Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2010, 13:23   #58
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Nie kwapiła się zbytnio przyjść z pomocą Dirith'owi.
To był jego kult i jego wyznawcy. To on był tu bogiem, a zadarcie z bogami można było spokojnie porównać do wpakowania do gniazda termitów rzyci posmarowanej miodem, karmelem i w dodatku posypanej do tego cukrem pudrem. Sam Dirith to pokazał i... no właśnie - na tym polu Wasza Wysokość pogryzła się z tygrysołakiem. Bo pani R. i braciszek Michał szczerze byli głodni; "bóg" zaś perfidnie nasycony chwałą chciał obronić swego wyznawcę, by posłużył mu dalej w swoich "niecnych" planach.

Zła na Szaimę granatowowłosa w swym nowym ubiorze (gdyż stary poniszczył się w pewnych, tajemniczych okoliczościach) wymaszerowała w kierunku wioski, prowadząc ze sobą kleryka - na wypadek, gdyby "Szajbie" odbiła doprawdy niezła szajba i śmiał ich dwóch zaatakować znienacka. Biały tygrys miał do tego doprawdy nieźle naostrzony pazur, Michał doświadczył to na własnej skórze - bo o szyi przy jego posturze doprawdy ciężko było mówić. Jeszcze przez dłuższy czas ślad po pazurze widniał, nawet puścił nieco krwi człowieka. Od czasu do czasu żółtooka wiedźma oglądała się za siebie i przyspieszyła kroku. Tajemnicą Poliszynela było to, że Dirith mógł przelecieć tą odległość paroma susami i dopaść ową dwójkę głodomorrów. Haczyk natomiast tkwił w tym, że pani R. zamierzała trzymać się jak najbardziej z dala od przemienionego elfa.

Kiedy trójka milusińskich doszła na miejsce, w najlepsze rozpoczęła się uczta - mnóstwo smakołyków; uczta godna takiej śmietanki towarzyskiej. Zarówno kleryk, jak i Magini mogli wtenczas pocieszyć swoje kiszki marsza grające. Wygłodniała pani skosztowała zarówno mięsa, jak i owoców - pierwszego składnika diety w większej ilości. Co prawda Krakena nie zdołali do końca pokonać, acz czarodziejka (znaczy się Magini, przepraszam) czuła w swych ustach smak wygranej - ośmiornica może przebijała statki, Nostradamusa, Majów, Wernyhorę oraz Pytię, ale chyba gwiazdy uśmiechnęły się do niej nieco perfidnie, bo macki głowonoga skończyły swój żywot jako obiad.

Smak wygranej był po prostu bezcenny. Nareszcie żołądek mógł doznać swoich uciech, bowiem tutejsze specyjały do najgorszych nie można było zaliczyć.
Wtem wśród ludu nastąpiło poruszenie. To nie był ani ptak ani samolot, nie był to nawet superbohater, który mógłby zagrażać pozycji Diritha w wiosce.
Magini, kiedy zauważyła przylot gadziny (no cóż, ciężko było powiedzieć tu o dobrych skrzydłach), zaszyła się gdzieś w roślinności i wystawiła swoje oblicze dopiero wtedy, kiedy gad zniknął z oczu. Sama pani R. miała się na baczności.

W wiosce tymczasem zrobiło się niezłe zamieszanie. Smok czy też inny gad latający (R. przypuszczała, że chodzi tu bardziej o wywerna, gdyż smok nie przegapiłby tak wielkiego stada czarnych owieczek bożych) przeleciał nad wioską, gdzie około pięćdziesięciu ludzi (kobiet i mężczyzn) świętowało przybycie swojego tygrysiego boga, po czym zniknął z oczu i odleciał w głąb lasu. Wyglądało na to, że potwór patrolował tą okolicę.

- Dir... - ugryzła się w porę w język. Wspomniała sobie przysłowie o czarnych... - Szaima, Unaweza kuwaokoa watu hawa kutoka kijiji? [Szaima, umiesz wybawić tych ludzi z wioska?]
Pytanie tylko - czy o ...ludziach, czy o elfach?
- Weil du dehr groesste seist! [Because now you're the great one!] - dodała zanadto po krasnoludzkiemu, jak to owy język określił Siewca Chaosu, bardzo gadatliwy gnom.

- Erdil en unawaza, - odpowiedział jegomość Szaima. - oidreon kladif sag arnil nozi rekarra ga ni wa ka merrotir asanrend.. ernis im, ga burildun tawanaru ne sarjiron karahi ka go koronujin arandu zarekum. [może i umiem, wszystko zależy od tego czy zrobią to o co ich ładnie poproszę.. jeśli nie, to zamiast walczyć ze smokiem zmusze ich do posłuszeństwa i samemu przypilnuje] - zakończył uśmiechając się znacząco.
- Errya! [Dobra!] - odkrzyknęła. - Sai'yn Boombachuckalacka virssintre ka husquarna. [Albo zróbcie sieczkę z Szamanem.]

