Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-11-2010, 13:02   #61
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zaułek w Travarze, Miejsce pułapki


Pognała do przodu... za sobą słyszała kroki. Ciężkie kroki Grolmaka, drobne kroczki Damarri, taneczne kroki Ace’a, zwinne kroki Ghertona. Adrenalina pulsowała jej w żyłach, wypełnił je ogień... Czuła... Klejnot był z dala od niej, ale wciąż czuła więź z nim. Czuła jak dodaje jej sił. Jak jej ruchy stają się nieludzko szybkie i nieludzko precyzyjne. Przed nią wylądował jedna z jehutr, ostre lodowe kolce na przed nich łapach przecięły powietrze mierząc w nią.
Uskok w prawo, świst przecinającego powietrza, półobrót, drugi kolec zmierza do ciała, ruch mieczem. Ostrze napotyka lodowy kolec, zacisnęła dłonie na mieczu blokując cios. Sekunda, dwie... tyle wystarczy. Odskoczyła, napierająca łapa nie miała już na swej drodze blokującego ją miecza. Ani też ciała Tavi. Lodowy kolec wbił się z impetem w ziemię.
A wróżbitka znalazła się przy pysku szkarady... jeden cios. Pionowe cięcie, zielonkawa posoka rozlewa się w powietrzu, potwór zdołał uskoczyć na tyle by miecz Tavarti nie zdołał zadać śmiertelnego ciosu. Ostrze rozorało mu gębę pozbawiając prawego oka.

A wróżbitka z pewnym niedowierzaniem spoglądała na miecz pokryty jego posoką. To było takie proste... niemal instynktowne. Nie było w tym wiele do myślenia. Akcja, reakcja. Nie było czasu, na zastanawianie się. Właśnie rzuciła się na pająka wielkości krowy i ...zraniła go!
A tymczasem Grolmak dobiegł błyskawicznie do ranionej jehutry i jednym zamachnięciem topora odrąbał jej kończynę i przez tą lukę w obronie wpadł Ace, który jednym pchnięciem swego miecza pozbawił na jednooką jehutrę życia.
W kolejną uderzył Gherton, najpierw ciskając telekinetycznie beczką, potem atakując ją trzymając w dłoni miecze. Sekundowała mu w tym Damarri w dłoni ściskając kindżał.
Jehutra starała się dopaść słabsze ogniwo, jakim była orczyca właśnie. Jednak nie było to proste z uwagi, na magiczne zielonkawe pociski, uderzające w nią z różnych stron. Windeyes, jak zwykle trzymając się z dala od zagrożenia, używała swych zaklęć do mieszania szyków wrogom.
Także i nowi nie próżnowali, dziewczyna i krasnolud stanowili zabójczy duet. Kobieta ściągała na siebie uwagę wirując niczym tancerka i tnąc swym mieczem. A krasnolud wyczekiwał okazji do ataków na jehutrę. Zaś rozwścieczony troll, próbował się uwolnić z pajęczyny pętającej jego ruchy.
Tavarti rzuciła się by wesprzeć Ghertona i Damarri w boju. Zwłaszcza, że orczyca upadła na ziemię. A Grolmak i Acelon pognali w kierunku trzeciej jehutry.

Zacisnąwszy dłonie na mieczu ruszyła biegiem w ich . Ale wtedy drogę zastąpił jej ów nieumarły elf zeskakując zwinnie z dachu budynku. Po czym wydobył spod swego płaszcza wydobył pięknie zdobiony miecz. Spojrzał na dziewczynę niemal sycząc z gniewu.- Gdzie jest Serce?! Gadaj!! Nawet nie wiesz w co się wpakowałaś. Ale możesz się jeszcze z tego wydostać. Nie jesteś nic winna Alfarelowi. Oddaj je.
Tavarti zaatakowała, szybko instynktownie... nieskutecznie. Miecz nieumarłego elfa wydawał się być niemal żywą istotą w jego dłoni. Błyskawiczny ruch nadgarstka przeciwnika sprawił, że Wicher zamiast trafić w serca elfa, wyleciał z jej dłoni. A elf rzekł.- Zaczynasz mnie naprawdę irytować w swym uporze kobieto.
Z jego ust popłynęły słowa magii i ciało Tavarti wykręcił silny, niemal agonalny ból. Osunęła się przed na kolana, zaciskając zęby i nie panując nad swym ciałem. Zaś elf kontynuował przemowę.- Twoi towarzysze zabawiają moje jehutry, mamy więc chwilę dla siebie. Mogę cię zabić szybko i bezboleśnie, lub... przedłużyć twą śmierć torturując cię magią mego pana. Wybierz mądrze i powiedz, gdzie jest Serce Namiętności?!
Ból rozrywał umysł Tavarti na strzępy, ale nadal słyszała suchy i poirytowany głos nieumarłego elfa. I coś jeszcze... ryk wściekłości. Ryk bojowy trolla.
Uwolniony od pajęczyny, troll zaszarżował na jej dręczyciela, by rozpłatać go na pół swym wielkim mieczem. Wykonał szeroki zamach i ostrze jego miecza przecięło powietrze.
Elf uniknął ciosu mrucząc.- Właśnie wybrałeś swoją śmierć rogaczu.
Szybkie pchnięcie pogrążyło jego miecz w klatce piersiowej trolla. Szybkie pchnięcie, ale wykonane precyzyjnie i bez większego trudu. Zupełnie jakby ta walka nie stanowiła dla niego wysiłku, a ów troll wyzwania.
Bo i nie stanowił...na twarzy trolla widać było grymas zaskoczenia i bólu. Zacisnął zęby, próbował podnieść miecz by trafić elfa, którego ostrze przeszyło jego serce.Bez skutku. Siły zbyt szybko opuszczały umierające ciało trolla. Nie mógł dosięgnąć swego zabójcy.
Elfa, który był odwrócony do niej plecami.

Tavarti sięgnęła do pokładów swej woli, do swego gniewu, do strachu i do nadziei. Zerwała więzy bólu...Miecz leżał poza jej zasięgiem, ale nadal miała kostur. Chwyciła za niego i...
Cytat:
-Ono nigdy nie należało do ciebie. Jest moje i to ja zdecyduję komu przypadnie po mej śmierci.- krew krążyła szybciej w żyłach Alfarela gdy ten zaczął mówić coś cicho w języku magii kończąc zaklęcie naśladownictwem trzaśnięcia. Jego przeciwnik jednak nie czekał, aż skończy i zaatakował wyciągając miecz. Był jednak zbyt daleko, by zdążyć. Przeliczył się, nastąpiło trzask, jego lewa noga wykręciła się nienaturalnie i naznaczony blizną elf upadł ze złamaną kością udową na ziemię wyjąc z bólu.
Wiedziała gdzie powinna uderzyć. Wiedziała? Bardziej pamiętała. Wiedziała, gdzie go zranił Alfarel. I znów pozwoliła by instynkt poprowadził jej dłonie. Kostur zatoczył szeroki łuk. I rzeźbiona końcówka uderzyła w lewe udo elfa. Może był i świetnym fechtmistrzem, ale nie miał oczu do koła głowy. Cios. Trzask pękającej kości. Agonalny niemal krzyk bólu nieumarłego elfa.
Ostatnia żyjąca i okaleczona jehutra doskoczyła do swego pana. A on sam wspiął się na jej grzbiet, pomagając sobie prawą nogą, bo lewa zwisała bezwładnie. Po czym bestia zaczęła uciekać wspinając się na ścianę budynku.
Na polu bitwy zostały dwa martwe konstrukty horrorów i konający troll. Damarri zajęła się opatrywaniem ranionego w bok Ghertona. Fechtmistrzyni podtrzymywała głowę umierającego przywódcy na swych kolanach i głaskała go po gęstych kudłach.
Pozostali odpoczywali po ciężkim boju. Zaś czarnowłosy krasnolud z do niedawna „wrogiej drużyny” podszedł do wróżbitki i rzekł.- Taaa trochę się to pokićkało panno Rubaric. To co teraz?
Właśnie... dobre pytanie. Nieumarły elf zdołał zbiec, ale gonienie raczej nie było dobrym pomysłem. Najemnicy Quaalshanera stracili chyba zapał do dalszego szukania klejnotu, wraz ze śmiercią swego przywódcy. A Tavarti wciąż miała więcej pytań, niż odpowiedzi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-11-2010 o 13:10.
abishai jest offline  
Stary 17-11-2010, 01:37   #62
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Oddychała ciężko. Złapała się na strój w okolicy serca, marszcząc i zniekształcając materiał. Serce - kamień nadal stanowił jej część pomimo odległości i nadal jej pomagał. Kimkolwiek była kiedyś, jej ciało dużo trenowało. Pomimo braku ćwiczeń, ciosy i ruchy wykonywała intuicyjnie. Nie musiała myśleć, walka działa się sama. Przebłyski pewnie nie należały do codzienności, ale nie dało się ukryć - ostatni okazał się niezwykle pomocny. Jakoś nie miała ochoty umrzeć w męczarniach, niekoniecznie tak widziała swoją najbliższą przyszłość, a tu taka "niespodzianka". Chociaż w tej chwili brak przeszłości niezmiernie ją irytował. Posiadanie czyjejś jedynie okazjonalnie okazywało się przydatne. Westchnęła.

Dopiero po chwili słowa krasnoluda dotarły do niej. W końcu coraz rzadziej mówiono do niej "Alteo". Bardzo się z tego powodu cieszyła, bo ta cała arystokratka tylko przysparzała jej kłopotów. A może było odwrotnie? Może to Tavarti przysparzała problemów Altei? Ale czy to możliwe w sytuacji, kiedy Altea nie żyje?

...

Przynajmniej się nie skarży.

Dziewczyna znów westchnęła. No cóż skoro nikt się nie kwapi do przejęcia inicjatywy, to nie ma czasu się wykłócać, że się nie jest odpowiednią osobą.
- Jak to co teraz? - wyciągnęła rękę w jego stronę, a krasnolud pomógł jej wstać. - Trzeba się stąd zebrać zanim zwalą się nam na głowie straże. Nie wiem jak wy, ale ja tam nie mam ochoty się tłumaczyć skąd się, na horrory, wzięły te martwe jehutry.
Pogładziła głownię swojego kostura z uczuciem i opadła się na nim.
- Gromlak, Ace ułamcie kawał tego drewnianego płotu. - wskazała w stronę ich niewykorzystanej "drogi ucieczki". - Potrzebujemy noszy. - zmierzyła się z ochroniarzami wzrokiem. - No już! Nie mamy całej nocy panowie! - jej głos nie znosił sprzeciwu. - Ty jeśli chcesz, możesz im pomóc. - rzuciła do krasnoluda, po czym podeszła do Wichra. Oczyściła miecz z posoki i schowała do pochwy.

Podeszła do trolla i kucnęła przy nim.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się delikatnie i ścisnęła palce na jego dłoni.
Po chwili wypełnionej dźwiękami dewastacji mienia publicznego Ochroniarze zjawili się z "noszami".
- Windy leć po jakąś głosicielkę. Dami Ci opiszę taką, co się nadaje na sytuację ekremalne. - Tavarti złapała za tunikę wietrzniaczkę i patrzyła na nią poważnie. - Wiem, że lubisz snuć opowieści, - Windy chciała protestować, jednak wróżbitka nie dopuściła jej do głosu - ale jeśli nie chcesz żebym się na ciebie obraziła to trzymaj buzię na kłódkę. - jej grobowy ton wskazywał dobitnie, że nie żartowała.

Machnęła jej palcem przed nosem, po czym odwróciła się do reszty.
- Dobra panowie i panie, ładujemy pana trolla na nosze i rogatkami udajemy się do mojej spokojnej willi, gdzie przedyskutujemy kilka spraw.

Widząc jak mężczyźni zabrali się za przenoszenie śmiertelnie rannego, syknęła tylko kilka razy "Ostrożnie", okryła go swoim płaszczem, który szybko nasiąkł krwią i, dalej trzymając go za rękę, ruszyła z boku pochodu.

Zanurzyli się w noc. Co prawda trudno ukryć się pochodowi rannych, którzy niosą trolla na kawale wyrwanego płotu, ale Damarri znała miasto jak własną kieszeń. Udało im się ledwo uniknąć spotkania ze Strażą Miejską, ale w odpowiednim momencie ostrzegł ich wietrzniak, który robił im za forpocztę. Do tego dali kilka łapówek, skorzystali z kilku burd ulicznych, zrobili duże kółko lawirując po mieście i w końcu korzystając z tylnego wejścia do ogrodu dostali się do willi. Tutaj na werandzie Damarri i Tavarti przygotowały naprędce coś w rodzaju łóżka dla trolla - co stanowiło niemałe wyzwanie. Dziewczyna dobrze pamiętała JAK urządzony był dom Omasu - chociażby kamienne fotele i stoły jasno wskazywały na to, że zwykłe łóżka, które znajdowały się w willi, zawalą się pod ciężarem ich gościa.

Kiedy orczyca pomagała wojowniczce ułożyć wygodniej trolla i zmyć z jego twarzy krew, pojawiła się Windy z Głosicielem.



