Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2010, 23:38   #100
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Zamek, sala biesiadna

Drwiący uśmieszek błąkał się po wąskich wargach namiestnika Lecrou, kiedy obserwował reakcję na swe słowa.
- Ostre słowa, panie – odezwał się Malcolm, obdarzając niechętnym spojrzeniem odchodzącego Zygfryda. – Ale nie mogę odmówić im pewnej dozy słuszności. Niektórzy zdają się zapominać, kto tu jest panem. Jesteśmy w Bretonii, de Leve, a tu najwyższym prawem jest słowo seniora. – zatrzymał rycerza ostrym tonem. – Zapamiętaj to. Tym razem wybaczam wam oddalenie się bez mojej zgody, ale następnym razem zacznę rozważać zwolnienie cię ze służby. Możesz odejść. Tupik, zajmij się tym syfem. Po uczcie oczekuję sprawozdania z całej sprawy.
Wracając do naszej rozmowy…
– zwrócił się do Richelieu, gdy Tupik i Zygfryd opuścili komnatę.
- Wasza lordowska mość. – pochylił głowę namiestnik.
- Zaszczycony jestem propozycją poślubienia pięknej lady Yolande, jednak nie mogę nie spytać. Nie pamiętam, by de La Rocque utrzymywali bliskie stosunki z D’Arvillami. Skąd więc ta nagła przyjaźń i oferta ożenku?
- Lady Yolande, wasza lordowska mość, choć młodziutka, zbliża się jednak do wieku, w którym panieństwo nie uchodzi. Mój pan zaczął więc poszukiwać odpowiedniego dla swej córki męża. W tej części Akwitanii liczą się, oprócz de La Rocque, trzy rody. Jednak z Rouen ostatni kontakt miał miejsce za czasów ojca mego pana, a Du’Ponte to łajdacy z herbem. Natomiast między Lecrou a D’Arvill nigdy zatargów nie było, a wasza lordowska mość, jeśli wolno mi to powiedzieć, wyrósł na wspaniałego młodzieńca, godnego następcę swego ojca. A biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej D’Arvill się znalazło, przyjaźń waszych rodów, tuszę, bardzo wam na rękę.
– pochylił się ku Malcolmowi i kontynuował szeptem, dla nikogo poza nimi niesłyszalnym. – Wybacz mi, panie, śmiałość, ale śmiem twierdzić, że wyjdziecie na tym małżeństwie lepiej niż mój pan.
Malcolm uśmiechnął się z zadowoleniem. Wszystko szło tak gładko. To całe rządzenie to nic trudnego, myślał, wystarczy umieć się ustawić.
- Zaszczycony zatem będę – odezwał się. – jeśli lady Yolande zechce przyjąć moje oświadczyny. Nie godziłoby się obrażać bowiem rodu tak szlachetnego i panny tak pięknej odmową. Służba! Więcej jadła i napitków! – rozkazał, po czym pochylił się ku pannie de La Rocque i zabawił ją rozmową.

Nicolas Richelieu rozsiadł się na krześle. Pozwolił napełnić sobie puchar, do pełna niemal. W końcu wszystko szło po jego myśli.
~ A mówili, że stary D’Arvill umiał dobierać sobie ludzi. Widać łeż to był, takiej bandy jełopów i nieudaczników dawno nie widziałem. Stajenny mógłby dyrygować tą żałosną bandą. ~

Zamek, tymczasowa kostnica

Ciało lady Lucienne zdążyło już zesztywnieć, twarz była upiornie blada, a po ściągnięciu odzienia oczom Tupika i Zygfryda ukazały się paskudne plamy, głównie na plecach, przypominające ogromne sińce. Z tym, że pokrywały całe plecy.
Na tym kończyła się jednak znajomość sztuki lekarskiej obu i nic poza tym, że została zamordowana ciosem sztyletu w serce, który nadal w nim tkwił, nie potrafili stwierdzić.
Sama broń natomiast również nie dostarczyła odpowiedzi. Sztylet był prosty i tak zwykły, jak to tylko możliwe. Mógł należeć do każdego i każdy mógł się nią posłużyć.
Biorąc pod uwagę więcej niż skromny materiał dowodowy, dobrze by było wezwać specjalistów.

Miasto, "Oberża Rene"

Dziesiątka żołdaków zajmująca dwa połączone stoły nie przejęła się specjalnie nowoprzybyłymi. Choć subtelne zmiany ich postaw i ułożenia broni sugerowały, że nie są zachwyceni. I jeśli nowoprzybyli będą się narzucać, to może zrobić się nieprzyjemnie.
Jedenasty mężczyzna, którego w pierwszej chwili Kress nie dojrzał, był bowiem znacznie niższy, szczuplejszy i nie miał żadnej widocznej broni, wyłonił się nagle zza łysego drągala o twarzy pokrytej siatką blizn, szturchnął go w ramię, pokazał na młodziaka, który zapomniał zdjąć płaszcza. Drągal pochylił się i zawarczał niezrozumiale. Niski pokręcił głową i odpowiedział coś, równie nieprzyjemnym tonem. Frank dosłyszał jego ciche słowa.
- … nie obchodzi mnie to. To ludzie D’Arvilla. Miało nie być żadnych burd i nie będzie. Nie jesteśmy tu, kurwa, dla rozrywki. Siedzimy cicho i czekamy, Werner, wbij to sobie wreszcie do tej pustej pały.
Ku zdumieniu Kressa dryblas spokorniał i wrócił do siorbania polewki i popijania jej piwem.
Tymczasem Rene rzucał mu zza baru błagalne spojrzenia, jedno żałośniejsze od drugiego.

Wyprawa

Los, przeznaczenie, bogowie, czy kto tam jeszcze, najwyraźniej mieli dla wyprawy własny plan, który nie uwzględniał planów i dążeń jej członków.
Mgła bowiem ani myślała się rozproszyć, szczelnie kryjąc statek Du’Ponte.
Yavandir, Peter i ich pomagierzy dotarli do wypatrzonego siebie miejsca, ale widać sternik miał na tyle umiejętności bądź szczęścia, by nie rozbić statku o przybrzeżne skały.
Jedak bystrooki elf zauważył, że statek wyłania się z mgły już po drugiej stronie cyplu. Płynął blisko brzegu, który był wolny od oparów. Widać ów sternik nie chciał dalej kusić losu płynąc na oślep.
 
Cohen jest offline