Na taki wyjątek odnośnie trzymania nowego króla wioski na dystans mogła sobie pozwolić. Pora wymienić kilka zdań z klerykiem.
- Jeżeli Szajba nie pokona tej gadziny, to zmienię sobie dietę na taką bogatszą w białko - szepnęła do braciszka Michałka, kiedy ten znajdował się odpowiednio blisko. - Zjem sobie drowa po pekińsku i przegryzę go Krakenem, a do tego dodam sos czekoladowy i poleję champagne'm.

...I tak oto powoli powstawał jeden odcinek programu "Oto słowa czarne" z udziałem kleryka, który dotychczas nie ujrzał światła dziennego, którego też dotąd nie wyemitowała ani telewizja alternatywna, i który to nie pojawił się na łamach gazetek działających w podziemiach.

- Umiem wyśmienicie przyrządzać ryby i ślimaki, to i chyba krakena umiem zrobić. Kota co prawda nigdy nie jadłem, ale chyba nie różni się zbytnio od szczurzyzny... Ja bym dodał trochę grzybków i słodką paprykę. - rzekł zamyślony i rozmarzony. Jedzenie przed oczami wystawiło mu taniec łabędzi.

- Jadłeś [kiedyś] kota? - padło owo kontrowersyjne pytanie do grubszego smakosza.
- No przecież mówię, ze jeszcze nie, gdzie stawiam duży nacisk na słowo jeszcze.

Jeszcze nie - co oznaczało w tym przypadku: "Ale niedługo skosztujemy. Zaraz Państwu pokażemy, jak przyrządzić tygrysa w sosie własnym".
- Wybacz za tamte kwiatki - pani Magini zerkała z niepokojem na nieboskłon. - On taki po prostu jest. Ale nawet mnie zgięło, że on stanął w obronie tamtego dzikusa. Chociaż... sądzę, że inne czynniki go do tego... hm, przymusiły.
- Oj całkowicie nie ma za co. Widocznie Pan tak chciał. Ukazał mi przy tym cel mych poszukiwań które od pamiętnego spotkania z krakenem podjąłem. - rzekł i również spojrzał na niebo - a to będzie prawdopodobnie ostatni test jaki potwierdzi me przypuszczenia.

- Jaki test? - dopytywała się R. Chyba musiało chodzić o zaliczenie prawa jazdy po klasztornych trunkach. Ci klerycy są doprawdy zdumiewający.

- No ten bazyliszek po niebiosach latający. Albo zeżre spalonego lembasa albo lembas godzien próby mego Pana jest.
- Cóż... Byleby nas ta gadzina nie zjadła.
- Niech Pan ma nas w swojej opiece, ale i tak lepiej czuwaj w gotowości co by przez łeb bestyji przyfasolić.
- Albo i przyśliwić - jeżeli chodziło o przyfasolenie bestyji, to jak można było zapomnieć o śliwkach?

Każdy szanujący się wojownik, jeśli liczył na przyfasolenie, to musiał też liczyć na przyśliwienie. Ze śliwek robi się niezły alkohol, a ten alkohol też ma właściwości odkażające. Dezynfekuje ci wybujałe ego i sprowadza skutecznie do parteru. Siła zaś tego procesu zależy, w jakie miejsce i z jaką mocą owy zabieg dostałeś.

Ursuson tymczasem zaprzyjaźniał się z kozą. Zwierzę zdążyło zostać ochrzczone jako Cossa Nostra. Ona i jej nowy pan trunkiem zapieczętowali nowy sojusz człowieka z naturą. R. jednak zastanawiała się, czy wojownik nie zrobiłby większego pożytku, z nią dzieląc się miodem pitnym. No cóż - prawo karmy: ona nie poczęstowała go swoim sake, to on nie poczęstował jej swoją ambrozją. Proste jak konstrukcja cepa, a jakież to okazało się życiowe.

- Dziwne to było stworzenie. Ta gadzina powinna była nas zaatakować, a przeleciała się tak, jak by była tutaj na wczasach. Swoją drogą - nie uważacie za dziwne, że ostatnio takie wypadki chodzą akurat po nas? Najpierw Kraken o mało co nas nie posłał nas od rybek, a teraz co - kolejny atak?! - podzieliła się swymi obawami z klerykiem.

Przygotowywała się na kolejną wędrówkę, tym razem tylko psychicznie, w kierunku, gdzie odleciał dziwny potwór. A może takie zachowanie zwierzęcia też było wynikiem zapieczętowania przyjaźni? Tylko z kim? Z... czarownikiem?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 07-11-2010 o 13:31.
Ryo jest offline