Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2010, 00:13   #34
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Tydzień lenistwa był prawie zbyt dobry, by mógł być prawdziwy. Cała radosna rodzinka przeprowadziła się do nowego domu, po czym większość starych wampirów gdzieś się ulotniła. Został tylko Val i jakiś brzydal nazywany Constantine. No i jakieś dziwne dwie kobiety o twarzy prawie równie urodziwej jak starego Nosferatu. Ale po pierwsze one nie bardzo się liczyły, bo chyba były raczej zwierzątkami domowymi, po drugie Peter nie skupiał swojej uwagi na ich twarzach. Została natomiast cała młodzież. Ponieważ Kurt większość czasu spędzał w swoim pokoju, a dziewczyny trzymały się razem, Peter zdecydował się na towarzystwo swojego ojca i wypady do miasta.

Na wszelki wypadek wolał jednak wiedzieć, jakie są ich prawdziwe zamiary, więc w czasie jazdy zapytał Vala:
- Dlaczego mam wrażenie, że nie jedziemy do klubu się zabawić? Mamy tam jakąś tajną misję od Wasyla?
- Nie ma żadnej tajnej misji - Val się uśmiechnął - Jedziemy się wyluzować, dopóki staruszka nie ma. Poderwiemy jakieś laski, coś przekąsimy. - Val ryknął śmiechem - Skąd ci przyszła do głowy tajna misja?
- Nie wiem. Może dlatego, że Wasyl nie wygląda na kogoś, kto po porażce z Ignatowiczem da nam czas na wyluzowanie. Natomiast wysyłanie nas na misje jest dużo bardziej w jego stylu. Czy podrywanie lasek i przekąszanie zawsze idzie w parze. Znaczy: czy jest jakiś inny sens podrywania śmiertelniczek... lub wampirzyc?
- Hmm Wasyl ma teraz wiele na głowie ten atak na książęta, to coś co go strasznie rozdrażniło. Myślę, że może nie wrócić przez kilka dni. A to daje nam szansę by się troszkę rozerwać. A co do lasek, to jak by ci to powiedzieć... Jako nieumarłemu sprzęt ci już nie zadziała - Val zaśmiał się rubasznie - Sam się jednak przekonasz, że to niewielka strata wobec tego jaką rozkosz daje ludzka krew. Ja lubię krew z lekką domieszką jakiś piguł. Czy to ekstazy, czy innego towaru jaki jest teraz modny w klubach. Sam się przekonasz jakie to niesamowite uczucie.
- Książęta? O tym nie wspominałeś? Ci zamordowani, cośmy ich wieźli na pace byli książętami? Ludzkimi czy wampirzymi?
- Szczerze mówiąc to nie wiem. Tak ich nazywał Wasyl. To byli jego bliscy znajomi, a na dodatek ten sam klan. Nic dziwnego, że się tak zdenerwował na Rebecę. Jeżeli miała ona coś z tym wspólnego to on jej nie daruje. Rebeca już nie raz namawiała mnie i Jeffa do buntu. Sam jednak widzisz jak się kończy drażnienie Wasyla. Trzeba to rozegrać zupełnie inaczej.
- Mam rozumieć, że masz jakiś plan?
- Można tak powiedzieć - Val uśmiechnął się od ucha do ucha - Choć jest on raczej z tych prostszych, kapujesz nie. Wasyl na pewno się zgodzi nas uwolnić jeżeli przekażemy mu informacje o zdradzie Rebeci. Ona nie ustąpi. Już pewnie knuje, by was młodych zwerbować. Trzeba tylko czekać i obserwować. Powiedzieć potem wszystko Wasylowi i postawić mu warunek, proste nie?
Peter westchnął z rezygnacją:
