Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2010, 13:02   #61
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zaułek w Travarze, Miejsce pułapki


Pognała do przodu... za sobą słyszała kroki. Ciężkie kroki Grolmaka, drobne kroczki Damarri, taneczne kroki Ace’a, zwinne kroki Ghertona. Adrenalina pulsowała jej w żyłach, wypełnił je ogień... Czuła... Klejnot był z dala od niej, ale wciąż czuła więź z nim. Czuła jak dodaje jej sił. Jak jej ruchy stają się nieludzko szybkie i nieludzko precyzyjne. Przed nią wylądował jedna z jehutr, ostre lodowe kolce na przed nich łapach przecięły powietrze mierząc w nią.
Uskok w prawo, świst przecinającego powietrza, półobrót, drugi kolec zmierza do ciała, ruch mieczem. Ostrze napotyka lodowy kolec, zacisnęła dłonie na mieczu blokując cios. Sekunda, dwie... tyle wystarczy. Odskoczyła, napierająca łapa nie miała już na swej drodze blokującego ją miecza. Ani też ciała Tavi. Lodowy kolec wbił się z impetem w ziemię.
A wróżbitka znalazła się przy pysku szkarady... jeden cios. Pionowe cięcie, zielonkawa posoka rozlewa się w powietrzu, potwór zdołał uskoczyć na tyle by miecz Tavarti nie zdołał zadać śmiertelnego ciosu. Ostrze rozorało mu gębę pozbawiając prawego oka.

A wróżbitka z pewnym niedowierzaniem spoglądała na miecz pokryty jego posoką. To było takie proste... niemal instynktowne. Nie było w tym wiele do myślenia. Akcja, reakcja. Nie było czasu, na zastanawianie się. Właśnie rzuciła się na pająka wielkości krowy i ...zraniła go!
A tymczasem Grolmak dobiegł błyskawicznie do ranionej jehutry i jednym zamachnięciem topora odrąbał jej kończynę i przez tą lukę w obronie wpadł Ace, który jednym pchnięciem swego miecza pozbawił na jednooką jehutrę życia.
W kolejną uderzył Gherton, najpierw ciskając telekinetycznie beczką, potem atakując ją trzymając w dłoni miecze. Sekundowała mu w tym Damarri w dłoni ściskając kindżał.
Jehutra starała się dopaść słabsze ogniwo, jakim była orczyca właśnie. Jednak nie było to proste z uwagi, na magiczne zielonkawe pociski, uderzające w nią z różnych stron. Windeyes, jak zwykle trzymając się z dala od zagrożenia, używała swych zaklęć do mieszania szyków wrogom.
Także i nowi nie próżnowali, dziewczyna i krasnolud stanowili zabójczy duet. Kobieta ściągała na siebie uwagę wirując niczym tancerka i tnąc swym mieczem. A krasnolud wyczekiwał okazji do ataków na jehutrę. Zaś rozwścieczony troll, próbował się uwolnić z pajęczyny pętającej jego ruchy.
Tavarti rzuciła się by wesprzeć Ghertona i Damarri w boju. Zwłaszcza, że orczyca upadła na ziemię. A Grolmak i Acelon pognali w kierunku trzeciej jehutry.

