Kosma myślał przez chwilę jak wyjść z trudnej sytuacji w której się znalazł. Postanowił zrobić to klasycznie - być duchownym.
- Odejdź albo zgiń? Prawdę powiedziałeś! Lecz zważ że jeśli odejdę to też kiedyś zginę! Bóg jest moim Panem i on o mym życiu decyduje. Żaden fałszywy prorok nie zmieni mojego postanowienia. O takich jak ty jest napisane: Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Wiedz więc że jeśli Pan przeznaczył mi śmierć na tym statku to jego wola się wypełni i nie ważne jest nawet czy ja sam będę tego chciał. Sam więc odejdź i męcz innych swoimi przepowiedniami.
Malaparte wyswobodził się z uścisku "Sługi Fortuny", który zdawał się być lekko oszołomiony jego słowami. Kruk rozejrzał się, aby sprawdzić czy jego słowa zadziałały tak jak powinny. Marynarze wydawali się zmieszani, a w spojrzeniach niektórych widać było coś co można było uznać za nutkę podziwu. Widać mało kto miał odwagę wdać się w dyskusję z szaleńcem.
- Przedstawienie uważam za zakończone. - Powiedział głosem nieco władczym do otaczających go marynarzy. Zrobił krok w stronę jednego z nich. Chciał wyjść z utworzonego kręgu. Na twarzy marynarza w kierunku, którego zmierzał Kruk wykwitł szyderczy uśmiech. Umięśniony mężczyzna, który był dużo bardziej postawny niż Kosma splótł ręce na piersi i czekał na kolejny ruch duchownego. Sprawdzał go. Malaparte spiorunował go spojrzeniem. Nie było ono wrogie. Wyrażało raczej spokój, z tym że spokój kojarzący się raczej z tym jaki towarzyszy rekinowi, który ma czas aby spokojnie skonsumować zabitą przed chwilą ofiarę. Marynarz zmieszał się nieco. Kosma jeszcze bardziej się do niego zbliżył.
- Gdzie się wybierasz? - Usłyszał basowy głos.
- Tam gdzie ścieżka Pana mnie poprowadzi. - Odparł z krzywym uśmiechem Kruk i uderzył marynarza prosto w splot słoneczny. Kiedy przeciwnik zgiął się w pół duchowny prawie niezauważalnie odetchnął. Studiowanie medycznych ksiąg się na coś przydało.
Malaparte skorzystał z okazji i wyszedł przedarł się przez osłupiałych marynarzy. Stanął gdzieś z boku i powrócił do analizowania wyglądu okręgu. Po chwili usłyszał kroki i zobaczył że zbliża się do niego marynarz, którego przed chwilą uderzył. Kosma nawet nie drgnął.
- Wybacz. Nie pozostawiłeś mi wielkiego wyboru. - Wyciągnął prawą rękę w kierunku żeglarza. - Pax? Pokój między nami? - Zapytał spokojnym głosem. Drugi mężczyzna nawet się nie odezwał.
- Powiedz chociaż czy zdałem twój test. - Rzucił z uśmiechem po chwili.
Na twarzy marynarza pojawił się wyraz zdziwienia.
- Tak. Bystry jesteś. - Odpowiedział po chwili ściskając rękę Kosmy. - John - Przedstawił się.
- Kosma Malaparte. Sługa Pański. - Zaprezentował się Kruk. Nie zareagował na parsknięcie rozmówcy, który w ten sposób zareagował na "Sługę Pańskiego".
Kosma zamierzał jeszcze przez chwilę poobserwować statek w oczekiwaniu na kogoś kto powie mu co ma robić, no i jakie stanowisko został przyjęty. |