Młody, widać styrany dniem i alkoholem, którym śmierdział na odległość. Tavarti oceniła go surowym okiem - rozchełstana szata, pomięty płaszcz, niezadbane krótkie włosy w stronkach, ale świeże i zdecydowane spojrzenie. Wzięła go na bok w kuchni, włożyła mu w dłoń spory woreczek (praktycznie wszystko co jej pozostało).
- To dar dla świątyni za pomoc. - rzuciła oschłym tonem.
Odłożył zapłatę na stół.
- A ja myślałem, że za milczenie. - na jego twarzy pojawił się cyniczny uśmieszek.
Dziewczyna nie pozwoliła się sprowokować.
- Dami. - powiedziała głośno, a orczyca pojawiła się w drzwiach na taras.
- Tak?
- Mamy... gościa.
- wróżbitka wskazała gestem głowy na Głosiciela.
- O dobrze, że jesteś. Chodź. - orczyca złapała go za ramię i praktycznie siłą wyciągnęła na zewnątrz.

Tavarti odetchnęła. Zupełnie wykończona opadła na zlew i przymknęła oczy. Bez udziału świadomości jej dłoń powędrowała do lalki, którą po chwili przycisnęła mocno do siebie. Nieco zesztywniałymi dłońmi wyciągnęła Serce Namiętności ze środka, następnie zawiesiła je na szyi. Z czułością pocałowała szmaciankę i odłożyła ją na miejsce. Ochlapała twarz zimną wodą. To lub ponowny dotyk kamienia dodał jej nieco sił. Zakrzątnęła się w kuchni. Kiedy zaczęła się gotować woda na herbatę, pojawił się Gherton i Acelon, którzy zaofiarowali się pomóc przy przygotowaniach posiłku.
Trzy talerze ze stojącymi na nich piramidami kanapkowymi powędrowały na stół razem z dzbanami herbaty.

Tavarti wyszła na taras.
- Myślę, że nie musimy tutaj wszyscy czuwać przy chorym. Zapraszam do środka. - zwróciła się do obcych.

Ogień w kominku płonął dając przyjemne ciepło i nieco przytłumionego światła. Rudowłosa elfka pozostała przy trollu. Krasnolud podszedł do propozycji z chłodną kalkulacją, a wietrzniak zdawał się po prostu ciekawy.

Dziewczyna stanęła u szczytu stołu. Odrzuciła włosy do tyłu, ramiona splotła na piersi, dumnie uniosła głowę do góry. Przy stole siedział Gherton powoli jedzac swoją porcję. Windy cichutko przysiadła na jego ramieniu. Za plecami Tavi stał Gromlak.
- Niezależnie od tego kim jestem, nie nazywam się Altea Rubiric. - zaczęła poważnym tonem - Możecie mówić mi Tavarti. Dla was ważniejsze z pewnością wyda się to, że obecnie Serce Namiętności należy do mnie i nie mam ochoty się z nim rozstawać. Moi przyjaciele i opiekunowie Gherton, - zaczęła dłonią wskazywać swoich towarzyszy - Gromlak i Windy. Mieliście okazję poznać również Damarri i szermierza Acelona, którzy obecnie znajdują się z waszymi towarzyszami na tarasie. A teraz poczęstujcie się kanapkami. Chociaż wolałabym, żebyście zaczęli od przedstawienia się i wyjaśnienia mi, kim do stu piorunów jest Quaalshaner.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 24-11-2010, 20:30   #63
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Willa Tavarti, Travar



Herbatka ziołowa zrobiona przez orczycę, wypełniała aromatem kuchnię. Sama Damarri pomagała sprowadzonemu głosicielowi przy ratowaniu życia trolla. Trudno nie docenić było obecności Dami, w życiu Tavarti. Była jej opiekunką, nauczycielką życia, gospodynią, przyjaciółką... i kochanką. Była ważna. Gdyby coś jej się stało... co poczyniła Tavi?
Dlatego też rozumiała rozpacz rudowłosej elfki i... niewesołe miny pozostałych członków.
Troll wydał się jej arogancki i władczy, ale pewnie był członkiem ich drużyny. Więcej... był ich szefem. Był dla nich ważny, tak jak Damarri dla niej. No może... nie, aż tak bardzo. Damarri dla niej była ważniejsza, niż troll dla tej grupki.
Krasnolud i wietrzniak siedzieli wyraźnie przybici i ponurzy. Ta cała sytuacja wyraźnie ich przerosła. Byli poszukiwaczami przygód, ale pojawienie się konstruktów i nieumarłego elfa, śmiertelna rana ich przywódcy sprawiła, że obaj stracili jakoś zapał.
- Niezależnie od tego kim jestem, nie nazywam się Altea Rubaric. - zaczęła poważnym tonem - Możecie mówić mi Tavarti. Dla was ważniejsze z pewnością wyda się to, że obecnie Serce Namiętności należy do mnie i nie mam ochoty się z nim rozstawać. Moi przyjaciele i opiekunowie Gherton, - zaczęła dłonią wskazywać swoich towarzyszy - Gromlak i Windy. Mieliście okazję poznać również Damarri i szermierza Acelona, którzy obecnie znajdują się z waszymi towarzyszami na tarasie. A teraz poczęstujcie się kanapkami. Chociaż wolałabym, żebyście zaczęli od przedstawienia się i wyjaśnienia mi, kim do stu piorunów jest Quaalshaner.
Stała nad nimi wypowiadając kolejne słowa, patrzyła jak się kulą niczym zbite psy. Przemawiała już tak nieraz. Była tego pewna. Słowami łamała opór, otwierała innym usta, dodawała odwagi i śmiałości, przekonywała. Dlatego czuła się pewnie w tej roli, tym bardziej, że Serce Namiętności delikatnie ogrzewało jej skórę, wzmacniając charyzmę jej głosu.

Nic dziwnego, że nie protestowali, nie wykłócali się... Nie stawiali oporu. Ani nie zadawali pytań. Spojrzeli po sobie. A następnie krasnolud rzekł.- Krassus Czarny moje imię i jestem podobnie jak Aljarina, marakaninem.- wskazał kciukiem na pokój w którym elfka czuwała nad rannym trollem.- Pochodzimy z Maraku. Jest to jedna z prowincji Thery. Atycjanus Perseconicus- wskazał na palcem wietrzniaka. – Urodził się jako niewolnik na samej Therze. A troll, Grimmar Fullscalli, pochodzi z Talei. Również prowincji therańskiej.
Wietrzniak nieco zgromił spojrzeniem, nadmiernie wylewnego krasnoluda, ale nic się nie odezwał. A czarnobrody Krassus mówił dalej.- Nieważne jest chyba, jak się spotkaliśmy i jak wylądowaliśmy w Vivane. W każdym razie, pomijając Atycjana jesteśmy obywateli Imperium. I dlatego zapewne zostaliśmy zwerbowani przez Quaalshanera. Jest on ksenomantą i to wystarczający był dla mnie powód, by go unikać. Ale Grimmar sie uparł przy swoim. - przerwał na moment, łyknął ziołowej herbatki i kontynuował.-
W każdym razie, Quaalshaner to dandysowaty elf będący jednocześnie właścicielem Szklanego Domu. Jest znana w całej therańskiej dzielnicy gospoda, a raczej pijalnia win. Bowiem tylko wina, tam serwują podawane w dziwaczny sposób. Za to wina z każdego zakątka świata. – machnął dłonią.- Zresztą, to jest akurat nieważne. Quaalshaner jest bogaty. Bardzo bogaty. I dlatego skusiliśmy się na propozycję tego elfa. Kazał odzyskać przedmiot, który masz. Powiedział, że został mu skradziony. I na dowód opisał dokładnie jak skradziony przedmiot wygląda. A że miał to być przedmiot wątkowy, to i sprawę ułatwiał skarb jaki Aljarina zdobyła w kreańskim grobowcu. Jej „Oko Sanepa” potrafi wykryć i po części rozpoznać wzorce wątkowych przedmiotów. - wzruszył ramionami na wspomnienie o Oku, tym bardziej, że wietrzniakowi nie odpowiadało ujawnianie sekretów ich drużyny.- Gdy tu przybyliśmy, dowiedzieliśmy się, że złodziej który ukradł Serce Namiętności, Alfarel Sussinara... zginął w katastrofie statku powietrznego. Dowiedzieliśmy się też, że jedyną osobą która przeżyła to członkini domu kupiec Rubaric. Niejaka Altea. Poszukiwanie ciebie zajęło nam dużo czasu. Byłaś jak duch... Słyszano o tobie, ale nikt nie wiedział gdzie mieszkasz, ani wyglądasz. Byłaś plotką. – głowa krasnoluda opadła.- Twarz skryła się w cieniu. O tym nieumarłym nic nie wiem. Nie tak to miało być. To miała być prosta i czysta robota. A utknęliśmy w spisku, w którym zapewne macza macki jakiś Horror...

Dalsze słowa przerwało wtargnięcie Damarri, która oznajmiła wprost.- Dobre wieści to takie, że troll jeszcze żyje. Złe wieści...- przez chwilę zamilkła, by westchnąć.- Złe wieści to takie, że może umrzeć w każdej chwili. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, by uratować mu życie. Ale nic więcej zrobić się nie da. Rana jaką mu zadano jest śmiertelna zazwyczaj. Gdyby nie to, że ma silny organizm, skonałby na placu boju. Jedyne co wam pozostało to modlić się do Garlen o łaskę.
-Dziękujemy.-
odezwał się dotąd milczący wietrzniak.
-Eeee tam.- machnęła ręką orczyca i dodała spoglądając na cała grupę.- Coście tacy smętni. Jeszcze nie umarł, a to dobry znak. Ace zakup jakieś wino dla naszych gości. Grolmak przygotuj posłania dla gości w ogrodzie. A wy dwaj, zmieńcie elfkę. Oczy bidulka wypłakała i zasnęła.
Damarri spojrzała na Ghertona i dodała.-PPopilnujesz tych nowych, co by nie nabroili za bardzo?
-W sumie nie wyglądają by chcieli...-
odparł wróżbita, ale Dami weszła mu w słowo mówiąc do Tavarti.- Chodźmy do Ognistego Jaszczura Tavi, zabawimy się. Odpoczniemy od wrażeń dnia i rozładujemy emocje. Pogwarzymy ze starymi znajomymi.
-Co to jest ognisty jaszczur?-
spytała z ciekawością w głosie Windeyes.
- Taka karczma... ale dla dużych chłopców i dziewczynek.- rzekła w odpowiedzi Damarri wystawiając język.
-Ja jestem dużą dziewczynką.- zaperzyła się Windy gniewnie furkocząc skrzydełkami.
- Skoro tak twierdzisz.- zachichotała głosicielka. I kusiła dalej słowami.- Chodźmy tam, chyba że... masz inne plany?
No właśnie... czy Tavi miała inne plany na popołudnie i wieczór? I na następne dni. Poza spotkaniem z Omasu oczywiście.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-05-2011 o 13:53.
abishai jest offline  
Stary 06-05-2011, 19:19   #64
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Po usłyszeniu propozycji orczycy Tavarti jedynie westchnęła. Szybko przesunęła wzrokiem po wszystkich obecnych. Czuła się zmęczona. Ledwo trzymała oczy otwarte. Głowa pracowała powoli, krystalizacja myśli trwała długo, a ciało po kolejnym opóźnieniu wykonywało dopiero polecenia. Rozmasowała skronie i zamruczała coś pod nosem. Do tej pory na nogach trzymała ją adrenalina. Kiedy w końcu opadła, wszystkie mięśnie przypomniały jej, że walka mocno odbiła się na jej stanie.
Poczekała, aż wszyscy powoli rozejdą się do wyznaczonych obowiązków. Wtedy pochyliła się w stronę Dami, żeby w końcu udzielić jej odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. Orczyca patrzyła na nią zmartwiona.
- Teraz. Spać. - dziewczyna cmoknęła głosicielkę w policzek i łapiąc za brzeg rękawa szaty pociągnęła w stronę sypialni. - Później pomyślimy.

Weszła do sypialni, podeszła do łóżku i tak jak stała, opadła na łóżko, pogrążając się we śnie.


by http://shadesofele.deviantart.com

Obudziło ją łaskotanie w policzek. Nie chciała jeszcze otwierać oczu. Przy swoim uchu usłyszała mruczenie. Jej zmysły powoli wracały po śnie, dzięki czemu mogła zinterpretować ciepły kaloryfer przyklejony do jej pleców jako przytuloną Dami.
- To... co? - znów zamruczała jej do ucha.
- Hmm. - Tavi przeciągnęła się, jednocześnie odwróciła w stronę orczycy. - Najpierw sprawdzimy czy towarzystwo się nie pozabijało.
- Myślę, że nie mają odwagi nas obudzić.

Uśmiechały się do siebie wesoło, patrząc sobie w oczy.
- Potem wezmę kąpiel.
- Acha
. - orczyca przytaknęła, zapewne mając na myśli coś więcej niż kapiel. Tavi znała już dobrze te ogniki w jej oczach.
- Potem wizyta u Omasu. - dziewczyna powoli zaczęła wyplątywać się z uścisku kochanki, żeby usiąść na krawędzi łóżka. - Następnie wrócę, wyślę dzieciaki po plotki i zajrzymy do Jaszczura.

Zdjęła resztki swojej szaty, szpilki wyjęte z włosów odłożyła na szafkę nocną.
- Mrr, ale najpierw...! - Dami rzuciła jej się na plecy i ściągnęła ją z powrotem na łóżku. - Trochę relaksu. - mruknęła całując partnerkę.


