Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2010, 23:01   #65
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Skrzydła tancerza tłukły powietrze gdy leciał pośród drzew kierowany przez leśnego duszka. Rozi co rusz kazała mu skręcać w tunele stworzone z liści , czy to przelatywać pod dużą skałą. Roślinka wiedziała, że lot jest bardzo wyczerpujący dla różowo-włosego toteż starała się go prowadzić jak najkrótszymi ścieżkami. Nie zmieniało to faktu że droga była daleka, i bez postoju Szajel nie był wstanie jej przebyć. Rozi nakierowała młodego arlekina na duży kamień, gdzie ten mógł bezpiecznie wylądować. Krople potu płynęły po jego twarzy, było tu ciepło a długi lot naprawdę go wyczerpał. Usiadł z wyprostowanymi nogami na skale wskazanej przez duszka i odchylając głowę wciągnął głośno powietrze, po czym zaśmiał się głośno. Tak zmęczony zazwyczaj był tylko po tańcach z Ariel, nigdy nie leciał tak długo i tak szybko tylko po to by gdzieś się dostać. Gentz rzadko opuszczał amfiteatr, nie lubił wychodzić na ulicę, było tam nudno, a ludzie dziwnie na niego patrzyli, czas wolał spędzać z Ariel.
Rozi zeskoczyła ze spoconych włosów nieskończonego i popiskując cicho, pociągnęła go za rękaw. Swoją malutką rączką wskazywała przeciwległa stronę kamiennej półki. Arlekin podczołgał się tam by spojrzeć w dół, a jego oczom ukazała się piękna kwiecista polana.



Różnokolorowe rośliny pokrywały dużą część terenu, rozsiewając piękny zapach i mamiąc oczy kolorami. Niektóre malutkie niczym stokrotki, inne zaś wielkie i rozłożyste. Okazało się też, że z dołu skały na której spoczywał Szajel sączyła się woda, spadając na mniejsze kamyki i tworząc malutki wodospad.


Szum wody był ukojeniem dla ucha, i piękną naturalną muzyką przyrody. Gentz ożywił się natychmiast, złapał Rozi w dłonie i mocno przycisnął do siebie.
- Piękne miejsce Rozi! Wspaniała z Ciebie przewodniczka!
W odpowiedzi Nieskończony usłyszał głośny i radosny pisk swojej małej przyjaciółki. Chodzący kwiatek wyślizgnął się z jego rąk i radośnie popiskując zniknął w listowiu najbliższego mu drzewa, najwyraźniej miał swoje sprawy do załatwienia, Szajel nie zamierzał przeszkadzać swojej roślince. Tancerz zsunął się ze skały lądując delikatnie na kwiecistej podłodze. Różowe włosy zafalowały a wisiorki zabrzęczały cichutko uderzając o siebie. Gentz spojrzał na płynąca z kamieni wodę i postanowił zrobić sobie dłuższa przerwę. Sprawnie wyplótł ozdóbki z różowych włosów i odłożył je do swej torby, następnie zrzucił rękawiczki od swego kombinezonu, by na końcu pozbyć się całego ubrania. Nagi nieskończony bez cienia najmniejszej krępacji obrócił się na jednej nodze wokół własnej osi, po czym ruszył w stronę strumienia wody wypływającego spomiędzy kamieni.
Woda uderzyła o nagie ciało nieskończonego przynosząc upragnione orzeźwienie. Gdyby w krzakach czaił się jakiś nieproszony gość mógłby dokładnie przyjrzeć się sylwetce Różowo-włosego. Szajel mimo niezwykle szczupłej budowy ciała był dość dobrze umięśniony, a szczególnie jego nogi. Ci którzy uważają, że taniec to tylko zabawa, są w wielki błędzie. Taniec to liczne akrobację i wyczyny wymagające porządnej krzepy oraz giętkości ciała. Ćwiczenia fizyczne były nieodłączną częścią treningów arlekinów i należały do naprawdę męczących.
Na ciele Szajel miał kilka niewielkich blizn, jak gdyby pokaleczył się szkłem lub czymś podobnym. Największa i najbardziej widoczna blizna znajdowała się tuż nad jego prawym biodrem, stosunkowo długa i cienka, jak gdyby po cięciu noże lub nawet mieczem. Była to pamiątka po walce z pewnym młodym zabójcą...
Obserwator którego oczy dalej obserwowałby ciało tancerza mógłby szybko stwierdzić iż jedynie włosy na głowie Szajela były różowe. Reszta włosów występujących po pachami oraz w okolicach przyrodzenia, była czarna, bez najmniejszego chociaż odcienia różu.

