Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2010, 19:28   #84
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
noc

Lało.

Vincent siedział na ławce, na dnie studni zwanej wewnętrznym podwórkiem Teatru. Oprócz jego osoby ciasną przestrzeń wypełniała stygnąca ciężarówka i przykryta plandeką taksówka, do której, ku zgrozie Mary, zaczął się już przyzwyczajać. Kaskady wody spływające prosto z nieba, oraz ze źle orynnowanych dachów upodabniały podwórko do wnętrza prawdziwej studni. Masywne krople uderzały w parapety, szyby, blaszane karoserie i napięty brezent jak w werbele. Gdzieś poza tym łomotem dobiegał go skrzekliwy głos Pennywisa. Najwyraźniej trwała jakaś próba.

Przemoczony do suchej nitki Vincent wpatrywał się w ledwie widoczne rzędy liter na ociekającej ociekającej wodą tabliczce Ouija.

Przypomniało mu się, jak nie dalej jak kilka dni temu zrugał Waltera, za to, że chciał się "poeksperymentować" razem z nimi. Przypomniał sobie jak z nabożnym przerażeniem przestrzegał Amandę przed lekturą "Das Geheimnis der Kutrub". To jak protekcjonalnie odnosił się do dwójki drużynowych racjonalistów.

I zaczął się śmiać.

Najpierw pod nosem, potem na całe gardło odchylając głowę do tyłu i pozwalając strugom deszczu uderzać go prosto w twarz.

Nie był czarodziejem, a kuglarzem, który przez przypadek dorwał się do prawdziwych zaklęć. Czy był jakiś powód, dla którego akurat on zajmował się magicznymi wątkami śledztwa, starając się odstraszyć i zniechęcić do nich pozostałych? Chyba jedynie ten, że miał cylinder, monokl i umiał robić tajemnicze miny. Czy magik sceniczny, choćby najwybitniejszy w swoim fachu, będzie lepszym czarnoksiężnikiem od wydawcy, księgowego czy dziennikarki? Wolne żarty.

Ale rozbawiło go co innego.

W zasadzie mógł być z siebie dumny. Wydarzenie dzisiejszej nocy było swojego rodzaju ukoronowaniem jego kariery prestidigitatora i fałszywego spirytysty. Osiągnął mistrzostwo absolutne:

Uwierzył w swoją magię. Po dziesięcioleciach oszukiwania innych, udało mu się nabrać samego siebie.


***

następnego dnia

Vincent musiał uczciwie przyznać, że miał więcej problemów z rozpoznaniem swoich towarzyszy, niż oni z rozpoznaniem jego. Garret miał za sobą najwyraźniej ciężką noc, a Choppa magik rozpoznał dopiero gdy ten się z nim przywitał - z jednej strony odziany w porządne, zapewne zakupione w amerykańskiej stolicy mody ciuchy, za to z gębą poobijaną tak, że chyba tylko jego rzedniejąca czupryna miała swój pierwotny kolor. Lynch coś mu wspominał o pobiciu, ale dopiero teraz dotarło do niego przez co księgowy przeszedł.
Wegnera też jakoś inaczej sobie wyobrażał. Według jego wyobrażeń, profesor powinien być młodszy, wyższy i - nie wiedzieć czemu - nosić bujną czarną brodę.


- Nazywam się Vincent Lafayette, miło mi pana poznać profesorze Wegner. Jeszcze raz przepraszam za tą atmosferę taniego kryminału, oprócz rozbuchanej działalności obiektów pańskich badań, odziedziczyliśmy po naszym wspólnym przyjacielu trochę problemów z rosyjską mafią. - rzekł magik gdy tylko ruszyli. Wyraźnie zaczynał wrastać w swój kostium, już nawet gadał jak pierdołowaty taksówkarz. - Tych których nie odziedziczyliśmy, zdążyliśmy sobie narobić sami. Ale po kolei: Na początek trochę logistyki. Wydarzenia lubią ostatnimi dniami niespodziewanie przyspieszać, więc obawiam się, że zanim pozwolimy panu w spokoju rozpakować walizki u panny Gordon i się przespać, powinniśmy pana wtajemniczyć w bieżące sprawy. Wynająłem pokój w zaprzyjaźnionym hotelu na uboczu, gdzie będziemy mogli w spokoju zjeść obiad i porozmawiać. Amanda i Herbert zapewne właśnie tam zmierzają.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 09-11-2010 o 19:43.
Gryf jest offline