Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2010, 11:10   #108
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Peter beznamiętnym wzrokiem odprowadził kolejną strzałę, która minęła sternika o dobrych parę metrów. Przynajmniej miał nadzieję, że na jego twarzy nie maluje się rozczarowanie. A nie powinno, bowiem wszyscy synowie Johanna d'Orra uczeni byli, by wszystkie emocje, przynajmniej te negatywne, trzymać dobrze na wodzy. Rozczarowanie należało do takich, których Johann zdecydowanie nie tolerował, a że postanowień swoich nie zmieniał nigdy, to i nie raz, nie dwa na synów kary spadały wszelakie. Synowie w ciemię bici nie byli, więc wnet nauczyli się uczucia swe ukrywać, czy to o ból rozbitego kolana chodziło, czy o nierówny podział pochwał.
A że i tak szansa trafienia niewielka była, z czego Peter zdawał sobie sprawę, to i rozczarowanie niewielkie było, chociaż żalu i tak trochę w magu było. Człowiek jest tylko człowiekiem i zawsze nosi w sobie pewne złudzenia.

Lotu ostatniej strzały nawet nie chciał oglądać. Najlepsza broń w rękach najlepszego strzelca nic by tu nie zdziałała. Już chciał się odwrócić i ruszyć w stronę koni...
- Na Pana Magii...
Nawet w chwili zaskoczenia nie wymówił imienia Tzeentcha, boga Chaosu, nie chcąc ściągać na siebie uwagi Pana Przemian.
Proste kmiotki mogłyby uznać trafienie za cud jakiś, Yavandir - za uśmiech losu lub nagły wzrost swych umiejętności. Oni tak, ale nie Peter. To nie był gwałtowny wzrost siły wiatrów magii. To było bardzo subtelne manipulowanie magicznymi splotami, ledwo wyczuwalne nawet dla niego. Ktoś - jakiś mag bardziej niż wprawny zapewne - manipulacji sprytnej dokonał, pasma różne mocy splatając.
Kto i z jakiego powodu, tego już Peter nie wiedział. Cel działania owej mocy znany mu nie był, a przez to groźny bardziej się zdawał, niżby wrogim się od razu okazał. Chwilowo im sprzyjał, ale dla jakich celów?
Na rozważania dalsze czasu już nie było, bo gdy sternik za burtę wypadł, strzałą Yavandira trafiony, fale zaczęły miotać barką jak łupiną i tylko kwestią czasu było, kiedy na skałę trafi, a kwestią prądów wodnych - na jaką.

Cóż... Jak się okazało, równie dobrze mogli lorda Berengera od śmierci zbawić, jak i przed czasem w objęcia Morra posłać. Gdy barka na skały trafi, a tego uniknąć nie mogła, każdy będzie ratować własny żywot, a o jeńcu, który utopić się może, nikt nie pomyśli. któremu to postępowaniu dziwić się było trudno.
Z drugiej strony jasnym było, że z tych, co falom zachłannym ujdą, do du Pontów nikt nie wróci, bo senior rodu du Ponte płazem straty jeńca nie puści, a śmierć w falach rozkoszą by się zdała tym, co z wieścią o klęsce do domu wrócą. Stary du Ponte z mściwości był znany, a litości nie okazywał ni obcym, ni swoim, jeśli go zawiedli.

Jeszcze się barka rozbić nie zdążyła, gdy już wszyscy członkowie wyprawy, konie zostawiwszy, z bronią w rękach, na dół pobiegli. Tak jak i Peter, który czaru komponenty czas jakiś temu uszykował. On, jak na razie przynajmniej, oręża materialnego, używać nie zamierzał. Magowie nie od tego byli, by w pierwszym szeregu stawać. Nie to, co wojacy różnej maści, co w skóry bądź stal się chowali.
- Broń rzućcie, a życie ocalicie - zawołał, starając się szum przyboju przekrzyczeć. - Stary du Ponte i tak was żywota pozbawi, jak do niego wrócicie! - Prośbę argumentem rozsądnym poparł.
Miał nadzieję, że choćby paru go posłucha.
 
Kerm jest offline