Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2010, 23:28   #35
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Post wspólny...

Chodzenie po nocy, samotne chodzenie po nocy, zwłaszcza po biednej części miasta nie należało do najrozsądniejszych, a już na pewno gdy jest się kobietą. Rudowałosa była jednak zdecydowana. Przez dłuższy czas udawało jej się nadążyć za mężczyzną i nawet nie zostać zaczepioną przez nikogo. Szczęście ją jednak opuściło. Mardock zniknął jej nagle z pola widzenia. Miała nadzieję, że zaraz ponownie dostrzeże jego sylwetkę. Niestety, bogowie tym razem nie byli dla niej tacy łaskawi. Przystanęła więc na chwilę i bezradnie zaczęła się rozglądać.

- Chodzenie ppo nocy nie jest najlepszym ppomysłem... - Igan wyszedł z cienia, choć jego twarzy i tak nie dawało się dostrzec w nikłym świetle - Coś się stało?

Podskoczyła jak oparzona.
- Nie. - Odparła drżącym głosem. - Nic się nie stało. Ja tylko... - Nie zdążyła jednak dokończyć gdyż coś strasznie rozdarło się gdzieś w jakimś zaułku. Brzmiało to jak zawodzenie potępieńca żywcem obdzieranego ze skóry. Przynajmniej dla kobiety tak to musiało brzmieć, gdyż jej ruchy stały się jeszcze bardziej nerwowe. A może to chłód nocy sprawiał, ze drżała na całym ciele.
- To nic... Tylko koty... - odparł Igan zastanawiając się po co kobieta wychodziła w ogóle z domu. Następna tworząca problemy, jakby było ich mało.
- Koty?? - Powtórzyła za nim powoli. Po czym przysunęła się bliżej niego, nadal niepewnie rozglądając się po okolicy. - Tylko koty. - Uśmiechnęła się lekko. Uspokoiła się nieco. Przestała rzucać wystraszone spojrzenia i skupiła się na twarzy swojego rozmówcy.
- Byłeś dzisiaj u nas. - To z pewnością było stwierdzenie faktu. Może nawet zabrzmiała tam pewna nuta wyrzutu. - Myślałam... - Palcem zaczęła wodzić delikatnie po jego torsie. - Myślałam, że zajrzysz choć na chwilkę. Że będziesz miał czas na... - Znów na jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech, coś jakby zaproszenie, jak poprzedniej nocy.
- Byłem dzisiaj u was. To ffakt. NIe wiem jak Ty, ale ja sppałem przez ostatnią dobę jakieś czttery godziny, a nie zapowiada się, abym położył ssię za chwilę... Przyjemności wwięc będą musiały poczekać. Prznajmniej do cczasu... Nieważne - zignorował jej uśmiech i zachętę. Teraz nie miał na to ani czasu, ani ochoty.
- Cóż. - Zabrała ręce od niego. Poprawiła włosy, odrzucając część z nich do tyłu. Westchnęła głośno. - Nie będę ci w takim razie przeszkadzała. - Uśmiechnęła się sztucznie. Odwróciwszy się na pięcie ruszyła przed siebie. Chyba tą samą drogą, którą tu przyszła.Chociaż nie była tego tak do końca pewna.
Igan patrzył przez chwilę jak kobieta się oddala, idąc niepewnie, z wahaniem. W końcu zaklął pod nosem i w ukryciu podążył za nią. W tym mieście poza kotami w nocy chodziło wiele istot...
Płomniennowłosa kobieta skręciła w niewłaściwą uliczkę, za chwilę skręciła ponownie i się zgubiła. Świadczyć o tym mógł fakt, iż co chwila przystawała i rozglądała się. Kilka razy nawet zawracała, jednakże nie mogła wrócić na właściwą drogę. Znać było, że tej dzielnicy nie zna w ogóle. Po dobrej pół godzinie takiego kluczenia i kręcenia się w kółko przystanęła na dobre. Znalazłszy jakąś rozpadającą się beczkę usiadła na niej z rezygnacją. Chyba przyjdzie jej tu spędzić resztę nocy. W ciągu dnia drogę znajduje się o wiele łatwiej.

