Dziewczyna starała się nie myśleć. Starała się skupić. Lex po raz kolejny uratował jej tyłek. Po złośliwej ożywionej kamerze zostały tylko dwa wampiryczne ślady szczękoczułek na jej szyi, z której to rany sączyła się drobną stróżką krew. Mimo tego MJ nie czuła bólu. Jeśli teraz się nie skupi, będzie żałować. Jeśli tu zginą - nie zdąży nawet żałować.
- Lex - poklepała lekko mężczyznę po policzku. - Tylko mi tu nie mdlej jak jakaś panienka - mocniejsze uderzenie przywróciło rewolwerowca do świadomości - Chodź. Pomogę Ci - rzuciła krótko i bez dawnej zadziorności.
Labirynt korytarzy przynosił coraz nowsze wrażenia olfaktoryczne i wizualne. Dziesiątki, setki osób zginęły. Mieli przewagę liczebną i nie udało im się. Jak więc trójka karawaniarzy, z czego każdy odniósł większe lub mniejsze rany, ma sobie poradzić z wysłannikami Molocha?
W jednym pomieszczeniu wyraźnie ktoś się poruszał. Cała trójka, zgodnie z poleceniami Stephena, ustawiła się gotowa do ataku. CO DO ...??!! Koleś o czerwonym, pulsującym oku, pracujący przy komputerze, rzucił im zaledwie niedbałe spojrzenie i wrócił do pracy. Jednak po drodze spojrzeniem tym zdążył rozbroić Rothama. Broń żołnierza wystrzeliła w powietrze jak porwana solidnego rodzaju tornado i upadła ze szczękiem parę metrów dalej. Zajebiście. Jak to mówią? Gdyby wzrok mógł zabijać... MJ wolała nie sprawdzać, czy mutant posiada również tę zdolność w swoich atrybutach.
Silver wystrzelił. - MJ rozwal tego czerwonookiego skurwysyna albo komputer! - polecił.
Nadeszła chwila, by zadecydować. Radiooperatorka, ustaliwszy hierarchię wartości, strzeliła najpierw w głowę mutanta, starając się wycelować jak najbliżej pulsującego krwistą czerwienią oka, po czym oddała strzał w monitor komputera. Bez wizji ciężko będzie kolesiowi ustalić, jaki klawisz ma wcisnąć. Poza tym, w razie potrzeby liczyła, że starczy jej czasu by wycelować raz jeszcze w klawiaturę... |