Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2010, 18:32   #19
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Niziołek i elf przytaknęli półorkowi. Greenbo był zresztą za jak najszybszym opuszczeniem tego miejsca.- Ja już się dość zwiedziłem, więc jak ty Dariosie się już skończyłeś oglądać świątynię, to pakujmy co ciekawsze fanty i w drogę.
Po czym przytroczył łeb barghesta do swego pasa mówiąc.- Resztę obejrzymy sobie, gdy już tu wrócimy.
Elf przez chwilę się zastanawiał, po czym dodał.- Cóż.. Niech i tak będzie.
I w końcu pozbierawszy się do kupy, drużyna wyruszyła w drogę powrotną. Ominięcie siedliska goblinów odbyło się bez większych problemów. Wystarczyło je obejść szerokim, łukiem, a potem przeprawić się przez rozpadający się mur.
A kolejne trzy dni życia półorka wypełniła wędrówka i biwakowanie z gadatliwym elfem i chmurnym niziołkiem.
Darios bowiem był uczonym, znawcą wielu tematów o których lubił gadać. Zaś niziołek wydawał się być jego opiekunem. Pilnował jego bezpieczeństwa i posiłków. Greenbo gotował, acz kiepsko. Niemniej dało się to zjeść.
I było by przyjemnie, gdyby nie to, że koszmary półorka się nasiliły od wizyty w tej świątyni.
Co gorsza w snach widział rytuały, plugawe i potworne... straszliwe rytuały w których on był uczestnikiem. I co gorsza, rytuały te nie dotyczyły żadnego bóstwa orkowego panteonu.
Czasami Thog miał też wrażenie, że w jego brzuchu coś pełza, coś porusza... coś podobnego do tego obrzydliwego węża, którego zabicie odpuścił sobie w świątyni.
No i nadal nie wiedział, czemu znalazł zwłoki członków swego plemienia w tym sanktuarium.
Czyż nie zabiły ich krasnoludy... Zerkał od czasu do czasu na swój topór, zdobycz która przypominała mu plemieniu które stracił i o własnej pamięci, która była jak sito.

W końcu dotarli do Frostguard, miasta stojącego na drodze do Mirabaru.


Choć nazwa „miasto” była tu określeniem na wyrost. Forstguard była sporą wiochą. Ufortyfikowaną wiochą na Północy, która mierzyła się z wieloma zagrożeniami. Czego dowodem byli, dobrze uzbrojeni i doświadczeni wojownicy


patrolujący uliczki Frostguard.
Populacja tego miasteczka składała się w głównej mierze z ludzi. Po nich najliczniejsze wydawały się krasnoludy, a po nich półelfy. Od czasu do czasu spojrzenie Ur’Thoga napotykało na przedstawicieli innych ras. Ale przede wszystkim półork zauważał spojrzenia wrogie jemu i niechętne. Cóż... począć. Las Czat był tuż za miedzą. Orki w nim żyjące dały się nieraz Frostguard we znaki. Więc tutejsi nie lubili zielonoskórych.
Niemniej nikt nie kwapił się do zaczepiania Thoga, a to już było coś.
Trójka podróżników dotarła do dużego domostwa pośrodku osady, do którego zapukał elf.
Z niego wyszedł siwobrody mężczyzna i rzekł ze zdziwieniem. –Darios? Greenbo? Myślałem, że waszej dwójki już nie zobaczę. Chyba dwa dekadnie was nie było.


-Polowanie na goblińską hałastrę się przeciągnęło, ale ubiliśmy przywódcę.- elf wskazał na głowę barghesta, przypasaną do niziołka.
-A on?- spytał mężczyzna wskazując na Ur’Thoga. I elf wtedy rzekł.- Nowy nabytek, że tak powiem... zwerbowaliśmy go przy okazji.
-Skoro tak twierdzisz. Lepiej żeby tu nie narozrabiał, tutejsi są szczególnie cięci na zielonoskórych. Zresztą na całej Północy tak jest. Ale gdzie moje maniery, wejdź. Obgadamy sprawę zapłaty.
- rzekł starzec zapraszając elfa do środka. Zaś Darios rzekł do towarzyszy. – Sprawa nagrody, trochę zajmie. Nie musicie tu sterczeć jak kołki. Spotkamy się w karczmie „Po starym bażantem”.
Po czym on i siwobrody mężczyzna weszli do środka, zostawiając Greenbo i półorka przed drzwiami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline