawać, a zwłaszcza pozwalać sobie na wybrzydzanie w obecnej sytuacji. Obsuwająca się ściana, do której przywiązany był jeden z końców liny przebudziła Jamesa.
*Czy wszystko w porządku?*
Maks wyruszył za nim, był na tyle świadom by usłyszeć jego obecność. Czego jednak nie zdołał usłyszeć to grupę siedmiu zbrojnych, w trzech molochów, zbliżających się do skrzyżowania z zapadniętym słupem informacyjnym.
Natychmiast po sugestywnej mimice, czyli niedosłyszalnym szepcie, Maksa, James ukucną przy jedynej osłony jaką miał w zasięgu skoku. Okazałą się to być gigantyczna zwieszona reklama na budynku, szyld jakiejś firmy nadal się trzymał, jednak jedno z miejsc, do których był przytwierdzony, puściło. Przez co James mógł ześliznąć się natychmiast na gruzowisko, u podnóża drugiej strony wybudowanej, ceglanej ściany, za którą powinna znajdować się ulica wraz z Henrym. Dokładnie tej strony ściany, po której zdecydowanie nie chciał się znaleźć.

Z całej czwórki mężczyzn on jeden najlepiej widział skrzyżowanie. Zapewniało mu to ekscytujący zastrzyk adrenaliny. Ileż to zleceń nie wykonał w podobnych okolicznościach, pod okiem strażników i uzbrojonych ochroniarzy. Jeden z masywnych zbrojnych żołdaków z bronią wielkością całego Jamesa, której spust pewnie wymaga nacisku całej ręki, wszedł na gruzowisko przy ścianie, wdrapując się na nią bez trudu. Czy to ci sami których widział na moście godzinę (bądź pół), temu? Zaryzykował zerknięcie. Tak to ci sami. Byli już blisko, a hałas spadającej ściany zwrócił ich uwagę, na nieszczęście Jamesa, zerkali dokładnie na zniszczony lokal, w którym się znajdował. Przynajmniej znajdował się kilka sekund temu, obecnie siedział na małej kładce ciągnącej się wzdłuż tylniej części wielkiej reklamy. Mógł zaryzykować przeskok w stronę Maksa, zjazd w dół… bądź; jego oczy pomknęły ku jednej z wielkich kroczących bestii.

Czy tam, wcześniej na moście, to były tylko przywidzenia?
-Harmian! Mam tu jednego!- wrzasnął jeden z nich. James ponownie rzucił okiem na skrzyżowanie. Tuż przy słupie informacyjnym leżał wbity w ziemię autobus dwupiętrowy, a okrążający go żołnierze zastanawiali się co trzymał jeden z nich, zanurzając w jego wnętrzu swoją dłoń.

Czy to nie była Robin? Ręce Jamesa zacisnęły się na szabelce.

Maksymilian Kowalski
To był cios poniżej pasa, lina mało, co nie wyśliznęła mu się z dłoni, gdy ściana, do której był przymocowany jej koniec, runęła. Teraz muszą poszukać innego sposobu zejścia. To nie było jednak ich jedyne zmartwienie, w kilka chwil po tym, oboje z mężczyzn przywarło do najbliższych osłon, kryjąc się przed wzrokiem żołnierzy kierujących się na skrzyżowanie. Dłonie Maksa nadal odczuwały pewne nieprzyjemne wrażenie niebezpieczeństwa, to było jednak stałe niezależnie od tego jak blisko byli zbrojni. W głębi mieszkania mężczyzna nie mógł dostrzec, co działo się na ulicach tuż przy budynku, pęknięcia w podłodze oraz ścianach apartamentu pod nimi pozwalał mu jednie na dostrzeżenie Henrego zbliżającego się do ceglanego murku wybudowanego na końcu ulicy, z której dostali się do budynku.

W chwilach takich jak ta, gdy Maks myślał jedynie o cichszym łapaniem tchu, a nastręczające mrowienie dłoni zmuszało do ciągłych ich masowania. W takich właśnie chwilach, gdy nie pozostaje nic do roboty niż czekać, w głownie roją się różne myśli. Myśli o tym, co by było gdyby pozostawili Piotra? Gdyby nie zbaczali z drogi, gdyby Maks nie chciał być taki cholernie uczynny.

