Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2010, 20:24   #181
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Rana piekła... gdzieś na granicy świadomości.
Sprawca tej całej rzezi straszył... kogoś innego.

Stephen Rothman, żołnierz z krwi i kości miał cel. Dorwać skurwiela, który zrobił tę masakrę. Wszelkie wahania moralne czy strach zostawił gdzieś hen... daleko. Rozkaz był prosty: zabić. A żołnierz żył po to by wykonywać rozkazy. Nawet gdy rozkaz sam sobie wyda...

Dlatego Stephen z kamienną twarzą sprawdził pokój, korytarz i windę. Dopiero wtedy odłożył broń, tak by mieć ją pod ręką i założył opatrunek uciskowy. W tym celu wykorzystał większy i płaski fragment techmrówy i podręczny pakiet pp, prezent od Darrena. Trochę wymuszony prezent...

Z równie kamienną twarzą zmienił wystrzelany w prawie połowie magazynek dum dum i załadował nowy, czerwony. Naboje AP.

Wszedł do windy.

Wybuch odsunął zawał. Czyżby Darren miał racje i sam Milton nie wiedział za co zginął? Nie ważne. Cel był jeden, taki jak rozkaz. Zabić.

Ktoś tu miał sporo materiału wybuchowego, i potrafił go użyć. Tylko czemu wybuch zdawał się pochodzić od środka?

Pancerna szyba, a tam mężczyzna. Mutek. Twór Molocha. Czerwone soczewki świeciły w ciemności. Był idealny. Wyższy od Rothmana, nie tak krępy ale wysportowany o twarzy sportowca. Nowy rodzaj człowieka. Jakże różny od niskiego, pobliźnionego żołnierza kierującego się subiektywnymi uczuciami.

Miał pecha, bo właśnie ten żołnierz położył palec na spust. Nie tracąc czasu na przemowy.

I wtedy zeszły anioły.

Jednak nie takie, jak ten za komputerem. Nie idealne, wyglądające jak człowiek. Nie, nie jak człowiek, tak jak człowiek chciałby wyglądać. Te były inne. Metalowe, sztuczne, pokryte krwią. Obraza Boga, tego czczonego przez małych, małostkowych ludzi.

Oczywiście Rothman nie tracił czasu na te przemyślenia. Był tylko prostym żołnierzem. Bardziej zajmowały go przyziemne sprawy:

To, że Łowcy osłaniają mężczyznę nie atakują.
To, że mają słabe punkty, głowę.
To, że są bardzo podatne na ranny miażdżone.
To, że czerwonoki krótkim spojrzeniem zdjął z pasa M4 i rozwalił ją o ścianę.

Jednak i te myśli trwały zaledwie sekundę. Gdy pas upadał na ziemię, pozbawiony ciężaru karabinu Rothman robił krok w lewo.
- Lex, prawa. Czekać.

Łowcy nie ruszyły na nich. Drugi krok.
- Dwójka. Lex, prawy. Łeb, tak Panter mówił.

Czy pozostała dwójka zrozumie? Nie miał na to wpływu.

Rothman przełączył bezpiecznik na "auto". Nacisnął spust. Trzy kule AP w głowę potrafią nauczyć pokory nawet mechanicznego anioła stróża.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 05-11-2010, 23:26   #182
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Odzyskał przytomność. Był za wolny… musiał to odnotować, zapamiętać i wyciągnąć wnioski. Następnym razem nie może tracić czasu na zastanawianie się. Ani sekundy! Następnym razem musi działać. Akcja będzie równać się reakcja. To były tylko robaczki, a jednak wyrządziły spore spustoszenie. Ogarnął wzrokiem pobojowisko. Wszyscy byli w jednym kawałku. To dobrze. Czegoś mu brakowało… oprócz cholernego bólu rozsadzającego mu czaszkę w głowie było coś nie tak. Pustka! Coś go opuściło… Jak miło!

Gdyby tylko głowa nie pękała mu na dwie części.

