Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2010, 14:19   #83
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Jedno z powiedzonek amerykańskich, ukute zapewne przez jakiegoś emigranta zapadło Hiddinkowi w pamięć. Gdy sam zszedł z pokładu statku płynącego z Południowej Afryki do Ameryki usłyszał powtarzane przez tubylców zdanie, które brzmiało „Życie jest ciężkie, a potem się umiera”.
Cholerna prawda. Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat miał wrażenie, że Independence Day go nie dotyczy, że jest gdzieś obok. Choć starał się świętować, to jakoś 4 lipca wydał mu się jednym wielkim nieporozumieniem, gorzej jeszcze. Fałszem. Czy można mówić o niepodległości, gdy w tym kraju kręcą interesy tacy ludzie jak Wagonow, albo chodzą na wolności tacy jak Tołoczko?
Chandra nie opuściła go nawet po spotkaniu z Amandą. Wrócił do siebie przygnębiony, by wyszykować się na spotkanie tuzów branży wydawniczej. Aktorsko sprawił się bez zarzutu zasługując na jakąś nagrodę, gdyby tylko ktoś filmował całe spotkanie. Wrócił do domu późnym wieczorem, by położyć się spać z nabitym rewolwerem pod poduszką i przedrzemać cała noc wybudzając się na najmniejszy nawet szmer. Nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie potrafił głęboko zasnąć. Może jak będą już kraty w oknach, może jak weźmie jakieś proszki i popije burbonem.
Następnego dnia rzucił się w wir pracy wprowadzając Adama Miltona w tajniki biznesu. To pozwoliło mu na kilka godzin zapomnieć o mrocznej stronie życia. Nie miał nic do chłopaka, po za tym że wyglądał jak alfons. Ach ta dzisiejsza młodzież. Chciało by się zawołać.
Ledwo zdążył się rozebrać wykończony jak chabeta arabskiego woziwody i zasiąść do zasłużonej kolacji, gdy jego murzyn powiadomił go o telefonie.
Tknięty złym przeczuciem odebrał. Po drugiej stronie odezwał się Artur. Herbert poznał głos, to na pewno był jego syn.
Rozmowa była krótka, ale diabelnie treściwa.
Mózg Hiddinka, pomimo zmęczenia, otępienia i melancholii od razu wskoczył na wyższe obroty. Odsunął talerz z rybą i sięgnął po kartkę i ołówek. Gdy Artur zerwał połączenie Herbert natychmiast oddzwonił do centrali.
- Halo! Tu Herbert Hiddink z Oaks End. Podaj mi Skarbie numer, z którego do mnie przed chwilą łączyłaś rozmowę z San Francisco. Muszę oddzwonić. Nie powiedziałem synowi czegoś ważnego.
- Chwileczkę. Proszę poczekać. – odezwał się miły kobiecy głos w słuchawce.
Po pięciu minutach, które zdały mu się godziną usłyszał:
- San Francisco 5518.
Potężne „uffff” wydobyło się z jego płuc.
- Dzięki. Serdeczne. Połącz mnie z tym numerem.
Upłynęły kolejne minuty. Tym razem odebrał mężczyzna, ale to nie był Artur.
- Hotel „Żeglarski” słucham?
- Witam. Zatrzymał się u was Artur Hiddink. Chcę z nim rozmawiać.

Odpowiedziała mu przeciągająca się cisza.
- Niestety nikt taki się u nas nie zatrzymał.
To zdanie cokolwiek zbiło Herberta z pantałyku.
- Ale dzwonił ktoś z tego numeru przed chwilą do Bostonu?
Tym razem głos mężczyzny stał się nieco mniej pewny.
- Owszem, jeden z naszych gości korzystał z aparatu. – odpowiedział ostrożnie
- Daj go więc Koleś do telefonu. – Hiddink zaczął tracić cierpliwość.
- Wyszedł. – oznajmił oschle mężczyzna.
Herbert zmełł w ustach przekleństwo.
- Dobra, to daj mi adres waszego hotelu.
- 3rd Street 13. –
padła lakoniczna odpowiedź.
Hiddink zanotował na kartce.
- Okej, gdyby ten gość wrócił do hotelu przekaż mu, by zadzwonił do ojca.
- Przekaże.

Herbert odłożył słuchawkę.
- Na pewno nie przekażesz bucu. – Hiddink westchnął wpatrując się w kartkę.
Coś było źle. Coś było potwornie źle. Artur nigdy się tak nie zachowywał. Gadał jakby ktoś mu wyprał mózg. Jego syn nigdy się tak do niego nie zwracał.
Sięgnął po telefon, by zadzwonić do innych „badaczy”. Chciał … musiał jechać do San Francisco, ale nie chciał tego robić sam.
 
Tom Atos jest offline