Od ostatniej wizyty magazyn trochę się rozrósł. Kiedy Myvern zaryglował drzwi i omiótł wzrokiem pomieszczenie rozdziawił usta niczym prawiczek na widok nagiej kobiety. Parę lat temu jako karę wymierzono mu pracę społeczne, nosił pakunki do tego właśnie magazynu. Wiedział w którą stronę układano zgromadzony złom, ale znalezienie paczki z jego zabaweczkami będzie nie lada wyczynem. - Koleżko, siedzisz dłużej ode mnie. Nasze zabawki razem raczej nie będą. Te kilkadziesiąt skrzyń jest nowe, więcej nie mogę Ci pomóc. Masz trzy minuty na wyekwipowanie się i spadamy.
Chwycił puste worki leżące pod ścianą i rzucił jeden towarzyszowi. ~Mało czasu, muszę je znaleźć... Muszę!~
Chwycił pierwszą z brzegu skrzynię, starając się nie robić hałasu zdjął wieko. Jego rzeczy tam nie było. W oczy rzucił mu się pas na plecy, w jego dwóch skórzanych pochwach znajdowały się długi i krótki miecz. Sprzęt wylądował w worku, w razie, gdyby stare ostrza przepadły. Porzucił skrzynkę, po czym szybko rozebrał leżącą obok paczkę. Zarzucił na siebie obszerny wygrzebany ze stosu rupieci płaszcz koloru ciemnego grafitu. - Całkiem dobry, w końcu nie mogę chodzić po mieście w bransoletkach i zaplamionej juchą koszuli.
Do wora wpadło jeszcze kilka szmat, kilka sztyletów, komplet narzędzi złodziejskich, parę patyków dymnych. - Na początek wystarczy... - mruknął.
Zabrał się za poszukiwania swoich rzeczy, na których odnalezienie nie miał nadziei. Po kolei otwierał pakunki i skrzynki. - Koleżko, minuta i znikamy!
Przebierał rękami, przekładał paczki, grzebał w skrzyniach. - No... DALEJ! Gdzie to jest?!
Jeszcze moment, ostatnia skrzynia, a potem, by kupić czas trzeba narobić jeszcze większego zamieszania... ~ Może mały pożar?~
Tak, lampa olejna wisząca pod ścianą idealnie się do tego nadawała. Pożar nie rozprzestrzeni się na miasto, od razu nie zostanie zauważony, a może zapewnić uciekinierom kilka cennych sekund. Szansa na znalezienie rodzinnych pamiątek malała, na ucieczkę, zdawała się nieśmiało rosnąć... |