Maks nie uznawał się za zbytnio bojowego, było mu o wiele za daleko do tego terminu. Nawet gdyby miał broń w dłoni, nie wiedziałby, co z nią zrobić. Mężczyzna rozejrzał się dookoła, w jednej z witryn spoczywała kolekcja sztyletów i noży z czasów gdy te nie dość że stanowiły legalną broń, a bardziej ozdobę dla szat ich właściciela. Głownie niektórych z nich miały w sobie piękne rubiny, szlachetne perły i srebrzyste ornamenty, ozdobione restaurowanymi materiałami. Obserwując ostrza Maks nie potrafił wyobrazić siebie z jednym z nich w swojej dłoni. Nawet jeśli, to co mógłby z nimi zrobić?

[Dodatkowy Opis
Do najbliższych drzwi miał zaledwie kilka metrów, a okno po przeciwnej stronie wyrwy w budynku, wyglądało na dość zagracone podwórko pomiędzy blokami. Coś kapało z piętra nad nimi, pewnie nieopodal znajdował się jakiś zbiornik z wodą. Długa luka przy ścianie, pomiędzy komodą, a oknem świadczyła o zastawionym wyjściu na balkon, który bardziej wyglądał na spiżarnię. Słoje ustawione na pułkach przy jednej ze ścianek balkonu były porozbijane i osłonięte jakimś pyłem. Jakakolwiek ucieczka w stronę owego balkonu mogła się równać z chodzeniem po szkle, oraz przemierzanie nie do końca bezpiecznego podwórza. Wracając jednak do drzwi, te były uchylone. Zza nich nie dochodziło żadne światło, klatka schodowa była zatem kolejnym niepewnym wyborem. Mogło to być niewystarczające uzasadnienie, ale jeśli na piętrze pod nimi znajdowało się jakieś stworzenie które czmychnęło w głąb budynku; czy przypadkiem klatka schodowa, na którą zerkał nie prowadziła do jakiegoś odsłoniętego wyjścia? W końcu po wyrwie w budynku widać było iż apartamenty pod nimi były połączone, drzwi do klatki schodowej po której dostali się do apartamentów powyżej były zamknięte, z pewnością drugie były otwarte, tak?]

Tkwiąc tak za jedną ze ścian, spoglądał na wystraszonego Jamesa, ściskającego w dłoniach husarską szabelkę. Wyglądał jakby miał jakiś plan, chociaż może to brak własnego planu skłonił go do takiego myślenia.

-Harmian! Mam tu jednego!- z dołu dobiegł wrzask. *Co mieli?* Maks nie zrozumiał natychmiast, ale Joseph wspominał tą nazwę,… wspominał? Maks spoglądał ponad głową Jamesa, oglądając stare budynki dookoła skrzyżowania. Zboczyli z drogi, jeśli dobrze pamiętał, to ten rejon był obficie oznakowany krzyżykami. Co to mogło oznaczać?

Mężczyzna starał się uspokoić, masując swoje pulsujące dłonie. Skierował je do przodu, roz człapając je (nie wiem jak to napisać, ale jest takie słowo) aby wpuścić trochę chłodnego powietrza między zmęczone palce. Wtedy właśnie zorientował się o przyczynie dziwnego ich zachowania.

Dokładnie w miejscu gdzie wymierzył swe dłonie, wprost na ścianie po prawej stronie Jamesa, nad husarską zbroją, dostrzegł ruch. Obrośnięta pleśnią i grzybami część ściany zaczęła podrywać się ku górze, wyrywając swoje korzenie z cegieł i tapety. Masa unosząca się nad Jamesem była już wystarczających rozmiarów, aby go zgnieść, nie dość to, była częścią czegoś i wiele większego, przycupniętego na ruinach. Las na co drugim z budynków rozrastała się, bądź powstawał? Kreując sobą coś sprawiającego wrażenie pokrewieństwa ze skorupiakami. Jedno z krabich odnóży powoli zaczęło mknąć ku skrzyżowaniu. Maks w ciszy wyczekiwał strzałów i wrzasków zaskoczenia. Przyglądając się jak kolejny z gigantów, cichaczem powstaje ze swojego łoża.
 

