Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2010, 03:13   #81
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
- Jak mogłem być tak bezmyślny! - łajał się w myślach stojąc pod zamkniętymi drzwiami od czujki.
Gdyby nie przytomność umysłu Sanders pewnie skończyłoby się to tragedią. Dziewczyna nie tylko poradziła sobie z gościem, który zaatakował Łysego ale także z hordą wybiegającą za rogu. Na dodatek zachowała na tyle przytomności umysłu, by przekazać kartę od drzwi Chuckowi. Tylko jej sprawnej reakcji udało się im wszystkim wyjść z tego w jednym kawałku.
Gdy Peter i reszta ich grupy przepychała się w drzwiach dziewczyna ostrzeliwała pracowników korporacji Vitell ogarniętych ymirską gorączką. Choroba ogarnęła chyba wszystkich obecnych w bazie. Huk wystrzałów za Anakondy dudnił jeszcze w uszach Jakowlewa, gdy znaleźli się już bezpieczni w czujce.
Szybko jednak okazało się, że ich bezpieczeństwo jest bardzo względnym pojęciem.
Głuche walenie w drzwi nie ustawało, nie pozwalając im zapomnieć o tym co czai się za nimi. Na szczęście bez karty dostępu oszołomy nie miały szans dostania się do środka. Żona doktora Maharisziego zajęła się opatrywaniem pobitego Łysego. Jakowlew patrzył na chłopaka ze współczuciem. Sam nie dawno stał się ofiarą napaści szaleńca i wiedział co w tej chwili musi czuć Łysy. Na domiar złego on i Szczota najwyraźniej popili w nocy i do tej pory promile kotłowały im się w głowie. Oczy Łysego błądziły w przerażeniu, prześlizgując się po wszystkich obecnych. Chłopaka był w szoku, ale uspokajające słowa pani doktor działały na niego kojąco.
Peter i reszta ostrożnie zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu.
To co zobaczyli w sąsiednim pokoju ponownie zmroziło ich krew. Na stole leżał jeden z ochroniarzy. Można by pomyśleć, że mężczyzna śpi. Niestety plama zaschniętej, brunatnej krwi jaka utworzyła się wokół niego i spłynęła na podłogę, nie pozostawiała wątpliwości co do jego stanu. Dodatkowo ktoś rozniósł krwawy ślad po pomieszczeniu. Ślady butów prowadziły do pokoju monitoringu. Jakowlew zauważył, że ktoś zamknął drzwi od środka.
- I co teraz?- pomyślał.
I nagle z głośników wydobył się nieludzki pisk. Początkowo cichy, nabierał mocy z każdą chwilą. Było w tym dźwięku coś niepokojącego i obcego ludzkiej naturze. Odgłos nabrał na sile i zaczął drażnić zmysły Jakowlewa. Logistyk nie potrafił określić co mogło wydawać taki odgłos. Pisk wbijała się w uszy i drażnił bębenki.
Peter spojrzał na innych, by sprawdzić czy i oni słyszą to co on. Ich miny wyraźnie wskazywały, że tak. Wszyscy przekrzywiali głowę i zamykali oczy z bólu. Najgorzej audycja jaka popłynęła z głośników zadziałała na Louisa Venturrę. Chłopakowi krew popłynęła z nosa i padł na ziemię wywracając krzesło obok którego stał.
Chwilę potem nastała cisza, ale Jakowlew jeszcze przez kilka sekund czuł brzęczenie w uszach i głowie.
To co nastąpiło w następnej sekundzie graniczyło z obłędem i totalnym absurdem. Gdyby nie to co przeżyli w ciągu ostatnich godzin, Peter przysiągłby że to jakiś kiepski żart.
Martwy ochroniarza leżący na stole, zaczął się podnosić. Przyszło mu to z trudem, gdyż krew z jego ran zaschła i sprawiła, że przykleił się on do blatu. W tej chwili jednak wypełniała go taka siła i determinacja, że oderwał się siłą pozostawiając na stole duży płat skóry z twarzy. Wszyscy zebrani patrzyli na martwego ochroniarza. Nie było co do tego żadnych wątpliwości. Dziura w jego gardle i oczy pokryte białym bielmem, świadczyły o tym wyraźnie. Jakowlew poczuł zimny dreszcz na karku. Takiego czegoś w życiu nie widział. Truposz zacharczał i z jego ust wydobyła się seria bulgoczących dźwięków oraz popłynęła strużka krwi.