Gentz dokładnie opłukał swoje ciało, zmył makijaż ze swojej młodzieńczej delikatnej twarzy, a mokrusieńkie włosy opadały mu na plecy. Odprężony i zrelaksowany wyszedł spod wodospadu i ruszył w stronę swoich rzeczy. Delikatnie poruszał skrzydłami by kropelki wody szybciej opadały z piór. Po chwili nie okryte niczym pośladki Nieskończonego dotknęły kwiatowego dywanu, a on wygiął ciało w delikatny łuk by złapać jak najwięcej promieni światła przebijających się przez koronę drzew.
Starzy podróżnicy i odkrywcy zapewne rwali by włosy z głowy obserwując postępowanie młodziana. Nie dość, że wziął kąpiel w niezbadanym zbiorniku wodny, to jeszcze nagi siedział pośród nieznanych mu roślin, narażając się na ugryzienia tysięcy zabójczych robaków, i atak złowieszczych bestii.
Szajel jednak nie czuł nawet cienia strachu, przecież to Rozi go tu przyprowadziła! A ona na pewno zadbała o to by ta polanka wolna była od drapieżników czy też śmiercionośnych owadów. Nagi nieskończony nucił pod nosem obserwując kolorowe kwiaty dookoła niego, pozwalając swemu ciału obeschnąć. Żadne robaki czy też drapieżniki nie pojawiły się by go pożreć, Szajel miał rację Rozi skrupulatnie wybrała miejsce.
Po około kwadransie od kiedy Gentz zakończył swoją kąpiel na kolorowa polanę wróciła jego roślinna towarzyszka. Rozi niosła nad głowa wielki liść na którym leżało kilka dorodnych i pysznie wyglądających owoców, chodzący kwiatek słaniał się pod ich ciężarem, ale nadymając policzki dzielnie brnął do przodu. Po chwili liść z przysmakami spoczął koło Tancerza, a roślinny kelner teatralnym gestem otarł czoło z niewidzialnego potu. Rozi złapała się pod boki i z wielkim uśmiechem na swej malutkiej twarzyczce wskazała na owoce.

- Dziękuje! Nawet nie wiesz jaki jestem głodny! – Szajel podarek przyjął niezwykle entuzjastycznie a w ramach podziękowania podrapał kwiatek pod brodą. Rozi obróciła się leciutko w lewo potem w prawo na jednej nóżce udając zawstydzoną tymi pieszczotami. Następnie wskoczyła na mokre włosy nieskończonego, położyła się na brzuchu i machając nóżkami zaczęła oglądać okolice.

Gentz sięgnął po owoce przyniesione przez najmilsza różyczkę na świecie. Krople wody które jeszcze tkwiły na jego ciele kaskada spadły na przysmak, rozpryskując się na różowym owocu.


Szajel chwycił go w dłoń i przysunął do swoich ust, pachniał on słodko, a wyglądał bardzo apetycznie. Zęby Nieskończonego wbiły się w miętką skórkę, a pyszny słodkawy sok kapnął na ziemię. Owoc był przepyszny! Arlekin zajadał się nim z lubością wypisaną na twarzy, delektując się tak przednim posiłkiem. Szajel nigdy nie wybrzydzał przy jedzeniu, zazwyczaj je nawet chwalił, teraz jednak różowo-włosemu brakło słów zachwytu dla przedniego smaku znalezionych przez roślinkę darów natury. Owoce których nie zdołał już zjeść schował do torby by zostały mu na czarną godzinę.

Po skończonym posiłku przyszedł czas na zabiegi kosmetyczne. Z torby Szajel wydobył swój zestaw farbek do twarzy, dwa malutkie pędzelki oraz lusterko. Siedząc po turecku na ziemi zaczął nakładać na twarz makijaż. Z wielką dokładnością maczał pędzelki w farbkach po czym płukał je w wodzie przyniesionej przez Rozi z malutkiego wodospadu. Gentz był niezwykle skupiony na swej pracy gdyż postanowił zmienić makijaż, na bardziej adekwatny do miejsca w którym się znalazł. Praca zajęła mu prawie trzy kwartały ale efekt końcowy niezwykle podobał się tancerzowi. Na jego lewym policzku był teraz różowo-biały kwiatek, którego zielony liść niemal oplatał oko tancerza. Występowały tu tez inne kolory potęgujące wyraz i odpowiednio tonujące malunek.


Rozi nagrodziła zakończenie pracy brawami po czym podbiegła do pędzelków i zaczęła pakować je do torby, potem zajęła się zakręcaniem farbek i skrupulatnym odkładaniem ich na miejsce.
W tym czasie Szajel wplatał ozdóbki w włosy które wyschły już dawno, gdy ostatni paciorek brzęknął w jego włosach powstał z miejsca i przystąpił do ubierania się. Kombinezon szybko znalazł się na jego ciele tak samo jak rękawiczki oraz buty. Strój tancerza miał jedną wspaniała zaletę, prawie w ogóle nie chłonął potu, a teraz dodatkowo pokryty był pyłkami kwiatów znajdujących się na polanie co zaowocowało wydzielaniem przez niego pięknego zapachu.
Gentz zebrał swoje rzeczy, przypiął pewnie sztylety do pasa i upewniwszy się, że nic nie pozostało na polanie posadził sobie Rozi na głowie.

- Ruszamy dalej! Trzeba dotrzeć do tego miasta na wodzie przed zmrokiem!

Rozi zasalutowała i ciągnąc go za włosy do góry dała sygnał do rozpoczęcia lotu. Różowe skrzydła rozłożyły się w pełnej okazałości, a wesoły tancerz wzbił się w powietrze pozostawiając za sobą kolejne wspaniałe miejsce.

~*~

Wędrówka była długa i męcząca, ale po zażytym zawczasu relaksie oraz solidnym posiłku Szajel poradził sobie z nią bez większych problemów. Jednak lądując na brzegu wielkiego jeziora czuł się bardzo zmęczony, o doleceniu do miasta nie było mowy. Ale miał przecież Rozi!

- Mogłabyś mnie tam jakoś przenieś? Umiesz tu może sprowadzić latające lub pływające kwiaty?! – ostatnie zdanie Szajel wypowiedział z niemała ekscytacją, gdyż wizja latających kwiatów wydawała się niezwykle pociągająca. Duszek w odpowiedzi na jego pytanie wszedł mu na głowę i rozkładając ręce jak do modlitwy otoczył się delikatną różowa poświatą. Po chwili niedaleko nich z wody wynurzyła się roślina przypominająca Lotos.

Szajel spojrzał na kwiat, a potem na swojego małego duszka stróża i uśmiechnął się promiennie. Zdjął roślinkę z głowy i cmoknął ją w policzek mówiąc:
- Jesteś wspaniała Rozi! Będę Cię podlewać i wyrośniesz na jeszcze większą roślinkę!

Nieskończony zatrzepotał swymi różowymi skrzydłami i podleciał do świecącego na wodzie kwiatu. Wszedł na niego i trzymając swoją delikatną dłonią jeden z dużych liści , czekał na rozwój wydarzeń. Po chwili roślina zaczęła sunąć po wodzie do przodu coraz bardziej przyspieszając, co Gentz powitał radosnym śmiechem. Rozi znowu wlazła mu na głowę i dumnie wypinając pierś niczym mały odkrywca obserwowała okolicę.

