Woody fakt faktem w dupę dostał solidnie. Starał się co prawda zachować fason, bredził coś o świcie o słońcu, choć był środek nocy i tylko blask bijący od pożaru rozjaśniał okolicę jakby był dzień, ale jednak po chwili runął pyskiem w piach. Wyraźnie będąc w sprzeczności z własnymi słowy iż potrafi sam o siebie zadbać. Zważywszy na to, że legł niemal bez ducha na ziemi, nie był stanie o siebie zadbać. I wymagał z całą pewnością odrobiny starunku. Dom Lotty zdawał się po temu odpowienim miejscem...
. |