- Urodzonym spiskowcem to Ty nie jesteś. A nie sądzisz, że Wasyl wie o jej zdradzie? Skoro nazwał ją zdradliwą suką, to albo wie, że knuje przeciwko niemu, albo że sypia z kim innym. Biorąc pod uwagę, że, jak to powiedziałeś, "nieumarłemu sprzęt nie zadziała", to stawiam na to pierwsze. Plus nie sądzę, żeby Wasyl miał ochotę naraz pozbyć się jej za karę i nas w nagrodę. Jak chcemy się wykupić potrzebujemy czegoś naprawdę mocnego.
- To będzie mocne - oburzył się Val - Damy mu na tacy dowód, że Rebeca spiskuje. Rozumiesz? Nie jakieś domniemywania, tylko twarde dowody, kapujesz? Możemy nawet ich nagrać jakby co. A jak ci się mój pomysł nie podoba to może masz lepszy cwaniaku, hmm? Żyję z Wasylem już trzy lata i wiem jak go podejść. Ty chyba niekoniecznie.
- Masz rację. Nie mam pojęcia jak go podejść. Nie zdążyłem też się zorientować w jego zamiłowaniu do sprawiedliwości. Ale skoro twierdzisz, że bez twardych dowodów się nie pozbędzie Rebeci, to możemy mu je dać. Tylko nadal wydaje mi się, że jeśli pozbędzie się w jakiś sposób jej, to bardzo nie będzie chciał pozbyć się nas. Ale spoko, będę miał oczy i uszy otwarte na oznaki zdrady. I przede wszystkim na inne metody wkupienia się w łaski Wasyla.
Przez chwilę milczeli, po czym
- Kim są te dziewczyny, które się przy każdej okazji kleją do Constantine'a? Ktoś je nazwał ghulami, ale co to w praktyce oznacza?
- Ghule to tacy co im krew wampira zasmakowała. Jak się ktoś śmiertelny napije naszej krwi to mu szajba odbija, gorzej narkomańcom. Ponoć nasza krew daje im siłę i uczucie spełnienia. Niestety wiąże się to z uzależnienie od wampira, tak człowiek nie potrafi już żyć bez krwi i zrobi wszystko by ją zdobyć. Wasyl i Constantine wykorzystują wielu ghuli. Ja sam jeszcze nie próbowałem. Jakoś brzydzi mnie sama myśl, że ktoś miałby pić moją krew. A wiesz, że Ho, ten wielki japoniec jest ghulem Wasyla?
- Nie wiedziałem. Wygląda na człowieka. W każdym razie nie ma zrytej facjaty i nie chodzi nago. Na szczęście. A ja mógłbym sobie zrobić ghula? Albo wampira? To drugie mi się średnio uśmiecha, ale kilka ghuli do pomocy nie wydaje się złym pomysłem.
- Ghul to dość prosta sprawa. W zasadzie - dodał po namyśle Val - Trzeba kogoś zmusić do wypicia krwi, a potem wydać mu rozkaz mentelny - ostatnie słowo wyraźnie sprawiło osiłkowi trudności - No wiesz w myślach. Tak przynajmniej mówił Wasyl. Co do przemieniania kogoś w wampira, to ogólnie panuje zasada że bez zgody Wasyla nie można sobie stworzyć potomka. I tak naprawdę nie powinienem ci mówić, ale co tam... pierdolić to. Jakbyś chciał kogoś przemienić to musisz wyssać z niego całą krew, czyli zabić. A potem szybko dać mu się napić swojej krwi. Proste nie. Tak zrobiłem z tobą. Za zgodą Wasyla - dodał po chwili - Czyli jakby nie patrzeć, jestem twoim ojcem. Buhaha - Val roześmiał się w głos.
- Spoko, tatusiu, na razie jestem za młody, żeby zakładać własną rodzinę. Ale dobrze wiedzieć jak to działa. Przynajmniej nie muszę się bać, że ktoś wyssany wstanie jako wampir, jak to na filmach bywa.

Rzadka sytuacja, żeby ojciec i syn razem wybierali się do klubów, żeby poderwać po dziewczynie na jedną noc. Ktoś mógłby taką rodzinę uznać za patologiczną. Ale to określenie nie oddawało rzeczywistości nawet w połowie. W dyskotekach Peter był nerwowy, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. Musiał uważać, żeby nikt nie dotknął jego skóry, bo jej temperatura mogłaby wywołać małe poruszenie - był zimny jak trup (i to porównanie nie jest całkiem pozbawione podstaw). Musiał uważać na tempo swoich ruchów, które ostatnimi czasy istotnie wzrosło do takiego stopnia, że mogło przyciągać uwagę. Musiał uważać, żeby w tańcu nie podskoczyć pod sam sufit, co wydawało się całkiem możliwe, a niekoniecznie normalne. No i przede wszystkim, niemalże odurzony zapachem jedzenia musiał się pilnować, żeby nie zademonstrować swojego uzębienia.

Dłuższą chwilę spędził siedząc przy barze i powoli sącząc drinka. Bacznie rozglądał się po całym parkiecie i przyległościach. Szukał dziewczyny w miarę możliwości samotnej, której zniknięcie nie zostanie zauważone. Najmniej chyba potrzebował zazdrosnego chłopaka, który będzie ich śledził. W końcu udało mu się wypatrzyć odpowiedni cel. Była co prawda z koleżanką, ale tak pijaną, że mógłby zagryźć kogoś tuż obok niej i pewnie by nie zauważyła. Poczekał aż jego cel także usiądzie i podszedł do niej. Kilka komplementów, promienny uśmiech i już prawie się rozpływała, zapatrzona w Petera. Poszło mu aż zadziwiająco łatwo, jak na tanie i oklepane teksty, którymi się posłużył. Ale cóż, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Nie obchodziło go, czy dziewczyna jest puszczalska i daje się poderwać każdemu kto podejdzie, czy wręcz przeciwnie - ma zerowe powodzenie u facetów. Przecież nie zamierzał z nią spędzić całego życia, ani nawet pokazywać się publicznie w jej towarzystwie. Chwilę pogadali, trochę zatańczyli i Peter zaproponował, żeby wyszli na moment się przewietrzyć. Ofia... dziewczyna chciała powiedzieć koleżance, że wychodzi, ale na szczęście udało mu się ją przekonać, że przecież zaraz wrócą. Wyprowadził ją w mroczną pustą alejkę, upewniając się, że nikt zanadto się nimi nie interesuje. Czuł się jak bohater horroru, albo kryminału. Przy czym ten czarny bohater. Gdy zaszli odpowiednio daleko przytulił dziewczynę mocniej do siebie. Nie cofnęła się. Najwidoczniej alkohol, albo coś mocniejszego uśpiło jej czujność i nie zauważyła nic niepokojącego u swojego towarzysza nocnego spaceru.
- Właściwie, to jak Ty masz na imię? - zapytał po cichu.
- Cindy - wyszeptała mu do ucha w odpowiedzi.
Postanowił sobie zapamiętać to imię. Czuł wyrzuty sumienia. Wiedział, że to co robi, że to co zrobi za chwilę jest złe. Dziewczyna, którą zabił pierwszej nocy po przemianie uciekała. Mogła walczyć o swoje życie. Była zwierzyną, a on drapieżnikiem. Przegrała, więc zginęła. Ta nie mogła nic zrobić. Została omotana, a Boyles wykorzystywał jej zaufanie jakim go obdarzyła. Czuł się z tym źle. Przytulił ją mocniej i pocałował. Wyglądała na zadowoloną. "Niech choć tyle ma z tej nocy" pomyślał. To co było później wydarzyło się dosłownie w mgnieniu oka. Peteer złapał Cindy za głowę i z całej siły uderzył nią o ścianę jakiegoś opustoszałego budynku. Ogłuszoną dziewczynę położył na chodniku i wyjętym z kieszeni scyzorykiem poderżnął jej gardło. Przyklęknął obok i pił. Znowu poczuł tę przyjemność, nieporównywalną z niczym innym. Wszystkie troski, problemy i wyrzuty sumienia gdzieś zniknęły. Nic nie miało znaczenia. Zapomniał się w tej chwili rozkoszy.

Gdy w ciele Cindy nie została już ani kropla krwi Peter wziął ją pod pachę i skierował się do najbliższej studzienki ściekowej. Podniósł właz i wrzucił zwłoki do kanału. Znowu zrobiło mu się przykro na myśl, że jej rodzina nie dowie się o jej śmierci. Być może nawet przez kilka lat będą czekali na jakiś znak życia od niej. Na próżno. Przez chwilę zastanowił się, czy nie przekazać im jakoś informacji o jej śmierci. Skarcił się za te myśli. Starał się przecież jak mógł, żeby policja nie odnalazła winnego tego zabójstwa, a już pod żadnym pozorem, żeby nie skojarzyła go z wampirami. Chwila współczucia mogła te wszystkie starania zaprzepaścić. Potrząsnął głową, żeby przegnać natrętne myśli, upewnił się że właz jest zamknięty i dość żwawym krokiem ruszył dalej. O umówionym czasie spotkał się z Valem i wrócili do kryjówki.

Kolejne noce przebiegały podobnie. Aż do czasu, gdy Constantine użył Vala w roli kierowcy, a czwórkę młodych wampirów zostawił w domu. Jak na złość właśnie wtedy przyszli goście. Gdy rozległo się pukanie do drzwi Peter wyszedł do przedpokoju zaciekawiony. Zebrała się też cała reszta najwidoczniej niezbyt chętna wpuszczać obcych do domu. "Normalnie jak dzieci" pomyślał Boyles. Pamiętał co tak niedawno spotkało parę książęcą i nie miał ochoty podzielić ich losu, ale przecież nie mógł bać się własnego cienia. Fakt, że przybywająca w odwiedziny trójka była wampirami nieco komplikował, ale nie było się co cackać. Zgodnie z rozkazem Kurta młody Brujah schował się za drzwiami, gotów w razie czego pokazać gościom wyjście i cierpliwie czekał.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 10-11-2010 o 00:17.
Radagast jest offline