Dom Omasu, Tarvar

Omasu jak zwykle przyjął Tavi w ogrodzie. Znowu w naturalnym otoczeniu, imitującym stoły i krzesła. Choć dla wygody młodej wróżbitki, jej kamień został okryty futrami. Opleciony wzorzystą szatą obsydianin usiadł i rozpoczął rozmowę uprzejmym pytaniem.- Jak potoczyła się twoja wyprawa na Złoziemie?
- Piaszczyście głównie.
- westchnęła siadając na krawędzi przygotowanego dla niej "fotela". - W kaerze mieliśmy małe nieprzyjemności z jednym horrorem, ale wróciliśmy cali. Sprawy tutaj nieco przygasły? - uniosła jedną brew w oczekiwaniu na swoje bardzo ogólne pytanie.
-Horrorem? Jakimże to Horrorem? Powinnaś wiedzieć, że sprawy z horrorem rzadko przebiegają gładko. I kończą się na jednej walce.- odparł spokojnym głosem obsydianin i zmienił temat mówiąc.- Tak. Zhańbione t'skrangi K'tenshin szukały ciebie, ale przepadłaś bez wieści.
- No to teraz wróciłam z hałasem.
- mruknęła do siebie nieco się garbiąc.
Zaplotła dłonie razem, odwróciła głowę w prawo, żeby nie musieć patrzeć prosto w oczy Omasu. Chrząknęła.
- Właściwie to horrora nawet nie spotkaliśmy tylko tańczącą cośtam... o... upiorną tancerkę. - uśmiechnęła się promiennie zmieniając temat. - I płaszczki. - uniosła palec do góry, jakby jej się to nagle przypomniało. - I znalazłam dziennik poprzedniej właścicielki mojego Kostura.
-Słyszałem o zajściu w zaułku i ślady obecności jehutr wywołały małą panikę w straży.-
Omasu nie dał się zbić z tropu.- Wielu cię szuka. I wszystkie nici prowadzą do...
- Niech zgadnę.
- przerwała mu zrezygnowana. - Do klejnotu? - jej dłoń sama powędrowała w kierunku wisiorka, na którym wisiało Serce.
-Do Vivane. Najemnicy którzy cię szukali wśród mieszkańców miasta. Którzy szukali klejnotu stamtąd właśnie pochodzili. Jak i większość pasażerów rozbitego okrętu.- odparł obsydianin i dodał.- A ty znasz therański zbyt dobrze, jak na wyuczony język. Mówisz jak arystokratka.

Westchnęła przeciągle, wbijając wzrok w filiżankę, którą pełną herbaty, właśnie zabrała z tacy.
- Rozumiem, że to taka drobna sugestia, że mam się udać do Vivine? - zagryzła dolną wargę.
- Właściwie, to sam miałem zamiar cię tam posłać, ale... czy ty jesteś tam gotowa wyruszyć? - spytał Omasu.
Dziewczyna podrapała się palcem skazującym po policzku. Jej plecy same się wyprostowały. Uśmiechnęła się delikatnie.
- A w jakim celu chciałeś mnie tam posłać? - jej ciekawość zwyciężyła, głos wyrażał zaintrygowanie i zupełny brak zaniepokojenia.
- Prowadzę interesy w Vivane. Od dawna. Mam tam swoje kontakty i znajomości. Swoich klientów i swoje... sprawy. Ostatnio jednak źle się owe sprawy mają. - odparł Omasu. Przez chwilę milczał nim rzekł. - Zginął mój bezpośredni przedstawiciel w tym mieście. Ponoć zasztyletowała go rozwścieczona kochanka, ale... ja w to nie wierzę.
Splótł dłonie razem.- Jestem pewien, że coś niedobrego dzieje się w Vivane. A ty idealnie nadajesz się do zbadania tej sprawy. Chcę cię mianować przedstawicielką mego imperium handlowego i posłać do Vivane, byś zorientowała się w czym problem i... wykryła prawdziwego sprawcę śmierci swego poprzednika. I nie mówię tu o jego mordercy. O nie... Mnie interesuje jego mocodawca. Chcę wiedzieć, kto mi bruździ w Vivane.

Tavi przymknęła oczy, odchylając się do tyłu. Rozparła się wygodniej w miękkich futrach, jakimi wyłożono kamienie. Jeszcze niedawno była nikim. Pustą kartką ocalałą po wybuchu statku należącego do wielkiej kompanii handlowej prowadzonej przez jednego z najbogatszych ludzi w Tarvarze. Po spotkaniu z Omasu, nagle szybko awansowała do rangi "przedstawiciela" owej kompanii. Niektórzy przez całe życie pracują na jej pozycję. Napiła się nieco herbaty, po czym odstawiła filiżankę na stolik. Obsydianin, który jej zupełnie nie zna, ufa jej na tyle, aby powierzyć poważne zadanie. Założyła nogę na nogę, dłonie zaplotła na kolanie.
- Doprawdy nie wiem, czym sobie zasłużyłam na tak wielkie zaufanie. - spokojny głos zdawał się zupełnie nie pasować do rozgrzanych emocjami policzków i iskierek entuzjazmu w oczach. - Jeśli się jednak zgodzę, muszę zapoznać się dokładnie z interesami i sprawami. Pewnie też będę kogoś potrzebowała do administrowania, gdyż wątpię, że posiadam odpowiednie kwalifikacje.
-Myślę, że mamy tam zbieżne interesy. Ty i ja.
- Omasu spojrzał na Tavarti i dodał. - Na miejscu pracownicy wprowadzą cię w szczegóły. Zresztą...- obsydianin przerwał na moment wypowiedź by dodać. - To nie tylko kwestia zaufania. Przyjmując moją ofertę, narażasz też i własne życie. Zabili jednego przedstawiciela. Mogą zabić i kolejnego.
- Też tak pomyślałam,
- machnęła ręką w geście "nieważne" - ale to Ty ufasz mi na tyle, że powierzasz mi dla ciebie ważną misję i zakładasz, że nie zajmę się wyłącznie moimi sprawami. - Zmrużyła oczy - Ci, którzy pragną kamienia, chcą mnie zabić, więc samo zagrożenie życia nie jest dla mnie... czymś nowym. - Uśmiechnęła się szeroko. - Chcę wiedzieć wszystko, co ty o poprzednim przedstawicielu. Oczywiście już w Viviane będę na świeżo weryfikowała informację, jednak muszę mieć jakąś bazę. - wyliczała, głośno myśląc. Jeszcze nie podjęła decyzji. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie potrafi odmówić Omasu po wszystkim, co dla niej zrobił i co dla niej robi. - Poza tym ilu ludzi mogę wziąć ze sobą?

-Pięciu sześciu... chyba wystarczy?
- spytał obsydianin dodając.- Oczywiście dostaniesz wszelkie informacje jakie posiadam.
- Mogę sama podjąć decyzję, kogo wybrać? -
po czym pochyliła się nieco do przodu - i najważniejsze, czy masz tam na miejscu jakiegoś zaufanego człowieka? Przydałby się do odszukania kontaktów w Viviane.
-Mam tam samych zaufanych ludzi. A i tak. Możesz wziąć ze sobą swych przyjaciół.-
odparł obsydianin.

Nadszedł moment decyzji. Wyprostowała się, uśmiechnięta. Nie, nie prawda. Zgodziła się zadając pierwsze pytanie. Chciała pojechać do Viviane i rozwiązać te zagadki. Wystarczyło, że Omasu wspomniał jej o morderstwie, w jej umyśle wszystkie trybiki zaczęły pracować na zwiększonych obrotach. Nigdy już zapewne nie będzie miała okazji na taką "przygodę". Poza tym miło by się było dowiedzieć czegoś o swojej przeszłości. Tak dodatkiem. Obecnego życia i przyjaciół nie zamierzała jednak wymienić. Za późno.
- To ile czasu mam na spakowanie się?
-A ile potrzebujesz, na załatwienie swych spraw w mieście?
- spytał obsydianin spoglądając w jej twarz i uśmiechając się.
Może byłoby lepiej, żeby tego nie robił. Wyglądał... nieco przerażająco z kamiennymi zębami na wierzchu. Tavi zamrugała i opanowała dreszcz na plecach.
- Hmm, góra półtora dnia. - przetarła czoło, aby zetrzeć krople potu. - Tylko jest, ekhem, jeden problem z willą. - Przełknęła ślinę. - Spotkałam się z tymi wysłannikami, którzy szukali altei i klejnotu. Niespodziewanie pojawił się jeszcze nieproszony gość, ten elf od jehutr. - Na jej twarzy odmalował się smutek. - Zranił mocno trolla, przywódcę tych od kamienia. Teraz leży w willi, walczy o przeżycie.
-Tym bardziej musisz się ulotnić z miasta. A co do trolla. Zobaczę co się da zrobić. Ale tu bardziej nadzieja w głosicielach Garlen niż we mnie. Twoja przyjaciółka, wie najlepiej co czynić.
- rzekł Omasu spoglądając na Tavarti.
- Tak wiem. Wspominam o tym, abyś się nie zdziwił, że pozostają jacyś "dodatkowi lokatorzy", kiedy wyjadę. - Uśmiechnęła się szeroko. - Kiedy mogę oczekiwać informacji?
-Jutro..
. najpóźniej.-odparł obsydianin i po chwili milczenia rzekł.- Przyjdzie ci zapewne zmierzyć z przeszłością... Z tym kim kiedyś byłaś.
- Tak to z pewnością skomplikuje pewne sprawy -
prychnęła śmiechem. - Ale jakoś poradzę sobie z tym węzłem. Nie mam wyboru, bo już zdecydowałam, kim jestem teraz.
-Na miejscu spotkasz też rodzinę Rubaric, więc... jeśli jesteś... Jeśli byłaś ową zaginioną owieczką rodziny, możesz wplątać się kłopoty większe niż sądzisz.
- rzekł Omasu po chwili namysłu. - A nawet jeśli nie byłaś, to... i tak, możesz spotkać osoby, które znały poprzednią "ciebie".
Skinęła odruchowo głową słysząc jego słowa. Akurat tego, że nie jest Altheą nie była na pewno.
Przymknęła oczy. Znów wróciły wspomnienia elfa, tak żywe jakby były jej. Scena miłosna z przedstawicielką domu Rubaric, rozmowa jego z dawną Tavarti. Przeszłość jej stała się połączeniem wspomnień poprzedniego posiadacza klejnotu i jej własnych, zyskanych po przebudzeniu. Ile osób może się pochwalić tym, że pamiętała wymianę zdań z samą sobą. Laeticia el’Kharim albo Lorraine Silversong. Jedną z nich była kiedyś. A kim one były?

"Cieniami przeszłości. Gdyby mogły nimi pozostać! Majakami sennymi, które trzymają się z dala od światła jej świadomości. Móc o nich zapomnieć. No ale znając moje szczęście... i ciekawość... "


- Świat jest mały, z pewnością kogoś spotkam. - oparła policzek na wnętrzu dłoni. - Przypadkiem, czy pomagając wydarzeniom. Ale najpierw obowiązki, potem przyjemności.
-Powinnaś być bardzo ostrożna. Vivian potrafi być groźniejszym miejscem niż Złoziemie. Na pustkowiach przynajmniej łatwo odróżnić wrogów od przyjaciół.
- stwierdził Omasu i po chwili dodał. - Chciałbym rzec, że napotkasz złych Theran i dobrych Barsawian, ale... sprawy nigdy nie są aż tak proste i jednoznaczne.
- A tutaj są?
- westchnęła.

"Jakby kiedykolwiek wszystko było proste i jednoznaczne. Z drugiej strony..."


- Ale wiem, że miałam wielkie szczęście. Do tej pory wszyscy się mną opiekowali. Teraz może być już raczej tylko gorzej. - zachichotała chowając twarz w dłoniach.

- Myślę, że część tej opieki wynika z twojej charyzmy. Może sobie z tego nie zdajesz sprawy, ale jesteś urodzoną przywódczynią. Kimś kto potrafi skupić wokół siebie innych. To rzadki talent moja droga.- odparł obsydianin.
- Dziękuję, ale nie poczuwam się do bycia przywódcą. Chociaż czas pokaże. - uśmiechnęła się wesoło. - Skoro już wszystko ustaliliśmy, to ruszę w dalszą drogę. Muszę się jeszcze pożegnać ze szkrabami z Domu Opieki. - poprawiła włosy i podała dłoń Omasu. - Czekam na dokładne informacje, aby móc dalej działać.
-I dlatego, możesz być świetnym przywódcą.-
odparł obsydianin delikatnie ściskając dłoń dziewczyny, na pożegnanie.
- Postaram się może najpierw zostać świetną wysłanniczką.
-Nie wątpię że sobie poradzisz
.- odparł Omasu z lekkim uśmiechem.
Odwzajemniła uśmiech i ruszyła do wyjścia.

Dom Tavarti, Tarvar


Siedziała w saloniku, podbierając się łokciem o blat stołu. Czekała, aż już wszyscy umilkną. Nikt nie zwracał na nią uwagi, kłócili i przekrzykiwali się, aż głowa zaczynała ją boleć. A tak niewinnie się zaczęło. Wparowała do willi i rzuciła do Dami, że idą na zakupy. Padło kilka pytań ze strony Ghertona i Gromlaka [A jakie zakupy? A po co?] Od słowa do słowa, jak usłyszeli o podróży do Vivian, od razu zaczęli pomagać w zrobieniu listy najpotrzebniejszych rzeczy. Szybko jednak przeszli do dyskusji podniesionymi głosami, co też jest tą "najpotrzebniejsza rzeczą". Westchnęła.
- To jak już uradzicie co i jak, znajdziecie mnie w domu dla dzieciaków w starej świątyni. - rzuciła głośno w powietrze i wyszła już nie zwracając uwagi na resztę.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 09-05-2011 o 20:07.
Latilen jest offline  
Stary 15-05-2011, 17:29   #65
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Opuszczona świątynia, Travar


Dobrze wiedziała co zrobiła. Uciekła.
Uciekła zwalając kwestię przygotowań na swych przyjaciół, zwłaszcza na Damarri.
Perfidnie wykorzystała naturalny potencjał organizacyjny orczycy.
Co by bez nich zrobiła? Bez przyjaciół, których zyskała tak szybko.

Myślę, że część tej opieki wynika z twojej charyzmy. Może sobie z tego nie zdajesz sprawy, ale jesteś urodzoną przywódczynią. Kimś kto potrafi skupić wokół siebie innych. To rzadki talent moja droga

Słowa Omasu wciskały się w jej myśli, gdy patrzyła na sierociniec i bawiące się dzieci. A także uczące się sieroty, bowiem głosicielki urządziły już przy sierocińcu warsztaty tkackie. I naukę czytania.
Sierociniec rozwijał się szybko. Mając siedzibę i wsparcie finansowe Alweron Uasil zabrał się z dużą energią do organizowania sierocińca i poprzez głosicieli uznających jego zwierzchność rozbudowywał sierociniec niemalże na oczach Tavarti.
Było miło patrzeć jak “ ukochane dziecko” wróżbitki rośnie zdrowo. Było przyjemnie zająć się dziećmi i przez chwilę zapomnieć o tym co ją czeka.
A czekało wiele...
W domu...

Dom Tavarti, Tarvar

W domu zjawiła się już Maloniel z zapisanymi pergaminami dotyczącymi przedsięwzięcia Omasu. Elfka uśmiechnięta dźwigała kilkanaście takich zwojów, do tego wypchany trzosik na “cele reprezentacyjne”.
Nominację panny Tavarti na pełnomocniczkę kupca Omasu i jego przedstawicielkę. Kilka lisów do doręczenia pracownikom na miejscu. Oraz tymczasowego zastępcy, krasnoluda imieniem Thorvil.
A także papiery o które prosiła.
Ofiarą morderstwa padł kuzyn Thorvila, doświadczony adept fechmistrz i dość stary krasnolud imieniem Dasarik.
Obaj. I Dasarik i Thorvil pochodzą z barsawiańskiej rodziny żyjącej od wielu pokoleń w Vivane.
Wywodzą się z rodu Braeck daleko spokrewnionego (ale jednak) z Haughraldem z Domu Thaloss.
Dasarik miał żonę i trójkę dzieci w tym najstarszego syna Darantima, który mu “zaginął” przed kilku laty.
Pozostała trójka, żona Dystilra, syn Gormus i córka Seana, trafiły pod opiekę Thorvila właśnie.
W dokumencie dodano, że zarówno Dasarik jak i jego syn Darantim byli zamieszani w działalność wywrotową wobec Theran, za cichym pozwoleniem Omasu. I że Darantim nadal żyje działając w ruchu oporu.

Dalej rozmowa przeniosła się na wyprawę Tavarti. Kto w niej miał brać udział i kiedy miała wyruszyć.
Oczywiście wyruszał Acelon i jego kompan Grolmak. I Damarri zamierzała wyruszyć wraz z Tavi.
Za to Gherton nie mógł, acz życzył dziewczynie powodzenia. Które mogło być potrzebne, bowiem....
-Yuuuupi, jedziemy do Vivane, pełnej złych Theran i skarbów i magii i...niewolników. Do siedziby zła, w której Kypros rządzi żelazną pięścią. Będziemy walczyć, bawić się , kochać... i pisać własne legendy.!- niemal wrzeszczała z zachwytu Windeyes.
Tak. Wietrzniacka iluzjonistka zamierzała również lecieć do Vivane.
Oraz... ku zaskoczeniu wielu...Aljarina.
Rudowłosa marakańska elfka też zamierzała się wrócić do Vivane i prosiła o pomoc w tym celu. Obiecała też nie sprawiać kłopotów.
Aljarina chciała wrócić do Vivane, dowiedzieć się w co właściwie jej ona i jej kompani zostali wpakowani.
I wywrzeć pomstę, na winnym ranienia trolla.
Obie mamy wspólnego wroga, Tavarti. I nic o nim nie wiemy.-argumentowała.

Wieczór zmienił się w noc. I zmęczona wróżbitka zasnęła wtulona w ciało najdroższej jej osoby. W orczycę Damarii.

...Ciemna komnata, zapach kadzideł. Duża, starożytna. Kotary na oknach, cienie pod ścianami, szepty i szmery.
Świadomość bycia obserwowaną.
Ból. Nie..raczej wspomnienie bólu.
Tavarti siedziała na krześle patrząc na odbicie swej twarzy w lustrze. Misternie ułożone włosy, ozdobione wpleciona w nie siateczką z pereł. Podobny perłowy naszyjnik na łabędziej szyi.
Przeszła Tavarti spoglądała w lustro zachowując stoicki spokój podczas... tortur?
Jej lewe ramię promieniało bólem wywołanym nakłuciami.
Wiedziała, że musi zachować, spokój okazać obojętność i niewrażliwość. Inaczej jej inicjacja i wprowadzenie od Domu... okaże się okazją dla kpin pozostałych. Rywalizacja bowiem nie kończyła się na tym etapie.
A miała zamiar zajść... wysoko? Nie. Były inne ku temu powody.
Musiała się okazać godna znaku który będzie nosić i Domu do którego od dziś będzie należała.
-Gotowe pani.- usłyszała i zerknęła na swoje ramię.



Na którym lśnił w blasku kryształów świetlnych magiczny tautaż.Jej tatuaż. Jej znamię mające świadczyć kim jest i kim zawsze będzie...

Tavarti obudziła się gwałtownie, chwytając się za lewe ramię. Mara senna?
Z uwagą obejrzała swoje ramię. Nie było tam żadnego tatuażu. Niemniej ten sen był taki... realistyczny. Spojrzała jeszcze raz i... było tam kilka kropek nienaturalnego pigmentu na jej skórze.

" Kim jest i kim zawsze będzie"

Spojrzała w lustro. Twarz w lustrze wydawała się znów obca. Jak maska.

***

Wyruszyli z rana. W porcie tuż za Travarem miała czekać na Tavarti i jej ochroniarzy galera o nazwie "Śmigły". Mniejszy niż typowa galera, bardziej podobna drakkarom trollowych łupieżców, "Śmigły" był szybkim statkiem przeznaczonym do przewozu niewielkiej ilości łatwo psujących się towarów i poczty.
Młodzy kapitan o imieniu Armagon, szarmancko oddał do dyspozycji dam swoją kajutę. Tak więc kwartecik kobiet pod wodzą Damarri mógł liczyć na wygody podczas tej podróży. Ale ani Acelon, ani Grolmak nie zamierzali narzekać. Zwłaszcza, że Ace robił się strasznie usłużny i bardzo miły, gdy Aljarina była w pobliżu.
A gdy pakunki znalazły się, w kajucie, a drużyna na pokładzie...


Wystartowali, ku nowej przygodzie, ku Vivane i ku przeznaczeniu... i ku tajemnicom z przeszłości.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-06-2011 o 15:43.
abishai jest offline  
Stary 16-06-2011, 19:47   #66
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
dzięki abi za pomoc!!

Opuszczona Świątynia, Tarvar


Zmiany. Wzięła głęboki wdech. Powietrze rozkwitło od dziecięcych okrzyków. Pozostawiało na języku słodko-gorzki posmak radości. Uśmiechnęła się pod nosem. Jak tylko weszła oblepiły ją dziesiątki małych łapek, prawie się przewróciła. Wbrew jej protestom, dzieciaki zostały rozgonione przez opiekunki. Koniecznie musi wypić z nimi herbatę przecież. Teraz siedząc w cieniu, obserwowała jak jej latorośle biega grając w piłkę w słońcu.

"Ha! "- złapała myśl – "Moje? Od kiedy to moje?"


Krasnoludzica zadawała jej jakieś pytania. Chyba, kiedy wyjeżdża. A może, kiedy wraca? Wzrok dziewczyny ciągle uciekał w stronę dzieciaków.
- Czy jeśli będę pisać listy, to ktoś je przeczyta maluchom? - przerwała w pół zdania Głosicielce, która zdaje się z drobnymi szczegółami starała się przybliżyć plany rozbudowy Domu dla Sierot.

"Co to w ogóle za nazwa? Coś, co robi się dla najmłodszych powinno mieć jakąś miłą uchu nazwę. Jak najmniej praktyczną. Jak najmniej suchą, bezpostaciową."


Tamta zamarła na moment z ustami wygiętymi w równy okrąg. Jej oczy powiększyły się z zaskoczenia.

"Dlatego, że Ci przerwałam? Czy że zupełnie mnie nie obchodzi plan rozbudowy? Przecież zajmuje się nim Alweron, a w pełni wierzę w jego umiejętności. Zresztą widzę, że Ty też masz niczego sobie łeb, skoro jeszcze nikt nie wszedł ci na głowę. Uczysz je. Dajesz namiastkę domu. Znajomość planu jest mi równie potrzebna jak wczorajszy deszcz."


Uśmiechnęła się pobłażliwie do Tavarti, jakby przebiła się przez uroczą minkę dziewczyny i czytała w jej myślach.
- Naturalnie. Choć myślę, że do tego czasu same już będą mogły je przeczytać jedynie z naszą małą pomocą. - zza przymkniętych powiek posłała cieplejsze spojrzenie dziewczynie. - Jeśli pani chce, może się pożegnać.
- Tak zrobię.
- Tavi kiwnęła głową w podziękowaniu starszej kobiecie.
Wstała od stolika, na którym z prostej porcelanowej zastawy nadal unosił się dym parującej herbaty. Oparła swój kostur o ścianę. Zrzuciła wierzchnią szatę i wbiegła w tłum dzieci, dołączając do gry. Musiała przyznać przed sobą, była beznadziejna jeśli chodzi o kopanie i trafianie do celu piłką zrobioną z nadmuchanego pęcherza jakiegoś nieszczęsnego zwierzęcia. Szybko zaczęli za nią wołać, że to sport, a nie taniec. Jej gibkie, delikatne ruchy zupełnie nie pasowały do gry polegającej na bieganiu z jednego końca boiska na drugi, aby strącić z długiego słupa glinianą skorupę.

**

- Zostawiasz m... nas. - obrażony głos pełen wyrzutu. Zaplecione ramiona na piersi. Usta wygięte w podkówkę. Choć w oczach czaiło się raczej zrezygnowanie niż gniew.
- Tylko na trochę. - pochyliła się w jego stronę.
- Lecisz na drugą stronę świata!! Kajmon krzyknął gniewnie chowając się bardziej w cieniu arkady i przywierając do ściany plecami.
- Stamtąd też przyszłam. - zrobiła krok i kucnęła przy chłopcu, nie dotykając go jednak.
- Ale teraz należysz do nas. Do tutaj! - złapał ją mocno za ramię, wbijając nieświadomie palce jak szpony w jej skórę.
- Tak, wiem. Dlatego też wrócę, bo należę do was i do tutaj. - uśmiechnęła się, aby dodać mu otuchy – Najpierw jednak muszę zamknąć pewne sprawy tam, żeby mnie nie goniły. - przyciągnęła go do siebie, narażając się na pogryzienie. Przytuliła go mocno.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.


Dom Tavarti, Tarvar


Jeszcze ostatni spacer po mieście. Kupienie czegoś, z czego można zrobić obiad. Weszła do willi od tyłu, przez ogród. W kuchni Damarri omawiała z Acelonem, Grolmakiem i Ghertonem ostatnie szczegóły planu „pakowanie”. Widać, że dotarli do jakiejś zgody. Z pewnością już na siebie nie krzyczeli. Odsunęła pergaminy sprzed ich nosów, kładąc w tym miejscu dwie miski pełne najróżniejszych owoców.
- Zasłużyliście na porządny posiłek. - wzruszyła ramionami – Niestety ja gotuję średnio. Ale zakupy robię wybornie. - przytaknęła swoim słowom ruchem głowy.

Na korytarzu pojawił się jeszcze jeden cień. Maloniel wróciła do kuchni wycierając dłonie z wody. Przywitała się z Wróżbitką i wyłożyła informacje o każdym ze zwojów z osobna, które nadal w stosie zajmowały pół stołu odkąd porzuciła je tam udając się do łazienki.

Tavarti nie odezwała się ani razu, słuchając uważnie słów elfki. Dotykała i przyglądała się każdemu dokumentowi z osobna, jakby starała się je wyryć w pamięci. Chociaż jej napięte ciało wskazywało raczej na to, że podejrzewa jakiegoś ukrywającego się w nich stwora o próbę ataku przy sprzyjającej okazji. Jej czoło zrosił pot, błyszczało nawet w odbitym świetle słońca chowającego się za dachami najbliższych budynków widocznych przez drzwi na taras.
Usiadła na krześle, jakby od niechcenia przysuwając sobie pusty pergamin. W trakcie słuchania opowieści o poprzednim namiestniku Vivane zaczęła robić notatki.

