Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2010, 19:24   #35
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kenning niezbyt się przejął inicjatywą, wykazaną przez Krugara Niszczyciela, tudzież podjętą przez niego akcją ratowniczą. W końcu Romualdo miał aż dwóch obrońców, którzy powinni dać sobie radę z jednym zapijaczonym osiłkiem. Jeśli sobie nie dadzą... Zarówno ‘danie sobie rady’ jak i ‘nie danie sobie rady’ zaowocują odpowiednim komentarzem akustycznym, dzięki któremu będzie wiadomo, czy konieczna jest jakaś odsiecz. Młodzież powinna mieś szansę wykazania się. A on nie powinien im przeszkadzać w tym wykazywaniu się.
Usiadł wygodniej na krześle i przywołał przechodząca obok służącą.
- Patty, jakąś lekką przekąskę poproszę - powiedział.
Dziewczyna z uśmiechem udała się do karczmarza, i z podobnym uśmiechem przyniosła Kenningowi, płastugi opiekane w cieście.
- Dziękuję, moja droga - Podziękował z uśmiechem.

Płastugi okazały się świetnie przyrządzone i gdyby nie konieczność udania się na spotkanie, to Kenning z przyjemnością zjadłby jeszcze jedną porcję. Niestety musiał tę przyjemność odłożyć na później.
- Proszę przekazać wyrazy uznania szefowi kuchni - powiedział. - Palce lizać...
- Przekażę
- odparła z uśmiechem służka.
Kenning uśmiechnął się do niej, a potem spojrzał przez okno. Zdecydowanie robiło się coraz ciemniej, a to znaczyło, że trzeba by wybrać się na spotkanie do “Portowej”. Co prawda nie miał pojęcia, gdzie ta tawerna (karczma, gospoda) się znajduje, ale o to mógł spytać po drodze.
- Jeszcze raz dziękuję - powiedział, po czym ruszył do swego pokoju. Musiał zabrać kilka drobiazgów, a przy okazji sprawdzić, jak radzą sobie jego młodzi towarzysze.
Problemem jednak stanowił tłok na schodach wywołany dochodzącymi z pięterka wrzaskami i okrzykami. Na schodach bowiem utknął tłum ciekawskich i podpitych jegomości i Kenning nie mógł się przez niego przebić.
Oczywiście mógł się wtrącić. Przepchnąć się przez zalegający schody tłum, wypłoszyć z gospody połowę gości, przekonać parę osób, by zrobiły mu miejsce. Jednak postanowił zaryzykować i poczekać na to, co się stanie za chwilę.
I opłaciło się.
Tłum powoli zaczął się powoli rozchodzić, gdy główny obiekt zainteresowania zniknął. Gdy tylko Na schodach zrobiło się trochę miejsca Kenning wszedł na piętro. Zabrał swój plecak.
Gdy zszedł na dół pozostało mu tylko skinąć głową karczmarzowi i ruszyć na poszukiwanie ‘Portowej’.

Znaleźć port nie było rzeczą trudną, nawet bez wypytywania ‘tubylców’. Z knajpą, w której miał się spotkać z wysłannikiem Angeliki, było trochę gorzej. Okolice portu zajmowały kilka ładnych ulic, a błąkać się po nich bez końca nie miał zamiaru.
- Jak trafić do Portowej? - spytał człowieka, który wyglądał na marynarza, w dodatku takiego, co ma zwyczaj odwiedzać wszystkie tawerny i portowe knajpki w każdym mieście do którego zawinie.
Marynarz bez problemu wskazał drogę, choć był zdziwiony wyborem Kenninga. Rzekł wręcz.
- Na pewno chce pan tam iść? Takich elegancików, to macają nożem po żebrach.

'Portowa' była miejscem, do którego nikt kto miał coś więcej niż felisy w sakiewce, nie chodził. Budynek tawerny, był stary i wydawał się zapadać w sobie, drewno belek było pociemniałe i spróchniałe. Niewielkie okienka pokryte brudem nie pozwalały zajrzeć do środka i nie wpuszczały tam światła.
W środku karczmy było niewiele lepiej. Jak się okazało w kącie stało pianino. Łatwo było domyślić się było, skąd tak cenny instrument trafił do tak nędznego przybytku. Na bokach pianina widać był martwe skorupki pąkli. Zapewne więc zostało wyłowione z morza.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=zkj_ov_0LA4[/media]

Na pianinie grał jednooki krasnolud, śpiewając dziwną pieśń pasującą do tego przybytku. Zwłaszcza, że ponad połowa gości miała zakazane gęby, ładniej komponujące się z listami gończymi. Nawet kobiety szczyciły się przynajmniej jedną blizną na twarzach. Za kontuarem siedział dość szczupły i wysoki półelf o sporej łysince i bokobrodach. I zwrócił uwagę na Kenninga, jak zresztą... cała karczma. Ów właściciel tego przybytku rzekł.
- Piwo... mamy tylko piwo.
Kenning zatrzymał się tuż przy wejściu.
Nie trzeba było wielkiego znawcy by przekonać się, że miejsce na spotkanie było co najmniej nieciekawe. Albo Angelika miała spaczone poczucie humoru, albo też miała zamiar go wystawić. Komuś, zaś w lepszym przypadku - do wiatru. A to mu niezbyt odpowiadało.
Oczywiście znał takie miejsca. Bywał w nich w początkach swej obiecującej kariery, ale to nie znaczyło, że lubił takie miejsca. I miał zamiar dać temu komuś, kto miał się z nim tu spotkać dokładnie pół minuty. To i tak było za dużo.
- Za piwo dziękuję - powiedział Kenning. Obrzucił wzrokiem cały lokal. - Miałem się tu z kimś spotkać, ale skoro go nie ma...
- Kto powiedział, że nie ma
- z cienia w kącie rozległ się głos. - Nie nauczono cię dyskrecji dzieciaku?


Ubrany w ciemny strój mężczyzna, miał kaptur naciągnięty na głowę. Twarz nie wyglądała na starą, ale lekki chrapliwy głos dodawał mu lat. Zresztą ciężko było stwierdzić w jakim był wieku. Rzekł tylko narzekając.
- Na Skrytą Maskę, znowu muszę pracować z amatorami.
Beznadziejne miejsce spotkania, przygłup jakiś w charakterze kontaktu. Uosobienie dyskrecji, niech go szlag. Jeśli to faktycznie był ktoś od Angeliki. Ale to można było sprawdzić.
Kenning podszedł do mówiącego.
- Witam zatem - powiedział. - Powiedz, co masz do przekazania i nie będziemy sobie wzajemnie zawracać dłużej głowy.
Mężczyzna ocenił Kenninga i rzekł.
- Stawkę za swe usługi, o ile wiem... już znasz. Pytanie brzmi zatem, czy ty mi masz coś do przekazania. Wiesz coś wartego uwagi?
- Jedno nazwisko i jedno zdarzenie
- odparł cicho Kenning, dbając, by nikt z bywalców spelunki nie słyszał, o czym mówi. - Jako że żegluga odpadła, tudzież kanały, z przyczyn wiadomej nam osobie znanych, zatem wóz będzie tudzież skrzynia. Oraz niejaki Kurtis Hobbard, który w całej sprawie ma pomóc. Termin za to nie jest całkiem pewny, bowiem Gaspaccio nie wie, na kiedy z wozem do końca sprawę załatwi.
- To będzie... pięćdziesiąt Lwów za metodę i sto za nazwisko
.- uśmiechnął się mężczyzna wykładając monety. - No i... reszta zapłaty, jak już próba ucieczki ptaszka z klatki zostanie ukrócona.
- Nie mam zwyczaju brać pieniądze z góry
- powiedział Kenning, chowając do sakiewki złoto. - Serce potem boli, gdy trzeba było oddawać. Ale i tak jestem pewien, że mu się nie uda.
Zanim ruszył do drzwi spytał jeszcze:
- Gdyby coś zaszło niespodziewanego, jak się można przesłać wiadomość?
- Przebywacie teraz w Piwożłopie? Napisz wiadomość na kartce i zaczep ją na framudze okna swego pokoju. To wystarczy - odparł mężczyzna.
Kenning skinął głową, a potem ruszył w stronę wyjścia, rozmyślając nad kolejnym problemem... Niekiedy łatwiej było dostać pieniądze, niż zatrzymać je przy sobie dłużej. I to nie tylko ze względu na umiejętność ich wydawania. W okolicy z pewnością było paru takich, którzy dla jednego lwa poderżnęliby człowiekowi gardło, zaś dla większej ich ilości...
Przez moment zastanawiał się, czy czasem nie zakosztować paru przygód w dawnym stylu, gdy stawiał pierwsze kroki na wyboistej drodze kariery, ale doszedł do wniosku, że jednak cała zabawa by się nie opłaciła.
Ledwo opuścił 'Portową' zanurkował w cieniu, a potem zniknął.

Rozproszył zaklęcie gdy tylko znalazł się w bardziej cywilizowanej dzielnicy, a potem ruszył w stronę 'Piwożłopa'.


Wieczór, noc i poranek minęły bez jakichkolwiek zdarzeń wartych uwagi. Nawet sny omijały z daleka Kenninga, który wstał z łóżka wypoczęty, za to bez świetnych pomysłów, które sny mogłyby mu podsunąć. Coś się zyskuje, coś się traci...

Po obecnych w sali, przynajmniej po niektórych, widać było, że noc upłynęła nie tylko na śnie... Niemniej trzeba było się zabrać do myślenia. I ustalenia odpowiedniego planu, który pozwoliłby w miły i spokojny sposób wyprowadzić poetę z miasta.
Osobą najbardziej zainteresowaną był Romualdo, co było jasne i oczywiste. Mniej oczywiste było to, że Romualdo najwyraźniej liczył na Kenninga, jakby ten był krynicą tryskającą milionem pomysłów.

- Moja propozycja jest taka - zaczął Kenning. - Jak na razie podstawowy plan, polegający na przejściu przez bramę w przebraniu, pozostaje w mocy. Jeśli, Gaspaccio, załatwisz ten wóz i solidną skrzynię, wyślemy go do jednej z bram, tam, gdzie ma służbę Kurtis Hobbard, w czasie, w którym będzie on pełnić służbę. I tam też powinien się pojawić Gaspaccio, by dodać całej sprawie więcej prawdopodobieństwa. Teoretycznie powinno to odwrócić uwagę od innych, zatem można by spróbować się przemknąć, podczas gdy wszyscy zainteresują się wozem. Jednak by nie ryzykować, powinniśmy iść inną bramą.
- Romualdo, w odpowiednim stroju, przejdzie przez bramę, natomiast gdyby któryś ze strażników był nagle zbyt pracowity, wtedy mógłby wkroczyć Cypio. Czy twój klej może być używany na odległość? Na przykład rzucić komuś pod nogi, zamiast w pocie czoła rozsmarowywać?
- Warto by zająć się twoim sobowtórem, Romualdo. Dobrze by było, gdyby ktoś zobaczył, jak stąd wychodzisz. A raczej ktoś do ciebie łudząco podobny. Sądzę, że dla maga
- spojrzał na Vincenta - to żaden problem. - Przy okazji warto by też odmienić nieco twoje oblicze, Romualdo, nawet gdyby miało to trwać tylko do chwili przekroczenia bramy.
- I to tyle, jeśli chodzi o moje propozycje. Pora na wasze pomysły.
 
Kerm jest offline