Zacisnąwszy dłonie na mieczu ruszyła biegiem w ich . Ale wtedy drogę zastąpił jej ów nieumarły elf zeskakując zwinnie z dachu budynku. Po czym wydobył spod swego płaszcza wydobył pięknie zdobiony miecz. Spojrzał na dziewczynę niemal sycząc z gniewu.- Gdzie jest Serce?! Gadaj!! Nawet nie wiesz w co się wpakowałaś. Ale możesz się jeszcze z tego wydostać. Nie jesteś nic winna Alfarelowi. Oddaj je.
Tavarti zaatakowała, szybko instynktownie... nieskutecznie. Miecz nieumarłego elfa wydawał się być niemal żywą istotą w jego dłoni. Błyskawiczny ruch nadgarstka przeciwnika sprawił, że Wicher zamiast trafić w serca elfa, wyleciał z jej dłoni. A elf rzekł.- Zaczynasz mnie naprawdę irytować w swym uporze kobieto.
Z jego ust popłynęły słowa magii i ciało Tavarti wykręcił silny, niemal agonalny ból. Osunęła się przed na kolana, zaciskając zęby i nie panując nad swym ciałem. Zaś elf kontynuował przemowę.- Twoi towarzysze zabawiają moje jehutry, mamy więc chwilę dla siebie. Mogę cię zabić szybko i bezboleśnie, lub... przedłużyć twą śmierć torturując cię magią mego pana. Wybierz mądrze i powiedz, gdzie jest Serce Namiętności?!
Ból rozrywał umysł Tavarti na strzępy, ale nadal słyszała suchy i poirytowany głos nieumarłego elfa. I coś jeszcze... ryk wściekłości. Ryk bojowy trolla.
Uwolniony od pajęczyny, troll zaszarżował na jej dręczyciela, by rozpłatać go na pół swym wielkim mieczem. Wykonał szeroki zamach i ostrze jego miecza przecięło powietrze.
Elf uniknął ciosu mrucząc.- Właśnie wybrałeś swoją śmierć rogaczu.
Szybkie pchnięcie pogrążyło jego miecz w klatce piersiowej trolla. Szybkie pchnięcie, ale wykonane precyzyjnie i bez większego trudu. Zupełnie jakby ta walka nie stanowiła dla niego wysiłku, a ów troll wyzwania.
Bo i nie stanowił...na twarzy trolla widać było grymas zaskoczenia i bólu. Zacisnął zęby, próbował podnieść miecz by trafić elfa, którego ostrze przeszyło jego serce.Bez skutku. Siły zbyt szybko opuszczały umierające ciało trolla. Nie mógł dosięgnąć swego zabójcy.
Elfa, który był odwrócony do niej plecami.

Tavarti sięgnęła do pokładów swej woli, do swego gniewu, do strachu i do nadziei. Zerwała więzy bólu...Miecz leżał poza jej zasięgiem, ale nadal miała kostur. Chwyciła za niego i...
Cytat:
-Ono nigdy nie należało do ciebie. Jest moje i to ja zdecyduję komu przypadnie po mej śmierci.- krew krążyła szybciej w żyłach Alfarela gdy ten zaczął mówić coś cicho w języku magii kończąc zaklęcie naśladownictwem trzaśnięcia. Jego przeciwnik jednak nie czekał, aż skończy i zaatakował wyciągając miecz. Był jednak zbyt daleko, by zdążyć. Przeliczył się, nastąpiło trzask, jego lewa noga wykręciła się nienaturalnie i naznaczony blizną elf upadł ze złamaną kością udową na ziemię wyjąc z bólu.
Wiedziała gdzie powinna uderzyć. Wiedziała? Bardziej pamiętała. Wiedziała, gdzie go zranił Alfarel. I znów pozwoliła by instynkt poprowadził jej dłonie. Kostur zatoczył szeroki łuk. I rzeźbiona końcówka uderzyła w lewe udo elfa. Może był i świetnym fechtmistrzem, ale nie miał oczu do koła głowy. Cios. Trzask pękającej kości. Agonalny niemal krzyk bólu nieumarłego elfa.
Ostatnia żyjąca i okaleczona jehutra doskoczyła do swego pana. A on sam wspiął się na jej grzbiet, pomagając sobie prawą nogą, bo lewa zwisała bezwładnie. Po czym bestia zaczęła uciekać wspinając się na ścianę budynku.
Na polu bitwy zostały dwa martwe konstrukty horrorów i konający troll. Damarri zajęła się opatrywaniem ranionego w bok Ghertona. Fechtmistrzyni podtrzymywała głowę umierającego przywódcy na swych kolanach i głaskała go po gęstych kudłach.
Pozostali odpoczywali po ciężkim boju. Zaś czarnowłosy krasnolud z do niedawna „wrogiej drużyny” podszedł do wróżbitki i rzekł.- Taaa trochę się to pokićkało panno Rubaric. To co teraz?
Właśnie... dobre pytanie. Nieumarły elf zdołał zbiec, ale gonienie raczej nie było dobrym pomysłem. Najemnicy Quaalshanera stracili chyba zapał do dalszego szukania klejnotu, wraz ze śmiercią swego przywódcy. A Tavarti wciąż miała więcej pytań, niż odpowiedzi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-11-2010 o 13:10.
abishai jest offline