Cytat:
„Wymyślić nazwisko. Namiestnik nie przedstawia się imieniem.”
„Skrzynka z podwójnym dnem na dokumenty.”
„Kim był/jest Haughrald z Domu Thaloss?”
„Ściągnąć Darantima. Poprosić o opis wszystkich ostatnich akcji RO (ruchu oporu) /na miejscu.”
„Zdrajcy? Podejrzenia. Wersja wydarzeń. Wuj wie o RO? Członkowie RO. Jak jest zorganizowane RO.”
„Zobaczyć miejsce śmierci. Poszukać papierów.”
„Potrzebna uliczna siatka informacyjna. Dzieciaki? Aljarina.”
„Ostatnie sprawy, goście, interesy Dasarika.”
„Plotki o Dasariku. Plotki o RO.”
„Zorganizować przyjęcie dla dobrze sytuowanych współpracowników. Rodzinny obiad dla pracowników.”
„Kupić ozdobny płaszcz z obszernym kapturem. Nie ujawniać od razu powrotu.”
„Zebrać informacje o Laetici el’Kharim albo Lorraine Silversong."

Część niepewności rozwiała Maloniel. Pergamin z pytaniami powędrował do woreczka z Sercem. Potem, gdy już ustalono ekipę wyjazdową – zbyt duża zgodność członków wskazywała na to, że ten temat został już przedyskutowany podczas nieobecności Tavarti – dziewczyna wystawiła na stół dwie butelki przedniego wina w wiadomym celu. Krwisty płyn niestety szybko się skończył. Ruszyli więc w miasto, aby dokonać potrzebnych zakupów na wyprawę. W chwili przerwy między ostrzeniem broni i zakupami stricte technicznymi, gremialnie (choć zdanie orczycy liczyło się najbardziej) wybrali dla Tavi płaszcz. Jednak najwięcej wydali na szkatułkę przeznaczoną na dokumenty. Dziewczyna zaczynała żałować, że oddała Omasu nie tylko "odzyskaną" figurkę, ale i drewniane „opakowanie”. Eleganckie i poręczne było. Ale to nowe też niczego sobie.
W końcu wylądowali w Ognistym Jaszczurze napić się porządnego piwa wśród przyjaciół.

Karczma "Pod Ognistym Jaszczurem", Travar


Pojawienie się dwójki dziewcząt, wywołało uśmiech na twarzy wielkiego trolla zarządzającego tym przybytkiem. Grax uśmiechnął się rzekł gromko. – Chodźcie tu do mnie.
Spojrzał na Tavarti i Damarri, i posadził je przy jednym stoliku. Po czym usiadł obok, na skrzypiącym głośno krześle.
Dami mówiła, że wyruszacie w podróż. Szkoda. Myślałem, że będzie na odwrót. Że ściągnie tutaj ciebie. Dobrze sobie radziłaś z tańcem. A tak...
Pokiwał palcem na boki.- Nie robi się takich numerów Graxowi. Zamiast zyskać tancerkę, straciłem dwie...eeech...-troll nachylił się i szepnął cicho.- Dbaj o Dami Tavarti, nie chciałbym żeby coś się stało tej pyskatej orczycy. A nie każdy jest adeptem jak ty.
-Ja nie jestem dzieckiem trollu. I umiem o siebie zadbać.
- burknęła cicho Damarri.
- Będę bronić jej do ostatniej kropli krwi!- uśmiechnęła się klepiąc Graxa po włochatej dłoni wielkości talerza. - Nie wyjeżdżamy na zawsze, wrócimy i z radością pokażemy nowe tańce, których się nauczyłyśmy.

Potem rozmowa zeszła na powietrzne okręty. Bo jeśli chodzi o nie to troll był prawdziwym ekspertem. Opowiedział o behemotach, prawdziwych władcach przestworzy. Behemoty były potężnymi latającymi miastami, o burtach mających setki długości najeżonych ognistymi działami.
Grax żadnego z nich nie widział, ale przysięgał, że istnieją. Damarri przyjmowała te opowieści z niedowierzaniem, ale Tavi była innego zdania.
- Największe co zobaczysz nad Barsawią to kile. Statki mające kształt pięciokątnych lub czterokątnych fortec z wieżyczkami na krańcach burt, czy też murów. I centralną wieżę w środku.
Jeśli zobaczysz taką fortecę nad Vivane, to możesz być pewna, że gubernator jest w mieście. Bo mimo że Kypros ma pałac w Vivane, to głównie przesiaduje w Panującym, swej kili.
- opowiadał troll. - Ale kile to ciężkie, powolne i kosztowne statki. Popularniejsze są baty. Są to kamienne łodzie, dość długie i masywne. Pomijając materiał kadłuba, baty są podobne normalnym statkom. Tyle że my, Barsawianie bardziej cenimy drewno i stępki, niż dłubanie w kamieniu. U nas popularne są galery... drewniane okręty napędzane wiatrem dmuchającym w żagle i magią. Bowiem to nie wiosła odpychają okręt w powietrzu do przodu, a wola wioślarzy i magia podobieństw. Zbudowany powietrzny okręt unosi się w górze dzięki wplecionej w powietrze esencji powietrza i jest popychany do przodu wiosłami, bowiem tak samo czynią okręty w wodzie.- wzruszył ramionami. - O bardziej dokładne wyjaśnienia musiałabyś uprosić czarodzieja. W każdym razie, wiosłowanie jest używane przede wszystkim w przypadku bitwy i dokowania. Zwykły lot opiera się na żaglach. Na galerach wioślarze są zwykle wynajęci tylko do tej roboty, bo na drakkarach to...- Grax klepnął się w czoło. - Zapomniałem ci powiedzieć o drakkarach. Nie ma wspanialszego okrętu niż drakkar. Gdy inne statki są jak kuropatwy drakkar jest jaskółką, szybki zwinny, wąski, mały...
-I nic dziwnego, drakkary nie są statkami kupieckimi. To statki łupieżców powietrznych. Służą do napadów i rozbojów.-
wytłumaczyła zwięźle Damarri wcinając się w słowa trolla. A on dodał.- Drakkary są także szybkie dzięki temu, że żeglarze są wioślarzami jednocześnie.
Troll opowiedział jeszcze o galeonach. Statkach powietrznych z legend. O dużych okrętach ze skomplikowanym ożaglowaniem i kilkoma pokładami najeżonymi ognistymi działami. O ”Śmigłym” , „Srebrnoskrzydłym”, „Czarnym Gryfie”... I innych galeonach po których pozostała legenda ich czynów i tajemnica ich losów.

Dom Tavarti, Tarvar


- Nie jestem przekonana, czy powinniśmy brać ze sobą Aljarinę... - orczyca zamknęła cicho drzwi.
Tavarti zmęczona opadła na zydelek przed toaletką. Odłożyła szkatułkę, kostur już leżał na ziemi chwilę temu niechcący przez nią potrącony, narobił nieco hałasu. Spojrzała w swoje odbicie w lustrze. Jej twarz znaczyły głębokie ciemne cienie pod oczami. Skóra miała odcień srebra. Zapewne przez światło księżyca wpadające przez otwarte okno na ogród. Biała muślinowa zasłonka falowała pod wpływem delikatnego zefirku, który przynosił zapach wilgotnej trawy i duszący aromat kwiatów.
- Będzie naszym słuchem na ulicy. - jej głos zdawał się zmiętym brzdękiem. - Jest stamtąd.
- A jeśli nas zdradzi?
- Damarri posuwistym krokiem zbliżyła się do partnerki, jej ciepłe dłonie wylądowały na karku dziewczyny. Palce powoli zaczęły masować sztywne mięśnie.
- To się będziemy wtedy martwić. - westchnęła cicho, zdejmując z szyi Serce.
Przymknęła oczy, jej ręce odpoczywały bezruchu na blacie mebla.
- Martwisz się. - stwierdziła orczyca, wbijając mocniej palce u nasady obojczyków Tavi.
Odpowiedź nie, jawnie kłamliwa, zapewne miałaby jakieś złe konsekwencje. Dziewczyna otworzyła oczy patrząc w odbicie partnerki.
- Niepokoję, tak. - westchnęła ugodowo. - Tutaj byłam duchem. Tam będziemy oficjalnie... - przez chwilę szukała odpowiedniego słowa – na widelcu.
- Nie dość, że oficjalnie zastępujemy trupa,
- dłonią założyła włosy za ucho - który został zamordowany, to jeszcze nie wiem przed kim właściwie mam się chować. - Palcami powoli przejechało po linii swojej brwi. - I czy powinnam się chować przed przeszłością.
Damarri nie skomentowała, tylko przytuliła kochankę mocno do siebie. Jej piersi zostawiały rozgrzane ślady na plecach dziewczyny.
- To jak już sobie pomarudziłam, to możemy iść spać.

Choć sen nie trwał za długo.

Orczyca chrapała. Przez sen szukała ciała kochanki, a kiedy go nie znalazła zadowoliła się przytuleniem się do poduszki. Na razie. W tym czasie Tavi postawiła stopy na ziemi. Ciało ją zawodziło. Miała wrażenie, że wyrzeźbiono je z drewna. Jak kukiełka.

"Bujda! Po prostu jestem zmęczona po całym dniu."

Westchnęła, podeszła do toaletki, zakryła lustro szalem, żeby jej nie irytowało, po czym z Sercem podeszła do okna. Księżyc stał w pełni. Dawał na szczęście wystarczająco światła, aby bez zapalania świec, mogła uzupełnić listę pytań.

Cytat:
„Domy w Vivian. Ich herby.”

Zrobiła schematyczny rysunek tatuażu ze snu.

Cytat:
„Kim jesteś Tavarti?”
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 24-06-2011, 21:44   #67
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Galera handlowa “Śmigły”


Kim jesteś Tavarti?
To było trudne pytanie. A odpowiedź mogła być bolesna.
Gdy Tavi stała na pokładzie powietrznego statku, wszystko było znajome. I wiatr we włosach i ziemia tam daleko pod nią. I krzątające się załogi statku. Zupełnie jakby takie podróże były jej chlebem powszednim.
Wróżbitka oparła się o reling rękoma i przyglądała widokom, dopiero po chwili przyłapawszy się na tym, że stara Tavi czyniła tak samo. Ile starej Tavarti, tkwiło w nowej Tavarti? Dłoń wróżbitki, odruchowo chwyciła za woreczek z klejnotem. Jakby jego moc mogła odpędzić widmo, które ścigało Tavarti... widmo dawnej siebie.
Dopiero po chwili wróżbitka zorientowała się, że... ktoś bezczelnie dotyka jej pośladków!
Spojrzała w kierunku chamskiego podrywacza i... natrafiła na łobuzerki uśmiech Damarri.- Wreszcie. Już myślałam, że będę cię musiała klepnąć po tyłku byś zwróciła na mnie uwagę.
Głosicielka spojrzała w kierunku w którym patrzyła Tavi.-To nie tylko dla ciebie trudna wyprawa. Ja zostawiłam tam... w Travarze. Całe swoje życie.
I po chwili zaczęła wspominać. Opowiadała jak przybyła do miasta. Jak szukała roboty jako uzdrowicielka.
Jak kilku mężczyzn, napadło ją w uliczce by ogłuszyć i sprzedać na targu za miastem jako niewolnicę.
-Nieźle ich wtedy poharatałam.- rzekła z pewną satysfakcją orczyca.- Może i nie wyglądam na taką, ale... umiem posługiwać się sztyletem. I to całkiem nieźle.
Opowiedziała, jak napotkała Alwerona, jeszcze zanim został przywódcą świątyni Garlen. Jak pomógł jej w znalezieniu noclegu. Jak zabawiała tłumy ulicznym tańcem. I jak przy tej okazji poznała T’salkina i została jego kochanką. Choć ten romans był krótki i burzliwy.
-Dopiero później zorientowałam się, że ta śliska szujka wykorzystuje moje występy do kradzieży.
Damarri wyraźnie wzięło na wspomniana. Możliwe, że w ten sposób zabijała tęsknotę za Travarem.
Jej opowieści, jednak przerwały wrzaski i kilku rozwścieczonych marynarzy goniących za Windeyes.
Iluzjonistka jakoś niespecjalnie się rozwścieczoną bandą osiłków i dalej eksplorowała nowe otoczenie, wywołując chaos i okrzyki gniewu.

Kolejny dzień, przyniósł jaką taką rutynę. Sprawdziwszy cały statek podekscytowana wietrzniaczka nieco się uspokoiła.
Acelon postanowił skorzystać z okazji i podszkolić Tavarti z szermierki. A jego nauki wywołały kpiące komentarze u najnowszej członkini grupy. Rudowłosa elfka o wytatuowanej twarzy ironicznie komentowała postawę i ruchy fechtmistrza. W końcu Acelon nie wytrzymał i wyzwał Aljarinę na pojedynek.
A ta przyjęła wyzwanie.

Stanęli na przeciw siebie. Dwójka adeptów fechtmistrzów. Spojrzeniami mierzyli siebie nawzajem, ich dłonie zaciskały się na orężu. Acelon pokpiwał z dziewczyny, jego ostrze zataczało kółeczka, nogi podrygiwały w nerwowym tańcu.
Aljarina była spokojniejsza i trwała w miejscu kiwając się lekko na boki.


