Człowiek sobie planuje, zaś Los snuje własne plany, krzyżując poczynania zwykłych mieszkańców świata.
Tak i w tym przypadku.
Żołdacy du Pointe, miast jak przystało na solidnych, porządnych ludzi, wpakować się na skały i pójść na dno, dając szansę na spełnienie planów Petera i Yavandira, okazali się nieuczynni - ominęli pułapki natury i popłynęli dalej.
- Niech to szlag... - powiedział Peter. - Tak jakby sobie popłynęli...
Fakt, że wielka łódź płynęła powoli... W dodatku nie byli daleko od brzegu. Ale atak...
- Aż się proszą o jakąś niespodziankę. - Pokręcił głową.
Cały problem polegał na tym, że nie miał zielonego pojęcia, na czym ta niespodzianka miałaby polegać. Podstępy, zasadzki, napady... Jego doświadczenia w tej dziedzinie były bliskie zeru i tu, niestety, musiał polegać na pomysłach Yavandira.
Niestety, bowiem zależność od cudzej inicjatywy nigdy Peterowi nie odpowiadała. Lubił zawsze dokładać do jakiegokolwiek planu coś od siebie.
***
Widać myśli niektórych osób biegły tymi samymi torami. Elf doszedł do podobnego wniosku, co Peter. Jedyną szansą było ustrzelenie sternika, a ten, bez względu na konstrukcję łodzi, w taki czy inny sposób musiał obserwować drogę - widzieć wszystko i przed sobą, i z boku. A to stwarzało pewną szansę, pod warunkiem że Yavandir był w strzelaniu z łuku tak dobry, jak sądził.
Peter bez namysły dosiadł wierzchowca i popędził za elfem.
A potem pozostawało tylko czekać na efekt strzałów.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-11-2010 o 13:32.
|