Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2010, 06:05   #83
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Ostatnie kilkadziesiąt metrów ciągnęło się Chuckowi bez końca. Ale udało się. Kiedy Wiki wręczyła mu pośpiesznie kartę dostępu zbaraniał. Widząc jak zostaje by osłaniać ich odwrót zatrząsł się cały ze wzruszenia i złości. Chyba nigdy nienawidził nikogo tak szczerze w swoim życiu. Teraz czuł jak te potężne uczucie trawiło go od środka, kiedy tylko pomyślał o napastnikach. Namacalne uosobienie zła.

- Cztery-Siedem-Cztery-Osiem! – dźwięczały jak melodia w głowie Fisha słowa Nicole, co najmniej jakby dała mu sama z siebie numer telefonu przed randką.

Śluza zadziałała, gdy wpisał kod dostępu. Wszyscy wbiegali do środka a on czekał z ręka na przycisku wyczekując powrotu Sanders. Udało się. Wróciła. Nim śluza zdążyła zatrzasnąć się za nią z łoskotem już pierwsze, wściekłe uderzenia zgrai pościgu spadły na drzwi „Czujki”. Pomimo przeżytej grozy koszmaru w jakim się znaleźli wcale nie musiał udawać uśmiechu, który wykwitł na jego bladej twarzy, gdy wręczał dzielnej pani ochroniarz z powrotem jej kartę dostępu.

Fish odczuł bieg boleśnie. Nie miał kondycji. Plomby w zębach rozsadzało ciśnienie dudniącej krwi. W głowie kręciło się z lekka i już chociaż mniej łapczywie chwytał zimne powietrze, to nogi ciąż miał miękkie jak z waty. Opierając sie plecami o ścianę zjechał na dół, przykucając obok plecaka. Towarzysze zaczęli rozglądać się po pomieszczeniach. Kamini zajęła się opatrywaniem obolałego Łysego, którego niemal zanieśli do bezpieczeństwa Szczota z Jurgenem.

Wyciągnął z torby batonik energetyczny „Flyaways” i popił dopalaczem „Monster”. Nie był głodny, lecz niemal całkowicie wypłukany z energii. Rozum podpowiadał mu, żeby przetrwać musi nadrabiać czym może. Przeżuwając ostatnie kęsy, wstał czując się już nieco lepiej. Idąc do szatni przyjrzał się paralizatorowi. Bateria wskazywała jeszcze pięć ładunków elektrycznych. W łazience przy szatni wysiusiał się za wszystkie czasy. Na żółto. Widać tabletki krążyły w jego chudym ciele. Odchodząc od pisuaru złorzeczył niepraktycznemu do załatwiania potrzeb fizjologicznych skafandrowi, którego zapięcia zawsze go irytowały tak samo. Zatrzymał wzrok na metalowych szafkach. Spośród kilkudziesięciu tylko kilka było uchylonych. Wiedziony ciekawością zajrzał im do środka, lecz pośród ręczników, części garderoby, rzeczy osobistych i poobklejanych na metalowych drzwiczkach i ściankach zdjęć gołych dziewuch, znalazł tylko kilka godnych uwagi fantów. Zapomniany przez kogoś WKP i dwa Medpaki, które postanowił zanieść Pani Kamini. Za to w ostatniej półotwartej szafce było sześć baterii, które po przymierzeniu do jego paralizatora okazały się pasujące. Wcale się nie zdziwił, gdy na drzwiczkach tego lockera zobaczył zdjęcie uśmiechniętego Roya Parkersa objętego przez szyję ramionami wciąż pięknej pięćdziesiątki. Pewnie żona, pomyślał wracając wspomnieniami do ochroniarza. Ciekawe co się z nim stało. I z Polaczkiem. Widział go po raz ostatni kilka godzin po wczorajszym, wtedy jeszcze tajemniczym zniknięciu szefa. Dzisiaj, wydawało się Chuckowi, już nic go zdziwić dzisiaj nie może.

Bardzo się rozczarował, gdy jako ostatni dołączył do grupki zaglądającej do pomieszczenia, na stole którego spoczywały zwłoki mężczyzny w mundurze ochrony. Zaspokajając ciekawość odchodzili, a Chuck przyglądał się mu z obojętnym wyrazem twarzy. Który to już dzisiaj? Którego dzisiaj zobaczył? Nigdy w życiu nie widział tyle śmierci i tylu trupów na raz. W ciągu zaledwie niecałej godziny. Z kałuży krwi wokół stołu prowadziły do zamkniętego pomieszczenia ślady butów. Najwyraźniej tego, który zabił ochroniarza. Chuck zastanawiał się, czy ten ktoś jest kolejnym chodzącym koszmarem, czy raczej takim samym jak oni, osaczonym człowiekiem, który broniąc się pokonał napastnika. Nie wiedział, ale po co miał go kłaść na stole? Zupełnie jakby nieboszczyk był niedokończonym obiadem... Wtedy to zauważył jak trup sztywno zsuwa się na ziemię spuszczając nogi i powoli, niepewnie zaczyna iść w ich stronę. Wrzasnął odruchowo.

- Aaaaaaaaaaaa!!!! - Nie potrafił opanować alarmującego krzyku przestrachu. - Trup! Żywy trup! Trup idzie! – darł się sparaliżowany widokiem maszerującego ożywionego umarlaka, którego oczy zaciągnięte mleczną mgłą patrzyły wprost na niego.

W innych okolicznościach, Chuck choć do religijnych osób się nie zaliczał, z pewnością przeżegnałby się myśląc o Tajemnicy Zmartwychwstania. Niemniej dzisiaj był po prostu wdzięczny, że zdążył się odlać, bo jak nic popuściłby ze strachu w kalesony. Trup był żywy.

Oprzytomniał nieco, gdy zobaczył jak logistyk działa błyskawicznie i czaszka umarlaka pęka pod ciosem Jakowlewa. A jednak facet wyhodował jaja, pomyślał z aprobatą i otuchą patrząc jakie spustoszenie wywołała gaśnica użyta niczym tłuczek do mięsa na twarzy trupa. Odetchnął z ulgą podchodząc bliżej tylko po to żeby się przestraszyć po raz drugi. Kto wie może jeszcze bardziej, bo drugi raz zabity tego dnia ochroniarz zaczął podnosić się z ziemi. To było nieprawdopodobne, a jednak działo się naprawdę i Fish szeroko otwartymi oczami próbował to wszystko jakoś ogarnąć po swojemu. Jednak to zaprzeczało jakiejkolwiek logice. Cuda, przeleciało mu przez głowę. Cuda na kiju... Rzucił się w kierunku wstającego trupa, lecz został jednak uprzedzony przez Szczotę. Młodzieniec dopadł do wciąż jeszcze leżącego na plecach ochroniarza i kopał go ciężkimi górniczymi butami, aż z miejsca gdzie była głowa została czerwono-szaro-biała paćka z najeżonymi kawałkami ścianek kości czaszki. Przyglądając jak Szczota poddaje w ostateczną wątpliwość nieśmiertelność faceta stwierdził, że chyba już wystarczy. Widząc jednak traumę jaką przeżył chłopak flekując nieboszczyka postanowił z wyrazem solidarności skoczyć trupowi obcasami na głowę, czyli na resztki dolnej szczęki, której zawias wisiał na skórze podbródka. Po tym skoku z miejsca po czerepie ochroniarza została tylko mokra plama mięsa, a Chuck z trudem powstrzymał odruch wymiotny, gdy żołądek mimowolnie skoczył mu do gardła.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 07-11-2010 o 06:21. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline