Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2010, 17:20   #10
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Lilith ostrożnie zeszła niżej. Kryjąc się, wykorzystywała ku temu wszelkie możliwości, jakie dawała jej natura. Głównym sprzymierzeńcem był mrok, a przecież każdy mrok ma swoje głębsze cienie. Poza tym teren, po którym wędrowała, oferował kotu sporo kryjówek. Zwalony pień, kępa wyższej trawy, jakiś głaz, drzewo czy krzew - wszystko to mogło służyć jako osłona przed oczyma podpatrywanej pary nieznajomych. Strzygąc uszami i łapiąc zapachy półotwartą paszczęką z wywieszonym jęzorem, przycupnęła za jedną z kilku skałek schodzących aż do podnóża stoku, tuż ponad granicę zalewu. Sterczały ze wzniesienia na zboczu, niczym grzebień na grzbiecie jakiegoś śpiącego jaszczura. Wyjrzała zza skały jednym okiem i natychmiast wycofała się przylegając do zimnego kamienia. Mężczyzna właśnie się ocknął.

W tym samym momencie Lilith zwróciła uwagę na zastanawiającą zmianę w zachowaniu dziewczyny. Wszelka troska i niepokój wyparowały z tonu jej głosu, jakby ktoś splunął na rozżarzony kamień z paleniska. Podobnie rzecz miała się z dotychczasową delikatnością w traktowaniu niedoszłego denata. Świeżo dobudzony chłopak nie pozostał jej dłużny, jednak po chwili napastliwe tony ponownie zmieniły zabarwienie emocjonalne, wyraźnie przechodząc w - na oko przyjazne - droczenie się. Lilith wyszczerzyła się pod wąsem przysłuchując się niemilknącej, ciętej wymianie zdań.
„Przyjaźń czy kochanie?” Pytanie samo cisnęło się do głowy, choć wnioski nie wydawały się do końca jasnymi.

Warto było jeszcze trochę poczekać. Podsłuchać. Możliwe, że w końcu, nieświadomi jej obecności, powiedzą coś z czego można będzie wywnioskować, czego właściwie tu szukają. Przekonać się w pełni czy stanowią jedną grupę z porywaczami, czy też podążali tropem tamtych w zgoła innych celach, niż chęć dołączenia do nich. Nos podpowiadał jej, że nie mają z tamtymi wiele wspólnego. Trudno jej było określić co było tego powodem, ale ze zdziwieniem złapała się na tym, że bawi ją i intryguje obserwowanie tych dwojga, choć bestia wyczuwając z tak bliska ludzki zapach, aż rwała się, by się uwolnić. Zepchnęła ją siłą do głębszych warstw świadomości, zagłuszając w sobie, jej chciwe krwi instynkty. Czasem bywała wdzięczna swoim wychowawcom, iż nie szczędzili wysiłków, aby nauczyć ją sposobów na ujarzmianie potwora. Sądząc z dotychczasowych doświadczeń nabierała z każdym dniem większej pewności, że gdyby była pilniejsza oraz odrobinę mniej pasywna i krnąbrna, dziś prawdopodobnie potrafiłaby panować nad sobą w sposób niemal doskonały.

Na zdrowy rozum, ocalała z powodzi dwójka ludzi powinna była jak najszybciej zadbać o to, by po zimnej kąpieli nie wychłodzić się jeszcze bardziej. O tej porze roku w górach woda bywała lodowata. Nocna pora gwarantowała, że zrobi się jeszcze chłodniej. W mokrej odzieży nie wytrzymaliby długo. Jednakowoż para niedoszłych topielców nie zawiodła przeczuć tygrysicy, iż ma do czynienia z istotami inteligentnymi i okazała na tyle rozsądku, by zadbać o siebie i pomyśleć o rozpaleniu ognia. Miało to także inne pozytywne strony, ponieważ za jakiś czas prawdopodobnie, na terenach pozalewowych pojawią się drapieżniki i padlinożercy spragnieni świeżej dostawy mięs rozmaitego rodzaju. Kocicy ogień absolutnie nie przeszkadzał, ani nie stanowił problemu, który potrafiłby powstrzymać ją przed zawarciem nowej znajomości. W zasadzie już dawno mogła załatwić sprawę, gdyby nie chęć zaspokojenia ciekawości. Jeśli spotykało się kogoś na szlaku, warto było dowiedzieć się z kim ma się do czynienia, niezależnie od tego czy miałoby się mu potem pozwolić udać własną drogą, czy też odgryźć tyłek.