Opatrunek założony przez MJ dopełniał tylko obraz nędzy i rozpaczy jaki aktualnie przedstawiał rewolwerowiec. Na twarzy malowało się zmęczenie. Na jego obliczu odmalowało się wszystko co się za nim ciągnęło… walka, rana, choroba, wysiłek, alkohol, tytoń… kilkadziesiąt lat na karku. Nie było to jednak dobry czas i miejsce na odpoczynek. Jeszcze parę kroków, parę chwil… jeszcze nie teraz. Jeszcze trochę.

- Techmorwy to nie to cholerstwo co składa jajeczka w martwych ciałach? Raczej zapytał niż stwierdził jak to miał w zwyczaju. Nie był specem od tej sfery życia w świecie gdzie upierdliwego sąsiada zastąpił Moloch. – Chyba trzeba będzie ich spalić…

***

Ruszyli dalej. Silver odczuwał dziwne poczucie lekkości. Nie był wstanie stwierdzić dlaczego… może był już tak zmęczony, że jego zmysły płatały mu figla, może brak intruza pozwolił na przerzucenie części energii z obrony własnych myśli na odbiór, a może bliskość końca dawała mu dziwną siłę. Odkrywała pokłady, których jeszcze jakimś cudem nie spożytkował. Szli przez bunkier. Mijali korytarze, pomieszczenia, klatki schodowe… coraz dalej, coraz głębiej, coraz bliżej tajemnicy.

W miarę jak schodzili w głąb budowli militarno obronny charakter pomieszczenia ustępował naukowemu… coraz bardziej to wszystko przypominało jakieś dawno zapomniane laboratorium wojskowe. Ostatecznie obawy Lex’a potwierdziło to co znajdowało się za szklanymi drzwiami. Komputery, sarkofagi i efekty eksperymentów z cyber i biotechnologią… oraz Kosiarz Umysłów i jednocześnie ich postapokaliptyczny Johann Dippel. Usilnie próbujący dokończyć przerwaną przed laty pracę tutejszych naukowców. Usilnie wklepując coś w klawisze klawiatury.

Poświęcił im zatrważająco mało uwagi. Oprócz rażącego ograniczenia ich siły ognia olał bezczelnie ich zignorował do reszty poświęcając się swoim obowiązkom. Lex nie miał ochoty na żadne patetyczne teksty, łacińskie mądrości lub przeczytane w przeszłości myśli wielkich pisarzy. Nie czuł potrzeby usłyszenia własnego głosu… pozwolił przemówić swojej anakondzie. Ona zawsze miała gotową, niezwykle kąśliwą uwagę. Niklowani obrońcy szybko uzmysłowili im dlaczego czerwonooki nie przejmował się nimi. Lex jednak nie lubił pionków, popatrzył na sytuację i określił swoje priorytety.

BAAAM!

Kula poszybowała w kierunku czaszki naukowca. Skutecznie przeszkadzając mu w „pracy naukowej”. Nim zniknął całkowicie pod biurkiem rewolwerowiec nabrał przekonania, że jednak strzał nie był śmiertelny. Kolejne kule już jednak poszybowały w „prawego”. Nawet gdyby chciał dokończyć to co zaczął nie był w stanie ominąć tych mechanicznych skurczybyków.

BAAAM! Poszybowała pierwsza kula.

- MJ rozwal tego czerwonookiego skurwysyna albo komputer!

Jak to metalowe dziadostwo go dopadnie to zostanie z niego kupka siekanego mięsa i parę srebrnych gadżetów. Na ugiętych nogach, gotowy do uniku zrobił to co potrafił najlepiej. Celnie odpowiedział kalibrem potrafiącym usadzić w miejscu byka.

BAAAM! Echo drugo wystrzały odbiło się od ścian.
 
baltazar jest offline  
Stary 07-11-2010, 15:00   #183
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Dziewczyna starała się nie myśleć. Starała się skupić. Lex po raz kolejny uratował jej tyłek. Po złośliwej ożywionej kamerze zostały tylko dwa wampiryczne ślady szczękoczułek na jej szyi, z której to rany sączyła się drobną stróżką krew. Mimo tego MJ nie czuła bólu. Jeśli teraz się nie skupi, będzie żałować. Jeśli tu zginą - nie zdąży nawet żałować.

- Lex - poklepała lekko mężczyznę po policzku. - Tylko mi tu nie mdlej jak jakaś panienka - mocniejsze uderzenie przywróciło rewolwerowca do świadomości - Chodź. Pomogę Ci - rzuciła krótko i bez dawnej zadziorności.

Labirynt korytarzy przynosił coraz nowsze wrażenia olfaktoryczne i wizualne. Dziesiątki, setki osób zginęły. Mieli przewagę liczebną i nie udało im się. Jak więc trójka karawaniarzy, z czego każdy odniósł większe lub mniejsze rany, ma sobie poradzić z wysłannikami Molocha?

W jednym pomieszczeniu wyraźnie ktoś się poruszał. Cała trójka, zgodnie z poleceniami Stephena, ustawiła się gotowa do ataku. CO DO ...??!! Koleś o czerwonym, pulsującym oku, pracujący przy komputerze, rzucił im zaledwie niedbałe spojrzenie i wrócił do pracy. Jednak po drodze spojrzeniem tym zdążył rozbroić Rothama. Broń żołnierza wystrzeliła w powietrze jak porwana solidnego rodzaju tornado i upadła ze szczękiem parę metrów dalej. Zajebiście. Jak to mówią? Gdyby wzrok mógł zabijać... MJ wolała nie sprawdzać, czy mutant posiada również tę zdolność w swoich atrybutach.

Silver wystrzelił.

- MJ rozwal tego czerwonookiego skurwysyna albo komputer! - polecił.

Nadeszła chwila, by zadecydować. Radiooperatorka, ustaliwszy hierarchię wartości, strzeliła najpierw w głowę mutanta, starając się wycelować jak najbliżej pulsującego krwistą czerwienią oka, po czym oddała strzał w monitor komputera. Bez wizji ciężko będzie kolesiowi ustalić, jaki klawisz ma wcisnąć. Poza tym, w razie potrzeby liczyła, że starczy jej czasu by wycelować raz jeszcze w klawiaturę...
 
Ribesium jest offline  
Stary 07-11-2010, 19:48   #184
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Otworzył oczy. Wszystko w koło lśniło karminem. W pierwszej chwili nie mógł zrozumieć gdzie jest. Nie czuł też swojego ciała, wszystko było tępe i odrętwiałe. Tylko głowa bolała, jakby stalowe szczęki zaciskały się by zmiażdżyć mu czaszkę.
- Jestem w piekle... - wymamrotał jedyny logiczny koncept, który w tym momencie przychodził mu do głowy.
Po chwili jednak odzyskał ostrość widzenia, oraz czucie w zdrętwiałych członkach i zrozumiał, że faktycznie znalazł się w piekle - a co gorsza wciąż był na ziemi.
Zmasakrowane szczątki mieszkańców Oczów Boga walały się wokoło, krew malowała makabryczne obrazy na szarym betonie ścian.
Przypominał sobie jak przez mgłę, drogę do bunkra, zderzenie z drzewem, martwe ciało jego syna i korytarz który przywiódł go do pokoju ochrony, niedługo po tym jak ogłuszył Flasha.
Potem były wymioty i paniczna chęć ucieczki. Tu poślizgnął się i zakrwawiona podłoga przywitała go nieznośnym współczynnikiem grawitacji.

Mortimer Vasqomb na drżących nogach wyszedł z pomieszczenia monitoringu i ruszył w poszukiwanie MJ, Rothmana i Silvera.

***
Kula świsnęła odrywając antenę i kawałek czaszki robota, gdy kolejna bryznęła o pancerny bark Łowcy, maszyna była już w ruchu, tak samo jej bliźniak.
Silver zdążył jeszcze zobaczyć jak pierwszy pocisk z Anacondy wżera się w policzek pracującego mutanta i jej impet odrzuca go w tył wraz z krzesłem. Czerwonooki z hukiem walnął o podłogę, a kula MJ tylko świsnęła na nad blatem. Kolejna jednak doszła celu i ugrzęzła w monitorze, z którego posypały się iskry.
Roboty zaczęły już jednak taniec śmierci.