Nagle Acelon wystrzelił do przodu jak z katapulty, błyskawicznie jego miecz zwarł się z ostrzem dziewczyny. Ta odpowiedziała kontratakiem, ostrza błyskały i dźwięczały parując nawzajem ich ciosy. A oboje zdawali się poruszać w jakimś szalonym tańcu, którego reguły znali tylko oni.
Zamaszyste cięcia i pchnięcia Acelona elfka parowała oszczędnymi ruchami miecza. Sama do czasu do czasu przecinając powietrze szerokim cięciem, zmuszającym na chwilę tylko Acelona do odskoczenia na bezpieczną pozycję.
Zdawało się z travarski fechtmistrz, ma nad elfką przewagę.
Nagle zaatakowała, niczym przyczajony wąż. Jej zakrzywiony miecz, znalazł się przy szyi Ace’a.
A na jej twarzy zagościł złośliwy, acz triumfujący uśmieszek.- Chyba wygrałam. A ty nie żyjesz.
-Nie powiedziałbym.
- odparł Acelon z równie triumfalnym uśmiechem. Bo wiem jego miecz dotykał czubkiem dziewczynę w okolicy pomiędzy biustem.
-Czyli remis.-wtrącił Grolmak. A Aljaruna dodała.- Tym razem.
Z czym zgodził się i Acelon. Ale kolejny zaciekły pojedynek po obiedzie, również nie wyłonił triumfatora.
Wydawało się więc Tavarti, że elfka i Acelon zostaną śmiertelnymi rywalami.
Nic bardziej błędnego.
Po kolacji oboje rozmawiali na dziobie okrętu, jak para dobrych przyjaciół... albo kochanków.
Ona siedziała na beczce, odruchowo poprawiając opadający na twarz kosmyk włosów.
On stał tuż obok i zerkając na nią coś opowiadał. Bardzo romantyczny obrazek i nie pasujący do zaciekłości ich bojów.

A w nocy...
Tavi dzieliła kajutę z Dami, Aljaruną i Windeyes, a Acelon z Grolmakiem.
Co prawda dziewczyny dzieliły wspólnie największą kajutę, to jednak głosicielka szybko ową kabinę podzieliła na dwie części oddzielone rozwieszonymi kotarami, zapewniając pewną dozę prywatności... I największe łoże dla siebie i Tavi.
Gdzieś koło północy Tavi obudziły szmery, czyjaś dłoń wśliznęła się pod jej koc, czyjejś palce objęły jej pierś. Czyjeś krągłości ocierały się o jej plecy i czyjeś usta zaczęły pieścić jej szyję, pomrukując.- A wiesz... jeszcze nigdy nie kochałam się na powietrznym statku.
Dami wsunęła się na Tavi chichocząc.- I zamierzam wykorzystać okazję.
Po czym jej usta przywarły do warg wróżbitki w namiętnym pocałunku. A to był dopiero początek...
Orcza głosicielka chyba już całkiem otrząsnęła się z tęsknoty za domem.

Następny dzień zapowiadał się spokojny, co nie znaczy że dwoje fechtmistrzów zrezygnowało z rywalizacji ze sobą. I w kolejnym pojedynku wykazywało się ta samą zaciekłością i ostrymi docinkami. Tylko ich spojrzenia były inne.
Tą sielankę przerwały krzyki.-Krillre! Krillre od prawej burty!
Tavarti spojrzała w tamtym kierunku. W powietrzu przemieszczały się dwe bestie, lecąc za pomocą błoniastych skrzydeł o rozpiętości 7,5 metra.


Nad dużą zębatą paszczą, w której zmieściłaby się głowa trolla, znajdowało się pojedyncze trójfasetkowe oko. Długie segmentowane ciało przechodziło, w równie długi segmentowy ogon zakończony pęczkiem długich wici.
Krillre się rozdzieliły, jedna bestia zaczęła się zbliżać, a kapitan Armagon krzyknął. -Do dział ognistych! Szybko!
I kręcąc kołem sterowym ustawił statek burtą do nadlatującej bestii. Gruchnęła salwa z sześciu dział.
Ogniste kule pomknęły w kierunku bestii, ale Krillra była zwinna. Szybko zmieniając kierunek lotu, unikała płonących kul i zbliżała się... coraz bardziej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-12-2011 o 11:55. Powód: ważna poprawka ;)
abishai jest offline  
Stary 18-07-2011, 16:42   #68
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Pokład Śmigłego


Czuła się wyciszona. Wiatr bawił się jej włosami, rozgrzana słońcem skóra pachniała solą. Na horyzoncie niebo zlewało się z morzem. Lekkie fale zakończone drobną pianą przypominały stada chmur-baranków wesoło grasujących po błękicie nad jej głową.
Odchyliła się nieco na beczce opierając na jej krawędzi stopę. Założyła zaplecione palce za kolano, a jej wzrok powędrował na pojedynkującą się parkę. Lewy kącik jej ust powędrował do góry w ironicznym uśmieszku. Który to już raz? Przestała liczyć. Przynajmniej Ace dał jej spokój z ćwiczeniami.
Usłyszała długą wiązkę przekleństw gdzieś spod pokładu, po czym wyleciała z tamtą Windy jak pocisk. Biegł za nią kuk machając ostrzegawczo tasakiem. Gdzieś z czeluści statku popłynął twardy głos Dammi ostrzegając przed pochopnymi czynami i proszący o spokój. Salwy śmiechu majtków, gonitwa po pokładzie, widać że powoli nuda dopadała nawet najstarszych żeglarzy.

Dobrze skoro wszyscy są zajęci...

Tavi chyłkiem wymknęła się do kajuty kapitana. To miłe z jego strony, że udostępnił ją czterem kobietom. Usiadła przy biurku. Nawet udało jej się znaleźć na blacie i wyciągnąć spod map, porzuconych bezwładnie instrumentów nawigacyjnych oraz najróżniejszych papierów, pióro z flaszką atramentu. Posuwistym ruchem ramienia zrobiła sobie nieco miejsca w najmniej zagraconym rejonie. Zza dekoltu wyciągnęła woreczek z kamieniem. Pogrzebała w nim chwilę, aby potem starannie rozłożyć kartkę z pytaniami. Gryzło ją wyznaczone jej zadanie. Gryzła jej poprzednia tożsamość.

Szkoda że teraz nie mogę z tym nic zrobić.

Westchnęła.

Jak ochronić moją obecną tożsamość?


Nabazgrała na końcu listy. Przygryzła koniec piórka, mrużąc nieco oczy przytrzymała zamykający się sam z siebie kawałek papieru. Nic jej nie przychodziło do głowy. Roztarła nadgarstkiem swędzące czoło.

Zawsze mogę się obwinąć szmatami jak kultystka.


Znów westchnęła. Nic nie przychodziło jej do głowy. Odłożyła pióro do kałamarza. Usłyszała "hy-hy", jakby ktoś chciał zwrócić na siebie uwagę. Podniosła oczy, aby rozejrzeć się po pokoju. W drzwiach stał kapitan.



- Mogę? - nie czekał jednak na pozwolenie i wszedł do kajuty.
- Oczywiście, przecież to pańska kajuta.
Tavi miała wrażenie, że się zaczerwieniła. Przyłapana na gorącym uczynku. Korzystania z biurka? Ale dlaczego czuła się jak złodziej? Przecież tylko pożyczyła kawałek blatu i pióro.

Pożyczyłam? Uzasadnienie rasowego kieszonkowca.


- Przepraszam, chciałam tylko... - Wstała za szybko, prawie przewróciła krzesło, a łapiąc je, zrzuciła najbliższą stertę pergaminów na ziemię.
- Spokojnie, za siedzenie przy stole się nie zabija. - Armagon schował pistolet do kabury na pasie, aby schylić się i zebrać rozsypane papiery.
- Przepraszam. - Tavi kucnęła, aby mu pomóc. - Byłam myślami gdzie indziej. Źle to wpływa na moją koordynację ruchową.
- Nic się nie stało.
- mężczyzna wzruszył ramionami. - Powinienem był przed zaokrętowaniem pań tutaj posprzątać nieco ten... - porzucił bezwładnie papiery ponownie na biurko taksując je wzrokiem. - b... - ugryzł się w język - bajzel.
Tavarti zaśmiała się, nieco łagodniej obchodząc się z podniesioną górką papierzysk.
- Proszę się nie krępować, nie jestem tak delikatna na jaką wyglądam.
Uniósł jedną brew. Potem uśmiechnął się ironicznie.
- A tak, widziałem lekcję szermierki. Całkiem nieźle sobie pani radzi z mieczem. - przysiadł na blacie.
- Cóż, taki zawód. - zaplotła ramiona, usilnie próbując się nie zarumienić.
- Tak? Podstawowe szkolenie namiestnika firmy handlowej?
- Ta przyjemność trafiła mi się nieco przez przypadek
. - zaśmiała się wesoło, kryjąc swoje zażenowanie .- Chociaż słysząc opowieści o tym, jak szybko można umrzeć na kontynencie, nieco wprawy z mieczem mi nie zaszkodzi, prawda?
- Nie we wszystkie opowieści należy wierzyć. -
otworzył szufladę, w której panował - o dziwo - porządek. Wyciągnął szmatkę, kilka drutów, buteleczkę z ciemnym płynem i zabrał się za czyszczenie pistoletu.
- Proszę się nie krępować. Nie będę pani przeszkadzał. - ton głosu wskazywał na pytanie, ale Armagon nie oczekiwał odpowiedzi tylko skupił się na swojej broni.
Cóż było robić, usiadła z powrotem na fotelu i znów rozpoczęła kontemplację wypisanych na niej pytań. Nie mogła się jednak skupić. Mężczyzna siedział blisko, robił coś ciekawego. Korciło ją żeby popatrzeć mu na ręce, ale wiedziała że ludzie tego nie lubią. Wbiła więc wzrok w swojej wywijasy. Ale te dźwięki... Szelest szmatki, chrobotanie drutu o metal, pocieranie skórzanych rękawów o kamizelkę, ciche kapanie płynu na podłogę... ?! Wdepnęła gołą stopą w coś mokrego.
- Cholera! - odsunęła się momentalnie od biurka.
Kapitan wcześniej siadając, widocznie przewrócił kałamarz. Mężczyzna też poderwał się do góry.
- Dobrze powiedziane. - westchnął, po czym przeczesał palcami włosy.
Nie zauważyli tego do tej pory, bo tworzącą się kałużę zakryły papiery.
- Nie pobrudziła się pani? - spojrzał na jej strój, taksując go spojrzeniem.
Dziewczyna podniosła ręce, obejrzała rękawy z każdej strony, napięła materiał bluzki, strzepnęła spodnie na udach.
- Nie, nie. - zamruczała. - Pan?
Przechyliła głowę.
Machnął ręką.
- Nawet jeśli... - odłożył broń, wrzucił przed chwilą wyciągnięte "przyrządy" do szuflady. - Jestem kapitanem tej łajby, nikt się nie ośmieli mi zwrócić uwagi. - wyszczerzył się radośnie.
- Nie zna pan Windy. - Tavi jęknęła widząc czarny gęsty płyn wnika w pergaminy i jej notatki.
Armagon sprawnie zamknął kałamarz. Odsunął nietknięte papiery. Resztę uniósł do góry z dala od cennych rzeczy, które mogłyby się ubrudzić. Tavi złapała za szmatę, starła resztę atramentu z blatu.
- Co za chaos. - zrobiła zwitek ze szmaty i rzuciła ją na kałużę na ziemi.
- Hm, cóż...
Spojrzała na kapitana, który zaczytywał się... w jej notatkach! kierując się w stronę kominka.
- Teraz będę musiała pana zabić, kapitanie. - powiedziała grobowym głosem. Nie drgnęła jej nawet brew.
Zaśmiał się w głos. Zupełnie się nie przejął się groźbą płynącą z jej strony. Rozdmuchał żar i wrzucił papiery w budzące się języki ognia. Oprócz tej, która należała do niej.
- Mówię poważnie. - złapała za rękojeść Wichra.
- Myślę, że możemy zawrzeć umowę. - wyciągnął z przeszklonej półki dwa kieliszki i butelkę jakiegoś brunatnego płynu. Zapewne alkoholu. Postawił to wszystko na biurku przykładając kartkę z jej notatkami, aby nie uciekła. Potem z pięknie rzeźbionej skrzyni stojącej tuż przy przeszklonym regale wyjął maskę.



Przetarł ją nieco łokciem, żeby zniknęły resztki kurzu.
- To jedna z niewielu rzeczy, które darzę sentymentem. - przysunął sobie krzesło do biurka, rozlał im alkohol do kieliszków. - Tę maskę zrobiła moja żona. - podał Tavarti jeden z nich. - Wznieśmy toast za moją sklerozę i pani udany pobyt w Vivian.
Dziewczyna poczekała, aż upił łyk po czym sama spróbowała. Słodkie, pozostawiało cierpki posmak na języku, mocne aż paliło w gardło. Skapitulowała. Możliwe, że był groźny. Że to się skrupi na jej skórze. Kolejna pozycja do listy "koniecznie zrobić" - zebrać o nim info i mieć go na oku. A na razie opadła na fotel. Upiła jeszcze łyk. Posmakowało jej.
- Cóż jest tak niezwykłego w tej masce? - wbiła w niego swoje jasne spojrzenie.
- Moja żona uwielbiała legendy.- rozsiadł się na krześle, zaplótł ręce na brzuchu - Była córką handlarza staroci. Pomagała swojemu ojcu w interesach, podróżowała z nim stale. - patrzą na łagodny uśmiech kapitana, zmarszczki wokół oczu łagodzące żartobliwe iskierki w jego oczach -

Ależ on ją kochał!