Frante miał dzisiaj pecha, jak skurczybyk. Przyłapano go na kradzieży ziarna w młynie. Jakby, chuj strzelił, wszyscy nie kradli? Jednakże nie! Przyłapać musieli właśnie jego. Oczywiście młynarz dal mu kopniaka na drogę, tyle, że zlitował się oraz obiecał nie wzywać straży. Ale to był cały fart. Potem jeszcze dano mu po mordzie, kiedy zaliczał tawernę, wreszcie kumpel, który załatwiał mu zawsze robotę na drobnych kradzieżach sporządniał po ślubie, nie chcąc mieć więcej do czynienia z jakimś półświadkowym menelem.
- Kurwa! - klął pod nosem, gdy zobaczył rudowłosą siedzącą na beczce. - Kurwa? - Powtórzył, ale już pytając. Któż bowiem inny mógł się pałętać po nocy, jak nie jakaś tania dziwka? Dzielnica bowiem nie stanowiła najbezpieczniejszego salonu.

Podszedł do nie. Jakby to powiedzieć, jednak z bliska wydawała się jeszcze lepsza. Nieźle ubrana, młoda, nie taka, jak ta ropucha, którą jakiś czas temu chędożył za kilka miedziaków.
- Ej, cizia, ile chcesz za szybki numerek? - stwierdził, że trochę ostrej rozrywki dobrze mu zrobi.
Elisys ze zrezygnowaniem podniosła głowę i zlustrowała stojącego przed nią mężczyznę. I aż się skrzywiła z odrazą. Cała ta sytuacja na tyle ją zdenerwowała, że znalazła w sobie, większe niż się spodziewała pokłady odwagi.
- Nie dla psa kiełbasa. - Odparła podnosząc się ze swojego siedziska.

- Za dobra jesteś dla mnie? Tak, pierdolona dziwko? - wkurwił się na nią chcąc wreszcie wyładować cały pech tego pierdolonego dnia. - To jeszcze mi powinnaś płacić za takiego kutasa, jak mój, suko - podniósł rękę do uderzenia. Miał stanowczo dosyć, postanowił, że wypieprzy ją, potem zaś kopnie w ową krągłą dupę. Niech wie, kto to rządzi do zasmarkanego szczyla. dobrze, że się tu znalazła, uśmiechał się do swoich zezowatych myśli.
- Żeby go znaleźć pewnie musiałbym pożyczyć wszystkie okulary od tutejszych magów i nałożyć je naraz. - Odparła dopychając lekko mężczyznę czym utorowała sobie drogę w nieznane, przynajmniej dla niej.
Niestety, amant nie dał za wygraną. Chwycił ją za ramiączko od sukni i brutalnie przyciągną do siebie. Elisys pożałował w jednej chwili sowich słów. Trzeba było uciekać przed siebie zamiast wdawać się konwersację. Zaczęła szarpać się z napastnikiem usiłując mu wyrwać się. Odkryte w sobie tak niedawno pokłady odwagi gdzieś zniknęły, a jedyne co teraz czuła to strach. Chciała uciec z tego miejsca jak najdalej. Wyrwać się z łap tego śmierdzącego, obleśnego gada, który właśnie teraz postanowił ulżyć sobie i to jej kosztem.

Kurwa! Lubił to. Ten dźwięk dartego materiału rozchodzący się poprzez nocna przestrzeń, to przestraszone spojrzenie dziwki, która jeszcze przed chwila udawała twardą, ta chwilę, która niosła zapowiedź, że zaraz ją ostro przeleci.