Nim drugi pocisk z rewolweru zdołał ugodzić maszynę - Łowca ciął Silvera po nogach, sprawiająć, iż Lex zachwiał się. Pocisk śmignał koło stalowego łba nie czyniąć żadnej krzywdy mechanicznemu zabójcy.
Kolejny cios i kolejny strzał.
Lex rzygnął krwią i złapał się za rozorany żołądek. Iskry i drobne części bluznęły mu w twarz, gdy w ostatnim krzyku Anaconda roztrzaskała łeb stalowego napastnika. Rewolwerowiec runął na ziemię obok zniszczonej maszyny.

Wydawało się, że Stephen będzie miał więcej szczęścia - kolejna kula rozerwała czaszkę wraz z szyją pierwszego robota, lecz ten zdążył już wyprowadzić cios ostrzem, które wieńczyło jego przednie ramie. Kosa wgryzła się przedramię mężczyzny, a niesiony impetem strzały robot runał do tyły. Tylko dzięki temu prawa ręka Rothmana nie została całkowicie odcięta od jego tułowa. Gorąca krew zalała prawy bok żołnierza.

Radiooperatorka zdążyła jeszcze przymierzyć w klawiaturę - klawisze eksplodowały od jej kuli i wystrzeliły w powietrze niczym konfetti, była tak zaabsorbowana rozkazem danym jej przez Lexa, że dopiero po tym zauważyła co stało się z jej towarzyszami. Chciał rzucić się na pomoc. Jednak nagle wszystkie mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa.

Wstając zza biurka - czerwonooki mutant próbował tamować krew, która tryskała z rozbitej pociskiem szczęki i poszarpanego skrawka ucha. Umierał, czuł to, ale nie mógł dać im tej satysfakcji. Nie chciał dać się pokonać, nawet w śmierci będzie to on będzie ostatnim.
Spojrzał na monitor i uśmiechnął się, po czym wyciągnął dłoń i skupił wzrok na kobiecie. Krew bryznęła spomiędzy jego palcó, a blada do tej pory twarz posiniała z wysiłku.

MJ poczuła jak wszystkie jej mięśnie zaczynają drgać spazmatycznie, kości próbują zawiązać w supeł, a płuca i tchawicę miażdży niewidoczna siła.
Miała wrażenie, ze unosi się do góry, dosłownie kilka centymetrów ponad podłogę. Dusiła się, dłonie próbowały złapać niewidzialnego przeciwnika i oswobodzić gardło. Poczuła jak jej oczy wibrują a mózg zaczyna płonąć. Po chwili wszystko zakryła czerwona mgła i krew buchnęła na twarz.

Na piersi mutanta wykwitł czerwony kwiat, a potem drugi i trzeci.
Z rykiem bólu Mortimer Vasqomb wpadł do pomieszczenia pakując kulę za kulą w znienawidzonego mutanta. Naciskał spust jeszcze przez chwilę po tym jak MJ upadła na podłogę, a zalany krwią czerwonooki, zostawiając za sobą bury ślad na sterylnej dotąd ścianie, osunął się na podłogę. Szklany wzrok mutanta spoczywał na ostatnim zastygłym na monitorze komunikacie: Data Transfer: Complete.

Widzieli to jak przez mgłę. Vasqomb odwrócił się i spojrzał na nich z przerażeniem zdawał się coś mówić, zaprzeczał, albo przeklinał. Jednak nie był w stanie ich uratować. Krew i wnętrzności wyciekały spomiędzy palców zaciśniętych na niegdyś białej koszuli rewolwerowca. Radiooperatorka drgała w spazmach krwawiąc z oczu, uszu i nosa. Rothman próbował przyciskać praktycznie odciętą rękę do ciała i powstrzymać zlewającą go krew.
Vasqomb rzucił się ku niemu, padł na kolana wypuszczając z dłoni broń.
- Nie ja... - błagał - to nie ja powinienem żyć...
Spróbował unieść żołnierza, postawić go na nogi, udało im się nawet przejść parę kroków korytarzem zanim Rothman zawisł na jego ramieniu i osunął się niebyt...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 09-11-2010, 20:08   #185
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Czasem jest tak, że w naszej głowie siedzi jedna myśl i nie da się stamtąd wygonić. Zwykle są to bardzo proste myśli: zabić, jeść, pieprzyć... Opanowują nas wtedy pierwotne instynkty. Nie widzimy nic po za drogą do celu. Czasem, bardzo, bardzo rzadko w chwilach totalnego wycieńczenia organizmu lub pod wpływem substancji psychotropowych potrafimy sobie wbić do głowy bardziej skomplikowaną myśl czy przekaz. Stephena doświadczył obydwu wypadków. I to niemalże w tym samym momencie.

ZABIĆ!

Zabić, to była myśl przewodnia Rothmana. Obiektem był mutant a środkiem leżący niedaleko pistolet. Ból nim zawładnął, pozbawił większości myśli, tylko dwie rzeczy są silniejsze od niego. Miłość i nienawiść. Żołnierz bynajmniej w tej chwili nie kochał bliźniego swego.
Kość w prawej ręce miał w zasadzie rozciętą, kończyna trzymała się tylko na mięśniach i skórze. Bał się ruszyć ręką by nie spotęgować tego obezwładniającego uczucia bólu.
Lewa dłoń milimetr po milimetrze zbliżała się do pistoletu.

kobiecy krzyk

MJ wyła z bólu. Czemu przypomniała mu Vicki? W zasadzie nie wiedział. Zadziorna hegemonka poddawana torturom za nic nie przypominał cichej federatki prawie zawsze się uśmiechającej. Czemu mu ją przypomniała? Czemu zamiast twarzy Vic przypominał sobie tylko tamten powrót do domu? Wtedy gdy zobaczył swoją żonę w ramionach człowieka, który zawdzięcza mu wszystko? Ludzie są podli. A on nie jest wyjątkowy.
- Vic... Przebacz mi...
Nie zdawał sobie sprawy, że powiedział to na głos. Nie zdawał sobie sprawy, że kontynuował.
- Nie byłem... To przez nią...
Ledwo słyszalny szept. Tak, to ona była wszystkiemu winna. Wojna.

wojna jest jak narkotyk

Urodził się przed wojną, wychował w czasie wojny i żył tylko dla niej. To ona wzięła młodego, piętnastoletniego Stephena i ukształtowała z niego swego wybrańca. Nie mógł bez niej żyć. Starał się robić wszystko według ideałów ale koniec zawsze był jeden.

strzał

To on wieńczył wszystko. Nie słowa. Dobrze pamiętał twarz ojca upadającego od kuli. Michael nie mógł uwierzyć gdy przestrzelili mu płuco i się wykrwawiał. James zmarł niczego się nie spodziewając, od strzału snajpera. Jego twarz nie miała wyrazu w przeciwieństwie do twarzy Matta. Zrezygnowanej, dalekiej a jednak dobrze widocznej. Siakazu umarł wolny, szczęściarz jeden a...
Czemu pamiętał ich wszystkie twarze a z najwyższym trudem przypominał sobie wygląd żony?
Ale strzał nie zawsze oznaczał smutek. Pamiętał padających bandytów. Pamiętał zataczających się do tyłu mutków. Pamiętał klęczących w własnych rzygowinach najemników, którzy stali po drugiej stronie. Każda z tych śmierci oznaczał dziesiątki żyć, dziesiątki szczęśliwych ludzi.

słowa

Ktoś się nad nim pochyla. Coś mówi. Słowa przechodzą obok, omijają go. Słowa nigdy nic nie zmieniają w przeciwieństwie do kuli. Ale kto to mówi? Tom? Ostatnimi siłami żołnierz spróbował jednak zawierzyć słowom.
- Przebacz mi.
Lewa ręka słabo chwyciła mężczyznę za koszule.
- Niech ona mi przebaczy. Za to, że nie wybrałem jej...

pomoc

Całe życie pomagał innym a w gruncie rzeczy nie potrafił pomóc sam sobie. Zmieniał życia jednostek i społeczeństw a sam wiódł życie tchórza i nieudacznika. Teraz ktoś mu pomagał iść. Po co?

niewierność

Słowa zawsze go zawodziły. To przez nie zginął Matt, to przez nie zawiódł Vicki, to przez nie...
Kule nigdy go nie zawiodły. Zawsze robiły to co miały. Zmieniały życia. Często je ratowały.
Ale to słowom znowu zawierzył. Może po raz ostatni?
- Niech mi przebaczy...
- Na pewno Stephen. Już Ci przebaczyła! Cholera! To powinienem być ja. Nie umieraj. Cholera Stephen żyj dla niej!