- Najbardziej zajmowały ją jednak poszukiwania starych papirusów. Zwłaszcza jeden, który odkryła podczas eksploracji starego kaeru. - podrapał się się po policzku. - Prezentował pradawne zwyczaje plemienia sprzed Pogromu. Dwa razy do roku odbywało się święto na cześć Równonocy. Wtedy to wszystkie kobiety ubierały maski. Jedyne dwa wieczory w roku, kiedy mogły spokojnie i bez obaw rozmawiać o wszystkim, o czym chciały. Jedyne noce gdy były traktowane na równi z mężczyznami. - zapatrzył się przez moment w ogień. - Uwielbiała te obrazki przedstawiające maski. Fascynacja przeszła w obsesję. Zaczęła je rzeźbić. Sprzedawały się jak świeże bułeczki. - zaśmiał się, ale Tavi wyczuła sztuczną nutę. - Ta jest ostatnia - wskazał kieliszkiem na maskę leżącą na stole. - Ostatnia, którą zrobiła tuż przed śmiercią.
- Przykro mi.
- rzuciła mu pełne współczucia spojrzenie.
- Stare dzieje. - machnął ręką, odwracając głowę w bok.

Stare ale dalej boli.


- Niech ją pani weźmie. - pochylił się w jej stronę. - Nosi cały czas, a zdejmuje tylko w gronie najbliższych. Zmienia często.
- Taki symbol ekscentryzmu?
- uniosła jedną brew do góry ironicznie.
Pokiwał głową.
- Jeśli ma pani wrogów w Vivian, tak będzie najlepiej. Ot, cała pani zgraja niech nosi maski. Po tygodniu będzie wiadomo, od kogo przynoszą wieści.
Ich śmiech poniósł się po pokoju.
- Tak, nazwisko też już mam.
- Tak?
- zmrużył oczy jak kot.
- Będę się przedstawiała jako Amberheart.
- O, tak z pewnością do pani pasuje.


+++

Tavi wstała wcześnie, jako pierwsza ze wszystkich. Znalazła sobie trochę wolnego miejsca na burcie statku tak, aby nikomu nie przeszkadzać i postanowiła się przyjrzeć astralnie masce. Kapitan ją niepokoił. Kiedy o nim myślała, pojawiał się na jej twarzy uśmiech, ale gdzieś pod skórą drążyły ją igiełki zdenerwowania. Może delikatnej irytacji. Widział jej notatki. Co prawda, niekoniecznie bez innych informacji mógł cokolwiek wywnioskować, ale gdyby odpowiednio podał - sprzedał (poprawiła się w myśli) - właściwym osobom...

Może za wiele myślę?


Ta niepewność, co do lojalności (bo czemuż miałby dotrzymać słowa?) ją zżerała od środka. Kiedy podejmowała decyzję, chciała mieć jak najwięcej danych i najmniej niewiadomych. Kapitan z wielkim znakiem zapytania utrudniał znacząco kalkulacje.

Takie błądzenie myślą nic mi nie da.


Wzięła kilka głębokich wdechów i skupiła się na masce.

Po astralnej wycieczce siedziała chwilę spokojnie. Kiedy już była pewna stabilności swoich nóg, postanowiła się trochę poruszać. Wzięła kij i przećwiczyła kilka form, których nauczyła się od Ghertona.
Nie pozwoliła złapać się jednak nostalgii, tylko dlatego że jej mistrz został w Tarvarze. Skupiła się na treningu. Musiała się spieszyć. Gdy wstanie Ace zaraz się zaczną przekomarzania z Aljaruną, szybko przejdą do wymiany ciosów i zajmą całe wolne miejsce na pokładzie.
Gdy kuk oznajmił "śniadanie", akurat skończyła. Zgrzana poszła do kajuty się przebrać. Cmoknęła Dammi w policzek na dzień dobry i zasugerowała przejęcie jakiejś żywności dla nich obu, zanim cała zniknie ze stołu. Posiłki na Śmigłym okazały się prawdziwą szkołą przetrwania, a jej kochanka lepiej odnajdywała się w takich sytuacjach.
Dziewczyna poczekała, aż Aljaruna też wyjdzie i zamknęła drzwi, blokując je plecami, zanim Windy zdążyła pójść w ślady elfki.
- Dalej węszysz po całym statku? - zapytała Tavi mrużąc oczy.
- Ja, nie...!!! - wietrzniaczka chciała zaprotestować, ale wróżbitka uciszyła ja gestem podniesionej dłoni.
- Bardzo się cieszę. - uśmiechnęła się szeroko przechodząc w szept. - Chcę wiedzieć o tej łajbie tyle, ile się da. I o kapitanie. Plotki, które powtarzają majtkowie. Opinie oficerów. Na pewno da się coś podsłuchać. Miej też oko na kapitana. - złożyła dłonie w geście prośby. - To bardzo ważne. Myszkuj ile się da, ale nie rozpytuj. Słuchaj i zapamiętuj. Czyli coś w czym jesteś najlepsza. - przytaknęła głową swoim słowom. - Martwię się, że nie możemy mu do końca ufać. Mogę na ciebie liczyć?
- Jasne!

Przybiły piątkę, przechodząc na temat kiepskich śniadań wg kuka.

+++

Oczywiście rozwój kolejnej przepychanki między Ace i Aljaruną był bardziej niż przewidywalny. Szybko stanęli do walki.
Pojawienie się kryll zaburzyło rutynę. Gdyby nie wysoka śmiertelność przy goszczeniu poczwar na pokładzie, Tavi nawet by się ucieszyła zmianą sytuacji.
Kiedy kapitan wydawał komendy swoim ludziom, Tavarti krzyknęła na swoich:
- Do broni!
Nie miała jednak zamiaru wchodzić w paradę Amargonowi. Jego statek, jego walka.
- Ace, tylko bez zgrywania trolla. - rzuciła w stronę swojego ochroniarza.
- Nie wiem o co...
- Pamiętasz DACH?
- zmrużyła oczy mówiąc konspiracyjnie głośnym szeptem, aby wszyscy dookoła usłyszeli.
- Jaki dach? - elfka zmarszczyła czoło.
Dammi parsknęła śmiechem.
- Później.
- Nieważne.

Naraz odpowiedzieli Gromlak i Ace.
- Jeśli trzeba i można pomagamy, resztę zostawiamy panu kapitanowi. - wróżbitka uważnie śledziła ruch poczwary.

Ciekawe czy już mi się zdarzyło z nią walczyć?


- Zresztą sami wiecie, co trzeba robić. Ruchy drużyno!
- ruchem rąk zaproponowała rozproszenie się po pokładzie wedle gustu.
Krylla ominęła właśnie lecące w jej stronę kule armatnie i zbliżała się coraz szybciej w stronę burty statku.
- Windy, dałoby się rzucić iluzję rozbłysku, żeby nieco oślepić potworę? - Tavi zapytała spoglądając za siebie w stronę wietrzniaczki i wyjmując Wichra.
- Pfff, ja wszystko umiem!- Windy wzięła się pod boki.
- No to do dzieła. - wróżbitka ponagliła ją ruchem głowy.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 20-07-2011 o 22:35.
Latilen jest offline  
Stary 26-07-2011, 18:41   #69
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Galera handlowa “Śmigły”


Kapitan statku był zagadką. Zwłaszcza w obliczu nowych odkryć. Ów magiczny oręż, pistolet którym się chlubił, był rzadkim przedmiotem w zasadzie w Barsawii niespotykanym, a i pewne egzotycznym w samym Imperium. Uświadomiła to sobie dopiero, gdy wietrzniaczka zasypywała ją pytaniami o to cudo. Uświadomiła sobie, że dla niej pistolet nie jest zaskoczeniem, ni tajemnicą. A powinien być.
W Barsawii i poza nią w powszechnym użytku były ogniste działa. Zaczopowane z jednej strony rury o średnicy około 45 centymetrów. Strzelały one kulami ognistymi które powstawały w wyniku zetknięcia się ze sobą esencji ognia i powietrza. Drobin owych esencji, które wyzwalały wybuch o znacznej sile. Pistolet zbudowany na tej zasadzie, wybuchłby w dłoni. Reakcja drobin esencji byłaby zbyt silna i gwałtowna.

Dlatego też pistolet był zapewne przedmiotem wątkowym strzelającym magią związaną z siłami życiowymi osoby wplecionej we wzorzec. Był drogocenną zabawką opierającą się na magii krwi, tak jak amulety krwi. Tyle, że o wiele bardziej złowieszczym.
Theranie słynęli z beztroskiego podejścia do magii krwi i korzystania z niej, osiągając dzięki temu spektakularne acz złowrogie efekty. Magia zmieniała ich ciała w niezwykłe struktury. Mogli dodawać sobie kończyny, dziwne narządy, zmieniać barwę i fakturę skóry, pozwalała latać za pomocą skrzydeł uplecionych z ognia. Nawet potężne okręty latające poruszane były nie magią podobieństw, a gigantycznym magicznym wysiłkiem dziesiątek niewolników.
Pistolet Armagona strzelał magicznymi pociskami stworzonymi z energii życiowej posiadacza.
Taki przedmiot, w rękach Barsawianina był podejrzany.

Ale był też użyteczny w obliczu zbliżającego się zagrożenia. Takiego jak krilla.
Działa okrętu strzeliły, ogniste kule pomknęły w kierunku potwora mając na celu zrobić z niego opadającą w dół żywą pochodnię.
Nie udało im się to. Zwinna bestia przeleciała pomiędzy z nimi z gracją nie pasującą do tej kreatury. I zapikowała w kierunku zgromadzonych na pokładzie marynarzy.
-Do broni!- krzyknął kapitan i wystrzelił z pistoletu. Celnie. Magiczny pocisk ranił bestię.
Ta jednak zapikowała, by ogonowymi mackami opleść jednego z marynarzy.
I wtedy błysk silnego światła tuż przy oczach sprawił, że bestia wydawała z siebie wrzask zaskoczenia. I zamiast pochwycić swoją ofiarę, z impetem uderzyła o pokład.
Drżenie przeszło po pokładzie, Grolmak, Damarri oraz Tavarti nie utrzymali się na nogach przewracając się na cztery litery.
Ale marynarze nie mieli takich problemów. Z krzykami pognali, na powaloną krillę, by zadać jej ciosy, zanim otrząśnie się z szoku.
Oszołomiona zderzeniem z pokładem statku krilla, nie zdążyła zareagować na dwa pierwsze ciosy. Ostrze włóczni i topora wbiło się pomiędzy segmenty jej ciała. Ale ból orzeźwił bestię. Uderzała na oślep skrzydłami i kłapała paszczą odganiając i powalając marynarzy. Do walki włączyli się Ace z Aljariną. Podobnie jak podczas pojedynków, także i tu konkurowali ze sobą atakując z dwóch stron potwora niemalże tanecznym krokiem docierając do bestii i tnąc. Paszcza krilly kłapnęła niebezpiecznie blisko uda Acelona, ten zdążył jednak odskoczyć na bezpieczną odległość.
Część marynarzy sięgnęła bo skuteczną w tej sytuacji, broń zasięgową, łuki i oszczepy. A Windeyes ukryta pomiędzy beczkami z wodą, posyłała w kierunku bestii, pociski zielonego światła.
Krilla zaś miotała się wściekle po pokładzie, próbując dopaść raniących ją przeciwników. Wzlecieć już nie mogła, a z i poruszaniem miała kłopoty, kiedy jeden z oszczepów przyszpilił jej skrzydło do drewnianej podłogi okrętu.
Załoga, a także Tavarti i jej przyjaciele osaczali ze wszystkich stron krwawiącą bestię, niczym stado wilków. Ciosy spadały na tułów i paszczę potwora powodując coraz większy upływ krwi z ran. Krilla przegrywała to starcie. Jej apetyt na mięsny posiłek doprowadził bestię do śmierci pod mieczami marynarzy. Dwóch rannych, którzy mieli pecha i znaleźli się w zasięgu paszczy rozeźlonej bestii, wzięła pod swą opiekę Damarri. Ale rokowania dla nich były kiepskie. Jednemu bestia prawie odgryzła nogę, drugiemu strzaskała żebra. Pierwszy zostanie kaleką, drugi zapewne nie dożyje końca lotu. Dami jedynie co mogła zrobić, to złagodzić ich cierpienia, i uratować jednemu życie.
A Windy z “nieznośnego szkodnika” stała się w jednej chwili pupilkiem załogi. W końcu to jej magia pozwoliła pokonać stwora.

Wieczorami zaś przynosiła plotki, na temat statku i kapitana i całej załogi. Większość tutejszych Dawców Imion jak się okazało, pochodziło z Travaru i okolic. Jedynie kapitan pochodził z Imperium Therańskiego, a jego najbliżsi podwładni z Vivane i Powietrznej Przystani. Jedni twierdzili, że pochodzi z Rugarii, prowincji therańskiej leżącej tuż za miedzą Barsawii, inni że jest taleańskim najemnikiem. Prawdę chyba znał tylko on sam. Opowieści o jego żonie, potwierdzali wszyscy. Wiadomo, że ją miał i że bardzo kochał. I wiadomo, że zginęła w tajemniczych okolicznościach. Ale szczegółów nie zna nikt, poza samym Armagonem.
Niemniej plotkowano też o romansie kapitana z jakąś therańską arystokratką w Vivane.
Tavi poznała też mnóstwo innych plotek, o Kazredzie gburowatym orczym bosmanie, kiedyś powietrznym łupieżcy... wyrzuconym z załogi drakkaru albo za pyskowanie dowódcy, albo za złamanie rozkazu, albo... każdy majtek miał własną teorię co do tej sprawy.
Kolejnym ciekawym osobnikiem, był główny sternik i nawigator w jednym elfi marzyciel o imieniu Naerashelon. Ponoć pisze wiersze od których dziewczętom miękną kolana, a mężczyznom kiszki skręcają się w proteście. I ma przez to kochankę w każdym mieście.
No i wypadało by wspomnieć o Rymwildzie, który przed każdym lotem składał ofiarę Floranuusowi, Pasji ruchu, energii, zabawy i … zwycięstwa.
I o wielu wielu innych. Aż dziw, że Windeyes nie zebrała plotek o szczurach w ładowni.
Sam “Śmigły” był galerą wybudowaną cztery lata temu w trawarskiej stoczni. Zmierzył się już z kilkoma burzami i atakiem oszalałego żywiołaka powietrza. Ten właśnie atak kosztował życie połowy załogi wraz poprzednim kapitanem. Z obecnym przeżyła kilka burz, oraz jeden atak powietrznych łupieżców.
Doświadczona załoga z doświadczonym kapitanem. To rokowało nadzieję na spokojne dotarcie do miejsca przeznaczenia.
A gadatliwość iluzjonistki gwarantowała, że pod koniec rejsu Tavarti będzie wiedziała o każdej szczelinie w poszyciu okrętu. Windeyes bowiem z entuzjazmem i sumiennością podchodziła do misji wywiadowczej.
Wszak czyż nie było to ekscytujące?