Ostatnio edytowane przez Kawairashii : 07-11-2010 o 15:51. Powód: Dodaktowy opis dla Maksa + Redukcja obecnego poziomu Stóża dla Piotra w Bankomacie do właściwego poziomu
Kawairashii jest offline  
Stary 10-11-2010, 21:38   #29
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Coś dziwnego działo się z Piotrem, zjawisko "znajomości" języków i ogólnie czytania było dość skomplikowane. Najpierw wybiórcza możliwość czytania, nie rozpoznawanie języków, a teraz niesamowity wysiłek wkładany przez niego podczas odszyfrowywania kolejnych słów. Z podobnych, nieokreślonych powodów mógł pozwolić sobie jedynie na przeczytanie informacji z jednego działu, i to nie w całości.

Były to informacje o jego GeaS'ie. Nazywał się on "Stróż" i, co ciekawsze, został mu zaaplikowany w grudniu 2019 roku, czyli znacznie później, niż sięgała jego pamięć. Co robił przez te dziewięć lat, które wyparowały z jego pamięci?
Dowiedział się również, że jego "moc" chroni go przed zagrożeniem, nawet gdy on nie zdąży go nawet dostrzec, przejmuje wtedy kontrolę nad jego ciałem i odpowiednio nim manewruje... To, chociaż niesamowite, tłumaczyłoby jakim cudem przeżył upadek w tę przeklętą dziurę... A incydent z nożownikiem? Możliwe, że również nie był przypadkowy, że to ten Stróż go wspomógł.
Były podane również zalety i wady tego GeaS'a, jednak tylko część zdołał rozczytać, te zaś nakładały się z opisem kilka wierszy wyżej.

W momencie w którym uznał, że nic więcej się nie dowie, usłyszał dziwny jęk Robin. Dziewczynka, najwyraźniej obrażona, ruszyła w stronę mamlasu, lecz teraz zniknęła brodaczowi z oczu, chociaż jeszcze przed chwilą słyszał wyraźnie jej kaszel. Wskazał kierunek marszy Henry'emu stojącemu na krawędzi dziury, i pobiegł w kierunku światła. Jedyne wyjście, jak się okazało, prowadziło przez wnętrze dwupiętrowego autobusu. Wszystko tu wyglądało na świeżo zawalone, możliwe że to ostrzał skierowany w nich spowodował te uszkodzenia. Ze zgrozą ujrzał również ciała osób, które nie miały tyle szczęścia, czy też raczej, Stróża, co on. Pokaleczone przez druty wystające ze ścian oraz, to co bardziej zabójcze, czyli z przeżartymi na wylot ranami. Zmyty przez Piotra pyłek miał niesamowite właściwości żrące. Mężczyzna odwrócił wzrok od zwłok i jeszcze raz dokładnie zsondował swoje ciało w poszukiwaniu jakichkolwiek pozostałości po zabójczym nektarze. Ku swojemu przerażeniu, znalazł otwór szerokości palca wskazującego na swoich plecach. Wystraszony podbiegł do najbliższego źródełka wody o zaczął obficie polewać ranę życiodajną cieczą. Nie wiedział, czy to pomoże, jednak nie mógł zrobić nic więcej.