życie

Upadek. Eksplozja bólu. I te słowa: "żyj dla niej."
-Będę. Będę żył dla niej...
Tylko dla której? Gdzieś w głębi ducha znał odpowiedź.
Ty też wiesz którą wybrał, prawda?
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 11-11-2010, 13:11   #186
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Udało się? Strzelając najlepiej jak umiała MJ oczekiwała widowiskowych rezultatów. Niestety, widowiskowo jedynie zaiskrzył monitor po tym jak wpakowała w niego kulkę, oraz rozprysnęły się klawisze od klawiatury, robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Na niewiele chyba jednak zdała się cała akcja – mutant zdążył już przesłać dalej zaplanowaną komendę.

Przez chwilę zdawało się, że wygrali – z głowy o pulsującym czerwonym oku obficie sączyła się krew. Kiedy jednak miała odetchnąć z ulgą poczuła ból głowy, niemożliwy do opisania. Czuła jak jakaś siła próbuje wycisnąć jej mózg uszami, ściska czaszkę, uciska na gałki oczne, miażdży głowę. Dziewczyna upadła na ziemię obejmując głowę rękami. Z jej ust wydobył się pełen bólu krzyk. Nie było w nim strachu, nie było nienawiści – był tylko fizyczny przeogromny ból. Piszczenie w uszach, ciemność przed oczami i ten cholerny, narastający ból. MJ trwała na ziemi bez ruchu, licząc, że bezruch i skupienie pomogą. Skupienie, równy oddech, wiara… Pomogły? Nagle przestało boleć. Radiooperatorka zdziwiona podniosła się do pozycji klęczącej. Zapanowała cisza. Rozejrzała się dookoła przymglonym wzrokiem. Nie powinno być tak cicho. Wokół trzaskał ogień. Stephen poruszał ustami. Dlaczego tego nie słyszy?... Ciepło… Jej ciało robiło się coraz cieplejsze. Czuła, jak ciepły płyn ścieka jej po ręce. Podniosła dłoń do twarzy. Krew?

Naraz wydało jej się, że kątem oka widzi jakiś ruch przy drzwiach. Obróciła twarz w stronę wejścia. A jednak to prawda. W drzwiach stał Mortimer. Na jego twarzy malowało się przerażenie. Podbiegł do leżącego na ziemi i szepczącego coś Stephena. Żołnierz również mocno oberwał. Sądząc po tym, jak Mortimer bezskutecznie próbuje go cucić było źle. A może nawet… Gdzie jest Lex? MJ obróciła głowę w drugą stronę. Rewolwerowiec również leżał bez ruchu. Jego ciało leżało w dziwnie i nienaturalnie wygiętej pozycji. Kurwa, tak nie może być. Stary cap na pewno tylko udaje. Przecież jest niezniszczalny! Kuloodporny! Niezawodny! Trzeba opieprzyć go za okazanie słabości. Jak tylko go stąd wyciągnie znów razem wypiją whisky i zapalą te jego obrzydliwe śmierdzące pety. Ona nadal będzie ratować mu tyłek a on nonszalancko ją olewać. Będą gadać o wszystkim i o niczym. Śmiać się i sobie ubliżać. Będzie się wkurzać o jego palenie a on wypominać jej wybuchowość. Jeszcze będą.

MJ z ogromnym wysiłkiem wstała. Próbowała wykonać krok w stronę Silvera. Nagle poczuła, jak jakaś siła łapie ją za rękaw. Powoli odwróciła głowę.

