Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2010, 09:47   #17
Knocknees
 
Knocknees's Avatar
 
Reputacja: 1 Knocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputację
Na morzu byli już od jakiegoś czasu a on w zasadzie nadal nie miał żadnego przydziału. Cała ta sytuacja zresztą wyglądała dosyć dziwnie. Jednostka która w regularnej armii brała na pokład swobodnie około setki a niejednokrotnie nawet dużo więcej marynarzy, tutaj zdawała się być przepełniona zaledwie połową tej ilości. Zatrzymał się przy kabestanie i spojrzał na niedbale zabezpieczone handszpaki. Na Brytyjskim okręcie za taką niedbałość w najlepszym przypadku, ktoś został by zlinczowany lub wypłacono by mu kilka batów. Ale to nie był okręt marynarki wojennej i Elias musiał się z tym pogodzić. Spojrzał w morze, daleko na zachód nad linię wody. Chmury na horyzoncie piętrzyły się jak schodząca lawina śniegu. Nad głową usłyszał skrzek jakiegoś ptaszyska. Wszystko wskazywało na zmianę pogody, jutro czeka ich chmurny i deszczowy dzień a Eliasa nieprzespana noc. Położył dłoń na lewym barku odruchowo pocierając go na samą myśl o rwącym bólu jaki niejednokrotnie potrafił przysporzyć. Zrobił kilka kroków i zszedł pod pokład. Miał dość natrętnych, podejrzliwych i otaczających go na pokładzie spojrzeń. Wrzawa jaka panowała tutaj na dole była nie do zniesienia. Wszyscy przekrzykiwali się nawzajem, czy to szukając miejsca czy po prostu zaczepki to co zastało go pod pokładem przechodziło jego wyobrażenia jeżeli chodzi o znaczenie braku dyscypliny. Początkowo przeciskając się pomiędzy innymi marynarzami starał się ignorować ciche docinki i podstawianie nóg. Postanowił że jeszcze przyjdzie czas na odegranie się a teraz najważniejszym było znalezienie dla siebie jakiegoś kąta. Dokładnie tylko zapamiętywał twarze złośliwych dowcipnisiów. To była kolejna z jego dziwnych przypadłości, nigdy nie zapominał twarzy osoby która go obraziła. Dotarł w końcu do podwieszonej na końcu kubryku, niewielkiej koji. Przysiadł na niej i spokojnie rzucił okiem na skupisko marynarzy. Zasadniczo nie było ich tak wielu, natomiast gwar i zamieszanie jakie wprowadzali sprawiał wrażenie że bryg jest wypchany po brzegi.
- Ej flądro to moje miejsce! – nad Eliasem przystanął tęgi marynarz i podparł dłonie na bokach. Elias rozejrzał się leniwie po koji, poklepał ja dłonią
- Wybacz przyjacielu, nie widzę tutaj nigdzie żadnego rytu a już na pewno nie takiego który mówił by że to miejsce należy do kogokolwiek – uśmiechnął się szeroko na myśl o tym co za chwilę się stanie. Przysadzisty mężczyzna zmarszczył brwi patrząc dziwacznie na Szczęściarza
- Po prostu spieprzaj jeżeli nie rozumiesz – to musiało w końcu dotrzeć do łysej czaszki która teraz zalała się czerwoną falą złości. Elias jednak był pewien że tak to się skończy, dlatego postanowił nie czekać. Chwycił błyskawicznie jedną dłonią krocze grubasa, ściskając jego klejnoty wystarczająco mocno by kupić sobie kolejne uderzenie serca potrzebne na wyjęcie noża z cholewy. Przysunął się do tępaka nie zwalniając uścisku między jego nogami i przyłożył mu czubek noża go krtani
- Żebyśmy się dobrze zrozumieli – Elias zacisnął dłoń jeszcze mocniej i szepnął – Spierdalaj – łysol zaczął się pocić zaciskając zęby i kiwną tylko porozumiewawczo głową. Szczęściarz zwolnił uchwyt i usiadł na „swoim” nowym miejscu
- To jeszcze nie koniec – zagroził lekko piskliwym głosem mężczyzna odwracając się na pięcie
- Mam nadzieje bo świetnie się bawiłem – Elias z szelmowskim uśmiechem wyjął jabłko i wpił się w miękisz. Czuł na sobie otaczające go spojrzenia, wiedział że przez tą sytuacje zyskał zarówno przyjaciół jak i wrogów, obawiał się że być może więcej tych drugich. Położył się patrząc w strop.

~~~~***~~~~

Długo nie mógł zasnąć tej nocy. Leżał już tak od godziny siląc się na sen. Dookoła wszyscy szeptali, zamknął oczy i zaczął nasłuchiwać
-…jeden po drugim. Nikt nie był w stanie temu zaradzić. Podobno przed śmiercią każdy wymawiał imię kolejnego trupa i do brzegu dotarł sam kapitan…mówię wam z nim jest coś nie tak – otrząsnął się i znów spojrzał na strop. Nawet nie musiał zgadywać o kim mowa. Wszyscy gadali o kapitanie, o nim o jego rzekomych zatargach z czartem i innym piekielnymi siłami. Co raz słyszał lepszą wersję kolejnej klątwy spadającej na załogę. Cholera najgorsze było to, że każda bajda ma w sobie ziarno prawdy. Przekręcił się na bok i zamknął oczy.
 
__________________
Take what you want and give nothing back
Knocknees jest offline