Im bardziej roślina oddalała się od brzegu, tym więcej stworzeń ujawniało się pod powierzchnią ciemnej wody. Za kwiatem podążały świecące ryby. Jedne przypominały węże, drugie zaś sprawiały wrażenie niebezpiecznych. Wszystkie jednak promieniowały różnobarwnym światłem, co sprawiało że wyglądały na magiczne. Czasami jakaś ryba podskoczyła, ochlapując Szajela wodą. Wkrótce Nieskończony dotarł na tyle blisko miasta, aby zauważyć, iż wzniesiono je na wielkiej, drewnianej platformie, która opierała się na grubych palach, prawdopodobnie sięgających dna jeziora.

YouTube - Beyond Good and Evil Soundtrack- 'Ballad of Hyllis'


Tancerz dopłynął do tętniącego życiem miasta. Wtedy też zauważył, że jego mieszkańcy w żaden sposób nie przypominają Nieskończonych - były to humanoidalne stworzenia o żabich cechach. Istoty te ubrane były w najdziwaczniejsze stroje, których duża większość była wykonana z liści i kwiatów, niekiedy przyszytych do materiału. Na skraju platformy Szalej napotkał grubego tubylca, który wpatrywał się w niego swoimi wyłupiastymi oczyma. Stworzenie wybełkotało coś w dziwacznym, niezrozumiałym dla skrzydlatego języku, po czym wskazało na kwiat i na lianę, którą trzymało w błoniastej łapie.

Szajel spojrzał na żabo-człeka i uśmiechnął się do niego, potem jego zielone oczy powędrowały na lianę. Przechylił głowę lekko na bok i unosząc wzrok spojrzał na swego leśnego duszka.
- Będzie nam to potrzebne Rozi?
Kwiatek nadął swoje policzki, delikatnie ukłuł go pod włosami i zaprzeczył ruchami głowy. Gentz zaśmiał się i ponownie spojrzał na tubylca.
-NIE DZIĘKUJE!!!! NIE TRZEBA!!!!!!- powiedział bardzo głośno wychodząc z prostego założenia osób które mało podróżują - jeżeli nie znasz czyjegoś języka, to mów jak najgłośniej, a on może zrozumie.
Skrzydła załomotały gdy tancerz podfrunął na pomost i wylądował koło człowieka płaza.
- CO TO ZA MIASTO!!? NAZYWA SIĘ JAKOŚ!? JEST BARDZO PIĘKNE!

Szajel był mistrzem w zwracaniu na siebie czyjejś uwagi. Ta nieświadoma w jego wypadku umiejętność działa nawet w tak dziwnym świecie jak ten, w którym się znalazł. Wszyscy żaboludzie w pobliżu zatrzymali się, bądź przerwali rozmowy aby spojrzeć na różowowłosego nieznajomego. Żabolud, do którego zwracał się Nieskończony, patrzył teraz na niego z osłupieniem, nie mówiąc żadnego słowa. Wskazał tylko na miasto i przekręcił głowę.

Szajel mógł teraz zauważyć, że miasto wybudowane jest różnych, połączonych ze sobą mostami platformach. Budynki wykonane były z gliny, bądź drewna, a ich dachy wykonane były ze świecących kapeluszy wielkich grzybów. Miasto oświetlone było poprzez zamknięte w słojach roje świecących owadów, które stukały w ścianki swoich więzień.

Szajel spojrzał na zaszokowanego żabo-luda i równie głośno co poprzednio zapytał.
- NO CO!!? POWIESZ MI CO TO ZA...- wtedy też różowo-włosy arlekin zobaczył słoik ze świecącymi owadami. Jak gdyby nigdy nic zostawił swojego rozmówcę i podleciał do najbliższego słoja. Zbliżył oczy tak blisko szkła, że jego nos rozpłaszczył się na ścianie szklanego więzienia niezliczonych robaczków. Śledził ich chaotyczne ruchy, a Rozi kiwała się wesoło na jego głowie. Tancerz odwrócił się do tubylec od którego dopiero co odleciał i z niekrytym podnieceniem wrzasnął.
- PIĘKNE!! MOŻNA SOBIE JEDNO ZABRAĆ!!!? JAK ZWABIACIE TE ROBACZKI DO ŚRODKA!? DŁUGO TAK ŚWIECĄ!??- w oczekiwaniu na odpowiedź Szajel wrócił do obserwacji świecących owadów.