- Tim… - na usta radiooperatorski wpłynął delikatny, ledwo widoczny uśmiech. Wiedziała, że się w końcu spotkają. Wyglądał tak samo jak wtedy, w Denver. Uśmiechnięty, nieco rozczochrany i zakłopotany, w swoim wojskowym mundurze. Jego błękitne oczy i nieogolona twarz. Prawie czuła jego zapach. Przyszedł po nią – a to mogło oznaczać tylko jedno. Umiera. Nie chce umierać. Myślała, że jeszcze tyle zrobi. Ale też nie chce niczego żałować. Chce odejść z uśmiechem na ustach. Szczęśliwa. Spokojna.

Nogi nie utrzymały jej ciężaru. Nie mogła się już ruszyć. Jak pozbawiona kości osunęła się na zakrwawioną posadzkę. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyła, był pochylony nad nią Mortimer. Mogła przysiąc, że nad głową handlarza widzi aureolę. Zamknęła oczy. Odeszła.
 
Ribesium jest offline  
Stary 16-11-2010, 23:11   #187
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Spóźnił się. Był za wolny, a może to łowca był dla niego za szybki. Analiza tego zjawiska nie miała teraz najmniejszego sensu, liczył się tylko efekt. Wszyscy nie dość szybcy rewolwerowcy kończyli w ten sam sposób. W wyniku tego konkretnego spotkania Lex Silver leżał z rozprutym brzuchem na zimnej posadzce w jakimś pieprzonym bunkrze na końcu świata. Obok niego maszynką targały ostatnie elektryczne impulsy.

Podczołgał się pod ścianę i z największym trudem usiadł. Bezwładna lewa ręka opadała na ziemię wskazując krwawy ślad wypływający z jego trzewi… smród był nie do wytrzymania. Gówno zawsze pozostanie gównem… śmierdziało jak cholera. Spróbował sięgnąć po papierosa. Praktycznie nie czuł dziwnie odrętwiałej już ręki. Był tylko ohydny smród. Srebrna papierośnica z brzękiem wypadła… był tam jeszcze papieros. Sięgnął po niego i spróbował włożyć do ust jednak nie miał na to siły. Spadł mu i stoczył się prosto w krwawą dziurę zdobiącą jego brzuch.

Ogarnął wzrokiem pobojowisko. Oczy powoli zachodziły mgłą. Widział coraz mniej wyraźnie.

Maszynki Molocha.
Jego towarzysze zwijający się z bólu.
Czerwonooki.

Jakieś dźwięki z oddali… nie wiedział co, gdzie, kto i w jakim celu. Było już po nim, to wiedział na pewno. Był wściekły obaj go wystawili… zabawili się jego kosztem. Ten Pierwszy odebrał mu wszystko, a ten Drugi wszystko mu obiecał… Ten Pierwszy się go wyrzekł, a ten Drugi na niego już czekał… Cisza.

Anakonda.

Jego druga żona, wyszczekana i zimna… Małżeństwo bez miłości jednak była naprawdę jego i on ją szanował. Na niej zawsze mógł polegać. A teraz będzie należała do kogoś innego. Cóż takie jest życie… Nie ma się co skarżyć.

Przyszła po niego. Chwilkę stała przed nim jakby chciała się upewnić czy to ten właściwy. Dzisiaj musiała stąd odebrać paru klientów. Nie błagał o czas. Nie pytał dokąd go zabiera. Nie prosił o wybaczenie grzechów. Nie skomlał… właściwie to nic nie mówił. Wstał i poszedł nie odwracając się za siebie. Przecież przestał to robić już dawno temu. Za plecami mógł zobaczyć tylko śmierć i trupy. Więc po jakiego czorta się odwracać? Czekało go zwiedzanie najgłębszych i najgorętszych zakamarków piekła. Jednak do końca Lex Pieprzony Silver pozostał zimny jak lód.