Inna sprawa, że dziewczyna w poszukiwaniu opału zaczęła wkrótce kręcić się w tę i z powrotem, co mogło skończyć się odkryciem niepowołanej pary uszu ukrytej za sterczącymi w nieznacznej odległości głazami. Tygrysica zerknęła w górę, mierząc fachowym okiem kilkumetrowej wysokości megalityczny, skalny grzebień. Poczekała na moment, kiedy oboje spojrzą w innym kierunku, a kiedy to nastąpiło, wybiła się i jednym susem dostała się na górę. Rozpłaszczyła się natychmiast na skale. Wszystko poszło bezszelestnie i niezauważalnie. Przytrzymała łapą ogon, który śmigał na wszystkie strony jak oszalały. W samą porę, gdyż dzielna, młoda niewiasta przedefilowała właśnie z naręczem badyli tuż obok miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą ukrywała się istota, której widok mógłby ją przyprawić o niezłą konsternację.

Kocica patrzyła na nią z góry coraz to bardziej łakomym wzrokiem. Musiała mocno trzymać się w karbach. Tak łatwo byłoby skoczyć jej teraz na plecy i skręcić kark. Nawet nie zdążyłaby pisnąć, a tamten nawet by nie zauważył. Z trudem powstrzymała narastający w piersiach pomruk. Zniknęłaby w ciemności i cierpliwie poczekała na chwilę nieuwagi chłopaka. Byłby następny. O dwoje intruzów mniej na świecie. Nieświadomie wysunięte pazury rozdarły warstwę pokrywających skałę mchów. Zgrzytnęły leciutko. Tylne łapy nerwowo udeptywały skałę, szukając równego miejsca do odbicia się. Znów musiała mocno chwycić bestię za gardło. Była wściekła i rozdygotana. Taka okazja mogła już się nie trafić.

No i... przepadło.
W ciemnościach nad wodą ozwał się dziwny terkot. Jak gdyby ktoś szybko uderzał o siebie dwoma suchymi patykami. Lilith zastrzygła uszami starając się zlokalizować dokładniej źródło dźwięku. Niczego nieświadoma dziewczyna zawróciła z uzbieranym naręczem gałązek. Wróciła spokojnie do przekomarzania się z chłopakiem, który tymczasem czynił mały przegląd w podręcznym arsenale.

Przezorny młodzieniec. Możliwe, że aż nazbyt przezorny, jak na gust Lilith. Szczególnie jeden z bełtów do kuszy wzbudził szczególną troskę Kocicy. Zielone, fosforyzujące światło, które wydzielał jego grot, wskazywało dobitnie, iż w razie jakiejś niepolitycznej sytuacji, miałaby do czynienia z bronią nie tylko konwencjonalną.
Terkot powtórzył się. Jakby odrobinę wyżej.
Odpowiedziało mu kilka dziwnych kląsknięć i świszczących syków z dołu. Z kilku miejsc na raz. Włosy na karku Tygrysicy zjeżyły się. Robiło się naprawdę gorąco. Skrzywiła się z niesmakiem. Wyglądało na to, że nie tylko ona wywęszyła parkę słodkich, młodziutkich człowieków.

Swobodny sposób zachowania podglądanych, nabrał jak gdyby odrobiny rozwagi. Ich ruchy stały się płynniejsze i oszczędniejsze w gesty. Dziewczyna przysunęła się do swoich, pozostawionych pod opieką chłopaka rzeczy, a potem niedbałym ruchem wzięła do ręki kuszę, sprawdzając jej gotowość do użycia. Po przeprawie z gwałtowną powodzią, jak najbardziej miało to sens, ale Tygrysica zastanawiała się przez chwilę czy aby nie ma to czegoś wspólnego z jej obecnością.

Lilith, podobnie jak towarzyszka młodzieńca zwanego Kallidem, kpiąco przypatrywała się jego nieudolnym staraniom ułożenia konstrukcji, która bardziej przypominała kupę przypadkowo rzuconych na ziemię gałęzi, niż zalążek obozowego ogniska. Nie była pewna czy dziewczyna odwrócona do niej plecami posłuchała żądania chłopaka, by zamknęła oczy. Byłoby lepiej dla niej, gdyby to potulnie uczyniła, o czym Kocica mogła przekonać się po kilku chwilach na własnej skórze. Szorstki jęzor nerwowo oblizał pysk kocicy, obejmując swym zasięgiem cały nos. Kallid odsunął się jeszcze odrobinę od stosu gałęzi, po czym z rozmachem rzucił w nie czymś, co brzdęknęło cicho, rozbijając się w drobny mak. W tej samej chwili stos gałęzi zajaśniał niczym słońce strzelając wokół iskrami płynnego ognia. Lilith przez moment doznawała wrażenia, że część tych iskier trafiła ją prosto w gałki oczne, wbijając się w nie tysiącem igiełek.

