Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2010, 08:45   #16
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Noc była zdecydowanie za krótka; zwłaszcza dla Tui, którą smoczek obudził bladym świtem, domagając się karmienia. Wychowana na gospodarce czarodziejka wiedziała jakie wymagania mają młode zwierzęta i nie wróżyły one dobrze nadchodzącym nocom. Z drugiej strony jednak - czyż to słodkie stworzonko nie było warte kilkutygodniowego niewyspania? Miała ochotę poczytać trochę o smokach, jednak zmęczenie wzięło górę. Gdy obudziła się po raz wtóry było już dobrze po dziesiątej.

Rankiem - a raczej wczesnym przedpołudniem - wszyscy po raz ostatni wybrali się na miasto. Maeve z Tuą sprzedały i kupiły co trzeba, oraz przygotowały konie do drogi; natomiast Sorg powędrowała z Kalelem w stronę lazaretu Eniala. Łotrzyk na samo wspomnienie bólu złamanej ręki był już blady ze strachu, toteż "wsparcie moralne" bardzo mu się przydało. Im bliżej byli jednak szpitalnego budynku, tym bardziej zdawało mu się, że w oku bardki widzi dziwny, sadystyczny błysk, a owo "wsparcie" jest w rzeczywistości zemstą za to, że zostawił je w nocy same. Zresztą gojące się rany obu dziewcząt stanowiły dla pozostałej dwójki niemy wyrzut sumienia.

Gdy dotarli w końcu do lazaretu Kalel był tak przerażony, że już na wejściu poprosił o jakiś usypiający czar, lub cokolwiek co uwolniłoby go od patrzenia na ten bolesny zabieg. Starszy półelf, który ich przyjął, rzucił tylko okiem na rękę i zgodził się bez wahania... za dodatkowe 6 sztuk złota. Słysząc tą cenę zbladła z kolei Sorg... po czym bez namysłu huknęła Kalela lutnią w łeb. Zamroczony chłopak zwalił się na najbliższe łóżko, gmerając nieporadnie, a Enial popatrzył z lekkim przerażeniem na bardkę. Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się promiennie i zatrzepotała niewinnie rzęsami.
- Nie stać nas - rzekła krótko.
- To mam nadzieję, że choć na łamanie was stać - mruknął lekarz, po czym zawołał dwóch pomocników i sprawnie przełamał kość w odpowiednim miejscu. Jako że zrosła się zaledwie kilka godizn wcześniej nie było to zbyt trudne. Kalel wrzasnął, ocknąwszy się z bólu, po czym znów zemdlał gdy Enial bezceremonialnie wepchnął kość na właściwe miejsce. Sorg z zaciekawieniem przypatrywała się zabiegom, chcąc się czegoś nauczyć. Ręka została usztywniona, zabandażowana i wsadzona na temblak. Enial podleczył ją jeszcze prostym czarem, kazał nie nadwyrężać i skasował 18 sztuk złota, które bardka wysupłała z ciężkim sercem i poprowadziła chwiejącego się na nogach łotrzyka z powrotem do karczmy.

Gdy czarodziejki wróciły do "Puchatego Niedźwiedzia" okazało się, że na Maeve czeka tam list od Belvena. Zaklinaczka westchnęła z ulgą - o mały włos się nie minęli! Brat informował ją, że wszyscy zatrudnili sie u Tulipa, ale brat narzeka ze robota nudna, atmosfera we włościach nerwowa, a w obejściu prawie w cale dziewek nie ma. Mimo że przebywali tam zaledwie od kilku dni, byli bardzo niezadowoleni. Tulip faktycznie posiadał sporą menażerie bestii, lecz gdy się nudził rozkazywał swoim ludziom z nimi walczyć - a do tego jeszcze nie zabijać! Na koniec stwierdzał, że jeśli sytuacja się nie poprawi to będą wracać do domu, nawet przez największe śniegi. "Jeśli się, siostra, jednak zdecydujesz na powrót, to zostaw nam wiadomość w 'Starej Kawce' w Darrow, to poczekamy na ciebie", zakończył.

Wczesnym popołudniem ruszyliście w drogę. Co prawda po porannych przejściach Kalel nie wyglądał zbyt dobrze, jednak uparł się że przywiążę się do siodła a konia do konia Sorg i pojedzie... Co nie przeszkadzało mu, rzecz jasna, żebrać u Tui o kolejny leczniczy czar. Mimo to podróż mijała szybko, gdy zaś dotarliście do Twierdzy Złamanego Topora zaczął prószyć śnieg...

***

Okryta białym puchem Twierdza wyglądała majestatycznie i nie mniej imponująco niż jesienią. Może nawet bardziej - gdy zniknęła otaczająca ją zieleń forteca przypominała olbrzymią skałę na środku pustkowia; domy na podgrodziu były jak małe mrówki w obliczu potęgi mrowiska, mikre i nieistotne. Wyszukawszy jakąś tanią gospodę Tua zakupiła w niej prowiant i obrok potrzebne na podróż oraz niewielki wóz z doczepianymi płozami. Sorg wytargowała z pobliskiej stajni porządnego muła, worki i sporą plandekę. Gdy wieczorem wszyscy zasiedli do kolacji doszli do wniosku, że są już w pełni gotowi do drogi. Mimo bliskości zakonnych kwater jakoś nikt nie miał ochoty odwiedzać Lususa i Lidii. Mimo że od rozstania minął niespełna miesiąc, podróż z nimi zdawała się być tak odległa... Była już zamkniętym rozdziałem, jakby należąc do poprzedniego życia. Teraz czwórka przyjaciół miała nowy cel i nie oglądała się za siebie.
Następnego ranka malutka karawana ruszyła w drogę.

Przez pierwsze kilka dni sypało intensywnie; potem jednak zza chmur wyszło słońce i pogoda - mimo że mroźna - dopisywała. Wtedy też odkryliście, że jedziecie tropem innej, dużo większej karawany, a żadna - wedle waszej wiedzy - nie powinna poruszać się tą drogą. Bez Lidii nie byliście w stanie określić liczby ani rodzaju jeźdźców; jechało się Wam jednak dobrze i powoli, acz nieubłaganie, doganialiście obcych.



Wreszcie któregoś dnia poczuliście zapach dymu. Szare obłoczki wzbijały się w niebo za zakrętem, a między nagimi pniami drzew poruszały się wysokie, męskie sylwetki. Nad obozem krążyły dwa jastrzębie. Kilkanaście spętanych wierzchowców grzebało w śniegu w poszukiwaniu zamarzniętej darni, a podróżnicy kończyli właśnie stawiać namioty. Na jednym z nich wymalowany był symbol wagi i młota, jednak żadnemu z Was nic on nie mówił. Póki co wyglądało na to, że nikt Was jeszcze nie zauważył.
 
Sayane jest offline