Tylko jego ciało go zawiodło… powiększająca się plama na spodniach i rozchodzący się smród informował o utracie kontroli przez zakichanego sukinkota z Federacji Appalachów.
 
baltazar jest offline  
Stary 19-11-2010, 10:14   #188
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
DUM DUM
DUM DUM

DUM DUM
...Heeej Tutaj jesteśmy, Heeej!...
DUM DUM
...ostrożnie, jeszcze żyje, uważaj na rękę!...
DUM dum
...twardy drań.
jezu ile krwi...

DUM dum
...to twardziel, walczy o życie, no dalej, do góry...
dum dum
...Stephen słyszysz mnie? trzymaj się bracie, prosze Cię...
dum ... dum
...trzymaj się...
dum...

dum...

d...

***

Groby.

Ciemne mogiły wyrosły na wzgórzu niczym grzyby po obfitym deszczu. Ich brunatne kapelusze wydawały się jeszcze perlić się od krwi.

Darren BlackWater przetarł dłonią twarz. Nie potrafił jeszcze pogodzić się z faktem, iż praktycznie wszyscy, którymi się opiekował, zginęli. Ci, których wysłał - zdawało by się - w bezpieczne miejsce zostali wyrżnięci do nogi. Przeżyli Ci, którzy mieli się dla nich poświęcić, Ci którzy mieli zginać w obronie tego wzgórza i jego ideałów. Żyli a ich nagrodą był ból, żal i smutek.Wspomnienia do niedawna żywego miasteczka, które zbudowali własnymi siłami. Miejsca gdzie żyli, pracowali, śmiali się, pili... Wszystko zniknęło, w jedną noc.
-to niesprawiedliwe, to tak kurewsko nie fair...- szepnął wpatrując się w drewniany krzyż na którym wypalił przed chwilą ostatni napis - Eric Panter. Imię czerniło się smoliście w promieniach popołudniowego słońca.

Kawałek dalej dwaj mężczyźni stali nad czterema mogiłami, raz po raz prześlizgując wzrokiem po imionach wyrytych w drewnie: MJ, Lex Silver, Ed Barnackey, Alex Vasqomb... Cichy wiatr poruszał drobinami ziemi ze świeżych grobów.

Mortimer nie krył łez, nie próbował ich nawet ocierać. Słone strumyki wyryły głębokie bruzdy w jego zabrudzonym obliczu.
-Przepraszam... - wyszeptał. Stojący obok niego żołnierz nie widział, do kogo kierował swe słowa. Czy żałował, że w ogóle ich tutaj przyprowadził, czy może że za późno do nich dołączył na dole. Chciał położyć mu rękę na ramieniu. Ale ręki nie było...

***

EPILOG

I wejrzał Pan w oblicze Bestii.

Szczyciła się i pyszniła swym zwycięstwem. Dym buchał z kominów, głuchy odgłos młotów niósł się pod niebiosa. W jej trzewiach tętniły elektroniczne rozkazy, mózgi pracowały przetwarzając dane, maszyny uwijały się jak w ukropie kończąc załadunek.

Ten którego zwano Drugim był już samodzielnym tworem, mógł obyć się bez swego potwornego rodziciela. Czas było zacząć nową ofensywę. Zamknąć grzeszników w kleszczach i zmusić by łkali, błagali o litość. Ostatnie dane, mapy i prace bioinżynierów zespoliły się już z jego algorytmem. Jego stalowe i żywe dzieci rwały na przód. Skryte w trzewiach transportowców, wspierane przez mechanicznych wojowników i inteligentne Matki. Tym razem będzie przewodził im syntetyczny mózg, łatwiejszy do kontroli, przewidywalny autonomiczny lecz kolektywny.

Trzeci zaczynał swoją podróż na południe...

I wzrok Pana spoczął na dwóch jeziorach czystego błękitu, prześlizgnął się po górach okolonych drzewami i spoczął na nekropolii. Świeże groby lśniły karminową gliną. Dusze wojowników, dzieci i kobiet wędrowały już karnie ku Niebieskim Bramom. Lecz Pan spoglądał ponad nich, poza nie... Spoglądał na samotnego żołnierza bez ręki kroczącego pustynią. Wola walki otaczały go rozedrganą aureolą.

I wiedział Pan, że dla tego świata jest jeszcze nadzieja...



 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172