Przez chwilę - zanim zrozumiała bezcelowość tych zabiegów - rozpaczliwie próbowała zetrzeć łapami z pyska plamę - żarzącą się pod powiekami zielonym, kłującym światłem i wypełniającą jej niemal całe pole widzenia. W tej samej chwili w kocich uszach zawibrowały dochodzące z ciemności piski o tak wysokiej częstotliwości, iż raczej niesłyszalne dla ludzi. Podobny los musiał spotkać większość podkradających się do nich cichcem gadzin. Oprócz tych dwóch zabłąkanych po drugiej stronie skalnego grzebienia...

Teraz mogła polegać wyłącznie na słuchu i węchu. Z dołu zalatywało rybą. Wściekły terkot, skrobanie i dźwięk przypominający łopot płachty materiału uzmysławiał jej, że coś wdrapuje się na megality. Co gorsze, bardzo blisko tego na którym się właśnie rozpłaszczała, próbując wtopić się w ciemność. Odwróciła się, starając się poruszyć jak najmniejszą liczbą mięśni. Przesunęła się odrobinę, by przygotować się na atak. Wzrok ciągle zasnuwała szaro zielona poświata. Po zapachu i głosach z ciemności mogła jedynie domyślać się co to za stwory.

‘Żebym się tak do trumny nie wpasowała’ – warknęła w duchu –‘Skakuny, psia ich mać!’


Zbliżało się do niej coś, czego wyobrażenie uruchomiło jej pamięć gatunkową. Ta zaś nakazywała odszukać wysokie drzewo i wspiąć się na nie. Natychmiast! Albo jeszcze szybciej. To, co zbliżało się w ich stronę, organicznie przystosowane było do rwania pazurami i szarpania kłami. Spacyfikowała spóźnioną pamięć gatunkową i wyszczerzyła się uprzejmie w zalegającą przed nosem ciemność.
‘Mogłybyście się jeszcze trochę wstrzymać?’ Mruganie i przewracanie załzawionymi oczami jak na razie niewiele dawało. ‘Proponuję przedyskutować wasze sugestie, co do jadłospisu dzisiejszej kolacji’.
Coś zakotłowało się niebezpiecznie blisko wierzchołka głazu. Lilith wierzgnęła. Chrobotanie z dołu przeszło w łopot, a tuż po tym w tryumfalne gdakanie. Prosto w pysk Kocicy wionął ohydnie cuchnący oddech. W ciemnościach zamajaczył cień nieco jakby odmienny, niż znajoma już plama. Nie czekała aż się przedstawi. Kopnęła z całej mocy w wyszczerzony pysk o gadzim, bezdusznym wejrzeniu. Pazury zazgrzytały na twardych łuskach. Coś jej chrupnęło w kolanie. Potraktowana kopniakiem kreatura powtórnie wynurzyła się zza krawędzi skałki z wrzaskiem, w tonie którego brzmiała solidna nuta irytacji.

Uderzenie kościstego łba wytrąciło jej z łap dziryt. Nie miała czasu spojrzeć, jak tam na dole radzi sobie z resztą biesiadników młodzież płci obojga. Parując następujące raz po raz ataki kłapiącej paszczy, starała się równocześnie utrzymać na skale, unikać zębów poczwary i znaleźć w śmierdzącej opancerzonej facjacie jakiś słabszy punkt, przez który dałoby się przebić do głębiej ukrytych, acz istotnych dla funkcji życiowych przeciwnika, organów. Można powiedzieć, że przynajmniej częściowo jej się powiodło. Ostrze jataganu, złośliwie ześlizgujące się dotąd po twardych, jak kamień łuskach, trafiło wreszcie na nieco podatniejszy grunt. Gad ryknął boleśnie, a łapa Lilith zaciśnięta na rękojeści pchnęła je jeszcze głębiej. Ile się dało, póki na przedramieniu nie zatrzasnęły się jej, jak imadło, naszpikowane kłami szczęki. Ryknęła przeszywająco. Skakun poderwał się spazmatycznie, a potem zwalił w dół na łeb, na szyję. Kocicą szarpnęło. Wywinęła fantazyjnego kozła i runęła za gadem, niczym ogon komety. W locie zdążyła jeszcze stwierdzić, że spada raczej po niewłaściwej stronie.

Nie była pewna czy to ona, czy ziemia tak jęknęła, kiedy doszło do ich spotkania. Bo napewno nie skakun, który co jak co, ale wnuków nie miał szans się już doczekać. Rozerwała martwe szczęki ściskające nadal jej krwawiącą łapę i wyszarpnęła broń z gardzieli podrygującego jeszcze stwora. Podnosząc się niezgrabnie, bo we łbie jej huczało, rzuciła okiem w stronę ogniska i trwających w jego okolicach zmagań.

- A niech mnie kilmulisz iszka - wysepleniła z niemałym trudem, albowiem pewne anomalie w anatomii pyska, stanowiły przyczynę drobnych problemów z artykułowaniem dźwięków mowy ludzkiej.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 12-11-2010 o 10:20.
Lilith jest offline