Cięcie było precyzyjne, choć na pewno nie finezyjne. Sztylet przejechał po grzbiecie mężczyzny rozcinając ubranie i rzecz jasna ciało. Nie miało go to zabić, miało go zranić, dać do myślenia i zaskoczyć. Igan z powrotem wtopił się w cień za nim i czekał na reakcję.
Frante odwrócił się gwałtownie w stronę napastnika. Nie czuł bólu, jak na razie. Wprawdzie nie widział dokładnie kto go zaatakował, ale rzucił się w stronę ukrytego w cieniu napastnika
- Ty łajdaku. - W międzyczasie w jego dłoni pojawił się nóż, który przeciął powietrze koło młodzieńca. - Byłem pierwszy. - Chybił. wiedział, że chybił. I chyba stracił część pewności siebie. Zamachnął się raz jeszcze. - Możesz wziąć dziwkę po mnie. Dogadamy się. - Dorzucił gdy chybił po raz drugi. Tym razem jego głos brzmiał mniej pewnie.
- Spływaj. - Igan oskoczył ponownie pozwalając przeciwnikowi machać nożem. - Nie mam czasu.
Elisys przyglądała się temu przez chwilkę w milczeniu, właściwie to ją zamurował z przerażenia, a później wydała z siebie wysoki i przeraźliwy dźwięk.
- Aaaaaaaaaaaaaaaa... - Rozeszło się po okolicy
Ten dźwięk wybił Frantea z równowagi. Ponowinie wykonał gwałtowny zwrot o 180 stopni.
- Zamknij się zdziro. - Zamachnął się trzonkiem noża, żeby ją uciszyć.

Igan doskoczył i lewą ręką chwycił go pod gardło, prawą wbijając sztylet w plecy pod żebra. To znane wszystkim ludziom jego zawodu miejsce powodowało szybkie wykrwawienie, prawie zawsze równie skuteczne jak głębokie trafienie w pierś. Przeciągną mężczyznę do siebie z jednej strony wbijając ostrze jeszcze głębiej, z drugiej - nie pozwalając mu krzyczeć. Był gotowy, aby poprawić i zadać drugi cios jednak okazało się to zbyteczne. Mężczyzna osunął się na ziemię. Pewne odruchy u chłopaka były automatyczne - wytarł sztylet w koszulę zabitego i rozejrzał się. Jego zimne oczy spoczęły na kobiecie. Podniósł się i syknął:

- Stul dziób. - chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku najbliższej przecznicy z zamiarem wyprowadzenia na bardziej znane jej ulice.
W zasadzie posłuchała jego polecenia. Z tym, że gdy tylko jego dłoń dotknęła jej ramienia ona osunęła się na ziemię.
- Kurwa mać!!! - zaklnął pod nosem zarzucając sobie ciało na ramię. W zaułkach można było tak iść. Na ulicach, gdzie można było spodziewać się straży, albo spóźnionych przechodniów niósł ją na rękach udając zakochanych, w kierunku posiadłości Lady Yllaatris.
I poskutkowało. Nikt nie zaczepił pary kochanków. Przez pierwszych z dziesięć minut kobieta leżała bezwładnie w jego ramionach, ale później... coś jakby się zmieniło. A być może zdawało mu się, ze się lekko poruszyła. Że wtuliła się w niego. Nie otworzyła jednka oczu, nie odezwała się ni słowem przez cały, niemal pół godzinny, marsz do domu.

Mamrocząc coś przez całą drogę pod nosem dotarli w końcu do furtki przy domu kapłanki Sune i przeszli przez ogród do głównych drzwi. Igan nawet nie rozglądał się czy na posesji są jacyś strażnicy czy nie. Kilka solidnych kopniaków w solidne drzwi zdecydowanie pomogło Iganowi powstrzymać się od rzucenia “słodkiego ciężaru” na próg domostwa. Po chwili otworzyła zaspana dziewczyna, która zaprowadziła go do pokoju Elysys. Chwilę później chłopak wyszedł z domu kapłanki starając się nie stracić resztek opanowania. Całe łażenie w dwie strony po mieście spowodowało, że czasu na załatwienie czegokolwiek zostało niewiele. Przekleństwo po raz tysięczny tego wieczoru przeleciało przez jego myśli.
 
Aschaar jest offline