Na szczęście lot nie trwał na tyle długo, by Windy zdołała zamęczyć swymi opowieściami Tavarti.
I wkrótce dotarli do Vivane.

U wrót Vivane



Przyglądając się z lotu ptaka miastu, Tavarti mogła podziwiać jego piękno i ogrom.


I zróżnicowanie. Miasto było piękne, ale i naznaczone bliznami zniszczenia. Jedynie jego część, ta wysunięta najbardziej na zachód była w pełni odnowiona. I to nad nią unosił największy z latających zamków. Większa się miasta była znacznie bardziej uszkodzona, a mury zewnętrzne stanowiły raczej umowną granicę miasta niż barierę mającą chronić przed atakami. Tavarti patrząc z góry na miasto widziała, że duża północna dzielnica miasta jednym wielkim gruzowiskiem, zapomnianym przez resztę miasta. Ale i tam tliło się życie.
Na widok miasta serce Tavi zabiło mocniej. To miejsce nie było jej obce. I to nie tylko dzięki wspomnieniom Alfarela. Dobrze wiedziała, że najbardziej zadbaną częścią miasta jest ta dostępna tylko Theranom, że tam mieści się pałac gubernatora i wiszące ogrody, że ten elipsoidalny obiekt, któremu się przyglądała to Dół, prymitywna kopia prawdziwej gladiatorskiej areny. Potrafiła wskazać dom Admirała Kalify, aczkolwiek nie wiedziała, kim jest ów Admirał Kalifa. I skąd go zna. Czuła natomiast, że darzy go przyjaźnią.
Fakt, że nie wiedziała, czy Kalifa pochodzi z pamięci Alfarela, czy dawnej Tavarti dodatkowo komplikowało sprawę.
Okręt powietrzny obniżał się lądując poza miastem. Śmigły bowiem nie miał odpowiednich dokumentów, by móc zbliżyć się do platformy dla latających okrętów w samym mieście. Armagon i Aljarina poradzili by nie schodzić z pokłady, tylko posłać umyślnego do przedstawicielstwa Omasu.
-Vivane może być niebezpiecznym miejscem, dla wędrując po jego ulicach żółtodziobów.- stwierdziła elfka z Maraku. Znalezienie posłańca nie zajęło zbyt wiele czasu. Za to czekanie już tak. Opierając się o burtę i spoglądając na bramę miasta Tavarti stwierdziła, że gdzieś tam jest jej dom... a właściwie mieszkanie z którego korzystała.
Że tam w mieście są znajomi i przyjaciele dawnej Tavarti. I wrogowie.
I że ona nie pamięta żadnego z nich.
Posłaniec wrócił z dość egzotycznie ubranym i bardzo młodym krasnoludem.



Krasnolud zaprowadzony przed jej oblicze skinął niepewnie głową spoglądając na Tavi i nie bardzo wiedząc co powiedzieć. -Eeee...witamy w Vivane, lady Tavarti? Spodziewaliśmy się pani, panny...? Spodziewaliśmy się panny od dwóch dni. Omasu zezwolił, by zajęła pani jego posiadłość na czas pobytu w mieście. Niestety Dessarik nie posiadał... własnego domostwa. To znaczy... posiadał, tylko że my mieszkaliśmy razem, pod jednym dachem. Nazywam się Thorvil.
Przedstawiając się zdjął swą czapkę. Po czym ponownie nałożył ją i spytał.-To może zabierzmy wasze bagaże i udajmy się do tego domostwa? Dużo ich macie? Trzeba wynająć tragarzy?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 04-08-2011, 17:01   #70
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
To przychodziło jej tak naturalnie. Miecz idealnie pasował do dłoni. Bez czasu na analizowanie sytuacji, ciało samo balansowało, aby wyprowadzić ciosy. Chociaż sporym utrudnieniem okazała się walka na płynącym statku.

Krylla dokonała żywota.

Tavi otarła rąbkiem rękawa twarz z potu. Możliwe, że też z posoki potwora. Uśmiechnęła się słysząc wesołe okrzyki marynarzy. Chociaż z drugiej strony... Czuła w kościach, że na obiad będzie udko z Krylli. Westchnęła.

Trudno.

Kuk do tej pory nieźle się sprawiał. Może nie potrują się od tego fruwającego drapieżnika.
Rozejrzała się szukając swoich przyjaciół. Wszyscy zdawali się cali. Dammi, jako była głosicielka, zabrała się za opatrywanie rannych. Gromlak czyścił swój oręż. Windy paplała bez końca, noszona na rękach przez majtków. Ace podniesionym nieco głosem przekomarzał się z Ajlaruną.
- Tak, całkiem nieźle wywijasz tym nożykiem.
Kapitan stał tuż obok niej obserwując swoją załogę, choć przed momentem widziała go na mostku.
- A ty celujesz. - wytarła o kant bluzki Wichra.
Roześmiał się zaplatając ramiona na piersi.
- Cóż średnio, skoro ani razu nie trafiliśmy z armaty. - roztarł brodę.
- Miałam na myśli pistolet. - wskazała palcem na zatkniętą za pasem broń.
Wymienili spojrzenia. Starał się ominąć ten temat, a ona mu nie dała.
- Z biegiem lat dochodzi się do wprawy. - wzruszył ramionami, decydując się na ogólną uwagę, która mogłaby równie dobrze dotyczyć obierania ziemniaków.
- Pamiątka rodzinna? - stwierdziła bardziej niż zapytała.
Przytaknął, choć bez przekonania.
- Zobaczymy się na obiedzie. - kiwnął jej głową i ruszył w stronę wołającego go majstra.

Nieubłaganie zbliżali się do Vivian. Windy zalewała Wróżbitkę plotkami, z których najwyżej garść mogła się do czegoś przydać. Przynajmniej nikt nie podejrzewał jej o szpiegowanie odkąd została maskotką załogi. Mogła wchodzić we wszystkie kąty, a nawet te lepiej ukryte były jej wskazywane. Jednak Tavi coś gryzło. Coś, o czym załoga raczej wiedzieć nie będzie. Armagorn. Młody kapitan, zawsze uśmiechnięty półgębkiem, z czymś groźno zwierzęcym czającym się na dnie oczu, te drobne zmarszczki wokół powiek (zapewne od słońca), kąśliwe uwagi, zadbany zarost, wyprostowany, zawsze na przygiętych nieco nogach, jego oszczędne ruchy rękami, długie palce, cała sylwetka jakby gotowa do skoku - wszystko zdawało jej się znajome. Najpierw nie zdawała sobie z tego sprawy. Coś w nim budziło jej niepokój. Przy którymś posiłku obserwowała go uważnie. Zdawało jej się, że potrafiła przewidzieć jego każdy kolejny ruch.

Ale to niemożliwe!!

Jego twarz - nie pamiętała jej. Nie wywołała wizji. Jedyny racjonalnym wyjaśnieniem zdawało się to, że musiał jej kogoś przypominać z poprzedniego życia. Bardzo mocno. A resztę dopowiedziała sobie sama. Przecież jeśli chce się bardzo mocno, można uwierzyć w miraż?
Mimo to gryzło ją to nieokreślone uczucie przy każdej rozmowie z kapitanem.

Dzień przed dotarciem do Vivian postanowiła z nim porozmawiać. Armagorn codziennie, kiedy panie już wstały, przesiadywał kilka godzin w swojej kajucie. Tavarti poczekała, aż wydał polecenia załodze i zszedł z mostku. Zakradła się do jego kajuty. Zapukała cicho, ale odpowiedział jej jedynie cichy pomruk. Weszła do środka. Kapitan opierał się na ramionach stojąc przy biurku i przyglądając się mapie.
Zamknęła za sobą drzwi. Oparta o framugę ramieniem czekała. W końcu podniósł na nią pytające spojrzenie. Otworzyła usta, ale zawahała się. Odwróciła spojrzenie, poprawiła spadający jej na twarz kosmyk. Nie potrafiła być aż tak bezpośrednia jak myślała.
- Czy mogę ufać twoim ludziom? - po długim milczeniu wydusiła z siebie wymijające pytanie.
- Nie o to przyszłaś zapytać. - usiadł w swoim kapitańskim fotelu. Jego spokojny, nieco chropowaty głos zabarwił się nutą wyrzutu.
- Tak, a o co? - przygryzła wargę.

Jestem dla niego aż tak przewidywalna?

- Sama mi powiedź.
- machnął w jej stronę głową, wyzywająco. - Rozpytujesz o mnie załogę.
Podniosła dłoń do serca.
- W życiu bym nie...
- Bez wielkich słów.
- zamknął na moment oczy. - Wysłałaś do szpiegowania osóbkę o dość długim języku.
Machnęła ręką, podchodząc bliżej do biurka. Przy nim nie warto było mijać się z prawdą. Od razu to wyczuwał, jakby miał gdzieś magiczny radar.
- Wątpię, że ci cokolwiek powiedziała. Sam się domyśliłeś. - uśmiechnęła się krzywo, przechylając głowę.
Zaplótł dłonie na karku. Zmrużył oczy, uśmiechając się pobłażliwie. Miała rację i oboje o tym wiedzieli. Wolał milczeć. Wyglądało na to, że oboje rozpracowywali swoje kłamstwa z łatwością.
- Czemu nie zapytasz mnie bezpośrednio?
Pokręciła głową.
- Ludzie nigdy nie mówią całej prawdy, tym bardziej o sobie. - wzruszyła ramionami. Wzrokiem studiowała mapę rozłożoną na blacie.
- Jeśli robisz o nich wywiad za ich plecami z pewnością nie obdarzą cię zaufaniem.
- Zbieranie informacji, aby nie dać się zapędzić w kozi róg, to nie zbrodnia
. - hardo spojrzała mu w oczy.
- Czujesz się przeze mnie zagrożona? - pochylił się w stronę biurka.
- Gdyby ktoś obcy pokazał komuś z twoich ludzi mój portret, nie udzieliliby mu informacji za okrągłą sumkę? - zaplotła ramiona.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie. - oparł łokieć na mapie, a podbródek na pięści. - Chcesz ze mną szczerze - słowo zazgrzytało o jego zęby - porozmawiać, a sama nie odpowiadasz na pytania.
Uśmiechnęła się słodko.
- Boję się wszystkiego, co mi nie znane. - modulowała głos, żeby brzmieć jak małe dziecko - A jeszcze bardziej boję się tego, co zdaje mi się, że powinnam poznawać. - Nagle spoważniała. - Miałam wypadek, moje życie zostało podzielone na dwie części naprawdę słabo przenikalnym murem. - pochyliła się nad mapą. - Czy my się znamy?
- Podróżujemy ze sobą już od jakiegoś czasu. -
przytaknął wskazując drogę na papierze, jaką przebyli z Tarvaru do Vivian.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. - prychnęła jak kociak. - Czy znaliśmy się przed tą podróżą?
Patrzyli sobie w oczy. Widziała jak jego iskierki rozbawienia budzą się do życia i zastępują chwilową powagę.
- Może.
Rozłożyła ramiona w geście prośby do niebios. Całe napięcie minęło.
- Wiedziałam, że tak będzie. - ruszyła do wyjścia. - A pytałeś czemu rozpytuję o kogoś, kiedy chcę się o nim czegoś dowiedzieć.
Zaśmiał się głośno.
Zamykając drzwi za sobą usłyszała jeszcze:
- Jak sobie przypomnisz odpowiedź, to możesz mnie odwiedzić.

Potem liczyło się już tylko Vivian. Splecione nowych wrażeń i ze wspomnień jej własnych oraz płynących z Serca. Wielkie miasto, wielkie wydarzenia i tragedie. Zupełnie różne od Tarvaru. Zaczynała tęsknić. Niepokój wnikał coraz agresywniej pod jej skórę, stawiał wszystkie włoski na sztorc. Jednak z drugiej strony nie mogła się już doczekać. Zwiedzić i poznać miasto! Odkryć prawdę o sobie samej. Rozwiązać powierzone jej przez Omasu zadanie. Być w ruchu, działać, robić plany, a potem je zmieniać.

Ubrała wystawną suknię. Dammi pomogła jej zapleść włosy. Ubrała maskę. Okazała się przylegać do twarzy idealnie. Była gotowa. Podkreślając swoje kroki cichymi stuknięciami kostura wyszła na spotkanie z Thorvilem.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172