W życiu jest zawsze tak, że zazwyczaj znajdujemy to czego nie szukamy.
I tak było w przypadku rannego ptaszka jakim był
Hibbo. Gnom ruszył w poszukiwaniu swej ciemnoskórej blond piękności, która zostawiła mu kryształ i miłe wspomnienia.
A wędrując uliczkami Evertown jakoś nie mógł jej znaleźć, za to sam został znaleziony.
Zakapturzony osobnik, śledził wędrującego po mieście gnoma, w zamiarach... równie tajemniczych, jak jego twarz. Ale tego
Hibbo nie był świadomy, za to uświadomiony został przez kogoś o innej sprawie.
-Wyglądasz mości gnomie na poszukującego.- rzekł starszy mężczyzna w szarej szacie, z rogiem przy pasie i trzymający kostur w dłoni.
I miał on rację,
Hibbo wszak szukał swego "aniołka". Niemniej starzec choć z początku wydawał się coś wiedzieć, to jednak nie wiedział o niej nic. Za to miał dużo do powiedzenia.-
Szukasz szczęścia, miłości, zadowolenia? Męczy cię trud codziennego życia? I nic dziwnego. Tu nie osiągniesz nic. Musisz opuścić to miejsce i udać się do Ukrytej Doliny, miejsca gdzie bóg Xolotl otoczy cię opieką i ugasi twe pragnienie. Ukryta Dolina to miejsce pełne dobra, szlachetności, łagodności i absolutnej tolerancji. Nie ma znaczenia czyś gnom, drow, człek czy diablę. Xolotl kocha każdą żywą istotę we wszystkich jej aspektach natury. Bądź tym, który wybierze szczęście w spełnieniu siebie. Zostań pielgrzymem do Ukrytej Doliny!
Starzec nie tłumaczył zbyt wiele gnomowi , bowiem szybko przerzucił się na ewangelizację kolejnego przechodnia. I koniec końców
Hibbo wrócił na miejsce narady.
I na czas śniadania...
Podczas śniadania,
Romualdo był lekko roztrzęsiony. Wczorajsza noc niekorzystnie się na nim odbyła. I pewnie dlatego, też spoglądał często z wyrzutem na
Gaccia, który zostawił go tu samego... samego! Tymczasem
Gaccio pytał Katrinę o gusta kulinarne i o to co jadała podczas swoich podróży. Dziewczyna zaś odpowiadała półsłówkami. Nie dlatego, że obecność
Gaspaccia jej zbrzydła. Tyle, że miała tyle spraw na głowie. Pierwszą z nich był sam
Gaccio, który zdobył ją szturmem. Dziewczyna musiała się zastanowić, jak rozegrać tą partię z młodym szlachcicem. Gaspaccio miał w tej rozgrywce przewagę... o czym przypominała sobie za każdym razem, gdy wspominała gorące pocałunki na swym dekolcie, jakimi ją obsypywał w sali jadalnej, w sypialni i na końcu w karecie. Drugim problemem był jej ojciec, którego karocę wszak porwali. I listy które niziołek przeczytał na głos.
Reginald zamierzał się ożenić. Jej ojciec zamierzał się z kimś ożenić?! A co się stało z jej matką?
Trzecim problemem, było to, że jadąc karocą minęli idącą drogą samą
Angelikę Victorię Belacrouix i rudowłosa zauważyła i
Gaccia na koźle i obie panny
K. w powozie. I uśmiechnęła się ciepło do
Katriny. Czemu? Odpowiedź wydawała się prosta. Angelika wiedziała, że
Katrina i
Krisnys przespały się z
Gaspacciem, ergo przestały być dla niej konkurencją o względy
Romualda.
Krisnys miała mniejsze zmartwienia... bardzo wystarczyło, gdyby przestało jej tak szumieć w głowie. Ten kac był wprost nieznośny.
Cypio był obecnie w siódmym, jeśli nie w ósmym niebie, głaskany przez Romualda niczym duży kociak.
Hibbo nieco podłamany brakiem spotkania z blond pięknością, a Vincent zbyt rozentuzjazmowany by myśleć na spokojnie. Tak więc planowanie koniec końców spadło na
Kenninga.
-Jasne, jasne...mamy wóz, a i skrzynia z tyłu wozu. Po wywaleniu wszystkich tych łaszków nada się na kryjówkę dla jednej osoby.- odparł
Gaccio uśmiechając się pobłażliwie i jednym uchem słuchając wypowiedzi
Kenninga. Machnął dłonią dodając.-
Pomysły, pomysły... może lepiej, skoro już mamy plan, to ustalmy sposób jego realizacji. Kto z kim idzie? I co ma robić?
Przy bramie miejskiej lenistwo i rutyna brały w posiadanie i przechodniów i strażników.
Kurtis Hobbard wraz z dwoma podkomendnymi pilnował bramy, jak co dzień.
Uzbrojeni w rapiery i z halabardami na ramionach wpuszczali i wypuszczali podróżnych, przyglądali się pojazdom, pobierali myto i cło... rutyna.
Dzień zapowiadał się spokojny i bez sensacji. Wiadomym było, że miasta nikt nie napadnie, bo nie rozwiązywano w ten sposób konfliktów w Srebnobrzegu. Taka niezapowiedziana napaść obróciłaby przeciw atakującym zakon Tempusa. A to by mądre nie było.
Strażnicy miejscy więc sumiennie, acz bez entuzjazmu wykonywali swoje obowiązki, większą uwagę przywiązując jedynie do podróżniczek... o ile były ładne.