Ruszył do autobusu nawołując kaleką dziewczynkę, ta jednak, tradycyjnie, nie odzywała się. Pierwsze piętro czyste, może udało jej się wydostać? Niestety, ta myśl byłą zbyt optymistyczna i nie miała szans przetrwać w zderzeniu z rzeczywistością. Robin zaklinowała się pośród martwych ciał, foteli i licznych rurek oraz prętów wewnątrz autobusu, zaledwie kilka metrów dalej. Sowiński zrobił dwa kroki i już miał ponownie przemówić do dziecka, gdy zobaczył rękawicę zaciśniętą na jej pasie. Mężczyzna przyjrzał się dokładniej widokowi zza okna i zauważył kilka postaci ubranych w dziwne kombinezony. Byli to prawdopodobnie ludzie z tej samej organizacji, która chciała ich zabić, a teraz pochwycili małą Robin, Piotr wiedział, że lepiej byłoby przeczekać, aż odejdą z dziewczynką, nie mógł jej jednak zostawić, taka opcja nie wchodziła nawet w rachubę. Pochylił się i podszedł do szamoczącej się dziewczynki. Poprawił chwyt oburącz na kluczu francuskim, wziął zamach i z całej siły uderzył w rękawicę tak, by nie trafić omyłkowo dziecka.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 12-11-2010, 20:03   #30
 
Cluster's Avatar
 
Reputacja: 1 Cluster nie jest za bardzo znany
Czający się za podniszczoną reklamą mężczyzna był w porządnej rozterce. Maks polecił mu się schować, co niezwłocznie wykonał kucając za sporą przegrodą, nadal jednak nie wiedział skąd i w jakiej postaci nadchodzi niebezpieczeństwo. Przypomniały mu się słowa mentora: „Pamiętaj, brak informacji to twój największy wróg. Wtedy zawsze można Cię zaskoczyć, a w naszym fachu nie ma miejsca na błędy.” i czym prędzej rzucił okiem na otaczające go ruiny.

Parę walących się ścian, piękna, historyczna kolekcja broni, zbroi i tyle. Wszystko poza zasięgiem, który określiłby jako bezpieczną odległość na poruszanie się. Pozostawała jeszcze kładka prowadząca w dół, ale gdyby z niej skorzystał, mógłby już w razie potrzeby nie wrócić do góry, krótko mówiąc – sytuacja kształtowała się beznadziejnie.
Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a jeśli to prawda, to James był tam stałym lokatorem. Wyjrzał zza osłony ryzykując bycie zauważonym.

Widok rozpościerający się przed Hightowerem znacząco podniósł poziom adrenaliny w jego wyczerpanym organizmie. Na skrzyżowaniu znajdowały się zbroje i maszyny, prawdopodobnie właśnie te, które wcześniej zrobiły coś dziwnego z ruchami mężczyzny. Każdy z metalowych tubylców uzbrojony był w aż nadto sugestywnie wielkie pukawki, przy których bronie z początku XXI wieku wydawały się jedynie zabawkami. Przedzierając się przez rumowisko poruszali się w luźnej formacji, lecz James podejrzewał, że są ze sobą świetnie zgrani. Większość z nich sprawdzała dziury-pułapki, reszta sprawdzała betonowe konstrukcje wyraźnie czegoś, bądź kogoś szukając.

Ku przerażeniu Jamesa, odgłos ściany roztrzaskującej się na ziemi zwrócił ich uwagę na jego kryjówkę, aż się skulił, gdy usłyszał gdzieś pod sobą odgłos intruza wspinającego się na stertę gruzu. Jakby na ratunek, przybył okrzyk:
-Harmian! Mam tu jednego!
Przypuszczając, że wszyscy choć na chwilę odwrócą się w stronę rozmówcy, wyjrzał chcąc sprawdzić jak ma się sytuacja u Piotra.

Część zbrojnych żołdaków stłoczyła się nad otworem przy którym leżał wbity w asfalt autobus, a któryś z nich pochylił się i starał się coś wyciągnąć swym mechanicznym ramieniem. Cała sytuacja wywołała mieszane uczucia w Hightowerze, ponieważ z jednej strony zainteresowanie azylem w którym się znajdował uległo choć minimalnemu zatarciu, to Mała miała kłopoty. Może i nie przywiązał się do niej jakoś szczególnie, ale uratowała mu życie już parę razy.
Rozdrażniony z powodu swej bezsilności ścisnął z całej siły znajdującą się w jego dłoniach szabelkę, lecz mimo furii powziął zamiar pozostania w schronieniu, od czasu do czasu badając rozwój wydarzeń na skrzyżowaniu.
 
Cluster jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172