Żabo-ludzie skrzeczeli coś między sobą błoniastymi dłońmi wskazując na różowo-włosego przybysza. Rozi w tym czasie zeskoczyła na ramię Szajela i zaczęła ciągnąć za jeden z jego wisiorków by jej przyjaciel odwrócił głowę. Arlekin zrobiwszy to zobaczył na co wskazywał duszek. Różyczka pokazywała mu miasto i podekscytowana podskakiwała na jego barku.
- Rozi chcesz pozwiedzać? To chodźmy! - powiedział do swego przewodnika uradowany rożowo-włosy po czym szybkim ruchem zdjął obserwowany przez siebie słoik z kołka na którym wisiał.

- WEZMĘ SOBIE JEDEN!!!!!!!DZIĘKUJE!!!!!! - wykrzyczał w stronę zaszokowanych tubylców. Przypominające żaby stworzenia zaczęła skrzeczeć cos między sobą głośno, a następnie krzyknęły coś za odchodzącym tancerzem, który wraz ze sobą niósł słój pełen świecących robaków.
Żaba odbierająca łodzie w porcie spojrzała na pływający kwiat, a potem w swym języku mruknęła pod nosem sama do siebie.
- Musze znaleźć lepsza pracę...

~*~

Duża większość tutejszych budynków była wykonana z drewna, którego było tu pod dostatkiem oraz uszczelniana za pomocą jakieś substancji, która po stwardnieniu miała kolor brązowo-zielony. Dachy budynków zrobiono z dużych, świecących kapeluszy gigantycznych grzybów rosnących w lesie. Chociaż na zewnątrz panował spory ruch, to w prawie wszystkich domach paliło się światło, rzucające przez otwory w ścianach różnobarwne refleksy. W centrum tego niecodziennego miasta znajdował się fragment gigantycznego drzewa, kilkakrotnie przewyższający domy, a na nim przyczepione były przeróżne, także świecące grzyby. Najprawdopodobniej zarówno one, jak i fragment drzewa były w środku wydrążone, ponieważ w licznych otworach widać było stojące postacie i migające światła. Szajel kroczył pośród ludzi ściągając na siebie wzrok przedstawicieli różny ras. Jego niecodzienny wygląd oraz podekscytowany leśny duszek wywoływał zdziwienie na wielu twarzach. Tancerz przyzwyczajony był do spojrzeń na ulicach, jednak umiał ich nie zauważać. Zwiedzając miasto zajrzał do kilku sklepów, a krzykami doprowadził niektórych sprzedawców do istnej nerwicy. Jednak po kilku rozmowach zaprzestał używania mowy Nieskończonych, a rozpoczął posługiwanie się wspólną mową. Nie szło mu to za dobrze, tak jak i jego rozmówcą jednak mógł dowiedzieć się kilku podstawowych rzeczy o mieście. Teraz swymi delikatnymi krokami zmierzał do portowej karczmy gdzie to miał zamiar zaznać odpoczynku.

Szajel wkroczył do przybytku pewnym krokiem i z szerokim uśmiechem wypisanym na twarzy. Rozi grzebała w torbie tancerza i tylko jej nóżki wystawały z tobołka. Jaszczurolud który siedział za ladą spojrzał swymi gadzimi oczami na dziwnego przybysza. Pierwej zasyczał coś w swym rodzimym języku, jednak nie uzyskawszy odpowiedz przerzucił się na wspólny.

