Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2010, 14:15   #17
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Sorg zastanawiała się czy się umyć, ale kiedy próbowała podnieść się z łóżka na nowo na nie opadła. “Nie mam siły. Nic mi się nie stanie jak prześpię się tak. I tak nie dam rady podejść do miski z wodą. Reszta już śpi, zresztą Tua jest tak samo zapewne zmęczona jak ja. Kalel połamany, więc też mi nie pomoże.” Położyła się na łóżku i zaczęła wpatrywać w sufit. Sen przyszedł szybko, jeszcze raz w nim przeżywała to co jej się przytrafiło. Znowu czuła ból, znowu czuła strach i wyrzuty sumienia. One były najbardziej wyczuwalne. Gdyby nie rzuciła tym ogniem może dałoby radę uratować pseudosmoka. To ona go dobiła, ona swoją niewiedzą, swoją ignorancją, swoim strachem o siebie i Tuę. A on taki mały pseudosmok walczył w obronie swojego maleństwa, walczył dzielnie a ona go dobiła. Czuła żal do siebie, żal, że nie potrafiła mu pomóc. Pochylała się nad martwym ciałem pseudosmoka trzymając go na rękach i nie mogąc złożyć jego pokaleczonego ciała do dołu, który dla niego wykopały. Obudziła się zlana potem i niespokojnie potoczyła wzrokiem po pokoju.

Tua już nie spała karmiąc maleństwo. Uśmiechnęła się na ten widok. “Wygląda jak matka opiekująca się swoim maleństwem. Mam nadzieję, że mimo nadchodzącej zimy uda nam się go utrzymać przy życiu, że nie będzie kolejną stratą, która nas spotka.” Chciała wstać z łóżka jednak zmęczenie sprawiło, że ponownie zapadła w drzemkę. Obudziwszy się ponownie bez zwłoki wygramoliła się niechętnie z pościeli i poszła się umyć. Korzystając z tego, że Kalel chrapał jeszcze w najlepsze po cichu się przebrała i podeszła do Tui. - Ja, chyba obudzę Kalela i pójdziemy połamać tą rękę. Czrodziejka przyznała jej rację i powiedziała, że w takim razie ona z Maevę pójdą uzupełnić zapasy na drogę i sprzedać to co jest im niepotrzebne. Sorg podeszła do chłopaka i stuknęła go w ramię. Otworzył oczy i poderwał się od razu z posłania. Widząc jednak swoją rękę usiadł na nim z powrotem zrezygnowany. Patrząc na jego minę bardka domyśliła się, że miał nadzieję iż to złamanie mu się przyśniło.

- Chodź Kalel miejmy to już za sobą. Jednak zanim pójdziemy wybierz sobie coś z tych ubrań i co zdobyłyśmy z Tuą. Są to w sumie ubrania męskie, portki, koszule, jakieś płaszcze i kurtki. Zima idzie nie ma co kasy wydawać jak można z tego coś wybrać, zwłaszcza że są one w dobrym stanie.
Widać było po nim, że ostatnie na co ma chęć to grzebanie w ciuchach. Jednak nie wiadomo czy dla świętego spokoju aby ona mu nie trajkotała nad głową, czy też z rozsądku podszedł do sterty ubrań, aby coś sobie z niej wybrać. Podeszła również zabierając dla siebie koszulę, która jej się spodobała i nieduży płaszcz. “Mam nadzieję, że będzie pasował i dużo przy nim przeróbek nie będzie potrzeba”, pomyślała zakładając go na siebie. Płaszcz okazał się luźny, ale gdy założy się pod niego coś cieplejszego będzie akurat dobrą ochroną przed zimnem. Popatrzyła na rzeczy , wygrzebawszy z nich jeszcze kilka sztuk położyła je na swoim łóżku i spytała chłopaka: - To co gotowy do zmierzenia się z... - chciała coś dodać złośliwie, ale widząc jaki jest blady dała sobie spokój - Idziemy?

Chłopak bez słowa skinął głową i ruszyli do wyjścia z pokoju. Bardkę bardzo kusiło aby wypytać go w co się wpakował, ale wiedziała, że nie jest teraz pora ani czas na to. Kalel nie był zbyt chętny do konwersacji, widać było, że chce to mieć jak najszybciej za sobą. Wypytali się karczmiarki o drogę do lazaretu i ruszyli bez chwili zwłoki. Sorg raz po raz zerkała na idącego koło niej Kalela. “Ciekawe czy zemdleje? Będzie się głośno darł? A może nic nie będzie czuł?” Gdy tylko przeszli próg lazaretu chłopak zanim wyjaśnił o co chodzi od razu zaczął od prośby o usypiający czar. Bardka pokiwała głową dla poparcia jego słów jednak słysząc kwotę jaką wymienił na głos półefl zanim się zastanowiła huknęła Kalela lutnią w łeb. - Już nie potrzeba... - rzekła. Po czym widząc minę Eniala uśmiechnęła się do niego robiąc niewinną minę dodała już mniej pewnie - Sam się znieczulił... Nie stać nas na dodatkowe koszta. Nie ma na co czekać łamcie zanim się odnieczuli...
Widząc jak dwóch osiłków łapie Kalela i przytrzymuje przełknęła nerwowo ślinę. “Mam nadzieję, że sprawnie się z tym uporają i że on to wytrzyma.” Słysząc trzask łamanej kości i wrzask chłopaka, który odzyskał przytomność poczuła wyrzuty sumienia. “Mogliśmy kupić ten czar. Przecież stać nas na to, całkiem zapomniałam o kasie, którą on trzyma. Ech... zrezygnowalibyśmy z innych wydatków. Zawsze coś nawywijam. Ciekawe jak mu wytłumaczę guza na głowie?” Coraz bardziej czuła jak się rumieni, zwłaszcza jak przypomniała sobie, że jeszcze dzień wcześniej chciała od niego tylko 1000 sz na płaszcz pożyczyć. Jednak chłopak pod wpływem bólu ponownie stracił przytomność. Przyglądała się poczynaniom Eniala z zainteresowaniem “Może się nauczę jak się to robi i następnym razem sama go poskładam? Choć łamać nie będę! Sam niech się połamię ja go już tylko ponastawiam i obandażuję.”

Odetchnęła z ulgą jak kapłan ogłosi, że to już koniec. Bez żadnych utyskiwań wyłuskała z sakiewki żądaną przez niego sumę za zabieg i ująwszy Kalela pod zdrowe ramie ruszyła z nim w kierunku karczmy. - Aleeeeeeeeeeeeś był dzielny... Wcale ale to wcale się nie darłeś... - próbowała zagadać, ale słysząc tylko jak chłopak coś syczy przez zaciśnięte zęby i widząc na sobie jego wściekły wzrok zamknęła się i szła już w ciszy. “Pamięta, że go huknęłam czy nie pamięta? Może pomyśli, że to to znieczulenie? Ech...” Szla zastanawiając się kiedy Kalel ją zapyta czemu to zrobiła. Gdy wrócili do pokoju chłopak położył się na łóżku i odwrócił do niej plecami. Usiadł na swoim i smętnym wzrokiem wpatrywała się w jego plecy zastanawiając czy zagadać. - Przepraszam... - jednak widząc, że chłopak nie reaguje zrezygnowana zaczęła oglądać swoją lutnię. “Kuuuuuurcze, chyba ją uszkodziłam. Pewnie trzeba będzie ją naprawić. Mam nadzieję, że nie będzie to kosztowało 6sz, bo chyba się zabiję.” Po czym spojrzała na plecy Kalela i przemkło jej jeszcze. “Albo on mnie zabije... Po co się wcinałam? Mógł sobie płacić za co chciał i ile chciał, a tak to on jest zły a ja mam lekko bo lekko ale uszkodzoną lutnię. Więcej nie idę na żadne łamania! Ech.. na razie i tak ona mi nie potrzebna, zajmę się tym jak z Pyłów wrócimy.” Odłożyła lutnię na bok i znów zerknęła w kierunku Kalela. “Śpi... czy udaje, aby ze mną nie gadać?”

