Wątek: [D&D +18] Limbo
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2010, 19:23   #20
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rkwhOX0MbbU[/MEDIA]

W końcu wszyscy przeszliście przez cmentarną bramę. Za nią, to co wyglądało na zwykłe cmentarzysko, ujawniło się przed wami w zupełnie innym świetle.

Gdy tylko wkroczyliście na “świętą ziemię” cmentarz otuliła delikatna mgiełka, w żaden sposób nieograniczająca widoczności, a jednak wzbudzająca niepokój. Z miękkiej, nieznacznie porośniętej trawą ziemi wyrastały płaskie nagrobki, niektóre były proste, jakby stworzone dla zwykłych chłopów, a inne bardziej ozdobne. Mimo tego, łączyło je jedno - na żadnym z nich nie było wypisanych imion, nazwisk. Nic. Były to gładkie, zimne plyty. W oddali widać było wzniesienie, a na nim kolejny legion grobów niczyich, z pośród których wyróżniała się duża krypta, z której promieniował świetlisty słup, łączący ją z wiszącą wysoko w górze kulą.

Szliście ostrożnie i powoli w formacji zaproponowanej przez Gabriela na przeciw świetlistej kuli, której światło dalej tłumiło wszelką magię. Wasze stopy chrzęściły na drodze usypanej z drobnych kamyczków. Ci, którzy sprawdzili działanie magii, z irytacją poinformowali pozostałych o jej dalszej nieskuteczności. Mimo tego potencjalnego zagrożenia, ruszyliście drogą, która wiodła w głąb cmentarza. Mijaliście kolejne groby, i rzadko rozsiane po cmentarzu krypty. Czasami z ziemi wyrastały drzewa o bujnych, zielonych koronach. Na cmentarzu panowała błoga cisza, będąca ukojeniem dla utrapionych doczesnymi troskami umysłów. Wilgotne powietrze było nieco zimniejsze na cmentarzu, niż te poza jego granicami, a z każdym wydechem z waszych ust wydobywała się biała, półprzeźroczysta para.


Pomału, dotarliście do kamiennych schodów, łączących strome wzniesienie z niżej położoną częścią cmentarza, nie napotykając po drodze żadnych przeszkód. Gdyby nie ta niesamowita, martwa cisza nadająca temu miejscu niepokojącą atmosferę, każdy z was byłby zadowolony. W pobliżu kamiennych schodów znajdowało się kilka pomniejszych krypt i mazuleów, do których nie było wejścia, a nieopodal stało także kilka drewnianych chat, ale z żadnej ze stron nie można było się do nich przedostać.

Wspięliście się po stopniach i kolejny raz zaskoczyło was to miejsce. Ziemia na wzniesieniu upstrzona była delikatnymi, białymi kwiatkami, które rosły w bujnych kępach pomiędzy nagrobkami. Tutaj nie było już drogi, ale droga do celu podróży była już krótka. Z jeszcze większą ostrożnością manewrując pomiędzy płytami grobowymi, dotarliście do owej krypty.


Była to wspaniałe, utrzymane w dobrym stanie mauzoleum, z którego tylnej części dachu wytryskiwał snop złocistego światła, dochodzącego aż do wielkiej kuli unoszącej się swobodnie wysoko w górze. Początkowo wejście do wnętrza zapieczętowane było przez stalowe kraty, które rozpłynęły się we mgle, gdy się zbliżyliście. Przy tym też wejściu umieszczona była niewielka tabliczka, która nie była jednak czytelna z powodu pokrywającej ją rdzy. Nie było innego wyjścia, jak tylko wejść do środka...

Wkroczyliście do krypty. Wnętrze było równie wspaniałe, ale i skromne. Mimo splendoru tego miejsca, kurz był wszechobecny. Po dwumetrowym odcinku marmurowej posadzki napotkaliście kilka stopni w dół, stanowiące wejście do dużego, okrągłego pomieszczenia, na którym stał marmurowy sarkofag, będący źródłem dla wydobywającego się z niego słupa światła. Jeżeli wcześciej ktoś skupił uwagę na budowli krypty, to mógł być niemało zaskoczony, bowiem jej wnętrze w jakiś dziwny sposób wyglądało na większe, niż mogłyby na to wskazywać rozmiary na zewnątrz. Wszyscy, bez wyjątku, podeszliście do promieniującego łagodnym światłem sarkofagu, jakby uwiedzeni przez czyjąś nieodczuwalną obecność. Przy dolnej krawędzi płyty sarkofagu umieszczono złotą tabliczkę, której nie sposób było odczytać, gdyż pokrywała ją gruba warstwa kurzu. Sephir, który podczas drogi do krypty wyglądał na nieobecnego, przejechał dłonią po kawałku metalu, zgarniając z niej kurz. Wtedy to światło nagle przybrało na intensywności. Ci, których raził ten widmowy błysk, musieli osłonić swoje oczy, aby wkrótce, po uspokojeniu się światła powrócić do zwyczajnej postawy i wzmożonej ostrożności. Sephir cofnął się o krok od sarkofagu. W pomieszczeniu rozbrzmiał niski, męski głos i ze smutkiem wypowiedział tajemnicze słowa, które po wypowiedzeniu formowały się w świetlisty tekst:




Rozdział 1: Przyjaciel

Gdy tylko tajemniczy głos wypowiedział ostatnie słowa wiersza, błyszczący napis szybko zawirował w powietrzu, kłębiąc się i tworząc lewitującą, średniej wielkości kulę światła. Była ona bliźniaczo podobna do obiektu, który oświetlał całe miasto i unosił się nad ta kryptą. Obiekt zamigotał kilkukrotnie po czym rozszczepił się na dziesięć mniejszych, jaśniejących kul. Lewitujące światła zaczęły kręcić się dookoła was, pulsując światłem coraz mocniej i mocniej...
Obiekty pulsowały tak mocno, że wydawać by się mogło, iż blask zaraz rozsadzi je od środka. Jasne, niczym malutkie słońca, kule coraz szybciej krążyły dookoła was. Było w nich coś złowieszczego ale zarówno pociągającego...


Nagle zaczęło się coś dziać... Ściany krypty zafalowały, kolory zaczęły wylewać się z sufitu, a bariera stworzona jak gdyby z kolorowego szkła odcięła was od wyjścia. Pierwszy zareagował Profesor, jednak gdy tylko się poruszył, z kuli najbliżej niego wystrzeliły świetliste liny. Oplotły ciało naukowca i z niezwykłą siłą pociągnęły go w stronę kuli. Stopy maga oderwały się od ziemi, a w tym momencie inne kule wystrzeliły pnącza w stronę pozostałych osób i stworzeń przebywających w krypcie. Każda kula chwyciła jedną osobę, nawet Muniek i cienisty towarzysz Gabriela zostali przez nie pochwyceni. Nie pomagało szarpanie, czy wierzganie, nawet potężna siła niedźwiedzia nie sprostała świetlistym sznurom.
Wasze ciała dotknęły świetlistych kul, które poczęły was pochłaniać niczym magiczne portale. Po kolei znikaliście wewnątrz małych, latających obiektów, nie mając pojęcia co się dzieje i co was czeka po drugiej stronie.

Każdego z was otoczył wir kolorów, a barwy kręciły się dookoła, tworząc tęczowy tunel, który zdawał się nie mieć końca. Zawieszeni w powietrzu wisieliście nie wiadomo jak długo, mogliście jedynie obserwować te niezwykłe barwy, od których bolała głowa.


Jednak wir stopniowo zwalniał obroty, aż w końcu całkowicie się zatrzymał, a wy opadliście w dół by uderzyć w kolorową ścianę, która chlupnęła niczym woda i pochłonęła wasze ciała w swych objęciach. Wciąż spadaliście...

Profesor gruchnął tyłkiem o kamienny bruk. Naukowiec szybko się rozejrzał - nie znajdował się już w kolorowym wirze. Spadł na jakiś wybrukowany plac, identyczny do tego, który znajdował się przed cmentarzem. Jednak żadnego cmentarza tu nie było, plac otoczony był drewnianymi domostwami. Budynki wyglądały jak te, które widział w martwym mieście, jednak były nowe i nie porośnięte żadnymi roślinami, ponadto z niektórych okien wystawały głowy osób, które patrzyły się na niego. Profesor spojrzał w górę, ale nie zobaczył kopuły z liści i mgły. Niebo było bezchmurne, a słońce dopiero zaczynało swoją wędrówkę po nieboskłonie. Poza nim, na placu znajdował się grubszy mężczyzna, który wykładał jakieś owoce na blat swego straganu. Teraz jednak, człowiek ciekawie spoglądał na naukowca, który ni stąd ni zowąd pojawił się w pobliżu jego straganu.
Coś pyknęło cicho i na głowę maga opadła zgrabna pupa akrobatki, jak i pozostała część ciała drowki. Podobny dźwięk zwiastował pojawienie się pozostałych członków grupy. Po chwili na placu leżeli wszyscy, którzy tak niedawno weszli do krypty, a na samym szczycie tego stosu ciał siedział uśmiechnięty Sephir, zgrabnie opierając nogę, na nodze, mogąc swoją zgrabnością zawstydzić niejedną damę.

Na widok wielkiego niedźwiedzia, gruby mężczyzna który dotąd ciekawsko przyglądał się przybywającym znikąd osobom, uciekł z krzykiem, a kilka kobiet zatrzasnęło okiennice.
Niewiedzieliście co się stało i jak tu przybyliście, a to iż domy były bliźniaczo podobne do tych które widzieliście w martwym mieście, napawało was jeszcze większym strachem i niepokojem. Jednak była tez i dobra nowina, magia ponownie działała, a moc waszych przedmiotów wróciła w momencie gdy się tu pojawiliście.

Piramidka ciał zatrząsnęła Sephirem, co zwiastowało jej rychłe zawalenie się, i młody skryba zgrabnie zeskoczył na nogi.
- Cóż za odmiana. Muszę przyznać, że to miejsce jest całkiem urocze. - zabrzmiał jego chłopięcy, radosny głosik.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 06-11-2010 o 22:01.
Endless jest offline