- W czym móc ci służyć?
- CHCE WYNAJĄĆ POKÓJ!!!!- to że Szajel używał w miarę zrozumiałego języka nie zmieniło jego podejścia do głośności mówienia. Przecież nie był w tej mowie najlepszy, a jeżeli powie coś głośniej na pewno lepiej go zrozumieją!
Jaszczur zamrugał kilka razy i swym syczącym głosem odpowiedział.

- Nie musisz wrzeszczeć tak... Słyszę ja...
- DOBRZE!!!! CHCĘ POKÓJ!!! – Szajel odpowiedział wciąż z wielkim uśmiechem na twarzy, wciąż tak samo głośno.
- Nie krzyczeć ty! Ja nie lubić krzyk!
-DOBRZE!!!!

Zdenerwowany jaszczur aż powstał z miejsca mierząc tancerza groźnym wzrokiem. W tym momencie Rozi wydłubała się z torby dzierżąc w dłoniach igłę do szycia. Zobaczywszy jaszczura który źle patrzył na Gentza mocniej chwyciła kawałek metalu w dłoń. Wspięła się na głowę Szajela w mgnieniu oka i przyjmując pozycję bojową wycelowała igłą w jaszczura, niczym gladiator dzierżący włócznię.
Jaszczur spojrzał na duszka, po czym zaśmiał się i ponownie usiadł za ladą.

Ao chciał jeszcze coś zjeść przed pójściem spać. Właściwie to chciał jego brzuch a skrzydlaty tylko podążał jak bezmyślną marionetka za jego rozkazami. Gdy zszedł na dół coś jednak zdawało się wyrywać kontrolę. Tym czymś był różowy szczegół który nie pasował do otoczenia.
-Zaraz jak to różowy?- Uwaga Nieskończonego skupiła się na innym nieskończonym który darł się teraz do barmana.
-Ej ty, różowy. Nie jesteś czasem z ekspedycji Tornheada??

Szajel na dźwięk słów “Różowy” mimowolnie odwrócił głowę w stronę Ao, i zmierzył go swym rozmarzonym spojrzeniem zielonych oczu. Kwiatek który miał wymalowany na twarzy był teraz dobrze widoczny na drugiego nieskończonego.
- Thornhead... Thornhead... - Gentz zamyślił się przymykając oczy. - On dowodził nami w ruinach? - spytał się przybysza podnosząc przymknięte powieki.

Skrzydlaty się ucieszył. Właśnie jego robota zrobiła się nieco prostsza.
- Tak, dokładnie. Ale nie rozmawiajmy o takich rzeczach. Nazywam Się Ao Hurros i mam się wami zająć w razie wpadnięcia w podobne gówno.- Przewodnik obrócił się do Barmana i pokazał dwa palce do góry.
-Barzz’egli katee guuld.- Barman zareagował z lekkim niechceniem, ale zaraz krzyknął cos do kuchni. Tymczasem skrzydlaty znów przyjrzał się różowemu przyjacielowi.
-Zaraz coś zjemy, potem idziemy spać. Jeżeli do jutra nikt więcej się nie pojawi idziemy ich szukać. Przypuszczam że jednak się pojawią.

Gdy Ao skończył mówić, Szajel dalej przeszywał go wzrokiem jak gdyby się nad czymś zastanawiał. Rozi w tym czasie zsunęła się z jego głowy i stanęła na barku tancerza, trzymając swoją igło-włócznie. Po chwili Szajel w końcu przemówił swym dźwięcznym głosem.
- Przyjdą... Już tu idą, a przynajmniej szli. Niewielu przeżyło... Ciebie tez widziałem - mówiąc to lekko przekrzywił głowę i pogłaskał palcem główkę małego ducha lasu. Gdy ponownie zaczął mówić do Ao miał już weselszy głos.- Mówił Ci już ktoś że masz brzydkie imię? Za krótkie, za suche, brakuje mu polotu. - Szajel cmoknął ustami - Tak zdecydowanie brak mu smaku.
 

Ostatnio edytowane przez Ajas : 07-11-2010 o 13:05.
Ajas jest offline