Wtedy Chuck krzyknął z przerażenia.
Peter czuł strach, ale nadal był opanowany i wręcz nieludzko spokojny. Sam nie wiedział skąd się u niego brała ta siła. W jakiś dziwny sposób potrafił odnaleźć się w tej niezwykłej sytuacji i reagować na zagrożenie. Rozejrzał się wokół i spostrzegł, że wiszącą na ścianie gaśnicę. Rzucił się w jej stronę i odpiął zaczepy trzymające ją w ściennym uchwycie. Na szczęście truposz poruszał się wolno, ale widać było że zamierza ruszyć w ich stronę. Jego stan był bardzo ciężki i być może dlatego nie był tak sprawny jak inni napotkani przez nich szaleńcy.
Jakowlew chwycił mocno gaśnicę i przygotował do użycia. Przez głowę przemknęła mu myśl o tym co mogło spowodować taki stan rzeczy.
- Czyżby ymirska gorączka trawiła także ludzkie ciała po śmierci? A może to jakiś pasożyt? Zagnieżdża się w ludzkim mózgu i przejmuję nad człowiekiem kontrolę?
Wszystkie hipotezy były zbyt fantazyjne i odrealnione, by można je było uznać za wiarygodne. Nie było też czasu, by poważnie przemyśleć to co się działo. Jedno było pewne.
Działy się tu dziwne, sprzeczne z naturą rzeczy, które zagrażają ich życiu.
Trzeba było działać.
Jakowlew chwycił gaśnicę i z wężem w dłoni zbliżył się do truposza. Ustawił maksymalną przepustowość i zwolnił blokadę. Chmura białego dymu uderzyła w idącego na nich mężczyznę. Schłodzony od minus 78 stopni dwutlenek węgla wypuszczony z gaśnicy pokrył ochroniarza warstewką białego szronu. Poraniony mężczyzna jednak jakby wcale nie odczuł odmrożeń, dalej parł naprzód. Co prawda jeszcze wolniej, ale cały czas do przodu w stronę Jakowlewa i reszty.
Peter wiedział, że potrzebują radykalnych działań. Logistyk zebrał w sobie całą siłę i podbiegł do ochroniarza. Silnym kopnięciem z rozpędu, obalił go na ziemię. Mężczyzna zachwiał się i poleciał do tyłu. Jakowlew tylko na to czekał uniósł gaśnicę w górę i podbiegł do leżącego truposza i uderzył z całej siły w głowę. Krew i mózg rozbryzgły się na wszystkie strony. Logistyk od pasa w dół pokryty był krwią i cząstkami mózgu ochroniarza. Z obrzydzeniem rzucił gaśnicę w kąt i cofnął się o krok. Już spokojnie spojrzał na dzieło zniszczenia jakiego dokonał. Na podłodze leżał martwy, po raz drugi ochroniarz, z roztrzaskaną w drobny mak głową. Widok był okropny. Jakowlew wytarł ręce w kombinezon i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Nadal działa szybko i wręcz instynktownie. Szukał w pomieszczeniu tylko rzeczy, które mogą im się przydać. Broń, medpaki lub... karty dostępu.
Jedna z nich leżała na stole obok miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą siedział ochroniarza. Logistyk podszedł i zabrał ją z okrwawionego blatu. Kątem oka dostrzegł jak kolejna kropla lepkiej krwi skapuje z rogu stołu i spada do brunatnej kałuży jaka zalewała całe pomieszczenie. Wtedy nastąpiło coś co sparaliżowało Petera kompletnie. Coś co sprawiło, że nie mógł się ruszyć, czy choćby powiedzieć słowo. Jakowlew stał tylko niczym wrośnięty w ziemię i z przerażeniem patrzył jak zabity dwukrotnie ochroniarza zaczyna się ruszać.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline