Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2010, 22:38   #36
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W życiu jest zawsze tak, że zazwyczaj znajdujemy to czego nie szukamy.
I tak było w przypadku rannego ptaszka jakim był Hibbo. Gnom ruszył w poszukiwaniu swej ciemnoskórej blond piękności, która zostawiła mu kryształ i miłe wspomnienia.
A wędrując uliczkami Evertown jakoś nie mógł jej znaleźć, za to sam został znaleziony.


Zakapturzony osobnik, śledził wędrującego po mieście gnoma, w zamiarach... równie tajemniczych, jak jego twarz. Ale tego Hibbo nie był świadomy, za to uświadomiony został przez kogoś o innej sprawie.
-Wyglądasz mości gnomie na poszukującego.- rzekł starszy mężczyzna w szarej szacie, z rogiem przy pasie i trzymający kostur w dłoni.


I miał on rację, Hibbo wszak szukał swego "aniołka". Niemniej starzec choć z początku wydawał się coś wiedzieć, to jednak nie wiedział o niej nic. Za to miał dużo do powiedzenia.- Szukasz szczęścia, miłości, zadowolenia? Męczy cię trud codziennego życia? I nic dziwnego. Tu nie osiągniesz nic. Musisz opuścić to miejsce i udać się do Ukrytej Doliny, miejsca gdzie bóg Xolotl otoczy cię opieką i ugasi twe pragnienie. Ukryta Dolina to miejsce pełne dobra, szlachetności, łagodności i absolutnej tolerancji. Nie ma znaczenia czyś gnom, drow, człek czy diablę. Xolotl kocha każdą żywą istotę we wszystkich jej aspektach natury. Bądź tym, który wybierze szczęście w spełnieniu siebie. Zostań pielgrzymem do Ukrytej Doliny!
Starzec nie tłumaczył zbyt wiele gnomowi , bowiem szybko przerzucił się na ewangelizację kolejnego przechodnia. I koniec końców Hibbo wrócił na miejsce narady.

I na czas śniadania...

Podczas śniadania, Romualdo był lekko roztrzęsiony. Wczorajsza noc niekorzystnie się na nim odbyła. I pewnie dlatego, też spoglądał często z wyrzutem na Gaccia, który zostawił go tu samego... samego! Tymczasem Gaccio pytał Katrinę o gusta kulinarne i o to co jadała podczas swoich podróży. Dziewczyna zaś odpowiadała półsłówkami. Nie dlatego, że obecność Gaspaccia jej zbrzydła. Tyle, że miała tyle spraw na głowie. Pierwszą z nich był sam Gaccio, który zdobył ją szturmem. Dziewczyna musiała się zastanowić, jak rozegrać tą partię z młodym szlachcicem. Gaspaccio miał w tej rozgrywce przewagę... o czym przypominała sobie za każdym razem, gdy wspominała gorące pocałunki na swym dekolcie, jakimi ją obsypywał w sali jadalnej, w sypialni i na końcu w karecie. Drugim problemem był jej ojciec, którego karocę wszak porwali. I listy które niziołek przeczytał na głos. Reginald zamierzał się ożenić. Jej ojciec zamierzał się z kimś ożenić?! A co się stało z jej matką?
Trzecim problemem, było to, że jadąc karocą minęli idącą drogą samą Angelikę Victorię Belacrouix i rudowłosa zauważyła i Gaccia na koźle i obie panny K. w powozie. I uśmiechnęła się ciepło do Katriny. Czemu? Odpowiedź wydawała się prosta. Angelika wiedziała, że Katrina i Krisnys przespały się z Gaspacciem, ergo przestały być dla niej konkurencją o względy Romualda.
Krisnys miała mniejsze zmartwienia... bardzo wystarczyło, gdyby przestało jej tak szumieć w głowie. Ten kac był wprost nieznośny.
Cypio był obecnie w siódmym, jeśli nie w ósmym niebie, głaskany przez Romualda niczym duży kociak. Hibbo nieco podłamany brakiem spotkania z blond pięknością, a Vincent zbyt rozentuzjazmowany by myśleć na spokojnie. Tak więc planowanie koniec końców spadło na Kenninga.
-Jasne, jasne...mamy wóz, a i skrzynia z tyłu wozu. Po wywaleniu wszystkich tych łaszków nada się na kryjówkę dla jednej osoby.- odparł Gaccio uśmiechając się pobłażliwie i jednym uchem słuchając wypowiedzi Kenninga. Machnął dłonią dodając.- Pomysły, pomysły... może lepiej, skoro już mamy plan, to ustalmy sposób jego realizacji. Kto z kim idzie? I co ma robić?


Przy bramie miejskiej lenistwo i rutyna brały w posiadanie i przechodniów i strażników.
Kurtis Hobbard wraz z dwoma podkomendnymi pilnował bramy, jak co dzień.


Uzbrojeni w rapiery i z halabardami na ramionach wpuszczali i wypuszczali podróżnych, przyglądali się pojazdom, pobierali myto i cło... rutyna.
Dzień zapowiadał się spokojny i bez sensacji. Wiadomym było, że miasta nikt nie napadnie, bo nie rozwiązywano w ten sposób konfliktów w Srebnobrzegu. Taka niezapowiedziana napaść obróciłaby przeciw atakującym zakon Tempusa. A to by mądre nie było.
Strażnicy miejscy więc sumiennie, acz bez entuzjazmu wykonywali swoje obowiązki, większą uwagę przywiązując jedynie do podróżniczek... o ile były ładne.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-11-2010 o 22:46.
abishai jest offline