Gdy wróciły dziewczęta, zaczęli się szykować do drogi. Zerknęła na chłopaka i zaczęła coś przebąkiwać do dziewcząt, że może ze względu na niego powinni odłożyć podróż choć na jeden dzień, Kalel jednak spojrzał na nią zły. Po czym warknął przez zaciśnięte zęby, że przywiąże się do konia i pojedzie. Ruszyli więc przed siebie. Jadąc przed chłopakiem czuła jakby jego oskarżycielski wzrok wypalał jej dziurę w plecach. Walczyła z coraz bardziej ogarniającą ją chęcią odwrócenia się i przeproszenia go jeszcze raz. Powstrzymała ją przed tym obawa, że przeprosiny pogorszą sprawę zamiast ją polepszyć. Słysząc jak chłopak prosi Tuę o leczniczy czar przygarbiła ramiona jeszcze bardziej. “Ech... boli go pewnie bardzo. Ciekawe czy ręka czy głowa? Pamięta czy nie pamięta? Może jednak nie pamięta... wszak szybko tą lutnią załatwiłam sprawę” Zerknęła przez ramię na chłopaka. Podróż choć mijała szybko jej przez wyrzuty sumienia ciągnęła się w nie skończoność. Chętnie pognała by Skat przed siebie, ale Kalel przywiązał swojego konia do jej konia tak więc nie miała szansy na ucieczkę przed nim. Zresztą nawet jakby uciekła to przed poczuciem winy i tak uciec nie da rady. Jechała więc smętnie przed siebie. Uniosła głowę widząc jak z nieba zaczynają spadać płatki śniegu. “Zima...wreszcie nas dogoniła. A może to my ją? Muszę się upewnić czy wszystko mam przed tą podróżą. Nie dość że daleko zmierzamy, to jeszcze zimową porą. Ech... nie jest ciekawie, ale co nam pozostaje?” Dojechawszy do Twierdzy, zostawiła Skat w stajni i krzyknęła do reszty, że idzie na zakupy nawiała aby być jak najdalej od Kalela. Wracała zadowolona z nabytku, zwłaszcza z muła, którego udało jej się wytargować za przystępną cenę. Widząc zakupiony przez Tuę wóz z doczepianymi płozami jeszcze bardziej się ucieszyła, że skusiła się na zakup zwierzęcia. “Będzie miał co ciągnąc zamiast dźwigać”. Kiedy wieczorem ustalili, że mają już wszystko pożyczyła reszcie dobrej nocy i poszła do łóżka. Czuła niepokój lecz sama już nie wiedziała dlaczego.

Rano wstała jako pierwsza, poszła do stajni, wyczesała Skat zgrzebłem, zwierzając się jej ze swojego niepokoju. Koń strzygł uszami jakby słuchał z uwagą. - Wiem, wiem Skat sama sobie jestem winna... Ech... nieważne...
Kolejne dni podróży były takie same, jeden za drugim, różniły się tylko tym, że padał śnieg albo nie. Jednak było coraz mroźniej. Kiedy kolejnego dnia zobaczyła wraz z towarzyszami ślady innej karawany poczuła znów niepokój. “Ile jest w niej osób? Dokąd zmierzają w taką porę? Chyba ich doganiamy? Mam nadzieję, że nie wpakujemy się w kłopoty jak z tymi od mantikory.” Mijały kolejne dni a ślady na śniegu były coraz bardziej wyraźne. Wyjeżdżając z za kolejnego zakrętu zobaczyli ich. Grupę wysokich mężczyzn i ich obóz. Sorg jednak zerkała w niebo na unoszące się w powietrzu jastrzębie. Przypomniał jej się Kull i jego “właściciel”. A zaraz potem przez jej myśl przeleciało pytanie: “Ciekawe co się z nimi teraz dzieje? Czy zatrzymali się w jakimś ciepłym, wygodnym miejscu aby przetrzymać zimę?” Z zamyślenia wyrwały ją głosy współtowarzyszy zastanawiających się co robić dalej.Mężczyźni z obozu jeszcze ich nie zauważyli, jeszcze mogli się wycofać, albo do nich dołączyć. Zerknęła na Tuę i spytała:
- A może by tak Madraga wysłać na zwiady?
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline